„Przemiany”
Andrzej urodził się w rodzinie chłoporobotników o bardzo małym areale rolnym, niespełna pół hektara ziemi uprawnej położonej dwadzieścia kilometrów od Krakowa. Praca na roli nie należała jednak do podstawowych źródeł utrzymania jego rodziny. Matka Andrzeja wyplatała wiklinowe kosze, które dostarczała do Spółdzielni Pszczelarsko-Wikliniarskiej „LAS” , a ojciec pracował w krakowskiej Fabryce Maszyn Odlewniczych jako ślusarz. Zajęcia te nie przynosiły znaczących dochodów, ale starali się jakoś powiązać koniec z końcem, co nie było wcale łatwe. Problemy pojawiły się z chwilą rozpoczęcia budowy nowego domu. Już po paru miesiącach matka Andrzeja podupadła na zdrowiu. Przestała pracować i zarabiać. Po dokładniejszych badaniach okazało się , że ma raka. Rozpoczęła się walka o życie. Pieniądze przeznaczone na budowę domu topniały w zastraszającym tempie. Ojciec próbował w pojedynkę zarobić na utrzymanie domu i spłatę zaciągniętych kredytów. Matka poddała się leczeniu. Chemia, lampy, znowu chemia. Wydawało się że nie będzie temu końca. Nastąpiły przerzuty do innych części ciała. Walczyła. Rodzice Andrzeja i Mateusza byli bardzo wierzący. Ojciec nie widząc żadnej poprawy postanowił zawierzyć życie żony Bogu. Udał się do klasztoru Benedyktynów w Tyńcu i dał ostatnie pieniądze na mszę w intencji uzdrowienia , na kilka mszy. Po niespełna dwóch tygodniach choroba wyhamowała, a zmieniona metoda leczenia zaczęła dawać oczekiwane efekty. Matka wyzdrowiała. Wróciła do domu. Ojciec przez cały ten czas pracował ponad siły, biorąc kolejne zlecenia po godzinach pracy. Raz to był przyłącz zimnej wody do chlewni sąsiada wraz z rozprowadzeniem całej instalacji, innym zaś razem jakiś kurnik, to znowu wykonanie centralnego ogrzewania w czyimś domu. Wstawał o świcie i wracał późną nocą. Nie odpoczywał i nie spożywał treściwych posiłków, jakie powinien jeść przy tak wyczerpującej pracy. Nie mogło to się skończyć dobrze. Kiedy matka wracała do zdrowia ojciec przeszedł zawał i chcąc nie chcąc musiał zwolnić tempo. Był niepocieszony. Musieli zatrzymać kolejny etap budowy domu. Mieszkali w suterenie, a właściwie w piwnicach, bo zgodnie z projektem dom ten nie miał mieć parteru. Najgorsze było to, że przez cały ten czas zmuszeni byli spłacać zaciągnięte kredyty. Andrzej nieraz słyszał rozmowy swoich rodziców i pojawiające się zwątpienie w sprawiedliwość Bożą. „ Za jakie grzechy każesz nas Panie?”. „ Zrobiliśmy coś złego, czy nas ktoś przeklął?” Nie wiedział, co ma o tym myśleć. Pamiętał swoich rodziców gorliwie wyznających Boga, modlących się każdego dnia i upominających swoje dzieci, żeby żyły według Bożych przykazań, a dziś… Coś złego zawisło nad ich rodziną. Dwa lata wcześniej on sam uległ poważnemu wypadkowi na motocyklu, co sprawiło, że stracił rok nauki, a co gorsza wskazano go jako sprawcę wypadku. Rodzice nie umieli mu tego wybaczyć. Rok później Mateusz prawie stracił palce u lewej ręki podczas prac budowlanych wokół domu. Teraz te choroby. Strasznie dużo tych przypadków, jak na jeden dom. Bił się z myślami, czy powiedzieć im o podjętej niedawno decyzji, gdyż doskonale wiedział, jak oni ją odbiorą. Jak policzek. Andrzej będąc dzieckiem zawsze słuchał się swoich rodziców i postępował zgodnie z ich instrukcjami. Nie chciał dokładać im kolejnych problemów. Realizował zatem nakreślony przez rodziców plan: najpierw szkoła, potem wojsko, potem dziewczyna, a na końcu rodzina. Może zbyt dosłownie, nie zważając na dobro własne, ale ku radości rodziców. Tym razem jednak postanowił się wyłamać, wziąć sprawy we własne ręce. Bał się jednak ich reakcji. Nie tyle tego, że nie pochwalą go za podjęte decyzje, ale tego, czy jego pomysł nie przyprawi ich o kolejne problemy zdrowotne. Nie zamierzał jednak mieszkać na wsi, nie chciał brać sobie za żonę dziewczyny, którą widzieliby u jego boku rodzice, nie mógł iść obraną mu przez rodziców drogą. To była ich droga. Postanowił bez ich wiedzy zadeklarować na WKU (Wojskowa Komisja Uzupełnień) odbywanie służby wojskowej w szeregach Milicji Obywatelskiej. Liczył na możliwość pozostania w tych strukturach po odbyciu służby kandydackiej, na mieszkanie z puli Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Krakowie, na godziwe życie w mieście.
Zdawał sobie sprawę, że rodzice nie przyjmą tego do wiadomości, zwłaszcza że oboje należeli wtedy do NSZZ „Solidarność”, a matka była nawet przewodniczącą lokalnego związku.
Było mu ciężko, ale mając w pamięci słowa rodziców, jak to stał się zakałą rodziny, jak naraził ich na koszty i pośmiewisko, że przez niego stracili dobre imię we wsi, bo spowodował wypadek drogowy i przegrał sprawę w sądzie postanowił odejść. Oddalić się z miejsca, gdzie ludzie nie byli mu nieprzychylni. Odwrócili się od niego nawet najlepsi koledzy, kiedy spędzał kolejne miesiące unieruchomiony gipsem. Dziewięć miesięcy. Sporo czasu, jak na wysłuchiwanie oskarżeń. Musiał z tym skończyć. Wybrał taką drogę, ale sam nie był przekonany, czy rzeczywiście tego pragnie. Nigdy nie przejawiał żadnych tęsknot do sprawujących władzę w kraju, ani nie utożsamiał się z głoszonymi przez nich poglądami politycznymi, był wierzącym i praktykującym katolikiem. Taka zmiana? Podjął jednak decyzję, podpisał glejt, zapisał się nawet do ZSMP ( Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej) aby urzeczywistnić swoje marzenia. Chciał się usamodzielnić za wszelką cenę. Do ostatniego dnia nie przyznał się rodzicom, że będzie funkcjonariuszem MO. Wychodząc z domu pożegnał się z rodzicami nie mając żadnej pewności, że kiedyś tu powróci. Poszedł do wojska, do Raciborza. Tam miał odbywać obowiązkowe przeszkolenie wojskowe, potem miał wrócić do Krakowa. W Raciborzu znajdowała się kompania szkolna WOP-u (Wojsk Ochrony Pogranicza), który w latach dziewięćdziesiątych XX wieku zastąpiła Straż Graniczna. Tam też się udał.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt