Praca, pracy, pracą, pracę... odmieniam przez przypadki. Oj, praco, były tobą i wzloty, i upadki…
Pracowałem życie całe. Dzięki temu coś wskórałem. Zostałem emerytem. Prawo do odpoczynku nabyte!
Żona widziała to inaczej. Dzięki niej mam znowu pracę.
„Tu mi gwóźdź wbij, tam wkręć śrubkę, powieś półkę, zmień żarówkę, pokaż mi, że to potrafisz”… Lekkość życia w mig szlag trafił.
Zamiast leżeć bykiem, haruję jak wół… Dziś wieczorem słyszę: – Pozwól no tu. Palec żony wskazuje zlew. Unoszę zdziwiony brew. I tu PLUM… kropelka wody. Ledwo spadła, słyszę:
– Musisz coś z tym zrobić
Już miałem stanąć okoniem, ale ochoczo spluwam w dłonie, bo w głowie świta mi plan.
– Już się robi. Sprawdzę tylko, żabko, czy uszczelki mam.
Są w komórce, w szufladzie, ale tego jej nie zdradzę.
– Nie mam, myszko. Dziś nic z tego, jutro pójdę do hydraulicznego.
Czmycham z domu rankiem, nim zdanie zmieni. Z uszczelkami w kieszeni.
Niebo zrobione na szaro, mżawka. W parku nie posiedzę – mokra ławka. A ludzi jak na lekarstwo, nikt nie obudzi, gdyby człek zasnął.
Idę na pocztę.
Wchodzę. Patrzę. Tak, tu odpocznę. Opłacił się nożny trud, że tak powiem… Poczta niewielka, ludzi mrowie. Nacierają na panienkę z okienka, korzystam z okazji – dopadam krzesełka. Przypomina wędkarski stołek, siadam, już nie stoję. Za oparcie służy ściana, mógłbym tak siedzieć do rana. Niestety, nie mogę. Dlaczego? – zaraz opowiem.
– Kto z państwa ostatni? – pytam dla zasady.
– Ja – mówi taki jeden, spocony i blady.
– To ja będę za panem.
Sprawy porządkowe odfajkowane.
Ludzie pomstują, bo trzy okienka, a tylko w jednym wspomniana panienka, w dodatku – przepraszam, że ziewnę – robi sobie przerwę. Śniadaniową… Robi się nerwowo. A ja luz – otwieram chlebaczek, jem pierwsze śniadanie, potem zobaczę. Kolejka niemrawa i długa, drugie w spokoju zjeść się, jak zgłodnieję, uda.
Panienka wraca, niestety, taka na poczcie praca. Trzeba wrócić i się z ludźmi kłócić.
– Że się nie rusza kolejka? Nic nie poradzę – mówi panienka. – Jak ja bym w niej stała, to by się ruszała.
– Pani się z nami nie liczy – rudy, co przyszedł po mnie, krzyczy.
– Właśnie liczę. I widzę, ilu tu was przyszło. Więcej by się nie wcisło.
Wcisło czy wcisnęło? Nieważne, myślę… Znów mi się ziewnęło. Oby tylko nie złapała mnie drzemka. Cholerka!... Wywołałem wilka z lasu. Zmorzył mnie sen. Skąd wiem?
Potrząsa mną panienka, nie ta z okienka, a inna. Tamta w tym czasie pracować powinna.
– Panie, ludzie stoją w ścisku, duszno, ciasno, a pan tu sobie zasnął.
Ja na to grzecznie, w żadnym razie kpiąco: – Każdy może stać, jak chce. Nawet na siedząco.
Zerkam na zegarek, kwadrans do trzeciej.
– Ale teraz wstanę, bo muszę lecieć.
Nie tłumaczę dlaczego, nic jej do tego. A mnie spóźnić się niepodobna, punkt trzecia obiad!
– Ze stołka proszę skorzystać oczywiście. Tylko niech pani uważa i tu nie przyśnie.
Gnam do domu. Ze zmęczenia omal nie padam trupem.
– Masz szczęście – słyszę od progu – już wylewałam zupę.
Tłumaczę się: – Gdzie ja nie byłem… Ale – pokazuję z dumą uszczelki – w końcu kupiłem.
– No to jedz. Jak zjesz, naprawisz zlew.
Po obiedzie – niepocieszony – zwracam się do żony:
– Niestety nie mam szwedzkiego klucza. Jutro polatam po sklepach i poszukam.
– Co w tym dziś ci przeszkodziło?
– W sklepie z uszczelkami klucza nie było. Na szukanie gdzie indziej pora była późna… Mówiłaś, myszko, żebym się nie spóźniał.
Patrzy myszowato spode łba… Oj, pogoni mi kota i zaraz da… Znam jej zwyczaje. Daje mi zadanie.
Zmywam, potem zamiatam podwórze, niestety, wkurzony nadmiernie kurzę. Myję okno za oknem, bo brudne od tej kurzawy są okropnie. Jedno było, jak na złość, otwarte, więc odkurzam w dodatku sypialnię i zmywam parkiet. Z teściem idiotą, jak co wieczór, gram partię w warcaby. Szach-mat! Poddaję się, nie daję już rady. Idę spać, śnią mi się koszmary – kamieniołom, trzask bicza i ryk: ruchy, stary!
Zmęczony z domu wychodzę wczesnym rankiem, z kluczem szwedzkim wciśniętym pod marynarkę.
Pogodowa proza – mocno pada. Nie ma więc co rymem gadać. Idę, myśląc milczkiem, na pocztę. Tam sobie odpocznę. I wymyślę, ani chybi, do obiadu nowe alibi. Czegoś pewnie nie mam (choć mam) do naprawy, ale:
– Pójdę kupić, myszko – powiem. – Nie ma sprawy.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt