Żółty punkt, żółty kwiat... w oddali, za szybą - czy to możliwe?
Dym z papierosa, zamglone okulary, a może załzawione oczy, z ogromnym wysiłkiem wpatruję się w okno
ciemnogranatowego wagonu Venice Simplon-Orient-Express, chcąc widzieć, chcąc wiedzieć.
Czy możliwe, abyśmy teraz, po kilkunastu latach rozłąki, spotkali się na peronie w Wenecji?
Żółty punkt, samotna lampa z ozdobnym, karminowym abażurem, zielonkawa lilia w XIX-wiecznym wazonie ze srebra,
aksamitna sofa z geometrycznym pistacjowo-brzoskwiniowym wzorem i nasze niespełnione pragnienia zatopione w jadeitowej filiżance.
Jadeit określany kamieniem śnienia, ponoć trzymany pod poduszką przynosi sny pełne odpowiedzi. Czy to sen, marzenie, odpowiedź?
Żółty punkt to żółty kwiat zdobiący twoje ucho, ten sam... jak wówczas, gdy stałaś w oknie naszej hongkońskiej kamienicy, w jedwabnym, zielonkawym qipao w żółte goździki.
Spoglądałaś na brukowaną, wąską ulicę, spowitą delikatnym, złotym światłem, w oddali jawiła się kwiatowa sofa, kwiatowe kotary - nasz kwiatowy czas.
W tamtym miejscu, w tamtym czasie - ty i ja.
Brązowawe boazerie, kredens w kolorze koniaku, obdrapane ściany, zniszczone plakaty, wzorzyste tapety, wąskie, długie korytarze, wąska klatka schodowa, mijaliśmy się w półmroku.
W dół, w górę, powoli, delikatnie, coraz bliżej. Ciasne pokoje, przejścia, drzwi, gwar i spokój. Chropowatość ścian jak brutalność życia. Purpurowe, unoszone powiewem wiatru zasłony
jak twoja subtelna zmysłowość. My - wędrujące cienie, w przesłonach błękitu, amarantu i karminu, powolne, półtransparentne postaci, przez które przenika światło.
Plafony miały rytm twoich kroków, zawsze stałem przy drzwiach i nasłuchiwałem twojego nadejścia, rytmiczny wzór na podłodze, wzór stukotu obcasów.
Wśród prostokątów, rombów, trójkątów, linii pionowych i poziomych, zimnych ram i prętów - ty byłaś moim kwiatem.
Dwa wymiary królestwa luster, pomiędzy którymi nie ma granic, wiśniowa narzuta na łóżku, purpurowe wezgłowie, amarantowe, jedwabne tapety, ciepłe światło lampionu
z papieru ryżowego - lampionu naszego szczęścia i ty w fioletowym qipao z namalowanymi czerwonymi i zielonymi kwiatami - w ogrodzie życia.
Wspomnienia spowija dym z papierosa - tak, ja nadal palę. Smugi układają się w falujące kształty, delikatne, kręte, wyoblone poręcze, po których sunęły nasze dłonie,
zawsze gdy schodziliśmy i wchodziliśmy po schodach naszej kamienicy. Dotyk, skóra, spotkanie, pamięć. Nawet w ciemnej ulicy i przemoczonej deszczem koszuli byłem z tobą szczęśliwy.
Smugi dymu to również woale naszej sekretnej miłości, z naszego sekretu, który zasadziłem w Angkor Wat wyrosły kwiaty.
Głośny dźwięk telefonu, ja wyrwany z odległych wspomnień - spoglądam na dworcowy zegar i ponownie w okno pociągu.
Żółty punkt, żółty kwiat... w oddali, za szybą - czy to możliwe? Tym razem, w staromodnych odcieniach wnętrza wagonu Venice Simplon-Orient-Express...
M
Zhang Bi (張泌 ok. 960 – ok. 970) i jego jedyny wiersz w antologii Sun Zhu.
寄人
別夢依依到謝家, 小廊回合曲闌斜。
多情只有春庭月, 猶為離人照落花。
Wiadomość1
Nie powinienem tęsknić o powrocie do domu Xia,2
– przez mały korytarz w koło przy krętej balustradzie.
Pełen emocji tylko wiosną w pawilonie Księżyca,3
wciąż jej obraz nieuchwytny, jak opadający kwiat.
—
1 Dosłownie: wysłać kogoś [z wiadomością].
2 Rodzina Xia, czy też dom rodziny Xia. Tutaj: dom narzeczonej lub kochanki podmiotu.
3 Tutaj: we śnie.