Kazimierz Junosza „Buntownik” - recenzja książki - Marek Adam Grabowski
Publicystyka » Recenzje » Kazimierz Junosza „Buntownik” - recenzja książki
A A A
  • Autor książki: Kazimierz Junosza
  • Gatunek książki: Literatura polska
  • Tytuł: Buntownik. Jak oszukiwałem służby specjalne PRL
  • Kategoria: Literatura piękna
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo CB
  • Forma książki: Powieść

Miałem ostatnio przyjemność przeczytać najnowszą książkę mojego kolegi z Portalu Pisarskiego Kazimierza Junoszy (znanego na portalu jako Kazjuno).

Jest to jego autobiografia, której poszczególne części (w nieco mniej dopracowanej wersji) mogliśmy już przeczytać na Portalu Pisarskim.

Autor umiejętnie ukazuje barwny (chociaż też w pewnym sensie szary) świat PRL-u. Opisuje tę jego gorszą stronę: bójki, oszustwa, drobną przestępczość, seksistowskie wykorzystywanie kobiet. Oczywiście nie twierdzę, że takie zachowania mi imponują, uważam jednak, że skoro istnieją, to nie można ich pomijać. Taka postawa byłaby hipokryzją. Autor nie bawi się sztuczną (jak np. Sienkiewicz) stylizacją językową, lecz uczciwie oddaje język ulicy, pełen kolokwializmów, a czasami nawet wulgaryzmów. Niektórych może to razić, ale ja osobiście uważam to za rzetelne podejście do tematu.

Wszystko jest też pokazane w kontekście historyczno – politycznym. Właściwie jest to książka umiejętnie łącząca dwie płaszczyzny – opis półświatka PRL-u i opis dominacji komunistycznych elit, które zawładnęły naszą przestrzenią.

Główny bohater jest chuliganem ze średniego miasta. Mimo inteligencko – szlacheckiego pochodzenia, młodość upływa mu na aspołecznych rozrywkach. Z czasem zaczyna uprawiać boks, a nawet zostaje trenerem. Przez pewien czas ma nawet wielu uczniów, jednak dobrą passę przełamuje kinowy hit „Wejście Smoka”, po którym ludzie przerzucają się na karate. Chociaż obiektywnie jest to mało ważny element książki, to mnie zainteresował, gdyż samemu po kilku latach uprawiania karate, na jakiś czas zająłem się kickboxingiem (błagam nie łączcie jednego z drugim, bo się wam wszystko pomiesza). Tutaj w ramach dygresji mam ochotę na podanie pewnej ciekawostki na temat promocji karate przez „Wejście Smoka”. Otóż Bruce Lee nigdy nie uprawiał karate sensu stricto, a boks klasyczny (brytyjski) już tak. Generalnie Bruce Lee miał dystans do Japonii, a przecież stamtąd pochodzi karate.

Wracając do głównego wątku. Podmiot liryczny próbował też swoich sił jako reżyser, ale będąc osobą z zewnątrz, trudno mu było się wybić. Dobrze mamy tutaj pokazane, jak show biznes jest przepełniony postkomunistycznymi koteriami. Choć niektóre aluzje są chyba za daleko idące.

Punktem kulminacyjnym jest spotkanie dawnego kolegi z czasów chuligańskich, który teraz jest agentem. Prowadzi to do pewnej afery. Na czym ona polega? Tego dowiecie się czytając książkę.

Ogólnie uważam lekturę za bardzo rzetelny, ciekawy i sprawnie napisany dokument. Myślę, że może dobrze służyć do popularyzacji historii najnowszej. Największym atutem jest oddanie klimatu dawnych lat. Właśnie dlatego zainteresowałem się twórczością Kazjuna, gdyż jak nikt odtwarza klimat PRL-u.

Czy książka ma jakieś wady? Niestety tak. Jest napisana wprawdzie dobrze, ale nie lekko. Powoduje to, iż relatywnie długo się ją czyta, oraz, że czasami trudno się przy niej skupić. Inną wadą są niepotrzebne aluzje do obecnej sytuacji politycznej i uśmieszki do obecnego rządu. Jako symetrysta - antysystemowiec czuję tutaj pewien niesmak. Trzecią wadą (tym razem z winny wydawcy, a nie autora) jest ohydna okładka. Przedstawia półnagą dziwkę na tle wieczornej panoramy. Wygląda ta jak typowy pornos czy słaby kryminał. Efekt będzie taki, iż książkę kupią ludzie nie na poziomie, którzy i tak jej nie docenią. Zaś osoby, którym treść mogłaby przypaść do gustu nie wezmą jej do ręki. Chyba, że zrobią to zachęcone moją recenzją.

Marek Adam Garbowski

Warszawa 2021

Kazimierz Junosza „Buntownik” - Jak oszukiwałem służby specjalne PRL Agencja Wydawnicza CB Warszawa 2021

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Marek Adam Grabowski · dnia 04.11.2021 09:22 · Czytań: 2753 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 19
Komentarze
Dobra Cobra dnia 04.11.2021 10:30
Wiedziałem, że Kazjuno daleko zajdzie. Jak się teraz rozpędzi, to wyda masę książek i może nawet obsypią Go nagrodami w magazynie Książki Agory. Oczywiście szczerze mu tego życzę, gdyż chłopak ma przełożenie na pisanie i jest wkręcony.

Treść książki jednemu podejdzie, a trzem nie podejdzie - ale to sprawa gustów, a z nimi się wszak nie dyskutuje.

Co do okładki, to zapewne została ona zarekomendowana Autorowi przez wszystkowiedzących redaktorów, którzy wszystko wiedzą zawsze i dlatego pracują w wydawnictwach, które znów są krynicami na wodę autorów. Lub jest to fotografia z przepastnych archiwów fotograficznych Kazjunio, co w takim razie dodaje jeszcze więcej estymy Autorowi.

A Markowi Adamowi podziękowania za pochylenie się nad dziełem w postaci recenzji.


Pozdrawiam,

DoCo
JOLA S. dnia 04.11.2021 12:01
Kazjuno,

gratuluję. :)

Niewiele opowieści jest z takim statusem. Męska, ale nie stereotypowa.

Obraz życia, wspaniale narysowany, żywy prawie wylewa się z kartek.

Wszystko podane z wdziękiem i lekkością, przesycone humorem.

Warstwa graficzna/ okładka/ może nie idealna, znakomita, ale o gustach nie dyskutuje się.


Serdecznie pozdrawiam, życząc kolejnych sukcesów


JOLA S.


Marku, udana recenzja :)
Marek Adam Grabowski dnia 04.11.2021 12:16
Dobra Cobra, Jola S. - Dziękuję!

Pozdrawiam
mozets dnia 04.11.2021 14:04
Skoro jest to dzieło o historii najnowszej podanej na beletrystycznej tacy - postaram się ją przeczytać. (Długie jesienne wieczory).
Tutaj dam się ponieść może nie entuzjazmowi Pana Marka Adama Grabowskiego z Warszawy, ale z chęci porównania moich doświadczeń z opisami innych męczenników socjalizmu.
Jak dotąd wszystkie opracowania na temat lat od 1970 ( pierwszy występ LWP w sojuszu z "wadzą" ) nie mają łatwego porodu, ani nawet wieku młodzieńczego .
Gdy zaczynają mówić konkretnie , nawet stosując woalki - zaraz pojawia się knebel wydawniczy I po "ptokach".
Dawniej była to ulica Mysia 6 , a teraz jest jeszcze potężniejsze lobby "correct political" , autocenzury (stąd wynikającej) czyli nowe oblicze marksizmu kulturowego.
I dlatego opracowania takie jak Kazimierza Junoszy nie są noszone na rękach , a dobrą opinię muszą sobie wyrabiać na portalach społecznościowych - co jak wiadomo mocno ogranicza zakres ewentualnych zakupowych kolejek do księgarni.
Dzisiejsi "Buntownicy" wcale nie muszą być jak drzewiej bywało- wyrzucani z pracy w fabryce, ich dzieci przenoszone ze szkoły do szkoły, lub nie przyjmowane na studia.
Wreszcie nie byli uciszani na zawsze - przez "nieznanych sprawców".
Dzisiaj wystarczy, że pisanie nawet dobrych książek nie daje wymiernych korzyści poza satysfakcją i najczęściej zwiększaniem obciążenia szuflad.
Stąd twórcy o takim nazwisku jak pan Kazimierz z pewnością muszą mieć jeszcze zupełnie inne prozaiczne umocowanie środków do przeżycia na głównej niwie życia .
Nie mówię o roku 1956 , 1968 - to były klasyczne jak mówię "występy" siłowików wojskowych (niby Polaków) klepanych po plecach przez olbrzymie jak bochny chleba łap towarzyszy trzymających żelazny uścisk gardeł i umysłów pamoszcznikow i dirigientow Priwislinskoj Strany.
O azjatyckich obliczach.
Jeden znajomy z Warszawy (jego żona była skrzypaczką) humorystycznie wyrażał się o typowej bardzo szerokiej budowie trzewioczaszki ( dzisiaj poprawnie twarzoczaszki) nominalnych Rosjan.
Mówił : "pyski mają tak szerokie, że w 3 dni takiego nie oplujesz".
Potem przyszedł rok 1976 jako preludium przygotowań do wzięcia robotników tym razem za polski robotniczy pysk ( wymizerowany i bidny) przez wadzę znowu niby robotniczą.
A już rok 1981 - to była zupełna degrengolada i upadek mimo wszystko sentymentalnego ( 1939 rok) autorytetu Ludowego Wojska. I związanej z nim razwiedki - którą opisuje pan Junosza.
Skądinąd wspaniałe nazwisko .
Podtytuł "jak oszukiwałem służby specjalne" traktuję jednak jako przymrużenie oka do czytelników.
Przeżyłem bowiem cały PRL na najprzeróżniejszych stanowiskach w tym także na mocno obserwowanych przez WSI, WSW i wywiad partyjny i SB.
Więc mogę powiedzieć - że zwykły człowiek (spoza służB) nie był w stanie ich oszukać - chyba, że było się ich agentem lub zręcznym dwulicowcem w ich szeregach.
Donosicieli było pełno.
Pożytecznych idiotów również. Tych i dzisiaj nawet jest więcej.
Zdemaskowanie było jednak najczęściej końcem kariery jakiejkolwiek, a często i życia.
Niektórzy "znikali" po prostu .
Czyli "był chłop i nima chłopa".
Opisują to oficerowie z tajnej organizacji oficerów LWP "Viritim".
Stąd tacy twórcy jak pan Kazimierz Junosza są dzisiaj ostatnim wołaniem na puszczy (czy ostatnimi Mohikaninami ) .
Bo jeszcze chwila i młode pokolenia nie będą nawet w stanie zrozumieć i pojąć tych czasów.
A najbardziej prawdziwe obrazy z tamtych czasów będą traktowane jako science fiction starych dziadków opowiadających pierdoły .
Określą to jako "chory sen pijanego cukiernika"
Jeśli niebacznie autor wpadnie na pomysł tytułu np.: " Kilka kęsów tortu socrealizmu".
Marek Adam Grabowski podaję nam recenzję zdradzając również własne poglądy polityczne.
Co każdy może robić jeśli zechce. Ja chyba także. Ale może się mylę...
Cytuję:
"Dobrze mamy tutaj pokazane, jak show biznes jest przepełniony postkomunistycznymi koteriami. Choć niektóre aluzje są chyba za daleko idące.
"wadą są niepotrzebne aluzje do obecnej sytuacji politycznej i uśmieszki do obecnego rządu. Jako symetrysta - antysystemowiec czuję tutaj pewien niesmak. Trzecią wadą (tym razem z winny wydawcy, a nie autora) jest ohydna okładka. Przedstawia półnagą dziwkę na tle wieczornej panoramy. Wygląda ta jak typowy pornos czy słaby kryminał. Efekt będzie taki, iż książkę kupią ludzie nie na poziomie, którzy i tak jej nie docenią. Zaś osoby, którym treść mogłaby przypaść do gustu nie wezmą jej do ręki. Chyba, że zrobią to zachęcone moją recenzją."
Kilka moich słów na ten temat.
Jako człowiek znający tamte i obecne czasy powiem, iż nie tylko show biznes dalej jest przepełniony postkomunistycznymi koteriami ale i całe życie gospodarcze i polityczne od poziomu "dużych pieniędzy".
Jasne, że takich ja pracowitych prostaczków ceniących uczciwość, godność i honor jest dalej sporo. Ktoś przecież musi pracować na tę wierchuszkę.
Żadnej dekomunizacji nie było. A komunizm upadł, ale na 4 łapy.
Wracając do honoru na jednym portalu wojskowym użyłem stwierdzenia , że "honor kadry w LWP miał twarz zgwałconej dziewczyny". Wzbudziło to niemal zwierzęcą furię wśród byłych politruków.
Wyrażali chęć "naprania mnie po pysku", co jak wiadomo - póki co - nie jest to jeszcze możliwe przez internet.
Wszyscy oni, w tym generałowie , pułkownicy , wszyscy rukowoditiele z pułków, brygad i dywizji na emeryturę byli przenoszeni do Warszawy.
Stąd ta część społeczeństwa ma jednoznaczny i obserwowany przez prowincję sznyt promoskiewski i antynarodowy więc antypolski.
I tak postrzegana jest potocznie Warszawa, która głosuje na takich ludzi i dostaje od nich w 4 litery w podatkach. Ale solidarność klasowa Pawlika Morozowa każe im znosić to cierpliwie.
Również dlatego takie opracowania jak "Trepy" i "Reedukacja kapitana M" co najmniej jeszcze 30 lat będą oglądały w ciemności dno górnej szuflady w biurku. Może ukaża się na "Gońcu Toronto" lub "Radio Pomost" w Arizonie. Ale tam też pełno byłych karbowych PRL i ich progenitur i pociotków.
Marek Mozets.
Jacek Londyn dnia 04.11.2021 14:32
W tej recenzji zupełnie niepotrzebna jest dygresja, na dodatek dość długa:

Przez pewien czas ma nawet wielu uczniów, jednak dobrą passę przełamuje kinowy hit „Wejście Smoka”, po którym ludzie przerzucają się na karate. Chociaż obiektywnie jest to mało ważny element książki, to mnie zainteresował, gdyż samemu po kilku latach uprawiania karate, na jakiś czas zająłem się kickboxingiem (błagam nie łączcie jednego z drugim, bo się wam wszystko pomiesza). Tutaj w ramach dygresji mam ochotę na podanie pewnej ciekawostki na temat promocji karate przez „Wejście Smoka”. Otóż Bruce Lee nigdy nie uprawiał karate sensu stricto, a boks klasyczny (brytyjski) już tak. Generalnie Bruce Lee miał dystans do Japonii, a przecież stamtąd pochodzi karate.

Gdyby tak o tenisie... to jest to, co lubią tygrysy, a szczególnie Autor Buntownika. A na okładkę dałbym Isię. :)
Oczywiście tych parę słów o tenisie i Isi proszę potraktować jako żarcik. W zasadzie nie muszę prosić, znając poczucie humoru wszystkich piszących na portalu. :)

Gratulacje dla Kazjuna. Szybkiego dodruku życzę.

JL
Marek Adam Grabowski dnia 04.11.2021 14:33
mozets i Jacek Londyn - Dziękuję za odwiedziny.

pozdrawiam
mozets dnia 04.11.2021 14:47
Postaram się naśladowąć córkę i powiem : "Spoko- niezamaco".
To "niezamaco" mawiał do dziewcząt w LO mój kolega, który dawał ściągę na matmie koleżankom.
One mu wylewnie dziękowały po kartkówce - on zaś każdej mówił j/w.
...
Usunięty dnia 04.11.2021 17:33
Cytat:
Wra­ca­jąc do głów­ne­go wątku. Pod­miot li­rycz­ny pró­bo­wał też swo­ich sił jako re­ży­ser, ale będąc osobą z ze­wnątrz, trud­no mu było się wybić. Do­brze mamy tutaj po­ka­za­ne, jak show biz­nes jest prze­peł­nio­ny post­ko­mu­ni­stycz­ny­mi ko­te­ria­mi. Choć nie­któ­re alu­zje są chyba za da­le­ko idące.

To wierszem pisane czy prozą? Z ciekawości pytam.
Marek Adam Grabowski dnia 04.11.2021 17:51
Prozą.

Pozdrawiam
Jacek Londyn dnia 04.11.2021 20:27
A to trzeba ten liryczny podmiot na inny wymienić. :)
Carvedilol dnia 04.11.2021 21:11
Kazjuno - gratulacje

Marek Adam Grabowski - recenzja dobra, bo przydatna

Pozdrawiam
Carvedilol
Marek Adam Grabowski dnia 05.11.2021 10:05
Carvedidol - Dzięki!
Kazjuno dnia 06.11.2021 11:25 Ocena: Bardzo dobre
Marku Adamie Grabowski
Zacznę od oceny recenzji, bo jestem Ci wdzięczny za pochylenie się nad moją książką i stworzenie jej (subiektywnej rzecz jasna) analizy oraz oceny.
Dziękuję serdecznie za komplementy – rzecz jasna – pompujące balon mojej próżności i pychy, co chyba naturalne dla każdego chwalonego autora. Też sobie cenię wylany na mój łeb – niepozbawiony wad – kubełek lodowatej wody. To pomoże zahamować proces, zwykle odbywający się w saturatorach wtłaczających do H2O gaz CO2 – inaczej mówiąc – produkcję wody sodowej, która sycząc w głowie, przeszkadza racjonalnej samoocenie.
Tak, tak… daleko mojej powieści do doskonałości, aczkolwiek, żeby się usprawiedliwić, częścią winy muszę obarczyć wydawcę. Trochę go rozumiem. Po co mu się pruć z kasy na fachowego redaktora i paniusię korektorkę, którzy za swój wysiłek wyciągną łapska po pieniądze. Pewnie zadał sobie pytania:
* Kto to jest ten Kazimierz Junosza vel Kazjuno? Wiadomo, pisarzyna bez nazwiska, gdzie mu tam do sław w rodzaju Twardocha, Joanny Bator, Pilcha, czy choćby przedwojennej sławy Dołęgi Mostowicza.
* Czy spuchnie mi portfel za opublikowanie Kazajuno? Za pisarzynę z zabitego dechami prowincjonalnego Wałbrzycha?
Profesjonalny redaktor przynajmniej przeczytałby dokładnie nadesłany tekst, zrugał mnie za pewne niejasności, które utrudniły odbiór Markowi Grabowskiemu. Swoim zawodowym sznytem przeciągnąłby tekst jak przez wyżymaczkę. Z zawierającego skazy kamienia wyszlifowałby brylancik.
Do procesu udoskonalania tekstu włączyłaby się paniusia korektorka. Nie byłoby już literówek
i dostrzeżonych przez Marka potknięć.

Wcale nie przeszkadza mi zawarta w recenzji dygresja o Brusie Lee, Nawet się ucieszyłem, że kolega z PP parał się jak ja sportami walki. Może dlatego wyczuł we mnie bratnią duszę i tle uwagi poświęcił mojej książce.

Jeszcze raz dziękując, serdecznie Marku pozdrawiam.

Teraz, po kolei, spróbuję się odnieść do komentarzy.


Dobra Cobro
Tobie też jestem wdzięczny za wpis. Szczerze mówiąc, powątpiewam w zachwyty nad moją powieścią koncernu medialnego AGORY. Byłby to niesamowity promocyjny awans! Do tego kasiora! Uszyłbym sobie smoking u najlepszego warszawskiego krawca, kupił najdroższe cygara, no i przesiadł się ze starej Skody Octavi do nowego Merola. (W poprzednim 19-letnim Golf ‘ie 4 wybuchł mi silnik i nie pojechałem przez to w tym roku nad morze).

Nie myśl Dobra Cobro, że nie jestem szczwany. Chyba dwa tygodnie temu pojawiła się w moim ciemnogrodzie słynna pisarka Joanna Bator, dawna mieszkanka Wałbrzycha. W te pędy stawiłem się na zatłoczonej sali, gdzie odbywał się JEJ wieczór autorski. Mówiąc, że też piszę o Wałbrzychu, wcisnąłem jej w dłonie, ozdobione pierścionkami z bajecznie drogimi szmaragdami i brylantami, „Buntownika”. W dedykacji napisałem swój adres e-mailowy, prosząc o parę uwag dotyczących mojej powieści. Kiwnęła potakująco głową.
Hmm, gdyby tak pani Joanna – pupilka Gazety Wyborczej i koncernu Agory – napisała parę ciepłych słówek o moich wypocinach, to kto wie? Może wizja Mercedesa SL miałaby szansę się ziścić? Codziennie zaglądam na pocztę i… nic. Dosłownie pustka…
Pewnie – o zgrozo – słynna autorka wywęszyła w mojej książce niewłaściwe polityczne podteksty.
Cisnęła „Buntownikiem” przez okno, mierząc, by dofrunął do śmietnika? (Ona bardzo dba o czystość środowiska).

Przeceniasz Cobrusiu moją pracowitość. Wprawdzie skończyłem ostatnio kolejną powieść, coś tam myślę o następnej, ale przy moim śmierdzącym lenistwie, wątpię, czy spełnię Twoje oczekiwania.

Pozdrawiam serdecznie, Kaz

Droga Jolu S.
Jak zawsze Twój komentarz – już nie wspominając o wspaniałych pochwałach – jest dla mnie niedościgłym majstersztykiem. W tak zwięzłej formie i z takim polotem podany przekaz mocno mnie wzruszył. Niezmiernie mnie cieszy, że Tobie, osobie bardzo wrażliwej, odpowiadało moje
kawaleryjskie (trochę sztubackie) poczucie humoru.
Jesteś Great!
Czyżbyś kupiła sobie moją książkę?

Pozdrawiam z całego serca i proszę, nie zapomnij pozdrowić Zosi. Pod wpływem korespondencji z Zosią, po raz kolejny rozmyślałem o napisaniu opowiadania (opartego na faktach), o przygodzie z moim psem Bojciem. Ostatnio chcę się jednak uporać z autokorektą skończonej niedawno powieści.
Chcę napisać opowiadanie o czworonogu i zrobić do tekstu ilustracje (jedną już zrobiłem). To opowiadanie chciałbym zadedykować nowej dziesięcioletniej przyjaciółce.

Mozets
Napisałeś świetny felieton i zaszczytem dla mnie jest podpięcie go pod recenzją mojej książki. Gratuluję odwagi i świetnego pióra! Mam nadzieję, że przeczytasz „Buntownika” i byłbym bardzo ciekaw Twojej opinii.
Będę promował swoją książkę na Targach Książki Historycznej w Arkadach Kubickiego (Pod Pałacem Królewskim) w dniach 25-29 listopada w Warszawie. Gdybyś się pojawił, będę siedział
przy stoisku Agencji Wydawniczej CB, Chętnie się z Tobą poznam osobiście. Targi są super. Tam zobaczysz wiele atrakcji: polskich kawalerzystów z grup rekonstrukcyjnych, Warszawskich Powstańców, napoleońskich szwoleżerów, no i dużą ilość znanych autorów, którzy jak my piszą
w poprzek lewackiemu mainstreamowi. (Prof. Cęckiewicz, Leszek Żebrowski, Płażyński i inni. /Porobiłem sobie z nimi zdjęcia/ ).

Zapraszam też wszystkie Koleżanki i Kolegów z PP.

Pozdrawiam, Marku Mozets.


Jacku Londyn
Rozśmieszyłeś mnie pomysłem, by na okładce zamieścić Isię Radwańską.
Nie wypieram się, dalej ją uwielbiam. Nawet wczoraj oglądałem na you-tubie filmik
z jej starego meczu. Urocza tenisowa geniuszka. Iga Świątek gra wielki tenis, ale nie tak
urozmaicony jak Isia, która niedostatek siły nadrabiała pomysłowością i fenomenalną
analizą oraz wspaniałym czuciem w ręce. Do tego ten spontaniczny urok Isi. Za to przez pięć lat
z rzędu wygrywała plebiscyt wszystkich tenisowych kibiców na świecie. Nagradzano ją mianem
„najmilszej tenisistki na świecie”.
Moim kolejnym ulubieńcem jest wspaniały Hubert Hurkacz. Jego groźne spojrzenia na
przeciwników, kojarzą mi się ze spojrzeniami drapieżnego orła. Dlatego na użytek własny
dałem mu ksywę „Polskie Ptaszysko”. (Tylko mu tego nie powtórzcie)!
Dzisiaj nie daję mu szans w meczu z Diokowiczem, w drodze do półfinału Hubert stoczył zbyt
ciężkie pojedynki, nie starczy mu sił na walkę z nr 1 na świecie, ale osiągnął swój cel – wywalczył
udział w turnieju mistrzów, znalazł się w ósemce najlepszych na świecie.

Pozdrawiam Cię Jacku, znawco moich poza pisarskich pasji.


Carvedilol
Serdeczne dzięki za gratulacje, Też za te pod adresem Marka Grabowskiego.

Pozdrawiam, Kaz
Marek Adam Grabowski dnia 06.11.2021 12:18
Kazjuno - bardzo mi miło!

Pozdrawiam
Dobra Cobra dnia 07.11.2021 18:37
Kaz,

Sława dziwnemi drogami chadza, zapamietaj to. A żaden pisarz- celebryta Ci nie pomoże, bo musi dbać o swój wizerunek, więc (jak to.mawiaja Francuzi): marneszanse żeby pochylił się nad czymś, co może zaszkodzić jego karierze.


Uprzejmości,

DoCo
mozets dnia 07.11.2021 21:47
Dlatego gdy ma się pewność, że robi się to co należy, to co się naprawdę chce i lubi.
Gdy pisanie nas nie męczy - a przeciwnie dodaje sił i rozwija - trzeba iść cierpliwie do przodu.
Cierpliwość to ostatni klucz , który otwiera drzwi. I pracowitość.
Na świecie są tysiące osób , miliony osób utalentowanych.
Ale większości z nich zabrakło wytrwałości, uporu, wiary i nadziei by nie zdradzić swego talentu i go nie zmarnować. Dlatego nieprzeciętni , sławni artyści - ludzie wyjątkowi - są tak rzadko spotykani.
Kazjuno dnia 08.11.2021 07:53 Ocena: Bardzo dobre
Dobra Cobro
Chyba mnie nie zrozumiałeś. Jeśli mi zależy na nadaniu rozgłosu "Buntownikowi" - powieści, która obok "Piaskowej Góry" i "Ciemno, ale noc" Joanny Bator - także traktuje o Wałbrzychu, zależało mi, żeby słynna autorka zauważyła, że jest w naszym mieście, jeszcze ktoś, kto też potrafi barwnie opowiadać.
Nie jestem dla niej, żadnym konkurentem i nie stanowię zagrożenia jako rywal na niwie sławy. Joanna swoim pisaniem potrafiła mnie zaciekawić, umie pisać. aczkolwiek niekiedy się nie zgadzam z zawartymi w jej tekstach podtekstami politycznymi.
Tak, wręczając jej książkę, chciałem ją sprowokować do polemiki na argumenty. Inaczej postrzegam minioną przeszłość, Argumenty, które zawiera "Buntownik", według mnie, mają przełożenie na obecną rzeczywistość, są z innej bajki niż te lansowane przez NIĄ.
Widocznie ją uwierają, więc nie podjęła polemiki. Inaczej mówiąc mnie olała.

Masz rację, w tym miejscu, że nawet znajomość ze słynną osobą, to wątpliwa droga do sławy.
Przyznam Ci się, że zastanawiałem się kilka razy, czy chciałbym być słynny? Za każdym razem dochodziłem do przekonania, że nie. Wtłoczyć się na siłę do grona celebrytów? Szkoda zdrowia i prądu. Zamiast brylowania na salonach wolę tracić energię na to, co lubię i chyba trochę umiem, czyli skupić się na pisaniu i wokół tenisowych rozrywkach oraz podróżach.
Oczywiście, zależy mi na nadaniu książce rozgłosu, dlatego, że chcę zafundować odbiorcom (subiektywne wprawdzie), ale inne od narzucanego przez mainstream postrzeganie rzeczywistości. też chcę czytelników trochę rozerwać. No i rzecz nie od parady, nie pogardziłbym mamoną, która zwykle spływa na autorów głośnej książki.

Dziękując za sugestie, Cobrusiu, ciepło pozdrawiam.

MOZETS
Przyznaję Ci w 100% rację. Cierpliwość i pracowitość to cechy konieczne, by stworzyć coś wartościowego.
Zdaje się, że to słowa wybitnego Polaka Paderewskiego: "Na sukces składają się trzy czynniki: 10% talentu, 10% szczęścia i 80% ciężkiej pracy".

Polemizowałbym z "lubieniem" tego co się robi. Bywa z tym różnie. Czasem zniechęca ciężka orka. Zwłaszcza jak się ma geny lenia z jakimi się chyba urodziłem. (Moje cioteczki, które rugały mnie za nieuctwo, opierdalały się przez całe życie).

Pozdrawiam z całego serca.
mozets dnia 09.11.2021 15:01
I będąc już sławnym należy pamiętać, że ludzie którzy tłumnie cię oklaskują - tak samo będą klaskać na twojej egzekucji.
Ty nie jesteś leniem- bo dokończyłeś książkę. Lenie nie kończą niczego co zaczęli.
Ale dobrze że jesteś skromny.
Kazjuno dnia 10.11.2021 09:52 Ocena: Bardzo dobre
Dzięki Mozets, za ciepłe słowo.
Egzekucja na razie mi nie grozi. Chociaż, kto wie?
W kilku publicznych wypowiedziach (też w PP) dałem upust swojemu przekonaniu (co nie ma nic wspólnego z wiarą), że w Smoleńsku był zamach.
"Katastrofa" smoleńska jest moim historycznym konikiem i z uwagą śledzę odkrycia komisji i podkomisji Antoniego Macierewicza.
Dziwne rzeczy się dzieją z raportem, który druzgocze efekty komisji pod wodzą króla Europy i jego totumfackiego ex ministra spraw wewnętrznych Milera. Kilku profesorów z podkomisji nie chce się pod raportem podpisać. Dlaczego?
Tajemnicą poliszynela, zresztą publikowaną przez media niezależne, jest fakt jedenastu tajemniczych zgonów. Wkrótce po powrocie z wrakowiska w niewyjaśnionych okolicznościach wyzionął ducha szef archeologów badających miejsce "katastrofy". Znalazł nadmierną ilość 30000 szczątków na połowie wrakowiska, podczas gdy w Lockerbie po zamachu znaleziono 12000. Potem przepadł przeczący kłamstwom Milera prof. Politechniki Śląskiej Wróbel, którego kawałki ciała wydobyto z Zalewu Rybnickiego. Inny naukowiec zleciał w przepaść w Tatrach, kluczowy świadek nawigator Iła, dowożącego dziennikarzy, rzekomo strzelił sobie w skroń w piwnicy - ponoć facet pogodny i wesoły. W podziemnym garażu wypalił dwukrotnie do siebie gen. Petelicki i to nie długo potem, kiedy ogłosił, że wszyscy członkowie Platformy Obywatelskiej nazajutrz po katastrofie otrzymali esemesa o treści: "Jesteście zobowiązani do powtarzania tezy: "Katastrofa nastąpiła przez błąd pilotów. Należy jedynie wyjaśnić, kto nakłonił ich do lądowania w złych warunkach". Nie pamiętam wszystkich kazusów dziwnych śmierci. Powiało też grozą, kiedy usłyszałem o "wędrującym samobójcy" po naszym kraju. Dziwnie zmarł Leper, choć on nie angażował się w sprawę smoleńską.
Hmmm, dlaczego część profesorów nie chce podpisać raportu podkomisji? Jako miłośnik powieści Fryderyka Forsyth'a stworzyłem sobie domorosłą teorię. Słynny i najbogatszy na świecie pisarz, którego w zarobkach przebiła jedynie Rowling - autorka Przygód Harrego Potera, dużo pisze o metodach likwidowania niewygodnych świadków przez KGB. Także o stosowanych przez tę instytucję metodach zastraszania. Więc sobie myślę, co bym zrobił gdyby mi ktoś przyłożył do głowy pistolet. Albo inaczej, zagroził, że jak pisnę słówko, to wykończą najbliższe mi osoby. Pewnie bym wymiękł... Pomyślałbym: i tak świata nie zmienię. Zamiast podpisać raport, przyszedłbym z ręką na temblaku, udawałbym, że dostałem paraliżu dłoni.
Poseł Halicki z PO zarechotał z radości, mówiąc: "Ten raport się nigdy nie ukaże".
Może ma rację(?).
Na szczęście nie jestem sławny, więc wynurzenia jakiegoś pisarzyny Kazajuno, "autorytety" oszczają ciepłym moczem.
W takim razie Twoja Mozets przestroga przed egzekucją, raczej się nie spełni.
Zresztą odpisałem już Dobrej Cobrze, że nie wzdycham do sławy. Choć nie ukrywam, połasiłbym się na finansowe profity z książki. Jestem chytry.

Pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, wprawdzie posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty