Psychoterapeuta dla Śmierci - Lorelay
Proza » Miniatura » Psychoterapeuta dla Śmierci
A A A
Dzień dobry doktorze. A tak, imię... Na imię mi Śmierć. Nazwisko? Po prostu Śmierć. Tak, samo Śmierć wystarczy. Owszem, jestem TĄ Śmiercią. Tak, właśnie tak twierdzę. Czy przyszłam pana zabrać w zaświaty? Ach, nie, jeszcze nie. Kiedy? Tego nie wiem, przynajmniej w tej chwili. To czy w ogóle przyjdę, zależy teraz od pana, od tego, czy mi pan pomoże. Tak, mam problem i właśnie o nim przyszłam porozmawiać. Wiem, wiem, pan mi nie wierzy, że jestem Śmiercią. Trudno, jakoś to przeboleję, zwłaszcza, że i tak jest mi już wszystko jedno. Właśnie o tym chciałam pomówić. Panie doktorze, cierpię na ciężką depresję. Straciłam sens i chęć do egzystencji. Tak, można powiedzieć, że wpadłam w marazm. Nie, nie miewam stanów lękowych, nie słyszę głosów i nie mam halucynacji. Ależ nie, nie myślę o samobójstwie. Trudno było by się samej zabić, będąc Śmiercią. Do napadów euforii tym bardziej mi daleko. Mój problem polega na zupełnie czymś innym. Niechże pan przestanie zadawać te pytania i po prostu posłucha. Wypaliłam się zawodowo. Nie odczuwam już satysfakcji z własnej pracy. Mówiłam już przecież, pracuję jako Śmierć, a pan miał przestać zadawać pytania i spokojnie mnie wysłuchać. Sens wszystkiego, co robiłam dotychczas został brutalnie zachwiany. Nigdy nie spodziewałam się, że cokolwiek mogłoby zakłócić przebieg mojej działalności, tak przecież harmonijnej, jednostajnej i spokojnej od zarania dziejów. A jednak. Stało się. Wczoraj w południe. Przyszłam do pana, bo nie mogę sobie z tym poradzić. Nie mam pojęcia, co dalej ze sobą począć. Czuję się zdruzgotana. Hmmm... Skonsternowana to chyba najodpowiedniejsze
określenie. Moment, już mówię co takiego się wydarzyło. Miał pan słuchać i nie przerywać, prosiłam przecież. Otóż... Tak się składa, jak zapewne się pan domyśla, wykonuję swoją pracę odkąd istnieje życie. Zawsze lubiłam tę robotę. Cenię sobie spokój, a stanowisko Śmierci zapewnia mi go w zupełności. Tak, właśnie, spokój, harmonię, jednostajność, czyli to wszystko czego potrzebuję. Nigdy nie przeszkadzała mi monotonia, lubię wszystko mieć poukładane. Znaleźć delikwenta, pokazać się, chwilę pogadać, przeprowadzić na drugą stronę i wracać do siebie. Takie proste, być może trywialne, ale ja naprawdę byłam przywiązana do takiego trybu
egzystowania. Wszystko, przez miliony lat, było takie samo. Fakt, świat się zmienia, cywilizacje idą na przód, mentalność, obyczaje i kultura wraz z nimi. Ludzie jednak się nie zmieniają. Zawsze popełniali, popełniają i popełniać będą te same błędy. Odkąd istnieję, zawsze, wszyscy oni bali się mnie. Niezmiennie od początków ludzkości, towarzyszył im paraliżujący strach przed śmiercią, przed przemijaniem i niebytem. Tak, dokładnie wszystkim, co do jednego. Ci, którzy twierdzili, że się mnie nie boją - kłamali. Za wszelką cenę chcieli zyskać szacunek innych, przypodobać się uchodząc za twardszych, odważniejszych. Strach przede mną nie ma jednak nic wspólnego z odwagą, to tylko kwestia nieumiejętności pogodzenia się z losem. Większość
z nich nigdy tego nie zrozumie. Tak już jest i nie ma co nad tym dyskutować. Reagują różnie, jęczą, krzyczą, proszą, błagają, płaczą, trzęsą się, modlą, przeklinają i złorzeczą, albo zaciskają zęby i zachowują dla siebie swój strach - ale boją się wszyscy, bez wyjątku. Ludzie boją się nie tyle mnie samej, co własnej śmiertelnej natury. Dlatego próbują przedłużać swoje życie na wszelkie możliwe sposoby.
Średniowieczni alchemicy szczycili się nawet, jakoby udało się im wynaleźć sposób na nieśmiertelność. Bzdura. Wierutna bzdura, panie doktorze. Nie istnieje taki sposób i nikt nigdy go nie wymyśli. Nie ma takiej mocy ani alchemia, ani wszystkie religijne ugrupowania, ani medycyna, ani genetyka, ani żadna z nauk. Ludzie są śmiertelni. Koniec. Kropka. Fakt niepodważalny. Dogmat. Przyzwyczaiłam się do takiego stanu rzeczy. Przywykłam do wzbudzania strachu, niechęci, często nawet nienawiści. Cóż, taka robota. Jeden jest nauczycielem, inny szewcem, jeszcze inny lekarzem, a ja jestem Śmiercią. Rutyna? W zasadzie można nazwać to w ten sposób, ale ja raczej skłaniałabym się ku zawodowemu spełnieniu. Tak było aż do wczorajszego feralnego południa. Szłam sobie zwyczajnie, jak każdego dnia i każdej nocy, w każdej godzinie, minucie i sekundzie, zatłoczoną ulicą ruchliwego miasta. Pogwizdywałam jakąś zasłyszaną ostatnio melodyjkę. Zmierzałam w kierunku skrzyżowania ulic, na którym wedle wszystkich danych, jakie otrzymałam, miał znajdować się klient. Wszystko szło jak z płatka, jak zwykle zresztą. Kiedy dotarłam na miejsce, jak zawsze punktualna co do ułamka sekundy, rzeczywiście tam był. Stał na przejściu. Mężczyzna, wysoki brunet, lat trzydzieści dwa, kawaler, bezdzietny, z zawodu adwokat, spokojny, zawsze uprzejmy. Skąd to wiem? Cóż, taka robota. Śmierć musi wiedzieć takie rzeczy. Jestem profesjonalistką, nigdy nie poszłabym po klienta, nie zorientowawszy się uprzednio, kim jest. To się nazywa podejście indywidualne, nie można przecież traktować przedmiotowo tych, którzy nas utrzymują, prawda doktorze? Pan powinien wiedzieć o tym najlepiej. Otóż właśnie ten klient stał się przyczyną mojego obecnego stanu, zdołał zachwiać w posadach całe moje dotychczasowe wartości, cały sens mojego istnienia. Jak? Już mówię. Prosiłam, by mi pan nie przerywał. Otóż, ów mężczyzna wkraczał właśnie na przejście dla pieszych, gdy dotarłam na miejsce, dokładnie tak, jak było zaplanowane. Zza zakrętu, również zgodnie z planem, wyjechała niezrównoważona emocjonalnie dwudziestoośmioletnia pracownica banku, która właśnie nakryła męża z sekretarką, we własnej sypialni. Jechała czerwonym audi, miała prawie dwa i pół promila we krwi.
Wszystko przebiegało prawidłowo. Rozpędzona babeczka wjechała prosto na zamyślonego adwokata, faceta rzuciło daleko za krawężnik, ktoś zadzwonił na pogotowie, ktoś inny próbował go reanimować, a ja stałam tuż nad jego głową i wpatrywałam mu się głęboko w oczy. I wtedy... wtedy to się stało. Klient patrząc mi prosto w oczy wybuchł śmiechem. Krew z jego ust prysnęła w twarz temu, który wykonywał masaż serca. Stałam i... i nie wiedziałam co robić. To mnie przerosło. Jego śmiech nie był zwyczajnym, histerycznym śmiechem maskującym strach. Był to naturalny, swobodny, spontaniczny wybuch, z leciutką nutą ironii, szyderstwa. Jeszcze gorsze były słowa, jakie wyszeptał do mnie zaraz po tym, jak kolejny krwotok uciszył jego śmiech. Najgorsza była zaś niezwykła lekkość i beztroska jego myśli. Ledwie słyszalnie, bełkotliwie powiedział mi: "Cóż, i tak byłem
senny".
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Lorelay · dnia 25.01.2009 19:44 · Czytań: 730 · Średnia ocena: 3,25 · Komentarzy: 9
Komentarze
Usunięty dnia 25.01.2009 20:05 Ocena: Dobre
Oryginalny pomysł. ;) Kilka potknięć, brak przecinków, stylistyka, ale to Ci już wytknie skwapliwie kto inny. :) Zabawne zakończenie. Ale mam lekki niedosyt, myślałam, że opowiadanie będzie dłuższe. :shy:

Db.
bassooner dnia 25.01.2009 20:36 Ocena: Dobre
Pomysł bdb. Trochę za mało jakiś gierek słownych itp. Puenta... no nie wiem... może za frywolna???
Miladora dnia 25.01.2009 21:40 Ocena: Dobre
Każdy jednak inaczej odbiera, bo ja mam lekki przesyt pierwszą, trochę przegadaną częścią. Wg mnie za dużo powtórzeń typu - proszę nie przeszkadzać, panie doktorze. Bez nich opowiadanie doskonale by się obyło. Myślę, że małe doszlifowanie tej części byłoby korzystne.
- Dzień dobry doktorze - dzień dobry, doktorze
- takie proste/takiego trybu/takie samo - powtórzenia
- na przód - naprzód
- Odkąd istnieję, zawsze, wszyscy oni bali się - zmień szyk zdania (np. odkąd istnieję, oni wszyscy zawsze bali się mnie)
- jak z płatka/jak zwykle/jak zawsze - powtórzenia
Trochę także nieprawdziwe - istniało wielu ludzi, którzy nie obawiali się śmierci. Śmierć w różnych kulturach postrzegana była inaczej na przestrzeni wieków. Ale to ogromny temat do dyskusji...
Pewna, dobrze ponad 90-letnia krewna, wyznała - Ja już chciałabym odejść i odpocząć... Przeanalizuj więc tę kwestię.
Opowiadanie jednak podobało mi się, a zwłaszcza zakończenie.
Masz dobre pomysły, Lorelay... :yes:
Pozdrawiam :D
PS. Może wystarczyłoby napisać - Niewielu ludzi...? Niewielu w zasadzie ludzi...?
mahuss dnia 26.01.2009 07:56 Ocena: Dobre
Całkiem miło się czytało. Momentami miałem wrażenie (choć nie wiem, czy słuszne), że ciut pospieszny ów monolog. Być może rzeczywiście zestresowana kobitka mówi troszkę takim "słowotokiem" ale po Pani Śmierci spodziewałbym się bardziej spokojnej (nawet przy tak kiepskiej kondycji psychiocznej) opowieści.
Usunięty dnia 26.01.2009 08:24 Ocena: Dobre
Mi też pierwsza część wydaje się przegadana, "naprzeszkadzana". Za dużo "tak, taków", "wiem, wiemów" czy zwrotów "proszę mi nie przeszkadzać. W związku z tym można pierwszą część inaczej skonstruować lub sporo okroić bez szkody dla tekstu.
Wgłębiając się trochę w tekst trochę nienaturalne wydaje mi się, że Śmierć idzie do terapeuty po zaledwie jednym nienormalnym zdarzeniu chociaż w "zawodzie" jest od zawsze, ale nie czepiam się bo wówczas nie byłoby w ogóle tekstu.

Cytat:
Wszystko, przez miliony lat, było takie samo

Człowiek rozumny zamieszkuje świat od jakichś 200 tysięcy lat więc tak należałoby szacować wiek samej Śmierci. Chociaż możemy założyć, że Śmierć (ta z tekstu) przychodziła po neandertalczyków czy homo erectusów, ale nawet wtedy to byłoby jakieś dwa miliony lat. Natomiast "przez miliony lat" kojarzy mi się z wieloma milionami (więcej niż 2). Chyba, że Śmierć przychodziła już po małpy...:yes: (Śmierć cały czas piszę z dużej, żeby zaznaczyć, że chodzi o bohaterkę powyższego opowiadania).

Pomysł dobry, wykonanie też. Stawiam dobry. :yes:
Lorelay dnia 26.01.2009 08:56
Owszem, zakładałam, że Śmierć przychodziła po neandertalczyków i hono erectusów, bo niby czemu miałaby ich zabierać inna śmierć niż homo sapiens?
"Miliony lat" napisałam właśnie, by uniknąć sporów typu "czy to były dwa miliony, trzy czy półtora". Dlatego nie podałam konkretnej liczby lat i wydawało mi się to najsensowniejsze. W zasadzie mogę to zmienić na tysiące, jeśli komuś straszliwie te "miliony" przeszkadzają. Jeśli zaś już czepiamy się szczegółów i liczb, słowo "miliony" oznacza liczbę mnogą, a liczba mnoga, to każda całkowita większa niż 1, więc 2 miliony jest "milionami". :p
ginger dnia 26.01.2009 12:30 Ocena: Bardzo dobre
Niezły tekst. Bardzo mi się podoba. Choć wykonanie nieco szwankuje, czepiać się nie będę. Opowiadanie mnie zaciekawiło na tyle, że błędy ani nie przeszkadzały, ani nie wybijały z rytmu. Bardzo dobrze ;)
Jack the Nipper dnia 26.01.2009 12:30 Ocena: Bardzo dobre
Koncepcja wyśmiania śmierci mi sie podoba. NIe ma to jak zaskoczyć przeciwnika, a śmiech sie do tego bardzo nadaje. Dlatego taka reakcja uprawdopodabnia wizytę u psychoterapeuty. Wysmiac coś, co ktos bardzo sobie ceni i poważa - to może uczynic spustoszenie.

Pierwsza część trochę za dluga, druga ok.
Nathien dnia 26.01.2009 18:24 Ocena: Dobre
Początek faktycznie przegadany (jak to już ktoś wyżej wspomniał). Potem całkiem przyjemne. Nie powiem - uśmiałam się. Zwłaszcza przy zakończeniu.
DB
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty