Zderzam się z pewnym typem komentarzy. Wyjątkowo drażniących. Pomijam je milczeniem, albo zdawkową odpowiedzią. Jednak uznałam, że warto, choć raz, odnieść się szerzej.
Zarzut dotyczy kwestii miejsca publikacji. Komentujący, być może w dobrej wierze, chcąc mnie naprowadzić na „lepsze tory” piszą, że moje teksty nie miałyby szans zostać opublikowane nigdzie indziej niż tutaj (to jest na Portalu Pisarskim).
Zacznijmy od faktu dotyczącego pisarzy publikowanych. Od razu wyjaśniam, że nie ja to wymyśliłam. Otóż autorów jest bardzo, bardzo wielu, a tylko niewielu, ułamkowy procent jest publikowanych. Zależy to od wielu czynników, wśród których talent jest jednym z wielu. Wydawcy mogą przebierać w tekstach i narzucać tematykę. Oni kalkulują biorąc pod uwagę przyszłe zyski. Czyli ich celem jest by utwór zainteresował maksymalną liczbę czytelników, którzy zechcą zapłacić za możliwość przeczytania. Czytelnicy ze swej strony wolą wydać pieniądze na towar (literatura jest też towarem), który gwarantuje im rozrywkę, gwarantuje pewną oczekiwaną jakość. Innymi słowy wolą sprawdzonego, przetestowanego, popularnego, „markowego” autora niż nieznanego nowicjusza (który może okazać się marny, niesatysfakcjonujący). Oczywiste oczywistości.
Dodajmy jeszcze, że w związku z rozwojem technologii, w tym druku, jeden, kilku, czy nawet kilkunastu dobrych autorów w zupełności wystarczy, by zaspokoić rynek. Lepiej w nich inwestować. Niech zamiast robić cokolwiek innego zajmują się wyłącznie pisaniem. Tutaj wtrącić trzeba, że początkujący czy niepublikowani autorzy wykonują inne zawody. Na twórczość muszą specjalnie wygospodarowywać czas, który jak wie każdy (z wyjątkiem entuzjastów science-fiction) nie jest z gumy.
Konkluzja? Do czego zmierzam? Że to nie jest żadna ujma, że nie jest się autorem publikowanym.
Trudno się przebić pośród tłumu. Poza tym, aby się przebić najlepiej obrać jakąś strategię. Pomijam kwestie typu, że warto znać pewnych ludzi, trochę pobywać, pokręcić się tu i ówdzie, albo zaistnieć w jakieś przestrzeni, by swoją osobą kogoś zainteresować... Chodzi mi bardziej o tematykę i formę tekstu. Przykładowo wydaje się, że ludzie lubią sceny walk. Kto komu i w którym momencie rozwalił łuk brwiowy, albo kopnął w nogę zakroczną, a jeszcze lepiej mieczem rozciął głowę na pół, by krew i grudki mózgu poleciały na twarz przeciwnika. Fajnie, żeby coś wybuchło, albo żeby pokazały się wielkie języki ognia. Dla dobrej fabuły konieczny jest trup, a jeszcze lepiej dwa. Oprócz wartkiej akcji, scen walki powinno się dodać zakochaną parę i to najlepiej w momencie penetracji. Bla, bla, bla. Ludzie chodzą, zabijają, zdradzają, kradną i są zabijani. Ja się nie czepiam. Tylko wyjaśniam, że poczytny autor pisze „pod publiczkę”. Najczęściej klony utworów, które podobały się publiczności.
Forma. I jeszcze przy druku ważna jest zgrabna forma. Wymagane są opisy. I żeby wyrazy nie powtarzały się w kolejnych zdaniach. Ogólnie jest to do ogarnięcia, ale męczące. W szczególności wymyślanie synonimów do poprzednio użytych słów.
Nie chcę przez to powiedzieć, że wolę pisać dla siebie. Nie. Pomiędzy pisaniem „pod publiczkę” a „dla siebie” jest jak pomiędzy czernią a bielą – cała paleta odcieni szarości. Moim czytelnikiem może być osoba, która w literaturze science-fiction skupia się na pomysłach lub szuka inspiracji do przemyśleń na temat alternatyw przyszłości. I wszystko jej jedno, czy bohaterka ma zielone, czy orzechowe tęczówki oczu. Dlatego ja nie wrzucam takich opisów. Zaciekawiłoby go natomiast, gdyby oko bohaterki posiadało trzecią powiekę – boczną, od strony nosa. Dlatego o tym wspomnę.
Najwartościowsze w moich tekstach są pomysły. Nie silę się na piękną formę. Inna kwestia, że nie mam w tym kierunku odpowiednich umiejętności i talentu. Nie snuję opisów sensacyjnych pościgów i wojen, nawet galaktycznych. Zawsze mnie to nudziło. Skoro mnie to męczy, to dlaczego mam zanudzać swojego czytelnika? To byłoby niehumanitarne. A tak poważnie. Jeżeli czytelnik tego szuka, to niech znajdzie autora, który naprawdę lubi tworzyć takie opisy.
Kolejne przemyślenie. W czasach mediów społecznościowych i serwisów internetowych każdy (a przynajmniej statystycznie prawie każdy) może podzielić się z resztą ludzkości wykonaną własnoręcznie fotografią, filmikiem, czy… no właśnie – własną sztuką. A tym samym każdy może dorobić się grupki fanów, czy choćby obserwujących.
Przyrównać można by to do osoby, która piecze ciasta dla rodziny i znajomych. Cieszy się, gdy rodzina i znajomi głośno zachwycają się jej wypiekami. Czuje się doceniona. Szczęśliwa tym, że sprawiła innym przyjemność. Co z tego, że rodzina i znajomi to razem tylko osiem osób.
Podobnie z niszowym utworem literackim, czy pracą artystyczną. Nie zawsze chodzi o tysiące czytelników. Niech będzie ich kilku – jak przyjaciół – byle byli prawdziwi. To znaczy tacy, którzy dostrzegą i docenią to, co autor chciał przekazać.
Kolejny aspekt. Idee i filozofia. W jaki sposób w dzisiejszych czasach można uprawiać filozofię? Osoba ma stanąć pod galerią handlową i wywrzaskiwać swoje mądrości? Raczej nie. To bez sensu. Ja czuję się filozofem. Zdecydowanie bardziej niż autorem tekstów. Ale przez utwory przekazuję swoje przemyślenia filozoficzne.
I dalej? Świat, ludzkość dynamicznie się zmienia. Czy przeciętny człowiek wie, kto jest autorem idei i wynalazków? Raczej nie. Ta wiedza nie jest mu potrzebna. Ważne by potrafił włożyć wtyczkę do gniazdka elektrycznego. Nie musi rozumieć na jakiej zasadzie płynie prąd. Nie musi wiedzieć co to elektron, proton, czy przepływy ładunków. Nie musi znać ludzi, którzy wymyślili i wdrożyli elektryczność.
Ale są i będą osoby, które zrewolucjonizują świat.
Życie ludzkie jest zbyt krótkie, by zaczynać od zera. Dlatego zaczyna się od bazy, na którą składa się współczesna wiedza i współczesna fantastyka. Dla mnie oczywistym jest, że wyobraźnia też siedzi w klatce. Ma granice. Klatka wyobraźni być może jest szersza niż terytorium udowodnionej wiedzy, ale jest. Przykład? Z lektury literatury sprzed raptem stu lat wstecz nie wynika, by przepowiadano smartfony z dostępem do internetu.
Idee wykluwają się i ważne, by ktoś je podchwycił i rozwinął. Nie mam środków, czasu, siły, wiedzy i doświadczenia, by tworzyć nowe rzeczy. Dlatego moją cząstką w rozwój ludzkości są teorie i pomysły przenikające utwory.
Nie zależy mi na tłumie odbiorców. Satysfakcję osiągnę, gdy będzie ich choć kilku.
Bo wystarczy czasem jeden człowiek, by zmienić wszystko.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt