Formą ekspresji, która najlepiej mnie odzwierciedla, jest porządkowanie przestrzeni życiowej w kierunku tworu zwanego "artystycznym nieładem". Wprawdzie nikomu, kto "to" widział, tak łagodne określenie nie przejdzie przez usta (no chyba, że ten ktoś cierpi na ciężką postać zakłamania, albo wyjątkowo lubi zjadliwą ironię). Mój pokój do dziś mogłyby pokazywać matkom zbuntowane nastolatki, jako dowód na to, że ich bałagan jest ledwie namiastką ludzkich możliwości.
Podobno mieszkanie odzwierciedla wnętrze mieszkającego, można więc przypuszczać, że rozrzucone ubrania są metaforą tego wszystkiego, czego jeszcze nie zdążyłam poukładać przez opisanie. Do tego dochodzą inne elementy - słodycze, które tylko "nie chodzą" jeszcze, bo nie pozwala na to wysoki poziom konserwantów. Są dowodem na to, że każda łatwa przyjemność kiedyś się nudzi, jeśli człowiek ma możliwości, by była codzienną. Po jakimś czasie gaśnie apetyt. Tak na temat apetytu i jego utraty dorzucę jeszcze talerze z zaschniętymi resztkami jedzenia (albo z takimi, dzięki którym wierzę w reinkarnację, przynajmniej produktów spożywczych) - bo ja naprawdę niewiele spraw doprowadzam do końca.
Kurz po kątach i pajęczyny to te smutne, straszne i ograniczające przyszłość wspomnienia. Czasem wywołują kichnięcie, wtedy je zauważam i potem wyglądam, jakbym płakała. Zniewala mnie obrzydzenie i boję się z nimi walczyć.
Na regałach ozdoby. Uwielbiam ładne rzeczy, ale o nie nie dbam. Odkurzać je? Pokazywać? Rozwijać talent? Po co? Dla mnie jest ważne to, że są. Że ja wiem o moich zaletach. Za to chętnie pokazuję niepościelone łóżko - to taka próba dla gości. Jeśli ich nie speszy moja otwartość i wiele intymności "na pokaz", stają się moimi przyjaciółmi.
Klatka z myszami nie bywa sprzątana częściej, niż raz w miesiącu, a posłanie psa przeraża jego samego. Tak, nie jestem odpowiedzialna. Będąc ze mną, trzeba być samowystarczalnym. Jednak zwierzęta są ufne, radosne i ciekawskie, to chyba znaczy, że można mnie kochać i dobrze czuć się w tym chaosie.
Bo ja się w nim gubię, tak samo, jak nie wiem, co jest we mnie. Męczę się ze sobą. Mam wielkie lustro, w które nie lubię patrzeć, więc stoi "twarzą do ściany". Piec ciągle wygasa (o ile uda mi się w ogóle w nim rozpalić), chyba, że Samiec przypilnuje. Sama z siebie nie potrafię utrzymać żadnej gorącej namiętności, nawet, jeśli oddaję w ofierze...
No, właśnie - jedyne, co mam w porządku, o co dbam, to kolekcja zeszytów. Tych poukładanych według dat zapisania i tych świeżych, kupowanych hurtowo. I wiecie co?
Kiedyś posprzątam swój pokój i życie. Kiedy? Wtedy, gdy zapiszę już wszystkie zeszyty, jakie wpadną mi w ręce i oddam je córce. Może w nich wyczyta sposób, w jaki można obejść bałagan i, od razu, na starcie dorosłości wyjść na prostą.
Póki co - odwiedzając mnie, lepiej nie zdejmujcie butów.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
soczewica · dnia 26.01.2009 17:33 · Czytań: 785 · Średnia ocena: 3,25 · Komentarzy: 15
Inne artykuły tego autora: