Bardzo obrazowe pisanie, wręcz malarskie.
Co do czerniny, to kiedyś jak jeździłam z Rodzicami na wieś, to widziałam gęś z poderżniętym gardłem, była w wannie, przez lata nie mogłam zapomnieć tego widoku,
a gdy częstowano mnie czerniną, nie chciałam jej jeść.
Wiem, że większość z nas je mięso i to, iż kupujemy je w markecie nie oznacza faktu, iż
wcześniej było to żywe zwierzę, które zostało zabite, ale w mieście takich makabrycznych obrazków nie widzimy, może dlatego rzadziej się zastanawiamy nad pewnymi historiami,
a drugiej strony, żyć trzeba, niekoniecznie samymi roślinkami, choć ja rzadko jadam mięso, ale nie jestem wegetarianką.
W sumie to wszystkie części, msz łączy cecha wspólna - wspomnienie z dzieciństwa i jak sądzę nostalgia za nim, tym bardziej, gdy mowa o Mamie.
Przeczytałam z przyjemnością.
Pozdrawiam serdecznie
P.S Co do zmian, to w moim odczuciu, jeśli Autor nie widzi potrzeby, by coś zmieniać, to nie powinien robić tego na siłę.