Spotkałem go pod sklepem, wieczorną porą. Było ciemno. Znałem go z dawnych lat, tu, z osiedla. Niski, gruby, długie włosy spięte w kucyk. Świr. Teraz nazwałbym go „wiedzącym”, wiedzącym o pewnych sprawach, obcych większej rzeszy ludzi, nawet wręcz niedostępnych. Nie pamiętam jak rozpoczęliśmy rozmowę i jak przebiegała, ale nie minęło sporo czasu, gdy zadał mi pewne pytanie:
- Po co włamywać się drzwiami, skoro można wejść oknem?
Zła energia grubasa i jego tajemnicze słowa włączyły moją czujność. Spojrzałem mu prosto w oczy. Stał jakieś dwa metry ode mnie, oświetlony sklepowymi światłami, z szyderczym uśmiechem na twarzy i rozedrganymi, złośliwymi tęczówkami. Nie zrozumiałem go. Byłem napięty jak odpowiednio nastrojona struna. To nie był strach, czy lęk. Byłem opanowany. I chciałem zrozumieć - „coś się święci”. Nie był „logiczny”. Nawet mu to chyba powiedziałem.
Wiem że przesunęliśmy się bliżej drzwi i okien sklepowych. Nie wiem jak odpowiedziałem na jego słowa. Pamiętam jedynie że zapytał później:
- Jak się nazywa ten czarny? Sprzedaj mi go za dziewięć, dziewięć, dziewięć, dziewięć.
- Venom? – odpowiedziałem pytająco, jakby wiedząc i nie wiedząc o co mu chodzi.
Po tym słowie energicznie usiadł na parapecie mówiąc:
- Siadłem tyłkiem, blachę zgiąłem…
Potok słów, który w żaden sobie nie mogę sobie przypomnieć .Wszedłem do sklepu, kupiłem to co trzeba i wyszedłem. Dalej tam siedział, na odchodne powiedział mi:
- Zagraj coś tam na gitarze, wiesz…
Wiedziałem o co mu chodzi, a przynajmniej tak mi się wydawało. Ale nie wytłumaczę. Jest pewien kawałek muzyczny, w którym padają słowa: „Urojenia są w cenie, więc lepiej nie mów nic nikomu”. Więc milczę. Odpowiedziałem mu pewnym siebie, stanowczym głosem:
- Tylko dla niej – mając na myśli pewną dziewczynę, w której byłem ówcześnie zakochany. Nie widziałem jego twarzy, ale wydaje mi się że pojawiła się na niej drwina.
Grałem tamtego wieczoru. Trudno to nazwać improwizacją, były to czysto przypadkowe dźwięki. Naciskałem strunę na progu i trącałem ją. Potem jeszcze raz i jeszcze raz. Nie było w tym żadnej zamyślonej melodii. Chaos nut.
Następnego dnia, spotkałem go na ławce pod swoim blokiem. Ładna, wiosenna pogoda.
- Cześć – powiedziałem zbliżając się do niego.
Nie odpowiedział. Siedział zgarbiony, z opartymi na udach rękami. W lewej, w dwóch palcach trzymał do połowy spaloną zapałkę. Wpatrywał się w nią smutną, zawiedzioną, zdumioną miną. Jego źrenice - dwa, małe, czarne punkty.
Kiwnąłem głową w zrozumieniu.
- Masz swojego demona – pomyślałem w duchu, pamiętając pewną magiczną scenę, którą obdarzyło mnie medium zwane telewizorem.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt