FILIPEK CONTRA FILIP. HISTORIA MAŁO ROMANTYCZNA - TakaJedna
Proza » Obyczajowe » FILIPEK CONTRA FILIP. HISTORIA MAŁO ROMANTYCZNA
A A A

 

 

FILIPEK CONTRA FILIP. HISTORIA MAŁO ROMANTYCZNA

 

PROLOG

- Panie, gdzie mam wyrzucić te cegły?!

Z szoferki wysłużonego żuka wychyliła się ogorzała twarz młodego mężczyzny. Powiódł mętnym wzrokiem po robotnikach, nabrał powietrza, ale nie ponowił krzyku. Zrezygnował. Może dlatego, że nikt nie podniósł się z krawężników, palet i stosów desek. Pytanie było bowiem tak niedookreślone, że mogłoby dotyczyć każdego. A jak coś dotyczy każdego, nie dotyczy nikogo. Tak już na tym świecie jest! I rzeczywiście wszyscy kontynuowali to, co robili wcześniej, czyli nic.

Mężczyzna wysiadł z samochodu i chcąc nie chcąc sam przystąpił do rozładowania. Był już w połowie roboty, gdy powietrze przeciął krótki, ostry gwizd. Oczy wszystkich skierowały się w jedną stronę. Zza rogu budynku, już wzniesionego czas jakiś temu i czekającego na okrzepnięcie przed otynkowaniem, wyszła wysoka, cienka jak tyczka, młoda kobieta.  

Balansując na wąskiej desce pełniącej funkcję chodnika, przeszła najpierw przed pierwszą grupką, minęła ich, po czym, przeskakując z cegły na cegłę nad wielką kałużą różowawej mazi, obeszła szerokim łukiem grupkę numer dwa, aż wreszcie dotarła do żuka. 

- Pomóc panu? – spytała, zabawnie trzepocząc rzęsami. 

Mężczyzna stanął jak wryty. Ale po chwili otrzeźwiał i podał kobiecie pierwszą cegłę, a zaraz potem kolejne. Robota, jak to się mówi, ruszyła z kopyta. 

- Ty, co to za jedna? - spytał towarzysza trzymający w kąciku ust zjedzoną do połowy zapałkę rosły robotnik. 

- Prak - ty- kant- ka – wycedził, pijąc między sylabami piwo, drugi. – Enżynierka czy ktoś. 

- Ty, a może im tak pomóc? - Pierwszego ruszyło sumienie, ale nie na tyle mocno, żeby się ruszyć z miejsca.

- A po co? - Drugi spojrzał leniwie na zegarek. - Jeszcze siedem minut przerwy. Miną, to się zobaczy, co zostało. Zresztą Filipek nie powiedział, żeby mu pomóc. Zapytał, gdzie wyrzucić cegły. A może je wyrzucić, gdzie mu się podoba. No nie? 

- Racja – przytaknął pierwszy.

Siedem minut później ich pomoc nie była już konieczna.

Mężczyzna, który dopiero co rozładował transport, podszedł do rusztowania i dźwigając ze sobą spawarkę, zaczął wspinać się po drabinie łączącej poszczególne poziomy. Pierwszy i drugi pokonał bez problemu. Dopiero przy trzecim struktura lekko zadrżała i zadźwięczała pod jego ciężarem.

Nikt nie umiałby później wytłumaczyć, co dokładnie się stało. Policja, która przyjechała na plac budowy, wypytywała każdego z siedzących wzdłuż ogrodzenia robotników, czy zauważyli coś podejrzanego.

 

1.

W rzeczywistości nazywał się Filip Wydrzyjcki, ale wszyscy mówili na niego „Filipek”. Krzyczeli: „Filipek przynieś cegły”, „Filipek odnieś cement”, „Filipek rozrób zaprawę” i takie tam. Był postury raczej mikrej i może właśnie dlatego tak się do niego zwracali: chudy i niewyględny był, jak to tam u nich na wsi się mówiło. Lat miał dwadzieścia, gdy trafił do M. Przyjechał z małego miasta w poszukiwaniu pracy. I trafił od razu na budowę. Za różowo to on tam nie miał. Spał w drewnianym baraku, z dachu, jeśli padało, kapało mu wprost na głowę. Jadł, co zdołał sobie zorganizować albo co ktoś nad nim się żalący mu dał. Do domu jeździł co sobotę i niedzielę. I na każde święto. A czasem też prosił majstra o wolne w tygodniu. Siostrę ponoć tam miał i o nią się głównie martwił. O rodzicach rzadko mówił. Matka zapijaczona leżała pewnie gdzieś pod płotem sąsiadów, jeśli jeszcze w ogóle leżała, ojciec zresztą to samo, może tylko trochę dalej, bo miejsca jego pobytu nie była w stanie ustalić nawet lokalna policja. Filipek zatem wegetował, z dnia na dzień, przeżywając wciąż na nowo swój dramat małomiasteczkowego przybysza za chlebem.

Na budowie pojawił się po raz pierwszy na początku września. Pierwszego albo drugiego. Sam już później nie pamiętał. Nie miało to zresztą aż takiego znaczenia. Przyjechał w rzeczywistości, żeby studiować, ale nie wyszło. Pieniądze skończyły się około piątego i nie miał nic do jedzenia. Musiał szukać roboty.

Lało jak z cebra.

Zapukał do drzwi, na których wisiał szyld „majster”. Odchrząknął, przygładził włosy i zapukał dopiero, gdy udało mu się opanować drżenie rąk. Nikt nie odpowiedział. Spróbował raz jeszcze.

- Proszęęęę! - krzyknął ktoś z wnętrza.

Nacisnął klamkę i wszedł do baraku, jednego z wielu, które ustawili z myślą o pracujących tam ludziach. Robole – tak o nich pogardliwie mówili przechodzący ulicą menadżerowie ściskający w rękach drogocenne skórzane teczki. W tamtym okresie największe budowy znajdowały się w centrum, obok już istniejących wieżowców mieszczących w sobie firmy mniejsze i większe, przedsiębiorstwa krajowe i międzynarodowe. Wznosili wielkie, szklane wieżowce i potrzebowali wszelkiej siły roboczej. Zwłaszcza taniej. Potrzebowali chłopaków, którzy za grosze, narażając życie, będą dźwigać na własnych barkach szklane tafle, coraz wyżej i wyżej. Aż do samego – jak to on mówił, zadzierając do góry głowę – nieba.

Słyszał o tym jeszcze u siebie, na wsi. Śmiali się ludzie pod spożywczakiem, że niedługo i u nich takie będą stawiać: szklarnie, w których nie ogórki będą rosły, a ludzie. I mieli rację.

Filip, zanim przekroczył próg baraku, uniósł raz jeszcze głową i spojrzał na wyrastający ponad okoliczne budynki metalowy kościotrup przyszłego wieżowca, wyższego i bardziej dostojnego od tych, które stanowiły jego sąsiedztwo. Był tak wysoki, że jego szczyt ginął w chmurach.

Wzdrygnął się.

- Wchodź, do cholery, człowieku, bo zimno ciągnie! - zbudził go jak ze snu krzyk grubasa siedzącego za stołem. Mężczyzna przypominał nieco jego ojca: niski, pucułowaty na twarzy, z wielkimi wąsami, które zwieszały mu się po obu stronach twarzy, łącząc się na brodzie w kędzierzawą rudawą kępkę. - Czego tu?! - warknął na niego, patrząc spode łba.

- Filip Wydrzyjcki – młody przedstawił się, wyciągając przed siebie rękę. Majster albo jej nie dostrzegł, albo celowo ją zignorował. Sięgnął po leżące przed nim pętko kiełbasy, ułamał kawałek i włożył do ust.

- Czego?! - powtórzył tym samym tonem.

- Pracy szukam – Filip rzucił już zupełnie onieśmielony. - Powiedzieli, żebym do pana szedł.

Stary westchnął. Przewiercił go wzrokiem na skroś, jakby w ten sposób chciał oszacować jego siłę. Egzamin wypadł prawdopodobnie pomyślnie, bo na twarzy mężczyzny zagościł uśmiech.

- A co umie?!

- Trochę ciesielki – zaczął chłopak, ale widząc minę tamtego, urwał. - Na budowie pracowałem. Dwa lata będzie. Znaczy doświadczenie mam – zapewnił.

Mężczyzna spojrzał na jego kurtkę i spodnie.

- A co, chlew murowaliście? - zaśmiał się.

Wydrzyjcki poczerwieniał na twarzy, ale nie odpowiedział. Stał w milczeniu, czekając na decyzję.

- Spawacza potrzebujemy – stary rzucił jakby od niechcenia, przegryzając kiełbasę pajdą chleba. Po baraku rozniósł się znajomy chłopakowi zapach czosnku i pieczywa.

- Umiem i to – przytaknął ochoczo. Poczerwieniał jeszcze bardziej, ale tym razem z radości.

Majster spojrzał na zegarek.

- Dzisiaj to już za późno. No i pada. – Wyjrzał przez okienko na zewnątrz. - Przyjdź pan jutro. O ósmej. Zobaczę, co da się zrobić.

Filip Wydrzyjcki podziękował. Nawet dwa razy, jakby sprawa zatrudnienia była już pewniakiem.

Wyszedł prosto na deszcz.

Lało jeszcze bardziej.

[...]

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
TakaJedna · dnia 12.03.2024 19:06 · Czytań: 362 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
Jacek Londyn dnia 13.03.2024 18:22
Zaczęło się obiecująco - od mocnego uderzenia. Mam nadzieję, że prolog nie pokazał finału życiowej drogi chłopaka.
Tekst dobrze napisany, korektorka nie znajdzie zbyt dużo do poprawy. Śmiem przypuszczać, że tylko podziękuje za ciekawy tekst. :)
Zastanawiam się, czy wypowiedzi majstra nie powinny być utrzymane w jednym stylu. Myślę o sposobie zwracania się do Filipka. W paru zdaniach mamy:
A co umie?!
A co, chlew murowaliście?
Przyjdź pan jutro.
Nie wydaje się, by dzięki potwierdzeniu umiejętności spawania chłopak tak błyskawicznie awansował. :)

Pozdrawiam
JL
TakaJedna dnia 13.03.2024 23:40
To ja tak szybciutko, o północy.
Nie, no skąd, prolog nie pokazuje finału ;) Jest przecież tyle możliwości, a że to bohater się zbudził, a że to wyrosły mu skrzydła i inne takie...
Dziękuję za dobre słowo, a o ujednoliceniu dialogu pomyślę jutro, teraz trochę późno, nie daję rady być kreatywna.
Potem też "zrewanżuję się".

Pozdrawiam
Kazjuno dnia 14.03.2024 13:22 Ocena: Świetne!
Nie dopowiedziałaś, Taka Jedna, czy Filip/Filipek wyzionął ducha. Jednak łamiąca się drabina, znaczna wysokość i policja niechybnie wskazują na zgon bohatera opowiadania.
Celnie uchwyciłaś klimat budowy. Wiem, co mówię, bo na paru pracowałem. Więc fachowca od razu zachęciłaś do przeczytania reszty niedługiego tekstu.
Słusznie pochwalił Cię Jacek Londyn. Tekst napisany bardzo sprawnie z wyobraźnią i pomysłem.

Podoba mi się też dowodząca twojej skromności i dystansu do siebie samej ksywka: Taka Jedna. Polubiłem Cię Autorko.
Z przyjemnością wystawiam Ci celującą cenzurkę.

Taki jeden, Kazjuno
TakaJedna dnia 14.03.2024 13:31
Kazjuno,
nie mogę odpowiedzieć na pytanie. Tam mogło wydarzyć się wiele. Są tak zwane "osoby trzecie", itp. Będę Was trzymała w niepewności do samego końca, tj. do epilogu ;)
A za cenzurkę dziękuję. Cieszę się, że udało mi się trafić w klimat.
Pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
pociengiel
06/12/2024 21:36
Troll, prywatny stalker pozoruje komentarz »
Pulsar
06/12/2024 17:53
Ludzie z pociągu, nie byli objęci marketingiem i… »
pociengiel
05/12/2024 19:49
Wypracowanie pod założenie, że skoro nie da się zmierzyć z… »
Darcon
05/12/2024 18:03
Zabawne. Lubię absurd, zwłaszcza gdy w braku logiki, jest… »
Leszek Sobeczko
05/12/2024 17:21
Dziękuję ajw Dużo czau od publikacji tego wiersza.… »
ajw
04/12/2024 13:50
Świat oszalał. Tyle w temacie. Pozdrawiam serdecznie :) »
ajw
04/12/2024 13:48
Byś się zdziwił. Jest wielu ludzi, którzy kochają wyłącznie… »
gitesik
04/12/2024 11:45
Bardzo intymna zwrotka. »
ajw
04/12/2024 11:40
Bardzo ładna pełna delikatności miniatura. Lubię Twoją… »
gitesik
04/12/2024 11:39
Rzeczywiście to słowo "grzyby" użyłem cztery razy… »
Wiktor Mazurkiewicz
04/12/2024 10:57
Dziękuję Iwonko, a któż by śmiał nie kochać przyrody,… »
domofon
04/12/2024 10:52
ajw, nie namawiam, nie zniechęcam. ;) »
valeria
03/12/2024 17:36
Ja to się targuję przez cały rok, nie kupuję normalne:) »
pociengiel
03/12/2024 16:10
widziałem ten filmik potykając się o kartony, zagarniam… »
Kristof
03/12/2024 10:17
Dzięki za poświęcony czas, ale całości niestety nie mogę tu… »
ShoutBox
  • Berele
  • 16/11/2024 11:56
  • Siema. Znalazłem strasznie fajną poetkę: [link] Co o niej sądzicie?
  • ajw
  • 01/11/2024 19:19
  • Miło Ciebie znów widzieć :)
  • Kushi
  • 31/10/2024 20:28
  • Lata mijają, a do tego miejsca ciągnie, aby wrócić chociaż na chwilę... może i wena wróci... dobrego wieczorku wszystkim zaczytanym :):)
  • Szymon K
  • 31/10/2024 06:56
  • Dziękuję, za zakwalifikowanie, moich szant ma komkurs. Może ktoś jeszcze się skusi, i coś napiszę.
  • Szymon K
  • 30/10/2024 12:35
  • Napisałem, szanty na konkurs, ale chciałem, jeszcze coś dodać. Można tak?
  • coca_monka
  • 18/10/2024 22:53
  • hej ;) już pędzę :) taka zabiegana jestem, że zapominam się promować ;)
  • Wiktor Orzel
  • 17/10/2024 08:39
  • Podeślij nam newsa o książce, wrzucimy na główną:)
  • coca_monka
  • 14/10/2024 19:33
  • "Czterolistne konie" wyszły na początku września, może nawet gdzieś się wam rzuciły pod oczy ;)
  • coca_monka
  • 14/10/2024 19:32
  • Bonjour a tout le monde :) Dawno mnie tu nie było! Pośpieszam z radosną informacją, że można mnie zakupić papierowo :)
  • mike17
  • 10/10/2024 18:52
  • Widzę, że portalowe życie wre. To piękne uczucie. Każdy komentarz jest bezcenny. Piszmy je, bo ktoś na nie czeka :)
Ostatnio widziani
Gości online:80
Najnowszy:Leszy01