Świtało. Resztki złocistego różu rozpłynęły się, dzięki czemu słońce rozbłysło w pełnej okazałości. Nadchodzący dzień witały ptaki, świergocąc radośnie po nocnym odpoczynku. Wylatywały znienacka, cieszyły się wolnością i przestrzenią. Nie potrzebowały korytarzy powietrznych, nawigacji ani drogowskazów, prowadziło je życie. W oddali mienił się las, lekko szeleścił liśćmi zrzucającymi lśniące perły z rosy. Poruszające się gałęzie niczym wyciągnięte ramiona zapraszały na ucztę smaków i aromatów. Stałam w progu, opierając się o framugę drzwi. Rześkie powietrze chłodziło mnie delikatnie. Słońce wspinało się coraz wyżej, zapowiadał się gorący dzień. Chłonęłam ten poranek jak pustynia zbłąkaną kroplę wody. W moich oczach odbijały się zadziwiające odcienie zieleni zalegającej okoliczne łąki i pola, usta dotykały przydrożnych maków, ochoczo kradły czerwień ich płatków.
Południe. Powietrze znieruchomiało, ciążąc nad światłem. Upał drgał w liniach wysokiego napięcia. Gwar sprzed kilku godzin ucichł, bohaterowie poranka ukryli się w lesie, by oddawać się błogim pieszczotom. Siedziałam na schodach, tuż przy wejściu. W skupieniu obserwowałam słodką ciszę, która rozbrzmiewała w uszach niczym pieśń Orfeusza. Czułam zapach tego dnia, który najpierw przytulał mnie dyskretnie, a potem uwalniał ukrytą istotę mojej natury. Czas płynął leniwe. Przymknęłam powieki i zwróciłam się do gwiazdy ognia. Pozwoliłam, aby jej życiodajne promienie wędrowały po twarzy i szyi. Bijące we mnie serce wyznaczało rytm istnienia, rozkosznie przenikając duszę. Pragnienie przynależności do otoczenia i tej chwili nabierało siły. Współistnienie zbliżało mnie do Boga bardziej niż najpiękniejsze modlitwy świata. Teraz mogłam wstać i wiedziałam, że nogi nie odmówią mi posłuszeństwa. Każdy kolejny krok stawał się lżejszy i prowadził do celu. Biegłam, włosy łagodnie uderzały o policzki. Miałam wrażenie, że uniesione i otwarte dłonie wyprzedzały stopy, które coraz częściej odrywały się od podłoża. Nie wiem, kiedy porzuciłam sandały. Nie mogłam złapać tchu, a od nagłego przypływu tlenu szumiało mi w głowie. Czułam, że jestem. Zatrzymałam się, oddech się uspokajał. Drżałam z wysiłku, ale dotarłam na miejsce. Patrzyłam przed siebie, chłonęłam widok błękitnej otchłani poszarpanej obłokami, które co jakiś czas zasłaniały płonącą kulę, przynosząc ulgę ziemi.
Południe minęło bezpowrotnie. Usiadłam, nie odrywałam wzroku od krajobrazu rozciągającego się wokół. Zniknęła granica pomiędzy mną a podłożem. Rozbudzony nagle zefirek muskał moją twarz, szybko tworzył coraz silniejsze fale powietrza i wprawiał w ruch garderobę, która wirowała, plącząc się niezdarnie między łydkami. Niebo i ziemia przenikały się, ich zalotne spojrzenia zapowiadały miłosne spotkanie. W przestworzach unosiła się woń ofiarodawcy i jego daru oraz niepokojące oczekiwanie ziemi. Wyciągnęłam ręce i nogi, przylgnęłam do niej, ramionami obejmując jej powierzchnię. Na policzku poczułam szorstkość i ciepło. Popękana spragniona żywicielka świata i ja połączone w uścisku. Wymieszały się nasze tchnienia, zaplątały doznania, rozpłynęły myśli, już nie odróżniałam właścicielek pragnień momentalnie porwanych przez wicher, które echem odbijały się od okolicznych pól i lasów. Czas się zatrzymał. Odarta ze zbędnych gestów i podejrzeń uczyłam się przyjmować dary życia. Niebo się otworzyło. Ziemia przyjęła pierwsze krople z wdzięcznością. Deszcz powoli przemieniał się w ulewę, radośnie wydmuchując bańki mydlane. Smaki ziemi i wody wymieszały się, magiczna konsystencja sprawnie zagarniała coraz większy teren. Wstałam, uniosłam lekko głowę, patrzyłam w górę. Pozwoliłam, aby spływająca strumieniem woda wypłukała ze mnie grudki ziemi, którą okrywają jedynie tajemnicze historie ludzi przemierzających światy.
Przestało padać. Gdy wracałam, podniosłam porzucone wcześniej, spłakane kryształowym deszczem, sandały. Pogodny wieczór zapraszał do tańca, szerokim gestem otwierał wielkie wrota do sali balowej. Wiatr suszył moje kosmyki, poruszał nimi łagodnie w takt swoich kolejnych podmuchów. Żegnające dzień słońce otulało ciepłem, rozgrzewając przemoczone ciało. Wzrok zaostrzył się i sięgał teraz bardzo daleko. Gdziekolwiek spojrzałam, widziałam przystań dla zgubionego serca. Dom, moja ziemia. Ziemia, mój dom.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt