- Sierżancie Collins, nie czekamy na wsparcie? – Jeden ze świeżaków spytał przez komunikator najstarszego stopniem, który w naturalny sposób przejął stery w grupie.
- Dziewczyny są tam same, każda minuta się liczy, dołączą. Jest nas sześciu.
Droga była nie utwardzona, podskakiwali na wybojach, nie włączyli syren, nie chcieli ostrzec potencjalnego zagrożenia aby przygotowało się szybciej na spotkanie. Mieli nadzieję, że światła aut weźmie za przypadkowe pojazdy.
- Widać dom!
Droga, a właściwie ścieżka wyjeżdżona przez opony, wiła się w szczerym polu. A te niczym postument okraszało na środku parterowe, pomalowane na biało czyjeś gniazdo…
- Panowie, Stevens zajedź od frontu, my lewy bok, Charles prawy. Włączcie koguty ale nie sygnał. W razie czego nasi szybciej nas namierzą.
Samochody z piskiem opon z otoczyły dom z przodu i po bokach dom. Zgasły reflektory. Mrok rozświetlały na przemian – czerwony i niebieski odbijające się w szybach trzech aut.
Collins dalej wydawał polecenia. - Stevens zostajesz tu, McCurry dom od tyłu lewa strona a Ty nowy, tył prawa, chowajcie się za węgieł nie wchodźcie w pole strzału z okna, kryjcie, obserwujcie okna i linię tuz przy krawędzi domu, może próbować ktoś wyjść piwnicą, zatrzymać każdego kto będzie chciał uciec, strzelać w ostateczności ja Peter i Murph wchodzimy do środka.
Widać było, że doświadczenie Collinsa było nieocenione a koledzy ufali jego kompetencjom. Błyskawicznie wykonali jego polecenia.
- Peter i Murph, osłaniajcie mnie. Kompani przytaknęli tylko w skupieniu, z bronią w dłoni wymierzoną w ganek.
Nacisnął klamkę. Drzwi nie były zamknięte. Miękko i bezszelestnie, bez skrzypienia co go zaskoczyło, otworzyły się.
Spojrzała na nią z pytaniem w oczach. Tamta kiwnęła potwierdzająco głową.
- Osłaniam Cię – Wyszeptała.
Brunatnowłosa dziewczyna z krótko na pazia ostrzyżonymi włosami powoli weszła do środka.
Dom był pusty.
Nie tylko nikogo w nim nie było ale był pozbawiony jakichkolwiek mebli.
Duży salon i dwa pokoje. Nie było kuchni. Nawet przypuszczalna toaleta pozbawiona była sanitariatów.
Żadnych kranów, kurków, rur, ogrzewania, kinkietów, żyrandoli.
Nic.
No może nie do końca nic.
Wszystkie ściany pomalowane na biało były puste.
Poza jednym obrazem wiszącym na ścianie w salonie.
Nieduży obraz przedstawiał piękną kobietę wtopioną w drzewo. Dynamiczna postać chciała jakby wyrwać się z matni a w jej oczach widać było ból i wolę walki.
- Dolores, musimy poczekać na posiłki… - Krótkowłosa dziewczyna z pistoletem w prawej dłoni próbowała przemówić do rozsądku miotającej się po pokoju jasnowłosej dziewczynie.
- To ja… - wyszeptała blondynka wskazując na obraz kiwnięciem głowy – Powiesił to specjalnie…Igra ze mną…Kolejna jego cholerna gierka.
Kobiecie drżał zarówno głos jak i wargi, widać było jej silne emocje. Targały nią gniew i rozpacz.
- Znajdziemy go. Wiemy, ze może tu być… - jej partnerka chwyciła ją delikatnie za ramię lewą ręką starając się wytrącić ją z emocjonalnej huśtawki.
- Zoipa, bez Ciebie nie zaszłybyśmy tak daleko…- Dolores uśmiechnęła się markotnie odwzajemniając uścisk.
- Dolores, nie czas na to. Musimy szukać, coś tu musi być, nie traćmy czasu.
Dolores kiwnęła głową – Przypatrzmy się czy nie ma tu jakiejś wskazówki.
Sukcesywnie zaczęły sprawdzać każdy narożnik, podłogę, ściany, nerwowo opukiwały każdy kąt.
Żadnej podpowiedzi.
W pewnym momencie, pchane instynktem obie weszły do salonu, obie ze wzrokiem utkwionym w jedno miejsce.
Obraz.
Miał może jakieś sześćdziesiąt na sześćdziesiąt centymetrów. Nie był duży, pozbawiony ram, olejna praca na płótnie obciągniętym na stelażu.
Zoipa zawahała się przed jego zdjęciem wiedziona przeczuciem, że to może być pułapka ale Dolores nawet się nie zastanawiała i zanim jej partnerka ją powstrzymała czy nawet zdążyła zaprotestować gwałtownym ruchem ściągnęła płótno ze ściany.
Zamarły na chwilę zaskoczone.
W pobielonym wapnem murze wykuto wnękę, w której umieszczono dźwignię…
Zoipa tym razem także nie podołała aby zatrzymać Dolores, krzyknęła tylko – Stój!- i zanim chwyciła jej ręce, ta pociągnęła za mechanizm.
Zgrzyt metalu, kół zębatych, naoliwionych łańcuchów, mechanicznej zapadni dudniącej złowrogo wypełnił hukiem cały dom. Hałas był tak przeraźliwy, że obie z wrażenia i wiedzione instynktem przygarbiły się a Zoipa bezwiednie wycelowała przed siebie broń.
Na środku pokoju, w podłodze otworzyła się zapadnia.
Dolores bez namysłu, nie zastanawiając się jakim cudem nie zauważyły jej obrysu w posadzce, dała susa w stronę otworu. Nie zważając na nic, widząc, że pomieszczenie pod podłogą jest oświetlone zbiegła po masywnych kamiennych schodach na dół. Zoipa wbiegła za nią celując nadal z broni, przerażona, gotowa do natychmiastowej akcji, nadal spodziewając się pułapki.
Pomieszczenie nie było duże. Pachniało lekko stęchlizną a kamienie z którego było zbudowane swą chropowatością i asymetrią tworzyły iluzję pradawnych dziejów, gdy ludzie budowali tak właśnie swe sadyby.
Na wprost schodów był wąski, oślizgły od parującej wody, kamienny korytarz.
- Nie! – Zoipa próbowała utemperować cichym acz stanowczym głosem swą towarzyszkę ale ta nie zważała na nią i wprost rzuciła się przed siebie.
Obie wbiegły w tunel.
Zachodziło słońce krwawą poświatą zalewając czerniejące niebo. Gęsty las jaki ujrzały splątanymi konarami i gałązkami ranił ich w twarz. Gałęzie zdawały się żyć. Dolores walczyła z nimi próbując się przedrzeć lecz zwarte skupisko drzew nie pozwalało się brnąć dalej.
- Gdzie jest mój syn?! Oddaj mi go! – rozpaczliwie krzycząc, dalej walczyła, im bardziej mocowała się tym bardziej gałęzie oplatały jej ciało.
- Zoipa! Pomóż mi! – starała się przywołać swą kompankę. Ta jednak nie odpowiadała…
Przerażona skonstatowała, że drzewa ją obserwują. Czuła ich spojrzenia na sobie, im bardziej walczyła tym bardziej czuła jak jej głowę, ramiona, nogi oplatają gałązki. Szarpała się jeszcze chwilę dopóki nie poczuła jak przez waginę i jej odbyt błyskawicznie wpychają się witki, wypełniając jej trzewia, jak odnóżki zastępują jej żyły i aorty, jak żołądek wypełnia drewniana konsystencja.
Nie czuła bólu.
Była już częścią drzewa.
Las uspokoił się tak jakby nasycił swe żądze.
Collins wpadł do wnętrza. Latarka rozświetliła mrok a dwie kolejne tuż za nim omiatały ściany salonu. Na podłodze spostrzegli czyjeś bezwładne ciało.
- Peter i Murph, przeszukajcie dom! – Collins instynktownie wymacał kontakt w ścianie. Pomieszczenie wypełniło sztuczne światło.
- Zoipa! – rozpoznał detektyw z wydziału zabójstw. Pomagał jej od miesięcy w sprawie zaginięć dzieci. Ta wydała jęk typowy dla obolałej osoby. Delikatnie ujął jej głowę. Ocknęła się.
- Gdzie Dolores? – spytał patrząc jej w oczy.
- Nie wiem…nie wiem co się działo…przyjechałyśmy i…. nie pamiętam.
Zoipa zgramoliła się z podłogi i usiadła na krześle przy stole. Salon wypełniały stare ale nadal użyteczne meble. Zielona farba odchodziła płatami ze ścian ale mimo to było widać ślady ludzkiej bytności.
Peter i Murph przeszukali dom. Nic i nikogo nie znaleźli.
Zoipa wracała do siebie. Była jeszcze lekko otępiała.
Jej nowe żyły i żołądek zabrany Dolores powoli asymilował się z nowym organizmem.
Zawsze się zastanawiała dlaczego jej rodzice kiedy ją porzucili w sierocińcu, zostawili przyczepioną do jej ubranka kartkę z imieniem Zoipa.
Zoipa - czyli w języku Nyanja – Zła.
Nie była przecież zła.
Dawała wieczność.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt