Krowa kontra Marysia - Marian
Proza » Obyczajowe » Krowa kontra Marysia
A A A

    Dawno, dawno temu, gdy przed zakusami zachodnich imperialistów chroniła nas niezwyciężona Armia Radziecka, moi rodzice posiadali gospodarstwo rolne. Mieli też spore stadko krów. Pastuchów elektrycznych jeszcze wtedy nie znano, więc bydło musiało być pasione przez ludzi. To zajęcie przypadało przeważnie mojej babci i mnie. Ja zajmowałem się tym dorywczo, bo przede wszystkim miałem szkolne obowiązki. Główną pasterką i moją instruktorką w tym fachu była więc babcia. Chuda, w sukience do połowy łydek chodziła za krowami, nosząc coś w rodzaju taboretu o dwóch nogach. Przysiadała na nim często i wyglądała wtedy, jakby przysypiała, ale to było złudne wrażenie. Gdy tylko któraś krowa próbowała wleźć w szkodę, babcia startowała z taboretu jak odrzutowiec i bydlę zaraz dostawało kijem po grzbiecie. Próbowałem i ja siadać na tym taborecie, ale był za wysoki. Ledwie sięgałem nogami do ziemi i przeważnie przewracałem się do tyłu. Po cichu liczyłem, że babcia też kiedyś fiknie kozła i będę miał uciechę. Nie doczekałem się.

    Babcia lubiła i umiała smacznie opowiadać o różnych zdarzeniach z jej długiego życia. Dla mnie były to wspaniałe opowieści historyczne, bo urodziła się jeszcze w dziewiętnastym wieku i przeżyła cztery wojny, w tym dwie światowe.

    – Pamiętam, jak za japońskiej wojny .... – zaczynała opowieść o swoim kuzynie, który walczył gdzieś w mandżurskiej tajdze. Innym razem opowiadała o wydarzeniach z czasów „jak przyszły Niemce”, lub jak się żyło „za polskich czasów”.

    – A teraz są jakie czasy? – pytałem wtedy. – Nie polskie?

    – Sowieckie wnusiu, sowieckie – odpowiadała.

   Nie zgadzało się to z naukami pobieranymi przeze mnie w szkole, bo tam mówiono, że żyjemy w wolnej, socjalistycznej Polsce. Babcia jednak wiedziała swoje i mówiła, co myślała. Dzięki jej opowieściom nigdy nie nudziło mnie pasanie krów.

    Nie nudziło mnie ono też, gdy pasłem je sam, bo wtedy zachowywałem się jak pastuszek opisywany w pozytywistycznej literaturze. Robiłem gwizdki z wiklinowych gałązek, wycinałem – zupełnie nie wiem po co – nożem na korze drzew serca przebite strzałą, paliłem ogniska, a nawet po cichu popalałem skradzione ojcu papierosy. A gdy już nic ciekawszego nie miałem do roboty – obserwowałem krowy. Patrzałem, jak grubymi językami zamiatały do pysków tylko to, co jadalne i nigdy nie ugryzły ostu, pokrzywy czy ostrej trawy. Zastanawiałem się, jak one rozpoznawały odpowiednie rośliny, bo przecież, mając oczy po bokach łba, nie mogły ich widzieć. Z babcią, czy bez niej, pasanie krów mnie nie nudziło i nawet je lubiłem.

    Zmieniło się to radykalnie, gdy ukończyłem podstawówkę. Wtedy rodzice sprzedali gospodarstwo i zamieszkaliśmy na skraju niewielkiego miasta. Nie całkiem jednak rozstaliśmy się z rolnictwem, bo nadal mieliśmy kilka kur i krowę. Była to krowa w wersji łańcuchowej. Składała się ona z palika mocującego, łańcucha łączącego i krowy właściwej. Cały ten zestaw musiał być wyprowadzany na łąkę naprzeciw domu i co jakiś czas przestawiany w inne miejsce. Zadanie to często spadało na mnie. Wykonywałem je niechętnie, bo nie chciałem, żeby ludzie przechodzący ulicą widzieli mnie z krową. Czułem się strasznie dorosłym licealistą i wyprowadzanie jakiegoś bydlęcia uważałem za coś nielicującego z moim statusem.

    Z trudem, ale jeszcze jakoś znosiłem spotkania z dorosłymi przechodniami, lecz jak ognia unikałem Marysi, córki sąsiadów. Jej droga do szkoły prowadziła przed naszym domem i prawie codziennie natykaliśmy się na siebie. Była chyba ze trzy lata ode mnie młodsza, czyli – na mój ówczesny gust – smarkulą niewartą uwagi. Do tego była chudą blondynką, a mnie wtedy rajcowały pulchne brunetki o ciemnych oczach. Nie wiedziałem nawet, do której szkoły chodziła i w ogóle mnie nie interesowała. Mimo to nie chciałem, żeby widziała mnie z krową. Unikałem więc tych spotkań, ale nie zawsze mi się to udawało. Gdy szła w stronę miasta, wtedy widziałem ją z daleka i mogłem przeczekać, aż przejdzie. Natomiast wracając, pojawiała się nagle zza rogu i nic już nie mogłem zrobić. Wtedy mruczałem do niej tylko: „Cześć” i, wymuszając pierwszeństwo przejścia, umykałem czym prędzej z krową na łąkę. Najgorzej było, gdy nasze niewychowane bydlę przechodząc przed Marysią, waliło na ziemię swoje zielone placki. Mój wstyd był wtedy tak wielki, że nawet powitanie nie przechodziło mi przez gardło. Spotkania z Marysią bez obecności krowy też nie wyglądały dobrze. Mamrotałem tylko owo sakramentalne: „Cześć”, ona odpowiadała tak samo i to było tyle.

   Po zdaniu matury na zawsze opuściłem dom rodziców. Odwiedzałem ich co kilka miesięcy, ale Marysi nigdy już nie spotkałem.

    Po wielu latach, podczas kolejnej wizyty u rodziców, zaczepiła mnie na ulicy jakaś ładna pani koło czterdziestki.

   – Cześć! Nie poznajesz mnie? Jestem Marysia. Mieszkałam za waszym domem.

   Obciąłem ją po męsku od stóp do głów. Nie było wątpliwości, stała przede mną starsza, ale bardzo fajna wersja owej Marysi sprzed lat. Wyraźnie należała do tych kobiet, które z wiekiem ładnieją i stają się coraz bardziej smakowite.

   – Marysia! Witaj! – ucieszyłem się. – Pięknie wyglądasz – dodałem szczerze.

   – Ale i dzisiaj nie zwróciłbyś na mnie uwagi, gdybym cię nie zaczepiła. Zupełnie jak wtedy, gdy wyprowadzałeś krowę. Byłeś taki ważny, burczałeś tylko: „Cześć” i ciągnąłeś krowę na łąkę. Na mnie ledwie co spojrzałeś, bo byłam smarkulą. Prawda? Krowie by się nic nie stało, gdybyś się zatrzymał i zamienił ze mną choć dwa słowa.

   – Ależ Marysiu, to nie było tak. Ja byłem bardzo nieśmiały i nie umiałem rozmawiać z dziewczynami – skłamałem.

   – Nieśmiały? A z Irką z ulicy Dworcowej to umiałeś gadać – zaśmiała mi się w oczy.

   – Tylko ze mną nie chciałeś rozmawiać, bo byłam smarkata. Kawaler wielki. A tak mi się podobałeś – dodała łagodnie.

   Dalsza rozmowa jakoś się nie kleiła. Pożegnaliśmy się i nawet nie przyszło mi do głowy, żeby zapytać Marysię o adres czy numer telefonu. Okazało się, że nawet po latach tamta cholerna krowa znowu stanęła między nami.

 

 

 

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Marian · dnia 11.10.2021 21:10 · Czytań: 424 · Średnia ocena: 4,33 · Komentarzy: 12
Komentarze
Zbigniew Szczypek dnia 12.10.2021 00:03 Ocena: Bardzo dobre
Witaj Marianie
Wprawdzie tekst króciutki to fajnie, ciekawie napisany. Czytało się przyjemnie, treść jasna i przejrzysta, Ale... Ale skoro piszesz w normalnej, potocznej polszczyżnie, nie jakiejś "wsiowo/buraczanej", to po co "patrzałem" zamiast patrzyłem, czy też "pasienie krów" zamiast pasanie krów lub ich wypasanie? Ogólnie, to wydaje mi się, że tego pasania za dużo i za blisko siebie. I to właściwie tyle czepiania się. Reszta mi się podoba, a szczególnie krowie placki ;) , już tak dawno ich nie widziałem. W wolnym czasie poczytam inne.
Pozdrawiam z zydelka
Zbyszek ;)
Marian dnia 12.10.2021 11:41
Zbigniewie, dziękuję za odwiedziny i miły komentarz. Własciwie "patrzyłem" też mi się bardziej podoba, chociaż obie formy (sprawdziłem) sa poprawne. Pasać chyba faktycznie jest lepsze - poprawię
Marek Adam Grabowski dnia 12.10.2021 16:49 Ocena: Świetne!
Już to komentowałem gdzie indziej, więc daje 5 i spadam.

Pozdrawiam
Marian dnia 12.10.2021 19:23
Dzięki Marku za odwiedziny.
Dobra Cobra dnia 13.10.2021 09:19
Słodka opowieść o dorastaniu.

Marian,

Tak latoś bywało - zwierz gospodarski musiał dostać paszę, co by przyczyniać się do zwiększania dochodów swoich właścicieli.

Bohater tamtych lat: z marzeniami, do których namawiała go Ojczyzna swą dialektyką. Popuszczenie politycznych cugli zaowocowało pojawieniem się się kioskach nowego rodzaju czasopism dla młodzieży. W radiu zaczęto nadawać rewolucyjne gatunki muzyczne. A to wszystko razem wzięte wzniecało bunt na zastały porządek świata (kraju), o czym zapewne nie do końca pomyślała władza.

Nie odkrywasz niczego nowego, pisząc o owej biednej chudzinie. Do dziś tak to wygląda. Ale potem te wychudzony dziewczątka dorastają i az się chce z nimi zadawać, gdy ich dorastajace ciała wypełnią miseczki B, C...

Jednak to dobrze, że nasz bohater po latach nie kontynuował znajomości. Bo skoro dziewczę do dzis pamiętało imię konkurentki, a nawet nazwę ulicy, na której owa konkurentka mieszkała, to mogła pragnąć zemsty xa stracone lata w młodości. A kobieta w furii jest jieobliczalna, wiec I nóż mogłaby wziąć do ręki i worek mosznowy rozprawy dawnemy kochankowi, do którego bezskutecznie wzdychała.

Ufam też, że nasz bohater nadal ma coś z krowami. Niekoniecznie je hoduje, ale może jest właścicielem masarni i korzysta z doświadczenia że zwierzetami, nabytego za młodu.

A propos - była kiedyś taka książka pt. PORWANY ZA MŁODU.


Uprzejmie pozdrawiam i do następnego,

DoCo
Marian dnia 13.10.2021 12:23
Witaj Cobro.
Dziękuję za odwiedziny i obszerny komentarz.
Nie przypuszczałem, że kobiety mogą być aż tak mściwe, bo jakoś żadne się o mnie nie biły.
Cieszę się, że opowieść jest "słodka".
Pozdrawiam.
mozets dnia 13.10.2021 16:32
Pogodne opowiadanie.
Kiedyś - dawno temu zwróciłem uwagę na styl pisania Mariana. Dla ludzi w moim wieku działa on kojąco. Dla nastolatków może sprawiać wrażenie "zwyczajności".
Nie wartej czytania dłuższego, niż pisanie dłuższego SMS-u.
Jednak lata lecą i nadchodzi czas , gdy szukamy takich kojacych , sympatycznych , nie wydumanych opowieści pisanych językiem komunikatywnym, bez neologizmów, gwary młodzieżowej , udziwnień, ozdobników w języku obcym lub co gorsza zapożyczeń z tychże obcych jezyków potwornie zaadaptowanych do j.polskiego. Nie mówię już o ołowianych wulgaryzmach, ktore nie rażą nawet dziewcząt ( aktualnie). Za moich czasów za zwykłe słowo na "d" użyte w obecności dziewczyny dostawało sie w tzw. "pysk" i trzeba było jeszcze przeprosić. Dzisiaj "k" , "jeb", "pie" - jest odbierane jak słąbe kaszlnięcie.
Obojętnie.
Co do kobiet - kobieta jest karta (w grze) niewykorzystana - mści się.
Kobieta nie znosi gdy ktoś ja nagabuje, ale nigdy nie wybacza niewykorzystanej okazji jaką - nam daje. (Patrz Marysia).
Summa summarum - przyjemnie się czyta Mańkowe, pogodne opowiadania.
Muniek Mozets.
( Nie mylić ze Staszczykiem).
Marian dnia 13.10.2021 18:00
Muniek, dziękuję za przeczytanie i miły komentarz.
Cieszę się, że podoba Ci się mój styl pisania. Sam też nie lubię czytać wydumanych tekstów z różnymi niby-neologizmami.
Wygląda więc na to, że nie mam pojęcia o kobietach. Na szczęście jestem już dostaecznie dorosły, żeby tym się nie martwić.
mozets dnia 16.10.2021 21:56
Marianie jeśli chciałbyś nawet dzisiaj doświadczyć jak kobiety dosłownie biły by się o Ciebie - wyjedź do sanatorium. Dwa wieczorki tańcz z jedną z kuracjuszek a po dwóch dniach (jak gdyby nigdy nic) tańcz z inną też dwa dni.
Zobaczysz co się będzie działo...
Czasem przyjeżdża nawet policja.
Widziałem to w Polańczyku. W "Dedalu".
Marian dnia 18.10.2021 09:41
Dzięki Mozets, może skorzystam.
Afrodyta dnia 04.11.2021 16:44 Ocena: Bardzo dobre
Ciekawa historia ze szczyptą dystansu i humoru, która przedstawia sytuacje widziane z perspektywy różnych osób. To pokazuje, że każdy to samo zdarzenie może postrzegać i interpretować zupełnie inaczej.
Marian dnia 04.11.2021 18:11
Afrodyto, dziękuję Ci za odwiedziny i miły komentarz.
Pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty