Puste góry - Marian
Publicystyka » Eseje » Puste góry
A A A

Już kilka lat nie byłem w Bieszczadach, a to jest niedopuszczalne. Postanowiłem więc się poprawić i pojechałem sprawdzić, co tam teraz słychać.

Na początek poszedłem przez Okrąglik na Jasło i wtedy okazało się, że Bieszczady przez lata mojej nieobecności urosły. Urosły tak bardzo, że przejście tej trasy zajęło mi prawie dwa razy więcej czasu niż kiedyś. Poza tym wszystko było jak dawniej.

Na drugi dzień wybrałem się do Chatki Puchatka. Czarny szlak z Górnej Wetlinki był jeszcze w porządku, ale potem okazało się, że żółty szlak z Wyżnej Przełęczy połączono z czerwonym z Berehów Górnych, a na nim wybudowano schody. Zapewne ich wykonawcy mieli na myśli wygodzę turystów, ale nie moją. Zamiast tuptać spokojnie pod górę własnym krokiem, musiałem naciągać nogi, żeby dopasowywać się do schodów o różnych wysokościach i szerokościach. Na domiar złego wpadłem tam w tłum ludzi walących z Wyżnej Przełęczy do Chatki i z powrotem. Odkąd znam Bieszczady, takie pielgrzymki zawsze tamtędy chodziły, ale nigdy aż tak liczne. Tym razem setkami szli starzy i młodzi, babcie z wnukami, matki z dziećmi w nosiłkach i lekko już nawaleni faceci z puszkami piwa w rękach. Przepychanie się, głośne rozmowy przez telefony, robienie selfie, nawoływania, płacze dzieci - istny cyrk na kółkach. To nie były moje Bieszczady.

Przebrnąłem to i dotarłem do tablicy informującej, że Chatka jest zamknięta z powodu przebudowy. Ten napis był chyba najgorszą informacją dnia dla tej hurmy idących do góry. Zrozumieli bowiem nagle, że z piwa w schronisku nici. Pewnie dlatego większość z nich porozkładała się na ziemi, odpoczywała i zaczynała wracać.

Ja poszedłem dalej i po chwili zobaczyłem coś, czego wolałbym nie zobaczyć. Starej Chatki nie było, a na jej miejscu stał zupełnie inny budynek pod blaszanym dachem, baterią solarów obok i resztkami budowlanego bałaganu wkoło. Nie podchodziłem już bliżej, ale odszedłem nieco na bok i usiadłem w trawie. „No, to już po Chatce” - pomyślałem i wspomnieniami poleciałem do dawnych czasów. Przypomniałem sobie wieczór chyba sprzed ćwierci wieku, gdy po burzy wyrozumiała Ulka pozwoliła nam suszyć ubrania i buty przy kuchennym piecu. Wspomniałem też pewien jesienny dzień, kiedy z powodu nieprzeniknionej mgły długo błądziłem, zanim znalazłem Chatkę.

Żal mi się zrobiło tamtego starego schroniska, bo to nowe będzie chyba tylko barem piwnym i butów w nim już nikt suszyć nie będzie.

Na szczęście z miejsca gdzie siedziałem schroniska nie było widać, a Caryńska, Tarnica i Rawki z Działem stały na swoich miejscach - jak dawniej majestatyczne i piękne. Znowu widziałem moje Bieszczady i długo syciłem się ich widokiem.

Schodząc, przyglądałem się ludziom na szlaku. Patrzyłem na ich spocone od wysiłku twarze, na złociste sandałeczki na stopach, na kwieciste leginsy na tyłkach i - choć wcale mi się to nie podobało - zrozumiałem, że tak to już musi być. Ci ludzie przecież muszą tak zasuwać, żeby zrobić sobie zdjęcie na szczycie, wysłać je do znajomych i w ten sposób zaliczyć Bieszczady. Oni tak muszą i ja tego nie zmienię. Ja natomiast zawsze mogę odejść na bok, lub pójść inną drogą i popatrzeć na góry po mojemu.

Po zejściu z gór poszedłem na kolację do restauracji, w której młody człowiek wystylizowany na kowboja bardzo ładnie śpiewał i grał na gitarze. „Majster Bieda”, „Harasymowiczowskie Pejzaże” i tym podobne piosenki poprawiły mi humor i przekonały, że w sumie nie jest źle.

Na drugi dzień wybrałem się do Balnicy, a właściwie do miejsca które po niej zostało.

Idąc powoli pustą drogą doszedłem do opuszczonej kapliczki nad małym źródełkiem. Kiedyś była to cudowna kapliczka, bo źródlana woda podobno leczyła oczy. Pielgrzymowano tu aż zza Wyhorlatu, a szczególnie w święto Jordanu. Dzisiaj kapliczka nadal jest cudowna, bo kryje prawdziwe cudeńko sztuki - obraz Madonny pędza śp. Zdzisława Pękalskiego. Kapliczka nie jest zamknięta, obraz wisi niezabezpieczony, a mimo to nikt go jeszcze nie uszkodził ani nie ukradł - istny cud.

Idąc dalej, minąłem cerkwisko z cmentarzem, na którym kilka odnowionych grobów świadczyło o tym, że pamięć o tutejszych zmarłych jeszcze gdzieś na świecie żyje.

W końcu dotarłem do kolejnego niezwykłego miejsca - krzyża pańszczyźnianego. W połowie dziewiętnastego wieku w Galicji zniesiono pańszczyznę, a na pamiątkę tego chłopi urządzali jej pogrzeby. Robili trumienki, wkładali do nich tzw. „księgi powinności” i zakopywali w ziemi. Na tych symbolicznych grobach stawiali krzyże lub kapliczki, czasem sadzili tam drzewa. Miejsca te uważali za obłożone klątwą, która spadnie na każdego, kto by taki grób rozkopał. Chłopi bowiem wierzyli, że spowodowałoby powrót pańszczyzny.

Usiadłem koło krzyża i pomyślałem, że przecież jeszcze niecały wiek temu mieszkali tu ludzie. Pracowali, modlili się w cerkwi, a w święto Jordanu spotykali przy kapliczce pielgrzymów aż spod uherskiej granicy. Zapewne starsi wieczorami opowiadali o pochówku pańszczyzny i życie nieśpiesznie szło do przodu. A potem stało się potem? Potem przyszła wojna, Akcja Wisła i wieś zniknęła. Zostało po niej tylko tych kilka pamiątek i pusta dolina.

A jak wyglądałoby to miejsce, gdyby tamte tragedie się nie wydarzyły?

Na pewno nie szedłbym tu po piasku i kamieniach, ale po asfalcie. Starsze domy miałyby jeszcze po kilka drzew owocowymi w ogrodach, a nowsze już tylko wystrzyżone trawniki i tuje przed gankami. Byłby jakiś sklep, do którego klienci podjeżdżaliby autami. Sklepowa do swoich mówiłaby po rusińsku, a do innych po polsku. Pewnie byłoby tu kilka domów z napisami „Wolne pokoje”, a może i jakiś pensjonat z restauracją. Cerkiew miałaby błyszczący nowy dach, a cudowna kapliczka solidne drzwi. Tu, koło krzyża byłaby pewnie pętla autobusu, skąd można by pojechać do Cisnej, albo i do Sanoka. Żyliby tu potomkowie tamtych ludzi sprzed wieku - bieszczadzcy górale. Żyliby po nowemu, ale jednocześnie po swojemu - po balnicku.

A co zobaczyłbym wczoraj spod Połoniny Wetlińskiej?

Na Wyżnej Przełęczy zapewne też widziałbym przepełniony parking i ludzi walących stamtąd do góry. Caryńska i Rawki wyglądałyby tak samo, ale dolina Berehów nie byłaby pusta. Aż po Wyżniańską Przełęcz stałyby domy, a ja widziałbym ich kolorowe dachy. Gdzieś pod lasami może pasłoby się bydło - Berehy Górne by żyły.

Żyłyby też inne zniszczone przez wojenne i powojenne wydarzenia miejscowości, a te niezniszczone żyłyby inaczej. Nie wiem, czy ludziom w nich byłoby lepiej czy gorzej, ale wiem, że byliby to inni ludzie.

Zaglądając w zakamarki doliny i rozmyślając pod krzyżem, ani się spostrzegłem, że dzień się już nachylił i trzeba było wracać. Ruszyłem więc w dół, ale rozbudzona wyobraźnia pracowała dalej. Przebiegałem myślami znane mi bieszczadzkie „wioski widma” i w czasie tej myślowej wędrówki uświadomiłem sobie, że Bieszczady są górami bez górali.

Zły wicher historii wymiótł prawie wszystkich rdzennych mieszkańców Bieszczad, a w ich miejsce przybyli różni ludzie z całej Polski. Jedni szukali tam lepszego życia, inni uciekali przed czymś lub przed kimś, niektórzy szukali przygód, a jeszcze innych przywieziono w tamte strony jako skazańców. Byli to ludzie dobrzy i źli, mądrzy i głupi, uczciwi i łachudry. Ciężko pracowali, budowali domy, zakładali rodziny, słowem tworzyli nowe społeczeństwo. Udało im się. Na ile mogli zagospodarowali góry i wrośli w nie. Niektórzy nawet zostali bohaterami romantycznych opowieści, ale czy stali się góralami? Nie stali się i pewnie nigdy się nie staną, bo góralskości nie można się nauczyć. Góralem trzeba się urodzić i swoje korzenie mieć górach, a nie gdzieś pod Łodzią, Poznaniem czy Katowicami. Gdy w innych częściach polskich Karpat ktoś nosi nazwisko Bachleda, Kawulok czy Hula, to od razu wiadomo, że jest góralem z pradziadów i skąd jego ród. A w Bieszczadach co? Lewandowski, Rachwalski, Wójcik - to ładne nazwiska, ale z daleka pachną nizinami.

Bojków zostało niewielu, więc bieszczadzkich górali właściwie nie ma, a góry bez górali - choćby najgęściej zamieszkane - wydają się puste.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Marian · dnia 02.10.2023 14:36 · Czytań: 215 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 4
Komentarze
Marek Adam Grabowski dnia 03.10.2023 10:24 Ocena: Świetne!
Już czytałem i chwaliłem. Pryz okazji pochwalę się moim własnym osiągnięciem. Wydawnictwo Book Edit wydało moją debiutancką powieść Ogrody Ciszy.

Pozdrawiam
Marian dnia 04.10.2023 09:02
Marku, dzięki za wizytę.
Gratulacje z powodu wydania książki.
O czym jest tak z grubsza?
Marek Adam Grabowski dnia 04.10.2023 09:11 Ocena: Świetne!
Dzięki! Antyutopia. Mroczna wizja obozu koncentracyjnego w przyszłości. Więcej dowiesz się tutaj https://bookedit.pl/produkt/.../ogrody-ciszy-marek-adam-grabowski/
Marian dnia 05.10.2023 07:51
Już zajrzałem. Dzięki.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
viktoria12
03/12/2023 18:02
Zajefajny wierszyk. »
mike17
01/12/2023 16:30
... było nas trzech, w każdym z nas inna krew... Świetny… »
Marek Adam Grabowski
01/12/2023 15:57
Dobrze napisane opowiadanie. UFO to nie muszą być kosmici -… »
valeria
30/11/2023 22:59
Dziękuję, czytam, a byłam zajęta:) »
valeria
30/11/2023 22:58
Dziękuję:) »
dach64
28/11/2023 16:55
Bardzo słuszny wiersz. Niezwykle istotny i prawdziwy.… »
Marian
28/11/2023 08:25
Marku, dziękuję za odwiedziny. »
gaga26111
27/11/2023 17:56
Dziękuję:) za opinie i czas poświęcony na komentarze.… »
Lilah
26/11/2023 20:13
Bardzo dziękuję, ajw. Moje strofki mają trochę inne metrum… »
ajw
26/11/2023 19:47
Przepiękne tłumaczenie. Pozdrawiam serdecznie, Lilah :) »
ajw
26/11/2023 19:45
Wiolinie - piękna interpretacja :) »
ajw
26/11/2023 19:45
Niby nic, a jednak dzieje się w tym wierszu pomiędzy… »
mike17
26/11/2023 17:54
A ty liż mnie, to taka piękna gra :) Sztuka lizania to nie… »
Yaro
26/11/2023 14:12
Pozdrawiam:) »
Yaro
26/11/2023 14:11
Nie wiem czy celowy rozjazd światów , taki obraz się… »
ShoutBox
  • Berele
  • 28/11/2023 08:40
  • Poranek; dźwięk budzika, odcisk brudnej ręki na ścianie, szum czajnika, strumień wody do kubka, silnik samochodu dostawczego za oknem; wciśnięcie klawisza w starym radio.
  • mike17
  • 14/11/2023 20:43
  • Sweet dreams, my love :)
  • Jaaga
  • 14/11/2023 12:23
  • Dzień dobry, zapraszam na herbatkę.
  • mike17
  • 13/11/2023 14:45
  • Dzień doberek całej literackiej społeczności :)
  • aleksander81
  • 13/11/2023 09:16
  • I dzień dobry w poniedziałek, do piątku już niedaleko ;)
  • mike17
  • 12/11/2023 14:02
  • Wesoły pozdrowczyk ślę dla wszystkich :)
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty