Cały mój zgiełk cz.2 - jelcz392
Proza » Obyczajowe » Cały mój zgiełk cz.2
A A A

W tydzień po wizycie Mariusza i Agnieszki dostałem bardzo miły list od Katarzyny z Barcina, który sprawił, że w moim umyśle zaczęło się pomału rysować rozwiązanie moich sercowych kłopotów. Z Kaśką korespondowałem równie długo jak z Ewą. Listy od niej przychodziły rzadziej, nie były tak zajmujące jak od Ewy, ale widać było, że ich autorka boryka się z kilkoma problemami i nie potrafi sobie z nimi poradzić.. Starałem się jej pomóc na ile to było możliwe. Wydawała się być trochę naiwna i głupiutka. Teraz, po roku korespondencji, przysłała mi swoje zdjęcie, na którym wyglądała całkiem interesująco. Moje serce żywiej zabiło, wstąpiła jakaś nadzieja, ale i powątpiewanie czy jest sens angażować się znowu w miłość na odległość? I czy oryginał okaże się równie ładny jak na fotografii? Doświadczenie już mnie nauczyło, że różnie z tym bywa. Ale póki co nie omieszkałem wyrazić kilku słów zachwytu dla jej urody. Nie sądziłem, że dadzą jej tyle radości i wywołają taki entuzjazm, że staną się pierwszym krokiem do nowej znajomości. Bo to moje komplementy sprawiły, że Kaśka wyraziła ochotę na to, by spotkać się ze mną. Musiała bardzo tego pragnąć, bo na koniec przesłała mi listownego całusa. Muszę przyznać, że zaczęła mnie coraz bardziej intrygować. Pomyślałem, że może warto zaryzykować  jeszcze raz? Może tym razem się uda i znajomość z Kaśką okaże się być niezwykle interesująca? Poza tym bardzo pragnąłem mieć kogoś, kto mnie naprawdę pokocha, będzie za mną tęsknił, będzie dzielił się radościami i smutkami, da mi poczucie bezpieczeństwa. Czy kobieta może zapewnić bezpieczeństwo? Wbrew pozorom tak, chociaż właśnie tego oczekuje się od mężczyzny, chociaż chodzi tu raczej o bezpieczeństwo fizyczne. Ale kobieta może dać bezpieczeństwo psychiczne. Miałem wrażenie, że jedynie obcowanie z prawdziwie kochającą, czułą dziewczyną może uspokoić mnie wewnętrznie, doprowadzić moją duszę do stanu równowagi, ukoić rozstrojone nerwy. Nie zwlekając zaproponowałem spotkanie w Częstochowie, gdzie wkrótce miałem udać się z pielgrzymką. Wprawdzie do dnia wymarszu nie otrzymałem od Kasi potwierdzenia, ale wierzyłem, że spotkam się z nią. Niestety, żadne z nas nie miało telefonu i pozostała jedynie nadzieja, że się uda. Nauczony wycieczką do Kętrzyna, nie obiecywałem sobie wiele, by znowu się boleśnie nie rozczarować, ale przecież mogłem dużo zyskać, bo do stracenia nie miałem już nic.

Droga do Częstochowy mijała w szybkim tempie. Kilometry uciekały spod nóg stąpających to po rozgrzanym asfalcie, to po polnych drogach albo leśnym igliwiu. Bocznymi drogami dążyliśmy  do oranego celu. Wspaniała atmosfera, sympatyczni ludzie, bezdeszczowa pogoda – to wszystko sprawiało, że zapominało się o zmęczeniu, o tym że chce się spać albo że jest gorąco. Cieszyłem się, że jest ze mną Mariusz. Dwa lata temu też byliśmy na pielgrzymce, ale wtedy jakoś nie mogliśmy się porozumieć. Zaczynało się od tego, że ja nie miałem humoru, Mariusz mi docinał, ja się wkurzałem i przestawałem się do niego odzywać. Teraz widocznie wydorośleliśmy, nie docinaliśmy już sobie i nie robiliśmy głupich kawałów. Humor nam dopisywał, a i Mariusz chyba spoważniał. Może to za sprawą Agnieszki?

Z radością i jakimś niewytłumaczalnym niepokojem w sercu wkraczałem w sobotnie przedpołudnie na klasztorny dziedziniec. Pospieszny przemarsz przed obrazem spowodowany natłokiem pielgrzymów sprawił, że święty wizerunek nie wywarł na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia. Zabrakło czasu by przyjrzeć się dokładnie, skupić, pogrążyć na chwile w zadumie. Dopiero podczas mszy na błoniach, kiedy wpatrzyłem się w dużą kopię obrazu, poczułem się nagle bardzo szczęśliwy. Łzy radości cisnęły mi się do oczu i z trudem je hamowałem. To naprawdę niezapomniane przeżycie być choć przez moment w pełni zadowolonym z życia. Nie można marzyć o lepszej nagrodzie za te dziesięć dni spędzone na szlaku. Planowane przez mnie spotkanie zeszło więc na plan dalszy, chociaż bynajmniej o nim nie zapomniałem. Byłem niezmiernie ciekaw, jak wygląda dziewczyna, która sprawia wrażenie zakochanej we mnie po uszy. Nigdy jeszcze nie spotkałem się z takim przypadkiem. Jedynie moi koledzy przechwalali się, jak to rozkochują w sobie nastoletnie panienki, a potem rzucają je śmiejąc się z tego i zabierają się za następne. Nie uważałem się za jakiegoś macho, choć podobno byłem przystojny i prawdę mówiąc nie wierzyłem, że mogę spodobać się jakiejś dziewczynie. Z niecierpliwością oczekiwałem na Katarzynę, o ustalonej godzinie, przed bramą klasztoru, ale tym razem miałem pecha. Nie zmartwiłem się jednak zbytnio, bo całe spotkanie było aranżowane w pośpiechu i bez żadnego potwierdzenia ze strony Kaśki. Nie mogłem więc mieć do niej pretensji. Poza tym mogła się nagle rozmyślić albo przestraszyć. W końcu trzeba mieć trochę odwagi, by spotkać się w obcym mieście z chłopakiem znanym tylko z listów. Ale wiedziałem, że do tego spotkania prędzej czy później dojdzie. Czułem, że zakochaliśmy się w sobie jeszcze się nie widząc. Wprawdzie może nie aż tak na zabój, ale ilekroć spojrzałem na jej zdjęcie, to zawsze moje serce zaczynało szybciej bić. Wiedziałem już, że miłość na odległość to trudna sprawa, ale teraz to było co innego. Tak mi się wydawało i tak mówiło moje serce. Z ostateczną deklaracją moich uczuć postanowiłem wstrzymać się przynajmniej do pierwszego spotkania. Kaśka też musiała czuć do mnie jakąś miętę, bo jakiś czas potem dostałem od niej list z przeprosinami, że nie było jej wtedy w Częstochowie. Tak, ta znajomość zaczynała się naprawdę obiecująco.

 

*****

 

Pierwszy września nigdy nie był moim ulubionym dniem. Kończył się czas beztroski, zaczynały przykre obowiązki. Ten nowy rok szkolny był dla mnie szczególny, bo ostatni. Mojego minorowego nastroju nie poprawił nawet piękny sen. Śniło mi się, że całowałem się z Ewą, ale były to takie gorące, pełne namiętności pocałunki, od których można dostać zawrotów głowy albo orgazmu. Widmo zbliżającej się nieuchronnie obrony pracy dyplomowej i matury przyćmiło by najbardziej orgiastyczny sen. Najbardziej bałem się tej pracy. Nie dość, że trzeba było coś wykonać to potem jeszcze popisać się wiedzą ogólną na tematy techniczne. A nie da się ukryć, że w technikum najbardziej chwaliłem sobie język polski i niemiecki, przedmioty czysto humanistyczne. Reszta interesowała mnie raczej z obowiązku i uczyłem się jedynie po to, by mieć pozytywne oceny, a nie żeby pogłębić swoją wiedzę w danym temacie. Na szczęście wkrótce po rozpoczęciu roku dyrektor pocieszył nas, że w tym roku prac dyplomowych nie będzie. W zamian przewidziany jest egzamin składający się z części praktycznej i teoretycznej. Cóż, z praktyki nigdy nie byłem asem i zawsze starałem się dostać najprostszą robotę, niewymagającą dużej precyzji i dokładności. Bardzo lubiłem też różne fuchy podczas zajęć praktycznych, np. przygotowanie terenu lodowiska pod betonową wylewkę. Zawsze machanie łopatą czy jeżdżenie taczką było ciekawsze od cięcia rurek tępą piłą albo obróbki pilnikiem odkuwek młotków. Póki co postanowiłem nie myśleć teraz o tym, co będzie za parę miesięcy, by nie wpaść w depresję.

Wkrótce wynikła kolejna kwestia, która zaprzątnęła moją głowę i z którą nie bardzo mogłem sobie poradzić; kierunek ewentualnych studiów by nie iść do wojska. Mariusz miał podobny dylemat.

- I co, zdecydowałeś już coś?- spytałem go na którejś przerwie.

- Nie wiem, Ziba, naprawdę nie wiem. Może pójdę na fizykę na WSP? Błona mnie do tego usilnie namawia. Ale tak szczerze mówiąc, to myślę o WAT.

- O czym?!

- O Wojskowej Akademii Technicznej.

- Weź przestań! Ty się chyba nie słyszysz? Poklep się lepiej po brzuchu! Zostałbyś trepem? Wszyscy uciekają jak najdalej od wojska, a ty się pchasz tam dobrowolnie?

- Ziba, to nie jest tak jak ty myślisz. Ty tego nie rozumiesz. Masz całkiem inną sytuację w domu. U mnie jest inaczej. Powiedz, jaką ja mam przyszłość? Ożenię się z Agnieszką i co? Gdzie będziemy mieszkać? W Mrowli nigdy w życiu! Mam dość starego. A tak, jak skończę studia i rzucą mnie gdzieś w Polskę, to będą musieli zapewnić mi mieszkanie. Poza tym mój stryjek jest przecież pułkownikiem, to mi na pewno pomoże.

- Ale przecież Agnieszka ma to mieszkanie na Podchorążych zapisane na nią?  

- Nie, to nie to samo. Ja nie chcę czyjejś łaski, nie chce czekać, aż ktoś da mi mieszkanie, a potem będzie mi to wypominał do końca życia.

- Ale jakiej łaski, o czym ty bredzisz? Przecież jak się pobierzecie to będzie to wasze wspólne mieszkanie.

- Nie, nie, ja już to sobie wszystko przemyślałem. To naprawdę dla mnie jedyne wyjście.

- Cóż, rób jak uważasz, ale ja tam miłością do wojska nie pałam.

- A ty gdzie się wybierasz?

- Myślę o germanistyce na WSP, ale czy cos z tego wyjdzie? Muszę się zorientować, jak tam jest, jakie mam szanse? Muzyka mówi (Muzyka była naszą germanistką), że jestem zdolny i że powinienem sobie poradzić, ale ci po liceum mają bez porównania większe szanse. Wiesz zresztą, jaki u nas jest poziom. Ja musiałbym porządnie przysiąść fałdów i pouczyć się indywidualnie, ale nie wiem, czy starczy mi zapału. Jestem zbyt leniwy i miewam niekiedy słomiany zapał. Może zdecyduję się na coś łatwiejszego? Sam jeszcze nie wiem. Krzysiu Kolasa wybiera się na nauki społeczno-polityczne. Tam podobno jest deficyt kandydatów. Może i ja bym tam poszedł? Tylko co na to mój stary? W każdym razie nie myślę iść do wojska.

- A co tam słychać u Kaśki?

- Na razie nic. Listy pisze,  coraz ciekawsze zresztą, jak dotrwamy do wakacji to się pewnie spotkamy. Teraz nie ma na to czasu.

- A co z Ewą?

- E, to już raczej przeszłość. Teraz zrobiło się z tego takie pierdolenie kotka za pomocą młotka. Jakoś nie mam serca i odwagi z nią zerwać. Czekam na jakąś sposobność. A może ona pierwsza się zdecyduje? Kaśka bardziej mi się podoba. Zresztą widziałeś na zdjęciu.

- No, faktycznie, niezła dupa.

- A co tam u Agnieszki?

- A też boi się tej cholernej matury. Ciągle mi o tym przypomina, a mnie aż ciarki przechodzą. Wybiera się na WSP na pedagogikę specjalną.

- A co to za kierunek?

- A… takie tam… no… będzie uczyć czubków, to znaczy dzieci upośledzone.

- Aha… Przejebane. Do takich dzieci to trzeba mieć anielską cierpliwość. Mnie to by zaraz szlag trafił.

- Mnie też, ale ona ma wyczucie, potrafi podejść do takich dzieci i w ogóle jest kochana…

 

*****

 

W połowie września pojechaliśmy z Błoną do Krasnobrodu na zawody drużyn sanitarnych. Nikt nie miał na ten wyjazd ochoty, bo wypadał w sam weekend, to znaczy wyjazd był w piątek, a powrót w niedzielę. Najgorsze było to, że z tego tytułu nie przepadały nam żadne lekcje. Chyba trzem osobom udało się wymigać od tego wyjazdu, ale wszyscy nie mogli zakombinować. Cała klasa klęła na Błonę i oczywiście nikt nie kwapił się do żadnych przygotowań, mimo iż byliśmy zwalniani z mniej ważnych lekcji po to, by powtórzyć sobie najważniejsze rzeczy. Braliśmy już wprawdzie udział w kilku takich zawodach, ale co najwyżej na szczeblu wojewódzkim. W Krasnobrodzie impreza miała charakter regionalny. Może inne drużyny wybierały się tam z myślą o zajęciu jakiegoś wysokiego miejsca, bo my na pewno nie. To znaczy Błona miała taką nadzieję, ale nasza klasa traktowała ten wyjazd jako darmową wycieczkę. Zresztą organizacja była na wariackich papierach. Nie mieliśmy nawet jednolitych dresów, a torby sanitarne były wyposażane w ostatniej chwili. Z ramienia PCK pojechali z nami między innymi Lidka ( z czego najbardziej ucieszył się Jacuś Maślanka) i Sławek Kalinowski, były komendant obozu w Wysowej, a obecnie kierownik ekipy. Zapowiadała się więc czadowa impreza.

W piątek wieczorem, po zakwaterowaniu się w piętrowym, ośmioosobowym domku, urządziliśmy sobie wieczorek powitalny. Większość coś tam miała na rozgrzewkę w plecaku, więc ze złapaniem odpowiedniego humoru nie było większych problemów. Domki były wyposażone w ciepłą wodę, sanitariaty, TV, radio, miały nawet kuchenki gazowe i lodówki. Imprezę zaczęliśmy tuż po zmierzchu. Początkowo przepijaliśmy mineralną, a później pozostała tylko kranówa. Na zagrychę nie było nic. W innych domkach chłopcy z naszej ekipy też nie próżnowali. Gdzieś przed północą coś nam odbiło i wszyscy poszliśmy sobie pobiegać. Mieliśmy znakomity nastrój. Nie byliśmy pijani, bo tego alkoholu nie było nie wiadomo ile. Byliśmy po prostu lekko zaszczepieni. Powygłupialiśmy się trochę, pokrzyczeli, ale nie za głośno, by nie wzbudzić podejrzeń Błony. Chociaż ona i tak dobrze wiedziała, że będziemy pić i nie upilnuje nas za nic w świecie. Potem nie chciało nam się spać, więc leżeliśmy sobie w łóżkach prowadząc nocne dysputy. Mirek z Galimą raczyli nas zwierzeniami na tematy miłosne, gdy przyszli do nas Murjas z Moskiem, obaj nieźle zaprawieni. Zaczęli się rozbijać po domku, sami nie wiedzieli, czego chcą? Mosko schodząc z góry, przechylił się przez poręcz i z wysokości trzech metrów spadł na ziemię. Z kolei Murjas otworzył tylne drzwi domku, wyszedł na schodki, poślizgnął się na rzygach Galimy i zjechał na tyłku. W końcu udało się nam ich  wygnać, ale nim zasnęliśmy, to zrobiło się wpół do trzeciej.

Wstaliśmy o siódmej, oczywiście niewyspani, a co niektórzy na kacu. Na zawodach, można powiedzieć, odwaliliśmy pańszczyznę. Zajęliśmy gwarantowane, ostatnie siódme miejsce. Wywołało to w naszej drużynie ogromny entuzjazm. Natomiast Błona była na nas wściekła. Nie mogła przeżyć tak ogromnej kompromitacji. Przypuszczała, że celowo odnieśliśmy tę porażkę, żeby zrobić jej na złość. A my po prostu podeszliśmy do tego lajtowo, olewaliśmy wszystko i stąd taki efekt. Wieczorem miało być jeszcze ognisko i dyskoteka, ale Błona uparła się, żeby wracać. Na nic zdałyby się nasze prośby i błagania, gdyby nie Sławek. Siedzieliśmy już praktycznie w autobusie i czekaliśmy tylko na niego, bo gdzieś się zawieruszył. Gdy się w końcu znalazł, był dobrze zaszczepiony i nie miał zamiaru wyjeżdżać. Opieprzył solidnie całą kadrę i znowu gdzieś przepadł. Pewnie gdzieś nieźle tankował i wcześniejszy powrót był mu mocno nie na rękę. Rano znów ich opieprzył, bo pojechaliśmy bez niego na śniadanie i mało brakowało, a musiałby wracać do Rzeszowa na własną rękę.

Podczas pobytu w Krasnobrodzie Jacuś Maślanka starał się tak spotykać z Lidką, by Błona ich nie zobaczyła. Ona znała wszystkich w zarządzie PCK i wiedziała, co prezentuje swoją osoba pani Lidka. Oczywiście mimo wszelkiej ostrożności ze strony Jacka wyczuła, że jej uczeń czuje miętę do czarnej Lidzi i później miała już na niego oko. Podobno dla jego własnego dobra, że nie wie, w co się pakuje. Fakt, że Lidka zapewne dobrze się bawiła kosztem niedoświadczonego, ale fizycznie dojrzałego i napalonego chłopaka, ale Jacek dawno skończył osiemnaście lat i była to jego prywatna sprawa, z kim się zadaje. A Błonie było pewnie po prostu żal, że nie ma już tych lat i tej urody co Lidka…

 

*****

 

Ewa przysyłała coraz krótsze i coraz chłodniejsze listy. Znikła gdzieś niedawna serdeczność i miłe słówka. Czułem, że to będzie chyba koniec naszej znajomości. Czy byłem tym bardzo zmartwiony? Raczej nie, bo z kolei Kasia pisała coraz to ciekawsze i intrygujące listy.

„… Prawdą jest, że znajdujesz się w kręgu moich zainteresowań. Jeżeli chodzi o listowne pocałunki, to przesyłam Ci je z wielkiej sympatii jaką Cię darzę, gdyż o czymś większym nie mogę wcale myśleć. Muszę ci powiedzieć, że bardzo Cię lubię, choć znam Cię tylko z listów. Zaskoczyła mnie trochę wiadomość, że miałeś mnie na myśli, pisząc o spotkaniu za dziesięć miesięcy Twojej wymarzonej dziewczyny. Chyba jednak nie jestem tą, o której marzysz. Twoja dziewczyna przede wszystkim powinna być ładna, a ja naprawdę niczym się nie wyróżniam. Jestem zwykłą, prostą dziewczyną. Zapewne dziewczyny, które znasz i z którymi korespondujesz są bardziej interesujące ode mnie. Pomyśl, zastanów się czy warto zawracać sobie mną głowę? Może lepiej zainteresować się dziewczyną naprawdę piękną. Większość chłopców, mam nadzieje, że to Ciebie nie dotyczy, chodzi z dziewczynami „na pokaz”. Oni chcą, by koledzy zazdrościli im takiej ekstra dziewczyny. Nie lubię narzucać nikomu swojej osoby. Staram się być zawsze sobą. Nie cierpię ludzi, którzy udają. Tacy ludzie żyją w ciągłym zakłamaniu i niekiedy oszukują ludzi, którzy im ufają. To jest naprawdę straszne…

…Wiesz, nigdy nie myślałam, że jakiś chłopak, tak ładny jak Ty, powie mi, że mu się podobam. Muszę Ci wyznać, że czytając Twój list wzruszyłam się do tego stopnia, że z oczu popłynęły mi łzy, ale były to łzy szczęścia…”

Nigdy nie przypuszczałem, że szczere, choć zwykłe słowa, mogą wycisnąć łzy z oczu. Och, jak bardzo pragnąłem być teraz razem z Kaśką! Zastanawiałem się, czy w rzeczywistości jest tak atrakcyjna jak na zdjęciu czy też przemawia przez nią zwykła skromność, że próbuje umniejszyć swoją urodę? Ale gdyby nie była ładna, to nie interesowałoby się nią tylu chłopaków, o czym nie raz wspominała. A znowu skoro tylu ich było, to czy nie zawierała znajomości za wszelką cenę tylko po to, by nie być samotną? Moje wątpliwości rozwiał nieco kolejny list.

„…Zapytujesz mnie w swoim liście, czy przypadkiem nie chodzę z chłopakami tylko dlatego, aby kogoś mieć? Otóż nie jest to w moim stylu. Chodzę tylko z chłopakami, którzy wydają mi się coś warci, ale to już nie moja wina, że okazują się fałszywi względem mnie. Po prostu cały czas grali przede mną. Byli nędznymi aktorami. Człowiek jest istota omylną i myli się nawet dość często. Nie można przecież poznać drugiego człowieka, gdy się go zobaczy po raz pierwszy…

…Pytasz też, dlaczego znalazłeś się w kręgu moich zainteresowań o za co Cię lubię? Otóż lubię Cię dlatego, że jak mi się wydaje, jesteś względem mnie uczciwy i szczery. Korespondując z Tobą poznałam Cię trochę. Według mnie jesteś bardzo sympatycznym i wspaniałym chłopakiem. Twierdzę również, że jesteś bardzo wartościowym człowiekiem. Sądzę, że daleko dojdziesz w życiu i mam nadzieję, że będziesz bardzo szczęśliwy, spełnią się Twoje najskrytsze marzenia. Reprezentujesz pewien określony rodzaj chłopaków, dla których nie jest ważne to co na zewnątrz, ale to co w środku człowieka. Takich chłopców jest mało. Równie ważne jest to, że umiesz przyjaźnić się z dziewczyną, czego niektórzy chłopcy nie potrafią twierdząc, że jeżeli chłopak przyjaźni się z dziewczyną, to musi ich łączyć coś więcej…”

 

***** 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
jelcz392 · dnia 06.11.2021 14:52 · Czytań: 327 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Komentarze
Dobra Cobra dnia 07.11.2021 18:29
Dramat się rozwija.

To były czasy, ze się listy pisało i chciało się pisać te długie elaboraty, pełne rozważań, dygotu, niepewności i chęci wybadania drugiej osoby na odległość.

W oczekiwaniu na c.d. n. Pozostaje,

DoCo
jelcz392 dnia 07.11.2021 20:04
Tak na marginesie dodam, że cytowane fragmenty listów są autentyczne. Oryginałów, niestety, już nie posiadam, ale te fragmenty pozostały dla potomnych.
Dobra Cobra dnia 08.11.2021 08:57
To bardzo ważna uwaga. Cytaty nadają historycznej wartości. Choć chyba lepiej jest zmyslać...


Pozdrawiam,

DoCo
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, wprawdzie posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:36
Najnowszy:pkruszy