Wejść rano do tego autobusu wcale nie jest prostą sprawą. Autobus zawsze, gdy przyjeżdża na przystanek Konrada jest już załadowany do pełna, a często nawet jeszcze lepiej, dlatego żeby wsiąść do autobusu z przystanku Konrada trzeba posiadać nie lada umiejętności. Najpierw trzeba wbić się na chama do środka, a potem zamykając drzwi trzeba jeszcze mocniej położyć się na ludziach stojących z tyłu, uważając by sobie nic nie przyciąć.
Konrad zdążył się już do tego przyzwyczaić i radzi już sobie z tym prawie bez żadnego problemu. Co innego kolejne dwa przystanki, od ludzi tam wsiadających wymaga się prawdziwego mistrzostwa, w dziedzinie zamykania za sobą drzwi.
W każdym razie Konradowi udało się dzisiaj dosyć szybko wbić do środka, a nawet poszczęściło mu się i zdobył miejsce na rurce. Rurka ta jest rurką stojącą przed ludźmi siedzącymi na pierwszych siedzeniach, służy ona chyba do tego by ludzie ci łapali się za nią podczas nagłego hamowania, po to by nie wylecieć przez przednią szybę.
Konrad siedzi na tej rurce w taki sposób, że na wysokości jego wzroku są różnorakie wlepki z napisami "Rozmowa z kierowcą w czasie jazdy zabroniona" czy "Zabrania się stania na przednim pomoście" i jeszcze kilka innych, ale tych innych Konrad nie widzi, bo zasłania mu jakaś wielka, gruba pani, która rozmawia z kierowcą stojąc na przednim pomoście. Ta pani mimo swojego dorosłego wieku nie opanowała jak do tej pory umiejętności stania w autobusie i w dodatku nie ma się, za co złapać, dlatego przy każdym hamowaniu i ruszaniu nosi ją po autobusie, a jej nieskromne gabaryty odbijają się od ludzi raz z jednej raz z drugiej strony.
Konrad siedzi na swojej rurce i przygląda się temu i bardzo go to bawi i cieszy się tym, że dzisiaj udało mu się zdobyć tak dobre miejsce.
Konrad jeszcze bardziej przesuwa się do tyłu. Teraz na pewno jego plecak przeszkadza ludziom siedzącym za nim, ale Konradowi nie jest z tego powodu przykro. Bo niby gdzie miał by go wsadzić?
Konrad jest bardzo zadowolony ze swojego miejsca. Jest mu bardzo wygodnie i czuje, że w ten sposób mógłby jechać w każdą trasę. Jednak jego zadowolenie nie trwa długo i miejsce, które przed chwilą było idealne teraz jest koszmarne, a to z powodu rozmowy, która się zaczęła za jego plecami toczyć.
Konrad może i nie usłyszałby, że gdzieś za jego plecami zaczęła się jakaś rozmowa, bo głos był cichy. Jednak to, że ktoś otworzył usta można było poznać również po specyficznym zapachu, jaki się z tych ust wydobywał. Można by to określić mianem wszystkich zapachów świata, coś naprawdę bardzo fantazyjnego. Nie za bardzo to jednak odpowiada Konradowi i dlatego przesuwa się do przodu. Jednak już po chwili żałuje tego, że się odchylił do przodu, bo teraz pani siedząca za nim nie jest już ugniatana przez jego plecak i dla tego może nabrać powietrza w całe płuca i może się już przerobionym powietrzem podzielić z innymi.
-Zaraz, o czym ja mówiłam zanim zaczęli wchodzić?
Druga pani skłania się w kierunku rozmówczyni tak by wszystko dobrze słyszeć, a przez to i czuć.
-O Hance
-A no tak, tak. No i ja mówię pani dobra z niej kobieta. Dobra, dobra, a pracowita. Tylko męża sobie znalazła ofiarę i pijaka. Ja już dawno mówiłam, że kiedy ta ofiara się ożeni, to jego żona będzie z nim miała krzyż pański. Szkoda, że trafiło na tak dobrą kobietę.
-To mówi pani, że ofiara i pijak. Oj to szkoda, szkoda. Ta wódka to wszystko zniszczy -
Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale pani z nieświeżym oddechem jej przerwała.
-A pewnie, że zniszczy. U nas na wsi to jak ostatnio liczyłam to dziesięciu chłopa w ciągu kilku lat zabrała przed czasem, ale bo chlają nie wiadomo co, a potem zdychają jak psy.
Zresztą daleko szukać. Jakiś czas temu poszłam po bułki do sklepu i tam już od rana stoją i piwkują jeden z drugim i był tam ten Zenek Klemens zna pani.
-Ten, co się u Przychodzkich ożenił?
-Tak, tak. Może znała pani jego ojca też Zenek. Taki wysoki, czarny.
Pani kiwnęła głową i dodała z nostalgią.
-A znałam tak, tak znałam.
-No właśnie, no i widzę ja tego Zenka. No i myślę sobie ten to silny mężczyzna, przed nim to całe życie. No i co? Tydzień nie miną, a go dwa metry pod ziemią zagrzebali.
-Wódka?
-A pewnie, że wódka. Zresztą nie wiadomo czy to wódka, bo to, co oni piją to nawet na wódkę nie wygląda. Ponapijają się tych szczyn od ruskich, a potem zdychają jak psy. Mówię pani jak psy!
-Jak psy!
Przytaknęła druga.
Na chwilę rozmowa się urwała. Ta, co przytakuje trochę się skrzywiła, ale rozmówczyni to zauważyła.
-A, co się pani krzywi?
-E tam. Wie pani wczoraj na wieczór szklankę mleka wypiłam i teraz żyć nie mogę.
I jakby na potwierdzenie swych słów trochę się podniosła i pierdnęła donośnie.
-Oj trochę lepiej
Konrad jeszcze bardziej przechylił się do przodu. Teraz jego miejsce należy do tych najgorszych. Nie dość, że te nie miłe zapachy atakują go ze wszystkich stron to jeszcze musi teraz stać w bardzo niewygodnej pozie.
Konrad zaczął żałować, że z katarem jest tak jak z policją nigdy go niema, gdy jest najbardziej potrzebny. Trudno nie można nic temu zaradzić trzeba czekać, cierpieć i modlić się żeby nikt nie wpadł na głupi pomysł odpalenia papierosa, bo już niedaleko do końca trasy i już chyba nie powinien się udusić, ale możliwe są jeszcze poparzenia.
Konrad stara się w jakiś sposób znowu zdobyć wygodne miejsce. Całkowicie schodzi z rurki i teraz się tylko o nią opiera. Musi się teraz ocierać o tych z przodu, ale jest już trochę lepiej znowu może postawić na podłodze całe stopy.
Przez chwile kręcenia się stracił kawałek rozmowy, ale gdy już znowu przybrał wygodną pozę to znowu słyszy.
-To mówi pani, że kto był?
-No, dwie moje córki z mężami i dziećmi. No to sobie posiedzieliśmy trochę. Przygotowałam jedzenie i picie, no to posiedzieliśmy przy wspólnym stole, jak to mówią w rodzinnej atmosferze.
-Gość w dom, Bóg w dom.
-No pewnie. No to ich ugościliśmy. I wie pani ci dzisiejsi młodzi to słabe głowy. Mój z zięciami pił. Ja to nie piłam, już od piętnastu lat ani kieliszka.
-A to się chwali.
-No i właśnie tak, ale mój to z nimi pił, no i te młode chłopaki długo mu tępa nie dotrzymali, zaraz jacyś senni. Nie no młodzi to teraz jacyś słabi wie pani. Potem mój drugą butelkę musiał sam kończyć, żeby się nie zepsuło.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
kmmgj · dnia 07.04.2007 09:48 · Czytań: 1034 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: