Dom ten był nietypowy dlatego, że składał się tylko z jednej izby. W pomieszczeniu nie znajdowało się nic szczególnego. Ot, zwyczajny pokój z drzwiami wejściowymi, podłogą, ścianami, sufitem i dwoma oknami obok siebie. Jedno było nowoczesne, otulone antracytową ramą. Widok przez ukazywał krajobraz zakurzony i ociekający niedawno padającym deszczem. Smutne drzewa ogołocone z liści, kałuże niemogące sprostować wizji bycia lustrem nieba. Drugie okno przedstawiało odmienny wygląd. Samo okno wyglądało jakby wyjęte z innej epoki, w ramie z łuszczącą się farbą. Co dziwne widok przez nie ukazywał przejrzysty pejzaż, tak, jakby szyba w nim przed chwilą była porządnie umyta, albo jakby wcale jej nie było. I przez nie świat wydawał się mniej jesienny. Drzewa swobodnie kołysały złoto-karmazynowymi sukniami, a trawa ciepłym odcieniem zastygłej zieleni szumiała wspomnieniem lata.
Dziewczyna o imieniu Kim otworzyła szeroko drzwi domku zastanawiając się, dlaczego to właśnie jej przypadł w spadku ten specyficzny nabytek. Czym kierowała się jej prababka spisując testament? Chociaż to do niej pasowało. Zawsze miała niebanalne pomysły i mimo podeszłego wieku ciągle zaskakiwała. Tym razem swoją jedyną prawnuczkę, zostawiając jej list o treści:
Kochana moja wnusiu, wiem, że za krótki to był czas, abyś mogła mnie poznać, dlatego zostawiam Tobie mały fragment siebie. Patrz pod spodem.
Babcia Aniela.
A pod spodem był testament.
Domek zaskakiwał minimalizmem. Może służył jej za pracownię? Przecież opowiadała o tym, że w młodości dużo malowała, a pod ścianą stały niedokończone akwarele z twarzami, które w większości trzeba było jeszcze dopracować. Niektóre się do niej uśmiechały, inne spoglądały pustymi oczodołami, a jeszcze inne nadstawiały niewidzialnych uszu. Najbardziej magnetycznym był obraz młodej kobiety w długiej, błękitnej sukni, słomkowym kapelusiku i z parasolką służąca za podporę. Uśmiechała się, jakby przed chwilą usłyszała coś zabawnego, albo spotkało ją coś miłego. Była w pełni ukształtowana. Tak bynajmniej wydawało się Kim. Kobieta z obrazu była bardzo realna. Elegancka, piękna i tak bardzo naturalna. Jej swobodna postawa, mimo ciężkiej sukni, sprawiała wrażenie unoszenia się ponad ziemią i faktycznie, po bliższej i dokładniejszej obserwacji spostrzec można było, że nie ma stóp. Spod sukni nie wystawały buciki na niskim obcasiku, co mogłoby wydawać się nawet zrozumiałe, lecz koniec parasolki zdecydowanie znajdował się znacznie niżej niż ostatnia falbana sukienki. Po bliższych oględzinach każdego portretu okazało się, że na każdym był brak, niekiedy niezauważalny, jak w przypadku kobiety z parasolką, innym razem rażący, jak brak dłoni, ust, czy istotny jak brak wędki u wędkarza albo innego elementu krajobrazu, postaci, budowli. Obrazy nigdy nie zostały dokończone. Kim zastygła w zadumie, gdy nagle ktoś intensywnie zapukał do drzwi. Niepewnie zbliżyła się do nich i otworzyła. Ujrzała wysokiego mężczyznę w wieku bliżej nieokreślonym. Broda dodawała mu lat, więc nie mogła precyzyjnie stwierdzić, czy jest dwudziestolatkiem, czy czterdziestolatkiem. Gdy zaczęła doszukiwać się siwizny na skroniach, co mogłoby przesądzić o tym, że jednak to czterdziestolatek, przerwał jej te niezbyt subtelne oględziny:
– Dzień doberek droga pani – uśmiechnął się – przyszedłem po zapłatę.
– Słucham? – wyjąkała Kim. – Aaaa, ma pan na myśli zapłatę od mojej prababci? Ale… jej nie ma…
– Nie wspominała, że się gdzieś wybiera.
– To zrozumiałe…
– Tak, czy siak zrobiłem swoje i przyszedłem po wynagrodzenie.
– Ale co pan zrobił i za co miałaby zapłacić moja prababcia?
– Jak to za co? Za to co zwykle: zmiotłem zwątpień wór, zakonserwowałem zapomniane marzenia, odświeżyłem optymistyczne bajanie, zasadziłem świeżutkie, śmiałe plany, wypieliłem frasobliwe smutki, wyrzuciłem rozterki, odgoniłem ciemne wizje, i jeszcze…
Kim spoglądała na nowoprzybyłego jegomościa jak na kogoś, kto sobie albo z niej kpi, albo ma ogromne problemy. Rozejrzała się też zapobiegawczo wokół. Może ktoś to monitoruje celem badania reakcji mających się nabrać naiwniaków, takich jak ona.
– Ale… – zaczęła niepewnie – nie potrzebuję pana usług. Prababci już nie ma. Jeśli ona pana wynajęła to z nią powinien był się pan rozliczać.
– Ale ja mam tu zapisane czarno na białym, że kolejny właściciel dokonuje opłat za moje usługi.
Dziewczyna rozważała to, co usłyszała, gdy przez otwarte drzwi wtargnął kolejny mężczyzna.
– Dzień dobry – wysapał. – Proszę tu potwierdzić odbiór. – Wskazał palcem puste miejsce.
– Ale nie mieszkam tu – odparła dziewczyna. – To na pewno pomyłka.
– Kim Kolwiecka?
– Taaaa…
– To dobrze trafiłem. Czytelny podpis i data dzisiejsza, poproszę.
– Kto nadał paczkę?
– Nadawca… Ooo jest! Aniela Pamiętalska. I adres się zgadza…
Kim potwierdziła odbiór, pożegnała pana listonosza i otworzyła pakunek. Wewnątrz koperty dostrzegła drugą mniejszą z napisem „zapłata dla Pana Bajarza”.
– A pan jak się nazywa? – zwróciła się do brodacza.
– Bajarz mam na nazwisko, a na imię…
– Wystarczy, chyba mam dla pana zapłatę.
Delikatnie otworzyła kopertę, lecz zamiast spodziewanych pieniędzy ujrzała pożółkłe kartki pergaminu. Wyjęła je nie wiedząc co dalej, ale w niemalże tej samej chwili mężczyzna złapał za nie, wyrwał Kim z dłoni, grzecznie się ukłonił w podzięce i wyszedł.
Dziewczyna stała oszołomiona. Myśli krążyły wokół tego, co powiedział Bajarz. Konserwacja zapomnianych marzeń… Optymistyczne bajanie… Śmiałe plany… I jeszcze ten listonosz, który pojawia się o właściwej porze we właściwym miejscu.
– Ten koleś to wariat, ot cała prawda – podsumowała głośno niedawne zdarzenia. – Od czego by tu zacząć?
– Ode mnie… – usłyszała delikatnie brzmiący głos dobiegający z nieokreślonego miejsca.
– Halo?! Jest tu ktoś?
– Halo, halo śliczna panieneczko, tutaj!
Rozejrzała się wokół i spostrzegła stare radio. To z niego dochodził ten piskliwy głosik domagający się uwagi. Podeszła bliżej i zwiększyła głośność, co przyczyniło się do ferii drażniących uszy dźwięków, po czym nastąpiła stabilizacja głosu.
– Cieszę się, że tu jesteś. Aniela tak bardzo chciała, aby ten domek sprawiał Tobie tyle radości co jej. Było to dla niej tak bardzo, bardzo ważne…
– Chyba tego wszystkiego jest dla mnie za dużo… Kim pani jest?
– Skąd pomysł, że jestem kobietą. Mogę modulować głos wedle upodobania, tak jak ludzie to robią z GPS. Uznałam, że skoro jesteś kobietą, to wolałabyś usłyszeć drugą kobietę.
– Ciekawa teoria, czyli kim jesteś? Nowoczesną maszyną obleczoną w rozpadającą się plastikową powłokę?
– Nie do końca. Jestem bardziej stara niż to radio. Tak stara jak człowiek.
– Oooo, pozwól zgadnąć? Jesteś sumieniem, czy tylko kacem?
– Teraz jesteś złośliwa. Aniela nigdy nie karmiła mnie sarkazmem, była uprzejma, miła i miała złote serce.
– Do tego przesładzasz…
– Powiedzmy, że jestem alternatywną wersją ciebie. Pasuje?
– Tak, zdecydowanie pasuję…
I teraz Kim mogłaby się obudzić. Odetchnąć z ulgą, że to tylko dziwacznie zakręcony sen, ale nic takiego się nie wydarzyło. Za to głos z radia nadal wybrzmiewał:
– Ona zawsze myślała o rodzinie. Zawłaszcza o tobie, wiesz? Gdy się urodziłaś namalowała kobietę w długiej sukni, tę najpiękniejszą ze wszystkich. Zwróciłaś na nią uwagę, prawda?
– Zwróciłam też uwagę na to, że są braki na każdym obrazie.
– Tak, ale to celowe. Aniela mówiła, że kończąc obraz, skończyłaby jego historię, a tak nadal trwa. Pozostaje w magicznym zawieszeniu wyczekiwania na to jaką przybierze ostateczną formę. Tak, jakby było wiele możliwości i każda ekscytująca. Lecz wybór którejkolwiek przekreśliłby pozostałe, które mogłyby się jednak okazać lepszymi.
– Chyba nie rozumiem… To tylko para bucików adekwatna do epoki, w której znajduję się ta kobieta.
– Nie. O to właśnie chodzi. Ona nie chciała oczywistych form. Ciągnęło ją do eksperymentów twórczych, ale też bała się zaryzykować. Dlatego nigdy nie sprawiła dziewczynie glanów, czy traperów. Planowała, rozważała, szkicowała, ale nigdy się nie odważyła.
– Dziwnie by to wyglądało… Długa suknia i glany…
– Też uważała, że dziwnie by to wyglądało. Że zburzyłaby ład epoki. Ustalone normy. Ideał piękna.
– Butami? To chyba lekkie przegięcie…
– A może dokończysz obrazy Anieli? Chciałaby tego.
– Spróbuję, chociaż słaba ze mnie artystka. Nie mam takiego talentu jak babcia Anielka, ale…
Wzięła w dłonie atrybuty malarza i zaczęła malować buty. Dosyć toporne, zapewne o trzy numery za duże, ale kobieta na obrazie w końcu miała w co włożyć stopy. Gdy skończyła uśmiechnęła się i jakby w odpowiedzi na ten uśmiech zawirowało, zaszumiało i dziewczyna z obrazu w długiej sukni stała przed nią drepcząc w miejscu, jakby sprawdzała wytrzymałość obuwia.
– Aniela! – zakrzyknęło radio.
– Witajcie moje kochane, stęskniłam się.
– Chwila… Jak się tu pojawiłaś i kim jesteś? – zapytała niepewnie Kim.
– Mniej gadania, więcej działania. – Odparła dziewczyna i złapawszy Kim za rękę pociągnęła do okien. Stanęła przed nimi i stosując wyliczankę z dzieciństwa wskazała na okno w ramie z łuszczącą się farbą, przez które widok był przejrzysty, tak, jakby szyba w nim przed chwilą była porządnie umyta, albo jakby wcale jej nie było.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt