Ostatnie dwa wilki - Marian
Proza » Przygodowe » Ostatnie dwa wilki
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

   Polinezyjczyków często nawiedza rodzaj depresji czy chandry zwanej „fiu”. Takiemu fiukniętemu człowiekowi nie chce się pracować i najchętniej uciekłby gdzieś w las lub na wody oceanu. Niektórzy nawet tak robią i po jakimś czasie wracają do pracy, jakby nic się nie stało.

   Podobne stany fiu przydarzały się też Łukaszowi. Gdy w pracy i w domu wszystko mu nadojadło, wtedy pakował plecak i uciekał w góry. Nie będąc mieszkańcem wysp szczęśliwych, nie porzucał jednak pracy z dnia na dzień, brał legalne urlopy, a i cele wypadów planował wcześniej. Jego fiu było europejskie.

   Ostatnio przypomniał sobie o górach, które do niedawna były terenem poligonu wojskowego. Chociaż wojsko opuściło je już ładnych parę lat temu, nadal nie wytyczono w nich szlaków turystycznych, a i turyści bezszlakowi jakoś je omijali. Tam właśnie postanowił wpaść Łukasz podczas najbliższego fiu. Owo fiu przyszło zimą i w pierwszym możliwym terminie pojechał na spotkanie z nieznanym.

   W słoneczny dzień ruszył zasypaną śniegiem drogą. Prawdopodobnie kiedyś zrobiły ją czołgi, bo miała głębokie koleiny i dziury, w których łatwo było złamać nogę. Z początku wiodła ona szeroką doliną, ale potem wspięła się zboczem góry w zdemolowany przez ludzi i wiatry las. Tam była już lepsza, ale coraz węższa i w końcu zgubiła się w gęstwinie. Łukasz zaczął się zastanawiać, czy nie wrócić, gdy nagle las pękł i ukazała mu się rozległa polana. Była łagodnie nachylona i prawie okrągła. Turyści i narciarze często nazywają takie miejsca „patelnią”. Śnieg na niej był pokryty warstewką lodu, która kruszyła się pod butami. To oblodzenie powodowało, że polana lśniła jakby pokryta szkłem. Słońce odbijało się od nierówności terenu jak od lusterek i zmuszało do mrużenia oczu. Takie światło może być chyba tylko gdzieś w kosmosie. Ze szklanej bieli wystawały w kilku miejscach czarne kamienie. Były szpiczaste i przypominały ogromne zęby. Ściana otaczającego polanę lasu w kontraście ze śniegiem wydawała się czarna. Widok był piękny, ale miał w sobie coś niepokojącego - od patelni wiało złem. Łukasz zawahał się, ale czarowna gra świateł spowodowała, że ruszył w dół, krusząc butami lodową skorupę.

   Nagle pod lasem zobaczył jakieś dwa zwierzęta. Przystanął, osłonił oczy i przyjrzał im się dokładniej. Mimo sporej odległości nie miał wątpliwości - to były wilki. Chociaż wiedział, że zdrowe i nie niepokojone nie atakują one ludzi, to jednak poczuł się nieswojo, bo był sam, a za jedyną broń miał fiński nóż przy pasku. Na wszelki wypadek zatrzymał się, by żadnym dźwiękiem ani ruchem nie zdradzić swojej obecności. Chciał być nieruchomym elementem krajobrazu jak jeden z kamieni i poczekać, aż wilki odejdą. Z początku zwierzęta szły powoli brzegiem lasu. Po chwili jednak zaczęły się kręcić niespokojnie, węszyły przy śniegu lub podnosiły pyski - łapały wiatr. „Wyczuły mnie, to sobie pójdą, bo nie lubią ludzkiego smrodu” – pomyślał i stał bez ruchu.

   Wilki nadal biegały tu i tam, a potem zwróciły się ku niemu i znieruchomiały. Po chwili ruszyły powoli w jego stronę i wtedy Łukasza ogarnął strach. Jedyne, co mu przyszło do głowy, to uciekać do lasu na drzewo. Rzucił się co sił z powrotem i tym samym nieświadomie podpisał na siebie wyrok. Teraz był już uciekającym celem, a wilki mają pogoń we krwi. Ruszyły długimi susami. Gnał, nie oglądając się, ale czuł, że są coraz bliżej i choćby był Usainem Boltem, nie miałby szans.

   Jakimś entym zmysłem wyczuł, że są o krok i zaraz skoczą mu na plecy. Odwrócił się, wyciągnął nóż i uzbrojoną weń ręką zasłonił się przed atakiem. W tejże chwili wpadł na niego pierwszy wilk. Uderzenie rozpędzonych kilkudziesięciu kilogramów wyrwało go prawie z butów i rzuciło w śnieg jak starą szmatę. Zwierzę przekotłowało się przez niego, wyszarpując rękę z nożem daleko do tyłu. Noż został mu wyrwany z dłoni, a Łukasz poczuł ostry ból w barku i jednocześnie, usłyszał skowyt.

   Przerażenie poderwało go na nogi, gdy nadbiegał drugi wilk. Wyciągnął przed siebie ręce, rozcapierzył palce i, rycząc jak opętany, skoczył mu naprzeciw. Nie wiadomo, jak wyglądał w oczach wilka, ale pewnie go wystraszył. O krok od Łukasza zwierzę uskoczyło w bok i chyba straciło równowagę. Wywinęło kozła i siłą rozpędu wyrżnęło o wystający ze śniegu kamień. Skowytnęło i znieruchomiało.

   Wszystko to stało się tak szybko, że można by rzec, iż nie zdarzyło się wcale. Na polanie wciąż panowała roziskrzona cisza, jedynie rozryty śnieg i dwa martwe wilki były dowodem, że coś się wydarzyło. Był też Łukasz - poturbowany, nieprzytomny ze strachu, ale stojący na tym pobojowisku i gotowy nie wiadomo na co jeszcze.

   Po chwili cała adrenalina z niego uleciała i odezwał się silny ból w barku. Zrobiło mu się od niego słabo i musiał usiąść. Siedział tak długo, aż ciągnące od śniegu zimno zmusiło go do wstania.

   Wstawszy, przyjrzał się pierwszemu wilkowi. Leżał w nienaturalnej pozycji częściowo zaryty w śniegu. Mimo że zwierzę nie dawało znaków życia, Łukasz bał się podejść. Obszedł je kilka razy, zanim odważył się zbliżyć. Dopiero wtedy zauważył, że śnieg koło niego był zakrwawiony, a nóż tkwił po rękojeść w jego piersi. Trącił wilka nogą, a gdy ten nie drgnął, sięgnął po nóż. Wtedy ból w barku znowu prawie go zamroczył, a cała ręka zdrętwiała. Musiał użyć lewej ręki i dobrze się naszarpać, bo ostrze tkwiło mocno między wilczymi żebrami. W końcu wyrwał nóż i, trzymając go w dłoni, poczuł się pewniej. Dla niego nie był to kawałek stali w drewnianej oprawie, ale przedmiot, który przed chwilą uratował mu życie - swego rodzaju amulet. Oczyścił go śniegiem, schował do pochwy i zwrócił się w stronę drugiego wilka. Leżał owinięty wokół kamienia, w który uderzył i też nie dawał znaku życia. Łukasz podszedł bliżej, żeby mu się przyjrzeć i wtedy poczuł się dziwnie nieswojo. Wydało mu się, że polana malała. Czarny las jakby szedł na niego, a w rozhuśtanej wyobraźni widział w nim watahę wilków zaczajonych wśród drzew. Mimo, że rozum się buntował, to jakieś jego drugie ja krzyczało: „Uciekaj!” Do tego jeszcze dzień się już nachylał, wiec nie zwlekając i co sił w nogach ruszył z powrotem. Do auta dotarł już o zmierzchu. Fiu zniknęło, jakby go nigdy nie było.

   Zwichnięty bark dokuczał Łukaszowi jeszcze długo i często nocami budził się z bólu. Nierzadko też budziły go senne koszmary, bo śniły mu się wilki. Goniły go, atakowały, a on bronił się tak bardzo, że skopywał z siebie kołdrę lub krzyczał. Z czasem sny o atakach ustały, ale przypałętał się inny. Widział w nim zabitego przeze siebie wilka, jakby przygotowanego do pochówku. Raz leżał na boku, raz na plecach, to na trawie, to na dywanie, a nawet w kwiatach. Nie był to sen straszny, ale często się powtarzał i bardzo Łukasza męczył. O dziwo, nigdy nie śnił mu się drugi wilk.

   Chyba te nocne niepokoje spowodowały, że zachciało mu się sprawdzić, co stało się z zabitym wilkiem. Z początku śmiał z tego pomysłu, ale z czasem zaczął go tak nachodzić, że postanowił to zrobić. Praca i codzienne obowiązki nie pozwoliły mu od razu na dłuższy wyjazd, więc wybrał się w tamte góry dopiero jesienią.

   Był słoneczny dzień, gdy Łukasz znowu wyszedł na znaną z zimy polanę. Lasy na jej obrzeżu okryły się już żółcią, czerwienią i brązem, a trawa nabrała szaromiodowego koloru. Brodząc w niej po kolana, ruszył w dół. Był pewny, że bez trudu odnajdzie miejsce zdarzenia sprzed ponad pół roku, ale okazało się to nieproste. Wilki to przecież nie słonie i ich szkieletów nie można zobaczyć z daleka. Chodził długo tu i tam, zaglądał w każdy dołek, aż w końcu znalazł to, czego szukał.

   Z zabitego przez niego wilka został tylko szkielet okryty poszarpaną, wyschniętą skórą - widać słońce, wiatr i czas zrobiły już swoje. Szkielet był bez łba. Resztek drugiego wilka nie było.

   Jak przed miesiącami Łukasz usiadł w pobliżu i popatrzył na te szczątki. Nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Nie czuł ani wstrętu ani strachu - nic. Jedyne, co go zainteresowało, to brak wilczego łba, ale i na to szybko znalazł wytłumaczenie. Prawdopodobnie któryś z robotników leśnych ją odciął, wypreparował i sprzedał ją jakiemuś pseudomyśliwemu, który strzela z ambon do podkarmianych saren, a wilka widział tylko w telewizji. Ten powiesił ją nad kominkiem i teraz przy drinkach opowiada znajomym o polowaniu na groźnego zwierza.

   Bardzo natomiast zdziwił Łukasza brak resztek drugiego wilka. Czyżby wtedy się nie zabił? Może po uderzeniu w kamień tylko stracił przytomność, a potem ocknął się i odszedł? A skoro tak, to pewnie gdzieś tu jest i... zaraz zaatakuje. Te myśli spowodowały, że wrócił strach sprzed kilku miesięcy. Łukaszowi znowu wydało się, że las otaczający polanę zbliżył się, a wraz z nim wilki ukryte wśród drzew. Zrobiło się niemiło. Chyba dla poprawy samopoczucia kopnął szkielet i ruszył w drogę powrotną.

   Był zły na siebie, że tak głupio zmarnował czas i pieniądze. Przejechał ponad czterysta kilometrów i szedł kilka godzin. Po co? Żeby zobaczyć to truchło bez łba? Przybył, zobaczył i co mu to dało? Zupełnie nic i do tego jeszcze drugi raz się wystraszył.

   Schodząc do dawnej czołgowej drogi, Łukasz potrącił kamień. Ten spadł kilka metrów, uderzył w inny i zniknął w krzakach. Niby nic się nie stało, ale uderzenie zabrzmiało tak głośno, że Łukasz się zatrzymał. Gdy ponownie ruszył, usłyszał, że odgłos jego kroków też jest dziwnie mocny. Znowu stanął i nasłuchiwał. Wkoło panowała grobowa cisza. Nie odezwał się żaden ptak i nawet wiatr nie szumiał w gałęziach. Wyglądało na to, że w górach nie było nic wydającego jakikolwiek odgłos. Wtedy Łukasz pomyślał o przedpołudniu, gdy szedł do góry. Czy wtedy coś słyszał lub widział? Chyba nie. Chyba nie słyszał ani nie widział żadnego zwierzęcia. Wrócił pamięcią do zimy i też nie mógł sobie przypomnieć żadnych ptaków, ani zwierzęcych tropów na śniegu. Pamiętał tylko tamte wilki. „Tu chyba wcale nie ma zwierząt. Czyżby tamte dwa wilki były ostatnie i zginęły przeze mnie?” – pomyślał i ruszył dalej.

   Była to dziwna myśl. Ale przecież wszystko, co przeżył tu od zimy do teraz było dziwne i nieprawdopodobne. Całe te góry były dziwne i Łukasz wiedział, że nawet najsilniejsze fiu nigdy już go tu nie przygoni.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Marian · dnia 26.11.2021 13:22 · Czytań: 363 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 8
Komentarze
Korektorka dnia 26.11.2021 13:22 Ocena: Dobre
Dzień dobry,

Dziękuję za ciekawą lekturę. Uwag mam tylko trochę:

1) Jest kilka słów jakby przerwanych, na przykład "dok-ładniej"; czy to celowe?

2) "jakichś dwoje zwierząt"

3) "zdrowe i nie niepokojone" - z czego wynika ta przerwa w tekście?

4) "resztek ciała drugiego wilka"

5) "nic, co by wydawało"

6) "od zimy do teraz, było"

7) warto się zdecydować, czy "fiu" ujmujemy w cudzysłów, czy nie; potrzebna jest konsekwencja

Pozdrawiam:)
Marek Adam Grabowski dnia 26.11.2021 17:53 Ocena: Bardzo dobre
Rok temu zarzuciłem ci pod tym tekstem (na konkurencyjnym portalu) "zaryty w śnieg". Widzę, ze to poprawiłeś. Brawo! Niestety ciągnę został ci jeden enter w środku zdania.

Pozdrawiam
Marian dnia 26.11.2021 19:26
Korektorko, dziękuję za wizytę i miły komentarz.
Wszystkie te dziwne spacje i pauzy wyniknęły z błędów w edycji. Nie zauważyłem ich przy zgłaszaniu tekstu. Już poprawiłem. Jeśli chodzi o "fiu" to podobno jest zasada, że jeśli za pierwszym razem piszemy np: zwany, nazywany, tzw. i potem coś w cudzysłowie, to za drugim razem cudzysłów już nie jest konieczny. Tak przynajmniej gdzieś wyczytałem.

Marku, dziękuję za wizytę i komentarz. Niestety nie umiem znaleźć tego entera. Pomóż mi.
Marek Adam Grabowski dnia 26.11.2021 20:08 Ocena: Bardzo dobre
Cholera, teraz patrzę i do nie widzę. Chyba mi się przewidział.

Pozdrawiam
mozets dnia 27.11.2021 09:37
Marian jak zwykle ubrał zwykłe opowiadanie w szatę tajemniczości i przygody. Szczególnie dobrze wychodzą mu opisy przyrody. Niby takie zwykłe. Ale kto lubi samotne podróże po górskich ścieżkach, ścieżynach i bezdrożach odczuwa te opisy jak obrazy łatwo rodzące się w wyobraźni. Marian ma niezwykłą wyobraźnię. Na koniec o wilkach i osobnikach "fiu"...
Sam opis walki z wilkami jest z założenia nieco humorystyczny. Ale całkiem pasuje do fabuły opowiadania. To mi przypomina jak byłem małym chłopcem i znajomy ojca myśliwy opowiadał mi jak polować na zające bez broni palnej i bez wnyków. Potrzebna jest tylko tabaka.
Wyszukujemy na polanie w lesie duże okrągłe i spłaszczone kamienie. Na każdy kamień sypiemy tabakę. Biegnie zając i widzi coś na kamieniu. Wącha co to jest. Siarczyście kicha i wali przy tym łbem o kamień. Pada martwy. Zająców i kamieni jest sporo. My tylko chodzimy i zbieramy szaraki.
Amunicja jest droga, pozwolenia na dwururkę - tyż. A tabaka jest tania jak barszcz.
Co do osobników "fiu" . Nie tylko są na Polinezji. Całe Niemcy są zalane takimi osobnikami z chronicznymi "fiu". Nie pracują tylko biorą zapomogi.
Ostatnio również pojawili się nad Bugiem.
Jedna uwaga: Marianie wilki mają łby - nie głowy, łapy, pyski nie twarz, sierść nie włosy . Czyli to sierściuchy...
Marian dnia 27.11.2021 12:22
Mozets, dziękuję za wizytę i obszerny komentarz. Znam oczywiście ten spsób polowania na zające i moja walka z wilkami faktycznie coś z tego ma.
Co do łbów, siersci itd. to oczywiście masz rację i zaraz to poprawię.
Jacek Londyn dnia 28.11.2021 19:42
Dobry wieczór.

Rzadko spotyka się na PP tak dobrze napisany tekst. Świadczy o uważności Autora i przywiązywaniu uwagi do jakości tego, co się pisze. Jedyny minus: użycie paru łączników, występujących w miejscach, gdzie powinny być myślniki. To tyle o technice. :)

Teraz o fabule. Nie porównywałbym stanu wypalenia zawodowego i zmęczenia pracą bohatera opowiadania, które zmusza go do ucieczki z miasta, z polinezyjskim fiu. Na rajskich wyspach rdzenni mieszkańcy nigdy nie są przepracowani, pracują niewiele lub wcale. Nie żałują sobie natomiast alkoholu i trawki. Powodem występowania fiu w polinezyjskim raju jest coś innego. Co? Bóg raczy wiedzieć. :)

Zastanowiłbym się nad zmianą paru fragmentów:

"i choćby był Usainem Boltem, nie miałby szans" - myślę, że Usain nie jest tu potrzebny (choć to sympatyczny gość),

"Zwierzę przekotłowało się przez niego, wyszarpując rękę z nożem daleko do tyłu. Noż został mu wyrwany z dłoni" - nieco niezręczny zapis,

"Wykręcony bark dokuczał Łukaszowi jeszcze długo..." - bark może być wybity lub zwichnięty.

Tak jeszcze sobie myślę, że finał walki z wilkami ociera się o cud, a zew, który sprawia, że bohater wraca na tajemniczą górską polanę o metafizykę. Z drugiej strony... dobrze niekiedy wierzyć w cuda i czasami pofantazjować. :)
Pozdrawiam
JL
Marian dnia 29.11.2021 12:30
Jacku, dziękuję za wizytę i komentarz.
Nie wiem, czy mój bohater miał prawdziwe fiu, ale jakoś musiałem ten stan nazwać, a fiu dobrze brzmi.
"Wykręcony" poprawiłem.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty