A A A

 

Ten las wysiał się sam.

Tak mówili miejscowi. Nie wiadomo, czy tak się stało. Niektórzy byli innego zdania. Na świecie podobno nic nie dzieje się samo, ale kto to wie?
 
Sawiccy dostali ten ugór w spadku po ciotce. Tak rozpowiadali. Po starej wariatce, która gadała do siebie, a na innych tylko dziwnie patrzyła. Ludzie we wsi unikali jej spojrzenia, żeby przypadkiem uroku jakiegoś nie rzuciła. Tylko czasem, gdy choróbsko ich dopadało i ziół od niej potrzebowali, o swojej obawie zapominali.
Mieszkała sama, w tym dużym domu pod lasem. Dom był już zaniedbany, ale porządnie pobudowany, na głębokich fundamentach, mury ze starej poniemieckiej cegły. Trochę wysiłku, trochę grosza i byłby jak nowy.
Ojciec Janka dobrze o tym wiedział. Podobała mu się też parcela, w kwadrat, trochę na uboczu, ale z dobrym dojazdem do gminnej drogi, pokrytej nowym asfaltem. Matce Janka również przypadła do gustu, podobnie jak dom, o hektarach za nim i skrawku ugoru tuż przy lesie sołtysa nie wspominając.
Rozmawiali często, że to ciotce niepotrzebne, za dużo tego wszystkiego na jedną starą babę, w dodatku niespełna rozumu. Nie mówili jej jednak o swoich przemyśleniach. Czekali.
Tej ostatniej jesieni ciotce zupełnie pomieszało się w głowie. Może samo z siebie, a może przez to, że ojcu Janka nagle czekanie się znudziło.
Poszedł do niej pod wieczór. Wrócił bardzo niespokojny. Urok chyba na mnie rzuciła, powiedział tylko i położył się spać. Rano stwierdził, że dłużej czekać nie można i skoro do niej nic nie przemawia, to trzeba inaczej.
 
Od tego momentu staruszka, która nigdy nic złego nikomu nie zrobiła, okazała się niebezpieczna dla ludzi. Tu komuś padła świnia, tam innemu krowa, ptasia grypa przyleciała do wsi nie wiadomo czemu, gdzieś u kogoś kury przestały się nieść. Wcześniej też tak było, ale teraz działo się za przyczyną jej czarów. Tak rozpowiadał ojciec Janka, którego wtedy jeszcze nie było na świecie.
Nie dość, że sam tak twierdził, to i innych do słuszności swoich twierdzeń przekonywał. Niedługo trzeba było, żeby się przekonali.
Drzwi do sklepu we wsi zamknęły się dla starej wariatki, proboszcz niedwuznacznie dał do zrozumienia, że zła do kościoła wejść nie powinna. No i ludzie nie wpuścili, raz, i drugi. W końcu przestała przychodzić.
We wsi już jej nie widywano, z domu wychodziła tylko na ten półhektarowy ugór przy lesie sołtysa, na którym rosły ukochane kwiaty, zioła i chwasty, co siłę leczniczą miały. Tak naprawdę, to one do czynienia uroków służą, powiedział kiedyś ojciec Janka w gospodzie, a że głos miał donośny, wielu go usłyszało.
Ludzie zapomnieli szybko, ilu w dawnych latach pomogła. Pamięć jest zawodna. Dawali znać staruszce, że nie pasuje im takie sąsiedztwo. Ten rzucił kamieniem w okno, tamten pokrywę od studni w dół strącił, a żaden tego nie widział, ba! nikt nie domyślał się, kto to mógł zrobić. Najpewniej sama stara, przez ten swój brak rozumu.
Chorowała wtedy chyba, bo na dwór nie wychodziła. Kiedy odzyskała siły, poszła, żeby ziół na napar sobie nazrywać, ale „półhektar” był świeżo zaorany, a po zielsku, do którego przemawiała nieraz jak do dziecka, śladu nie zostało.
Postała chwilę, patrząc na ojca Janka, który akurat rozliczał się z sąsiadem za zrobioną orkę, i poszła do domu, krzyknąwszy coś na odchodne.
Następnego dnia już nie żyła, a Sawicki nikomu nie powiedział, że poczuł wtedy na plecach ogromny ciężar jej dziwnego spojrzenia. Kiedy ciotki już nie było – pochowali ją w odległym kącie cmentarza – wciąż nie mógł się go pozbyć i wymazać z pamięci niezrozumiałych słów, które wtedy za nim wykrzyczała.  
 
 
***
 
 
Wiosną, dokładnie w tym samym roku, w którym urodził się Janek, w miejscu ziół wyjrzały z ziemi zielone igiełki. Rosły niewiarygodnie szybko. Gdy miał dziesięć lat, drzewka były już niczego sobie.
Sawiccy często tam chodzili. Jakby coś im kazało. Samo się wysiało i rośnie, gadali. Byli zadowoleni, że się nie pospieszyli, żeby sadzonki w nadleśnictwie kupować. Jakoś trochę zeszło im przy innych zajęciach. No, i tylko oszczędność wyszła z tego. Nic tak nie cieszy, jak własnego grosza nie wydać, a mieć, jakby się od losu należało.
Patrzyli na ten swój młody las i mówili, że jak pomrą, Janek będzie miał jak znalazł materiał na krokwie na nowy dach, bo ten, który oddzielał od nieba wnętrze domu po ciotce wyglądał już nie za dobrze.
Głupie myślenie to było. Jesienią – Janek skończył wtedy osiemnaście lat – drzewa zaczęły „wypadać”. Tak mówili miejscowi. Schły, nie wiadomo dlaczego. W pierwszym roku pięć, w następnym kolejne i końca tego nie było widać.
Starego bardzo to przygnębiało. Postarzał się bardzo, stracił na wadze, zmarniał. Jakby urok ktoś na niego rzucił. Zjedz coś, mówiła żona, bo uschniesz na wiór. Nie odpowiadał. Lata leciały. Któregoś dnia stary (Janek miał już trzydziestkę na karku) poszedł znów do lasu, żeby usunąć kolejne uschnięte chojaki. Musiał się potknąć.
 
Matka Janka znalazła trupa. Leżał z rozbitą głową, nawet krwi nie było za dużo. Część wsiąkła w mech, na kamieniu widać było ślad – kawałek zdartej skóry, trochę czerwonego, i tyle. Zaciśnięte dłonie ściskały kurczowo leżące suche drzewo, trudno je było rozewrzeć. Potem był pogrzeb, skromny, bo w domu się nie przelewało.
W następnym roku odeszła Sawicka. Poszła na poziomki, które się wysiały. Same. W tym lesie wszystko samo się robiło. Tak mówili niektórzy.
To musiał być wylew. Janek znalazł matkę w poziomkach, dojrzałe już były, nagrzane słońcem, tylko rwać. Ale matka już nie miała do tego głowy. Może czuła ich zapach, może nie. Nikt się tego nie dowie, nim sam kiedyś nie sprawdzi.
Dziwne to było, że oboje w tym lesie śmierć zastała. Las wyglądał też kiepsko, większość drzew przypominała kikuty, zeschnięte gałęzie połamał wiatr. To było już cmentarzysko, na którym tylko gdzieniegdzie rósł rachityczny dąb, sosna, klon czy brzoza.
 
Janek nie miał zamiłowania do gospodarskich zajęć, za to odziedziczył po ojcu to przygnębienie, którym stary zaraził się przed śmiercią. Do lasu też go ciągnęło, o wiele bardziej niż na cmentarz na grób rodziców.
Nie po to, żeby położyć sztuczne kwiatki i zapalić świeczkę na miejscu ich śmierci, tak jak to robią często bliscy tych, co zginęli w wypadkach drogowych. Nie. Chodził tam, bo las (w zasadzie jego marne resztki) przyzywał go do siebie. Przyciągał mocno, choć przecież słabł z dnia na dzień, czerniał, umierał.
Wreszcie został z niego tylko jeden żyjący – samotny pokurczony dąb. Pomimo mizernego wyglądu okazał się przydatny. Było się na czym powiesić.
 
Zwęglonego trupa Janka ściągnięto tydzień po tym, jak ze sobą skończył. Pewnie o wiele  później by go odkryto, gdyby nie piorun, który przypadkiem uderzył w samotne drzewo i wzniecił płomień. Ludzie zlecieli się, żeby popatrzeć na widowisko.
 
Potem już nic się u Sawickich nie działo. Hektary dobrej buraczanej ziemi leżały odłogiem, a dom popadł w ruinę. Spadkobierców nie było. Sąsiedzi nie byli jakoś zainteresowani.
Tylko zioła i kwiaty rosły jak oszalałe, obejmując na powrót w posiadanie kawałek ziemi, na której kiedyś rósł las. Ten, który sam się wysiał i sam dokonał swojego żywota, bo tego chciał. Tak mówią miejscowi.
Są jednak i tacy, którzy twierdzą, że za jego narodzinami i zgonem stoi stara wariatka. Musiała maczać w tym palce.
Kwiaty i zioła inaczej by się tam nie wysiały, w dodatku tak szybko i tak bujne, i piękne jak kiedyś – za jej życia. A już na pewno nie same.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Jacek Londyn · dnia 14.07.2022 20:08 · Czytań: 501 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 6
Komentarze
wolnyduch dnia 16.07.2022 02:09 Ocena: Świetne!
Bardzo ciekawa proza, wciąga. Po przeczytaniu nasuwa mi się stwierdzenie, iż
karma wraca, za uczynione zło prędzej czy później przyjdzie nam zapłacić, msz...
Poza tym na cudzej krzywdzie nie należy budować swojego szczęścia, bo może się ono obrócić w nieszczęście, tak jak w przypadku spadkobierców po ciotce, no i jeszcze przykre jest to, iż pamięć ludzka faktycznie jest zawodna i chętna do pamiętania czegoś złego, nawet urojonego, niż czegoś co było dobre, to przykre, ale chyba często tak jest.
Swoją drogą to taka opowieść dość makabryczna, chociaż może i nie, bo jest tutaj pewien rodzaj sprawiedliwości, w moim odczuciu, myślę, że tak właśnie jest, iż wszystko zatacza koło i wraca do nas jak bumerang...
Serdeczności na weekend przesyłam,
do miłego :)
Dobra Cobra dnia 16.07.2022 12:11
Bez wątpienia bardzo ciekawa opowieść, dobrze napisana, bez niepotrzebnych fajerwerków.

Jedna myśl bardzo ciekawa - palenie świec, składanie kwiatów na miejscach wypadków drogowych. Taka nasza martyrologia jeb.na. kierowcy jeżdżą jak wariaci, bez marginesu bezpieczeństwa i bez litości dla siebie i innych użytkowników dróg. A jak jeden lub drugi taki głupek zginie tragicznie to od razu krzyże stawiają, jak swietym. Kurde, co za głupota. A często taki wariat kiereszuje też innych, którzy latami nie mogą dojść do zdrowia.

Ot, taka myśl smutna się nasunęła przy czytaniu twojej opowieści.

Czy to zemsta zza grobu, czy po prostu tak ułożył się lis - ni nam wiedzieć. Można mówić o karmie, ale to zawsze nadinterpretacja wypadków. Bo tak łatwiej cos usprawiedliwić czy wyjaśnić.

Pozdrawiam,

DoCo
Jacek Londyn dnia 19.07.2022 10:17
Szanowne Koleżeństwo,

dziękuję za obszerne i wnikliwe komentarze oraz ciekawe spostrzeżenia.

Tekst jest relacją z tego, co się kiedyś wydarzyło. Autor nie zabiera stanowiska w sprawie, stara się tylko oddać wiernie to, co usłyszał. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby czegoś od siebie nie dorzucił. Może bierze się to z tego, że kiedyś - za odległego dziś młodu - też rzucał. Nieważne, że dyskiem. Do strefy medalowej na mistrzostwach młodzików nie dorzucił, więc nadrabia zaległości, dorzucając dziś gdzie i czym popadnie. :)
Pozdrawiam
JL
Dobra Cobra dnia 23.07.2022 11:30
Twoje wyjaśnienie wiele tłumaczy. I teraz na tekst patrzę jakoś inaczej.

Ale... czy tłumaczenie Autora w ogóle wino być dozwolone? Krytyka i wykładnia jest bowiem zarezerwowaną dla recenzentów, kulturoznawców i pani od polskiego, która nieomylnie zawsze skądś wiedziala, co autor miał na myśli, pisząc swe słowa.


Pozdrawiam,

DoCo

https://www.dobracobra.pl/
Afrodyta dnia 28.07.2022 10:50
Interesujące opowiadanie, które dobrze się czyta. Tekst próbuje odkryć, a może w pewnym sensie nazwać jakąś tajemnicę, ale ta tajemnica odkryć się nie daje i to uważam za zaletę opowiadania. Ponadto w pewnym momencie bohaterowie opowiadania w postaci ludzi schodzą na dalszy plan i natura rozdaje karty, pokazując swoją siłę i determinację. Podoba mi się takie ujęcie tematu, przyciąga uwagę i fascynuje. Pozdrawiam i życzę miłego dnia.
PS Umknął mi przycisk z oceną, dlatego dodam, że chciałam zaznaczyć "bardzo dobre".
Jacek Londyn dnia 29.07.2022 20:31
Dziękuję za komentarz.
Cieszę się, że udało mi się zrealizować swój zamysł. Takie miało właśnie być to opowiadanie - tajemnicze, niedopowiedziane, pozostawiające pole do interpretacji. A natura?... Taka właśnie jest - często mam wrażenie, że kiedyś się nam odpłaci.

Pzdr
JL
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, wprawdzie posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:32
Najnowszy:pkruszy