Zwierzęta do adopcji - Magicu
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Zwierzęta do adopcji
A A A
Od autora: Witajcie, po bardzo długiej przerwie.
Opowiadanie to napisałam spontanicznie, na konkurs literacki. Nie przeszło weryfikacji, mimo to, chcę się nim z wami podzielić.
Każda konstruktywna krytyka bardzo mnie ucieszy.

Martę obudziła cisza. Kobieta już od pierwszej sekundy miała świadomość, jak absurdalnie to brzmi. Cisza nie budzi. Poza tym to, z czym w tej chwili próbował rozprawić się jej zmysł słuchu, zdecydowanie nie można było nazwać w ten sposób. Zza okna, jak co dzień, dochodził ją nieprzerwany szum aut, w żółwim tempie poruszających się jedną z głównych ulic miasta. Rozgorączkowane głosy przechodniów mieszały się z przerywanym dzwonkiem tramwaju, nerwowym odgłosem klaksonów i piskiem hamulców na mokrym od nocnej ulewy asfalcie. Z mieszkania powyżej wyraźnie dobiegało ją monotonne stukanie poruszającego się w tył i w przód krzesła na biegunach. Gdzieś w dalszych regionach budynku ktoś słuchał starych przebojów Tiny Turner, a pralka sąsiadki z parteru właśnie zabierała się do wirowania. Wszystko było niby jak zawsze, jednak poczucie absurdalności nie znikało.

Czyżby znowu koszmar senny? – pomyślała krzywiąc się i otwierając oczy.

Potrzebowała kilku mrugnięć, by móc poprawić poduszki i podnieść się do pozycji półsiedzącej. Przez jej skronie przetoczył się ból, niczym po wbiciu szpikulca do lodu. Syknęła, przeklinając wypite poprzedniego wieczora wino. Bezmyślnie chwyciła za pilota leżącego na nocnym stoliku i uruchomiła siedemdziesięciocalowego molocha, wiszącego na ścianie. Ekran rozświetlił się, ukazując widzom kanał lokalnych wiadomości.

Niewyraźnie dostrzegła przesuwający się w dole czerwony pasek, usiany drukowanymi literami, wykrzykującymi kolejną tragedię.

Marta nie była w stanie skupić się ani na składaniu ich w sensowną całość, ani na śledzeniu wypowiadanych przez poruszoną spikerkę słów. Cisza, złowroga cisza – było wszystkim, o czym w tej chwili potrafiła myśleć.

Odrzuciła kołdrę, niechętnie stawiając stopy na lśniącej podłodze. Jej skórę przeniknął chłód dębowych desek. Wciąż lekko zamroczona, z całkiem sporym już teraz bólem głowy, ruszyła do łazienki znajdującej się po drugiej stronie niewielkiego korytarza. Po drodze wstąpiła do kuchni, nastawiła automat do kawy i od razu łyknęła sporą dawkę leżących na stole proszków przeciwbólowych.

Prysznic zajął jej dużo więcej czasu, niż miała to w zwyczaju, jednak bez problemu mogła sobie na to pozwolić. Pierwszy dzień tygodniami przesuwanego urlopu nie zapowiadał się w żaden sposób warty pośpiechu. Gdyby to od niej zależało, z chęcią oddałaby przysługujący jej czas wolny którejś mamie, balansującej latami pomiędzy rodziną a karierą, na granicy depresji i wypalenia zawodowego. Ona tego problemu nie miała. Z własnej rodziny zrezygnowała jeszcze na studiach, przez lata zadowalając się przelotnymi spotkaniami z przypadkowo poznanymi kobietami. Za to swoją pracę kochała ponad wszystko. Nic nie było w stanie zastąpić jej satysfakcji wypływającej z możliwości prowadzenia długoletnich badań nad fenomenalną umiejętnością ssaków do przyswajania sobie nowej, nietypowej dla danego gatunku wiedzy. W międzyczasie była w stanie udowodnić tezę mówiącą, że szczury potrafią uczyć się nie tylko od przedstawicieli własnego gatunku, lecz także od innych, inteligentnych stworzeń, a zdobytą w ten sposób wiedzę przekazują kolejnym pokoleniom jako swoją. Poza tym zwierzęta, którymi opiekowała się przez cały czas ich fizycznego istnienia, były inteligentniejsze i bardziej chętne do współpracy, niż niejeden nastolatek. Nie do końca potrafiła odpowiedzieć na pytanie, czy jest szczęśliwa, jednocześnie nie umiejąc wyobrazić sobie, by jej życie mogło wyglądać inaczej.

W szlafroku i z mokrymi włosami przeszła do kuchni, gdzie przygotowała sobie dużą kawę z odpowiednią ilością mleka i cukru, po czym z kubkiem w dłoni wróciła do sypialni. Usiadła na łóżku, wzięła duży łyk i skierowała uwagę na ekran telewizora.

- … na wysokich obrotach, by jak najszybciej znaleźć i ukarać sprawców tej niewyobrażalnej kradzieży – kończyła właśnie dziennikarka, patrząc prosto do kamery. Z jej wzroku wyzierało niedowierzanie przemieszane z lękiem. W tle kadru widać było wejście główne do miejskiego zoo i parkujące przed nim radiowozy policji. Trochę z boku, odgrodzona od miejsca wydarzeń plastikowymi barierkami, stała grupa gapiów ze smartfonami w dłoniach.

Marta zmarszczyła brwi. Coś się działo, coś złego i miało to niesprecyzowany związek z prześladującą ją dzisiaj ciszą-nieciszą. Niechętnie musiała przyznać, że niepokój zaczynał wypalać jej dziurę w splocie słonecznym.

Z ładowarki wzięła telefon i spojrzała na display. Dziewięć nieodebranych połączeń, wszystkie z pracy.

- Cholera! – Wycedziła półgłosem. – Wiedziałam, że tak będzie.

Jednym z powodów, dla którego w nieskończoność przesuwała pójście na urlop, była świadomość, że odpowiedzialność za rezultaty jej wieloletnich badań musi na ten czas oddać w ręce jednego z doktorantów. Osobiście wybrała Dawida i to nie tak, że mu nie ufała. Chłopak był zdolny, pracowity i dobrze wychowany, ale zdecydowanie brakowało mu umiejętności postrzegania kompleksowości sytuacji i szerszego spojrzenia w przyszłość.

Kliknęła w ikonkę oddzwoń i przyłożyła aparat do ucha. Dawid odebrał po pierwszym dzwonku.

- Pani profesor, nie ma ich! Zniknęły, wszystkie zniknęły! – Usłyszała, zanim zdążyła wydać z siebie jakikolwiek ton. – Nie wiem jak, przecież nie ma takiej możliwości! – Panika w głosie młodego człowieka zdawała się podwajać z każdym wypowiadanym słowem.

- Już jestem w drodze. Potrzebuję trzech kwadransów. Nie ruszaj się z miejsca! – Rzuciła w odpowiedzi i rozłączyła się. Po tym, co właśnie usłyszała, nic, ale to absolutnie nic nie byłoby w stanie powstrzymać jej od pojawienia się w laboratorium. Pal licho urlop!

***

Jazdy samochodem nie znosiła tak samo, jak korzystania z komunikacji miejskiej, czy używania taksówek. W ogóle przenoszenie się z punktu A do punktu B uważała za stratę czasu. Jednak w obliczu panujących warunków atmosferycznych i niemożliwości oszacowania tego, co się właściwie wydarzyło, a co za tym idzie kroków, które będą konieczne by rozwiązać zaistniały problem, wybrała własne auto. Oczywiście spodziewała się, że utknie w korku, ale to, co właśnie działo się na ulicach, było jakimś żartem z alternatywnej rzeczywistości. Marta ze złością walnęła w klakson, gdy kierowca białego punto przegapił ostatnie sekundy, śmiesznie krótkiego, zielonego światła.

Po zakończonej rozmowie telefonicznej potrzebowała niecałych dziesięciu minut, by wskoczyć w jasne jeansy, białą, lnianą koszulę over size, a stopy wsunąć w granatowe tenisówki. Na dosuszenie włosów szkoda jej było czasu. Przetarła je tylko ręcznikiem i wciąż wilgotne związała w luźny kok na karku. Z korytarza zabrała pęk kluczy, plecak i parkę, po czymś pośpiesznie opuściła mieszkanie.

Na parterze wpadła prosto w ramiona pani Adeli, która jak gdyby tylko czekała na to, by ktoś pojawił się przed wizjerem.

- Kochana pani psor, pani pomoże mi zaleźć Filusia. – Sąsiadka prawie uwiesiła się na przedramieniu Marty. – No był i nie ma. Przepadł czort jeden.

Filuś był czarnym, trzyletnim kocurem wielkości średniego prosiaka, który nieustannie wykorzystywał nieuwagę starszej kobiety i wymykał się uszczęśliwiać wszystkie kotki w okolicy. Chodziły słuchy, że miał już liczną grupkę potomstwa.

- Pani Adelo, proszę się nie martwić. Przyjdzie, zawsze przychodzi. – Marta wymownie spojrzała na zegarek.

- No niby tak. – Sąsiadka nie wydawała się być przekonana. – Ale co ja zrobię, jak nie?

- Jeśli się nie pojawi, to jak wrócę, pomogę pani szukać. Obiecuję – powiedziała. - Tylko teraz muszę się pospieszyć. Czekają na mnie – dorzuciła łagodnie, uwalniając rękaw koszuli. – Proszę się nie martwić – powtórzyła, kierując się do wyjścia. Czuła przy tym lekkie wyrzuty sumienia, że zostawia kobietę samą, bez konkretnego wsparcia, ale musiała myśleć priorytetami. Tym razem Dawid był ważniejszy.

Kilkukilometrową odległość dzielącą jej mieszkanie od budynków uniwersytetu przebyła w negatywnie rekordowym tempie. Samochód zaparkowała na zarezerwowanym dla niej miejscu i nie zważając na rozpoczynającą się kolejną ulewę ruszyła w stronę wejścia na uczelnię.

W drzwiach zderzyła się z Barbarą. Kiedyś miały krótki romans, szybko okazało się jednak, że żadna z nich nie ma ani czasu, ani ochoty na jakąś głębszą relację, a erotyka i romantyzm rozeszły się po kościach. Ale ponieważ darzyły się wzajemnym szacunkiem i miały bardzo podobne spojrzenie na życie i świat, pozostały w przyjaźni.

- Hej Baśka! Co u ciebie? – Mimo stresu, który podgrzewał jej krew, Martę ucieszyło to spotkanie. - Wszystko w porządku? – Dodała zaskoczona widząc minę przyjaciółki.

- To koniec – usłyszała w odpowiedzi. Te dwa słowa wypowiedziane zostały tonem tak suchym, iż przypominały odgłos kruszonych w palcach, starych kości.

Marta zawahała się. Z jednej strony miała świadomość, że spanikowany Dawid już od godziny na nią czeka, z drugiej strony Barbarę musiało spotkać coś naprawdę strasznego. Jeszcze nigdy nie widziała jej w takim stanie – na kilka sekund przed załamaniem nerwowym.

- Chodź – podjęła szybką decyzję i wzięła Barbarę za rękę. Ta nie opierała się. Chociaż w międzyczasie zdążyło rozpadać się na dobre, kobieta zdawała się wcale nie ostrzegać kropli moczących jej włosy i ubranie.

Kilka przecznic dalej znajdował się bar studencki, otwarty prawie przez całą dobę. Marta miała nieodparte wrażenie, że będzie to w tej chwili najodpowiedniejsze miejsce. Kawa nie wydawała się być teraz wystarczająco silnym napojem.

 

***

Wybrały stolik w najciemniejszym kącie pustego jeszcze o tej porze baru. Ociekające deszczem opadły na krzesła. By doprowadzić się do porządku, zużyły wszystkie dostępne serwetki z logo lokalu i cały zapas chusteczek higienicznych, które miały ze sobą. Barbara przez ten czas nie odezwała się ani słowem i wciąż zdawała się być emocjonalnie w punkcie bez wyjścia, ale przynajmniej szybki marsz dodał jej policzkom odrobinę farby. Marta zamówiła u barmana dwie tequile i dwa małe piwa, w duchu dziękując za to, iż czasy sprzedaży alkoholu od godziny trzynastej już dawno minęły. Teraz, trzymając zimny kufel w dłoniach uważnie przypatrywała się przyjaciółce, zastanawiając się, ile chwil jej jeszcze dać.

- Co się stało? – Nie wytrzymała dłużej. Akurat w tym momencie cierpliwość nie była jej najmocniejszą cechą. – Baśka, no co jest? – Ponowiła pytanie. – Powiedz coś, bo zaczynam się bać.

Przyjaciółka w odpowiedzi łyknęła tequilę i zagryzła napój cytryną. Soli nawet nie dotykała. Marta, nie zastanawiając się długo, poszła za jej przykładem. Alkohol natychmiast zapłonął jej w przełyku, jednak orzeźwiający sok skutecznie załagodził ból.

- Pamiętasz, co opowiadałam ci o sygnale Wow!? – Zapytała nagle Barbara i skrzywiła się tak, jak gdyby mówienie sprawiało jej ogromne trudności. Chociaż może była to jedynie reakcja na piecząco-kwaśny smak.

Marta poczuła zaskoczenie. Wielu rzeczy się spodziewała, jednak aż tak abstrakcyjnego tematu nie miała na radarze.

- Pamiętam – odpowiedziała ostrożnie. Tak do końca nie skłamała. Coś tam jej jeszcze w świadomości kołatało. Wiedziała, że chodzi tu o fale radiowe, które ktoś kiedyś wyłapał w przestrzeniach kosmosu, i pochodzenie których wciąż było zagadką. Nie potrafiła jednak przypomnieć sobie konkretniejszych szczegółów. W końcu to nie ona, a Barbara była z zawodu i z zamiłowania astrofizyczką.

- Jest jeszcze coś, o czym do tej pory tobie nie wspominałam. – Przyjaciółka spojrzała na nią wzrokiem zagubionego dziecka. – Niecałe dwa lata temu pracownicy uniwersytetu w Ohio State wyłapali podobny, tym razem dłuższy sygnał i udało im się w końcu przetransformować go w tekst.

Ból głowy, którego Marta zdawała się już pozbyć, powrócił nagle ze zdwojoną siłą, a wrażenie przerażającej ciszy ponownie zapanowało nad jej umysłem.

- Do czego zmierzasz? – Jej struny głosowe zaczęły mieć nagle problemy, by rozprawić się z najprostszym zadaniem.

- Wczoraj dostałam tłumaczenie. Wprawdzie nie posiadam wystarczająco wysokiego stanowiska, ale podczas ostatniego pobytu w Stanach poznałam kilka wpływowych osób. Teraz te znajomości okazały się być przydatne. – Barbara nie zamierzała iść na skróty. Sama dla siebie chciała na głos powtórzyć fakty, które przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny nie dały jej zasnąć. – Okazało się, że jest to wiadomość w języku podobnym do sumeryjskiego. Aż tak wielu specjalistów w tej dziedzinie nie ma, więc trochę to potrwało, zanim udało się rozszyfrować jej sens.

- No i?

- To ostrzeżenie.

- Ostrzeżenie przed czym?

- Przed konsekwencjami naszych czynów.

- Na miłość boską, Baśka, zlituj się! – Marta sama nie wierzyła, że prowadzi tą konwersację, a jej mózg przy każdym słowie groził eksplozją. By się uspokoić, zrobiła duży łyk. A potem jeszcze jeden. Zimna piana osiadła jej na wardze.

 

- Widziałaś już dzisiaj jakieś stworzenia, inne niż nasz homo sapiens? – Barbara zaczęła się śmiać, a jej twarz przyjęła surrealistyczny wraz.

W tym momencie Marta pojęła wrażenie wszędobylskiej ciszy. Odkąd się obudziła, nie usłyszała ani przez chwilę ujadania psów, ani jednego świergotu ptaków. Nawet brzęczenie muchy, które towarzyszyło jej od kilku dni podczas przygotowywania kawy, zniknęło. Pokręciła przecząco głową.

- I już nigdy nie zobaczysz. – Śmiech przyjaciółki ulotnił się tak szybko, jak się pojawił.

- Co to znaczy? – Uderzenie nieprzyjemnego gorąca trafiło ją prosto w żołądek. Poczuła mdłości.

- Zostały adoptowane, gdyż my, na naszej planecie, nie potrafiliśmy zadbać o nie w odpowiedni sposób.

- To znaczy, zniknęły? Wszystkie? – Miała świadomość, jak idiotycznie to właściwie brzmi, ale jej umysł składał właśnie w całość wszystkie informacje uzyskane tego ranka.

Przyjaciółka potwierdziła ruchem głowy.

Marta nic już nie powiedziała. Dopiła tylko duszkiem piwo, po czym automatycznie skinęła na barmana. Jeśli Barbara mówiła prawdę, a nie miała powodów by tego nie robić, to jej pierwszy dzień urlopu okazał się właśnie być również pierwszy dniem końca ziemskiej, współczesnej cywilizacji. W obliczu takiego biegu wydarzeń, jeszcze jedna kolejka nie robiła już naprawdę żadnej różnicy

.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Magicu · dnia 26.09.2024 10:33 · Czytań: 94 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Janusz Rosek
14/10/2024 14:22
Kazjuno Dziękuję bardzo za Twój komentarz i bardzo dobrą… »
Kazjuno
14/10/2024 10:46
Zajmująco tworzysz historię Andrzeja. Dużo w niej zwrotów… »
x.jdx
14/10/2024 10:32
Gitesik - Dziękuję za Twój komentarz! Twoje porównanie do… »
gitesik
14/10/2024 05:20
super mogłem się wtym zagłebić i odnajduję skrawki moich… »
valeria
13/10/2024 19:52
O fajny, ciepły wiersz »
gitesik
13/10/2024 17:17
Ja też lubię kawę mimo że jest gorzka w zasadzie. Czarna… »
Jacek Londyn
12/10/2024 08:21
Dzień dobry. Czytany jest ten artykuł (liczba wskazuje na… »
pociengiel
12/10/2024 01:04
dzięki andro »
andro
11/10/2024 23:24
Dobrze się czyta. 30 tysięcy poetów z Krakowa potwierdzi… »
OWSIANKO
11/10/2024 21:57
dzięki za brak zainteresowania »
liathia
11/10/2024 12:15
„Poeta”, to stan umysłu, więcej sennej wyrozumiałości życzę.… »
Dar
11/10/2024 08:31
Carl Jung powiedział :,, Wszystko, co nas drażni w innych,… »
Zbigniew Szczypek
10/10/2024 22:53
Pociengiel Faktycznie straszny ten sen, taki… »
Zbigniew Szczypek
10/10/2024 21:50
Kazjuno, Dar Kaziu - dziękuję Ci za wnikliwy komentarz i ze… »
Dar
10/10/2024 08:02
Tekst przypomina monolog wewnętrzny człowieka zaburzonego… »
ShoutBox
  • mike17
  • 10/10/2024 18:52
  • Widzę, że portalowe życie wre. To piękne uczucie. Każdy komentarz jest bezcenny. Piszmy je, bo ktoś na nie czeka :)
  • Kazjuno
  • 08/10/2024 09:28
  • Dzięki Zbysiu, też Ciebie pozdrawiamy. Animujmy ruch oddolny, żeby przywrócić PP do życia.
  • ajw
  • 07/10/2024 23:26
  • I ja pozdrawiam :) Zdrówka i samych serdeczności :)
  • Zbigniew Szczypek
  • 07/10/2024 21:36
  • Dar, AJW, Kazjumo - serdecznie Was pozdrawiam i dziękuję Dar za troskę - będzie dobrze! Wszystkich na PP pozdrawiam - nie poddawajcie się i wzajemnie odwiedzajcie, tak zbudujecie "swoją potęgę" ;-}
  • Dar
  • 22/09/2024 22:52
  • Zbyś Oława . Mam nadzieję, że będzie dobrze.
  • Wiktor Orzel
  • 18/09/2024 08:33
  • Dumanie, pisanie i komentowanie tekstów. ;)
  • TakaJedna
  • 16/09/2024 22:54
  • Jesień to najlepszy czas na podumanie.
  • mike17
  • 15/09/2024 19:48
  • Jak jesień nadchodzi, to najlepsza pora na zakochanie się :)
  • TakaJedna
  • 12/09/2024 22:05
  • Jak jesień idzie, to spać trzeba!
  • Wiktor Orzel
  • 11/09/2024 13:55
  • A co tutaj taka cisza, idzie jesień, budzimy się!
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty