Od lutego do maja 1945 roku armia sowiecka, burząc ostrzałem artyleryjskim i nalotami Festung Breslau (Twierdzę Wrocław), celowo oszczędziła kilka obiektów. Klęska Rzeszy była już oczywista. Moskiewskie dyrektywy nakazywały również unieszkodliwić tych, którzy nie godzili się z ładem kremlowskim. Więzienia, areszty i szpitale miały wkrótce się przydać. Szczególnie te pierwsze były niezbędne do uruchomienia machiny terroru – wprowadzania reżimu komunistycznego. Solidne, zbudowane z klinkierowej cegły więzienie na ulicy Kleczkowskiej, doskonale nadawało się na katownię dla wychwytywanych przez Urząd Bezpieczeństwa żołnierzy AK – zdelegalizowanej siły podziemnego Państwa Polskiego. Ich niedobitki, uciekając przed represjami, ukrywały się wśród fal przesiedleńców przybywających na Ziemie Odzyskane. W drugiej połowie lat czterdziestych, zmysły słuchu pensjonariuszy Klęczek – jak w półświatku nazywano to więzienie – od czasu do czasu szarpał stłumiony trzask pistoletowych wystrzałów. Blisko tysiąca egzekucji na najodważniejszych synach Polski, dokonywano w kiblówkach, czyli piwnicznych celach, gdzie krew zmywano wodą pod ciśnieniem ze szlauchów. – Tam ginęli ci, którzy przez lata okupacji narażali życie, walcząc z hitlerowskim okupantem. Z czasem, w miarę popełniania tych mordów, zastraszania i ogłupiania propagandą społeczeństwa, strzały ucichły. Wyroki śmierci wykonywano nadal. Jednak ich ilość malała wprost proporcjonalnie do procesu zniewalania narodu. Wystarczała już do tego zapadnia, uruchamiana przez kata pedałem. W czeluść, w podłodze pod ciężarem własnego ciała, wpadali mający z tyłu skute ręce i nogi, skazańcy. Na ich szyjach zaciskała się, zrywająca kręgi dusząca pętla.
Niedługo po przywiezieniu na Klęczki Jarka Menowskiego, stracono Rzeźnika. Jarek zetknął się osobiście ze zbrodniarzem, któremu udowodniono kilka morderstw. Najdrastyczniejszą zbrodnią skazańca było poćwiartowanie zwłok jednej z ofiar i wywiezienie w walizkach na wysypisko śmieci. Ten bandyta, robiący wrażenie spokojnego człowieka, siedział z kolegą Koryckich ponad tydzień w jednej celi. Przebywali w pomieszczeniu za niemieckich czasów przeznaczonym dla jednego więźnia. Kiedyś cela posiadała pryczę, w ciągu dnia przypinaną na zawiasach do ściany. Gdy znalazł się w niej Jarek, mieszkało tam pięciu więźniów. Wstawione było dwupiętrowe łóżko, które mieli prawo zajmować tylko dwaj więźniowie. – Morderca czekający na śmierć i osiłek o kwadratowej szczęce, i mocarnym karku. Pozostali dwaj lokatorzy oraz Jarek spali na siennikach rozkładanych wieczorem na podłodze. Na dzień chowano je pod dolne łóżko.
Współlokatorami Jarka, dzielącymi sienniki na podłodze byli: otyły Mleczarz oraz dziewiętnastoletni recydywista o ksywie Palmus. Jarek, po ujrzeniu po raz pierwszy Palmusa, doznał szoku. Powyżej pokrytego bliznami czoła, za linią ogolonych na łyso włosów, recydywista miał wytatuowaną pokaźną trupią główkę, ze skrzyżowanymi poniżej piszczelami. Całe ciało, budzącego grozę bandyty, pokryte było granatowymi tatuażami.
Dramatyczny incydent wydarzył się o czwartej nad ranem. Najpierw coś głośno zatrzeszczało.
– Pomóż kurwa! On się wiesza! – rozległ się straszliwy krzyk osiłka śpiącego na dolnym łóżku.
W celi było prawie ciemno. Z lamp na podwórzu, przez szparę między blindą – blachą osłaniającą od zewnątrz okno a otworem okiennym – sączyło się nieco szarego światła.
Jarek poczuł ból. Za moment jeszcze silniejszy. Ktoś nadepnął mu na rękę. Kiedy usiadł, oberwał w tył głowy. Zaskoczony, szybko się podniósł.
Dlaczego ktoś mnie kopnął? – przemknęło mu przez głowę.
– Trzymaj go mocniej! Podnieś! – darł się osiłek do grubego defraudanta kasy mleczarni.
Mleczarz usiłował unosić do góry wierzgającą postać skazanego na śmierć. Z pomocą zerwał się Palmus. Chwycił walczącego dziko skazańca za kołnierz bluzy. Mimo otrzymania ciosu nogą w brzuch przyciągnął się do niego bliżej, neutralizując zagrożenie kopniaków od wierzgającego wisielca i objął ręką wiszącego za szyję. Rozległ się trzask uderzenia. To czoło, opatrzone wizerunkiem czaszki ze skrzyżowanymi piszczelami, trafiło w twarz niedoszłego samobójcy. Ciało Rzeźnika zrobiło się bezwładne. Jarek zauważył, że najsilniejszy więzień, wspięty na piętrowe łóżko, rozsupłuje połączone węzłami ścierki. Spinały metalową poprzeczkę na górze łóżka z szyją, usiłującego odebrać sobie życie... Nie udał mu się samobójczy skok, którym zamierzał zerwać swój kręgosłup i wyprzedzić czekającą go egzekucję.
Nazajutrz trzasnęła zasuwa i zgrzytnął zamek w drzwiach celi. Wyprowadzono Rzeźnika oraz atletycznie zbudowanego więźnia. Tydzień później, Jarek mijając się na schodach z mieszkańcami innych cel, wracającymi z przechadzki na świeżym powietrzu, szedł ze swoją grupą na spacerniak.
– Co z Rzeźnikiem? – zapytał Palmus znajomego, nadchodzącego z naprzeciwka.
– Już go nie ma – odpowiedział zapytany. Przeciągnął po gardle palcami wyprostowanej dłoni.
Wykonanie wyroku na współlokatorze z celi wstrząsnęło Menowskim. Zdał sobie sprawę, że Rzeźnik, posługujący się w rozbojach łomem owiązanym szmatami – działał podobnie do niego. Wypełniony ołowiem szlauch, używany przez Jarka – żartobliwie nazywany bajką na dobranoc – był narzędziem prawie równie niebezpiecznym. Przy odrobinie pecha mógł też zabić. W uderzenia wkładał siłę. Mógł, łamiąc delikatną kość skroniową, uśpić paru delikwentów na amen.
Już za parę miesięcy kończę osiemnaście lat. Jako pełnoletni – zastanawiał się. – Mógłbym także zostać skazanym na śmierć mordercą. – Nikt by mnie nie żałował. Nawet nie wiadomo gdzie, pochowano by moje resztki – myślał z goryczą. – Szybko by wszyscy o mnie zapomnieli. Kolejna bolesna i zarazem irytująca myśl nawiedziła go, gdy wpatrywał się w zasłoniętą stalową siatką żelazną kratę. Właściwie to nie zakosztowałem nawet miłości z żadną dziewczyną. Przecież to niemożliwe, aby świat był tak urządzony, by jedynymi wybrańcami losu, mającymi fart do podrywania ładnych dziewczyn, byli tylko tacy jak bracia Koryccy.
Po opuszczeniu celi przez Rzeźnika i osiłka, którego zadaniem było pilnowanie skazanego na śmierć, pozostała trójka cieszyła się względną swobodą. O dynamicznych ruchach recydywista Palmus, wskoczył od razu na piętrowe łóżko, zajmując górne posłanie. Na dolnym, rozsiadł się swym zwalistym cielskiem mleczarski defraudant.
– Ty tu jesteś najmłodszy – warknął na Menowskiego, niezadowolonego z konieczności pozostania na podłodze.
Taki podział trwał krótko. Niebawem, trzymając w rękach ręczniki i osobiste szpargały, pojawili się nowi współlokatorzy: Przystojny, o urodzie herosa westernów Tony i nerwowo rozglądający się po celi, kędzierzawy młokos o ładnej twarzy. Ten widać był nowicjuszem.
– Ja śpię tutaj – powiedział Tony. – Poklepał łóżko zajmowane przez Mleczarza i położył na nim swoje zawiniątko.
Mleczarz poczerwieniał na twarzy. Przestąpił krok w stronę rosłego przystojniaka.
– Coś ci się nie widzi? – obrócił się przystojniak w jego stronę, jakby się dziwiąc.
Defraudant mleczarski chwilę sapał. Ocenił od głowy do stóp proporcjonalną, mocną sylwetkę Toniego.
– Nie, jest w porządku – wycofał się krok wstecz Mleczarz.
Palmus na przygiętych nogach, pochylony do przodu, zbliżył się do kędzierzawego chłopca o ładnej twarzy.
– A ty, skąd jesteś? – zapytał agresywnie.
– Z Wrocławia – odpowiedział, głosem drgającym nutą niepewności, przybysz.
– Za co garujesz? – nacierał wytatuowany recydywista.
– Za fałszerstwa. Co chcesz mnie bić? – przeraził się pobladły nowicjusz.
– Ile się cwelisz ? – zapytał Palmus, przybliżywszy czoło do nosa chłopaka.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi?
– Od kiedy pierdolą cię w dupę, frajerze? – wyjaśnił recydywista, uderzając lekko czołem w brodę ładnego chłopca.
– Odczep się ode mnie – płaczliwie zaskomlał przybysz.
– Nawijaj kurwa! Nie odpowiedziałeś, odkąd się cwelisz?
Jeszcze raz czoło opatrzone trupią główką, stuknęło w brodę przybysza.
– Pomóż mi – spojrzał atakowany na Toniego, który jakby nic się nie działo, dłubał zapałką w zębie.
– Zejdź z niego – niskim głosem wtrącił się Jarek Menowski.
– A ty co! – rzucił się recydywista w stronę Jarka.
Menowski odskoczył, przyjmując bokserską postawę. Palmus złapał w przegubie jego lewą rękę wysuniętą do przodu. Nagle prawa pięść zabijaki ze Szczawna, z głośnym plaśnięciem jak ciężki młot, uderzyła w zbliżające się czoło opatrzone wytatuowanym symbolem śmierci. Wstrząśnięty potężnym ciosem recydywista stał zgięty do przodu. Był wyraźnie zamroczony. Nie puszczał lewej ręki Jarka. Wolnym ramieniem zasłonił głowę i twarz.
– Basta! – krzyknął Toni, łapiąc przeciwników za karki. Jarek wolną ręką wykonał zamach haka. Zatrzymał pięść przed twarzą Palmusa.
– Zaraz tu wpadnie antanta, barany – ostrzegł przed możliwością ataku uzbrojonej w ciężkie pałki, grupy szturmowej klawiszy.
– Wiesz, że naruszyłeś zasady. U ludzi masz krzywo. Kto broni frajera, ten ma przejebane – powiedział Palmus do Jarka chwilę po zajściu.
Kucał oparty o ścianę i masował nabity powyżej czoła obrzęk tatuażu.
Niebawem, w efekcie interwencji wychowawcy – chłopca o ładnej twarzy, kędzierzawego fałszerza, przeprowadzono do innego bloku. Umieszczono go w tak zwanej ochronce, gdzie przebywali więźniowie szczególnie narażeni na agresję innych: pedofile, donosiciele, byli milicjanci i inni, nie akceptujący reguł przestrzeganych przez kryminalistów. Grypsujący ich prześladowali, bili, a nawet gwałcili.
Kilka dni później na spacerniaku, tuż koło głowy Menowskiego, z hukiem uderzył o mur ciężki kamień. Klawisz, stojący na środku otoczonego wysokim murem podwórza, udawał, że nic nie widział. Leniwie odwrócił się w drugą stronę. Kilkunastu więźniów szło w odstępach paru metrów od siebie, krążyli wewnątrz prostokąta, otaczających ich ścian.
Trzęsący się ze zdenerwowania Jarek, odwrócił się w stronę idącego za nim Palmusa.
– To twoja sprawka – powiedział półgłosem.
– Ja nie rzucałem – wycedził młody recydywista. – Mówiłem ci, masz krzywo. Zajebiemy cię jak ścierwo. W każdym kiciu w Polsce będziesz jebany w dupę.
– Teraz ja ciebie mogę zajebać – niskim głosem wymamrotał Jarek, kiedy znaleźli się z powrotem w celi. Odepchnął stojącego mu na drodze Mleczarza. Pochylony zbliżył się do Palmusa.
– Spróbuj, będziesz trupem – odpowiedział recydywista, patrzył wodnistymi oczami w twarz Menowskiego.
– Grozisz mi? – warknął Jarek, chwytając lewą ręką kołnierz jego bluzy. Podniósł prawą pięść i zamierzał wyprowadzić cios, kiedy nagle na ramionach Jarka zakleszczył się potężny uścisk. To z tyłu złapał go Tony. Wtedy do jego twarzy błyskawicznie przybliżyła się wytatuowana na czole przeciwnika trupia główka, błysnęło mu w głowie. Agresywnego Palmusa odepchnął nogą. Nadal obezwładniał go żelazny uścisk. Wtedy dotarł do Jarka ból rozbitego nosa. Posmakował słoną krew ze zmiażdżonych uderzeniem warg.
– Nie będziecie się tu smarować. Jeszcze raz taki numer i pozabijam! – ryknął Tony.
Respekt przed siłą Toniego załagodził konflikt między Jarkiem a Palmusem.
Wzbudzający odrazę Jarka o rok od niego starszy Palmus, częściej zaczął się zajmować praktykami erotycznymi. Onanizował się bezceremonialnie, odwracając się do kąta, gdzie stała bardacha – czyli kibel na nieczystości. Do seksualnej podniety inspirował go akt kobiety, wykonany był po partacku kopiowym ołówkiem na desce podtrzymującej siennik górnego łóżka. Z trudem przypominająca kobiecy wizerunek postać na desce, usytuowana w pozycji frontalnej z rozchylonymi nogami. Ktoś w środku między jej kończynami wywiercił dziurę.
– Niezła co? – zagadnął Jarka wytatuowany recydywista.
– Jej giry wyglądają jak pozginane, nadmuchane kondony. A ryj ma jak szympansica. To rysował denny patałach.
– Co ty pierdolisz – oburzył się współlokator – nawijasz, jakbyś potrafił namalować lepszą.
– Jasne, że potrafię.
– To pokaż, narysuj – Palmus błyskawicznym susem wspiął się na piętrowe łóżko. Tuż obok miał półkę z akcesoriami rysunkowymi do wytwarzania jednakowych laurek z różą i sercem przebitym strzałą. Podał Jarkowi plastikowy kubek z kolorowymi wkładami do długopisów, kredkami i ołówkami oraz kartkę papieru.
Jarek usiadł przy stoliku pod oknem. Chwilę zastanawiał się nad kompozycją. Próbował na dolnym skrawku pożółkłego papieru możliwości długopisowych wkładów. Delikatnie, szkicowymi kreskami zaczął budować z uwzględnieniem perspektywicznych skrótów, kształty gołej, o skośnych oczach brunetki. Umieścił ją leżącą w pościeli, z rozchylonymi nogami.
– Ty, on jest rzeczywiście niezły – zauważył, zerkający przez ramię Jarka, gruby defraudant ze spółdzielni mleczarskiej.
– Teraz się nie patrzcie – powiedział Menowski.
Po godzinie Jarek przedstawił gotowy akt. Palmus z zachwytu wstrzymał oddech. Defraudant mleczarski z szacunkiem pokiwał głową.
– No, to mamy tu artystę – stwierdził z uznaniem.
Plastyczne osiągnięcie Jarka wzbudziło także zachwyt Toniego, który powrócił do celi. Od kilku dni, respektowany z racji ogromnej siły współlokator, pracował jako szef kalifaktorów – czyli brygady więźniów zajmujących się sprzątaniem więzienia i roznoszeniem posiłków.
Fama o zdolnościach Jarka szybko rozniosła się po więzieniu. Zaczęła dawać profity. Palmus stał się przymilnym kumplem, nawet kimś w rodzaju agenta. To on załatwiał intratne zamówienia za ramki szlugów – jak określano paczki papierosów, wymieniane za erotyczne akty.
Z okazji zbliżającej się dziewiątego maja rocznicy zwycięstwa nad faszyzmem, Jarek otrzymał atrakcyjną ofertę od naczelnika więzienia. Także możliwość opuszczania celi i malowania w przestronnym pomieszczeniu świetlicy, gdzie odbywały się widzenia. Zakupiono specjalnie dla Jarka czeskie kredki Hartmuth’a, nowy zestaw pędzli, tusze, farby tempery i zapas bristolu. Menowski wymalował sowieckiego żołnierza o twarzy pięknego amanta, obok mniej urodziwego polskiego berlingowca, zatykających flagi sowiecką i polską na Bramie Brandenburskiej. Na dole gazetki, upstrzonej fotografiami powycinanymi z Żołnierza Polskiego i Ogonioka (propagandowego tygodnika sowieckiego), wymalował przestrzelony kilkoma pociskami hitlerowski hełm. Z dziur po pociskach – wydobywały się smużki dymu. Także namalował dym, wydobywający się z oczodołów czaszki, na którą nasadzony był hełm. Tak zakończyli zbrodniarze usiłujący zdeptać zdobycze komunizmu – brzmiał, wykaligrafowany przez Jarka komentarz do wzbudzającego grozę, malunku.
Naczelnik więzienia w stopniu pułkownika był zachwycony:
Bardzo dobrze to ująłeś – pokiwał głową, osobiście oglądając zakończoną pracę. – Za ideową wymowę tej gazetki zasłużył na dodatkową wypiskę – oznajmił wielkodusznie pułkownik, towarzyszącemu mu w świetlicy porucznikowi służby więziennej.
– Nie wolno tego szamać. Możesz mieć znowu krzywo – z przejęciem odezwał się Palmus.
Na widok podawanej mu przez Jarka kanapki, połknął ślinę. W celi roznosił się zapach rarytasu, jakim była dla więźniów grubo rozsmarowana na kromce mielonka turystyczna. Konserwę Menowski zakupił we więziennej kantynie, za pieniądze z wypiski.
– Znowu sprzeniewierzyłem się zasadom grypsery? Za zrobienie czegoś dla naczelnika? – zdenerwował się Jarek, stojąc z zawieszoną w powietrzu kanapką.
– Nawet nie o to chodzi. Ale nawijałeś, że naczelnikowi spodobała się dopiska przy hełmie. – Pochwaliłeś komunę, a tego nie wolno… Komuna to c z e r w o n y p a j ą k. Nie słyszałeś, co mówi grypsera? Pierdol czerwonego pająka.
Jakby na potwierdzenie niepokojów kolegi z celi, profity za rysunki nagle uległy redukcji. Przez pewien czas Jarek nie otrzymał zamówienia na wykonanie aktu erotycznego. Mijając się w drodze na spacerniak z grupą więźniów z innych cel, na jego pozdrowienie – siemanko chłopaki – nikt nie odpowiedział. Nadział się za to na złowrogie spojrzenie trzydziestoletniego bandyty o ksywie Orzeł.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt