Lew, którego przeniesiono - Afrodyta
Proza » Groteska » Lew, którego przeniesiono
A A A

W powietrzu nareszcie czuć było wiosnę w odsłonie, którą lubiłem najbardziej. Nie tak jak przez ostatnie dni, gdy wgryzała się w człowieka przenikliwym zimnem, omiatając go lodowatymi podmuchami. Dzisiaj wiatr owiewał mnie delikatnie, sprawiając przyjemność. Czułem uśmiech wypływający gdzieś z mojego wnętrza, rysy twarzy robiły się łagodniejsze, każdy kolejny krok lżejszy, a wdychanie powietrza dodawało  witalności oraz energii. Szedłem chodnikiem wzdłuż ruchliwej ulicy. Odgłosy miasta już od dawna mi nie przeszkadzały, właściwie  wspierały moją marną egzystencję, usprawiedliwiając niechęć do wglądu w siebie, czynienia przewartościowań, podsumowań i takich tam. Ale teraz czułem się inaczej. Zapragnąłem odmiany, wiosenny powiew obudził we mnie nieoczekiwaną potrzebę kontaktu z naturą pozbawioną pisków opon samochodów, zgrzytów tramwajów sunących od przystanku do przystanku, stukotu spieszących się przechodniów.

Było jeszcze grubo przed południem, spoglądałem na ciągnące się ogrodzenie po swojej prawej stronie. Znałem je doskonale, przechodziłem tędy wiele razy, ale nigdy nie miałem ochoty na przekroczenie bramki. Ogród zoologiczny mnie nie pociągał. Pomimo wszelkich udogodnień, wspaniałych wybiegów, miałem nieodparte uczucie, że to nie najlepsze miejsce dla zwierząt. Szczególnie dla ptaków, które, jak to sobie wyobrażałem, nigdy nie mogą tak naprawdę rozwinąć skrzydeł. Nawet największa klatka to ograniczenie nie do pokonania. Myśląc o tym, ogarniał mnie smutek i chyba nie chodziło tylko o ptaki, ale także o mnie. Porzuciłem jednak rozważania na tak drażliwy temat i postanowiłem zmienić przyzwyczajenia. Pragnienie ciszy i odcięcia się od zgiełku okazały się silniejsze. Kupiłem bilet i stało się, przekroczyłem próg ogrodu. Przede mną otworzyła się ogromna przestrzeń pełna drzew, krzewów, siatek, murków, drogowskazów oraz alejek, prawie pustych o tej godzinie. Gdzieniegdzie krzątali się pracownicy, skrzętnie wykonujący swoje obowiązki. Ucieszyłem się, ponieważ nie miałem ochoty na towarzystwo, przynajmniej istot podobnych do mnie. Chodziłem tak sobie, obserwując zwierzęta i otoczenie. Nie myślałem, nie zastanawiałem się, nie analizowałem. Po prostu spacerowałem i patrzyłem. Było mi zadziwiająco dobrze, przyjemne fale odprężenia ogarniały mnie stopniowo. Najpierw mięśnie, potem całe ciało, na końcu umysł.

Właśnie minąłem ogromny wybieg, w którym wylegiwało się niewielkie stado lwów. Wyglądały na zadowolone, pewnie cieszyły się pięknym ciepłym dniem zupełnie jak ja. Szybko jednak odwróciłem głowę, gdyż wydawało mi się, że jeden samiec z ogromną, nad wyraz puszystą grzywą, wyraźnie odstawał od pozostałych, robiąc wrażenie obcego, innego. Nie mogłem jednak zrozumieć, co właściwie wzbudziło we mnie takie poczucie. Postanowiłem zawrócić. Stanąłem naprzeciwko lwa i intensywnie się przyglądałem. Chyba drzemał, bo oczy miał przymknięte, ale była w nim jakaś nieuzasadniona czujność. Być może to z powodu marchewki, którą przykrywał łapą, jakby się bał, że ktoś ją zabierze. Moja wydłużająca się obecność spowodowała, że stado trzymające do tej pory dystans, poruszyło się niespokojnie. Lew jednak nie zareagował podobnie, jakby do niego nie należał. Otworzył tylko oczy i patrzył na mnie, ale tak jakoś przenikliwie, rozumnie, jak czasem zdarza się ludziom. Męczyło mnie to spojrzenie, ale trwałem, bo zwierzę wydawało się znajome. W końcu jednak podjąłem decyzję, by wszystko wyprzeć i pójść dalej. Wtedy lew ruszył głową:

 

- Czy to świat, w którym władzę sprawują chrześcijanie? – usłyszałem mocne, dźwięczne słowa i poczułem ogromne zakłopotanie. Pomyślałem, że to wpływ świeżego powietrza, bliskości natury oraz zbyt silna chęć wyluzowania, płatają mi figle i najlepiej po prostu odejść.
- Czy to świat, w którym władzę sprawują chrześcijanie? – lew nie dawał za wygraną i ryczał, zbliżając się do ogrodzenia. Przed nosem pomachał mi soczystą marchewką wbitą w pazury przedniej łapy.
            Sparaliżowało mnie, nie mogłem się ruszyć. Zupełnie nie wiedziałem, co zrobić. Najgorsze jednak było to, że wciąż nie opuszczało mnie przeświadczenie, iż podobna sytuacja już kiedyś się zdarzyła.
- Czy my się znamy? – zapytałem zupełnie bez sensu.
- Nigdy wcześniej cię nie widziałem, ale wyglądasz na człowieka stąd i do tego wiedzącego więcej, dlatego pytam – odpowiedział rezolutnie.
            W tym momencie jakby spłynęła na mnie łaska albo błogosławieństwo, co spowodowało, że wykrzyknąłem z nieukrywaną radością:
- Już wiem! Wszystko jasne! Jesteś tym lwem z opowiadania Mrożka, Sławomira Mrożka! Jak mogłem od razu nie skojarzyć…? Przecież ta marchewka mówi sama za siebie. Ale co ty tutaj robisz?
- Nie znam żadnego Mrożka, więc nie wiem, co ci opowiadał. Nie sądzę również, by marchewka coś mówiła – obruszył się, lecz ciągnął dalej. – Sprawiałem kłopoty, nie godząc się na manipulację i wyręczanie, więc przeniesiono mnie w czasie, co właściwie było mi na rękę. Pragnę być doceniony za wzorową postawę, dobrą analizę rzeczywistości i trafne przewidywanie przemian w niej zachodzących. Czy to świat, w którym władzę sprawują chrześcijanie? – spokojnie i z pewnością siebie powiedział przybysz, kolejny raz powtarzając pytanie.
- Tak, tak…rządzą chrześcijanie, ale to naprawdę niesamowite, niewyobrażalne…- wylewałem potok słów bez ładu i składu. – Nikt mi nie uwierzy, że rozmawiałem z lwem, który odmówił pożerania chrześcijan, zajadał marchewkę, a na dodatek porzucił swoją epokę – dodałem poruszony.
            W głowie szumiało mi tak bardzo jakbym był zupełnie pijany. Myśli płynęły szybko, nie mogłem za nimi nadążyć. Spoglądałem na lwa z niedowierzaniem, szczypałem się w dłonie i po policzkach, tak na wszelki wypadek, gdyby jednak okazało się, że to tylko sen. Z amoku wyrwały mnie pomrukiwania zwierzęcia szukającego wsparcia:
- Tutaj nikt mnie nie rozumie. Patrzą na mnie jak na wariata, odmieńca jakiegoś. Przyprowadź chrześcijańskiego władcę – błagał lew. – On doceni moje poświęcenie. Może dostanę nagrodę i zmienię otoczenie na bardziej przyjazne.
- Bardziej przyjazne? – zdziwiłem się. – Gdzie może być lepiej niż wśród swoich? Co prawda to tylko ogród zoologiczny, ale w naszych warunkach nie masz co liczyć na nic lepszego. Ani sawanna, ani rozległe równiny nie wchodzą w grę – powiedziałem zgodnie ze stanem faktycznym.
- Dla tutejszego stada nie jestem żaden swój. Patrzą na mnie spode łbów i wykrzywiają się za moimi plecami – żalił się lew. – Ze strachu przed otwartym starciem, opluwają nie mnie, ale moją marchewkę – dodał z namysłem.
- No to, w czym problem? – zapytałem z nadzieją w głosie. – Możesz wrócić do dawnych przyzwyczajeń, jeść mięso z krewniakami i zawalczyć o przywództwo. Masz warunki i wszelkie predyspozycje do przejęcia władzy nad stadem.
- Nic z tego, nie będę chorągiewką, która ciągle zmienia zdanie. Poza tym przywykłem do marchewki, mięso już mi nie smakuje. Teraz, gdy w końcu znalazłem świat, w którym rządzą chrześcijanie mam szansę zaistnieć. Moje zasługi zostaną docenione – mówił dumnie i z zadowoleniem król zwierząt.
            Słuchając żarliwych słów wypowiadanych przez lwa, zrozumiałem, że powrót do przeszłości jest mało możliwy. Nie chciałem pozbawiać go złudzeń o lepszym życiu, na które czekał, ale w końcu i tak by się dowiedział.
- Posłuchaj… - powiedziałem lekko drżącym głosem. – Nie sądzę, aby rządzący stanęli po twojej stronie. Na pewno nikt z nich nie uzna twojego postępowania za godne czy wartościowe.
- Jak to? – przerwał wytrącony z równowagi lew. – Przecież odmówiłem zjadania chrześcijan, będą wdzięczni, będę bohaterem… - tłumaczył coraz słabszym, gasnącym głosem.
- Nie pożerałeś chrześcijan, to niezbity fakt – odpowiedziałem z przekonaniem. – Postąpiłeś jednak wbrew swojej naturze, a to jest dla nich niewybaczalne. Nie liczy się kim jesteś, co sobą reprezentujesz i jakie masz zasługi. Sprzeciwiłeś się odwiecznym prawom, tradycji i normom ustalonym raz na zawsze: lew jest mięsożerny. Dyskusje na ten temat nie są mile widziane.
- Czyli wszystko stracone? Mój wysiłek, moje wyrzeczenia poszły na marne? – pytał lew z narastającą rozpaczą w głosie. – Już nic nie można zrobić, mam żyć w przekonaniu, że do tego świata też nie pasuję…? – ubolewał.
            Rozważania mojego rozmówcy rozwaliły mnie zupełnie, przez chwilę pomyślałem o sobie i o tym, że też tak się czuję. Ogarnęło mnie ogromne współczucie, dlatego powiedziałem:
- Mam pomysł, znów przerzuć się na mięso – kątem oka zobaczyłem jak lew kręci nosem, jakby mówił, żebym się nie powtarzał, zignorowałem to jednak i ciągnąłem dalej. – Ale pokaż, że jesteś w tym najlepszy.
- Najlepszy? Co to znaczy? Jak można być najlepszym w jedzeniu mięsa? Przecież nie mogę jeść bez przerwy i w nieskończoność, nawet lew tego nie wytrzyma?! – pytał zaskoczony i zdruzgotany.
- Nie chodzi o ilość – powiedziałem. – Stawiaj na jakość! Jedz przedstawicieli innych religii, agnostyków, ateistów, wszelkie mniejszości i ogólnie tych, którzy sprzeciwiają się swojej naturze. Wtedy będziesz przyjęty, a popełnione zło zostanie ci zapomniane.
- Nie ma głupich, oszalałeś! I jakie zło…? Nie zrobiłem nic złego i tak niech zostanie! – zaryczał lew, czując się zupełnie przegranym. – Dla mnie nie ma już ratunku. Jeśli jednak jakimś szczęśliwym trafem, wyjdę z tego cało, nie martw się. Gdy zmieni się opcja, nie wspomnę o tobie ani twojej propozycji – odwrócił się rozgoryczony i z rezygnacją machnął ogonem, a potem ze łzami w oczach gryzł marchewkę.

Nagle poczułem, jak dziwny i głośny dźwięk rozsadza moją głowę. Odruchowo uderzyłem w brzęczący przedmiot znajdujący się na nocnym stoliku. Widocznie zbyt mocno, bo ucichł, a kilka drobnych kawałków spadło na blat oraz leżącą obok książkę. Za oknem dość mocno świeciło słońce. Zapowiadał się ładny, ciepły dzień.

 

 

Inspirowane opowiadaniem Sławomira Mrożka pt. „Lew”.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Afrodyta · dnia 30.11.2021 21:08 · Czytań: 550 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 7
Komentarze
Dobra Cobra dnia 01.12.2021 14:11
Słodka opowieść o dylematach, o których czyta się w wielkiej literaturze, a i zna z przekazów historycznych.


Afrodyta,

Podobało się. Czas poswiecony ślęczeniu nad klawiaturą przyniósł wymierny, dodatni wynik. I o to chodzi w pisaniu.


Pozdrawiam,

DoCo
Marek Adam Grabowski dnia 01.12.2021 16:30
Opowiadanie ciekawe i dobrze napisane (masz zmysłowe pióro), jednak lewacki finał razi mnie. Jesteś niekonsekwentna w zapisie. W pierwszej połowie odstęp kapitałowy, w drugiej zapis bardziej tradycyjny.

Utworu Mrożka który ciebie zainspirował nie kojarzę.

Pozdrawiam

Ps. Nie jestem przeciwny zwierzętom w Zoo, ale w cyrku już tak.
Afrodyta dnia 01.12.2021 22:20
Dobra Cobro, dziękuję za wizytę i życzliwość w komentarzu. Pierwszy raz pokusiłam się o napisanie groteski, bo bardzo lubię takie teksty czytać, co oczywiście nie musi iść w parze z umiejętnością jej napisania. Pozdrawiam ciepło.

Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Finał miał być nie tyle "lewacki", co bardziej uniwersalny, pokazujący, jak władza i możliwość rządzenia, zmieniają perspektywę, ale faktycznie nie udało mi się uciec od takich skojarzeń. Co do strony graficznej to masz całkowitą rację, mnie też razi ta niekonsekwencja, ale nie potrafię na PP zedytować tekstu tak, jak mam zapisane w oryginale. Nie wiem, dlaczego raz moje akapity zostają, a innym razem ich nie ma. W swoim zapisie mam tradycyjne akapity. Może i tego kiedyś się nauczę. Pozdrawiam serdecznie.
Jacek Londyn dnia 02.12.2021 12:31
Dzień dobry.

Zacznę od ważnej rzeczy - lewactwa w tekście nie widzę. Określenie to dziś bardzo modne, jest używane przez przedstawicieli grup związanych z władzą dla ataku na przeciwników politycznych i ludzi myślących inaczej, czasem bez rozumienia jego znaczenia. Inność przeraża...
Tekst jest napisany dobrze, parę uwag później. Fabuła ciekawa i na czasie. Skojarzenie, które się nasuwa po przeczytaniu - biedny lew, skazany na nędzny los przez kaczora. :)

A teraz uwagi.
Początkowy fragment zapisany trochę niezrozumiale, weźmy chociażby zdania:

W powietrzu nareszcie czuć było wiosnę. Nie tak jak przez ostatnie dni, gdy ustępowała miejsca swojej poprzedniczce, która wgryzała się w człowieka przenikliwym zimnem, omiatając go lodowatymi podmuchami. - mam wrażenie, ze czasownik "ustępowała" dotyczący nadchodzącej wiosny nie jest dobrze użyty.

Dzisiaj wiatr owiewał mnie delikatnie, ogrzewając od środka. - wiatr jest czynnikiem zewnętrznym, ziębi lub ogrzewa skórę, ale nie wnętrze. Może powodować, że zmienia się nasze samopoczucie na lepsze lub gorsze.

Odgłosy miasta już dawno zlały się ze mną - jakoś dziwnie to wygląda.

A tak w ogóle jest ok. :)

Pozdrawiam
JL
Usunięty dnia 02.12.2021 20:16
Hej,

a mnie się bardzo podoba.
Tyle jest wśród nas odejścia od własnej natury.
Tyle tylko, że końcówka to pokazanie drugiej strony medalu, czyli jak niektórzy wykorzystują nadarzające się sytuacje, aby siać nienawiść i rękami innych niszczyć "wrogów". Tu podałaś jako przykład Chrześcijan, którzy mają historycznie całkiem sporo na sumieniu. Ale to dotyczy tez innych.

Pozdrawiam.
Usunięty dnia 02.12.2021 20:17
Cześć,
Kilka uwag zupełnie " sine ira et studio" (ograniczam się przy tym wyłącznie do kwestii formalnych, sprawę odbioru treści i jej oceny pozostawiam dla siebie):
1. "Kupiłem bilet i stało się, przekroczyłem nieznany próg".
Jak na " nieznany próg" to sytuacja zwierząt dosyć dobrze opisana. Taki niezupełnie nieznany jest ten "nieznany próg". Wszak bohater/narrator idzie tam, bo szuka ciszy, czyli wie, co za tym progiem się znajduje.
2. "Na moją wydłużającą się obecność stado trzymające dystans, poruszyło się niespokojnie" - zdanie do przeredagowania.
3. Wstęp "przyrodniczy" o porach roku moim zdaniem do przemodelowania, ale to drobiazg.
Pozdrawiam
Afrodyta dnia 11.12.2021 11:36
Jacku, dziękuję za odwiedziny i refleksje na temat treści, którymi się podzieliłeś, a także za wskazanie uwag. Skorzystam z nich w najbliższym czasie, gdy wezmę się za poprawianie tekstu. Pozdrawiam serdecznie.

Antoni, dziękuję za Twój komentarz będący także jakąś interpretacją mojego utworu. Takie spostrzeżenia to dla mnie też wskazówki. Pozdrawiam ciepło.

Zielony Kwiecie, dziękuję za obecność i Twoje wskazówki, wydają się uzasadnione. Jak tylko się ogarnę, biorę się za poprawianie. Pozdrawiam i życzę miłego dnia.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, wprawdzie posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty