Czym, a może kim jest miłość?
Miliony ludzi na przestrzeni świata zadaje to pytanie. Bywają tacy, którzy twierdzą, że znają na nie odpowiedź.
Nie pamiętam kiedy pierwszy raz zdałam sobie sprawę z jej obecności, współistnienia ze mną. Może wtedy, gdy ujrzałam ukochaną twarz mamy pochylającą się nade mną- noworodkiem...jej radosny uśmiech, troskliwy dotyk. Moja miłość gruchała w tę stronę, z której dochodził ukochany głos.
Potem kiedy nawet dostałam r1; w skóręr1;, za przewinienia, które zdarzają się roztrzepanym dzieciakom, miłość podpowiadała, że to właśnie przez nią boli mnie tylna część ciała.
Czułam ją przy sobie, wszędzie. Dorastała ze mną, fruwała po dyskotekach. Czasami przyspieszała bicie serca na widok niektórych osób, choć ja sama nie zawsze rozumiałam dlaczego. Mimo to wierzyłam jej, bo komu wierzyć, jeśli nie własnej miłości!
Ale wraz z upływającym czasem, kolejnych pomyłkach niosących rozczarowania nabierałam dystansu do jej poczynań. Bywała niewiarygodna, naiwna i wnosiła w życie zamęt.
Odsuwałam ja od siebie, izolowałam, nawet zamykałam w domu na klucz.
- Nie przeszkadzaj! r11; warczałam, gdy próbowała podstępem wymykać się za mną.
Kiedy w moim życiu pojawiła się mała istotka, wtedy oszalała! Rozpanoszyła w każdym zakątku, sprawiała, że czułam się jakbym miała skrzydła.
Cierpiałyśmy obie kiedy dziecko umarło.
Jej łzy- moje łzy, jej tęsknota- moja tęsknota, jej rozpacz- moja rozpacz....całkowita jedność.
Ale życie toczy się dalej, świat ma swoje prawa, więc żyłyśmy - razem, ale jakoś inaczej. Bywało, że moja miłość z własnej woli wolała zostać w domu. Kuliła się, marszczyła, a nawet znikała na jakiś czas.
Aż pojawił się ON...Nieszczególny osobnik, a jednak wyjątkowy szczególnie. Już dawno ustaliłyśmy, że najpierw ja wybieram, a potem jej pozwalam wejść lub nie. Tylko czy miłości można czegoś zakazać?
Wyrwała się przed orkiestrę, skakała jak podlotka, szeptała nawet przez sen r to ten, mówię Ci, to ten! Znalazłyśmy naszą drugą połowę...r1; Serce z nią współgrało- tłukło jak oszalałe kiedy pojawiał się w pobliżu. Nawet telefon był z nimi w zmowie, dzwonił nim zdążyłam pomyśleć. Bałam się i mówiłam jej o tym - że znów się nie uda, że jego miłość nas nie polubi, to inny świat, nie nasz, ale ona była na wszystko głucha i ślepa. Ciągnęła mnie za sobą z niewiarygodną dotąd siłą.
ON świetnie dogadywał się z moją miłością, a ona z nim. Spiskowali za moimi plecami, aż w końcu uległam.
Pierwszy raz w taki sposób poczułam się szczęśliwa, zjednoczona i zrównoważona z moja miłością. Tylko czasem ogarniało mnie dziwne przeczucie, że coś jednak jest nie tak.
Moja miłość umiała rozwiać te wątpliwości, o tak!
- Jesteśmy kochane i kochamy, czy to Ci nie wystarcza?- pytała retorycznie.
Albo odpalała w złości:
- Jesteś głupia , szukasz dziury w całym!
Byłam głupia, szukałam, a kto szuka często znajduje...
Kiedy już przyznałam mojej miłości rację, obiecałam, że postaram się żebyśmy , nie tylko w Walentynki ale nigdy już, nie były same, kiedy uśpiłam całkiem swój instynkt, wtedy moja miłość przyszła ze spuszczoną głową i skruszałą miną...
Prócz nas w jego życiu były inne miłości!
On swoją tak ustawił, żeby nigdy nie mówiła prawdy. Dzielił ją, przenosił z miejsca na miejsce. Oboje mydlili nam oczy, żebyśmy widziały tylko to, co chcieli nam pokazać, a kiedy całkiem przypadkiem to się wydało, wynieśli się od nas i tyleśmy ich widziały.
Najpierw byłam wściekła, na NIEGO, potem na nią, na siebie...zionęłam zemstą.
- I kto teraz jest głupi!!!!- ryczałam na skuloną w kącie biedaczkę.
Nawet telefon dostał za swoje- rozleciał się w drobny mak, akurat ściana była zdecydowanie po mojej stronie.
Kiedy ja krążyłam po domu jak chmura gradowa, obmyślając wystarczająco skuteczną i obrzydliwie podłą metodę zemsty na NIM, moja miłość roniła perłowe łzy.
Czasem płakała w głos, zawodziła, czasem cichutko łkała, ale zawsze doprowadzała mnie do szału!
- Czego wyjesz durna!- krzyczałam- teraz już nie jesteś taka wylewna, ty głupia i ślepa!
Chciałam dopiec jej do żywego. Milczała ale gdy tylko na nią spojrzałam ogarniał mnie żal. Dlaczego byłyśmy takie naiwne, dlaczego dałyśmy się tak zwieść, dlaczego jej posłuchałam, dlaczego nie ochroniłam, dlaczego? Do diabła!
W końcu wściekłość odeszła ale żal pozostał.
Moja miłość całkiem bez życia, blada i bezbarwna, zadomowiła się na dobre w kacie pokoju. Nie wychodzi już ze mną, przynajmniej nie tak jawnie. Czasem zdaje mi się, że słyszę za sobą jej szuranie, ale nigdy się nie odwracam, nie czekam na nią- jeśli nie nadąża, jej problem. Trzeba było zostać w domu!
Mało ze sobą rozmawiamy, ona wie, że jeśli jeszcze raz się wychyli- wygarbuję jej skórę, porachuje kości wyrzucę na bruk- na zawsze!!!
Szczególnie w Walentynki słyszę ja wyraźnie jak cichutko kwili, jak stukają o podłogę jej spadające łzy. Nic nie mogę na to poradzić. Żal mi jej. Mogła uważać, być ostrożniejsza, podejrzliwa, nieufna, twardo stąpać po ziemi, a nie szybując nad nią szukać tego, czego nie ma.
Ale czy wtedy nadal byłaby moją miłością....?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
hiszpanka · dnia 27.01.2009 14:18 · Czytań: 763 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora: