Dziwna wojna - Marian
Proza » Obyczajowe » Dziwna wojna
A A A

   Czy normalny człowiek pojechałby dobrowolnie do kraju ogarniętego wojną?

   Chyba nie. A jednak jeździło do takich krajów wielu Polaków.

   Nikt ich nie zmuszał, nie jeździli „za chlebem” – jeździli za dolarami. Gorzka to prawda, ale za miesiąc pracy w egzotycznym kraju zarabiali tyle, ile w Polsce przez rok i to jeszcze w twardej walucie. Dlatego wielu rzucało nawet dyrektorskie stołki i za granicą pracowało fizycznie.

   Byli też tacy, których gnała ciekawość świata i tacy, którzy uciekali przed problemami codziennego życia w kraju.

   Czy któryś z nich pomyślał o wojnie toczącej się tam, dokąd wyjeżdżał? Czy brał pod uwagę związane z nią zagrożenia?

   Nie wiem. Ja o tym nie myślałem. Podpisałem nawet oświadczenie, że jeśli z powodu wojny coś mi się stanie, to nie będę żądał żadnego odszkodowania. Potem spakowałem walizkę i poleciałem do Iraku uwikłanego od kilku lat w wojnę z Iranem.

   Razem z podobnymi do mnie ryzykantami wylądowałem nocą na jasno oświetlonym lotnisku w Bagdadzie. Na parkingu czekał już autobus, którym mieliśmy pojechać do naszego Eldorado. Jechaliśmy ulicami śpiącego miasta, mijaliśmy wielkie banery reklamowe i większe od nich tablice wystawione na cześć miłościwie panującego prezydenta Saddama Husajna. Wszędzie było jasno jak w dzień.

   Patrząc przez okno autobusu, pomyślałem: „To tak wygląda stolica kraju, w którym jest wojna? A gdzie zaciemnienia, gdzie patrole wojskowe i godzina policyjna? Co to za dziwna wojna?” Po opuszczeniu Bagdadu zanurzyliśmy się w pustynną noc i dopiero rankiem dojechaliśmy do celu.

   Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem oznaki wojny. Po prawej stronie drogi za kolczastymi zasiekami widać było zabudowania koszarowe i wojskowe samochody. Na pagórku po lewej stał radar. Dookoła rozciągała się sieć przeciwlotniczych linii zaporowych na wysokich słupach.

   Tak witała mnie zagubiona na pustyni fabryka – moja matka żywicielka na co najmniej rok.

   Fabryka i domki dla pracowników otoczone były płotem z drutu kolczastego, który ciągnął się od horyzontu po horyzont. Przerywała go jedynie brama, przy której stał opancerzony transporter z wymownie skierowaną na nas lufą działka i budka dla strażników.

   Zamieszkałem w zadrutowanym świecie i zacząłem przyglądać się wojnie, w której dwaj producenci ropy walczyli między sobą, a świat robił interesy na dostawach broni dla obu stron.

   Iraccy żołnierze nosili angielskie mundury i amerykańskie hełmy, strzelali z „kałaszy” i jeździli radzieckimi samochodami. Wszystko co mieli – od guzika u munduru do największego bombowca – zostało kupione za granicą i słono zapłacone.

   A czym walczyli Irańczycy?

   Wystarczyło włączyć telewizor i popatrzeć na obrazki z frontu. Takie same mundury, „kałasze” w dłoniach, a do ich armat na pewno pasowałaby iracka amunicja.

   Płynęła zatem broń na Bliski Wschód, a ropa w przeciwnym kierunku i biznes się kręcił.

   Tamtą dziwną wojnę oglądałem niejako online, bo aktualne wieści z frontu zajmowały większość programu telewizyjnego. Każdy zniszczony irański czołg, każdy kawałek zdobytych okopów to była okazja do pokazania bohaterskich synów Iraku.

   Telewizja nadawała coś w rodzaju wojennego show według, mniej więcej takiego schematu:

   Obrazki z frontu: umorusani żołnierze z bandażami na głowach pozujący do zdjęć nad zwłokami Irańczyków i trącający butami ich bezwładne nogi lub głowy.

   Przerywnik muzyczny: dziewczyna w mundurze śpiewająca pieśń o lotnikach, a w tle myśliwce ostrzeliwujące wroga.

   Obrazki z frontu: jeńcy gnani do niewoli, wybuchy na pustyni, płonący samochód.

   Przerywnik muzyczny: młodzian w tradycyjnym stroju zachęcający do walki skoczną piosenką z refrenem: „Jalla, jalla, jalla, jalla”. Jalla, czyli naprzód! Naprzód za ojczyznę i wodza!

   Sprawozdanie z wizyty prezydenta na froncie lub w polowym szpitalu: Saddam dekorujący bohaterów albo pocieszający rannych.

   Przerywnik muzyczny: chór śpiewający pieśń, w której co drugie słowo to „saidi”, czyli wódz. Porywająca melodia – dobra pieśń masowa na cześć prezydenta.

   Potem spiker czytał najnowsze wiadomości z frontu, a po nich pokazywano inne wojenne show, lub to samo jeszcze raz.

   Pamiętano też o uświadamianiu obcokrajowców. Co wieczór bagdadzkie radio podawało w kilku językach komunikaty z frontu. Wszystkie były podobne i brzmiały, mniej więcej tak:

   „Wczoraj nasze samoloty wykonały ponad dwieście nalotów na terytorium wroga. W wyniku czego zniszczono jeden samochód, dwa karabiny maszynowe, zabito czterech żołnierzy, a siedmiu raniono. Po tej pełnej sukcesów akcji wszystkie maszyny wróciły nieuszkodzone do baz.”

   Słuchając takich komunikatów, zastanawiałem się, dlaczego tak dużo nalotów przynosiło takie mizerne efekty. Z czasem, poznawszy nieco mentalność tubylców zrozumiałem, że iraccy piloci po prostu mieli pietra. Wysyłano ich nad Iran, gdzie w każdej chwili mogli zostać zestrzeleni. Widząc więc jakikolwiek ruch na ziemi, odpalali w tamtą stronę wszystkie rakiety i uciekali do domu. Czasem trafiali w nieprzyjacielski samochód, a czasem w jakieś stado owiec.

   Ta osobliwa wojna przycichała latem, a w zimie przybierała na sile. Moja pierwsza zima na kontrakcie była – mam nadzieję, że nie za moją przyczyną – dla Iraku niedobra, bo wróg zajął ujście Szatt al-Arab i odciął mu dostęp do morza. W kraju zawrzało, a w naszej fabryce zapanowała nerwowość. Gruchnęła bowiem wieść o poborze do wojska i miny tubylców zrzedły. Zaczęli szukać ratunku i wkrótce okazało się, że są dwa sposoby uniknięcia wysyłki na front: majętna rodzina lub niezbędność dla gospodarki kraju.

   Popłynęły zatem do państwowej kiesy „bezinteresowne” datki, a w telewizji wyczytywano długie listy ofiarodawców w kolejności odpowiadającej wysokości przekazanej kwoty. Najhojniejszych pokazywano na żywo w otoczeniu męskich członków rodziny i przy stoliku z dowodami patriotyzmu wyrażonymi w złocie, banknotach lub czekach na sumy z co najmniej pięcioma zerami. Był to dobry sposób i nawet właściciel miejscowego sklepu wykupił tak od wojska swoich synów i zięciów. Nawet się z tym nie krył i na ścianie przy kasie powiesił swoje zdjęcie podobne do tych pokazywanych w telewizji. Szeptano, że kosztowało go to milion dinarów.

   Proceder wykupowania obserwowaliśmy z rozbawieniem, ale gorzej było z „niezbędnością dla gospodarki”. Ponieważ nasza fabryka była obiektem strategicznym, dlatego zatrudnieni w niej Irakijczycy mieli szanse tę niezbędność wykazać. Z dnia na dzień wzrosło więc wśród nich zainteresowanie pracą. Nagle zapragnęli się uczyć i patrzyli nam na ręce. Zaczęli też donosić, bo to także był sposób na udowodnienie owej niezbędności. Jednym słowem, starali się jak mogli, a nam przez to utrudniali życie.

   Tych biedniejszych lub mniej przydatnych dla gospodarki czekał front. Dlatego coraz więcej tubylców chodziło ze spuszczonym głowami i miało w kieszeniach rozkazy wyjazdu. W rozmowach z nami tłumaczyli, co prawda, że idą na tyły, ale nikt z nich nie mógł być pewny swego losu. Wiedzieli to i oni, i my.

   Byli jednak i tacy ludzie, którzy szli do wojska dobrowolnie i nie byli to Irakijczycy. Któregoś dnia spotkałem Sudańczyka z naszego wydziału w nowiutkim irackim mundurze. Nie zdążyłem z nim porozmawiać, bo był bardzo zaaferowany i prawie biegł. Nazajutrz znajomy Arab powiedział mi, że Murzyn zaciągnął się na dwa lata, żeby zarobić. Gdy zapytałem, czy obcokrajowiec może służyć w irackiej armii, odpowiedział, że jeśli jest muzułmaninem, to może. Dziwna to wojna, w której kryterium przydatności do walki była religia.

   Jedni szli na front z przymusu, inni z chęci zysku, ale wszyscy wierzyli w to, że po kilku miesiącach dostaną urlop. Wierzyli też, że bez względu na sytuację na froncie, po odsłużeniu swojego wrócą na stałe do domu. Dziwna to wojna, w czasie której żołnierze dostają urlopy, lub wracają do domu, choćby świat się walił.

   Była to jednak prawdziwa wojna i zbierała swoje żniwo, a potwierdzały to wywieszane w zakładzie klepsydry informujące o bohaterskiej śmierci byłych pracowników.

   Ofiary wojny spotykałem w pobliskim miasteczku. Byli to ubrani w znoszone mundury inwalidzi. Stali na placu targowym lub chodnikach otoczeni przez gapiów, odpowiadali na pozdrowienia i poklepywania po plecach, i byli… obiektami do oglądania. Ludzie pociągali ich za puste rękawy kurtek, żeby sprawdzić czy naprawdę nie ma tam rąk, lub uważnie obserwowali i komentowali ich kuśtykanie o kulach.

   Gdy na to patrzyłem, wracały mi przed oczy obrazy z telewizji pokazujące żołnierzy tańczących nad zwłokami wrogów. Zachowania tych ludzi były dla mnie niezrozumiałe i zaczynałem się ich bać.

   Jest we Wrocławiu budynek, gdzie można oglądać Panoramę Racławicką. Widz stoi w środku, a dookoła rozciąga się malowidło przedstawiające bitwę. Perspektywa jest tak uchwycona, że ma on wrażenie bycia w środku wydarzeń. Potęgują je jeszcze prawdziwe przedmioty (np. płoty), jakby wystające z obrazu. Wszystko to jest jednak tylko złudzeniem.

   Podobnie ja oglądałem tamtą wojnę. Niby byłem w jej środku, niby widziałem jej skutki, ale naprawdę była ona dla mnie tylko telewizyjnym show.

   Była to dziwna wojna.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Marian · dnia 23.05.2021 09:15 · Czytań: 280 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 4
Komentarze
Marek Adam Grabowski dnia 24.05.2021 18:49 Ocena: Świetne!
Bardzo ciekawe relacja! Porównanie na końcu inspirujące.

Pozdrawiam
Marian dnia 24.05.2021 20:23
Dzięki, Marku, za wizytę i komemtarz.
Afrodyta dnia 02.06.2021 08:43 Ocena: Bardzo dobre
Podoba mi się Twoje opowiadanie, pokazuje prawdę o motywacjach ludzi dążących do wojny, o korzyściach, jakie przynosi tym, którzy robią na niej zwyczajny interes. Przedstawia też obraz żołnierza, który może po prostu się bać i nie chcieć walczyć. Twoje opowiadanie porusza wiele problemów, które zauważa główny bohater, będący tam tylko "przez chwilę", a jednak stający się dobrym obserwatorem.
Marian dnia 03.06.2021 09:41
Afrodyto, dziękuję za odwiedziny i obszerny komentarz.
Miło mi, że Ci się moje opko podobało.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:48
Najnowszy:emilikaom