Sylwester zimy stulecia, cz.1. i 2./ 5 - Zdzislaw
Proza » Inne » Sylwester zimy stulecia, cz.1. i 2./ 5
A A A
Od autora: wspomnienie

(Patrzę dziś rano w kalendarz - jutro 31 grudnia, znaczy zima. Patrzę przez okno - jesień. Patrzę ponownie w kalendarz - imieniny Sylwestra, znaczy sylwester, inaczej ostatni dzień roku 2023. Ponowny rzut okiem na zewnątrz - ni grama śniegu. Kurde! Nie to, co za dawnych lat...

To i dobra okazja, aby przypomnieć wcześniej urodzonym a później rodzonym unaocznić, jakie drzwiej zimy bywały.

Kiedy to było? Ile lat upłynęło? Liczę na palcach obu mych członków górnych - bardzo dużo brakuje. Doliczam palce członków dolnych - dalej o wiele za mało. Chcę doliczyć... nie, "jeden" to nic nie da. Ponownie doliczam palce długie, potem palce krótkie... nadal mało! Jeszcze raz - palce lewej ręki - no! Wreszcie jest! Tyle lat, tyle lat... a ja wciąż pamiętam. Ten sylwek, ten atak zimy... ten początek śniegów i mrozów, który sparaliżował nasz kraj. Później słusznie nazwany "zimą stulecia".

No dobra, wstępniak trochę przydługi, ale przynajmniej odpadną tacy, którzy wychowani są tylko na emotkach i memach. Dalej będą czytać ci, którym czytanie nie sprawia trudności a nawet przeciwnie - przyjemność ????

Dosyć tego wstępniaka. Do meritum więc - mojej młodej małżonce zachciało się wybrać na zabawę noworoczną na sam koniec miasta...

PS. To fragmenciki z książki "Czas dorosłości", jednej z moich wspomnieniowych z cyklu "Zza zasłony czasu". Dzisiaj 1. i 2. części /jutro 3. i 4. a może i ostatnia 5./)

.

SYLWESTER ZIMY STULECIA, cz.1/5

(...)

Sala balowa została urządzona w zakładowym kinie „Metalowiec”, w oddalonej od miasta o kilka kilometrów dzielnicy Mniszek. Ja w ubranku wyjściowym i półbucikach, na wierzch płaszcz i byłem gotowy. W sylwestrowy wieczór temperatura powietrza była bardzo przyjemna, ledwie dwa stopnie poniżej zera. Do tego bezwietrznie i bezśnieżnie. Wystarczył mi lekki płaszcz i eleganckie półbuty, a żonie kozaki na nogi i pantofelki w torbie. Jak to jest zwyczajne przy wyjściu mężczyzny z kobietą, musiałem odczekać, aż przygotuje się na bal. Partnerka zawsze potrzebuje dużo więcej czasu, niż partner. Oczekiwanie skracałem rozmyślaniem: „Jak to, to damskie się nazywa? Kreacja toaletowa czy też toaleta wyjściowa?”

.

Mężczyzna w takich przypadkach musi ćwiczyć cierpliwość i trzymać język za zębami. Głośne komentarze mogą wywołać u damskiej płci niepotrzebne wzburzenie, objawiające się szybką serią odpowiedzi, wypowiadanych na wysokim diapazonie, i zepsuć cały wieczór, a czasem i kolejny tydzień. Tę przestrogę miałem wpojoną od dzieciństwa i zastosowałem ją w pełni. W nagrodę wyszliśmy zadowoleni, ciesząc się na nadchodzącą zabawę sylwestrową.

.

Do postoju taksówek mieliśmy ledwie kilkanaście minut spaceru. W połowie drogi nagle zerwał się wiatr i po chwili rozhulała się zadymka śnieżna. „Że też nie mogła poczekać…” – pomyślałem z nutką żalu, ale z naturą jeszcze nikt nie wygrał. Naciągnęliśmy głębiej czapki na głowy i z dławionym przez wicher oddechem, wycierając oczy zaklejane białym puchem, dobrnęliśmy do postoju TAXI. Ledwie kilka minut minęło, a nasz wygląd bardziej przypominał dwa śnieżne bałwanki, niż postaci ludzkie.

.

Jeszcze raz przetarłem oczodoły i… jak ja lubię szczęśliwe zdarzenia we właściwym czasie i miejscu! Nie było nikogo oczekującego, a jedna taksówka stała na postoju. „Uff, a już się obawiałem, że trzeba będzie w tej śnieżycy szukać okazji. Wieczorem, w sylwestra!” – To nie była przyjemna wizja.

.

Chwyciłem za klamkę i otworzyłem przed partnerką drzwi. Wsiadła.

.

– Gdzie?! Nigdzie już nie jadę! – podniesiony głos taksówkarza powstrzymał mnie przed wejściem do środka. – Nie widzicie, co się dzieje? Zmykam do domu, nim całkiem zasypie.

.

„No nie! Jeszcze tego brakowało! Czym dojedziemy? Przecież to sześć kilometrów. Pieszo, w zadymce, w wyjściowych strojach na zabawę? Autobus będzie jechał za godzinę, a i tak nie wiadomo, czy przyjedzie przy takiej zadymce. To już była biała ściana, a nie zwykły opad śniegu” – zasępiłem się, ale postanowiłem spróbować:

.

– Chcemy tylko do Mniszka, na sylwestra jedziemy – odezwałem się spokojnie. Kierowca był już podrażniony, lepiej nie wchodzić w słowne przepychanki. – Jeszcze tak nie sypie, zdąży pan ostatni kurs zrobić i wrócić.

.

– Wrócić?! Ledwie już widzę i tak mam jechać? Nie ma mowy. – Odwrócił się do tyłu. – Niech pani wysiada. Zjeżdżam do domu.

.

„A niech go! Gdybyśmy nie byli w przymusowej sytuacji, to tak bym mu wygarnął, że nie wiedziałby, gdzie się schować!” – rozeźlił mnie, ale wziąłem jeszcze na wstrzymanie.

.

– Jak mam z żoną do Mniszka dotrzeć?

.

– To państwa problem, nie mój. Nie będę ryzykował jazdy. Zjeżdżam, powiedziałem!

.

– Przecież i tak musi pan jechać, nawet do domu. Zrobi pan przy okazji ten ostatni kurs.

.

– Do Mniszka tam i z powrotem? W tej zawierusze? Będę już wcześniej w domu. Pana zawiozę i sam z powrotem gdzieś utknę. Sam pan widzisz, co się dzieje.

.

Mój spokój jednak trochę na niego oddziałał. Przestał już wykrzykiwać, zaczął mówić normalnie. Jakby…

.

– Zapłacę podwójnie. Może pan nad ranem nie mieć już kursów, jeżeli dłużej posypie. To jak, stoi?

.

Postukał palcami o kierownicę, chwilkę się zastanawiał. Spojrzał na mnie z ukosa i przygryzł wargę. Wreszcie machnął ręką na zgodę.

.

– No dobra, wsiadaj pan. Obym nie żałował… – dokończył ciszej, już bardziej do siebie.

---

cdn.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

.

SYLWESTER ZIMY STULECIA, cz.2/5

cd.

Pojechaliśmy. Szybko zrozumiałem, czemu taksówkarz nie chciał już nas zabrać. Jazda bardziej przypominała przebijanie się przez białą, gęstą, nieprzeniknioną prawie zawiesinę w powietrzu, niż normalny kurs. Wycieraczki ledwie nadążały ze zbieraniem lepkiego śniegu z szyby samochodu, a i tak dalej niż na dwa metry nic nie można było dojrzeć. Już po kilku minutach jazdy, kiedy tylko wyjechaliśmy poza miejską zabudowę, szosa stała się prawie niewidoczna. Do tego opony zaczęły wpadać w lekki poślizg, więc taksówkarz co chwila delikatnie wyrównywał kierunek ruchami kierownicy. Jechał coraz wolniej, a ja zerkałem na prędkościomierz w aucie – czterdzieści, trzydzieści, dwadzieścia, piętnaście. Tylko to ślimacze tempo pozwalało na kontrolowanie poślizgów i jazdę przy prawie zerowej widoczności.

.

Siedzieliśmy z tyłu w milczeniu, wysłuchując tylko zduszonych przekleństw, które mimowolnie co chwila wydobywał z siebie kierowca po każdym poślizgu. Lepiej było się nie odzywać w takiej sytuacji. I tak był już dość zdenerwowany, nie warto dolewać benzyny do ognia. Jeszcze całkiem by się wkurzył czy strwożył, zrezygnował z podwójnej stawki i wysadził nas w szczerym polu, w połowie drogi. Niby zostały już tylko trzy kilometry… ale jakiej drogi, przy takiej zadymce?! Ja to jeszcze ja, wytrzymałbym, ale żona, w sylwestrowej sukni do ziemi?

.

Pod koniec taksówkarz już się nie powstrzymywał, używał głośno swojego bogatego słownictwa, delikatnie zwanego „wiązankami”. „A klnij sobie w najlepsze, byleś nas dowiózł!” – perorowałem w duchu.

.

Dowiózł. Zapłaciłem umówioną, podwójną stawkę za kurs i szybko weszliśmy do środka dużej sali balowej. Od razu można było odetchnąć – jasno, cieplutko, stoły zastawione; już nam niestraszna była ta śnieżyca. Ona hulała za oknami, a my w środku.

.

Rozebraliśmy się z wierzchnich okryć. Szybkie „wejściowe” na przywitanie ze znajomymi sąsiadami przy stole od razu rozgrzało żołądek.

.

– No to, na drugą nóżkę, aby się nie kolebało w tańcu!

.

– Drodzy państwo. Chyba już wszyscy dotarli, mimo tej pogody za oknem, więc zaczynamy bal. – Przez mikrofon zapowiedział wodzirej. – Zapraszamy do pierwszego tańca. Orkiestra, grać!

.

Nie musiał ponawiać zaproszenia. Środek sali szybko zapełnił się parami. Jeden taniec, drugi, trzeci, chwilowa przerwa na uspokojenie oddechu, przy stole wyrównanie niedoboru płynu i od nowa w tany. Zabawa rozkręciła się na dobre. Sylwester to sylwester. Był czas pracy, teraz był czas taneczno-biesiadnego odpoczynku.

.

Po godzinie wyszedłem z sąsiadem przed budynek, na papierosa. Od razu zawróciliśmy po płaszcze i czapki, gdyż zadymka śnieżna ani na chwilę nie ustała. Do tego temperatura powietrza wyraźnie spadła. Nie było mowy o przyjemnym schładzaniu przegrzanego organizmu, chyba że ktoś chciałby wrócić na salę jako zziębnięty bałwan.

.

Zrobiłem krok w śnieg i noga zapadła się powyżej kostki. Od razu wycofałem kończynę.

.

– Jasny gwint. Ale sypie i nie przestaje – skomentowałem, otrzepując skarpetę i but.

.

– Noo, ładnie – odparł, próbując zapalić papierosa na wietrze. – Jak nie przestanie, to nie wiem, jak wrócimy do domu. Może nic rano nie jeździć.

.

– Per pedes – zażartowałem i zaśmiałem się. – Przyjechaliśmy już ostatnim TAXI. Jeszcze musiałem prosić i przepłacić za kurs. Ale tam… Chyba jakiś pług przejedzie.

.

– Przejedzie lub nie. Sylwester jest.

.

– Zobaczymy rano. Zamówiliśmy na w pół do piątej taksówki na powrót.– Wreszcie udało mi się zapalić papierosa. Podałem sąsiadowi, aby odpalił. – Będzie kłopot, jak wcześniej nie odśnieżą. A tam, co będziemy się zawczasu martwić. Przecież nie będzie padało do rana, zbyt duża zadyma. Szybciej się skończy.

.

Długo nie dało się wystać w śnieżnej zawierusze. Po dwóch minutach byliśmy z powrotem w ciepłej sali. Wystarczył krótki pobyt na dworze, a już musiałem rozgrzewać dłonie.

.

Nie wychodziłem ponownie na zewnątrz. Wolałem korzystać z ciepła w sali i zabawy w dobrym towarzystwie. Ciepła w sali?

.

– Coś mi się zimno zrobiło – odezwała się wybranka, kiedy nastąpiła dłuższa przerwa w graniu do tańca i podano gorący posiłek. – Po plecach mnie ciągnie.

.

– Gdzie, jakie zimno? – Zaśmiałem się. – Mnie jest gorąco. Za długo siedzimy. Skończmy to pieczyste. Zaraz zagrają, to się rozgrzejesz.

.

– Ale mnie naprawdę zimno. – Wstrząsnęła nagimi ramionami. – Mogłam wziąć jakiś szal.

.

Dotknąłem dłonią jej gołych pleców. Faktycznie, nie wyczułem ciepła. „Chyba nie jest chora? Ale nie, wtedy by była rozpalona” – odetchnąłem z ulgą.

.

– Ubierz moją marynarkę. Zaraz zatańczymy.

.

Po chwili odczułem, że i mnie jest chłodniej, kiedy zostałem w samej koszuli. „Co jest? Chyba nie zachorowaliśmy?” – Poczułem lekki niepokój. Spojrzałem na sąsiadkę z naprzeciwka – też wstrząsnęła ramionami, a partner nakrywał jej plecy marynarką. To nie było więc złudzenie.

.

Podszedłem do najbliższego kaloryfera i dotknąłem; okazało się, że był prawie zimny. Nie musiałem dużo dedukować: „Jasny gwint, ogrzewanie nie działa!”.

---

cdn.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Zdzislaw · dnia 03.01.2024 16:30 · Czytań: 421 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
Korektorka dnia 03.01.2024 16:30
Dziękuję za ciekawy tekst. Jedna uwaga: "donikąd" nie jadę. Nie "nigdzie". I "włóż", a nie "ubierz", ubrać można kogoś.
Pozdrawiam:)
Zdzislaw dnia 03.01.2024 20:25
Korektorko, dzięki za komentarz. Co do uwag:

1/ Synonimami "donikąd" są: "do żadnego miejsca" oraz właśnie "nigdzie". W zwrocie: "Ta droga nie prowadzi donikąd" - ok. Natomiast zmieniając szyk wyrazów: "Ta droga donikąd nie prowadzi" lub, równorzędne "Ta droga nigdzie nie prowadzi".
Jeszcze jedno wyjaśnienie - w narracji używa się oczywiście poprawnej polszczyzny, natomiast w wypowiedziach - zapisujemy tak, jak ludzie mówią (poszłem, daj szluga...).

2/ Tak, zwrot "ubierz moją marynarkę" - jest niepoprawne ("ubierz dziecko" lub "ubierz SIĘ" byłoby poprawne). Tyle że obowiązuje w... narracji, a to jest wypowiedź, więc znów można kolokwialnie, z błędami; tak jak ludzie często mówią.

Również pozdrawiam :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
06/12/2024 23:09
A już myślałam, że wszystko leży:) »
pociengiel
06/12/2024 21:36
stalker pozoruje komentarz. Na ten ból gastrolog nie pomoże. »
Pulsar
06/12/2024 17:53
Ludzie z pociągu, nie byli objęci marketingiem i… »
pociengiel
05/12/2024 19:49
Wypracowanie pod założenie, że skoro nie da się zmierzyć z… »
Darcon
05/12/2024 18:03
Zabawne. Lubię absurd, zwłaszcza gdy w braku logiki, jest… »
Leszek Sobeczko
05/12/2024 17:21
Dziękuję ajw Dużo czau od publikacji tego wiersza.… »
ajw
04/12/2024 13:50
Świat oszalał. Tyle w temacie. Pozdrawiam serdecznie :) »
ajw
04/12/2024 13:48
Byś się zdziwił. Jest wielu ludzi, którzy kochają wyłącznie… »
gitesik
04/12/2024 11:45
Bardzo intymna zwrotka. »
ajw
04/12/2024 11:40
Bardzo ładna pełna delikatności miniatura. Lubię Twoją… »
gitesik
04/12/2024 11:39
Rzeczywiście to słowo "grzyby" użyłem cztery razy… »
Wiktor Mazurkiewicz
04/12/2024 10:57
Dziękuję Iwonko, a któż by śmiał nie kochać przyrody,… »
domofon
04/12/2024 10:52
ajw, nie namawiam, nie zniechęcam. ;) »
valeria
03/12/2024 17:36
Ja to się targuję przez cały rok, nie kupuję normalne:) »
pociengiel
03/12/2024 16:10
widziałem ten filmik potykając się o kartony, zagarniam… »
ShoutBox
  • Berele
  • 16/11/2024 11:56
  • Siema. Znalazłem strasznie fajną poetkę: [link] Co o niej sądzicie?
  • ajw
  • 01/11/2024 19:19
  • Miło Ciebie znów widzieć :)
  • Kushi
  • 31/10/2024 20:28
  • Lata mijają, a do tego miejsca ciągnie, aby wrócić chociaż na chwilę... może i wena wróci... dobrego wieczorku wszystkim zaczytanym :):)
  • Szymon K
  • 31/10/2024 06:56
  • Dziękuję, za zakwalifikowanie, moich szant ma komkurs. Może ktoś jeszcze się skusi, i coś napiszę.
  • Szymon K
  • 30/10/2024 12:35
  • Napisałem, szanty na konkurs, ale chciałem, jeszcze coś dodać. Można tak?
  • coca_monka
  • 18/10/2024 22:53
  • hej ;) już pędzę :) taka zabiegana jestem, że zapominam się promować ;)
  • Wiktor Orzel
  • 17/10/2024 08:39
  • Podeślij nam newsa o książce, wrzucimy na główną:)
  • coca_monka
  • 14/10/2024 19:33
  • "Czterolistne konie" wyszły na początku września, może nawet gdzieś się wam rzuciły pod oczy ;)
  • coca_monka
  • 14/10/2024 19:32
  • Bonjour a tout le monde :) Dawno mnie tu nie było! Pośpieszam z radosną informacją, że można mnie zakupić papierowo :)
  • mike17
  • 10/10/2024 18:52
  • Widzę, że portalowe życie wre. To piękne uczucie. Każdy komentarz jest bezcenny. Piszmy je, bo ktoś na nie czeka :)
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty