"Grzeczny" - zbiór 68 opowiadań - opowiadania 7,8,9 i 10 - Janusz Rosek
Proza » Długie Opowiadania » "Grzeczny" - zbiór 68 opowiadań - opowiadania 7,8,9 i 10
A A A
Od autora: Nie zawsze byłem grzeczny i nie zawsze byłem mądry.

„ Gumowce” (7)

 

Kolejnym takim epizodem była utrata gumiaków. Wiosną nasze pola uprawne zamieniały się w błotniste bajora. Ziemia gliniasto ilasta w połączeniu z dużą ilością wody stawała się czasami niemałym wyzwaniem dla dorosłego człowieka, a co dopiero dla dziecka. Teraz częściej chodziłem się bawić do Ryśka i Adama. Mieszkali niedaleko ode mnie, w nowym domu oddalonym              o kilkadziesiąt metrów od drogi. Przy drodze zaś stał ich stary drewniany dom, w którym mieszkała ich babcia. Pomiędzy starym,  a nowym domem rozciągało się pole uprawne, zaorane jeszcze jesienią. Topniejące śniegi sprawiły, że pole to zamieniło się w grzęzawisko. Była to jednak najkrótsza droga do moich nowych kolegów. Piszę nowych kolegów, bo mimo tego, że mieszkali tam od lat, to ja się z nimi nie kolegowałem. Wcześniej przyjaźniłem się z Kaziem, ale odkąd pogryzł mnie ich owczarek podhalański przestałem tam chodzić. Potem jeszcze Kazimierz obraził się na mnie za to, że przyczyniłem się do uszkodzenia jego pięknego Wigry3 z przerzutkami i nasz kontakt na chwilę się urwał. Spotykaliśmy się w większym gronie kolegów i koleżanek, ale za sobą nie przepadaliśmy. Co innego Ryszard . To był świetny chłopak. Wesoły zabawny, pomysłowy i nigdy się nie wywyższał. Lubiłem go. Zaczęliśmy się kumplować. Bywaliśmy u siebie nawzajem każdego dnia. Wtedy też biegłem do niego. Widziałem ich bawiących się koło nowobudowanego domu. Pobiegłem na skróty przez to rozmoknięte pole. Nie było wielkie, może z trzydzieści metrów szerokości. Nogi zapadały mi się w tym błocie. Woda z gliną przytrzymywała moje gumiaczki. W pewnej chwili przestałem biec, zatrzymałem się pośrodku zaoranego pola. Nie potrafiłem wyciągnąć buta z gliny. Zapadałem się coraz bardziej. Im mocniej próbowałem się wydostać z tej pułapki, tym szybciej zaczynałem tonąć w błocie. Zacząłem krzyczeć z całych sił „pomocy, ratunku”. Usłyszała mnie mama Ryszarda Antonina i pospieszyła mi z pomocą. Rosła kobieta bez trudu wyszarpała mnie z tej błotnej topieli  i przeniosła na suchy ląd. Niestety bez butów. Moje małe, kolorowe gumowce pochłonęły woda i glina. Ja jednak ocalałem. Nie wiem, jak by się ta historia skończyła, bo brakowało mi już sił. Kiedy mnie wyciągnęła byłem już po kolana zanurzony w błocie. Moje oczywiście kolana kilkuletniego, chuchrowatego dzieciaka.

 

 

„ Tarzan” (8)

 

Minęła mokra wiosna i nastało piękne, ciepłe lato. Wraz z wydłużającym się dniem rosła również nasza wyobraźnia. Ukształtowanie terenu sprzyjało zabawom w chowanego, w jakieś strzelanki, podchody itp. Któregoś dnia wraz z Ryszardem, Adamem i moim bratem Bogdanem odkryliśmy w nieodległym wąwozie ogromny dąb. Piękne drzewo. Wyrastało na prawym brzegu wąwozu, który przez lata był traktem konnym pomiędzy Rączną, a Liszkami. Wąwozem tym poruszały się furmanki, a nawet dorożki, gdyż w naszej wsi mieszkali bogaci kupcy żydowscy. Dąb ten miał wielkie rozłożyste konary, które zwisały nad traktem i przechodziły na drugi brzeg wąwozu. Zwłaszcza jedna gałąź. Pojawił się pomysł. Znakomity. Niedawno oglądaliśmy u Ryszarda przygody Tarzana. Jako jedni z pierwszych rodzice Ryszarda mieli w domu telewizor i w niedzielne popołudnia gromadziło się u nich sporo osób. My także. Obejrzane filmy mocno zakorzeniały się w naszej pamięci i pozwalały rozwijać wyobraźnię. Tak było i tym razem. Wszyscy zapamiętaliśmy postać Tarzana podróżującego na lianach pośród drzew. Lian co prawda nie mieliśmy, ale mieliśmy za to długi mocny powróz. Ukradkiem pożyczyliśmy naszą "lianę" i wymknęliśmy się z nim do wąwozu. Było pięknie, słonecznie i ciepło. Ryszard wdrapał się na ogromnego dęba i solidnie zawiązał powróz na środku gałęzi. Idealnie, żeby za pomocą naszej liany przedostawać się z jednego brzegu wąwozu na drugi. Gałąź wyglądała dość solidnie. Brzegi wąwozu porastały głogi, krzewy dzikiej róży i wszechobecne ostrężyny. Ich owoce są bardzo smaczne, ale ich kolce bardzo kłujące. W wybranym przez nas miejscu było ich chyba najwięcej. Po upewnieniu się, że lina jest dobrze zamocowana postanowiliśmy sforsować wąwóz w stylu Tarzana. Pierwszy za linę chwycił Adam, brat Ryszarda. Rozpędził się i przefrunął na przeciwległy brzeg. Potem Bogdan, mój brat i ja. Jako ostatni swoją podróż na linie miał odbyć Ryszard. Widział, że nam się wszystkim udało, więc bez wahania rozpędził się i skoczył. Niestety był z nas największy i najcięższy. Lina wytrzymała, ale gałąź złamała się w trakcie jego podróży na wysokości kępy gęstych ostrężyn. Ryszard wbił się w te ostrężyny i zsunął nieco w dół.  Próbował się wydostać, ale ostrężyny trzymały go i raniły jego ciało. Był cały podrapany, krwawił. Musieliśmy poprosić o pomoc tatę Ryszarda. Eugeniusz przyszedł z kosą i odcinając kolejne ostrężyny uwolnił syna z roślinnej niewoli. To była dla nas niezła lekcja. Nie należy bezmyślnie małpować.

 

 

„ Lakier do włosów” (9)

 

Mój brat Bogdan jest młodszy ode mnie o pięć lat. Kiedy był jeszcze mały raczej nie mogliśmy się razem bawić, bo nic nie rozumiał. Nie wiedział o co mi chodzi. Co, miałem z nim gaworzyć? Szkoda czasu. Bawiłem się  z innymi. Kiedy miał pięć, może sześć lat zaczęliśmy się wspólnie bawić. Nie zawsze jednak nasze zabawy były mądre i bezpieczne. Pamiętam dzień, w którym toczyliśmy walkę na miecze. Ja byłem Jurandem ze Spychowa, a Bogdan krzyżakiem. Ze względu na różnicę wieku oczywiście wykazywałem się lepszą sztuką fechtunku i kilka razy delikatnie uderzyłem Bogdana zadając mu rany. Jako ranny krzyżak powinien był się poddać, albo upaść udając zabitego. Bogdan zaś zacisnął zęby i swoim mieczem wykonanym z solidnego kawałka wikliny zaczął mnie okładać. Próbowałem się bronić, ale mój miecz nie wytrzymał próby i złamał się. Widząc to, Bogdan zaczął nacierać na mnie z jeszcze większym zapałem. Nie miałem się czym bronić, więc musiałem uciekać. Bogdan ruszył za mną w pogoń i zanim wpadłem do domu przyłożył mi jeszcze dwa razy. Zabolało mnie. Chwyciłem z półki w łazience lakier do włosów i przejechałem mu obfitym strumieniem po twarzy. Jego zapał ustał, a w miejsce złości przyszedł płacz. Jego rzęsy pokleiły się, a oczy szczypały niemiłosiernie. Wystraszyłem się. Rodziców nie było wtedy w domu. Starałem się pomóc bratu przemywając oczy ciepłą wodą, ale nie pomagało. Pobiegłem do sąsiadki i powiedziałem , co się stało. Zosia odpaliła malucha i zabrała Bogdana na pogotowie do Balic. Tam mu przemyli oczy czymś bardziej skutecznym i założyli na oczy opatrunki. Przepisali kropelki. Kiedy wrócili z pogotowia mama już była w domu. Nawet na mnie nie krzyczała, zajęła się bratem. Powiedziała tylko – „zobaczysz co będzie, jak ojciec wróci z pracy”. Zacząłem się bać, bo wiedziałem, co te słowa znaczą. Nasz ojciec był srogi. Miał taką maksymę: „kto nie słucha ojca, matki – to słucha psiej skóry” Chodziło mu o pas, którym nam często perswadował nasze błędy. Zawsze miałem respekt wobec mojego taty, nawet kiedy już byłem dorosłym człowiekiem. W tamtym dniu akurat nic złego mnie nie spotkało. Ojciec wrócił z pracy późno i położył się spać. Mama mu nie powiedziała o tym, co zrobiłem Bogdanowi .

 

 

 „ Szampon w szklanej butelce” (10)

 

Na wsi nie mieliśmy luksusów. Nie było wody z sieci gminnej, ani kanalizacji. Gaz propan/butan z butli i woda ze studni. Obiad mama gotowała, jeżeli w ogóle gotowała, to na  dwu grzałkowej maszynce elektrycznej. Kąpiel braliśmy raz w tygodniu. Przeważnie w sobotę. Wodę trzeba było podgrzać w bojlerze elektrycznym i oszczędzać, żeby starczyło dla wszystkich. Podobnie z myciem głowy. Szybko i sprawnie. Namoczyć, umyć, spłukać, wytrzeć. W szafce stał szampon pokrzywowy w małej szklanej buteleczce. Namoczyłem więc włosy i sięgnąłem do szafki po szampon. Oczy miałem zamknięte, by woda spływająca po czole nie zalewała ich. Odkręciłem nakrętkę i wylałem odrobinę szamponu na dłoń. Wtarłem we włosy, ale nie pieniły się. Nalałem kolejną dawkę i jeszcze jedną dokładnie rozcierając po całej głowie. Nadal się nie pienił, ale uznałem, że pewnie tak ma być. Wypłukałem dokładnie włosy i położyłem się spać. Rano wstałem i poszedłem do łazienki. Stanąłem przed lustrem. Moje włosy sterczały na wszystkie strony, a co najgorsze były białe. Świński blond. Nie rozumiałem, co się stało. Otworzyłem szafkę z kosmetykami i ze zdziwieniem spostrzegłem, że obok pełnej buteleczki pokrzywowego szamponu do włosów stoi prawie pusta buteleczka wody utlenionej. Wtedy zrozumiałem. Przez jakiś czas zakładałem czapkę na głowę, ale i tak było widać. W końcu postanowiłem ściąć włosy na jeża. Wyglądały średnio, ale z czasem zaczęły odrastać normalne, ciemny blond. Od tej pory zawsze patrzę na to, co biorę w rękę, czytam etykiety i wybieram to, co z pewnością będzie mi potrzebne. Życie uczy.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Janusz Rosek · dnia 27.05.2024 10:19 · Czytań: 341 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 3
Komentarze
Kazjuno dnia 27.05.2024 23:44 Ocena: Bardzo dobre
Fajne historyjki i bardzo sprawnie opisane. Nie zauważyłem ani jednej usterki poza dużą spacją.
Cytat:
nie­da­le­ko ode mnie, w nowym domu od­da­lo­nym o kil­ka­dzie­siąt me­trów od
. Drobny techniczny błąd.
Pod wpływem twoich opowieści odżyło parę moich wspomnień z wcześniejszych lat młodości. Opowiem tę chyba najbardziej traumatyczną:
Rodzice wybierali się na całonocną imprezę do znajomych, lecz ojciec chciał upewnić się, że pozostawiony pod moją i brata opieką dom będzie zabezpieczony. Wziął nas na męską rozmowę do ogrodu. Stanęliśmy przed ojcem na baczność (w domu byłego oficera kampanii wrześniowej obowiązywał dryl wojskowy).
– Zostawiam chłopcy dom pod waszą opieką. Wręczam ci Kaziu klucze.
Drżąc ze strachu, wsadziłem pęk kluczy do kieszeni krótkich spodni. Coś zadzwoniło. Klucze przez dziurawą kieszeń wpadły w trawę.
– Och, ty gówniarzu! – Spadły na mnie razy pięścią skierowane w moje szczupłe barki.
Klucze ojciec zaniósł do sąsiada mieszkającego po drugiej stronie ulicy.

Musimy opanować dom, postanowiliśmy z bratem.
Skrzyknęliśmy kolegów z okolicy, wśród których największym autorytetem był starszy od nas o 4 lata Olek Andrzejewski. On już palił papierosy i całował się z dziewczynami. Raz matka przegoniła go z ogrodu, kiedy podsłuchała, jak wtajemniczał nas w szczegóły dotyczące miejsc erogenicznych dziewczyn.
– Jak chcecie dostać się do środka, to trzeba wybić piwniczne okienko do składnicy koksu centralnego ogrzewania, potem wyjąć skobel od środka zamykający żelazną kratę i po otwarciu okienka macie dom otwarty – powiedział Andrzejewski.
Znaleźliśmy się w piwnicy i nieużywanej z powodu podtopień kuchni. Niestety po wejściu po schodach na parter, okazało się, że drzwi prowadzące do piwnicy są też zamknięte od strony korytarza i pokoi.
Ale i na to znalazł się sposób. Z kuchni mieszczącej się w suterynie był szyb windy prowadzący do jadalni na parterze (za czasów niemieckich właścicieli wożono nią posiłki). Winda jeszcze funkcjonowała. Zapakowano mnie do niej i kręcąc korbą, wywindowano na parter. Długo się męczyłem, by podnieść do góry klapę otwieraną, żeby wyjmować posiłki. Ale się udało.
Czereda chłopaków wtargnęła do domu. Zabawy były przednie: bitwa na poduszki, zabawa w dupniaka, strzelanie z wiatrówki i inne. Jedynie Olek Andrzejewski nie brał udziału w chłopięcych figlach, a zajął się oglądaniem filatelistycznych zbiorów ojca.
Po wielu emocjach zasnęliśmy z bratem jak susły. Obudził nas straszliwy wrzask ojca.
– Rany boskie, włamanie! - darł się jakby obdzierany ze skóry. – Bandycki napad, złodzieje!
Było jasno, świeciło słońce. Ścierpła nam z bratem ze strachu skóra. Słyszeliśmy, jak ojciec biega po salonie na parterze i energicznie trzaska otwieranymi szufladami i drzwiczkami szaf.
– Jezus Maria! Gdzie moja seria chińskich znaczków! Zabiję was gówniarze!
Rozległ się łomot ojca butów, biegł po drewnianych schodach i oberwaliśmy chyba najcięższe w życiu lanie.
Piękną serię chińskich znaczków przyniosła parę dni później pani Andrzejewska, razem z nią ze spuszczoną głową przyszedł Olek. Przepraszał i miał tak tragiczny wyraz twarzy, że roześmiał się ojciec i poklepał go po plecach...

To się dopiero nagadałem.

Pozdrawiam, Autorze
Janusz Rosek dnia 28.05.2024 08:09
Bardzo ciekawa historyjka. Podejrzewam, że gdyby dobrze pogrzebać w pamięci znalazło by się wiele podobnych i równie ciekawych. Przeważnie przypominają się nam te wydarzenia podczas czytania czyichś opowiadań.
Jeszcze raz dziękuję za komentarz i pochlebną opinię.
Dodałem jeszcze inny tekst będący początkiem dłuższego opowiadania pod tytułem "Przemiany"
Jestem bardzo ciekaw Twojej opinii.
Pozdrawiam - Janusz
Kazjuno dnia 28.05.2024 09:26 Ocena: Bardzo dobre
Przeczytam Januszu i skomentuję Przemiany. Dziś mam mało czasu. Wkrótce spełnię obietnicę.

Miłego dnia, pozdrawiam i dziękuję za zazielenienie.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Zbigniew Szczypek
21/01/2025 23:47
Domofonie Wiele rozgrywek musimy niestety przegrać, by… »
Zbigniew Szczypek
21/01/2025 23:32
Neandertal Tak czułem, że już gdzieś spotkałem Twoje… »
przyszycguzik
21/01/2025 22:44
Podoba mi się to zejście z Madonny na kretowisko. »
przyszycguzik
21/01/2025 22:24
A jednak nasz świat to nie jest świat jetu czarnej dziury.… »
neandertal
21/01/2025 18:17
wolnyduch Dziękuję za odwiedziny i pozostawienie śladu.… »
neandertal
21/01/2025 18:14
Zbigniew Szczypek Dziękuję za rozłożenie tekstu na części… »
Yaro
21/01/2025 16:14
Dziękuję za komentarze są budujące. Pozdrawiam Was bardzo… »
ajw
21/01/2025 12:14
Pamietam ten film i pamietam jak na nim płakałam.. »
ajw
21/01/2025 12:13
Niestety, prawdziwa ta puenta, która daje wiele do myslenia. »
ajw
21/01/2025 12:11
Niestety, wiele osób zapomina o tym, co najważniejsze..… »
ajw
21/01/2025 12:09
Dziękuję bardzo, wolnyduchu za miły komentarz :) »
Janusz Rosek
21/01/2025 08:33
wolnyduch Dzień dobry. Bardzo dziękuję za Twój… »
wolnyduch
20/01/2025 21:42
Czasami przebudzenie jest konieczne i to nie jednostkowe,… »
wolnyduch
20/01/2025 21:36
Tak, niestety dla niektórych słowa nie mają znaczenia, są… »
wolnyduch
20/01/2025 21:31
Bardzo wymowna ta cienka, czerwona linia symbolizująca… »
ShoutBox
  • Wiktor Orzel
  • 02/01/2025 11:06
  • Wszystkiego dobrego wszystkim!
  • Janusz Rosek
  • 31/12/2024 19:52
  • Udanego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku 2025
  • Zbigniew Szczypek
  • 30/12/2024 22:28
  • Iwonko - dziękując za życzenia - kocham zdrowie i spokój oraz miłość, pełną świąt! A Tobie Iwonko i wszystkim na PP życzę Szczęśliwego Nowego Roku, by każdy dzień był święty/świętem
  • ajw
  • 22/12/2024 11:13
  • Kochani, zdrowych, spokojnych i pełnych miłości świąt!
  • Berele
  • 16/11/2024 11:56
  • Siema. Znalazłem strasznie fajną poetkę: [link] Co o niej sądzicie?
  • ajw
  • 01/11/2024 19:19
  • Miło Ciebie znów widzieć :)
  • Kushi
  • 31/10/2024 20:28
  • Lata mijają, a do tego miejsca ciągnie, aby wrócić chociaż na chwilę... może i wena wróci... dobrego wieczorku wszystkim zaczytanym :):)
  • Szymon K
  • 31/10/2024 06:56
  • Dziękuję, za zakwalifikowanie, moich szant ma komkurs. Może ktoś jeszcze się skusi, i coś napiszę.
  • Szymon K
  • 30/10/2024 12:35
  • Napisałem, szanty na konkurs, ale chciałem, jeszcze coś dodać. Można tak?
  • coca_monka
  • 18/10/2024 22:53
  • hej ;) już pędzę :) taka zabiegana jestem, że zapominam się promować ;)
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty