- To znaczy że...tak, gdzie....- padały chaotyczne słowa.
- Mogła się tego dowiedzieć podczas pełnienia misji... - pojawiały się komentarze przerywane w pół słowa.
- Otóż właśnie dowiedziałam się tego podczas samobójczej misji na jaką wysłaliście mnie wy, zwierzchnicy najwyższych instytucji państwowych. Tak więc zainteresowani są panowie ujawnieniem kilku szczegółów czy może raczej....
- Zdejmijcie dziewczynie kajdanki – wydał jednoznacznie brzmiące polecenie prezydent.
- Wiedziałam że nie będę musiała długo czekać na tę decyzję – oznajmiła wciąż podekscytowna dziewczyna.
Jeden z funkcjonariuszy Secret Service odpiął z dłoni nastolatki kajdanki i pozostawił je na stole.
- Po woli, pozwólmy opaść negatywnym emocjom, zacznijmy może od początku. Co skłoniło cię do targnięcia się na życie głowy państwa, gdyż fakt ten nie pozwala zaznać mi spokoju? - Zapytał prezydent.
- Co skłonił mnie......? W pierwszej kolejności chęć dotrzymania złożonej obietnicy. Ponieważ trzeba państwu wiedzieć że stworzona przez was broń autonomiczna przywróciła mi wzrok w zamian właśnie za wskazanie im prezydenta. Pałali wobec niego żądzą zemsty za zatwierdzenie przez niego projektu, który ograniczał ich funkcje do celów militarnych, w szczególności zaś do zabijania. Wydanie kolejnego rozkazu do unicestwienia ich podczas burzy śnieżnej, pogłębiło rządzę odwetu.
- Zastanawiające, byliśmy przekonani że unicestwiliśmy wszystkich – stwierdził z niedowierzaniem we własne słowa jeden z prezydenckich doradców.
- Któryś z nich musiał jednakże przetrwać, w przeciwnym razie nie doszłoby do ataku na prezydenta – dopowiedział drugi z nich.
- Ażeby zamach na prezydenta mógł się powieść, musiałam uratować życie jednemu z nich oświetlając jego baterie słoneczne podczas burzy śnieżnej, ledową latarką w jaką mnie wyposażyliście, w ten sposób podtrzymałam w ten sposób jego funkcje życiowe. Moje zwłoki mogły także się tam znajdować. Co uczynilibyście w takiej sytuacji? Zapewne byście zataili ten fakt, mojemu ojcu przedstawili przekonywające dowody na zgon córki w innych, ustalonych przez ekspertów okolicznościach, nikomu nie kojarzących się z super tajną operacją wojskową. Zamierzył pan poświęcić moje życie jak uczynił to nie jeden z pańskich poprzedników wobec niczego nie świadomych patriotów. Pogłębiło to jeszcze rządzę zemsty na osobie która ten rozkaz wydała. Wówczas wezbrana we mnie złość domagała się dokonania odwetu na pańskiej osobie, panie prezydencie. Posłużyliście się wobec mnie podstępem, czemu więc ja nie miałabym się odpłacić tym samym?
Prezydent utkwił błądzące spojrzenie w politurowanym blacie stołu, odbijającym zniekształcone sylwetki zasiadających wokół niego ludzi. Poluźnił wiązanie krawata po czym przetarł chusteczką pot z czoła.
- Zapoznając się z bezpośrednimi relacjami, decyzja o zatwierdzeniu tym podobnych akcji zza biurka nabiera odhumanizowanego wymiaru. Podobne doświadczenie daje wiele do myślenia na przyszłość.
- Widzicie teraz że moja chęć uratowania prezydentowi życia podczas ewakuacji, ryzykując swoim własnym, była aktem dobrej woli
- Przyjmijmy więc że winy się wyrównały, nie zgłoszę prokuratorowi generalnemu próby zamachu na prezydenta USA, taka postawa nie oczyszcza mnie z win, ale pozwala darować twoją. Czy jest to stanowisko w pełni ciebie satysfakcjonujące ? - zapytał prezydent podnosząc ku górze głowę.
- Przyjmijmy że ugoda została zawarta panie prezydencie. Chcę też zapewnić że nic wam nie grozi, ostatni osobnik którego byt ochroniłam, unicestwił się wskakując do fontanny, gdyż jak zapewne wiecie ciśnienie wody powyżej głębokości półtora metra jest dla niego zabójcze.
- Przypominam sobie specyfikację dotyczącą broni autonomicznej, - stwierdził prezydent okazując jednoznacznie kojarzące się zmieszanie - zapoznał mnie z nią jeden z ekspertów przed kilkunastoma dniami.
- Alice chciałbym się z tobą podzielić pewnymi spostrzeżeniami jakie z nagła pojawiły się – oznajmił James Talbot zbliżając się chwiejnym krokiem do nastolatki.
- Proszę nam teraz nie przeszkadzać – stanowczym tonem zareagował prezydencki doradca.
- Tym razem chciałabym ażeby to pan nam nie przeszkadzał – zripostowała dziewczyna.
- Jakimi mianowicie – zapytała Alice podniósłszy się z krzesła kierując wzrok na tłumacza.
Dostrzegła nienaturalna bladość jego twarzy, jej uwagę przykuł także nierównomierny krok i trzymana za plecami prawa dłoń .
- Wiedząc gdzie znajduje się przejęty arsenał jądrowy, zapewne też pochodzący spoza naszego państwa moglibyśmy mieć w ręku kartę przetargową o jakiej nie przyśniło się nawet żadnemu ze światowych graczy na przestrzeni dziejów. Trzymać w szachu wszystkie armie świata. Moglibyśmy decydować o biegu dalszej historii, bo to ona podąża kierunkami wyznaczanymi przez wojny czy też mniejsze konflikty zbrojne wspierając swój byt na sile technologi militarnych, kształtujących w dalszej kolejności decyzje politycze. - Tempo z jakim wypowiadał kolejne słowa poczęło spadać. - Moglibyśmy dać początek nowej strategii w rozmieszczeniu ośrodków dominacji na światem, a umiejętnie nim zarządzając uwolnić świat od przemocy i wskazać inny niż militarny sposób konkurowania pomiędzy sobą dominujących państw. W zupełności wykluczyć między ludzką agresję w fizycznym aspekcie, .... - tłumacz urwał w pół słowa. Moglibyśmy trzymać w strachu wszystkie mocarstwa atomowe.
- Tutaj kończy się teoria, w praktyce okazałoby się że wkrótce ten szczytny cel zostałby sprzeniewierzony, osoby jakie musiałaby zostać wtajemniczone do podobnego projektu dopuszczałyby się nielojalności, aż w końcu cały plan wymknąłby się spod kontroli i przedostał w niepowołane ręce, skutki czego mogłyby być nie przewidywalne. Sami nie bylibyśmy w stanie nim zarządzać, a osoby w rękach których koncentruje się zbyt duża władza, jak uczy historia najbardziej są narażeni na skrytobójczy cios. Stalibyśmy się obiektem zainteresowania służ specjalnych i asów wywiadu najpotężniejszych państw, grożono by nam i szantażowano, nie byłoby miejsca na świecie gdzie moglibyśmy czuć się bezpieczni. Poza tym moim celem jest pielęgnowanie miłości do jakiej doszło między nami, nie zaś szerzenie strachu.
Dziewczyna skierowała wzrok ku dołowi. Uważnie przyjrzała się jego prawej dłoni, zauważyła sączącą się z rękawa stróżkę krwi.
- Moglibyśmy...
- Jesteś ranny?
- To nic groźnego – bez zastanowienia odpowiedział tłumacz.
- Musisz zostać natychmiast opatrzony.
- Nie przerywaj mi, powiedziałem już że to nic groźnego. W takim razie muszę wyznać ci coś bardzo ważnego, skradzione głowice nie znajdują się w miejscu o którym myślisz. Zanim rozpoczęła się akcja „Odwet II” zasugerowałem androidom, by zostały przeniesione w miejsce bezpieczniejsze. Do niedawna wiedzieli o nim także oni, teraz już tylko ja.
- A zatem...nie przecież to...może doprowadzić do skażenia ogromnego obszaru naszego państwa.
- Będzie to mniej niebezpieczne niżby miały zostać zdetonowane, żadna z zagubionych kilkunastu głowic nigdy nie wyrządziła żadnych strat.
- Krwawisz coraz obficiej! Czy na sali znajduje się lekarz? Temu człowiekowi musi zostać natychmiast udzielona pomoc lekarska. Jak najszybciej należy wezwać ambulans.
Wokół nastolatki podtrzymującej na dłoniach osuwające się na nią ciało młodego mężczyzny zgromadziło się kilkoro osób. Wpatrywali się oni w blednącą z każdą sekunda twarz młodzieńca, aż wszyscy utkwili spojrzenia w jego zamykających się oczach.
- Obawiam się że już nikt nie będzie mu w stanie pomóc – ozwał się cichy, anonimowy głos.
- Proszę odstąpić od rannego, jestem lekarzem w służbie Białego Domu. Proszę utorować mi przejście.
Ku dwojgu obejmujących się ludzi szybkim krokiem zbliżył się mężczyzna w średnim wieku.
- Ależ panie doktorze …
- Proszę delikatnie unieść rannego za nogi i pomóc mi położyć go na podłodze – zakomenderował lekarz chwytając młodzieńca za dłonie. - W kilku wprawnych ruchach zdjął on kurtkę z leżącego mężczyzny i rozpiął guziki zakrwawionej koszuli odsłaniając klatkę piersiową wokół prawego ramienia. W okolicy pachy widniała duża rana postrzałowa z której wciąż obficie sączyła się krew. Lekarz utkwił spojrzenie w zamkniętych oczach rannego. Przyłożył prawą dłoń do tętnicy szyjnej.
- Niestety nie wyczuwam pulsu.
- Panie doktorze to niemożliwe, przecież on jeszcze przed chwilą...
- Przed chwilą właśnie nastąpił zgon, bardzo mi przykro. Pocisk najprawdopodobniej naruszył tętnicę pachowa. Z pozoru niegroźna i nie dotkliwa rana na skutek nie udzielenia na czas pomocy medycznej zakończyła się tragicznie.
Alice Wilson wtuliła twarz we włosy zmarłego, nadal podtrzymując w dłoniach wiotczejące ciało ukochanego.
- Pozwolą państwo że oznajmię, wiadomość z ostatniej chwili - Prezydent starał się przywołać do porządku gości gromadzących się nad zwłokami młodzieńca. - Zgodnie z doniesieniami moich współpracowników nasze służby dokonały uwolnienia siedmiuset siedemdziesięciu zakładników jacy zostali uprowadzeni przez naszych niedawnych prześladowców. Ich lista ukaże się na znajdującym się naprzeciw państwa telebimie.
Zimne, błękitne światło emitowane przez ciekłokrystaliczny ekran rozlało się wokół obudowy telewizyjnego odbiornika. Jego płaszczyzna po krótkotrwałym rozbłysku przyblakła stanowiąc kontrastujące tło dla pojawiających się czcionek. Przewijające się z dołu ku górze imiona i nazwiska skoncentrowały na sobie uwagę wszystkich osób zgromadzonych w sali jadalnej Białego Domu. Starali się oni nadążyć wzrokiem za szybko następującymi po sobie kolumnami liter.
- Przepraszam czy można zatrzymać obraz i przewinąć do tyłu – donośnym tonem wygłosiła zapytanie wyraźnie podekscytowana Alice Wilson.
- Oczywiście – odparł pracownik Białego Domu odsługujący odbiornik telewizyjny, równocześnie cofając obraz klatka po klatce.
- Czy może zatrzymać pan obraz na personaliach ostatnio wymienionej osoby – zapytała ponownie nastolatka.
- Oczywiście – bez zastanowienia odpowiedział stojący obok mężczyzna – nie wiem czy uda mi się stąd prawidłowo odczytać, zdaje się Ewelin Wilson.
- Przecież to moja matka – drżącym głosem oznajmiła wzruszona dziewczyna.
W momencie gdy ciszę wywołaną wzruszeniem nastolatki zakłócił narastający poszum dialogów, jeden z doradców wojskowych zbliżył się do prezydenta.
- Panie prezydencie przed minutą minął termin rozpoczęcia operacji „ZERO”.
- Mogę chyba oznajmić to publicznie – prezydent zasięgnął pośpiesznej porady u wojskowego doradcy.
- Może pan, ze strategicznego punktu widzenia nie będzie to miało już żadnego znaczenia.
- Drodzy państwo właśnie uniknęliśmy wybuchu III – ej wojny światowej.
CDN
PS. Drodzy czytelnicy, prosiłbym o zamieszczanie OCEN i KOMENTARZY. Zachęcam również do zakupu mojej powieści MATEMATYCZNY WZÓR NA ISTNIENIE BOGA dostępnej w cenach promocyjnych w większości księgarń internetowych. Dziękuję i pozdrawiam autor.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt