"Grzeczny" - zbiór 68 opowiadań - opowiadania nr 35 i 36 - Janusz Rosek
Proza » Długie Opowiadania » "Grzeczny" - zbiór 68 opowiadań - opowiadania nr 35 i 36
A A A

„Rurka sąsiadki” (35)

W listopadzie 1984 roku w naszej szkole przy Zespole Szkół Łączności   w Krakowie miał odbyć się bal andrzejkowy. Ze względu na fakt, iż 90% uczniów naszej szkoły stanowili mężczyźni, zaproszono dla towarzystwa kilka klas z Zespołu Szkół Handlowych. Tam dominowały dziewczyny. Przybraliśmy pięknie naszą salę gimnastyczną, zaopatrzyliśmy się w odpowiedni sprzęt grający i nagłośnienie oraz taśmy z muzyką. Koledzy przynieśli dwa stereofoniczne magnetofony szpulowe „Aria” i „Olimp”, głośniki „Altus – Ton sil” i robione światła, tzw. iluminofonię współgrające z muzyką, albo mrugające same sobie. Było jednak fajnie. Skąd jednak mieliśmy kolorowe klosze na światła, to już inna sprawa. Nie o tym jednak.

Dziewczyny dojechały, rozpoczął się bal. My staliśmy pod jedną ścianą, one pod drugą. Parkiet był pusty. W końcu dziewczyny same z sobą zaczęły tańczyć. My powoli, nieśmiało dołączaliśmy do zabawy. Po mniej więcej godzinie zabawa rozkręciła się na dobre. Poznawaliśmy się z koleżankami z handlówki, rozmawialiśmy. Czas płynął. Kiedy organizatorzy oznajmili koniec balu, nikt nie chciał wyjść. Jeszcze pod szkołą i na przystankach tramwajowych utrwalaliśmy nasze znajomości z nadzieją utrzymania kontaktów. Poznałem wtedy kilka dziewczyn: Jolę, Mariolę, Henię i Bożenę. Do tej ostatniej było jakoś najbliżej. Nasza znajomość rozwijała się, aż w końcu zaprosiłem Bożenę wraz z jej koleżanką Moniką na moje osiemnaste urodziny. Dziewczyny mieszkały na Alei Pod Kopcem w Krakowie, a ja na wsi. Autobus MPK linii 239 odjeżdżał wtedy z Salwatora i jechał do Rącznej około trzydziestu minut. To niezbyt długo. Innym problemem było, że kursował co półtorej godziny i jechał przez kilka miejscowości, zbierając lub rozwożąc ludzi. Zawsze był przepełniony. Zdarzało się, że nie można było wsiąść już do pełnego autobusu i trzeba było czekać na następny, albo podjechać inną linią do Liszek i spacerkiem przejść te cztery kilometry. Zaprosiłem Bożenę na swoje urodziny, ale, prawdę mówiąc, nie liczyłem na to, że się odważą przyjechać. Przyjechały. Rozbawione weszły do naszego domu, cały czas coś opowiadając i gestykulując. Nie wiedziałem, o co im chodzi, ale to nic. Ważne, że przyjechały.

Złożyły mi życzenia i podarowały okazały prezent. Skórzany brązowy portfel z banknotem w środku. Takie dzisiejsze sto złotych. Oprócz tego dostałem takiego zabawnego zwierzaczka z jakimś napisem, którego wtedy nie rozumiałem. Przyjezdne szybko rozgościły się i zintegrowały z moimi koleżankami i kolegami z tej miejscowości. Jadzia siostra Ryszarda i jej klasowa koleżanka z odzieżówki mieszczącej się na ulicy Syrokomli w Krakowie Basia pełniły pod nieobecność moich rodziców honory gospodyń domu. Rodzice postanowili ten wieczór, a właściwie tę noc spędzić poza domem. Przygotowali nam jedzenie, szampany i wino, a sami poszli do rodziny mojego ojca zamieszkującej w przysiółku  Rączna Osiedle. W domu mieliśmy psa „Miśka”. Zwykle był uwiązany przy budzie przed domem, ale żeby nie szczekał przez całą noc, rodzice zamknęli go w takiej komórce przy klatce schodowej. Jadzia i Basia wiedziały o nim i nie reagowały na jego szczeknięcia, ale inni nie. Kiedy dziewczyny wybierały się dokroić wędliny i chleba Bożena i Monika postanowiły im towarzyszyć. Całe zaplecze gastronomiczne, łącznie z barem znajdowało się na parterze, a właściwie w suterenie naszego domu. Impreza zaś toczyła się na piętrze. Z piętra do sutereny prowadziła wąska, źle oświetlona klatka schodowa. Mniej więcej w jej połowie znajdował się podest, gdzie schody zmieniały kierunek. Trzeba było uważać, bo w pewnym momencie sufit sutereny był bardzo nisko nad schodami i nietrudno było się o niego uderzyć głową. Moje miejscowe koleżanki już kilka razy pokonywały te schody i pamiętały o tym. Niestety nie uprzedziły o utrudnieniach Bożeny i Moniki. Nie wspomniały też ani słowem o psie.

Pies był niegroźny, ale duży i lubił witać gości. Kiedy zatem dziewczyny znajdowały się na wysokości okna komórki, „Misiek” skoczył i zaszczekał. Jak się obie panny wyprostowały, jak przyłożyły  głowami w niski sufit klatki schodowej, to aż się tynk posypał. Musiało boleć. Wróciły na piętro i w łazience sprawdzały swoje głowy. Na szczęście nie były rozbite. Po chwili ból minął i obie dziewczyny powróciły do zabawy. Wtedy też opowiedziały nam, co je spotkało w autobusie.

Wsiadły z trudem do zatłoczonego autobusu i starały się znaleźć jakiś uchwyt lub poręcz. Obie chwyciły się jakiejś rurki. Był taki tłok, że nawet nie musiałyby się trzymać, bo były ściśnięte, jak w ramach. Z czasem jednak autobus się rozluźniał. Po chwili poczuły, że poręcz, której się trzymają, zaczęła się poruszać. Spojrzały na rurkę i ze zdziwieniem dostrzegły, że rurka nie jest  z niczym połączona. Trzyma ją w ręce jakaś starsza kobieta, siedząca na jednym z autobusowych foteli.

— Już żeście sobie paniusie potrzymały, bo chciałabym wysiąść — powiedziała kobieta i wstała z siedzenia. Dziewczyny roześmiały się. Okazało się, że poręcz, której się kurczowo trzymały, była elementem metalowego karnisza. Tak je, to rozbawiło, że całą drogę powtarzały tekst babuni  — „Już żeście se paniusie potrzymały, bo chciałabym wysiąść”. Ha, ha, ha.

Alkohol, jaki przynieśli moi starsi koledzy, uśmierzył ból i rozluźnił atmosferę. Wszyscy ze wszystkimi zaczęli się bawić. Kazimierz puszczał skoczną, taneczną muzykę ze swojego nowiutkiego Grundiga, światła błyskały, było miło. Wiesław adorował Basię, Edwardowi spodobała się Bożena. Był na mojej osiemnastce w mundurze skoczka spadochronowego, bo odbywał zasadniczą służbę wojskową w Szóstej Brygadzie Powietrzno- Desantowej w Krakowie. On jej się chyba też spodobał, bo przez resztę wieczoru bawili się razem. Moniką zaopiekował się Zdzisław  i wszystko było ok. Ja, Ryszard i Kazimierz również mieliśmy się z kim bawić. Były przecież jeszcze: Jadzia, Grażyna i Danuta. Kiedy skończyło się jedzenie i alkohol, prawie wszyscy opuściliśmy nasz dom, udając się do Krakowa na dalszy ciąg urodzin. W domu pozostał śpiący Zdzisław, ale i on wkrótce wybrał się do swojego domu.  Miło wspominam te moje osiemnaste urodziny, zwłaszcza że były to moje pierwsze i ostanie urodziny w tym domu. Życie sprawiło, że dom ten zmuszony byłem opuścić. Nic to.

 

 

„Korkiem od szampana” (36)

Z poznaną na balu andrzejkowym Bożeną  i jej znajomymi stworzyliśmy zgrany zespół. Razem wychodziliśmy na kolejne imprezy, odwiedzaliśmy się wzajemnie, wymyślaliśmy ciekawe zabawy. Bożena miała wśród swoich znajomych nie tylko rówieśników, ale i starsze towarzystwo, studentów. Jedną z takich osób była Ewa. O kilka lat od nas starsza dziewczyna często proponowała nam różne zabawy znane studentom w akademiku.

My ich nie znaliśmy, to też często dochodziło do różnych niezręcznych sytuacji. Ewa miała brata Adama, który żywo interesował się Bożeną, ale ona chyba nim niespecjalnie. Wszyscy byliśmy kolegami i nasza znajomość nie wychodziła poza te granice. Przyjaźniliśmy się i nic więcej. Może gdzieś w wyobraźni pojawiały się jakieś mrzonki, ale w efekcie nic z tego nie wyszło. Nadszedł dzień urodzin Bożeny. Pora było się zrewanżować. Kupiłem okazałą kryształową cukiernicę i bukiet pięknych róż. Ubrałem się w mój „nowy” francuski garnitur z ciucholandu  i wyruszyłem na imprezę.

Miałem adres, ale okazało się, że kamienica, w której miały się odbyć urodziny, posiada wejście w oficynę i kilka poziomów z balkonami. Balkony tworzą zamknięty czworobok wokół podwórka. Do mieszkań zaś wchodziło się z tych balkonów. Nie wiedziałem jednak, w które drzwi należy wejść, aby się znaleźć na właściwym balkonie. Zdezorientowany po chwili opuściłem podwórko i miałem zamiar powrócić do domu. Trzeba przypomnieć, że wtedy nie było telefonów komórkowych i kontakt z jubilatką był utrudniony. Wyszedłem na ulicę Węgierską i wypatrywałem osób, z jakimiś bukietami kwiatów, które mogłyby iść na tę samą imprezę, albo znajomych.

Po chwili podeszła do mnie jakaś kobieta. Nie znałem jej wcześniej. Była to ciotka Bożeny, właścicielka mieszkania, w którym miała się odbyć impreza urodzinowa. Poznała mnie po „eleganckim” garniturze i bukiecie róż. Zaprowadziła mnie do mieszkania. Byli tam już prawie wszyscy goście. Złożyłem życzenia i wręczyłem jubilatce swój prezent. Potem był tort i szampan i wszystko to, co zwykle bywa na urodzinach. Podobnie, jak u mnie wszyscy szybko zintegrowaliśmy się i było miło. Około dwudziestej pierwszej Ewa rozpoczęła swoją sesję zabaw studenckich. Każdy z nas po kolei wychodził za drzwi, a reszta towarzystwa omawiała szczegóły zabawy. Ten za drzwiami nie miał zielonego pojęcia, jakie dostanie zadanie i na co będą zwracali uwagę pozostali goście. Adam dostał zadanie utworzenia z gości żywego pomnika. Miał tak poustawiać koleżanki i kolegów w różnych powyginanych pozach, aby efekt był jak najciekawszy. Pomnik taki miał przetrwać co najmniej minutę, aby zadanie zostało zaliczone. Nawydziwiał przeokropnie i po kilku sekundach jego dzieło runęło. Następni już budowali prostsze i stabilniejsze pomniki.

Kiedy Monika wyszła za drzwi, jej brat Marek otrzymał zadanie położenia się na bieżniku zaraz za nią. Monika zaś z zawiązanymi oczami miała przejść szerokim okrakiem przez całą długość bieżnika, nie dotykając stopami jego brzegów. Przeszła, udało się. Dostała od wszystkich brawa. Kiedy jednak zdjęto jej opaskę z oczu, zobaczyła, że jej brat podnosi się z bieżnika. Była święcie przekonana, że leżał tam przez cały czas jej zadania i miał niezłe widoki. Podbiegła do niego i dała mu w twarz. Po tłumaczeniu Ewy, że on położył się dopiero po jej przejściu, przeprosiła go, ale do końca nie była tego pewna.

Mnie również poproszono, abym wyszedł za drzwi i wymyślono dla mnie specjalne zadanie. Wręczono mi butelkę po oranżadzie i poproszono, abym używając jak największej liczby przymiotników, opisał ją. Jaka ta butelka jest.                                      Ochoczo zacząłem ją określać. „Ta butelka jest ciemna, ta butelka jest pusta, ta butelka jest zimna”. Dopingowany do dalszej zabawy dodałem jeszcze: „Ta butelka jest duża, ta butelka jest gruba”. W oczach Bożeny dostrzegłem zażenowanie. Jak się później okazało, opisując butelkę, opisywałem właśnie ją. Było mi głupio. Nie przewidziałem haczyka w tej zabawie Ewy. Usiadłem przy stole i sięgnąłem po alkohol. Nigdy wcześniej nie piłem mocnych trunków, ale tym razem próbowałem chyba utopić w wódce swój wstyd. Nic nas nie łączyło, ale szanowałem Bożenę i było mi przykro, że tak ją upokorzyłem przed znajomymi. Nie chciałem się bawić. Bożena chyba miała mi za złe to moje zachowanie, bo zaczęła mnie unikać. Wypiliśmy jeszcze i jeszcze. Rano nie było już alkoholu. Część gości opuściła już imprezę i pojechała do domu. Zostaliśmy w sześć osób. Bożena, jej ciocia, Monika, jej brat Marek, Jola i ja. W lodówce stały jeszcze dwa szampany. Postanowiliśmy je otworzyć. W pokoju nad ławą wisiał piękny zabytkowy żyrandol z niepowtarzalnymi kloszami z kolorowego szkła. Listki tych kloszy układały się w kształt tulipana.

Otwierając wstrząśniętego wcześniej szampana, nie trzymałem korka, jak to miałem wcześniej w zwyczaju, ale wystrzeliłem. Pech chciał, że korek od szampana poszybował pod sufit i ubił jeden z listków zabytkowego żyrandola. Znowu wtopiłem – pomyślałem. Co prawda nikt mi nic nie powiedział, ale czułem się z tym źle. Co tydzień jeździłem pod Halę Targową w Krakowie i szukałem podobnego żyrandola na giełdzie staroci. Nie znalazłem.

Niezbyt optymistyczne zakończenie naszej dwuletniej znajomości. Potem coś się urwało i był koniec.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Janusz Rosek · dnia 05.09.2024 13:49 · Czytań: 80 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
mike17
19/09/2024 18:16
Jarku, świetnie oddałeś moje oralne przesłanie :) Dosadnie,… »
gitesik
16/09/2024 20:49
Kołysz mnie, kołysz” to wiersz, który zachwyca swoją… »
valeria
14/09/2024 21:06
Dziękuję pięknie:) »
Madawydar
13/09/2024 13:45
Zoom Lens Dziękuje za wspaniałe nagranie. Dobra robota.… »
Zoom Lens
12/09/2024 21:18
Dziękuję serdecznie Marian za zgodę na publikację tego… »
Wiktor Orzel
12/09/2024 11:50
@Jacek - dlatego książka jest krótka, liczy zaledwie 114… »
Jacek Londyn
12/09/2024 11:27
Dzień dobry. Podziwiam odwagę. Wydanie książki napisanej… »
Florian Konrad
12/09/2024 09:58
Mega cudowny komentarz dziękuję! »
Florian Konrad
12/09/2024 09:58
Jeju, mimo wszystko -super komentarz, dzięki! »
Wiktor Orzel
12/09/2024 09:03
Wydawca podszedł do tej nietypowej formy właśnie w taki… »
ivonna
12/09/2024 02:34
Pozwolę sobie jeszcze tu coś skrobnąć. Zastanawiałam się… »
ivonna
12/09/2024 01:20
nie ustawaj :) »
gitesik
11/09/2024 22:02
"Połykiem" Floriana Konrada to wiersz, który… »
Jacek Londyn
11/09/2024 18:55
Ivonno, ogromnie się cieszę, że mogłem sprawić Ci… »
Wiktor Orzel
11/09/2024 08:47
Serdecznie dziękuję za ten komentarz, cieszę się, że forma… »
ShoutBox
  • Wiktor Orzel
  • 18/09/2024 08:33
  • Dumanie, pisanie i komentowanie tekstów. ;)
  • TakaJedna
  • 16/09/2024 22:54
  • Jesień to najlepszy czas na podumanie.
  • mike17
  • 15/09/2024 19:48
  • Jak jesień nadchodzi, to najlepsza pora na zakochanie się :)
  • TakaJedna
  • 12/09/2024 22:05
  • Jak jesień idzie, to spać trzeba!
  • Wiktor Orzel
  • 11/09/2024 13:55
  • A co tutaj taka cisza, idzie jesień, budzimy się!
  • ajw
  • 20/08/2024 14:13
  • I ja pozdrawiam, Zbysiu :)
  • Zbigniew Szczypek
  • 12/08/2024 22:39
  • "Miałem sen, może i nie całkiem senny, zdało mi się, że zagasnął blask dzienny(...) Ziemia lodowata wisiała ślepa, pośród zaćmionego świata (...)Stało się niepotrzebnym, ciemność była wszędzie
  • Zbigniew Szczypek
  • 10/08/2024 19:12
  • Pozdrawiam wszystkich serdecznie, ciesząc się, że mogę do Was wrócić i że nadal tu jesteście - Zbyś ;-}
  • TakaJedna
  • 28/07/2024 16:41
  • Pozdrawiam niedzielnie!
  • Gramofon
  • 19/07/2024 19:56
  • Dziękuję bardzo Jago, a jakby ktoś nie chciał oglądać na facebooku to jest też już na youtube [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty