Kiedy konie płaczą
Kuba od dwóch dni nie mógł stanąć na lewą nogę. Wtedy, kiedy to się stało,
myślał, że to zwykła kontuzja jakich wiele mu się zdarzyło. Ale kiedy
opuchlizna się powiększała, a ból momentami był nie do zniesienia-
-wiedział, że to jest coś poważniejszego. Nocą było najgorzej, kiedy
następowała cisza i ciemno- wszystko odczuwało się mocniej,
kiedy zdawało się, że możesz zmrużyć oczy i kiedy miałeś już zarys snu
wtedy pojawiał się silny promieniujący ból wychodzący z nogi, który
obejmował całe ciało. Wtedy zamiast snu pojawiały się majaki powodowane
wysoką gorączką. I nie wiem co było gorsze ten ból czy te nierzeczywiste -
upiorne wizje.
Rankiem pojawił się gospodarz i lekarz w białym fartuchu. Obudziło to
w nim nadzieję, nadzieję że nadeszła upragniona pomoc, co spowoduje,
choćby o odrobinę, zmniejszenie bólu.
Znajomy lekarz pochylił się nad nogą, dotknął obolałego miejsca,
pokręcił głową. Wyszedł, usiadł na drewnianej skrzynce i coś pisał,
w końcu powiedział: "Tylko wodę proszę mu podawać, żadnego owsa"
Podał gospodarzowi zapisaną kartkę i wyszli razem.
Kuba zamoczył zaledwie pysk w wodzie i zwiesił łeb na piersi,
nie słyszał już szczekającego psa, hałasu pracującej sieczkarni
ani odjeżdżającego samochodu weterynarza. W jego dużych, zachodzących
błękitem ślepoty, oczach pojawiły się łzy, wiedział co oznaczało pismo,
które lekarz dał gospodarzowi.
A przecież pamięta starego gospodarza, któremu odkąd jak pamięć
sięga wiernie służył, gotowy był na jego każde wezwanie w dzień
czy noc. Mimo, że czasem było bardzo ciężko nigdy nie narzekał,
wystarczyła mu wiązka siana na noc i kubeł wody. Z głębokim bólem
przeżył jego niespodziewaną śmierć. Młody gospodarz popełniał dużo błędów
ale Kuba znał swoją powinność i sam naprawiał popełniane błędy młodego.
Padał rzęsisty deszcz, kiedy drzwi stajni otworzyły się na oścież. Do boksu
w którym stał Kuba podeszło dwóch nieznajomych ubranych w szare fartuchy.
Jeden z nich miał zwój grubego sznura, drugi długą gumową pałkę.
Kiedy zdejmowali kantar z łba Kuby ten poderwał się do ucieczki. Wtedy
noga w którą kiedyś uderzył samochód w nienaturalny sposób odgięła się na złamaniu.
Potworny ból ogarnął całe ciało. Drugi z nieznajomych walił gumową pałą
po grzbiecie Kuby. Pierwszy założył pętlę na kark i obaj pociągli obolałego
konia na ciężarówkę.
Kiedy zatrzasnęły się ciężkie drzwi, ciężarówka ruszyła w drogę. Zimny
mrok otoczył starego konia, nagle z ciemności wyłoniła się postać
starego gospodarza- Bronka. Pierwszą rzeczą jaką zrobił Bronek to
zluzował krępujące konia sznury, następnie starym zwyczajem
przytulił łeb Kuby do swojej piersi... i wtedy ból nagle ustąpił, a przecież
trwał bez przerwy trzy doby... Bronek zanucił piosenkę, którą Kuba dobrze
znał: "Zachodź że słoneczko skoro masz zachodzić..."
Samochód ze zgrzytem hamulców zatrzymał się i otworzyły się ciężkie
drzwi. Do środka wpadły promienie światła "Patrz Władziu, ten skurwiel
się rozwiązał" ktoś stwierdził.
Kuba nie stawiał oporu, wyszedł z ciężarówki z opuszczoną głową,
nie czuł bólu, słyszał tylko tę melodię co nucił Bronek
"zachodź że słoneczko skoro...
Nad bramą wisiał duży napis- Zakłady Mięsne w Su...woli-
- deszcz ciągle padał...
KoRd