Prestiż - OWSIANKO
Publicystyka » Felietony » Prestiż
A A A

W szkole, do której rzadko chodziło się z przyjemnością, było nauczycieli w bród. Zazwyczaj przypadkowych, traktujących kontakt z młodzieżą jak kolejny, przymusowy odrobek pańszczyzny. Sfrustrowanych, zgorzkniałych, zakompleksionych, którym przyszło uczyć „cudze dzieci”, którym sfajczyły się słoniowate ambicje i niewczesne marzenia o naukowych dokonaniach, którzy, zamiast tego, trafili za karę do szkół jako „pedagogiczne ciało”. I, nie tworząc niczego nowego, nie poszerzając zdobytej wiedzy, nie walcząc z przeładowanym programem, kontentowali się tym tylko, co wynieśli z liceum.

A naumieli się nieprzydatnych bzdur. Dzięki nim szary księgowy posiadł operacyjną wiedzę na temat konstrukcji żaby, nie miał natomiast pojęcia o bilansach, budżetach i stopach procentowych. Zdechły w nich wielkie plany na najbliższe kiedyś. Stawali się albo złośliwymi urzędnikami szlajającymi się po MEN-ach, albo pokornymi administratorami cudzego przychówku.

Nieliczni zaś, wychowawcy z powołania, edukowali - podobnych sobie: pasjonatów obdarzonych poznawczą inwencją, przygotowanych do poszerzania granic. Tych pamiętamy do dziś, to oni nadali sens wszelkim „usprawiedliwieniem” faktów, to oni sprawili, że nasze szkolne wspomnienia są arkadyjskie, to dzięki nim jesteśmy wyzuci z uprzedzeń, zabobonów, guseł blokujących zdrowy rozsądek, zaopatrzeni w trzeźwe oceny i nieprzekupne zdania.

To im zawdzięczamy, że rozbudzili w nas poznawcze żądze. Ciekawość i wieczny, a niezaspokojony głód wiedzy; ciągłą, lecz na szczęście, daremną pogoń za jej horyzontem. Wracamy do nich z niekłamanym sentymentem, przywołujemy pamięcią ich głosy przesycone ciepłem, życzliwością do świata, ich nauczycielskie twarze, fizjonomie znamionujące bezwarunkową aprobatę.

*

Gdy, z okazji urodzin, odwiedzam dom mojego nauczyciela, widzę pomarszczone oblicze pełne wewnętrznego blasku. Rozpromienione na myśl, że jestem owocem poświęconych mi starań, efektem pedagogicznego trudu, że nie zmarnował lat spędzonych na wbijaniu do mojej głowy tych wartości, które były dla niego ważne.

Zaprasza mnie do stołu, podsuwa najlepsze krzesło, cieszy się, że ktoś jeszcze o nim pamięta. Pytam, jak spędza czas, jak mu się wiedzie. Mówi po chwili, że co dnia siedzi przy ławie. Na ławie sterczy korytko z papu i termos z lurą. Nieruchomy, odrętwiały, wegetuje w ciemnej, kiszkowatej rupieciarni. Ława stoi przed oknem wybałuszonym na park. Jest zagapiony w nic. Widzi nie widząc. Patrzy, choć nie wie, na co, w dal, w głąb, do wewnątrz, jak kret.

Mało kto go odwiedza. Dawni koledzy wypięli się na jego problemy. Ale mimo to nadal uparcie czeka na ludzi, którzy przychodzą do niego, którzy odwiedzają go dla draki, prawdopodobnie po to, by zaliczyć test z wrażliwości, by poczuć się lepiej i pochylić się nad jego malowniczą niedolą. Przychodzą sporadycznie, przypadkiem, wpadają jak po ogień i od wielkiego dzwonu, załażą do niego oblizując spierzchnięte wargi. Lądują za jamnikiem, wyłuszczają mu skomplikowane motywy swojego najścia. Dyskretnie rozglądają się po kątach, by dowiedzieć się, jak mu się miewa, by napawać się ubóstwem wyłażącym ze szpar podłogi, by rozkoszować się jego bezwładem, by przekonać się, jak sobie nie radzi z nędznym żywotem.

Chwaląc postrzępione płaty odpadającego sufitu, poklepując ściany wyłożone dyplomami, rządowymi dowodami świadczącymi o rocznicowym uwielbieniu, o jubileuszowych wyrazach aprobaty udzielonej na odczepnego, rozpływając się na temat pieca o niebanalnym, fikuśnym wzorze kafli, wychłodzonego, lecz jeszcze od biedy nadającego się do podziwiania, wyciągali go na zwierzenia, które ich nic nie obchodziły, a były częścią zaplanowanej hecy.

Lecz zwykle udaje, że jest radosny. Robi dobrą minę do złej gry. Wbrew pozorom ignoruje nietakty. Jest uśmiechnięty, optymistycznie nastawiony do siebie. Optymistycznie, bo mogło być gorzej. Od razu mógł rozczarować się do ludzi. Jest więc pogodzony z dotychczasowymi i przyszłymi konsekwencjami własnej naiwności. Z udzieloną lekcją: zbytniego zaufania do fałszywych bliźnich.

Na ogół zasypia nad ranem. Rankiem wpada do niego sąsiadka, kobiecina opiekująca się nim jak synem. Była gościem z początku, a wyręką później, przyszywaną babcią zza ściany, staruszką bez której nie potrafi się obejść.

Na niziutkiej emeryturce, łagodna, wyrozumiała, bywała w niejednym nieszczęściu, oblatana w utrapieniach, skłonna do pomocy, to zrobi, tamtego dopatrzy, zgłasza się na jego pukanie, pyta, czy aby gdzie nie pójść, może do apteki, może po co chce. Lecz on mało co chce. Nie narzeka, nie pragnie wizyt upstrzonych fałszywym współczuciem, jawnej, czy tajnej, w oczy lub za plecami - szydery, śmiechu przez krokodyle łzy; chce pogadać tylko, tylko się przytulić.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
OWSIANKO · dnia 19.11.2021 10:56 · Czytań: 506 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
Usunięty dnia 19.11.2021 12:49
Drobiazgi:

1.
Cytat:
za­ła­żą do niego

Pewnie słownik dopuszcza taką formę, ale razi;

Cytat:
jak mu się miewa

powinno być (chyba):
- "jak mu się wiedzie"
lub
- "jak się miewa";

3.
Tu i ówdzie brakuje przecinków, a gdzie indziej są niepotrzebne, ale to już niuanse.

Jedna rzecz mnie jednak uwiera: straszliwy kontrast między "dobrym" a "złym", między podskórną niemal tragedią a jej brakiem.
A gdzie szarość, chciałoby się zapytać.
mozets dnia 23.11.2021 16:11
Opowiadanie uniwersalne, bo może dotyczyć nauczycieli z lat 50 jaki tych z niedawną dość emeryturą. Oczywiście głównie to dotyczy humanistów i wychowawców. Polonistów, historyków, biologów itp. Bo już matematycy , fizycy, językowcy , a nawet chemicy mają jeśli zechcą komplet młodziaków "korków". Kwestia ceny.
Jasne , że większość z tych spragnionych wiedzy ma praktyczny cel i raczej nie interesuje ich stan psyche i somy oraz sytuacji materialnej , chcą by nauczyciel nalał im wiedzy do głowy jak benzyny do baku. "Uiszczają" i znikają.
W komentarzu ZK jest pytanie o szarość. Nie widzę tutaj ani dobra ani zła, ani tragedii - bo podmiot opowiadania nie ma o nic pretensji.
I całe opowiadanie to właśnie feria szarości w wielu odcieniach.
Nie należy uważać zwykłych zmartwień za katastrofy. Bo stracimy równowagę ducha.
Którą nauczyciel z opowiadania ma.
Ba- on nawet bierze życie jakie mu pozostało jak pogodny dobieg swego losu.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, wprawdzie posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty