Nieszczęśliwy wypadek - Jacek Londyn
Proza » Długie Opowiadania » Nieszczęśliwy wypadek
A A A

Miałem tylko parę butelek po winie, a Józio, jak zwykle, pełen wózek makulatury.

Kolejka przed skupem u Grubego była wyjątkowo długa, może dlatego, że dzień – mimo połowy listopada – był słoneczny i niespodziewanie ciepły. A może ludziom chciało się po prostu pogadać. Zimą już tak nie będzie, wiadomo. 

Rzadko rozmawiam z innymi (nie znoszę tego towarzystwa bez dachu nad głową, z którym przyszło mi od pewnego czasu obcować), odstawiam, co uzbieram w ciągu dnia, przytulam parę złotych i spadam na własne śmieci. Józio robi dokładnie to samo. To poczciwe chłopisko, taki duży miś o małym rozumku. Przyplątał się kiedyś, pomógł mi naprawić wózek, pogadaliśmy, uśmiechnął się i… zostaliśmy partnerami.

Nie znam nikogo, kto by miał taki talent do zbieractwa, makulaturę przyciąga niczym magnes. Niby do dwóch zliczyć nie potrafi, ale do skupu odstawia najwięcej. 

Trochę mnie znużyło wtedy to oczekiwanie w kolejce. Józio był zatopiony w swoich myślach, dość często mu się to zdarza. Nie przeszkadzałem, nieraz wymyślał takie historie, że rozdziawiałem gębę ze zdziwienia.

Wziąłem do ręki pierwszą z brzegu gazetę, choć mój kompan miał ich do wyboru, do koloru. Przerzucałem pobieżnie strony, już miałem ją odłożyć, ale rzucił mi się w oczy pewien artykuł. Przeczytanym postanowiłem podzielić się z niepiśmiennym. 

– Patrz, Józiu, co tu w tym szmatławcu stoi. Aż się wierzyć nie chce.

Józio zamrugał oczami, wracając z chmur na ziemię.

– Najwięcej nieszczęśliwych wypadków przytrafia się w domu – kontynuowałem. – Ludzie łamią ręce i nogi, rozbijają głowy na śliskich płytkach w łazience, dławią się zakąską lub popitką, ucinają sobie siekierą lub piłą palce, nieraz nawet całą dłoń. Niektórzy skręcają skutecznie kark, spadając nieostrożnie ze schodów. Zagrożenia i śmierć czają się po kątach.

– Straszne to i takie smutne, Stasiu, co nie? – ni stwierdził, ni spytał Józio.

– Nie wiem, dla poszkodowanego pewnie tak, dla innych radość.

– A dlaczego radość, Stasiu?

– A mało to jest czyhających na spadek po bliskim? Cieszą się cholerne darmozjady, gdy spadkobierca odchodzi na tamten świat, wychodząc niespodziewanie naprzeciw ich finansowym oczekiwaniom. O tych, co chcą przechwycić odszkodowanie za uszczerbek na zdrowiu najbliższych, nawet nie warto wspominać. Ludzie to hieny, Józiu, tylko czekają, żeby się człowiekowi noga powinęła. Zdrowych też nie oszczędzą.

– A wiele ich jest, tych hien?

– Nie wiem, nie podają takiej statystyki.

– Ja myślę, że wiele. – Józio wyglądał na przybitego swoimi przemyśleniami.

– Nie przejmuj się innymi. Ich sprawa. W naszym towarzystwie hieny nie miałyby się czym pożywić. Ja nie spisałem testamentu, ty pewnie też nie.

– Ja też nie – potwierdził Józio, ciężko myśląc.

– No widzisz. Mamy szczęście, że nie mamy nic. Na dodatek żaden nieszczęśliwy wypadek w domu nam się nie przytrafi. Bezdomni nie muszą się o to martwić.

– Życie jest jednak piękne, Stasiu, co nie? – Wyszczerzył zęby, twarz mu pojaśniała. Lubię patrzeć, kiedy się uśmiecha. Wszystko dookoła wtedy pięknieje. 

W szampańskim humorze ruszyliśmy ze skupu do najbliższego monopolowego. Idąc, śmialiśmy się jak głupi do sera, ale ostatecznie nabyliśmy dwa wina musujące i udaliśmy się na łąki, żeby uczcić udany dzień. 

Usiadłem w pożółkłej trawie, a Józio poszedł za potrzebą do pobliskiego lasku.

Nagle pojawiło się dwóch – napakowanych i ocechowanych tatuażami jak młode byczki. Czasami się tacy człowiekowi przytrafiają. Tym razem nie wywinąłem się, dostałem niezłe bańki. Za deptanie trawnika. Rozbity nos, podbite oko, dwa pęknięte żebra, złamana ręka. Zabrali przy okazji wino. Znikąd nie było pomocy. 

Józio pojawił się przy mnie jakąś godzinę po fakcie. Nie określę dokładniej. Na szczęście nie noszę zegarka, też by mi go pewnie zabrali.  

– Wszystko widziałem – powiedział – ale się nie wtrącałem, bo byli w przewadze. Ty jeden, ich dwóch, co nie?

Co by nie powiedzieć, dobrze liczył.

– Jak byśmy im razem zrobili krzywdę w biały dzień, to zaraz by nas o napad oskarżyli, co nie?

Chciałem mu odpowiedzieć, żeby się nie przejmował, ale Józio tajemniczo się uśmiechnął. Cały świat uśmiechnął się razem z nim, z wyjątkiem mnie. Szczęka bolała jak cholera.

– Chciałem wrócić jak najszybciej, ale mi zeszło. Poszedłem za nimi, Stasiu. Za tymi hienami, co tylko czyhały na nasze wino. Wiem, gdzie mieszkają. Będziemy mogli zgłosić napad na komendzie.

– Nie, Józiu, my nie kablujemy. Bynajmniej ja.

Nie byłem głupi. Donosy na takich nic dobrego nie przynoszą – wypuszczają ich natychmiast po złożeniu pokrętnych wyjaśnień, a człowiek dostaje kolejny wpierdol.

Józio uznał najwidoczniej moją postawę za właściwą. Uśmiechnął się. Mimo woli poczułem się lepiej. 

W szpitalu niechętnie doprowadzili mnie do porządku. Pewnie chętniej zajęliby się czymś przyjemniejszym, a tu nieubezpieczony bezdomny im się trafił. Pech!

Nie trzymali mnie długo, wypuścili najszybciej jak się dało. Jakbym ich parzył w ręce. Józio na mój widok rozciągnął facjatę w szerokim uśmiechu. Ciepło mi się zrobiło na sercu. Fajnie, kiedy ktoś na człowieka czeka. 

Zaopiekował się mną jak rodzona matka, a w międzyczasie zbierał i odstawiał do skupu za dwóch. Taki to kumpel mi się trafił!

 Z początkiem zimy wróciłem do formy. Czas był najwyższy, by uszczelnić naszą budkę i uzupełnić zapasy opału. Zapowiadali duże mrozy, Józio usłyszał o tym od kogoś na mieście. 

Zdążyliśmy uporać się ze wszystkim, zanim spadły śnieg i temperatura. Pomimo tego częściej przebywaliśmy za dnia w zaprzyjaźnionej kotłowni, bo nasz blaszak ma skłonność do szybkiego wychładzania. Nie dołożysz do piecyka, przyśniesz i po balu. Drewna nie mieliśmy na tyle, żeby grzać na okrągło. Nawet gdybyśmy mieli, nie mogliśmy przecież zrezygnować ze zbieractwa, żeby pilnować ognia.

Od pewnego czasu wieczory spędzałem sam, Józio często gdzieś znikał. Miał swoje tajemnice. Nie tłumaczył się, a ja nie pytałem. Ślubu przecież ze sobą nie braliśmy. 

 Tamtego dnia wrócił uśmiechnięty, bardziej niż zwykle. Kobieta, pomyślałem. Też mnie tak kiedyś dopadło. – Chodź, Stasiu, mam dla ciebie niespodziankę – odezwał się uroczyście i na siłę wyciągnął mnie do miasta. Podejrzewałem najgorsze. Chce mi przedstawić ukochaną, przyszło mi do głowy. Pewnie już kombinuje, żeby z nami zamieszkała.

Szedłem z nim z duszą na ramieniu, dręczony niespokojnymi myślami. Jak mu odmówię, myślałem, stracę kumpla i radość, którą wnosił do mojego życia. 

Wędrówka trwała dość długo. W pewnym momencie Józio zaczął rozglądać się bacznie wokół. Lodowaty wiatr hulał po pustej ulicy, mróz szczypał w uszy i nos.

Przy knajpie „U smakosza” Józio zatrzymał się, zajrzał przez okno do środka, poklepał mnie po ramieniu, a potem z rozanieloną miną ruszył w kierunku zaniedbanej pięciopiętrowej kamienicy. Adres: Wypadkowa 15. 

Schody były strome i wysokie jak cholera, inwestorzy nie oszczędzali dawniej na wysokości kondygnacji. Kiedy wleźliśmy na samą górę, byłem porządnie zasapany.

– Odpocznij, Stasiu. – Józio wskazał mi ciemny kąt za drewnianym przepierzeniem, obok drzwi do jedynego pomieszczenia na poddaszu. – Poczekamy sobie trochę.

Jak trzeba, to trzeba. Czekaliśmy dłużej niż trochę, zdrzemnąłem się nieco. Obudziło mnie mocne szarpnięcie za ramię.

– Już, Stasiu. Popatrz. Zerknąłem przez szparę między deskami, w słabym świetle żarówki ujrzałem dwóch gości ledwo trzymających się na nogach. – Nim zdążyłem spytać Józia o ich związek z jego nadal nieobecną ukochaną, kumpel wcisnął mi na głowę kominiarkę, a sobie na twarz założył maskę Myszki Miki.

Nie czekając chwili dłużej, ruszył do przodu. Rozłożonymi szeroko ramionami zgarnął to, co na niepewnych nogach stało mu na drodze. Rozległ się olbrzymi rumor, dwóch pijaków zniknęło w mrocznej otchłani klatki schodowej, a w miejscu, gdzie wcześniej stali, zaległa martwa cisza.

Byłem całkowicie zaskoczony tym, co się wydarzyło. Pomyślałem, że Józio zwariował. Wyrwałem w dół, jakby gonił mnie diabeł. Mógłbym się potknąć i skręcić sobie kark. Na szczęście kompan zatrzymał mnie piętro niżej, tuż przed przeszkodą. Zaświecił w twarz leżącym na podeście. Nawet nie zareagowali.

Choć jeden mocno krwawił z rozbitej głowy, a drugi leżał zaplątany w nienaturalnie powyginane kończyny. Poznałem byczków, którzy ukradli nam wino. 

Uciekliśmy z miejsca zdarzenia, nie czekając, aż z mieszkań wyjrzą sąsiedzi. Zatrzymaliśmy się dopiero w przechodniej bramie, parę przecznic dalej. Zdyszany nie mogłem wydobyć z siebie słowa. Józio natomiast sprawiał wrażenie, jakby unosił się nad ziemią, lekki jak motylek. 

– Stasiu, mieli rację w tej gazecie. Najwięcej nieszczęśliwych wypadków zdarza się w domu – stwierdził, uśmiechnięty od ucha do ucha. Nim zdążyłem zareagować, dodał lekko zaniepokojony: – Bo klatka schodowa to jakby dom, co nie?

Zbaraniałem.

– A my nie jesteśmy hieny, bo nic nie wzięliśmy, co nie?

Wzruszony pokiwałem twierdząco głową, a on jeszcze bardziej pojaśniał na twarzy.

Lubię, kiedy się tak uśmiecha. Niech nigdy nie przestaje. Świat wydaje się wtedy lepszy, niż jest.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Jacek Londyn · dnia 04.08.2022 21:28 · Czytań: 478 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 9
Komentarze
Dobra Cobra dnia 05.08.2022 08:30 Ocena: Świetne!
Kochajmy ginące zawody, tak szybko odchodzą...


Drogi JL,

Przy takich twórcach, jak Ty, czlowiek przystaje z ukontentowaniem.

Przecudny jest tu klimat od danego począteczku. widać, że nie na darmo się urodziłeś i wiesz, co należy robić.

Jawisz tu bajkę o nowoczesnych samotnikach, których swego czasu gloryfikowało kino zza Oceanu, stawiając obecnie (jak w korporacjach) raczej na pracę zespołową (wszystkie filmy bohaterskie, gdzie banda dziwaków z różnymi supermocami się uzupelnia) i jak tu nie wierzyć w Wielkie Spiski, skoro tak umoralniajace kino nam się serwuje. Ale tak po trosze chyba było od zawsze . Patrz choćby: https://youtu.be/qy_MQkaJ5WE

Bardzo ładna opowieść o tym, jak zrobić odwet w sposób mądry, lecz nie wedle kina amerykańskiego, gdzie bohaterowie stają naprzeciwko siebie i liczy się tylko siła pieści, mocy lub spluwy.


Brawo! Pisz tak dalej, a pisarskie Niebo zapewnione. Nie mówiąc o rozanielonych czytelnikach.
Lub czytelniczkach, bo w większości wypadków o to wszak chodzi. Te spotkania autorskie, gdzie kobiety chodzą wokół ciebie, niczym wokół króla, i są gotowe spełnić każde życzenie ich bohatera.

Pozdrawiam i do następnego,

Dobra Cobra
K.i.r.o dnia 05.08.2022 09:58 Ocena: Przeciętne
Zdania za długie. Fragment może brzmieć lepiej. : Kolejka przed skupem u Grubego była wyjątkowo długa, może dlatego, że dzień – mimo połowy listopada – był słoneczny i niespodziewanie ciepły. A może ludziom chciało się po prostu pogadać. Zimą już tak nie będzie, wiadomo.

Przykład : Kolejka przed skupem Grubego, była wyjątkowo długa. Świeciło słońce , mimo iż mieliśmy już połowę listopada, niespodziewane. Zimą, już tak nie będzie.

I tak dalej...

Rozumiem, że chciałeś wprowadzić klimat. Stylistycznie jednak, porobiło się masło maślane i trochę razi. Doceniam jednak sposób, w jaki go budujesz . Podoba mi się :)
Jacek Londyn dnia 05.08.2022 11:22
Dobra Cobro,

dziękuję za słowa zachęty do dalszego pisania - szczególnie te o czytelniczkach. Poczułem się pozytywnie pobudzony. :)

A teraz o samym opowiadaniu. Masz rację, tempo mojej opowieści nie przypomina tego z amerykańskiego kina akcji. Tu czas płynie powoli, czasem przystaje. Biegnie tylko w jednym momencie - razem z bohaterami opowiadania w końcowym fragmencie, ale tylko po to, by stanąć w końcu i się uśmiechnąć. Do życia. :)
Nie ma w tej opowieści superbohaterów, ba, nawet jednego Supermana, Batmana czy Kapitana Ameryka. Pomimo to, lubię postaci mojej historyjki. Mam nadzieję, że jest to wyczuwalne. Starałem się być "czułym narratorem". :)

Do następnego, pozdrawiam
JL

K.i.r.o.

Dziękuję za komentarz i sugestie. Biorę "Zimą już tak nie będzie". Wiadomo dlaczego. :)

Na szczęście w opowiadaniu są też zdania krótkie:

Bynajmniej ja.

Jak trzeba, to trzeba.

Zbaraniałem.

Świat wydaje się wtedy lepszy, niż jest.

I tak dalej...

Pozdrawiam :)
JL
wolnyduch dnia 05.08.2022 23:47 Ocena: Świetne!
Ciekawe, wciągające opowiadanie, na dodatek bardzo życiowe, co msz jest dużym plusem.
Cóż, jak widać życie bezdomnych z pewnością nie jest nudne, bywa niebezpieczne i na swój sposób ekscytujące, choć wolałabym takowej ekscytacji nie zaznać na własnej skórze :)

Ogólnie dobrze mi się czytało, choć msz jest tutaj mała nieścisłość, bowiem, gdy jest mowa o tym jak Stasio został poturbowany, to piszesz Jacku, iż - miał rozbity nos, dwa pęknięte żebra,
złamaną rękę i podbite oko, nie wspominasz tutaj nic o jego szczęce.
Chwilę później jest mowa, iż boli go szczęka, dlatego nie mógł się uśmiechać, ale to w sumie drobiazg.

Tak poza tym, podoba mi się tutaj zakończenie, w którym dochodzi do swego rodzaju rewanżu,
swoją drogą wierzę, iż w życiu wszystko do nas wraca.
W powyższym opowiadaniu ten powrót nastąpił z woli jego bohaterów.

Fajnie było tutaj wstąpić, pozdrawiam serdecznie :)
Jacek Londyn dnia 06.08.2022 11:20
Wolnyduchu,

dziękuję za komentarz.
Wszystko dobre, co dobrze się kończy, a drogi do końca - jak pokazuje nam życie - bywają różne. Cieszę się, że ta, którą wybrałem, zyskała Twoją aprobatę. :)

Dzięki za zwrócenie uwagi na uszkodzone i bolące elementy poturbowanego Stasia. Przyjrzę im się dokładniej, w szoku pourazowym łatwo można coś pomylić. :)

Pozdrawiam, do następnego
JL
viktoria12 dnia 06.08.2022 13:53
Cytat:
Ko­lej­ka przed sku­pem u Gru­be­go była wy­jąt­ko­wo długa, może dla­te­go, że dzień – mimo po­ło­wy li­sto­pa­da – był sło­necz­ny i nie­spo­dzie­wa­nie cie­pły. A może lu­dziom chcia­ło się po pro­stu po­ga­dać. Zimą już tak nie bę­dzie, wia­do­mo.


Sobie tak myślę: ,, Czy jesteś mistrzem ,,lepsiejszym" od Elizy Orzeszkowej przodującej w opisach. Np. ,, Nad Niemnem":

"Pełno tu było blasków i zmroków, rozłożonych na trawach, misternych rysunków cieni, złotych deszczów pomiędzy liśćmi, świateł w różnym stopniu natężenia, szczebiotu ptactwa, metalicznego brzęczenia owadów, aromatycznych woni bijących w powietrze nabierające już kryształowej przejrzystości zbliżającego się początku jesieni".

Musisz popracować. Kolejka u Grubego jednak jest za krótka :D. I tylko z litości do Autora czytaczka nie oceni Twojego tekstu, jako: przeciętny.
Jacek Londyn dnia 06.08.2022 20:09
Litości, viktorio12! Oczywiście w opisach "'lepsiejsza jest p. Orzeszko. Ja w krótkich opowiadaniach opisami przyrody czytaczkom i czytaczom głowy w ogóle nie zawracam. Wiem ze szkoły, że czytając lektury obowiązkowe, takie fragmenty się pomija, żeby jak najszybciej dobrnąć do finału.
Nauczyłem się cenić czas. Parę słów w zacytowanym w komentarzu fragmencie wystarczy, by uruchomić wyobraźnię. Być może kolejka u Grubego jest dla Ciebie za krótka, ale K.i.r.o. (komentujący wcześniej) ma inne zdanie. Zapewniłem go, że końcowe "wiadomo" jako ostatnie w kolejce wypadnie. Nie mogę być gołosłowny.

Na koniec - w komentarzach nie można mieć litości, można się litować dajmy na to nad niedotkniętymi rozpalonymi ciałami kochanków blaskami i zmrokami, rozłożonymi w pożółkłych, łaknących życiodajnej wody trawach, nad zmęczonymi upałem, tak niedawno jeszcze misternymi rysunkami cieni, nad złotymi deszczami, których darmo szukać pomiędzy wyschniętymi liśćmi, nad światłami w różnym stopniu natężenia, niewystarczającymi jednak, by coś dojrzeć, nad zanikiem szczebiotu ptactwa, metalicznego brzęczenia owadów, aromatycznych woni bijących w powietrze na uroczyskach odchwaszczanych Randapem... Krótko mówiąc, jest się nad czym litować, ale lepiej litość zastąpić konkretnym działaniem. Wal na drugi raz oceną jak kamieniem i nie pękaj. :)

Dziękuję za czytanie, do następnego
JL
Afrodyta dnia 16.08.2022 18:45 Ocena: Bardzo dobre
Podoba mi się Twoje opowiadanie i przyznaję, że nie opisy, długie lub krótkie zdania (odnośnie wcześniejszych komentarzy) zwróciły moją uwagę, ale relacja dwóch bohaterów. Jest w niej coś ujmującego i coś prawdziwego jednocześnie. Jakaś prostota, z którą stają się sobie bliscy, tworząc więź. Sytuacje, które ich spotykają i to w jaki sposób je analizują,to, jak wtedy postępują, mogą wydawać się trochę dziwaczne, ale tylko dla odbiorcy, nie dla nich samych i tylko przez chwilę, bo postacie pozostają sobą, są w tym konsekwentni i autentyczni. Pozdrawiam.
Jacek Londyn dnia 17.08.2022 10:53
Piękny komentarz, Afrodyto. Cieszę się, że polubiłaś bohaterów mojego opowiadania. W zasadzie historia dzięki nim napisała się sama. :)

Pozdrawiam
JL
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty