Uczta, cz. 2 - Dobra Cobra
Proza » Inne » Uczta, cz. 2
A A A

9

 

   Zebrani na rynku obywatele, uniesieni wspólną polityczną ideą, mieli na Pierwszym Święcie Kasztana dokonać przemiany w lepsze, ekologiczne społeczeństwo. A tymczasem cały plan runął.  

 

Punkt kulminacyjny nastąpił, gdy lud miał zjeść moją żonę - a właściwie to dużą rybę - a nie kasztana. Dlaczego nie wypuściłem Oktawii do rzeki, stawu czy innego ciemnego leśnego jeziora, gdy jeszcze był po temu czas? Może tam byłaby bezpieczniejsza, niż w domu. 

 

Szukający dobrego połowu spinningowcy - wiedzieni zapewne przeczuciem dobrego łowu - musieli zapewne wejść do naszej łazienki i - w niezrozumiałym dla każdego normalnego człowieka wędkarskim pragnieniu - zanęcili i wykradli ukochaną, by ją upiec przy akompaniamencie błyskających migawek aparatów komórkowych. 

 

 

- Aaa! - krzyknąłem w ostateczności. Bo cóż innego mogłem zrobić w tak kulminacyjnej chwili? Jak zawrócić czas, jak oszukać naród, by uratować Oktawię?  

 

  Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu nagle nastała wielka cisza, zupełnie, jak na niemieckim weselu. Wszyscy dosłownie zastygli w miejscu. Sznur puścił i moja żona, pociągana w dół niewidzialną siłą grawitacji, poleciała w stronę patelni, wypełnionej gorącym olejem z kryla antarktycznego. 

 

- Oktawia! - wrzasnąłem przeraźliwie po raz wtóry, bo nie wiedziałem, co mogę jeszcze zrobić dla ukochanej. Echo odbiło krzyk dwa razy od ścian kamieniczek stojących wokół rynku. W odpowiedzi żona energicznie poruszyła w locie tylną płetwą. 

 

 

Dobra Cobra przedstawia dziś opowieść z pogranicza Nowego Porządku Świata - wypełniające potrzebę nie tylko kobiecych romantycznych uniesień typu: "i żyli długie I szczęśliwie” - ale także marzeń osób zaangażowanych w walce o przyszły los naszej planety, której i tak nie da się uratować, pt 

 

Uczta, cz. 2

 

Jeden Amerykanin zamówił enerdowskiego Trabanta i gdy mu już go przysłano, powiedział: 

- Ach, ta niemiecka dokładność! Przed dostarczeniem samochodu przysłali mi plastikowy model.

 

 

10

 

   W tym momencie nastąpił cud. Pod wpływem zetknięcia łuski z gorącą oliwą  Oktawia wyskoczyła na parę metrów w górę, zrzuciła skórę ryby i na powrót wróciła do kształtu kobiety. Stała na rynku naga i na pewno nieświadoma tego, co się z nią przed chwilą stało, a zebrani ludzie ochoczo robili jej zdjęcia. Nie wiedzieć czemu pochlebiło mi to, bo żona miała naprawdę piękne, małe piersi. Ale zaraz podbiegłem i odkryłem ją kucharskim fartuchem, przez który jednak nadal przebijały jej rozgrzane od oleju duże, brązowe, spiczaste sutki.

 

   W tym całym zamieszaniu wywar kasztanowy wykipiał, a smród przypalenizny rozszedł się dookoła. Prawie cała lokalna społeczność od razu odetchnęła z ulgą z powodu upadku forsowanej na siłę europejskiej idei i powiązanych z nią nieuniknionych podwyżek cen. Prosty lud śpiewał gromadnie słowa wielkich przebojów, młodzi okrzykami wyrażali radość z powodu wytoczenia na środek placu bud z kebabem i hamburgerami, a emeryci na znak zadowolenia stukali aluminiowymi laskami i chodzikami. 

 

Jak na komendę wszystkie chłopy zaraz się pochlały i tradycyjnie zaczęło dochodzić do coraz częstszych kłótni, wyzwisk, szarpaniny i bójek - czyli do tego wszystkiego, czego miał nas oduczyć gotowany kasztan. 

 

Nawet przelatująca po niebie awionetka ze szczęścia wykręciła ósemkę w powietrzu. Po czym spadła na budynki mieszkalne, szczęśliwie jednak nie raniąc przy tym nikogo. 

 

   Tylko wyraźna mniejszość: miejscy korporanci i menadżerowie średniego szczebla - byli niepocieszeni niezmiennością stanu świata i jego postępującym zaśmieceniem. Zasklepili się w żalu, oskarżając większość społeczeństwa o chęć szybkiego zniszczenia matki Ziemi, którą oni chcieli zachować dla swoich wnuków, by tamci mogli latać wielkimi samolotami na wakacje do drogich i wypasionych kurortów, rozsianych po całym świecie. 

 

 

   Dla rządzących był to idealny moment na wprowadzenie nowego podatku - tym razem od posiadania schodów. Są przecież w prawie każdym domu czy bloku mieszkalnym. Dzięki nowemu obciążeniu fiskalnemu pieniądze popłyną szerokim i nieprzerwanym strumieniem do państwowego skarbca, który już ledwo zipał z powodu niewydolności finansów. 

 

 

11

 

   Na rynku zawieszono wielkie białe prześcieradło, na którym zaczęto wyświetlać najnowszy hollywoodzki obraz o superbohaterach zatytułowany: Powrót drugiego Batmana. 

 

   Zebranym nie udało się jednak zgłębić prawdy, skąd ten drugi Batman powrócił, bo naraz na niebie zapłonęło inne jasne światło, jaśniejsze od oglądanego obrazu, po czym w chmurze białego dymu na rynku pojawił się tajemniczy obiekt w kształcie kuli, nitowanej z wielu kawałków kwasoodpornej blachy. Przez dłuższy czas nic panowała cisza, a później ze środka dobiegło donośne stukanie i stłumione słowo: - Kurwa! - wypowiedziane w szewskiej pasji. 

 

Po czym drzwi wehikułu zaskrzypiały i wychynął z nich szpakowaty mężczyzna w białym fartuchu, liżący swój zakrwawiony palec.  

 

- Drodzy państwo - powiedział, co przecież nie dziwne, po naszemu. Powoli przyzwyczajamy się do rodzimych wersji językowych różnych wydarzeń, a także  filmów.

- Przybywam z przyszłości, żeby państwa ostrzec: władze nigdy nie będą dotrzymywać swoich obietnic! 

 

 

   Nikt z zebranych nie wiedział w tym momencie, co powiedzieć. Nikt oprócz...  mojej żony, która zawsze potrafiła znaleźć się w każdej sytuacji. Na co wskazywała też jej osobista historia, gdy jako ryba potrafiła spędzać całe nudne tygodnie w wannie, wypełnionej po brzegi wodą. 

 

- Żadna władza nigdy nie dotrzyma danego wcześniej słowa? - upewniła się. 

- Tak, droga pani - odpowiedział przybysz, poprawiając okulary. - Z całą pewnością. Oni zawsze powiedzą co tylko pani chce usłyszeć, byleby rosły im od tego słupki poparcia. 

 

- To jak to? - wyraziłem zdziwienie. - A.. ale… 

- Proszę, nie przerywaj - ofuknęła mnie Oliwia, najwyraźniej wracając już do siebie po udanej przemianie z postaci sandacza. Choć nieświadomie robiła jeszcze rybi ryjek. - Ale bez ochrony środowiska i polityki z nią związanej za czterdzieści lat nie będzie już żadnych ryb na świątecznym stole, bo... wszystkie wyginą. 

- Coś za coś, droga pani. Jednak chcę panią zapewnić, że białko można z powodzeniem pozyskiwać także z... 

- Co to, ku… kurna, za nielegalne zgromadzenie jest? - przerwał nietutejszemu lokalny bandyta, Sławomir Skrawek, Pan z bmw - Polak, który gumową pałką zawsze pokona wszystkich wrogów, a i zapewne pierwowzór niedościgłego marzenia o idealnym obywatelu Króla Polski Przemysła II.

- Jakim prawem przerywa pan nasze święto? - dopytywał pan Skrawek, bo tak nakazał, by go tytułować . - I skąd możemy mieć pewność, ze nie jest pan farbowanym lisem i czy nie przybył tu pan szerzyć lewicowych poglądów? 

- Ja? Lewicowe? - zatkało człowieka w białym kitlu. 

- Tak, pan. I: tak, lewicowe - zaakcentował z butą pan Sławomir. - Normalni ludzie, jak i patrioci - jak chociażby moja skromna osoba - nie latają z lewackiej przyszłości w przeszłość. By, kurna, szerzyć głodne komusze hasła i mieszać w głowach potencjalnym kandydatom na prawdziwych patriotów, których dziś jest tu cały plac.  

 

Pan Skrawek bez ostrzeżenia uderzył przybysza z przyszłości w zęby, po czym krzyknął do zebranych: 

- A teraz łapać tę baborybę i do oleju z nią! Jesteśmy już, kurna, głodni! 

 

Lud krzyknął z entuzjazmem. 

 

   Chwyciłem pana Sławomira za ramię, a jak się odwrócił - walnąłem go w nos. Strasznie mnie przy tym zabolała ręka. Filmy jednak chyba muszą kłamać, bo tam po bójce bohater nie masuje wybitych palców i idzie dalej, jak gdyby nigdy nic. 

 

Pan Skrawek był jednak chyba ulepiony z innej gliny. 

 

 

12

 

    Nagle świat skurczył się do mojej twarzy i napotkanego na jej drodze bruku. Leżałem jak długi, a wszystko jakby odeszło gdzieś w dal i naraz nastała zadziwiająca cisza. W której - o dziwo - usłyszałem słowa jakiejś babki, wypowiedziane nad moim uchem piskliwie wysokim głosem: 

- Dziwna sprawa, bo pan na dłoni nie ma wcale linii życia. 

 

Podniosłem oczy i zobaczyłem pochyloną nade mną szatynkę o białej, można rzec: ziemistej cerze. 

 

- Skąd się pani tu wzięła? - spytałem podenerwowany.

- Zapukał pan do mojego królestwa, grzmocąc czołem o bruk. To grzecznie wyszłam zobaczyć, kto puka.

- A kim właściwie pani jest?  

- Jestem Królową Kretów - oświadczyła, pokazując na kopiec ziemi, z którego właśnie wyszła. - I co się tu panu stało? - dodała ze zgrozą w głosie, gdy tylko dojrzała moje wybielone zęby.

 

Dzisiejszy dzień zdecydowanie miał już zbyt wiele dziwnych zdarzeń, tym bardziej więc nie miałem ochoty na rozmowę z jakąś wariatką. 

 

- Muszę ratować moją żonę! - krzyknąłem rozpaczliwie. 

- Czy może tę wychudzony ekolożkę z małymi cyckami i krzywymi w iksa nogami? - upewniła się Królowa. 

- Tak, Oktawię! Ale... dlaczego pani ją obraża? To nie jej wina, że w młodości cierpiała na niedobór witaminy na porost kości i miała duże braki w wyżywieniu. 

 

- Już dobrze - powiedziała władczyni podziemia, wyciągając rękę, by pomóc mi wstać. - Widzę, że jest pan kontuzjowany, ale... mogę w tej sprawie poprosić o pomoc Nagą Prawdę… 

- A ... co to jest... takiego ta… Naga Prawda?  

- Raczej: kto to jest - poprawiła mnie Królowa. 

 

Nie była brzydka, miała tylko taki wielce szpiczasty nos… No i ten potwornie denerwujący, piskliwy głos. 

 

- Ta Naga Prawda to osoba? 

- To muskularny facet, jeden z moich poddanych. On był zawsze jakiś dziwny - czytał książki dla przyjemności, zbierał motyle i mówił o rzeczach, które nas wcale nie interesowały. Jest przerośnięty ponad miarę, bo w młodości uprawiał kulturystykę i łykał te wszystkie tabletki i proszki o wielu zachęcających smakach i kolorach. Myślę, że to te barwy skusiły go do ich konsumowania, bo w podziemiu, które zamieszkujemy, nie ma wielu kolorów. Wszystko jest ziemiste, a praktycznie w kolorze czarnym. Od czasu do czasu używam Nagą Prawdę do zaprowadzenia porządku w królestwie. 

 

Na skinienie ręki stanął przy nas półnagi gladiator, który na szerokiej piersi miał wytatuowane czerwonym atramentem: Naga Prawda. 

 

Jednak napakowany osobnik nie zdążył. 

 

Bowiem kątem oka ujrzałem, jak pan Skrawek bierze na ręce moją żonę i wrzuca do ogromnej brytfanny z ciągle wrzącym olejem z kryla atlantyckiego. 

 

 

13

 

   Popołudnie po nieudanym Święcie Kasztana było wielce smutne. W tym najdramatyczniejszym z momentów, kiedy pan Sławomir rzucił Oktawię w stronę gorącego oleju, po czym... zniknęła po raz kolejny, zupełnie jak za przysłowiowym dotknięciem różdżki. I teraz jej nie było. 

 

Sandra - bo jak się okazało właśnie tak miała na imię Królowa Kretów - roztoczyła nade mną niemal matczyną opiekę: odprowadziła do domu, przygotowała zadziwiającą smaczną kolację z korzonków i nadskakiwała, pocieszając w beznadziei. Cierpliwie tłumaczyła, że z żoną i tak nie miałem prawdziwego życia, bo przez cały czas najwyraźniej uciekała od problemów, jakie niesie ze sobą codzienność. I tak naprawdę nie wiadomo, co lepsze: mieć płaczliwą kobietę, czy przemieniającego się w to i owo nadwrażliwca. 

- A skąd wiesz takie rzeczy? - spytałem ją z ciekawości.

- Nawet nie przypuszczasz, co jeszcze wiedzą krety - wydęła wąskie usteczka. 

 

   Przez cały wieczór częstowała mnie różnymi włoskimi smakołykami, pozostałymi po imprezie na rynku, i poiła zmrożoną wódeczką. A za każdym razem, gdy tylko przechodziła obok, ocierała się o mnie niby przypadkiem, zapewniając, że żona na pewno wróci. 

 

   Była już późna noc, gdy upojony alkoholem zwlokłem ciało pod prysznic. Po chwili pod gorącym strumieniem wody stanęła także Sandra, ubrana tylko mokry bawełniany podkoszulek, który kusząco lepił się do jej wychudzonego ciała. 

- Wymyję ci porządnie plecy - szepnęła troskliwie.  

- Ale ja to tak? - zdziwiłem się.

- Widać, że nikt ci ich już dawno nie mył…

 

Musiałem zaufać, że zna się na czystości, bo przecież całe życie spędziła na kopaniu tuneli w brudzie ziemi. A ponadto tak bardzo przypominała Oktawię… 

 

 

14

 

   Nad ranem obudziło mnie jakieś chrobotanie. Pomyślałem, że może to nasza kotka Pimpima domaga się wypuszczenia na dwór. Gdy jednak spojrzałem na podłogę, zauważyłem tylko dużego chrabąszcza idącego niezbornie w stronę łóżka. 

 

W tym samym momencie spod kołdry wyskoczyła naga Sandra i biegnąc na palcach do łazienki rozdeptała jego kruchy, chitynowy pancerzyk. 

 

 

KoNiEc

 

Dobra Cobra

Listopad 2021

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Dobra Cobra · dnia 05.12.2021 20:25 · Czytań: 442 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 7
Komentarze
JOLA S. dnia 07.12.2021 11:39 Ocena: Świetne!
Nie dajcie się zwieść, to wciąż opowieść o nas, ludziach, z naszymi wojnami,

historią, mitami i potrzebami.

"Ludzkie" miesza się z "nieludzkim", przenika.

Dla mnie to wyjątkowa opowieść, choć ubrana w kostium powieści obyczajowej,

jest współczesną przypowieścią o tym, kim dla siebie i dla innych jesteśmy.

Ta przewrotność i wybory świadczą o literackim talencie Autora.


DoCo,

nieustannie zaskakujesz. Jesteś czujnym sejsmometrem obrazującym

dokonujące się przemiany świadomości.

To rodzaj gry, może trochę ryzykownej. Mamy tu fabularne roszady, zwierciadlane odbicia ,negatywne kopie i jeszcze to piękne zniuansowanie portretów bohaterów.


Jestem pod wrażeniem.

Ukłony

JOLA S.
Kazjuno dnia 07.12.2021 15:37 Ocena: Bardzo dobre
Zwroty akcji, niczym w wirującym kalejdoskopie. Niektóre kawałki - jak zawsze u Ciebie - wyjątkowo pomysłowe i trudno zapanować nad rechotem.
Ale czasem nie nadążałem.
Nie! Dobra Cobro, nie rób sobie wyrzutów! Zapomniałem ożywić umysł kawą expresso, myślałem za wolno po obfitym drugim śniadaniu (choć teraz mówi się lanczu). Więc to moja wina.
Czego tam nie było? Ideologia europosłanki Spurek, żeby odbiałkować menu, jacyś faszystowscy konserwatyści - patrioci - pałający chęcią mordu, pikantny opis negliżu Oktawii.

Stanowczo za dużo na mój spowolniony intelekt.

Ale dziękuję za intelektualny rebus. Wrażenia mocne. Choć wiem, że długo będę je trawił, trenując wygibasy umysłowe, co może mi wyjść na poprawę kondycji psychicznej.

Pozdrawiam, Cobrusiu,
Dobra Cobra dnia 07.12.2021 18:37
Jest dokładnie tak, jak piszesz.


JOLA S.

Dziękuję za zaufanie, zajrzenie i przeczytanie. W ten sposób opowieść idzie do ludzi. Świat upada na naszych oczach. I choć wiele się dziś mówi o ratowaniu klimatu, prawie nikt nie mówi o ratowaniu człowieka.

A nawet jeśli udało by się uratować świat (choć rządy świata mają to jakoś dziwnie koło ogona - wszak na ostatnim szczycie klimatycznym w Glasgow prezydent Biden przyobiecał (?), że postara się uratować 200 hektarów starego lasu w USA. Hmmmm... wystarczy choćby spojrzeć na mapę województwa mazowieckiego, by się przekonać, że tylko na tym obszarze mamy około 827 tysięcy (!) hektarów lasów) to człowieka już nie będzie.

Sorka za taką szczerość i mroczne wizje, ale obecnie ochrona klimatu sprawia tylko tyle, że ceny idą w kosmos, bo Unią rządzą wariaci ekologiczni i jakoś nikt nie może powstrzymać ich i ich pomysłów a Aco za tym idzie za wszystko biorą się od dupy strony. Najlepiej pozamykać węgiel, gaz i ropę i będzie czysto. Ale... co w zamian? Zaraz zabraknie prądu (Holandia ponownie otworzyła dwie elektrownie węglowe, żeby nastarczyć z jego produkcją), a u nas - jak i w wielu innych krajach - nie ma pomysłu, skąd go brać. Więc trzeba będzie bulić kosmiczne kary za... głupie myślenie ekologiczne rządów świata.

I tak w kółko.

Ale nic, grunt, że nasz bohater przeżył.


Dziękuję za dobre słowo, zapraszam w przyszłości, trzymaj się w zdrowiu.

DoCo


-------

Kazjuno,

Jak widzisz - dzieje się. Ale może to dobrze, bo wtedy każdy sobie może dopowiedzieć inne dno i jest fajnie. Jak to w życiu - raz wesoło, a raz nie.

Mło Cię gościć, ale espresso stygnie... ;)


Dziękuję za odwiedziny i pozostawienie śladu pisanego. Wszak ślad pisany przetrwał w jaskiniach Lascaux, więc może i ten przetrwa (jeśli będą dobre serwery...)

Pozdrawiam i do następnego,

DoCoi
Usunięty dnia 10.12.2021 18:04
A do mnie ta opowieść nie przemawia. Ot, zlepek "przebłysków" z naszej rzeczywistości, ale nie widze w tym motywu przewodniego ani clou. Owszem, można poczuć bezsens tego i owego, ale klimat surrealistyczny to nie moja bajka.
Jeśli jest to "wielką metaforą", to tego nie skumałem, ale ja tam miewam, że słabo kumam metafory, tak było od zawsze.
Przypomina mi to Monty Pythona i to jest największy tego plus. Ale to taki Monty Python na odlocie.
Kilka literówek, kilka słów zbyt dużo gdzieniegdzie, kilka innych drobiazgów.

Pozdrawiam
Dobra Cobra dnia 11.12.2021 10:16
Dziękuję za docenienie i pochwałę w formie porównania do dawnej trupy prześmiewczej, która wskazała nowy kierunek absurdu.


AntoniGrycuk,

Ostatni raz czułem się tak podniośle, stojąc po raz pierwszy pod magazynem, gdzie Montypythoni zaczynali swoja karierę. Można to przyrównać do uczucia z młodości, gdy po raz pierwszy w życiu nadchodzi polucja...

Nie wyrzucaj sobie, że może czegoś w dziele nie widzisz. Nie każdy - jak sam piszesz - ma dar do rozbioru opowieści. Ale nieomylnie zauważasz literówki i inne niewygodności, to się nazywa analityczny umysł, a nie każdy go ma.

Zawsze najlepsze jest w prozie, że każdy może sobie wyciągnąć z niej, co chce (oprócz dzieł wieszczów, podczas omawiania dzieł których pani o polskiego zawsze ukierunkowywala młode umysły, i tak już potem zostaje na całe zycie). A tu panuje wolność interpretacji i każdy może się zgodzić lub nie z zawartym tematem przewodnim, który obecnie dotyka społeczeństw nie tylko naszego kraju.

Dziękuję Ci za odwiedziny i pochylenie się nad dzielem, wpadaj, kiedy tylko pragniesz.


Uprzejmości,

DoCo
Usunięty dnia 11.12.2021 15:29
Ja sobie nie wyrzucam tego, że nie widze metafor, tak mam i tyle, nie robie tym nikomu krzywdy.
A literówki zauważam omylnie, chyba nie ma nikogo, kto by robił to nieomylnie.

Pozdrawiam.
Dobra Cobra dnia 11.12.2021 19:57
Słodki Antoni...

Niejednokrotnie życie pisze scenariusze, przerastające nawet opowieści DoCo... o, na przykład tutaj kierowcy Formuły 1 - niemalze bogowie sportu - podczas udzielania wywiadów klepią się wzajemnie po jajach. Dowcip znany z podstawówek nadal zyje! :) i to na całym świecie!

Dlatego w zakamarkach pilnie strzeżonych garaży wymyślono karbonowy (a jakże!) ochraniacz na części intymne męskie.

https://youtu.be/TgdUQG6I7P8

Spokojnego,

DoCo
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty