wszystko będzie niedobrze – przedpremierowy fragment powieści - Wiktor Orzel
Proza » Groteska » wszystko będzie niedobrze – przedpremierowy fragment powieści
A A A
Od autora: „wszystko będzie niedobrze” to mikropowieść, która przybliża historię siedmiu dni wyjętych z życia korporacyjnego dyrektora kreatywnego, który ma piękny apartament, pięknych znajomych, piękne rzeczy, piękną karierę, ale jednocześnie przeżywa wypalenie zawodowe; „wszystko będzie niedobrze” to historia o półświatku reklamowym wysysającym sens życia, ale to także uniwersalna opowieść dla tych, którzy wygrali i mają idealne życie, i dla tych, którzy przegrali i już nie chcą niczego wygrywać, to historia sukcesu i porażki, która mogła wydarzyć się w każdym większym mieście, to historia, w której fragmentach odbicie samego siebie znajdzie każdy, bo każdy kiedyś czuł, że „wszystko będzie niedobrze”

ilekroć stoisz we czwartki rano w beznadziejnym korku, wątpisz w sens swojego istnienia, bez względu na poziom najedzenia czy też wygłodzenia, fantazjujesz o swojej śmierci pod kołami samochodu, tramwaju, metra, autobusu, samolotu, skrycie marzysz o tym, żeby los cię w końcu wyręczył; zrzucił na ciebie gałąź łamiącą kark, sprowadził do parteru sopel lodu wbijający się do mózgu, sprokurował lawinę odcinającą dopływ powietrza, pragniesz, żeby gwałtownie zapalił się silnik twojego SUV-a, żeby udusiła cię poduszka powietrzna, żebyś dostał zawału od tych wszystkich narkotyków, zakrzepicy i miażdżycy od jarania szlugów, udaru za całokształt, twoja nienawiść do samego siebie rośnie, nienawiść do samego siebie zamkniętego w nieruchomej, blaszanej puszce naszpikowanej elektroniką z ultrawygodnymi fotelami, kamerami cofania i zapierdalania, wieloma bardzo mocnymi końmi mechanicznymi oraz całą resztą niepotrzebnych bajerów, z każdą kolejną sekundą, minutą, z każdym kolejnym blokiem reklamowym w radiu zachwalającym zbawienną maść na hemoroidy, z każdym kolejnym zdjęciem na instagramie pokazującym ludzi wypoczywających, uśmiechniętych, jedzących, cieszących się życiem, relaksujących się na plaży, pływających na jachtach, deskach, wiosłujących w stylu stand up paddle, uprawiających kitesurfing, nurkowanie ekstremalne czy skakanie ze spadochronem, z każdym kolejnym fałszywym odbiciem rzeczywistości twoja nienawiść buzuje, aż w końcu zaczyna kipieć, naciskasz pedał gazu na czerwonym świetle i masz szczerą ochotę wszystkimi tymi końmi mechanicznymi wpierdolić się w pobliski przystanek autobusowy, na którym akurat nikt na nikogo nie czeka, twoje źrenice rozszerzają się jak u drapieżnika, który czeka na ten jeden moment, żeby dopaść ofiarę, problem polega na tym, że nie jesteś w stanie zaatakować samego siebie, jeszcze nie teraz, nie puszczasz hamulca, ale dodajesz gazu, noga zaczyna nerwowo drgać, a samochód głośno ryczeć, jesteś blisko, ale wewnętrzne bezpieczniki wspomagane lekami jeszcze cię hamują przed tym ostatecznym posunięciem, nadal trzyma cię przy życiu myśl o tym, że jutro już upragniony piątek, że w końcu będziesz mógł dokonać rytualnej dewastacji swojej własnej osobistej osobowości z racji tego, ponieważ na to zasłużyłeś, ponieważ na to zapracowałeś, ponieważ ważnych jest kilka tych chwil, tych, na które czekamy, kiedy człowiek jest napierdolony i ućpany; nie pamiętasz już niepewnego i lękliwego siebie z poniedziałku, wczesnotygodniowy wizerunek twojej marki osobistej ulega procesowi redefinicji, synergicznej, wielopoziomowej transformacji, pogłębionego rebrandingu oraz powstania nowych archetypów twojej marki z naciskiem na archetyp władcy i odkrywcy, ale to nie tak, że jesteś tylko weekendowym, władczym alkoholikiem i narkomanem odkrywającym nowe środki uzależniające; posiadasz przecież także normalne życie prywatne, jak każdy, masz w planach zobaczyć się z sąsiadką z dołu, czujesz, że niebawem uda ci się ją posiąść; zamieniliście ostatnio nawet kilkadziesiąt zdań, w tym kilka złożonych, gdy ona wyprowadzała z klatki bloku charta afgańskiego z hodowli rekomendowanej przez związek kynologiczny, za którego zapłaciła ponad osiem tysięcy złotych, zaprosiła cię wtedy nawet na tak zwaną kawę i nie odmówiłeś; po wystroju jej mieszkania szybko się zorientowałeś, że gust ma niezbyt wyszukany, przestarzały, a momentami wręcz nieporadny; z uwagi na to, że salon urządzony został w niemodnym już co najmniej od czterech lat stylu skandynawskim z elementami egzotycznymi oraz art déco, jako że uważasz się za doskonałego analityka ludzkich charakterów, od razu wyczułeś jej dość silne zaburzenia związane z samokontrolą marki osobistej, na co wskazywał paranoicznie wręcz wszechobecny slogan home is where my dog is manifestujący się w formie wycieraczki, której producent obiecywał wyjątkową łatwość trzepania i czyszczenia, ale też plakatu w przedpokoju, którego opis produktowy w internetowym sklepie zapewniał idealną kompozycję wzoru z pozłacaną ramą oraz doskonałe dopełnienie nowocześnie urządzonego wnętrza; poduszki z napisem mającej nadać chłodnym emocjonalnie wnętrzom przytulności i rustykalnego charakteru, magnesu na lodówce mającego za zadanie podnosić na duchu w ciężkie i deszczowe popołudnia, ulubionego kubka, który ma pozwalać dobrze rozpocząć dzień, i różowego neonu powieszonego w sypialni nad łóżkiem, stanowiącego świetne tło do zdjęć na instagrama; w każdym razie wszystkie te elementy posiadały jeden i ten sam napis home is where my dog is, co świadczyło o ewidentnych zaburzeniach marki osobistej lub przeniesieniu kulturowego konstruktu instynktu macierzyńskiego na psa oraz rzeczy i manifestowało się twoim zdaniem na każdym kroku; w tym miejscu musiałeś zanotować poważny minus i pewną niewspółmierność waszych styli życia, ale dałeś jej jeszcze szansę, oceniając dalej, przeglądałeś się więc w tafli wypolerowanego na błysk szklanego stolika kawowego z czarnymi nóżkami i pozłacanymi końcami, nawet zaimponował ci ten czysty kryształ, jak również nadwęglone palo santo i książka moc kryształów, w każdym razie w tafli stolika można by się przeglądać, tak samo jak i w płaskim i zgrabnie wkomponowanym w ścianę telewizorze samsung frame, połyskującym czajniczku z fikuśnym dziubkiem, szwedzkich nożach ukrytych w drewnianym, asymetrycznym bloku czy wielofunkcyjnym robocie kuchennym thermomix; ilość refleksów i wszechobecny efekt wypolerowania sprawiał, że miałeś nieodparte wrażenie wizyty w gabinecie luster, że w każdym miejscu tego salonu połączonego z kuchnią widziałeś swoje zwielokrotnione odbicie oraz osaczający cię napis home is where my dog is, wszystko to cię odrobinę oszołomiło i wyprowadziło z równowagi, ale kolejny potężny łyk wina prowadzący do wyzerowania kieliszka pozornie wyostrzył twoje stępione i wrażliwe na piękno i estetykę zmysły, zanim więc rozpoczęliście wymieniać zdania proste i złożone, upewniłeś się raz jeszcze, tak tylko dla wszelkiego wypadku, czy aby na pewno masz do czynienia z kobietą reprezentującą sobą odpowiedni status, na szczęście udało ci się to finalnie zweryfikować za pomocą kontrolnego dotknięcia zimnych marmurowych blatów kuchennych, a nie plastikowych podrób, nie zmieniło to jednak twojego osobistego i własnego zdania, że wnętrze tego mieszkania było jakby przygotowane na sprzedaż, zaaranżowane na wizytę kogoś z zewnątrz, bezpłciowe, zimne, wyjęte wprost z folderów wnętrzarskich, których koncepcje kreatywne przygotowujesz kilka razy w roku dla korporacji meblarskich; wszystko sprawiało wrażenie, jakby za chwilę ktoś miał te kilkadziesiąt metrów kwadratowych razem z całym umeblowaniem kupić i odebrać klucze, oprócz tych spostrzeżeń, bardzo trafnych, trafiających w punkt, przenikliwych i obiektywnych twoim zdaniem, okazało się, że pracuje ona w tak zwanych kadrach, czyli zarządza zasobami ludzkimi, i po tonie głosu doskonale rozpoznałeś, że nienawidzi swojej pracy tak samo jak i ty, dowiesz się tego oczywiście nieco później, gdy już wypijecie po kilka butelek biodynamicznego wina quinta sardonia 2014 z regionu Castilla y León, całe szczęście, że miała wino właśnie takie, ponieważ pijasz wyłącznie wegańskie wina biodynamiczne, z uwagi na to, że wina tego typu tworzy się bez wykorzystywania odzwierzęcych składników oraz produkuje zgodnie z założeniami filozofii kosmologii Rudolfa Steinera, zakładającej kompleksową bioróżnorodność winnicy, stosowanie biodynamicznych kompostów, harmonijną koegzystencję roślin, zwierząt i cyklów faz księżyca, dzięki czemu picie wina jest przeżyciem metafizycznym, można by nawet powiedzieć astralnym, a że wypiłeś już trzeci kieliszek w ciągu piętnastu minut, to w trakcie tego kosmologicznego doświadczenia ona dość szybko przejdzie do rzeczy, będzie ci więc beznamiętnym głosem opowiadać, że doświadczyła załamania nerwowego dwa lata temu, kiedy to miała polecieć na wymarzone wakacje do Japonii; pech jednak chciał, że zaspała na samolot, bo z tej radości związanej z rozpoczęciem długo wyczekiwanego urlopu wypiła wieczorem zbyt wiele butelek wina biodynamicznego, przepadł jej więc bardzo drogi bilet, nie było jej stać na kolejny; historia, jakich wiele, nie byłoby w tym nic strasznie strasznego, gdyby nie to, że zdążyła wcześniej rozpowiedzieć wszystkim koleżankom, kolegom oraz szefostwu, że leci do tej, jak się to wyraziła, upijając kolejny łyk wina, zasranej, zajebanej Japonii, i było jej tak potwornie wstyd za siebie, że te dwa tygodnie planowego urlopu spędziła w domu z wyłączonym telefonem, oglądając na netflixie anime, a jej stan psychiczny oraz fizyczny z dnia na dzień drastycznie się pogarszał z uwagi na to, że miała bardzo dużo zapasów wina, a jedzenia niewiele, głównie żywiła się krabowymi czipsami i waflami ryżowymi; po powrocie do biura okłamała wszystkich kłamstwem piętrowym, mianowicie że zaginął jej bagaż rejestrowany z laptopem, aparatem i ciuchami, a w dodatku podczas odprawy ktoś jej ukradł telefon, ale zamiast się załamywać i wydawać fortunę na nowe sprzęty, podeszła do komplikacji życiowej jak prawdziwa wyznawczyni filozofii stoickiej, w konsekwencji czego spędziła w Japonii dwa tygodnie na totalnym detoksie bez urządzeń elektronicznych, chłonęła wrażenia wszystkimi zmysłami, czakrami i szyszynkami, chłonęła Japonię bez żadnych rozpraszaczy, dzięki czemu całość doświadczenia została wyłącznie w jej głowie, a nie na żadnej cyfrowej czy też nawet analogowej matrycy, dzięki też czemu odczuwała wszystko sto razy bardziej i każdemu poleca taki rodzaj duchowej wyprawy w głąb siebie; aby jednak uwiarygodnić nieco swój opłakany stan fizyczny, kłamstwo trzeba było rozbudować, więc Karina opowiadała znajomym oraz licznym obserwatorom na instagramie, jak to się struła chirashi-zushi i ma po dziś dzień zatrucie pokarmowe, z czego wynika jej drastyczne wychudzenie; Karina nie była gotowa na to, żeby komukolwiek przyznać się do porażki; ku jej zaskoczeniu i pewnej niepewności na samym początku kłamstwa szły jej z każdym dniem coraz lepiej i lepiej, doda więc szczerze od siebie, że nie uważa się wcale za patologiczną kłamczynię, po prostu miała całe dwa tygodnie, żeby wymyślić angażującą i pełną nieoczekiwanych zwrotów akcji historię i przecież niewiele się to różni od reżyserowanych żyć milionów ludzi na świecie, którzy wpuszczają do tych wszystkich mediów kłamliwe, odpowiednio wykadrowane i przefiltrowane opowieści o sobie; Karina jednak wewnątrz swojej marki osobistej, mimo silnej chęci ukrycia tego stanu, przeżywała prawdziwą tragedię; próbowała temu zaradzić na różne sposoby, ale nie pomogła ani air joga, ani też joga śmiechu, palenie szałwii, ceremonia kakao i palo salto też się na nic zdały, ani warsztaty afirmacji, czułości, ani też zajęcia z mindfulness, medytacje, jedzenie pięciu posiłków dziennie, okna żywieniowe, ketoza i dieta keto, posty przerywane i długoterminowe, detoks, biohacking, dwadzieścia pięć wizyt u energoterapeutki, przejście na weganizm, a potem frutarianizm, zdradzi ci też w sekrecie, gdy już trochę wino zacznie działać mocniej i mieszać się z lekami przeciwdepresyjnymi, że psychiatra zasugerował jej zmianę miejsca pracy i toksycznego korporacyjnego środowiska, które jest jednym z głównych źródeł jej nieszczęść, nierealnych aspiracji, autoagresji oraz tłumienia szczerej i etycznie uzasadnionej nienawiści, która jednak, zamiast kierowania na zewnątrz, jest tłumiona do wewnątrz; będzie ci się z tego dzielnie tłumaczyć, że przecież jak ona ma zmienić pracę, skoro cała jej kariera zawodowa polega na byciu korporacyjną ekspertką od zarządzania zasobami ludzkimi, tak więc poszła do innego specjalisty, który zwiększył jej dawkę xanaxu, i teraz już jest całkiem dobrze, coraz lepiej znosi bezsens życia codziennego, zaczyna się z nim oswajać, dokładnie tak ci powie, i to otwarte mówienie o bezsensie wprawi cię z jednej strony w zdumienie połączone z zakłopotaniem, a z drugiej będziesz bardzo szanował jej szczere wyznania ukierunkowane w sposób spersonalizowany do twojej osoby, tak więc będzie się wam siedzieć u niej w mieszkaniu całkiem przyjemnie i w końcu nie wytrzymasz i wypalisz, jak to zwykle bywa, kiedy sobie już chlapniesz wina biodynamicznego zbyt wiele i zbyt szybko, więc zaprosisz ją […]

 

wszystko będzie niedobrze

Kup książkę tutaj

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Wiktor Orzel · dnia 04.09.2024 15:38 · Czytań: 810 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 10
Komentarze
ivonna dnia 04.09.2024 21:55 Ocena: Świetne!
Uuuuaaaa. Witaj, Panie Wiktorze.
Właśnie zaczęłam, ale na razie przerwałam lekturę, bo widzę, że chcę wygospodarować na to odpowiednią chwilę - odciąć się od świata, by nacieszyć się tym przedpremierowym fragmentem mikropowieści, która zapowiada się, ho ho :)
Ale muszę szybciutko już teraz czymś się podzielić.
Po kilku "linijkach" dopadło mnie swoiste deja vu. Lat temu sporo pewien świetny dziennikarz prasowy pisał artykuły w bardzo charakterystyczny sposób. Pisał złożonymi zdaniami, tak wielokrotnie złożonymi, że niemal każdy akapit miał jedną tylko wielką literę (nie licząc tych w nazwach własnych) i tylko jedną kropkę. Co akapit to długie, złożone zdanie :)
I proszę sobie wyobrazić, że redaktorzy podejmujący się rozbicia tych akapitów na przynajmniej dwa zdania (odwieczna zasada wynikająca z możliwości percepcyjnych czytelników wymaga dzielenia myśli - tak łatwiej przyswoić treść, kropka to jest coś w rodzaju oddechu) poddawali się... Ich próby sprawiały, że to się "źle czytało", stawało jakieś niestrawne, siermiężne Dlaczego? Bo te złożone zdania były świetnie zbudowane - logiczne, bez utraty wątku po wtrąceniach, które miały rolę informacyjną, a nie ozdobno-barokową. Były pełne treści podanej tak jasno, że człowiek wiedział o co chodzi od razu, bez potrzeby powtórnego odczytania akapitu. Redaktorstwo w końcu dało sobie spokój z takim redagowaniem jego tekstów.
No i proszę, dziś Pańskie dzieło przywróciło te fajne wspomnienia. Póki co brak kropki mnie nie razi. Ciekawam tylko, czy brak pierwszej wielkiej litery to też celowy zabieg, czy po prostu ten fragment to nie-początek mikropowieści.
W każdym razie już pierwsze "linijki" przykuwają uwagę. Do całej treści na razie nie odnoszę się. Poczytam, dam znać. Mogę jednak już przyznać, że wciąga :) Wygląda na to, że "wszystko będzie dobrze" )
Do miłego zatem.
Pozdrowionka
ivonna
Wiktor Orzel dnia 05.09.2024 08:38
To jest fragment wyrwany z większej całości, niechronologiczny, powieść zaczyna się od manifestu dnia zerowego, potem mamy poniedziałek, wtorek itd. Kropek nie ma i nie będzie w całej książce, powieść zaczyna się czytać od tytułu i cała książka jest właściwie jednym, koszmarnie długim zdaniem, na pocieszenie mam tyle, że jest to mikropowieść, bardzo się starałem, żeby czytelników za bardzo nie zmęczyć. Dziękuję serdecznie za komentarz, premiera już niebawem! :)
ivonna dnia 11.09.2024 03:02 Ocena: Świetne!
no i przeczytałam; no i powiem krótko: świetne i taką wystawiam ocenę, bez szczegółowego odniesienia się do treści opowieści, bo co bym tu jeszcze dodała i tak nie oddałoby i skali podziwu dla niebywałej zręczności pisarskiej, i całego tego natłoku myśli, mających charakter egzystencjalnych refleksji, jakie się zbierają przy tej lekturze, więc z wolna, choć jednak rozgadana - wbrew wcześniejszej deklaracji, że będzie krótko - za sprawą nie tylko chochlika czyhającego gdzieś w tyle głowy, ale też tendencji do stylu barokowego, a może nawet rokoko, wytykanego onegdaj przez nauczycielkę "od polaka", zbliżam się nie do kropki, bo ta tutaj - a kysz! - to wszak niemal nieproszony gość i przez jej nieopatrzne bezmyślne użycie musiałabym po prostu zakończyć ten wpis, na co wcale nie mam ochoty, gdyż wciąż jestem pod wrażeniem tego fragmentu książki, którym uraczył portalowiczów jej autor, ale do granic tej ramki, w której powinnam zmieścić komentarz, a raczej i przede wszystkim do granic wytrzymałości na tak rozwlekłą irytującą gadaninę, z czego zaczynam sobie wreszcie zdawać sprawę; zatem, prosząc o wybaczenie za tę dziwaczną głupawą zabawę w zdanie złożone bez początkowej wielkiej litery i końcowej kropki, sięgam dla zamknięcia wywodu po inny znak istniejący w języku naszym ojczystym, trochę hałaśliwy, ale co tam, cel uświęca środki, i najprościej jak się da, po prostu przywołuję ivonnę do porządku krótko: kobieto, litości!
Panie Wiktorze, obiecuję, że ta gadanina jak wyżej, to pierwszy i ostatni raz :)
A na poważnie - gratuluję pomysłu na książkę i wykonania. Świetna.
Pozdrawiam
i
Wiktor Orzel dnia 11.09.2024 08:47
Serdecznie dziękuję za ten komentarz, cieszę się, że forma nie przeszkadza, bo to był jeden z zarzutów recenzji przedwydawniczych, które otrzymałem. Jeszcze bardziej cieszy mnie to, że książka wyzwala energię do potoczystych zdań! :)
ivonna dnia 12.09.2024 02:34 Ocena: Świetne!
Pozwolę sobie jeszcze tu coś skrobnąć. Zastanawiałam się właśnie, jak wydawca podszedł do tak nietypowej formy, bo - jak wspomniałam wcześniej - percepcja czytelnika ma swoje wymagania i ograniczenia. Wbrew pozorom treść jest lepiej przyswajana, gdy nie jest podana jak "blacha" (taki żargon zawodowy). Przy czym nie chodzi wyłącznie o to, by składała się ze zdań mających swój wyraźny początek i koniec, ale żeby rozbijać ją na akapity, ozdobić zdjęciem, rysunkiem, wrzucić śródtytuły, dzięki którym tekst dostaje więcej światła (kolejny żargon) przez tworzące się wokół tych elementów wolne od czcionek przestrzenie.
W tej mikropowieści wszystko jest temu na opak, że się tak wyrażę. Mnie jednak nie przeszkadza, bo treść jest tak napisana, że wciąga. Przyznaję, że jej forma może być wyzwaniem dla czytającego, a zapewne też dla autora. Nie wiem, co inni czytelnicy o tym sądzą. Ja uważam, że trzeba urozmaicać i wzbogacać literaturę na różne sposoby, byle z pomysłem. Tu ta forma się broni, bo oddaje gonitwę myśli. Tak odczytuję ten zamysł - taki obraz rwącej rzeki myśli za myślą i to rzeki czasem spienionej, z wirami - jak potok życiowych wyzwań, problemów, radosnych chwil człowieka, który znalazł się tu, gdzie się znalazł, miota się.... Mogłabym tak długo :)
W każdym razie tak odbieram sposób podania przemyśleń i rozterek narratora, który szuka rozwiązań, co łatwe nie jest.
Kończę już te moje wypociny i trzymam kciuki za premierę.
Jeszcze raz pozdrawiam
ivonna
Wiktor Orzel dnia 12.09.2024 09:03
Wydawca podszedł do tej nietypowej formy właśnie w taki sposób, jak opisałaś. Wielu wydawcom książka się podobała, ale nie zaryzykowali jej wydania. Dlatego książkę wydaję samodzielnie. Powieść podzielona jest na 7 dni i przeskok do każdego kolejnego dnia jest takim właśnie rozdziałem i wytchnieniem plus w książce są ilustrację, które pełnią podobną funkcję. Pozdrawiam!
Jacek Londyn dnia 12.09.2024 11:27
Dzień dobry.

Podziwiam odwagę. Wydanie książki napisanej w tej formie to ryzykowne przedsięwzięcie. Autor stawia przed czytelnikami bardzo wymagające zadanie. Przede wszystkim oczekuje od nich stałej, wytężonej uwagi. Bez tego ani rusz. Chwilka odpłynięcia myślą na margines opowieści i już traci się ciągłość.
Brak jakichkolwiek znaków przystankowych eliminuje możliwość zaczerpnięcia oddechu. Podczas nurkowania w tak gęstej materii, jaką są wynurzenia frustrata, może to być wykańczające.
Wydaje mi się, że łatwiej byłoby skoncentrować się na przekazie – mówię we własnym imieniu – gdyby od czasu do czasu pojawiła się w tekście duża litera. Czytelnik miałby się czego chwycić, by ciut odpocząć.
Sama opowieść wydaje się ciekawa, choć pewnie niewielu utożsami się z bohaterem opowieści. Tu naprawdę musi trafić swój na swego. :)

Pozdrawiam
JL
Wiktor Orzel dnia 12.09.2024 11:50
@Jacek - dlatego książka jest krótka, liczy zaledwie 114 stron, bo zdaję sobie sprawę, że na dłuższą metę, ta mikropowieść byłaby niestrawna. W tej formie i tylko w tej formie ma ona sens, wiadomo, że nie jest to dzieło lekkostrawne, ale taki jadłospis sobie wymyśliłem. Skoro czytelnicy zachwycali się Fosse, który dostał Nobla i kropek też nie stawiał, to może i wytrwają przy "wszystko będzie niedobrze". ;)
Kazjuno dnia 02.10.2024 22:55 Ocena: Bardzo dobre
Na wstępie przyjmij Wiktorze, gratulacje z okazji wydania kolejnej powieści!

Lubię teksty poprzetykane sarkazmem. Z cynizmem malujesz dwie postaci: głównego bohatera i Karinę. Bezkropkowa logorea tekstu, do której po recenzji Twojej książki podchodziłem z pewnym uprzedzeniem, zaskoczyła mnie na plus.
Fragment książki czytałem ciurkiem, głównie z dwóch powodów. Najpierw nie chciałem zgubić wątku, po chwili zawartość mnie wciągnęła.
Dozy dreszczyku, przyprawionej celnie umieszczonymi wulgaryzmami, dostarczyłeś, opisując niekonwencjonalną gamę samobójczych pomysłów głównego bohatera.
Rozśmieszała mnie bogata oferta kłamstewek pretensjonalnej Kariny, wymyślanych, by się wyłgać z porażki nieodbytego pobytu w Japonii. I tu trochę mi zgrzytnęło, mimo że były świetne, chyba przedobrzyłeś.
Chociaż? Może się mylę, wszak wyobraźnia histeryczki, leczącej używkami frustrację przez dwa tygodnie, mogła rzeczywiście zaowocować ich nadprodukcją.

Sumując, duży szacun za Twoją bogatą wyobraźnię, do tego okraszoną niebanalnym poczuciem humoru.

Pozdrawiam, Kaz

PS
Jeszcze komplement dla Autora:
Podobnie kilometrowe zdania pisał Marek Hłasko w powieści napisanej w Izraelu - sorry - zapomniałem tytułu. Powieść słynnego pisarza wydała mi się nudna, zaniechałem czytania. Kawałek"Wszystko będzie niedobrze" wskazuje, że twoja całość jest lepsza od hłaskowego dzieła.
Wiktor Orzel dnia 08.10.2024 10:52
@Kajzunio - dziękuję za komentarz i gratulacje, Hłaskę lubię, ale raczej mi daleko do takich mistrzów prozy. ;) Akurat historia Kariny jest z życia wzięta, oczywiście literacko obrobiona i odpowiednio podkoloryzowana, ale ma swój pierwowzór w twardej jak bruk rzeczywistości.

Wszystkich zainteresowanych książką odsyłam do Empiku --> https://bit.ly/niedobrze
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ajw
04/12/2024 13:50
Świat oszalał. Tyle w temacie. Pozdrawiam serdecznie :) »
ajw
04/12/2024 13:48
Byś się zdziwił. Jest wielu ludzi, którzy kochają wyłącznie… »
gitesik
04/12/2024 11:45
Bardzo intymna zwrotka. »
ajw
04/12/2024 11:40
Bardzo ładna pełna delikatności miniatura. Lubię Twoją… »
gitesik
04/12/2024 11:39
Rzeczywiście to słowo "grzyby" użyłem cztery razy… »
Wiktor Mazurkiewicz
04/12/2024 10:57
Dziękuję Iwonko, a któż by śmiał nie kochać przyrody,… »
domofon
04/12/2024 10:52
ajw, nie namawiam, nie zniechęcam. ;) »
valeria
03/12/2024 17:36
Ja to się targuję przez cały rok, nie kupuję normalne:) »
pociengiel
03/12/2024 16:10
widziałem ten filmik potykając się o kartony, zagarniam… »
Kristof
03/12/2024 10:17
Dzięki za poświęcony czas, ale całości niestety nie mogę tu… »
ajw
02/12/2024 11:17
Nie smakowałam tych pocałunków i nie zamierzam, ale wiersz… »
ajw
02/12/2024 11:14
Zastanawiam się dlaczego w Twoim portalowym zbiorze tylko… »
ajw
02/12/2024 11:13
Kupuję cały klimat wiersza, bo kocham naturę. Podobają mi… »
domofon
30/11/2024 23:29
Bo tak smakuje pierwsza dawka hery. Nie do powtórzenia.… »
nicekk
30/11/2024 22:24
Fajnie się czyta, ale czemu pocałunek boga? »
ShoutBox
  • Berele
  • 16/11/2024 11:56
  • Siema. Znalazłem strasznie fajną poetkę: [link] Co o niej sądzicie?
  • ajw
  • 01/11/2024 19:19
  • Miło Ciebie znów widzieć :)
  • Kushi
  • 31/10/2024 20:28
  • Lata mijają, a do tego miejsca ciągnie, aby wrócić chociaż na chwilę... może i wena wróci... dobrego wieczorku wszystkim zaczytanym :):)
  • Szymon K
  • 31/10/2024 06:56
  • Dziękuję, za zakwalifikowanie, moich szant ma komkurs. Może ktoś jeszcze się skusi, i coś napiszę.
  • Szymon K
  • 30/10/2024 12:35
  • Napisałem, szanty na konkurs, ale chciałem, jeszcze coś dodać. Można tak?
  • coca_monka
  • 18/10/2024 22:53
  • hej ;) już pędzę :) taka zabiegana jestem, że zapominam się promować ;)
  • Wiktor Orzel
  • 17/10/2024 08:39
  • Podeślij nam newsa o książce, wrzucimy na główną:)
  • coca_monka
  • 14/10/2024 19:33
  • "Czterolistne konie" wyszły na początku września, może nawet gdzieś się wam rzuciły pod oczy ;)
  • coca_monka
  • 14/10/2024 19:32
  • Bonjour a tout le monde :) Dawno mnie tu nie było! Pośpieszam z radosną informacją, że można mnie zakupić papierowo :)
  • mike17
  • 10/10/2024 18:52
  • Widzę, że portalowe życie wre. To piękne uczucie. Każdy komentarz jest bezcenny. Piszmy je, bo ktoś na nie czeka :)
Ostatnio widziani
Gości online:43
Najnowszy:archiethomas