Sanitariuszka - dodatki - lina_91
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Sanitariuszka - dodatki
A A A
Po powrocie do szpitala w głównym korytarzu zastała piekło. Lekarzy nigdzie nie było widać, za to świeży transport rannych rozprowadził po całym budynku ciężki smród krwi. Na ścianach widać były szerokie rozbryzgi, podobne do surrealistycznych fal. Bezwładne ciała leżały zwyczajnie na podłodze, bo nawet prześcieradeł było mało. Karina rozejrzała się wokół, nie wiedząc, na czym zawiesić wzrok. Podbiegła do niej Kaśka, wcisnęła rękawiczki i puściła się biegiem w kierunku drugiego końca korytarza.

Karina pochyliła się nad pierwszym z brzegu chłopakiem. Kikut urwanej nogi był byle jak obwiązany starym szalikiem. Jasne, zmierzwione włosy opadały na zamknięte oczy. Chciała już go ciągnąć na operacyjną, gdy coś podkusiło ją, by sprawdzić puls. Tętna nie wyczuła. Przeszukała szybko ubranie, ale żadnych dokumentów nie znalazła. Zapisując sobie w pamięci, żeby dopisać go na listę niezidentyfikowanych ofiar, poszła dalej.

Młoda kobieta w ciąży szlochała pod ścianą. Po łydkach płynęła jej strużka krwi. Jej wielkie, przerażone oczy wyłapywały wszystkie oznaki ruchu i błagały o pomoc. Karina zagryzła wargi.

Mottem lekarzy było ratowanie tych, których można było uratować, ale ze szczególnym uwzględnieniem rannych żołnierzy. Nie bez powodu zresztą. Wszyscy wiedzieli, że w takiej wojnie najbardziej cierpią cywile, ale to żołnierzy potrzebowali za wszelką cenę. Każde życie wojskowego było na wagę złota.

Karina chciała ją minąć, ale dziewczyna złapała ją za rękę. W jej oczach już nie było strachu, a zwierzęca panika. Karina sapnęła niecierpliwie i przykucnęła. Wolno, sugestywnie, wzięła pociągłą twarz dziewczyny w swoje dłonie.

-Spokojnie. Co się stało?

-Mam krwawienia... - wyjąkała kobieta.

-Jak długo?

-Od rana, kilka godzin. Powiedz, ja nie... Ja nie mogę stracić dziecka! Tylko ono mi zostało...

Karina potrząsnęła kobietą, zniecierpliwiona i jednocześnie wstrząśnięta.

-Masz dom? Gdzieś się położyć? Krwawienie to naturalny stan. Nie musi oznaczać nic poważnego. Połóż się... Słyszysz mnie? Połóż się i leż. Daj sobie dobę. Do tego czasu krwawienie powinno ustać.

-A jeśli nie?

Karina odwróciła wzrok. Wiedziała dobrze, że na ratowanie ciąży żaden lekarz w tym szpitalu się nie zdecyduje, po prostu nie będzie miał czasu. Zbyt dużo ludzi umierało tutaj w każdej chwili, nawet teraz. Poza tym krwawienie to najczęściej odzew na stres, strach. A przecież panowała wojna. Strach był naturalnym nastrojem każdego.

-Odwagi. Będzie dobrze.

Karina wstała i, nie oglądając się za siebie, poszła dalej. Trzylatek, ogromna kałuża krwi i zrozpaczona matka. Stała bez ruchu, patrząc na łkającą kobietę. Przypomniała sobie reakcję mamy, gdy oznajmiła, że wyjeżdża na wojnę. Potem, kręcąc głową, by odgonić głupie myśli, zniknęła w bocznej salce. Wróciła z białym prześcieradłem. Kucnęła przy kobiecie.

-Proszę go tym owinąć - szepnęła. I uciekła.

Udręczone spojrzenie matki ścigało ją jeszcze długo po tym, jak pochyliła się nad kolejną ofiarą.

Obok niej Grażyna opatrywała jakiegoś starszego mężczyznę. Nie krzyczał, nie jęczał. Tylko po zoranej zmarszczkami twarzy płynęły łzy. Oczy miał jasne jak letnie niebo. I jednocześnie tak przeraźliwie smutne. W lewej dłoni ściskał pożółkłe zdjęcie.

Karina odwróciła się do jakiegoś młodego chłopaka. Krótkie, czarne włosy były ostrzyżone niemal do gołej skóry. I w tym momencie poczuła się, jakby ktoś walnął ją obuchem w głowę. Chyba krzyknęła. Grażyna przerwała opatrywanie staruszka i odwróciła się z przerażeniem do koleżanki.

-Paweł...

Karina drżącymi rękami rozerwała jasnozielony mundur. Kula przeszła idealnie pod żebrami, druga przez obojczyk. Wdech, wydech. Spokojnie. Jeszcze oddychał. Miał szansę. Był przytomny. Patrzył na nią bez emocji, bez strachu.

-Trzymaj się - wykrztusiła z trudem. Twarz miała mokrą - od potu czy od łez?

Pokręcił wolno głową i sięgnął do wisiorka na szyi. Spory kamień, wielkości średniego kasztana. Czerwono-szary kolor był jak krew i jego twarz, blednąca z każdą chwilą. Ona miała taki sam. Dał jej rok po tym, jak wyjechała do Anglii - żeby pamiętała. Bez okazji - po prostu któregoś wieczoru, gdy siedzieli u niego na klatce schodowej, całą ekipą, z dwadzieścia osób - kazał jej poczekać i pobiegł na górę, do mieszkania. Wrócił z kamieniem szlachetnym nawleczonym na rzemień. Nie zwracając uwagi na pozostałych, zawiesił go jej na szyi. Będziesz pamiętała, powiedział. O naszym świecie, powiedział.

Wtedy jeszcze nawet on nie mógł wiedzieć, że w nie tak dalekiej przyszłości ten świat rozleci się na sto kawałków, jak rozbite w drobny mak lustro dawnych dni niezmąconego głębiej szczęścia.
Zdążyła tylko przyłożyć bandaż do rany nad sercem, kiedy westchnął. Tak cicho, ledwie niedostrzegalnie. Jego głowa opadła w bok. Ciemnoniebieskie oczy były otwarte. Zamknęła je i dopiero teraz pozwoliła sobie na łzy.

Poczuła na ramieniu lekką rękę. I zaraz potem usłyszała gwałtowny szloch. Odwróciła się błyskawicznie. Kamila płakała cicho, z dłonią przy ustach. To przecież ona poznała Karinę z Pawłem. Nawet ze sobą chodzili przez pewien czas. Ale Kamila, zmieniająca chłopaków mniej więcej co miesiąc, szybko się nim znudziła. Karina na moment zapomniała o sobie. Serdecznie objęła przyjaciółkę.

-Nie martw się, nie cierpiał - skłamała. Nie miała przecież zielonego pojęcia, co czuł w tych ostatnich chwilach.

Kamila otarła oczy. Zakaszlała.

-Miałaś wiadomości od dziewczyn?

Karina wzruszyła ramionami. Ich paczka szybko się wykruszyła po wybuchu wojny. W Słupsku zostały tylko one dwie: Kamila i Karina.

-Patrycja jest z Natką w Gryfinie, na granicy. Przerzuca rannych żołnierzy do niemieckich szpitali. Aga wyjechała do Francji. Majka pracowała w szpitalu w Trójmieście, ale wróciła parę dni temu. Nie widziałam się z nią.

-Więc skąd wiesz, że wróciła?

Karina przewróciła oczami. Kamila, niegdyś niepoprawna optymistka, od wybuchu wojny bardzo spoważniała.

-Okej, okej. Miała wrócić. Pasuje?! - prawie krzyknęła. Starannie unikała wzrokiem twarzy Pawła, ale mimo to wciąż miała ją przed oczami. Żaneta, czujna jak zwykle, już przy nich stała.

-Kamila, do roboty. Karina, wszystko w porządku?

Karina spojrzała na kobietę, byłą nauczycielkę matematyki. Uczyła ją przed cztery lata. Potem długo nie miały ze sobą kontaktu. Spotkały się ponownie dopiero tutaj - w tym wojennym szpitalu, wśród krwi, bólu i płaczu.

-Dlaczego mnie też nie odgoniłaś do roboty?

Żaneta nie zmieniła wyrazu twarzy, ale Karinie zrobiło się głupio. Długo wzbraniała się przed przejściem z nauczycielkami na "ty". A przecież nie tylko Żenata pracowała razem z nią w szpitalu. Janka, geografka, sprzątała na salach, zawsze poplamionych krwią, dopóki jedna z bomb zrzuconych na miasto nie przywaliła jej ścianą domu, kiedy poszła odwiedzić siostrę. Maria, bibliotekarka, także pomagała pacjentom, siedząc przy nich godzinami, pocieszając, oddając krew.

-Bo ty rzadko kiedy krzyczysz. A skoro wrzeszczysz, coś musiało się stać. Co?

-Ja go znałam... - Karina zarzuciła niewygodnie głową w stronę Pawła, nie chcąc się na niego oglądać. Żaneta poklepała ją sztywno po ramieniu. Tutaj każdy musiał grać. Uczucia i ból trzeba było schować głęboko i radzić sobie z nimi w samotności. Każdy kogoś stracił - nikt nie miał prawa do żałoby.

-Przykro mi. Odpocznij, ja pomogę dziewczynom.

-Nie, nie... Nic mi nie jest - wymamrotała.

-Więc idź do operacyjnej, Krajewski cię potrzebuje.

Nie oglądając się za siebie, poszła do sali. Przywitał ją skinieniem głowy, choć ona nie zaszczyciła go nawet tym. Założyła rękawiczki i pochyliła się nad stołem.

Młody chłopak, paskudna rana szyi i otwarta jama brzuszna.

-Przytrzymaj brzegi żołądka, zaraz skończę.

Posłuchała bez słowa. Skończył szyć i obandażował bandażami wyciętymi z prześcieradła. Ranę na szyi przemyła już ona. Wyglądała jak w tanim filmie grozy, ale była tylko powierzchowna. Posmarowała ją jasnożółtą maścią, Krajewski przyłożył gazę. Chłopak jęknął. Dopiero teraz dotarło do niej oczywiste: operował na żywca.

Po raz pierwszy na sali operacyjnej poczuła, że robi jej się niedobrze. Musiał to zauważyć, bo szybko odsunął ją od stołu. Złapał ją za ramiona. Choć jego głos emanował spokojem, wysunęła się z objęć niemal natychmiast.

Sama nie wiedziała, o co chodzi. Od dłuższego czasu niemal wszystkie operacje przeprowadzali bez znieczulenia. Przyzwyczaiła się do tego, tak samo jak przywykła do nieustannej obecności śmierci i strachu, do bomb, ryjących miasto w dzień i w nocy. Ale teraz, mając jeszcze w pamięci twarz Pawła, któremu nie mogła, nie zdążyła pomóc, ten jęk chłopaka, akurat w wieku jej dawnego przyjaciela wydawał się szczególnie okrutny.

-Karina...

-Potrzebuje pan jeszcze pomocy, doktorze? - spytała zimno.

-Nie, Karina - westchnął. Wyszła bez słowa, cicho zamykając za sobą drzwi.

____________


-Idziesz spać? - spytał ksiądz, zmywając talerz.

-Tak. Rano muszę iść na Kopernika.

Pokiwał głową i położył rękę na jej ramieniu. Miała wrażenie, że chce coś powiedzieć, ale dał sobie spokój. Dotknął lekko jej czoła i przesunął po nim palcem. Wiedziała, co robi jeszcze zanim skończył i odtrąciła jego rękę.

-Nie jestem katoliczką. Nie potrzebuję błogosławieństwa.

-Każdy czegoś potrzebuje - zaoponował z przekornym uśmiechem.

-Lekarstw - rzuciła.

-Jedzenia - przebił.

-Narzędzi.

-Nadziei - powiedział już inaczej, poważniej. Jakby w odpowiedzi gdzieś za miastem rozległo się miarowe dudnienie. I strzały, o wiele bliżej.

-To prawda - poddała się. Wstała. Złapał ją jeszcze za rękę.

-Nie chodzi o imię. Bóg jest nadzieją. Wszyscy jej potrzebujemy. Wiesz, że nie można żyć bez nadziei.

-Bez wielu rzeczy nie można żyć - mruknęła uparcie.

-Na przykład?

-Zanim tu przyjechałam... Wojna z definicji jest zła, prawda? Myślałam, że zobaczę najgorsze strony ludzkiej natury.

-A nie jest tak? - spytał cicho. Karina oparła brodę o splecione ręce i zamknęła zmęczone oczy.

-Nie do końca. Nienawiść, zło - to też widzę, owszem. Ale przeważa coś innego.

-Czyli co? - w głosie księdza słychać było zgryźliwe tony. Otworzyła oczy.

-Patrzyłam w oczy sanitariuszki, która w pół godziny po tym, jak się dowiedziała, że jej mąż nie żyje, oddała prawie litr swojej krwi rannemu Ruskowi. Widziałam chłopca, może dwunastoletniego, który krzyczał, że idzie zemścić się za zdziesiątkowanie jego rodziny. Ale kiedy stanał twarzą w twarz z rosyjskim żołnierzem, nie strzelił. Cofnął rękę. Widziałam narzeczonych, którzy do natarcia pobiegli razem, on żołnierz i ona pielęgniarka. I razem zginęli. Patrzyłam na wdowę, która jednemu z naszych oddała ostatni kawałek chleba, prosząc ją, byśmy pomodlili się o pokój. I przebaczyli. Spotkałam umierającego żołnierza, który poprosił mnie, bym pomodliła się za niego i za tego, który do niego strzelał. Widziałam rannego harcerza, który widząc zbliżających się żołnierzy rosyjskich, zaczął uciekać, odwracając ich uwagę od jego brata. Gdy już go okrążyli, zastrzelił się. Patrzę w oczy księdza, któremu wymordowali całą rodzinę, a jednak potrafi kochać - dokończyła cicho.

Tomasz wyprostował się gwałtownie, jakby go uderzyła. Znała, wiedziała dobrze, co przecierpiał. Obiecała, że nikomu o tym nie powie. W chwili, gdy wstał i odwrócił się do zlewu, wiedziała, że nie powinna była tego powiedzieć. Wszystko inne - tak. Ale nie to, nie jemu.

-Ja nie... - zaczęła i zdała sobie sprawę, że to na nic.

Ksiądz pokręcił wolno głową, wciąż na nią nie patrząc.

-To nie tak.

-Kochasz. Nie zabili w tobie serca.

-To o niczym nie świadczy.

-Codziennie patrzę w oczy żołnierzy, którzy dobrze wiedzą, że w każdej chwili mogą zginąć. I nie widzę w nich strachu. Poświęcenia także nie. Ich życie jest warte, dużo warte i oni zdają sobie z tego sprawę. Nie dlatego, że każdy centymetr tej ziemi musi być okupiony ich krwią. Oni mają o co, dla kogo żyć!

-Więc uważasz, że jak człowiek nie ma wiecznie na karku lufy, to jego życie musi być puste?! - prawie krzyknął. Jego głos drgnął.

-Nie. To nie tak. Ale spełnienie...

-Nie chrzań mi tutaj coś o spełnieniu! - ksiądz wrócił do stołu i gruchnął na krzesło. -Uważasz, że te dzieci, które giną tutaj każdego dnia, dzieci, za którymi nawet nie nadążam z sakramentami, dzieci bez rodziców, dzieci bez rąk, nóg... Że oni mają jakieś poczucie spełnienia?! Idei?! Celu? Oni chcieliby żyć, żyć normalnie, chodzić do szkoły, umawiać się na randki... - urwał, jakby zawstydzony swoim wybuchem. -A ty? - ciągnął, już spokojniej. -Nie żałujesz, że tu przyjechałaś? Nie wolałabyś żyć normalnie, po staremu?

Nie odpowiedziała. Zamrugała gwałtownie powiekami i opuszkami palców strzepnęła łzy, które zebraly jej się na rzęsach.

-Nie żałuję. Jest ciężko. Ale wiedziałam, gdzie jadę. Nie żałuję - powtórzyła z mocą, jakby chciała sama siebie przekonać.

-A... - zaczął, ale nie dała mu dokończyć.

-Życie przed wojną miało smak, pewien czar... Którego nie mogłam docenić, nie znając niczego innego. To już nie wróci, nie wróciłoby nawet gdybym stanęła na głowie. I chyba nawet bym tego nie chciała.

-A nie ma to nic wspólnego z faktem, że zamknęli granice? - zakpił. Zignorowała go.

-Jeśli dane mi będzie przeżyć tę wojnę, myślę, że będę szczęśliwsza. Znając śmierć i niewolę, będę wiedziała, jak korzystać ze zwykłego życia. Mylę się?

-Założywszy, że przeżyjesz - warknął brutalnie.
Karina wyprostowała się i zacięła usta.

-Tego nikt nie może wiedzieć. Ale śmierć może mnie spotkać wszędzie! Na ulicy, pod...

-Przestań! Co to ma w ogóle do rzeczy?

-Nic.

-Śmierć jest lepsza od życia?

-Są rzeczy, za które warto umierać - powiedziała cicho.

Pokręcił głową i zasłonił oczy. Ręce mu drżały.

-Nie powinnaś tak mówić. Masz osiemnaście lat. Powinnaś uczyć się miłości... Wojna to nie życie! Cokolwiek myślisz o poświęceniu, Ojczyźnie... Wojna to śmierć!

Karina poderwała się na równe nogi. Nie negowała jego słów, wiedziała, że ma zbyt dużo racji. Ale pociemniało jej przed oczami.

Ksiądz złapał Karinę za rękę, żeby nie upadła. Nie wiedział, co powiedzieć, od czego zacząć.

-Kiepska pora na takie dyskusje...

-Fakt, nie da się ukryć - uśmiechnęła się słabo.

-Mogę coś...

-Idę spać - powiedziała i szybko wyszła. Musiała uciec, zanim by się rozkleiła.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
lina_91 · dnia 27.01.2009 11:09 · Czytań: 777 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 8
Komentarze
pani jeziora dnia 27.01.2009 12:32 Ocena: Świetne!
boskie, po prostu boskie ;)
bassooner dnia 27.01.2009 13:19 Ocena: Świetne!
naprawdę to nie wiem co napisać... może to, że przeczytałem
lina_91 dnia 27.01.2009 13:35
Chcialabym to kiedys wydac... Dziekuje za komentarze :)
Hyper dnia 27.01.2009 15:09 Ocena: Świetne!
Znakomite, jak cała reszta. Wydaj koniecznie!
pani jeziora dnia 27.01.2009 15:56 Ocena: Świetne!
jeśli wydasz, to kupię 5 egzemplarzy ;)
lina_91 dnia 27.01.2009 23:08
A dlaczego akurat 5? :)
Hyper dnia 29.01.2009 21:23 Ocena: Świetne!
Pytanie z innej beczki, zadawane przez co najmniej dwie osoby na portalu. Dlaczego "Sanitariuszka" nie pojawiła się w rubryce najlepiej oceniane, skoro ma same świetne?
lina_91 dnia 30.01.2009 11:35
To jest nas troje, bo ja tez sie o to pytam. I nie mam pojecia :(
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty