Stacja Emigracja - Kazio Piwosz
Proza » Inne » Stacja Emigracja
A A A
Nowy poranek. Patrzę swoimi niewyspanymi oczami za okno. Gdzieś już kiedyś widziałem ten widok. Wczoraj. Przedwczoraj. Tydzień temu, miesiąc wstecz. Te same szare kamienice, ten sam kolor asfaltu na drodze, ten sam potok samochodów, ta sama czerwień, żółć i zieleń migająca co chwilę na pobliskim skrzyżowaniu. To samo niebo, zakryte szarymi chmurami, z których spada od czasu do czasu zimny deszcz. Znam to wszystko. Wszędzie wygląda to podobnie. Codzienność zawsze ma podobne oblicze, niezależnie od tego, czy jest to Polska, Niemcy czy Anglia. W całym, tak zwanym cywilizowanym świecie, wygląda ona prawie tak samo, a różnicę stanowią jedynie drobne szczegóły, które są na tyle niezauważalne, że w końcu można o nich zupełnie zapomnieć. Przejść nad nimi do porządku dziennego po to, by w pełni delektować się ową codziennością. By zanurzyć się całym sobą w owej rzece zwyczajnych spraw i dać się ponieść masom wody, zmierzającym w sobie tylko znanym kierunku.

Czarna kawa wypędza ze mnie resztki snu. Czas poddać się jawie, jakkolwiek ona wygląda. Siedzę przez chwilę przed ekranem monitora, czytam to, co zdążyły zameldować już dzisiaj serwisy informacyjne. Nic ciekawego. Nuda. Znowu gdzieś trwa jakaś wojna. Znowu w jakimś kraju ktoś głoduje. Gdzieś w cywilizowanym świecie po raz kolejny znikły bajońskie sumy banknotów o trzycyfrowych nominałach., a w jednym z najpiękniejszych krajów na świecie znowu jakaś mniejszość narzuca się większości. Zniechęcony brakiem sensacyjnych treści, zamykam przeglądarkę. Chwila przyjemności w postaci muzyki, dobiegającej ze słuchawek wetkniętych w moje uszy, szybko przemija. Czas wyjść z domu i rzucić się w wir codzienności. W takich chwilach uświadamiam sobie, jakie mam szczęście. Polega ono na tym, że nie idę zarabiać na życie jak skazaniec. Wielu ludzi chciałoby czuć coś takiego. Tak, lubię swoją pracę. A to daje człowiekowi bardzo wiele.

Patrzę na to wszystko codziennie. Czasami zastanawiam się, co tak naprawdę jest snem, a co jawą. Przemierzam po raz kolejny setki ulic o niemożliwych do zapamiętania nazwach. Autobus wlokąc się w korku, niesie mnie ze sobą w stronę serca tego całego organizmu, mijając labirynt ulic, w którym zagubiłby się sam Tezeusz. Przejeżdżam przez dziesiątki placów, skrzyżowań, rond, każde z nich pamiętam, ale codziennie odkrywam w nich coś nowego, innego. Aby oderwać się na chwilę od tego wizerunku miejskiej dżungli, kieruję swój wzrok na górujące nad miastem wzgórza, na których swego czasu wyrósł dosyć gęsty las. To mnie uspokaja, dzięki temu wiem, że nie utonąłem jeszcze w morzu szarości, nie zostałem jeszcze złapany w betonowo - stalową sieć. Kieruję swój wzrok na wnętrze autobusu. Jakże myliłem się myśląc, iż oblicze ludzkiej obojętności uzależnione jest od współrzędnych geograficznych. Obojętność wszędzie chyba wygląda tak samo. Tam, w moim rodzinnym mieście, towarzyszyła mi za każdym razem, gdy byłem otoczony przez tłum. Chcąc od niej uciec, wpadłem w sidła nowej obojętności, różniącej się od tamtej tylko językiem. Tak, od tych ludzi nie mogę się spodziewać niczego więcej, niż od ludzi, których zostawiłem tam, gdzieś daleko. Tutaj również nie usłyszę ciepłych słów, braw, nie zobaczę szczerych uśmiechów, nikt się mną nie zainteresuje. Jedyne, co mógłbym w tym tłumie usłyszeć, to pewnie drwiący śmiech. Jedyne, na co mógłbym liczyć, to brak zrozumienia.

Patrzę na te wszystkie twarze, towarzyszące mi w mojej codziennej podróży do serca miasta. Wszystkie są obce. Każdy jest tutaj obcym dla każdego. Anonimowym człowiekiem, starającym się ukryć to, kim jest, co czuje, dokąd zdąża; człowiekiem, którego jednocześnie nie obchodzi nic, poza swoimi zmartwieniami, codziennymi problemami, który nie widzi niczego innego, poza czubkiem swojego nosa. Nie ma sensu nawiązywać jakiegokolwiek kontaktu z innymi ludźmi, nawet wzrokowego. Bo i po co? Co to da? Nie rozwiąże to żadnych problemów, nie uczyni pewnie nikogo szczęśliwym. Szkoda wysiłku. Lepiej jest oddać się swoim myślom, albo po prostu nie wysilać swojego mózgu i patrzeć tępym wzrokiem w szybę autobusu. Tak jest łatwiej i lepiej. Lepiej spać dalej. Ze zgrozą stwierdzam, że ta atmosfera udziela mi się również. Sam staję się obojętny, nie obchodzi mnie już chyba nic, poza moimi zmartwieniami, problemami, wspomnieniami. Nie szukam już wzrokiem zielonych wzgórz za szybą autobusu, po prostu patrzę tępym wzrokiem w ową szybę. Krajobraz na zewnątrz powoli się zmienia, zaczynają pojawiać się coraz to wyższe budynki, lecz ja tego nie zauważam. Budzi mnie dopiero zgrzyt hamulców pojazdu i ostre szarpnięcie. Dźwięk klaksonu, autobus chwilę stoi. Rozglądam się dookoła, już wiem, gdzie jestem. Pozostaję chwilę na jawie, by po paru sekundach znowu zamienić swój wzrok w tępe narzędzie mojej duszy, próbujące rozbić szybę autobusu. Siedzę tak na swoim miejscu, nie wiem jak długo. Odrywam się na chwilę ze stanu kontrolowanej nieświadomości, by wyciągnąć telefon i spojrzeć na zegar. Zostało jeszcze sporo czasu. Cały czas trzymam telefon w dłoni, mojego wzroku nie przykuł jednak wyświetlający się na nim zegar. Patrzę na zdjęcie, które codziennie oglądam x razy. Na zdjęciu widzę mojego syna, a patrząc na ten obraz wydaje mi się, jakby siedział on tutaj, koło mnie. Spoglądam na zdjęcie cały czas, po chwili wydaje mi się, jakby mój syn siedział na moich kolanach, natomiast miejsce obok mnie zajęłaś Ty...

Wszystko byłoby inne. Wszystko miałoby inny kolor, tłum nie byłby tak nieprzyjazny, godziny, które upływają, nie byłyby takie długie. Nic nie byłoby tak trudne, jak jest teraz, rzeczy nie byłyby tak dziwne i niepojęte. Kamienice nie byłyby takie szare, potok samochodów byłby potokiem kolorowych maszyn, niebo byłoby bezchmurne, a deszcz padałby tutaj rzadko. Gdybyście tu ze mną byli.

Najdłuższe są noce. Nie dni, nie godziny upływające mi w pracy, nie minuty, które i tak się dłużą w nieskończoność. Najbardziej nie lubię nocy. Nie lubię, ponieważ noc przynosi zawsze wspomnienia. Przynosi świadomość tego, że jesteście gdzieś daleko. Zmusza mnie do zaśnięcia w objęciach moich własnych wspomnień. Bez Ciebie, leżącej obok mnie. A to zawsze jest tylko początek. Najgorsze są sny. Kiedy nie śpię, mogę kontrolować moje wspomnienia, mogę widzieć Was tak, jak tego chcę, w sposób, który nie sprawi mi bólu. Jednak sny zamieniają moją wyobraźnię w inny świat. Trwa to wszystko kilka godzin, a kiedy się budzę, mam wrażenie, że jestem w innym miejscu. Że gdy przejdę do drugiego pokoju, zobaczę Was. Dopiero po kilku minutach zdaję sobie sprawę, że to był tylko sen. Potem zawsze następuje dzień. Ciągły szum, masy ludzi. Codzienne przejazdy autobusem, codzienny widok obojętnych twarzy, codzienny, mój własny tępy wzrok. Codzienna historia z telefonem. W końcu codzienny monolog, wypowiadany przeze mnie w moich myślach. Moja codzienność.

A jeśli to wszystko coś znaczy, musi w końcu kiedyś nadać naszemu życiu kolorów. To wszystko musi kiedyś zmienić się w to, czym ma być naprawdę. Cała ta codzienność musi w końcu zmienić się w prawdziwe życie. W realny świat, w którym nikt nie będzie musiał żyć wspomnieniami, świat, w którym żadne oczy nie będą miały tępego wyrazu, w którym cały ten tłum zniknie, ponieważ nie będziemy chcieli go zauważyć. W którym noce zawsze będą naznaczone pięknem gwiazd na niebie i Twoją bliskością. Świat, w którym nie będzie się liczyć nic, poza nami. Wiem, że w końcu to zrozumiesz. Wszystkie powody, dla których ja jestem tutaj, a Wy jesteście tam, staną się dla Ciebie jasne. Zobaczysz to wszystko oczami swojej wyobraźni i powiesz mi w końcu, że to miało sens. A wtedy wszystko to, co nas otacza, zniknie. Jawa zastąpi sen; sen zastąpi jawę. Przestaniemy się bawić w te wszystkie metafory i przenośnie. Bo życie nie jest zabawą, nie ma w nim czasu na odgrywanie sztucznych ról, na powtarzanie wymyślonych dialogów. Dobrze to wiemy.

Ja tymczasem dalej zanurzam się w mojej codzienności. Dalej składam grosz do grosza, cent do centa, pens do pensa. Robię to codziennie, czasami tylko pozwalając sobie na krótką chwilę odpoczynku. Płynę w rzece codziennego życia, mając jednak bardzo cenny dar, który pozwala mi nieznacznie korygować tor mojego spływu. Praca sprawia, że jestem w stanie obserwować otoczenie, nabrać do wszystkiego odrobinę dystansu. Dzięki temu wiem, że mam coś, czego nie ma większość ludzi. Zostawiłem to daleko, gdzieś w odległym kraju, jednak cały czas noszę przy sobie tego część. Owa część napędza mnie, sprawia, że jestem w stanie znieść większy wysiłek, nadaje temu wysiłkowi sens i mówi mi, żebym szedł dalej. Nie odkrywa tylko przede mną celu tego pochodu. Nie jest to jednak ważne. Jakkolwiek ma wyglądać przyszłość wiem, że mając Was nie muszę się o to martwić. Więc nie martwię się o to, po prostu żyję dalej.

Krążę po moim nowym kraju, widzę rzeczy inne, niż te, do których byłem przyzwyczajony. O ile codzienność i obojętność wszędzie chyba wyglądają tak samo, o tyle wszystkie szczegóły nadają im trochę inny wymiar. Okolice, w których przyszło mi zamieszkać, architektura dookoła mnie, zasady, według których należy się poruszać. Owe rzeczy nadają mojej codzienności trochę inny, specyficzny wymiar. Czynią ją trochę ciekawszą, bo wymagającą niejako odkrycia. Można to chyba nazwać małą rozrywką, odrywającą mnie od tej całej sennej rzeczywistości. Czymś, dzięki czemu można odkryć następne prawdy i zasady życiowe. Czy jednak jest to dobrą rzeczą? Nie wszystkie prawdy i zasady czynią człowieka mądrzejszym, niekiedy jeden życiowy morał potrafi przewartościować cały dotychczasowy system osobistych wierzeń. Jest to groźne. Dzięki temu łatwo można zatracić sens tego wszystkiego, zgubić gdzieś cel swojego życia. Zranić kogoś, kogo się kocha. A jeśli się to stanie, nie ma już odwrotu, można tylko bić głową w mur nowej codzienności i szarości. Rzadko się zdarza, by ktoś ten mur zdołał przebić. Czasami może lepiej jest być obojętnym na to, co się dzieje dookoła. Świadomość tego wszystkiego wcale nie pomaga w codziennym życiu. Tylko że bez owej świadomości trudno jest się stąd wyrwać. Trudno jest uczynić swoje życie takim, jakim się chce, by ono było.

Wszystko byłoby inne. Każdy grosz byłby złotówką, pens byłby funtem. Przyszłość miałaby jakieś kolory. Codzienność miałaby zupełnie inny wymiar. Noce byłyby długie z innego powodu, niż są teraz. Niczemu nie trzeba byłoby nadawać sensu na siłę. Życie byłoby takie, jakie chcemy. Gdybyście tu ze mną byli.

Jeśli my coś znaczymy dla siebie, jeśli to wszystko nie zdoła nas rozdzielić, jeśli pozostaniemy ludźmi, którymi byliśmy wcześniej; to musi w końcu nadejść czas, kiedy powiemy sobie, że to, co teraz się dzieje, to przeszłość. Musi to kiedyś odejść, musi w końcu nadejść słoneczny dzień. Czas, kiedy pojęcie rozłąka, będzie tylko pustym słowem, kiedy będziemy wszyscy razem w jednym miejscu. Kiedy jawa będzie jawą, a nie po prostu senną rzeczywistością, kiedy będziemy mogli w pełni korzystać z naszych wszystkich zmysłów. Musi w końcu nadejść czas, kiedy zrozumiemy sens tego wszystkiego. Jeśli w ogóle ów sens istnieje. A wierzę, że istnieje.

Za oknem panuje już ciemność. Przygotowuję się na wieczorną część dnia. Gaszę światło, podchodzę do okna i patrzę dłuższą chwilę na okolicę. Kamienice oblewa pomarańczowe światło ulicznych latarń. Potok samochodów ustał, od czasu do czasu ulicą przejedzie jakiś zabłąkany kierowca. Czerwień i zieleń na pobliskim skrzyżowaniu ustąpiła miejsca pulsującemu, żółtemu światłu. Na niebie nie widzę gwiazd. Nie wiem, czy jest zachmurzone, czy po prostu mój wzrok stara się mnie oszukać. Wyłączam na chwilę mój mózg, stoję i patrzę na ten widok. Zamykam oczy. Wyobrażam sobie, że jestem w dalekim kraju. W miejscu, gdzie kamienice pozbawione są tynków, gdzie o tej porze nie wychodzi się już na ulicę, gdzie również nie widać na niebie gwiazd. Tam, gdzie w tle majaczą wielkie bryły szarych bloków. Gdzie żółte światło miesza się z pulsującym błękitem. Gdzie od czasu do czasu słychać krzyki nietrzeźwej części młodzieżowego kwiatu. Wyobrażam sobie, że jestem w całkiem innym kraju. W kraju, który jest już zmęczony. Tak, jak ja.

Próbuję jeszcze przez chwilę wyobrazić sobie coś innego. Próbuję poczuć Twój dotyk, usłyszeć, jak oddychasz, próbuję wyczuć Twoją obecność. Chciałbym znowu usłyszeć, jak do mnie mówisz. "Nasz syn już śpi, pora na nas". Otwieram oczy. Jestem tu sam. Stoję jeszcze chwilę przy oknie, po czym podchodzę do łóżka i siadam na nim. Opuszczam swoją głowę. Czas na sen.

Nasz sen trwa dalej.


Kazio Piwosz (T.F.) 2007
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Kazio Piwosz · dnia 22.03.2007 17:02 · Czytań: 577 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
beata dnia 24.03.2007 23:22
Bardzo się wzruszyłam podczas cxzytania.Tęsknota za ukochaną, za krajem jest przedstawiona w prosty i wiarygodny sposób.Taki swoisty rodzaj monologu,obnażającego wewnętrzne rozdarcie pomiędzy "muszę" a "chciałbym".Mam tylko dwie drobne uwagi- pierwsza dotyczy nadużywania słowa "tępo"...patrzy, wzrok itp.a druga,że nie zaczyna się zdania od że "Że gdy przejdę do drugiego pokoju, zobacze was";)
Kazio Piwosz dnia 25.03.2007 09:46
Hmm... Dziękuję za uwagi, co do rozpoczynania zdania przez "że" wiem, iż jest to gramatycznie niepoprawne. jednak chciałem nadać przez to tekstowi jego własny, trochę inny klimat: nie chciałem robić z tego artykuły suchej, sztucznej relacji, której atutem będzie poprawność gramatyczna. Chyba jednak nie wyszło mi to najlepiej :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:42
Najnowszy:pica-pioa