Dzienne linie autobusowe mają swój urok. Ale jeszcze więcej mają go te nocne. Jeśli ktoś nie wierzy w boga, niech przejedzie się kiedyś nocnym autobusem.
Do pracy i z pracy za dnia; od pętli do pętli, od życia do śmierci albo odwrotnie. A nocą? Odwieczny strach, że nocne to wyłącznie śmierć, nie zawsze pokrywa się z rzeczywistością. Łatwiej dostać po zębach za dnia, niezależnie od pory – letnia duchota rozpręża obyczaje, a zimowy mróz wzmaga u niektórych potrzebę bliskości; ludzie stają się wtedy bardzo bezpośredni. To i tak jest tylko zwykła przejażdżka od-do. Chyba że ktoś traktuje jazdę autobusem w ciągu dnia poważnie.
Po drodze stoi się jeszcze w korkach. Pół biedy, jeśli prowadzi się przy tym swój własny samochód. Co ma zrobić ten nieszczęsny kierowca autobusu, zatrzaśnięty w swojej klaustrofobicznej kabinie, pełen lęku przed trąbieniem (bo przełożeni mogą się o wszystkim dowiedzieć od ludzi, którzy, jak wiadomo, potrafią być bliscy, bezpośredni i mili), obawiający się gwałtownych ruchów kierownicą – kto wie, na jakim krawężniku skończy – spocony, nerwowy, z wydrążoną strachem głową. Wszyscy tak jeździmy. Od-do, w wiecznych korkach, a tylko nieliczni, ci, którzy mają szczęście chociażby w coś lub kogoś wierzyć, mogą próbować obrócić bieg tego okrutnego koła.
Jest jeszcze jedna pociecha. To noc. Im więcej jeżdżę nocami, tym więcej znajduję pociechy. Nocne linie, zwłaszcza autobusowe, swoją metafizyką wkraczają w sferę boskości.
Situs inversus: narządy wewnętrzne są odbite w lustrze. Dekstrokardia: serce przesunięte jest na prawo. Bije i pracuje normalnie, ale jest po drugiej stronie. Podobnie rewersem dnia jest noc, a dziennych linii – nocne. Wtedy autobusy jeżdża zupełnie nowymi trasami, krwioobiegi zaczynają się przemieszczać, przesuwać, naczynka opuszczonych przystanków wypełniają się krwią, pulsują nowym życiem; tym wyrzuconym z trzewi i rozdeptanym, to na pewno.
Bieg żył i tętnic miasta, dzienna harmonia, ulega gwałtownemu, ale błyskawicznie stabilizującemu się zaburzeniu. Pętle nie dają wytchnienia, bo po okręceniu się, po pierwszej trasie, czyli od śmierci do życia, teraz jadą od życia do śmierci, i tak w kółko, w kółko, przez całą noc. Cykl męczy, bo ileż można z martwych powstawać, ileż można na zmianę żyć i schodzić w dół?
Wytchnienie nadchodzi z pierwszymi promieniami słońca. Gdzieś między świtem a wschodem pojawia się normalność. Linie dzienne wracają na swoje trasy, zajezdnie wypluwają, jeden za drugim, tramwaje i autobusy. Wyczyszczone, umyte. Niedobitki nocy krążą jeszcze po chodnikach, przesiadują na przystankach, śpią, albo siedzą cierpliwie, czekając, a nogami rozmazują wyrzucone z trzewi życie. Mają w sobie coś z boga, obojętnie jak nazywanego, bo chyba nie ma dobrych bogów, bogów-kumpli, z którymi można przysiąść nad rzeką, napić się piwa i omówić najbardziej palące kwestie. Bogowie trzymają nas w swoich brzuchach, trawią, ale jesteśmy im nie w smak, więc wyrzygują nas na świat, a później, z radością, rozmazują na chodnikach.
Znaczymy dla nich mniej niż rzygowiny.
Rano przyjadą ekipy sprzątające i mocnym strumieniem wody spłuczą nasze resztki wprost do kanałów, w dół, przez kratki ściekowe, gdzie dołączymy do drugiego nurtu, płynącego miejskimi rurociągami, wytrwale dążącego gdzieś na kraniec miasta. Spadniemy w nicość, poza płótno znanego świata.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt