Dyrygencik, czyli jak kto woli, obłęd udzielony - mike17
Proza » Miniatura » Dyrygencik, czyli jak kto woli, obłęd udzielony
A A A
Od autora: Mózg jest dość zagadkową galaretą, bowiem, nigdy nie wiadomo, kiedy nas zawiedzie.
I nagle niknie stary świat i pojawia się ten nowy.

                                                        
Kiedy odzyskał przytomność, mówił od rzeczy.
Była to jakaś bezładna sałata słowna, pozbawiony ładu i składu potok ostrych i nieprzyjemnych dla ucha, chropawych dźwięków, których nikt nie chciałby słuchać w piękny, niedzielny poranek, przy wonnej, aromatycznej kawie, w otoczeniu kochającej rodziny.
Bełkotał z zawrotną prędkością, wyrzucając z gardła słowa gwałtowne i niepohamowane, jak wybuchy granatów ręcznych, czynił to zawzięcie i zajadle, gestykulując przy tym, jakby walczył z milionem niewidzialnych, zagrażających ludzkości komarów – mutantów, miotając dookoła groźne spojrzenia, które mogły w tamtej chwili przewrócić całkiem solidny dom, osadzony na solidnym fundamencie, w solidnym mieście.
To zadecydowało o naszym spotkaniu.
Przywieziono go do nas z pianą na ustach, z demonicznym wytrzeszczem, gryzącego trzymających go po obu stronach, krzepkich wieśniaków, kopiącego na oślep powietrze, w którym łowił jakieś urojone postacie przeciwników.
Był niebezpieczny dla siebie i otoczenia.
 
Zająłem się nim, szybko i sprawnie.
To nie on wybrał szaleństwo, lecz szaleństwo wybrało sobie jego. Tego typu olśnienie przychodzi samo. Pewnego dnia po prostu są już inne kolory, inne dźwięki, inne smaki. Otwiera się nowy pokój, w którym nigdy się jeszcze nie było.
Ten wymiar oznacza nieodwracalną zmianę. To podróż w jednym kierunku. Potem jest już tylko to, co może być po trzęsieniu ziemi. Nic nie wraca do normy…
Kiedy już, po wielu kuracjach, które trwały całymi miesiącami, wróciło mu jasne myślenie, kiedy mógł spokojnie odnieść się do własnych przeżyć, opowiedział mi sam, co zapamiętał, będąc „dyrygentem” i co musiało być dla niego doprawdy niełatwe – były to wszak wspomnienia z krainy obłędu.
Wtedy, tamtego, osobliwego dnia, który jakoś, wbrew wszystkiemu, co o nim wiem, przetrwał w jego dziurawej jak szwajcarski ser, pamięci, zrodziła się ta potrzeba:
- Będę dyrygował…
 
Wielu rzeczy musiałem się sam domyśleć.
 
Prawda była taka, że wielki, dębowy stół, na którym dryfował kilka dni, ocalił mu życie, po tym jak statek weterynarza S. dziwnie zniknął z jego świadomości. Rozpłynął się? Dobił do brzegu? Wpadł na rafy? Nie wiadomo. Był i się zmył! A przecież zaledwie przed chwilą z gromadą przyjaciół na jego pokładzie biesiadowali, śpiewali, pili wino i tańczyli.
Trzymając się wielkiego, dębowego stołu lub leżąc na płask na nim, pływał długo po grzywach morskich, aż któregoś pięknego dnia coś gwałtownie wyrzuciło go jak z katapulty – zarył bowiem o piaszczysty brzeg plaży…
 
Nie miał żadnych myśli ani wspomnień – był tu i teraz, na nieznanym lądzie i nie utonął, dzięki temu, że uratował go ów stół, który posłużył mu za ostatnią deskę ratunku.
Przed czym? Cóż to za pytanie? Był tylko mrok niepamięci…
Co było potem, nie bardzo wiadomo – wspomnienie stołu i żeglowania na nim było swoistą wyspą pamięciową.
Znalazłszy się już na lądzie, Walenty ruszył gdzieś przed siebie, i ujmę to zwięźle, żeby nie lać przysłowiowej wody: czas stanął w miejscu.
 
Moja relacja składa się z tego, do czego doszedłem drogą logicznej dedukcji, i z tego, co Walenty opowiadał mi na przestrzeni wielu miesięcy, kiedy to kierowałem jego leczeniem.
W trakcie ostrej psychozy, w trakcie tego mrocznego okresu, który spędził w lesie, na porośniętym trawą, zapomnianym cmentarzu, w starym, opuszczonym grobowcu sprzed dwustu lat, gdzie dyrygował swym chórem, miewał iluminacje normalnego myślenia, kiedy to widział w swych artystach… czaszki, lecz były to krótkie chwile, niemające wpływu na rozwój jego choroby. Jednak dało mi to jasno, czarno na białym, swoistą pewność, że w okresie szaleństwa człowiek miewa chwile świadomego myślenia, wraca na kilka minut dawna osobowość, dawne cechy charakteru i temperamentu, własne wspomnienia, nastroje i odczucia.
 
Czas to pieniądz, lecz czy pieniądz jest czasem?
Na pierwszy ogień poszły średniowieczne kantaty hiszpańskich mnichów, potem skoczne, ludowe kuplety z okolic Morza Śródziemnego, a na koniec mistyczne, ponure pieśni Wikingów oraz jakaś weselna piosenka, szybka jak śmierć i wesoła jak życie, bodajże z Dalekiego Wschodu, którą wykonano tak żywiołowo, że drewniany podest drżał szaleńczo, jakby ziemia się zatrzęsła i po chwili miała się rozstąpić, bowiem jeśli tak się śpiewa, ziemia podobno zawsze doznaje dziwnych podrzutów i nawet pęknięć – wie, co to talent.
Kolejne próby zawierały repertuar jazzowy, nowoczesny – standardy amerykańskie, głośne i pulsujące namiętnością, także latynoskie bossanovy i samby, oraz groźne marsze wojskowe, impetyczne i śpiewane, jakby stanowiły zachętę do bitwy o wszystko, by nagle przejść nieoczekiwanie w egzotyczne, wręcz orientalne pieśni z okolic Półwyspu Bałkańskiego, które wygasły samoistnie starogermańską kołysanką, nostalgiczną niebywale, połączoną zgrabnie w wiązankę przebojów z kilkoma twistami i na sam koniec walcem angielskim, wieńczącym dzieło w sposób wprost genialny.
 
Choć podleczono go u nas w stopniu znacznym, zastosowano najnowocześniejsze metody psychiatryczne, nawet w tej chwili, kiedy piszę te słowa, widzę wyraźnie z okna  gabinetu, jak kroczy dumnie podwórzem szpitalnym i… dyryguje niewidzialnym chórem, trzymając w dłoni kawałek gałęzi…
- Dyrygent… - myśl ta jest jasna jak słońce. – To chyba powołanie…
Zostanie u nas do końca życia, bowiem nic o nim nie wiadomo, może jedynie tylko to, że nazywa się Walenty M., choć owe zagadkowe „M” będzie także dla nas wieczną zagadką.
Jest bezdomny, nie ma gdzie iść. Nie pamięta niczego z przeszłości, poza tym, co udało mu się mi opowiedzieć. Nawet nie wie, gdzie mieszkał do chwili fatalnego rejsu. Zapewne nigdy już sobie tego nie przypomni. Jest już nieszkodliwy – ma miejsce w pawilonie dla chroników.
Na pewno często będę go odwiedzał, często posłucham o jego chórze. Ale jeśli powie, że niebawem przyjeżdżają do niego przyjaciele ze szkolnej ławy, natychmiast zarządzę podwojenie dawek leków. Nie chcę, aby coś poszło nie tak. Niech żyje w swoim świecie, ale niech nie wychyla się z niego za daleko…
Pozwolę się oddalić – na mnie już czas.
 
Czytelniku drogi, wszystko wyjaśnione, wszystko oczywiste. Nie będziesz mieć mi za złe, jeśli zakończę w tym oto momencie? Może istnieją rzeczy, które nie lubią czekać? Może i ja nie lubię na nie długo czekać? Może i ja kocham muzykę i śpiew chóralny?
Zatem pozwól, że zniknę, aby porozmawiać z nim.
On wiele wie, wiele przeszedł. Mam oczywiście na myśli sztukę. Jego niezwykłe doświadczenia mogą i mnie się przydać! Jeśli ktoś twierdzi, że wie i umie wszystko, albo kłamie, albo jest wariatem. Ja nie jestem aż takim bufonem.
 
Jakiś czas temu, w głębokiej tajemnicy przed rodziną i przyjaciółmi, wziąłem pod swoje skrzydła grupkę utalentowanych śpiewaków…
 
 
 
 
23 kwietnia 2023
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
mike17 · dnia 10.05.2023 16:52 · Czytań: 176 · Średnia ocena: 4,25 · Komentarzy: 15
Komentarze
Zbigniew Szczypek dnia 10.05.2023 22:09 Ocena: Bardzo dobre
Dobry wieczór Michał
Zawsze uważałem i będę uważał, że zbyt mocne wnikanie w sens, sprawczą przyczynę, wręcz jądro szaleństwa, doprowadzi, prędzej bądź później, samego wnikającego badacza/lekarza, do szaleństwa. Jest jakiś klimat tego opowiadania, takie troszkę ciężkie, a troszkę "męczące" początek i rozwinięcie, jak w niektórych opowiadaniach E.A.Poe(np.: "Upadek domu Usherów";), by dowalić na koniec, może nie do końca jasnym przekazem. Tak to widzę Michale, zupełnie inaczej, niż w "karpiu na ostro". Możliwe też, że tamto opowiadanie miało dialogi, a to zwykle czyta się łatwiej.
Dwie uwagi - pierwsza, to Twój ulubiony "wytrzeszcz" - groteskowe słowo, które u Ciebie już widywałem; drugie, to "impetyczne i śpiewane" - nie lepiej: "śpiewane z impetem"?
A tak ogólnie Michale, ukazał się mój "Golem", jakby odpowiedź na Twój tekst. Czasem z szaleństwa należy uczynić metodę i być jedynym normalnym wśród wariatów. Albo, jak w jednym dowcipie - jestem wariatem, a nie idiotą! - czego wszystkim życzę! :p
Pozdrawiam Cię serdecznie - Zbyszek ;)
mike17 dnia 10.05.2023 22:36
Witaj, Zbyszku, w krainie obłędu :)
Nie uważam, by opko było męczące czy też "troszkę ciężkie" - toć to prawie groteska :)
W tej miniaturze postawiłem na narrację, a nie na dialogi, stąd gawędziarski styl.
"Wytrzeszcz" to normalne słowo odnoszące się do wady wzroku, a "impetyczne śpiewanie" to właśnie śpiewanie z przytupem, z impetem, czyli na całego.

Staram się zmieniać konwencje mojego pisarstwa, by nie popaść w rutynę, i dlatego tym razem postawiłem na coś innego, świeżego, by się nie powtarzać.

Tylko wtedy ktoś na chwilę przystanie nad tekstem, i powie, że ten facet jest naprawdę wszechstronny, a to dla pisarza komplement.
I o to w tym wszystkim chodzi :)

Dzięki za wizytę i refleksje.

Pozdrowczyk :)
Zbigniew Szczypek dnia 10.05.2023 23:13 Ocena: Bardzo dobre
Widzisz Michał, tak jest z komentowaniem - chcesz dobrze, a wychodzi jak... zwykle!
Chodziło mi bardziej o płynność. A "wyłupiaste oczy" już kiedyś krytykowałem, przy zjeździe klasowym i też nic nie wskórałem ;) .
Co do wszechstronności - i tak i nie. Niektórzy czytelnicy lubią autora za coś i czasem nie tolerują zmian.
Kazjuno dnia 11.05.2023 09:07 Ocena: Świetne!
Witaj Mike,
napisałeś oryginalny tekst o niezwykłym pacjencie opisanym z perspektywy lekarza psychiatry.
Trudno mi się nie zgodzić z mottem:
Mózg jest dość zagadkową galaretą, bowiem, nigdy nie wiadomo, kiedy nas zawiedzie.
I nagle niknie stary świat i pojawia się ten nowy.

Miałem bliskiego kolesia - świetnego gitarzystę - leadera muzycznego zespołu, który popadł wprawdzie w inną odmianę choroby psychicznej, aczkolwiek (pewnie twoje autorskie) motto pasuje też do niego jak ulał.
Twój Walenty cierpi na odmianę silnej paranoi, mój nieżyjący już kolega gitarzysta cierpiał na cyklofrenię.
Porwałeś się Mike na odważny w moim mniemaniu rejs postawienia siebie samego w roli lekarza psychiatry. O dziwo opowiadasz o swoim bohaterze jakby ze znawstwem tej medycznej specjalności i to w sposób przekonywujący.

Gratuluję ciekawego, acz trudnego literackiego pomysłu, który przedstawiłeś jasno i klarownie.

Pozdrawiam, Kaz
mike17 dnia 11.05.2023 11:03
Zbyszku, zauważyłem, że już wcześniej wiele osób buntowało się na Twoje komenty i uwagi.
Gdzieś pies jest pogrzebany :)
Różnica opinii i interpretacji - być może, raczej tak.
Nie czytasz tak, jak autor, interpretujesz po swojemu, a nie tak jak zamierzał piszący.
Takie jest moje zdanie.

Kaziu, psychiatria to mój konik i wiele mógłbym dodać na temat Walentego, ale nie chciałem podawać wszystkiego na tacy - niech czytacz sam dojdzie, co łączyło pacjenta z lekarzem.
Co jakiś czas muszę zmienić tematykę i styl, lubię to, jest to bardzo świeże.
Choć wolę pisać o miłości i przyjaźni, inny temat też się czasem nawinie.

Bardzo się cieszę, że ta miniatura przypadła Ci do gustu, dziękuję za miłe słowa i maksymalną notę :)

Pozdrawiam Ciebie i Zbyszka warszawskim słońcem!
valeria dnia 14.05.2023 10:33 Ocena: Dobre
Jak dla mnie zawiłe, mam lekki umysł, nie wnikam, bo to jest wina, że człowiek nie żyje z Bogiem. Trzeba pytać się Boga:)
mike17 dnia 14.05.2023 11:19
Violu, dziękuję za opinię i wizytę :)
Rozumiem Cię, każdy z nas ma inną umysłowość i wrażliwość.

Bóg to podstawa życia, bez Boga ani do proga, jak głosi staropolskie powiedzenie.

Miłego dnia :)
valeria dnia 14.05.2023 17:05 Ocena: Dobre
A wiesz, że u mnie są lody bzowe:) co za radość:)
mike17 dnia 14.05.2023 19:02
Chętnie bym spróbował, ale to pewnie niemożliwe :)
valeria dnia 14.05.2023 19:32 Ocena: Dobre
Ja nie mówię nigdy całkiem nie:)
mike17 dnia 14.05.2023 19:35
Jesteś bardzo miłą dziewczyną, to się ceni :)
Yaro dnia 17.05.2023 12:36 Ocena: Świetne!
Witaj Michał! Udany tekst zawsze potrafisz w czytelniku wzbudzić emocje. Choroba psychiczna jest wyzwaniem dla lekarzy i samego chorego, który nawet nie jest świadom swojego schorzenia a taki stan jest najgorszym.

Pozdrawiam serdecznie Jarek:)
mike17 dnia 17.05.2023 18:41
Jarku, bardzo dziękuję za to, że zawsze jesteś pod moimi miniaturami :)
Staram się być wiarygodny i pisać tak, jakbym był w głowach bohaterów.
A wzbudzanie emocji musi być, bez tego opko jet martwe.
Chcę dotrzeć do wnętrza czytacza, poruszyć go, a może nawet i potrząsnąć.

I ja Cię serdecznie pozdrawiam :)

Michał
Bernierdh dnia 22.05.2023 21:22
Mnie tekst spodobał się już od początku, przyciągnął tą obrazową, całkiem mocną w sumie sceną, do której dopiero później dorysowujesz tło. Lubię takie początki i taki sposób opowiadania. Podoba mi się też perspektywa, którą obrałeś. Jest coś intrygującego w tym, jak psychiatra patrzy na Walentego, jak o nim mówi i jak wybrzmiewa w tym coraz większa fascynacja. Ciekawa jest ta ich relacja.

Bardzo interesujący i bardzo fajnie napisany tekst :)

Pozdrawiam ciepło.
mike17 dnia 23.05.2023 14:23
Bernierdh, jakże się cieszę z Twojego komenta, który jest jak miód na moje artystyczne serce :)
Trafnie oceniłeś moją miniaturę, widać, że przypadła Ci do gustu, co mnie bardzo raduje.
Dla takich komentów i czytaczy jak Ty warto pisać i czasem zarwać trochę nocy.
Jeśli utwór się podoba, tom rad.

Jeszcze raz Ci bardzo dziękuję za wizytę i mądre słowa :)

Pozdrawiam wesoło!
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
dach64
02/06/2023 00:15
zgadza się. »
Florian Konrad
01/06/2023 22:01
*na co dzień »
mike17
01/06/2023 19:35
Pozostał Ci przede wszystkim honor Żołnierza. »
Yaro
01/06/2023 17:48
Pozostały mi tylko kamasze i mundur galowy:) »
Yaro
01/06/2023 17:46
Dziękuję za współpracę wychodzi nam to dobrze jest miniatura… »
mike17
01/06/2023 16:13
Opowieść o gościu, który chce brać się za kobietę, a nie… »
Marek Adam Grabowski
01/06/2023 08:59
Pana Sułka kojarzę. »
Zbigniew Szczypek
01/06/2023 08:06
Marku To zrozumiałe. "Królowała" w innych,… »
Zbigniew Szczypek
01/06/2023 07:56
Dzień dobry Ewo Bardzo ładny, nostalgiczny wiersz, jednak… »
Marek Adam Grabowski
01/06/2023 07:40
Dziękuję! Wspomnianej audycji nie kojarzę. Pozdrawiam »
Zbigniew Szczypek
31/05/2023 22:12
Marku Podobnie mamy problemy z interpunkcją, u Ciebie to… »
Zbigniew Szczypek
31/05/2023 21:45
Ależ doskonale wiem co robić, by droga mi osoba nie marzła i… »
Zbigniew Szczypek
31/05/2023 21:38
Bardzo, bardzo Ci dziękuję Marku. Myślałem, że jak inne moje… »
Marek Adam Grabowski
31/05/2023 18:31
Dobrze napisane i bardzo głębokie. Szczerze gratuluje!… »
AnDob
31/05/2023 17:29
Zbysiu Tu , w moim tekście, tabletki mogą oznaczać kobiece… »
ShoutBox
  • Zola111
  • 29/05/2023 00:10
  • Końcowe odliczanie wierszy do Zaśrodkowania#37
  • Berele
  • 27/05/2023 15:31
  • O polskim języku: "Jego brzmienie wywołuje we mnie dziwne obrazy, w których tle zawsze jest murawa z pięknej kolczastej trawy i buszujące w niej szerszenie i węże."
  • mike17
  • 21/05/2023 16:19
  • Po info, gdzie można nabyć tę pozycję należy zgłosić się do Autorki.
  • mike17
  • 21/05/2023 16:17
  • Pragnę poinformować Was, że nasza portalowa koleżanka Akacjowa Agnes wydała właśnie swoją najnowszą książkę - zbiór miniatur i wierszy "Uźródlona". Przeczytałem i gorąco polecam :)
  • Narcyz
  • 19/05/2023 08:53
  • Vaniliwi. Fajnie że wpadniesz. Idę do kuchni upiec jakieś ciasto do herbaty.
  • Narcyz
  • 19/05/2023 08:51
  • Czy ktos może mi powiedzieć jak utworzyć nowy wątek w poezji tej z najniższej półki bo jestem jeszcze niższy od Kaczorka i wyżej nie sięgnę
  • Narcyz
  • 19/05/2023 08:49
  • Jaka piękna sprzeczka a ja myślałem że to świątynia zamyślenia. Przepraszam ale jestem tu całkiem nowy i zupełnie zieloniutki. Podobny trochę do pierwszego listka nasturcji pnącej się gdzieś ku niebu
  • Narcyz
  • 19/05/2023 08:47
  • Oooooo
  • Vanillivi
  • 17/05/2023 19:13
  • Wpadam z odwiedzinami po przerwie, pozdrowienia dla wszystkich :)
Ostatnio widziani
Gości online:15
Najnowszy:jatonieja
Wspierają nas