Prolog historycznej powieści - Abakarow
Proza » Przygodowe » Prolog historycznej powieści
A A A
Od autora: Wstęp do pomysłu na coś większego. Będę wdzięczny za opinie. Dawno nic nie pisałem. Czuję się zardzewiały

 

7 grudzień 1724 

Głowa burmistrza z tępym hukiem opadła na śliskie kamienie, którymi wybrukowano dziedziniec ratusza w Toruniu i potoczyła się tuż obok nóg Michała. Bezwładne ciało osunęło się na bok. Krew tryskająca z rozciętej szyi spływała coraz wolniej i wolniej, aż po paru sekundach całkowicie przestała.  W blasku pochodni, które wokół kata trzymali żołnierze ledwo można było dostrzec szczegóły egzekucji.  Michał Świderski, zmarznięty grudniowym chłodem próbował potrzeć związane grubym sznurem dłonie, które przestał czuć już jakiś czas temu. Ta nędzna próba ogrzania się na kilka minut przed ostatecznym końcem życia nawet lekko go rozbawiła – jaki to człowiek głupi, że przejmuje się chłodem na kilka minut przed śmiercią.  

Ostatnie dni spędzone w miejskim areszcie niemal całkowicie pozbawiły Michała złudzeń. Wszystko toczyło się tak, jak dotychczas w ważnych momentach jego życia – po prostu najgorzej. Wydawało mu się, że jest pogodzony z losem. Śmierć miała wreszcie przynieść długo oczekiwany kres wszystkich boleści z jakimi zmagał się od kilkunastu lat jednak, kiedy dziś rano, a może bardziej dziś w nocy, obudził go szczęk otwieranych drzwi od celi, wyrwany z płytkiego snu spanikował. Ciało odmówiło posłuszeństwa nie tylko strażnikom, którzy próbowali wyprowadzić mężczyznę z budynku bramy Paulerskiej, do której nie raz sam prowadził złapanych złoczyńców, ale również jemu samemu. Nogi przestały się słuchać głowy, uda nie trzymały tułowia, kolana ud, a kostki łydek.  Zmęczeni strażnicy zarzucili na ramiona jego ciało i zawlekli do podstawionego nieopodal wozu. Rzucili go na podest i ciężko sapiąc wrócili do środka. Gęsta para buchająca z ust Michała wzbijała się w mrok grudniowej nocy. Jedyne światło w śpiącej o tej porze ulicy Szewskiej dawała migająca pochodnia przyczepiona u boku woźnicy cierpliwie czekającego na załadunek. 

Te kilka minut otrzeźwiło umysł Michała, który zaczynał odzyskiwać kontrolę nad swoim ciałem. Uniósł się z pozycji leżącej w jakiej zostawili go strażnicy i przesuwając się powoli usiadł z tyłu wozu z podniesionymi pod brodę kolanami. Furman lekko odchylił głowę w jego kierunku. Michał mógłby się założyć, że widzi uśmiech młodego mężczyzny. No tak – to pewnie nic nowego, że wielu mieszkańców tego miasta jest zadowolona z takiego przebiegu spraw, jakie miały miejsce w ostatnim czasie. Spojrzał na rozgwieżdżone niebo. Jeden z tysiąca punkcików nerwowo zamigotał tuż nad jego głową. Michał uśmiechnął się na myśl, że to może jego witają już w niebie. Dają mu znak, że wszystko gotowe. Z tych rozmyślań wyrwał go odgłos końskich kopyt, który zbliżał się z kierunku rynku staromiejskiego. Mężczyzna w mundurze gwardii koronnej podjechał do stojących przy bramie strażników.  Nie schodząc z konia zamienił z nimi parę słów po czym skierował się do woźnicy.  

- Jedziesz za mną! - wykrzyknął. - Najpierw ten idzie pod topór. Po resztę przyjedziesz po świcie. 

Furman bez słowa ściągnął lejce i wóz ruszył terkocząc po bruku. Szarpnięcie przewróciło siedzącego Michała na plecy. Teraz dopiero poczuł jak bardzo, mimo przeraźliwego chłodu spocił się. Początkowo chciał się podnieść do pozycji, w której jego rozmyślania zostały przerwane, ale po pierwszej nieudanej próbie postanowił nie ruszać się z miejsca.  

“Poleżę” pomyślał. “Poleżę tak, jak już za niedługo leżeć będę całą wieczność”. Szczyty pociemniałych kamienic złowrogo przesuwały się nad nim oddając mu cześć w tych ostatnich chwilach. Wóz dojeżdżając do rynku staromiejskiego zwolnił, po czym zatrzymał się. Słychać było stukot butów żołnierskich i zbolały, przytłumiony płacz kobiety. Tym razem Michał zmusił się ponownie do wysiłku i uniósł plecy opierając je o tył wozu.  

Z ulicy Chełmińskiej w kierunku Rynku maszerował z tuzin żołnierzy trzymających pochodnie. Pośród nich szedł powoli odziany w gruby wełniany płaszcz burmistrz tego miasta. Tuż za nimi dwie przygarbione kobiety. Jedna z nich, prawdopodobnie żona skazańca cicho łkała i zawodziła, druga, jego córka, modliła się. Michał wytężył wzrok, aby dojrzeć twarze kilku pozostałych osób idących w tym korowodzie, natomiast mógł jedynie domyślać się, że to służba i najbliżsi prezydenta, którzy towarzyszyli mu w jego ostatnich dniach spędzonych w areszcie domowym.  

Po kilku chwilach od przejścia ostatniej osoby stojący na rogu ulicy żołnierz machnął ręką i wóz ponownie ruszył. Tym razem Michał oparty mocno o tylną ścianę furmanki nie przewrócił się dzięki czemu mógł widzieć jak grupa przechodzących przed chwilą ludzi skręca za ratuszem w prawo. Kiedy dojechali do wejścia na dziedziniec ratusza wóz się zatrzymał. Michał słyszał wydobywające się z niego głosy ludzi. “Dziwne” - pomyślał. Skoro zaprowadzono burmistrza na dziedziniec, a nie na główny plac rynku, gdzie zwyczajowo odbywały się wszystkie egzekucje, może jeszcze nie wszystko stracone. Może rzeczywiście, tak jak wielokrotnie wspominał o tym prezydent, uda się im wszystkim z tego jakoś wywinąć? Może ta cała szopka z bezwzględnością wyroku miała się właśnie dziś, w środku nocy zakończyć? Może wreszcie dotarły wieści z Warszawy o tym, że mościwie panujący król ułaskawił nas wszystkich. Lub chociaż odroczono kary. Te rozmyślania zostały przerwane przez głośny rozkaz żołnierza. 

- Zdejmij go i jedź z powrotem pod bramę więzienną. Tam wejdź do izby strażników, ogrzej się i czekaj na dalsze rozkazy. 
- Tak jest! - wykrzyknął wesoło woźnica. 

Żołnierz pokiwał tylko głową i odwrócił się w kierunku dziedzińca, z którego wciąż słychać było jak ktoś donośnym głosem przemawia. Furman wskoczył dziarsko na wóz i chwycił skazańca pod ramię. Pomógł skazańcowi wstać i zejść z wozu. Michał mógłby przysiąść, że sprowadzając go na dół młody człowiek szepnął mu coś do ucha, ale nie zrozumiał słów dziwnie rozbawionego młodzieńca. Grudniowy mróz zaczął mu mocno doskwierać. Odziany jedynie w starą przepoconą koszulę i jeszcze starszą kamizelkę drżał z zimna oparty o ścianę ratusza.  

Kiedy wreszcie pozwolono mu wejść w bramę ratuszową, wszelkie okruchy nadziei rozprysły na milion kawałków. Na środku dziedzińca stał burmistrz, major wojsk koronnych d’Argelles, pastor oraz kat ze swoim ciężkim mieczem. Wokół nich prężyło się kilkunastu żołnierzy, których pochodnie rozświetlały zniszczone i wciąż nienaprawione mury ratusza. Po jednej stronie stała grupa duchownych – przedstawiciele zakonów katolickich i biskupa chełmińskiego oraz grupa możnych z komisji egzekucyjnej. Po drugiej rodzina i służba prezydenta, których Michał wcześniej widział w ponurym przemarszu przez miasto. Burmistrz, już bez ciepłego płaszcza, stał wyprostowany w samej białej koszuli. Z głębokim przygnębieniem wpatrywał się w swoich bliskich, tak jakby właśnie dopiero teraz próbował się z nimi pożegnać. 

- W imieniu Najszlachetniejszej Rzeczypospolitej Polskiej... - Donośnym głosem odbijającym się od otaczających ich ścian rozpoczął swoją wypowiedź major d’Argelles, po czym zatrzymał się, jakby nie wiedząc co ma teraz powiedzieć. - Kacie, czyń swoją powinność. 

W tym czasie stojący za Michałem żołnierz pchnął go i trzymając mocno za łokieć wprowadził na dziedziniec. Idąc bokiem, tuż przy wewnętrznych ścianach ratusza podprowadził bliżej miejsca egzekucji. Prezydent uklęknął, przeżegnał się i ucałował krzyż, który podał mu stojący przy nim pastor. Pochylił głowę. Rzadkie ciemne włosy opadły mu na czoło. W tym momencie z nieba zaczął najpierw delikatnie, a po chwili coraz śmielej padać śnieg. Burmistrz uniósł głowę i spojrzał w górę. Część zgromadzonych zrobiła tak samo. 

- Pierwszy raz w tym roku. - Powiedział prezydent, po czym ponownie pochylił głowę.

    Kat nie chcąc dłużej zwlekać podniósł wysoko ciężki, długi miecz i z impetem uderzył nim w kark skazańca. Zanim ostrze opadło wszyscy wzdrygnęli się. Nocną ciszę przeciął przeraźliwy krzyk żony prezydenta, który odbijając się od ścian ratusza wypłoszył siedzące na szczytach śpiące wrony. Śnieg w blasku pochodni. Kraczące ptaszyska zbudzone nad ranem. I krew człowieka tego miasta, które chłonie ją teraz łapczywie w swe wnętrze. W tym momencie ktoś mocno złapał Michała za ramię i szarpnął.



Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Abakarow · dnia 03.09.2021 17:02 · Czytań: 494 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 6
Komentarze
Darcon dnia 03.09.2021 21:09
Rasowo napisany prolog. Klimatyczny, w którym czuć epokę. Płynne zdania, zrozumiały tekst, wrzucasz od razu czytelnika na głęboką wodę, a zasadzie bohatera. :) Wydaje się być w sytuacji bez wyjścia, to znaczy wyjście nadchodzi, ale takie, jakiego szybko nie oczekujemy, oj nie.
Tak to właśnie powinno wyglądać. Podobało mi się.
Pozdrawiam.
Abakarow dnia 03.09.2021 22:23
Wielkie dzięki za komentarz!
Madawydar dnia 09.09.2021 14:35
Dreszczowiec jak się patrzy. Mrozisz krew w żyłach czytelnika nie gorzej niż grudniowa aura opowiadania.
Tylko dlaczego używasz dwóch tytułów do jednej postaci? Czy to jest burmistrz Torunia, czy jego prezydent? Nie jestem też pewien, czy w 1724 roku był urząd prezydenta Torunia?

Poza tym zapowiada się ciekawie.

Pozdrawiam

Mad
Abakarow dnia 10.09.2021 10:54
W tamtym czasie Toruniem rządziło 4 burmistrzów w tym jeden pełnił funkcję prezydenta (np. przewodniczył obradom Rady Miejskiej), a pozostali wiceprezydentów. Natomiast rozumiem, że dla czytelnika może być to mylące - pomyślę nad tym.
Bardzo dziękuję za opinię i proszę o więcej.
Kazjuno dnia 11.09.2021 07:00 Ocena: Bardzo dobre
Mi też się podobało.
Choć podobnie do Madawydara cisną się do głowy wątpliwości. Myślę jednak, że wkrótce je wyjaśnisz.
W amerykańskim podręczniku pisania filmowych scenariuszy, który kiedyś analizowałem, zetknąłem się z pojęciem "hook point". Na polski znaczyłoby "punkt zaczepienia". W przypadku początku tej powieści zaczepiłeś czytelników perfekcyjnie, zachęcasz do dalszego czytania. Jesteśmy ciekawi, co dalej?

Sam specjalizuję się w historycznych kryminałach opartych na faktach z przeszłości. Chociaż Ty sięgasz do znacznie starszych czasów. Mam więc nadzieję, że rozpoczęta opowieść bazuje na zaistniałych wydarzeniach.
Jeśli tak, to witaj w klubie!
Oprócz mojej skromnej osoby - by wymienić tych, których lubię ostatnio czytać - należą koledzy z PP Madawywar i Marian. Pewnie jest jeszcze kilku.

Duży szacun i pozdrówka, Kaz
Abakarow dnia 12.09.2021 18:54
Kazjuno dzięki za komentarz. Rozpoczęta opowieść ma wpleść losy zwyczajnych, fikcyjnych bohaterów z losami autentycznych postaci z historycznego Torunia z początku XVIII wieku. Wojna, dżuma, walka o władzę, prestiż i bogactwo, sądy o czary, konflikty wyznaniowe, wizyty króli i cara...a wszystko to na stosunkowo niewielkim obszarze niezwykłego miasta. Ot, taki pomysł :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, wprawdzie posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty