Saudade IV - Manuel del Kiro
Proza » Obyczajowe » Saudade IV
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

Saudade IV

- Chodźmy stąd. – Poczuł, jak Gabriela bierze go pod pachę i pociąga za sobą w kierunku głównej ulicy. Wychodząc z lokalu, jakby stała się inną osobą, porzucając wszelkie konwenanse i przechodząc na ty. - Jestem głodna jak wilk, zabieram cię na nieco późną kolację, do których ja już zdążyłam przywyknąć.
Zniknęła gdzieś suknia, w której śpiewała, a zamiast niej pojawiły się zwykłe dżinsy i niebieska bluzka. Długie włosy upięła w kok i musiał przyznać, że tak wyglądała zdecydowanie lepiej.
- Weźmiemy taksówkę i pojedziemy do Alfamy, dawniej szemranej dzielnicy, zamieszkanej głównie przez robotników z doków oraz żeglarzy. Dziś jednak ta dzielnica pozostawiła za sobą mroczną reputację, stając się ikoną Lizbony, gdzie na każdym niemal kroku, można usłyszeć prawdziwą muzykę fado, nie to co tu w tym obskurnym lokaliku. To miejsce, w którym tradycja tego miasta zachowała się w najczystszej formie. Dziś zobaczysz Alfamę nocą, ale jeśli będziesz chciał, pokażę ci ją również za dnia, pod warunkiem, że założysz wygodne buty.
- Zaraz, zaraz. – Udawał, że chce się wyrwać. – Miałaś mnie przecież wsadzić do taksówki i wysłać do łóżka a po drugie, to nie wiem, czy mi się to uda, ponieważ pojutrze wracam do kraju. – Niemal biegł za nią wzdłuż Rua Augusta, by złapać jakąś taksówkę, nim zrobią to inni.
- Zmieniłam zdanie. Potrzebuję kompana, by nie być sama tej nocy. Mamy jakieś trzy kilometry do pokonania, czyli dwadzieścia minut spacerem albo bijemy się z innymi o taksówkę i dojedziemy w pięć minut, wybieraj.
- Może lepiej zamiast walczyć z innymi, po prostu przejdźmy się. Nic nas chyba nie goni?
Zwolniła nieco kroku, spojrzała na niego i powiedziała:
- Masz rację. Nie wiem, dlaczego, zawsze wszędzie muszę się spieszyć. To jakiś wewnętrzny przymus i ciągły niepokój, że na coś nie zdążę, że coś mi ucieknie, choć tak naprawdę nie mam pojęcia co.
Puściła jego ramię i szła przez chwilę w milczeniu, by po chwili wybuchnąć radośnie:
- W takim razie zmiana planów. Do Alfamy wybierzemy się jutro a teraz pójdziemy na peixinhos da horta, czyli tak zwane rybki z ogrodu. Tu za rogiem ma swoją knajpkę Miguel i zawsze o tej porze można dostać coś dobrego do jedzenia.
Rybki z ogrodu okazały się być fasolką szparagową w cieście naleśnikowym smażone na głębokim oleju. Nieco przypominały japońską tempurę, którą miał okazję jeść kiedyś w Osace, ale nieco oburzony Miguel tłumaczył, że to Portugalczycy nauczyli Japończyków robienia tempury. Pili do tego ulubiony napój Gabrieli, winho werde i rozmawiali o Lizbonie, a właściwie to ona opowiadała, dokąd jeszcze warto się wybrać i co jeszcze zobaczyć.
W pewnym momencie, po którymś kieliszku winho werde, zapytała go, patrząc mu prosto w oczy:
- Wydaje mi się Emilu, że nie umiesz flirtować, albo minęło już tyle czasu, że zapomniałeś jak to się robi.
- Nigdy nie byłem dobry w podrywaniu i flircie. Zawsze czekałem, aż to kobieta zwróci na mnie uwagę i pierwsza zaprosi mnie do tańca, czy też będzie chciała porozmawiać. – Sam nie wiedział czemu jej o tym wszystkim opowiadał, ale nie czuł żadnego skrępowania, mówiąc to wszystko. Wręcz przeciwnie, miał wrażenie, jakby znali się już długie lata i spotkali po dłuższej rozłące.
- I jak temu zaradzisz? – Zaśmiała się oblizując palce.
- Nijak. – Wzruszył ramionami.– Jak widzisz, właściwie nie muszę nic robić, żeby kobiety się mną interesowały. – Teraz on się zaśmiał, starannie wycierając palce w serwetkę. – A przecież żaden ze mnie Brad Pitt, gdybyś nie zauważyła w tych ciemnościach. Kiedy tylko słońce wstanie, pewnie uciekniesz, tłumacząc się nawałem obowiązków.
- Zapewniam cię, że przyjrzałam ci się uważnie i wszystko z tobą jest w porządku, a właściwie, powinnam powiedzieć, że jednak coś z tobą nie tak. Masz w sobie coś, co niepokoi, ale i przyciąga, ale za cholerę nie wiem co to jest.
- Wydaje mi się czasem, że wszystko za dnia staje się widoczne, ale to tylko ułuda. Nic, kompletnie nic się nie zmienia.
Wzięła mu z ręki kieliszek i wypiła, mimo, iż jej był prawie pełny. Była taka piękna i czuł, że dobrze wie o tym jakie wrażenie robi na nim. Była piękna jak wschód słońca i delikatna jak wiatr na łąkach. Przyszła do niego jakby ze snu, zupełnie jakby chciała go tym swoim uśmiechem i urodą, wydobyć z dna smutku, z którego nie mógł się odbić. Nie chciał, aby mu się wymknęła. On też nie chciał być tej nocy sam.
Długo patrzyła mu w oczy a potem nachyliła się i pocałowała go długo i namiętnie.
- Zamykamy, proszę państwa, zamykamy! - Miguel pokrzykiwał zza kontuaru, wymachując nad głową ścierką. To był jego firmowy znak i każdy kto choć raz tu był, wiedział co to oznacza.
Oderwali się od siebie, jakby speszeni tym co się stało. Potem wyszli w noc, przesiąkniętą oddechem miasta, trzymając się za ręce.
- Wiesz, zastanawiałam się tam w środku, patrząc na ciebie, kim jesteś?
- No i do jakiego wniosku doszłaś?
- Zupełnie nie mam pojęcia. Możesz być na przykład znudzonym milionerem, który udaje kogoś innego.
- Ciekawa teoria, ale z łatwością można by ją obalić, gdybyś tylko obejrzała dokładnie moje dłonie w świetle dnia. A może jestem biedakiem, polujący na samotne, szukające wrażeń kobiety, by się z nimi przespać a potem, kiedy będą smacznie spały po najlepszym w ich życiu seksie, okraść je i zniknąć.
Zaśmiała się.
- Jeśli miałby to być najlepsze w moim życiu seks, to pal licho wszystkie te rzeczy, które byś mi ukradł. - Znów się zaśmiała, zabrała rękę i z głową zadartą do góry i rozpostartymi ramionami, zaczęła kręcić się w koło.
- Spójrz jakie piękne niebo, ile gwiazd na nim.
Zatrzymał się, spojrzał na chwilę w niebo, ale bardziej interesował go widok Gabrieli tańczącej na ulicy. Doskonale zdawała sobie sprawę jak na niego działa. Kiedy ostatnio był z kobietą, minął dobry rok i wydawało mu się, że seks mu zobojętniał a kobiety są wszystkie takie same, lecz odkrył, że Gabriela ma w sobie jakieś wewnętrzne światło, które ją jakby rozświetlało od środka. Chciałby ją namalować, lecz niestety, nie przejawiał w tym kierunku ani krztyny talentu. Zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę bardziej potrzebował bliskości drugiej osoby, niż kontaktu fizycznego. Czasem wydawało mu się, że jest nieporadny jak mały chłopiec, ten którego matka odprowadzała do przedszkola a on czuł jak dusza mu się rozdziera w tęsknocie za nią.
Nawet nie zauważył, kiedy podeszła do niego, wyrywając go z rozmyślań słowami:
- Chodźmy do mnie!
Zaskoczyło go to, chociaż oboje wiedzieli, jak skończy się ten wieczór. Złapali taksówkę i po piętnastu minutach byli w dzielnicy Chiado. Kamienica jak wiele innych, podobnych do siebie, lecz wystrój mieszkania robił wrażenie.
- Albo ma tak świetny gust, albo ma dobrego dekoratora. - Pomyślał, rozglądając się po wielkim salonie, kiedy Gabriela poszła przygotować drinki. Kanapa, kilka foteli, piękne dywany, drewniana ława z ozdobnymi głowami aniołów i dużo pięknych obrazów, zdobiących ściany, bo tylko tyle mógł o nich powiedzieć, że są piękne. Nie miał pojęcia ani kto je namalował, ani tym bardziej, ile były warte. Kompletnie się na tym nie znał. Książki to zupełnie coś innego. Podszedł do dużego regału z książkami i zaczął przeglądać, co jakiś czas wyjmując ostrożnie jedną i z zainteresowaniem czytając notkę o autorze.
- Interesują cię książki bardziej niż obrazy? – W głosie Gabrieli dało się słyszeć prawdziwe zdziwienie.
Podała mu whisky z lodem i usiadła na kanapie.
- Zdecydowanie bliżej mi do książek niż obrazów. Masz tu wiele ciekawych pozycji, w szczególności mojego ulubionego pisarza, Aleksandra Gawriłowa.
- Hmm. Jeśli chodzi o pozycję, to obiecuję ci, że jeżeli rzeczywiście przeżyję najlepszy seks w moim życiu, będziesz sobie mógł wziąć nawet wszystkie te książki.
Odłożył książkę na miejsce i usiadł obok niej na kanapie. Upił łyk whisky i poczuł, jak alkohol pali najpierw gardło, potem żołądek a po chwili pulsuje w krwioobiegu. Poczuł, że jest wstawiony.
- Podaj mi rękę, chcę ci powróżyć. – O dziwo nie powiedziała tego w formie żartu. Widział na jej twarzy powagę i skupienie.
Odstawił szklankę z whisky na stolik i podał jej lewą dłoń. Chwilę przyglądała się liniom, gładząc po nich wskazującym palcem i coś szepcząc sobie pod nosem.
- Co tam widzisz ciekawego? - Nigdy nie wierzył w takie wróżby, traktował to jak zabawę. - Pewnie jesteś wiedźmą w czwartym pokoleniu. Piękna kobieta, dopóki nie zaśnie.
Podniosła głowę i z zaciekawieniem spojrzała na niego.
- Dlaczego, dopóki nie zaśnie?
- Bo kiedy zaśnie, staje się starą, powykrzywianą artretyzmem wiedźmą.
Nie odpowiedziała, lecz znów pochyliła głowę nad jego dłonią.
- To miejsce – stuknęła wskazującym palcem w jakiś punkcik na dłoni. – może oznaczać dwie rzeczy: albo chwile wielkiego cierpienia albo ogromną radość. Jesteś bardzo samotnym i nieszczęśliwym człowiekiem, goniącym za czymś co nie istnieje. Spotkało cię w życiu wiele zła i przez to odsunąłeś się od ludzi, stając się samotnikiem z wyboru, a przecież gdybyś tylko chciał, mógłbyś mieć już dawno rodzinę i osiąść w jednym miejscu, a nie wędrować po świecie, nie wiedzieć za czym. Nie zapominaj, że mamy ogromny wpływ na nasze życie.
Cofnął dłoń speszony. Skąd ona mogła wiedzieć takie rzeczy? To przecież niemożliwe, to jakaś sztuczka. Niemal wpadł w panikę, więc sięgnął po drinka i wypił wszystko jednym haustem. Poczuł, jak serce zaczyna mocniej bić.
Po chwili uczuł jak jej palce muskają mu twarz, by po chwili zejść nieco niżej, rozpinając mu guziki koszuli. Jego dłonie również zaczynały być śmielsze i rozpoczęły wędrówkę po jej ciele. Poprowadziła go do sypialni, po drodze całując namiętnie i zrzucając pospiesznie ubrania.
Obudziły go słoneczne promienie wdzierające się do sypialni przez niezbyt dokładnie zaciągnięte zasłony. Otworzył oczy i wpatrywał się przez chwilę w drewniany sufit, starając się sobie przypomnieć coś, czego nie powinien zapomnieć. Nic, zupełna pustka.
- Czyżby urwał mi się film i to w takim momencie? – Myślał intensywnie, pocierając czoło. - Fakt, trochę wypiłem, ale chyba nie na tyle, żeby nic nie pamiętać. To whisky mnie tak załatwiło.
Spojrzał w bok i zobaczył Gabi, opartą na łokciu i wpatrującą się w jego twarz. Musiała wstać dużo wcześniej i wziąć prysznic, bo włosy miała mokre, zawinięte w biały ręcznik i miała na sobie cienki, jedwabny szlafrok. Patrzył w jej niewiarygodnie błękitne oczy, starając się z nich coś wyczytać. Niepokoiły go te wesołe iskierki a może to tylko gra świateł? I co oznaczał uśmiech na jej twarzy? Porażkę czy może...
Zdjęła z głowy ręcznik i jeszcze mokre blond włosy rozsypały się kaskadą na poduszkę. Przysunęła się do niego i położyła głowę na jego ramieniu.
- Czy coś cię nurtuje, drogi Emilu? – wyczuł w jej głosie jakby nutkę ironii.
- Na przykład, która jest godzina.
- O, na to pytanie nie musisz wcale znać odpowiedzi. Przecież biedacy a w szczególności, ci, którzy podrywają zamożne, samotne kobiety, nie muszą liczyć czasu. Są panami samych siebie.
- Niestety, nie wszyscy.
- Nie? A ja naiwna myślałam, że wszyscy tak macie. Już sobie układałam plan, że będę podrywać co przystojniejszych biedaków, aby przeżyć z nimi najpiękniejszy seks w swoim życiu.
Rozwiązała szlafrok i położyła się na nim. Oparła się na łokciach, podpierając dłońmi brodę i przyglądała mu się z zaciekawieniem, świetnie się bawiąc grą, którą prowadziła i nadal trzymając go w niepewności. Przyjrzał jej się uważnie i stwierdził, że nie miała więcej niż trzydzieści lat.
- Czuję się taki mało męski, wiesz?
- Przez nagą kobietę, która leży na tobie?
- Nie. Ponieważ kompletnie nic nie pamiętam z wczorajszej nocy.
- Możesz to teraz nadrobić. – Zaśmiała się a po chwili pocałowała go, a on pomyślał, że całuje jakby chciała wlać w niego to swoje wewnętrzne światło, wypełnić go i przegonić ten mrok, który w nim był.
Pomyślał, że życie go nie rozpieszczało, ale chyba też coś mu się od niego do cholery należy. Chciał żyć chwilą i nie myśleć co będzie jutro lub za tydzień. Nigdy nie chciał nikogo pokochać tak całym sobą, do utraty tchu, zawsze się przed tym bronił. Bał się, że potem może nie znieść utraty bliskiej osoby, dlatego zawsze był w nim jakiś dystans. Nauczył się radzić sobie z tym, że kobiety przychodziły i odchodziły a on nigdy nie próbował ich zatrzymać, zresztą nawet nie miał własnego kąta, żeby im mógł to zaproponować. Może po prostu był tchórzem, który nie potrafił walczyć o miłość?
Była chętną i gorliwą kochanką, oddając się bez reszty, do utraty tchu. Odkrywali swoje ciała, nie spiesząc się, powoli z rozmysłem. Był to jeden z tych momentów, gdy czas nie tylko staje w miejscu, ale ma się wrażenie, że przestaje istnieć. Nie spieszyli się. Mieli czas, dużo czasu.
- Chciałabym uleczyć cię z tej twojej cholernej emocjonalnej niedostępności.– Mówiła, przytulona do niego, tak, że czuł jak jej ciało drży.
- Próbuj, może ci się uda, ale musisz się trochę bardziej postarać.
- Wiesz dobrze, że na to potrzeba czasu. Terapia seksem, owszem, może być, ale to nie o to przecież chodzi.
Potem rozmawiali o rzeczach banalnych, jak dwoje obcych sobie ludzi, którzy zabijają czas czekając na pociąg. Okazało się, że była córką rosyjskich emigrantów, których wydalono z sowieckiej Rosji, za antypaństwową działalność ojca, znanego pisarza. Mogli zostać w Szwajcarii, która przygarnęła ich, dumna z tego, że tak znany pisarz, znalazł u nich schronienie, ale ojciec marzył o Portugalii. Po latach spędzonych w łagrach, które rozwiązano dopiero w 1987 i więzieniach sowieckich, gdzie stracił zdrowie, cieszył się jak dziecko, z każdego słonecznego dnia. Godzinami leżał na leżaku ustawionym na tarasie domu w Cabo da Roca, wpatrując się ocean. Czy układał w głowie kolejną powieść, czy też rozmyślał nad losem utraconej ojczyzny, tego nie wiedziała.
- Chcesz przez to powiedzieć, że jesteś córką Aleksandra Gawriłowa?
- No tak. A ty chcesz powiedzieć, że czytałeś jego książki?
- Oczywiście, że tak. Czy to takie dziwne? Teraz rozumiem, dlatego masz chyba wszystkie jego książki.
- Jeżeli będziesz grzeczny, być może będziesz miał okazję się z nim spotkać i porozmawiać. Za trzy dni będzie w Lizbonie podpisywał swoją najnowszą książkę.
Aż usiadł z wrażenia.
- Cholera a ja muszę wracać do kraju. Jutro mam statek.
- Musisz czy chcesz? – sięgnęła ręką na nocną szafkę po papierosa i zapaliła. – Nieczęsto nadarza się okazja być na wieczorze autorskim swojego ulubionego pisarza, w dodatku potem zjeść z nim kolację.
- Żartujesz? – wyciągnął rękę i wziął od niej papierosa.
- Nie, nie żartuję. Jestem z nim umówiona, że zjemy razem kolację.
- A matka? – zaciągnął się i wypuścił dym, obserwując jak unosi się w górę, by po chwili rozpłynąć się pod sufitem.
- Co, matka?
- Matki nie będzie? Mówisz tylko o ojcu.
- Matka ma to wszystko gdzieś. Nigdy nie rozumiała ojca, nie wspierała go, a nawet nigdy nie przeczytała żadnej jego książki. Była i jest ponad to wszystko, zamknięta w swoim świecie, ale o tym nie mam ochoty mówić, przynajmniej na razie.
- Muszę zadzwonić do siostry, zapytać, czy zajrzy do mojego domu, zobaczyć czy wszystko w porządku. Może uda mi się zostać jeszcze chociaż kilka dni.
Oddał jej papierosa, wstał i zaczął zbierać ubrania, rozrzucone po pokoju.
- A ty, dokąd?
- Nie lubię tak bezczynnie leżeć w łóżku. – Czuł, jak kręgosłup pali żywym ogniem i musiał jak najszybciej zażyć tabletkę przeciw bólową.
Ubrał się pospiesznie i poszedł do łazienki. Wziął tabletkę, przepił wodą z kranu, obmył twarz w zimnej wodzie, odczekał chwilę i wyszedł.
Łóżko było puste. Usłyszał jakieś odgłosy z głębi mieszkania i udał się w tamtym kierunku. Gabriela stała przy kuchence a zapach smażonej jajecznicy unosił się w powietrzu, powoli wypełniając całe mieszkanie. Stał przez chwilę oparty o futrynę i przyglądał jej się, jak w skupieniu, jakby robiła coś bardzo ważnego, co jakiś czas miesza drewnianą łyżką w patelni.
- Pomyślałam, że jesteś głodny. – Zdjęła z ognia patelnię, przekręciła kurek z gazem i sięgnęła do szafki po talerzyki. Nałożyła jedzenie, ukroiła chleba i zaniosła wszystko do jadalni, a on szedł za nią, za zapachem jej ciała, włosów i jajecznicy. Postawiła wszystko na stole i otworzyła szeroko wysokie okna. Widok miała piękny. Miasto tętniło życiem. Stała tak chwilę a wpadające przez wysokie okna promienie słoneczne, okalały jej twarz w taki sposób, że miał wrażenie, jakby biło od niej światło. Po chwili, odwracając się i podchodząc do stołu, powiedziała:
- Wiesz, to miasto jest jak filiżanka kawy, mocnej i stawiającej na nogi. Uwielbiam je, szczególnie nocą. – Wróciła do stołu, zdjęła patelnię z deski i nałożyła na talerzyki.
Jedli w milczeniu, popatrując na siebie od czasu do czasu, jakby się badali. Bił się z myślami, co robić dalej: wracać do kraju, czy zostać jeszcze jakiś czas. Spotkać swojego ulubionego autora, to nie byle co a z drugiej strony, martwił się o Jaśka, czy udało mu się załatwić sprawę z tymi podejrzanymi typami.
- Będę musiał wyjść, żeby zadzwonić – powiedział po śniadaniu, pomagając jej zbierać naczynia ze stołu.
- Możesz przecież zadzwonić stąd, mam telefon w przedpokoju.
- Nie chce cię naciągać na koszty, bo to rozmowa międzynarodowa. – Wstawił brudne naczynia do zlewu.
- Żartujesz? – zaśmiała się nalewając wody do czajnika – Rozmawiaj, ile potrzebujesz, nie zbiednieję przez to. Często dzwonię do Stanów i rozmawiam z przyjaciółką po kilka godzin.
- Dzięki, będę się streszczał.
- Robię kawę, napijesz się?
Po którymś z kolei sygnale, gdy stracił już nadzieję, że Julia odbierze telefon, usłyszał w słuchawce jej głos:
- Słucham.
- Julia, to ja, Emil.
- O, cześć! Coś się stało, że dzwonisz?
- Nie, nic się nie stało, wszystko w porządku. Chciałem się zapytać, co u was. Wszystko dobrze?
- A niby czemu miało by być niedobrze. Co ty kombinujesz Emil?
Nie musiał na szczęście zbyt długo przekonywać siostry, by zajrzała do domu i sprawdziła czy wszystko w porządku.
- Czy mogę wiedzieć co cię zatrzymuje w Lizbonie jeszcze przez kilka dni? Jakaś kobieta się pojawiła?
- Kobieta? Nie, skąd. Za dwa dni będzie w Lizbonie mój ulubiony pisarz, Gawriłow i grzechem by było, gdybym nie poszedł na jego wieczór autorski.
- Emilu, twoja kawa. – Gabriela postawiła filiżankę z parującą kawą na stoliku obok telefonu i pocałowała go w policzek.
- Kto to? Co to za kobieta? – w Głosie Julii dało się wyczuć zdziwienie i jakby nutkę niepokoju, a może tak mu się tylko zdawało. - Mówiłeś, że to nie przez kobietę zostajesz dłużej!
- No a co ci miałem powiedzieć?! Że poznałem super kobietę i chcę z nią spędzić jeszcze kilka dni? – spojrzał za oddalającą się Gabrielą i pomyślał, że te kilka dni to i tak za mało, by nacieszyć się jej towarzystwem.
- Zapomniałeś, że i tu czeka na ciebie pewna kobieta?
- Nie byłbym taki pewien czy czeka. – Rzucił nieco zbyt ostro do słuchawki.
- Co masz na myśli, mówiąc, że nie jesteś pewien czy czeka?
- Nic, skończmy tę rozmowę, bo to nie ma sensu. Klucze ma Hania. Wrócę po niedzieli. Cześć!
Odłożył powoli słuchawkę i wrócił do salonu z filiżanką parującej kawy. Gabriela siedziała na kanapie, jeszcze w szlafroku i popijała kawę.
- Wszystko w porządku?
- Tak, wszystko w porządku. Będę musiał jechać na mieszkanie, zabrać resztę rzeczy, wynająć hotel i pojechać do portu, odwołać mój jutrzejszy rejs do Gdańska i spróbować znaleźć jakiś statek, który płynie tam po niedzieli.
- Po co masz wynajmować hotel, przecież możesz się u mnie zatrzymać.
- Nie, lepiej będzie, jak wynajmę gdzieś w pobliżu hotel.
- Żartujesz? Po co masz płacić za hotel, jak u mnie tyle miejsca.
- Ale przecież przyjedzie twój ojciec i nie chciałbym wam przeszkadzać.
- Ojciec nigdy się u mnie nie zatrzymuje, tylko zawsze w hotelu. Nie wnikam dlaczego, tak mu widocznie wygodniej. Pojadę z tobą, weźmiesz swoje rzeczy z mieszkanie i na ten czas zamieszkasz ze mną. Do portu też cię zawiozę, mam przecież auto, nie będziesz się tłukł komunikacją miejską, a potem pojedziemy na wycieczkę.

Manuel del Kiro

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Manuel del Kiro · dnia 11.09.2021 08:52 · Czytań: 666 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
Darcon dnia 11.09.2021 08:54
Cześć, Manuelu. Zwróć uwagę na dialogi, czasami brzmią nienaturalnie.
Cytat:
- Weź­mie­my tak­sów­kę i po­je­dzie­my do Al­fa­my, daw­niej szem­ra­nej dziel­ni­cy, za­miesz­ka­nej głów­nie przez ro­bot­ni­ków z doków oraz że­gla­rzy. Dziś jed­nak ta dziel­ni­ca po­zo­sta­wi­ła za sobą mrocz­ną re­pu­ta­cję, sta­jąc się ikoną Li­zbo­ny, gdzie na każ­dym nie­mal kroku, można usły­szeć praw­dzi­wą mu­zy­kę fado, nie to co tu w tym ob­skur­nym lo­ka­li­ku. To miej­sce, w któ­rym tra­dy­cja tego mia­sta za­cho­wa­ła się w naj­czyst­szej for­mie. Dziś zo­ba­czysz Al­fa­mę nocą, ale jeśli bę­dziesz chciał, po­ka­żę ci ją rów­nież za dnia, pod wa­run­kiem, że za­ło­żysz wy­god­ne buty.

W rzeczywistości nikt tak nie mówi, upchałeś infodump w jeden dialog. Warto byłoby to rozbić na dłuższą wymianę zdań.
Pozdrawiam.
Madawydar dnia 15.09.2021 10:29
Sielankowa randka w ciemno w niemniej ciemną noc i kusząca perspektywa spędzenia kilku dni w Lizbonie. Niezła chata, piękna kobieta i osobisty kierowca - bajecznie.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty