Dottore - Marian
Proza » Obyczajowe » Dottore
A A A

To było typowe sycylijskie miasteczko ze stromymi uliczkami, ryneczkiem osłoniętym platanami i trzema kościołami, z których tylko jeden był czynny. Tam urodził się i mieszkał Giuseppe, a na starość miał już nawet opłacone miejsce na tamtejszym cmentarzu.

Jego brat wyjechał przed laty do Katanii, gdzie szybko awansował w karabinierach i jako „generale” przeszedł na emeryturę. Również do Katanii wyswatano obie siostry, które przeżywszy swych mężów, zażywały tam uroków życia zamożnych wdów.

Giuseppe opuścił miasteczko na dłużej tylko na czas służby wojskowej i studiów medycznych. Po ich ukończeniu wrócił i przez długie lata był jedynym lekarzem w okolicy. Dlatego znał prawie wszystkich jej mieszkańców, a oni z szacunkiem tytułowali go dottore”. Z początku mieszkał z rodzicami, a „mamma” dbała o jego wygody. Pewnie dlatego zapomniał się ożenić i po śmierci rodziców został sam w wielkim domu. Gdy jeszcze leczył, był zajęty po całych dniach, dom prowadziła mu na dochodne sąsiadka i wszystko układało się dobrze. Po zamknięciu praktyki miał dużo wolnego czasu i nie wiedział, co z nim zrobić. Żeby choć trochę go zabić, chodził w umówione dni na rynek, żeby przy kawie pogawędzić z trzema równie jak on podstarzałymi kolegami. Byli to: professore”, czyli emerytowany kierownik gimnazjum, comandante” policji w stanie spoczynku i były „direttore” tutejszego banku. Idąc na tam, musiał przejść kilka uliczek, na których zawsze spotykał jakichś znajomych.

Dzień dobry, dottore. Jak się pan ma? pozdrawiali go.

Wtedy uchylał kapelusza, odpowiadał na powitania, a niekiedy zatrzymywał się, by zamienić z kimś kilka zdań. W końcu docierał do ulubionej kawiarni, gdzie przy stoliku pod platanem czekali już koledzy. Czterej seniorzy witali się serdecznie, używając z całą powagą tytułów: dottore, professore, comandante i direttore, następnie zamawiali kawę i siedzieli przy niej, plotkując oraz obserwując życie na rynku. Ożywiali się, gdy pojawiały się na nim młode turystki. Wtedy po męsku je obgadywali i puszczali wodze fantazji na temat tego, cóż by to można z nimi robić w łóżku - gdyby było można. Spędzali tak kilka godzin, a potem żegnali się z zachowaniem stosownej tytulatury i rozchodzili do domów.

Odprawiwszy ten kawiarniany rytuał, Giuseppe wracał spacerkiem do domu, w którym czuł się coraz bardziej samotny. Do rodzeństwa w Katanii nie jeździł, bo nie lubił podróżować.

Jeśli ktoś chce się ze mną zobaczyć, to niech tu przyjedzie mawiał. Ja się nigdzie nie będę włóczył.

Znając jego obyczaje, generale i siostry przyjeżdżali co jakiś czas, żeby go odwiedzić i przy okazji sprawdzić, czy ojcowizna nie popada w ruinę. Podczas jednej z takich wizyt Giuseppe zwierzył się bratu:

Wiesz generale, zaczynam się nudzić. Chadzam co prawda na kawę z kolegami, gospodyni wpada codziennie na kilka godzin, ale przez większość czasu jestem sam.

Znajdzie się na to rada, dottore. W Katanii jest dużo kobiet ze wschodu Europy, które chętnie zajmują się starszymi panami odpowiedział brat, mrugając znacząco. Jak chcesz, to mogę ci jakąś załatwić.

Giuseppe się zgodził, ale zastrzegł, że kandydatka musi znać włoski.

Gdzieś po dwóch tygodniach do drzwi domu dottore zadzwoniła Renata. Była postawną blondynką koło czterdziestki, miała na czym usiąść i czym odetchnąć oraz nieźle mówiła po włosku. Już od pierwszego wejrzenia przypadła Giuseppe do gustu i bez wahania ją zaakceptował. Powiedział jej, że będzie sprzątać dom i ogród, ale przede wszystkim ma mu dotrzymywać towarzystwa. Ten ostatni wymóg Renata przyjęła z uśmiechem mówiącym: „Rozumiem o co ci chodzi, dziadku”.

Już pierwszego wieczoru pojawiła się w salonie zrobiona na bóstwo. Gospodarz docenił to, obsypał ją komplementami i na tym się skończyło. Już przed kilkoma laty bowiem utracił męską wydolność, a niby-seks z użyciem wspomagaczy uważał za niegodny jego osoby. Potrzebował kobiety, do której mógłby otworzyć usta, a nie do łóżka. Usiedli zatem w fotelach i zaczęli rozmowę. Z niej dottore dowiedział się, że Renata przyjechała z Polski, była rozwódką i miała dorosłego syna, który niedawno wyjechał pracować do Irlandii. Dodała, że syn miał na imię Stanisław, czyli tak jak sekretarz papieża. Niemal jednym tchem dorzuciła, że niedawno była na pielgrzymce w Watykanie, a rok temu pielgrzymowała pieszo do jakiegoś polskiego miasta, którego nazwy gospodarz nie był w stanie zapamiętać. Dalej Giuseppe dowiedział się, że pochodziła ze wsi o niewymawialnej dla Sycylijczyka nazwie, położonej w pobliżu Tarnowa. Zapytana o Tarnów, nie potrafiła nic o nim powiedzieć, poza tym, że jest tam dużo sklepów i ratusz z wieżą. Z dalszej części rozmowy wynikło, że na zakupy jeździła też do Krakowa. Giuseppe słyszał już nieco o Krakowie i chętnie dowiedziałby się o nim więcej. Niestety, Renata znała to miasto jedynie od strony domów towarowych. Poza tym wiedziała tylko, że w nim liczne zabytkowe kościoły i że właśnie tam był kardynałem Karol Wojtyła przed obiorem na papieża. Pogadali jeszcze trochę i dottore udał się na spoczynek.

Za dwa dni Giuseppe poszedł do kolegów na rynek.

Witamy, dottore! zawołali na jego widok.

Podobno ma pan ładną opiekunkę zapytał direttore. Dobra jest? dodał, mrugając znacząco.

Doskonała. Ale przecież nie będę panom opowiadał o szczegółach skłamał Giuseppe, robiąc dumną minę.

Panowie przyjęli ze zrozumieniem dyskrecję, ale i tak dalsza rozmowa kręciła się dookoła Renaty. Przy pożegnaniu koledzy wyrazili chęć jak najszybszego poznania jej, a Giuseppe z radością im to obiecał.

Żeby spotkanie wypadło dobrze, Renata powinna pójść na nie elegancko ubrana, a wyglądało na to, że miała tylko dżinsy i t-shirty. Dlatego następnego dnie dottore dał jej pieniądze i kazał kupić sukienkę. Była wniebowzięta i nawet nie zapytała o powód tej hojności. Zniknęła na cały dzień i wróciła z sukienką, butami i różnymi dodatkami. Nową kreację zaprezentowała wieczorem i wyglądała w niej bardzo ładnie.

W dniu spotkania z kolegami dottore kazał Renacie ubrać się w sukienkę i powiedział, że pójdą na spacer do miasta. Ścigani spojrzeniami ciekawskich, dotarli do kawiarni na rynku, gdzie oczywiście byli już wszyscy trzej panowie. Giuseppe przedstawił im Renatę, a oni kolejno ją witali, nie szczędząc komplementów na temat jej urody. Ona dziękowała za nie i śmiała się perliście, oni patrzyli na nią łapczywie, a direttore nawet wsadził na nos okulary. Rozmowa jak szybko wybuchła, tak szybko zgasła, bo starsi panowie nie bardzo wiedzieli, o czym mają dalej rozmawiać z taką… obcą. Zapytali, czy podoba się miasto, czy jej tu nie za ciepło, po czym przy stoliku zapanowała cisza i gęstniała z minuty na minutę. Przerwał ją comandante, który nagle przypomniał sobie, że musi jeszcze coś załatwić i zaczął się żegnać. W jego ślad poszli pozostali panowie i wkrótce Giuseppe z Renatą zostali przy stoliku sami. Posiedzieli jeszcze chwilę i poszli do domu.

Po tym spotkaniu dottore miał mieszane uczucia co do jego przebiegu i dlatego na następne poszedł sam. Zapytany przez kolegów o powód, wyjaśnił, że Renata ma też obowiązki w domu i skierował rozmowę na inne tory. Cień Renaty krążył jednak nad kawiarnianym stolikiem, więc rozmowa się nie kleiła i spotkanie trwało krócej niż zwykle.

Niedosyt rozmowy dottore chciał sobie wyrównać wieczorem. Zaczął więc opowiadać Renacie o miasteczku, mówiąc, że zostało ono założone przed wieloma wiekami przez przybyszów z Grecji.

Grecja! zawołała rozpromieniona słuchaczka. Znam. Tam pojechała moja kuzynka, żeby też opiekować się staruszkami.

Po tak światłym wtrąceniu Giuseppe pominął dwa tysiąclecia i przeskoczył do renesansu, mówiąc, że kościół przy rynku jest przykładem architektury tamtego okresu.

Znam ten kościół pochwaliła się Renata. Byłam w nim na mszy. Tam ksiądz bardzo ładnie śpiewał.

Po tej wypowiedzi gospodarzowi opadły ręce. Zrezygnował ze snucia zaplanowanej opowieści, pożegnał się i poszedł do siebie.

Kilka dni przebiegło spokojnie, aż tu nagle z wizytą zapowiedziała się cała rodzinka z Katanii. Oczywistym było, że przyjeżdżają zobaczyć nową „pracownicę” brata. Wizytacja wypadła połowicznie dobrze. Generale - jak to mężczyzna - skupił się na urodzie Renaty, która na tę okazję przeskoczyła ze spodni w sukienkę. Wyglądała dobrze, więc od niego otrzymała ocenę pozytywną. Gorzej było z siostrami, które przez całą wizytę mało się odzywały. Swoją opinię przekazały bratu nazajutrz przez telefon, nazywając Renatę lafiryndą, która z pewnością go usidli i z czasem zagarnie dom.

Po tym telefonie w głowie Giuseppe zalęgły się wątpliwości. Nie obawiał się, że Renata zagrozi jemu czy domowi, ale zaczął się zastanawiać, czy spełnia ona jego oczekiwania. Na pewno nie potrzebował jej do seksu. Do prowadzenia gospodarstwa domowego też nie, bo robiła to dobrze dochodząca gosposia. Chciał, żeby Renata kręcąc się po domu, wypełniała jego pustkę, żeby mógł z nią pogadać na różne tematy oraz czasem pospacerować po miasteczku z atrakcyjną kobietą u boku.

Niestety, jako partnerka do rozmów Renata zawiodła. Liczył, że jako cudzoziemka będzie interesującą rozmówczynią, ale nie umiał znaleźć z nią wspólnego języka. Zastanawiał się, czy była za głupia, czy go zbywała i doszedł do wniosku, że raczej to drugie. Denerwował go też jej demonstracyjny, a niezgodny z prowadzonym życiem katolicyzm.

Nie lepiej wypadła jako towarzyszka spacerów. Co prawda starsi panowie spocili się na jej widok, ale reszta spotkania przebiegła źle. Samo jej istnienie jakoś dziwnie zaciążyło na stosunkach z kolegami, bo kolejne wizyty w kawiarni - mimo jej nieobecności - nie były już tak udane jak dawniej.

Summa summarum Giuseppe doszedł do wniosku, że bardziej mu się opłaci Renatę odprawić, a do towarzystwa w domu i na spacerach kupić ładnego… psa.

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Marian · dnia 12.09.2022 13:20 · Czytań: 438 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 7
Komentarze
Darcon dnia 12.09.2022 13:22
Przeczytałem z uśmiechem na twarzy. Ładnie oddany klimat Włoch, podobały mi się, brzmiące wiarygodnie i naturalnie, rozważania i problemy starszego pana na emeryturze. Dobra robota.
Pozdrawiam.
Dobra Cobra dnia 12.09.2022 14:55 Ocena: Bardzo dobre
Bardzo dobre opowiadanie! Takie zderzenie dwóch kultur.

Marian,

Tylko szkoda, że Włoch nie zaczaił, iż rozmowa z cudzoziemcem niekoniecznie może dawac satysfakcję. No, bo sama nazwa mówi, że nie stąd i za nic nie będzie znał szczegółów życia Włochów, tego miasteczka i w ogóle.

Mamy inne ważne punkty zaczepienia, jako Polacy, - jak zarobek w Euro, a historia , renesans nas po prostu nie obchodzą. A najważniejszym wyróżnikiem jest nasz papież. Nie ci ostatni zdrajcy: Niemiec i ten drugi, ale nasz JP2!

Bardzo fajnie się czyta.

Dziękuję i pozdrawiam,

DoCo
Marian dnia 12.09.2022 15:18
Darcon, dziękuję za odwiedziny i miły komentarz. Cieszę się, że Ci się podobało.

Cobro, dziękuję za wizytę i odszerny komentarz. Dottore nie znał Polaków, to poznał.
Jacek Londyn dnia 13.09.2022 07:46
Dzień dobry.
Opowiadanie na pewno dobrze się czyta. To miła opowiastka, z pięknym finałem, przypominającym, że pies jest przyjacielem człowieka. :)

Nie do końca zgadzam się z opiniami Kolegów Komentatorów. Klimat Włoch, przybliżony przez Autora, na który zwracał uwagę Darcon, mógłby robić za klimat miasteczka w Portugalii, Hiszpanii czy naszego Mińska Mazowieckiego. Małe miejscowości rządzą się podobnymi, swoimi prawami.
Gdyby nie dottore, mamma i pozostała słowna włoszczyzna, niekoniecznie moglibyśmy odgadnąć, gdzie dzieje się akcja opowiadania.
Sam tekst jest bardziej uniwersalny. Oczywiście jest tu ciut o nas, Polakach, wyjazdach na saksy, itp., ale wg mnie nie to jest najważniejsze.
Autor opowiada o niedopasowaniu dwóch światów - ludzi wykształconych i prostych, w dodatku takich, z którymi inteligent nie pogada. Nie podróże otwierają nam horyzonty, głowę można mieć otwartą, nie ruszając się z domu.

Jedno mi nie gra - południowcy mają gorącą krew, która - krążąc gdzie trzeba - nie pozwala pozostawać obojętnym pewnym częściom ciała na widok kobiecych powabów. :)

Drobiazg do poprawki: poło-wicznie.

Pozdrawiam
JL
Marian dnia 14.09.2022 08:12
Jacku, dziękuję za wizytę i obszerną analizę mojego tekstu.
Jeśli chodzi o krew, to i południowców w pewnym wieku już tak bardzo nie krąży. Tak przynajniej mi się wydaje. Dziękuję też za wypatrzenie błędu. Już poprawiam.
Marek Adam Grabowski dnia 16.09.2022 20:09 Ocena: Świetne!
Nikt tak nie umie jak Marian zachęcić człowieka do dalekich podróży. Działa to nawet na mnie, czyli kogoś kto się z Warszawy się nie rusza. Tym razem autor połączył eskapadę z (dość osobliwie opisanym) tematem przemijania.

Pozdrawiam
Marian dnia 17.09.2022 07:55
Marku, dzięki za wizytę i komentarz. Pojedź na Sycylię, gdzieś do Noto albo podobnego miasteczka. Polecam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, wprawdzie posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty