GRY WOJENNE
SZTUKA W TRZECH AKTACH
Grzegorz Gatner
Ze względu na brak kobiet w sztuce, dzieło dedykuję
bliskim mi przedstawicielkom płci pięknej.
W tym miejscu kończy się poprawność polityczna.
OSOBY
(w kolejności ukazywania się na scenie)
PUŁKOWNIK, lat 48
GENERAŁ, lat 72
KOMANDOR, lat 49
SZEREGOWY DAWID, lat 33
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW, lat 29
WIELEBNY, lat 50
KRZYSZTOF, lat 43, przystojny
SZEREGOWY MICHAŁ, lat 28
SZEREGOWY ROBERT, lat 31
SZPIEG, lat 30
Akt I
Scena 1 – PUŁKOWNIK, GENERAŁ, SZEREGOWY DAWID, SZEREGOWY PRZEMYSŁAW, WIELEBNY, KRZYSZTOF
Poniedziałek. Nieznana planeta w nieznanej galaktyce. Scena przedstawia sztab wojskowy z wejściem po lewej i po prawej stronie sceny. Za drzwiami po prawej stronie jest jeszcze przedsionek, który jest w stanie pomieścić kilka osób. Przy lewym wejściu znajduje się biurko z rozłożonymi mapami i solidnym fotelem, na którym siedzi generał. Naprzeciw generała stoi pułkownik i kreśli po mapie na biurku. Na tylnej ścianie wisi portret generała, strzelba i duża mapa przedstawiająca spektakl działań. W rogu umiejscowiony jest barek z karafką i kieliszkami. Rozmiar mapy pozwala przynajmniej części widowni zorientować się w sytuacji na polu walki. Na odwrocie biletu można również umieścić mapę.
PUŁKOWNIK: I właśnie w ten sposób staniemy przed pomnikiem Świętej Lany.
GENERAŁ (patrząc na mapę): Zamysł ciekawy. Hmm… Jest tu duża doza strategii, ale i chaosu. Trudno mi obliczyć prawdopodobieństwo powodzenia przy tylu zmiennych.
PUŁKOWNIK: Proszę oszczędzić kalkulator na liczenie zdobytych kilometrów. Jak do tej pory strategia ta pozwalała nam się znacząco posuwać do przodu.
GENERAŁ: Tego nie kwestionuję.
PUŁKOWNIK: Po prostu musimy trzymać się naszego planu i odrzucić dogmaty, którymi nas karmiono w szkołach wojskowych.
GENERAŁ: Racja, pułkowniku. Nasz plan wydaje się rozgrywać siły przeciwnika. W szczególności atak na główne umocnienia na centralnym odcinku frontu. Tu ich zaskoczył pomysł starego generała!
PUŁKOWNIK: Tak… Pan generał zastosował podwójnie paradoks kłamcy. Początkowo markując atak na centralnym odcinku frontu, a zaraz po tym udając odwrót, by ostatecznie upozorować odwrót odwrotu, czyli atak.
GENERAŁ: Czyli potrójnie!
PUŁKOWNIK: Tak…widzi pan, ryzykowny manewr. Było blisko zapętlenia czasoprzestrzeni. Mimo to genialne, nawet jeśli wcześniej nie dostrzegłem tej możliwości. Najważniejsze, że udało się. Nasi chłopcy siedzą już w zachodnich okopach nieprzyjaciela.
GENERAŁ: Widzisz. Ja również potrafię myśleć nieszablonowo. Zresztą za młodu szablony nie pasowały do mapy i okoliczności… Kto normalny by tam na nie patrzył?
PUŁKOWNIK: Ci ślepi, niewidzący pola bitwy.
GENERAŁ: Ha! Już tak mi pan nie musi słodzić. Przyznaję, że sam jeszcze jako młody kadet kwestionowałem te proceduralne bajania. W obliczu ostrzału artylerii wszystkie formalności podróżują na gapę wraz z kawałkami ziemi i kończyn. Ale czymś nas musieli zająć pomiędzy musztrą a ćwiczeniami fizycznymi.
PUŁKOWNIK: Ta ofensywa z pewnością wypali. Jakby to ująć, panie generale, jeśli w teatrze wisi strzelba, to znaczy, że zostanie użyta. A my właśnie pociągamy za spust.
GENERAŁ (spoglądając na strzelbę na ścianie): Jakoś skromnie strzela.
PUŁKOWNIK: Taki jej urok. Nieprzewidywalność. To nasza strategia. Jak do tej pory klasyczne prowadzenie wojny niespecjalnie przekładało się na efekty. Wróg widocznie też nie potrafi się wyrwać ze starych schematów i stara się walić głową w mur, a gdzie go nie ma, tam go stawia. Musimy działać szybko i stanowczo, nim nieprzyjaciel się dostosuje do nowych okoliczności.
GENERAŁ: Pierwszy raz jesteśmy tak blisko stolicy. Wojna była wychowawcą tylu pokoleń. Aż trudno w to uwierzyć.
PUŁKOWNIK: Pozwólmy tej staruszce odpocząć, już dość się napatrzyła.
GENERAŁ: No, panie pułkowniku, muszę przyznać, że zrobił pan na mnie wrażenie. „Wiosna przy granicy, lato przy stolicy” trudno znaleźć media, które nie przerabiają tego frazesu na głównych stronach. Nie ukrywam, że moje notowania umocniły się dzięki pańskim brawurowym działaniom.
PUŁKOWNIK: Cóż… zastając wojsko w tak znakomitej kondycji, takie morale. Trudno byłoby o inny scenariusz, kiedy dewizą armii jest pan generał.
GENERAŁ: I do tego proszę pamiętać, że sam prowadzę działania ofensywne, ale dziękuję. Zasłużone… I to bez sił powietrznych. Popatrz pan. Akurat mamy dwudziestą rocznicę wprowadzenia nowoczesnych systemów radarowych i dział przeciwlotniczych. Po tym jak wykradliśmy tę technologię, konflikt w powietrzu zakończył się wymuszonym patem. Dobiegła końca era bombardowań i rozpoznania powietrznego. Koniec z rakietami balistycznymi dalekiego zasięgu i szpiegostwem na odległość. Można powiedzieć, że od tamtego znamiennego wydarzenia konflikt stał się nieco bardziej intymny. Jak na ironię ostatnio często dochodziły mnie słuchy, że wojny nie wygra się bez przewagi w powietrzu; że już do końca historii kraje nasze będzie dzielić okop a nie granica. A tu proszę… jesteśmy pod Świętą Laną. I to na mojej zmianie. Już to sobie wyobrażam: rada ministrów, prezydent i ja uwiecznieni na tle zdobytej stolicy. Nie mam pojęcia, jaka rama udźwignie ciężar tego obrazu.
PUŁKOWNIK: Bardziej bym się martwił o ścianę, bo to kaliber istnie artyleryjski. Póki co radzę, czym prędzej przygotować się do ataku na stolicę. Wróg coraz lepiej stawia opór. Zaczyna dostrzegać klucz w naszych niekonwencjonalnych działaniach. Ostatnią bitwę udało się wygrać tylko dzięki związaniu sił wroga na Mętnym Wybrzeżu. Komandor, zgodnie z planem pana generała, wziął na swoją flotę część celowników wroga w zatoce. Z bezpieczniej odległości wymachiwał desantem, zmuszając nieprzyjaciela do rozproszenia.
GENERAŁ: Mój plan? Już nawet nie pamiętam.
PUŁKOWNIK: Ostrzegano mnie, że skromność w pana przypadku maszeruje tuż za geniuszem.
GENERAŁ: Ha. Szlachetny z pana człowiek. Szlachetny i szczery. To lubię… Wracając do mapy. Komandor… Hmm… Teraz zdałem sobie sprawę, że już dawno marynarka nie była tak zmarginalizowana. Bardziej się sprawdza, jako strach na wróble zatknięty na bojce.
PUŁKOWNIK: Oblicze wojny zmieniło się. Obecnie siły powietrzne służą wyłącznie logistyce i to na głębokim zapleczu. Marynarka też szuka nowej przestrzeni dla siebie. Ważne, że to my prowadzimy tę zmianę… i to na piątym biegu.
GENERAŁ: Święta prawda.
Komandor wchodzi do kwatery.
KOMANDOR: Dzień dobry, panie generale (salutuje). Panie pułkowniku (pozdrawia skinięciem głowy). Mam meldunek…
GENERAŁ (przerywa): Witam, panie komandorze. Mam rozkaz.
Generał podchodzi do barku i zabiera karafkę i kieliszki.
Napijmy się i uczcijmy sukcesy tego wspaniałego poniedziałku.
Generał wręcza kieliszek pułkownikowi, po czym podchodzi do komandora.
KOMANDOR (odmawia gestem): Nie piję na służbie.
PUŁKOWNIK: Pańskie zdrowie, panie Generale!
KOMANDOR: Na zdrowie.
Generał i pułkownik opróżniają kieliszki.
GENERAŁ: Pańskie też, panie komandorze. Mówił pan o meldunku.
KOMANDOR: Tak jest, panie generale.
GENERAŁ: Słucham pana.
KOMANDOR: Linia brzegowa Mętnego Wybrzeża w pełni w rękach wroga. Artyleria rozstawiona na klifach, duże siły piechoty z wyrzutniami rakiet ukryte we wschodniej części Świętego Trzęsawiska. Desant byłby możli…
GENERAŁ (przerywa): Byłby samobójstwem! Ale pan miał tylko odwrócić uwagę tych małpich oddziałów pochowanych w lasach. Na zachodniej części frontu pan pułkownik, zgrabnie manewrując piechotą podług mojego planu, przełamał linię obrony. Jeszcze musimy zabezpieczyć wschodni przesmyk, dobić centralny odcinek, i można kierować się na wrota Św. Lany.
KOMANDOR: Centrum się załamało?
GENERAŁ: Liżą dotkliwe rany, ale to doborowe jednostki. Utrzymali się. Często są też rotowane. Jak się może wydawać łącznie z okopami. Widzi pan, gdy tylko podchodziliśmy do okopów, te jakby się cofały, jakby żądając od nas jeszcze większego poświęcenia. (komandor patrzy na generała a później na pułkownika)
PUŁKOWNIK: Na zachodzie rozproszone jednostki nie stanowiły większego wyzwania i po kilku szturmach zaczęły się wycofywać za krąg umocnień na przedmieściach stolicy. Kontrolujemy większość zachodniej linii frontu oraz mamy pewne … (zerka na generała) znaczące zdobycze zadane atakiem … psychologicznym w centralnej części Świętego Trzęsawiska. Na wschodzie podeszliśmy pod przesmyk, ale jest za wąski, aby był dla nas istotnym celem. Jest tam wzniesienie z uskokiem terenu skutecznie uniemożliwiające nam dalsze postępy. Oczyszczenie z min może potrwać trochę dłużej, dlatego zaplanowaliśmy, że marynarka będzie oczekiwać w bezpiecznej odległości od brzegu, rzucać złowieszczy cień na wschodnie jednostki wroga. Wtórować ma jej skierowana tam piechota, aby od czasu do czasu pomachać, że też jest groźna i zdesperowana.
KOMANDOR: Zaplanowaliśmy? Ale sztuka wojenna mówi…
GENERAŁ: Panie Komandorze, sztuka wojenna bezskutecznie jąka się od kilku pokoleń, a czas nagli. Marynarce przypadła zaszczytna rola kontroli Mętnego Wybrzeża. Jeżeli przetnie pan morskie linie zaopatrzeniowe w tym momencie, to wróg będzie musiał się zdać na ograniczony transport przez góry od północy, a pan zostanie okrzyknięty dyktatorem morskim.
KOMANDOR: Przecież plaże na północnej części wybrzeża są niezwykle szerokie. Dodatkowo nie możliwe jest, aby miny zakopano na całej długości wybrzeża. Dopiero od niedawna stanowimy zagrożenie od strony morskiej.
GENERAŁ: I to właśnie dlatego tam nie zaatakujemy. Po pierwsze, jesteśmy pod stolicą, więc wróg zrobi wszystko, aby nie dać się okrążyć od wschodu, a zatem przeznaczy na ten odcinek znaczne siły. Po drugie, naszej flocie daleko do wrogich jednostek. Dostęp do wschodniego morza mamy zaledwie od kilku dekad, a na zachodzie nie było potrzeby stawiać na marynarkę. Raczej kopiujemy, niż prowadzimy ten wyścig. Nasz potencjał pozwala na skromny desant bądź krótkotrwałą bitwę morską. To za duże ryzyko. Jest pan mocniejszą kartą, kiedy terroryzuje pan logistykę i gapowiczów w zaroślach przy Spopielonej Plaży. Po trzecie, proszę pamiętać, komandorze, że przeciwnik wyznaje tę samą sztukę wojenną. Te same szkoły oficerskie, te same podręczniki, co w konsekwencji daje te same wyniki od stuleci. Jak niby któraś ze stron ma wygrać, skoro obie odgrywają kolejne sceny tej samej sztuki. Postanowiłem dać szansę koncepcji pułkownika… którą zresztą sam udoskonaliłem. Co prawda jeszcze nie udało mi się nanieść tej doktryny na matrycę przyczynowo-skutkową, ale jestem całkiem dobry w ocenianiu efektów, a te nie pozostawiają wątpliwości. Owszem, to racjonalne podejście, jak je pan pułkownik nazywa, na nowo definiuje możliwości, rolę i charakter poszczególnych jednostek. Proszę jednak zauważyć, że od kiedy lotnictwo zostało mocno ograniczone, to nasze podręczniki nie uległy zmianie. Po prostu wykreślono rozdział opisujący siły powietrzne. Nie wzbijamy się już w przestworza. Tylko na niewielkich wysokościach oferujemy usługi tranzytowe na tyłach.
KOMANDOR I jakie założenia ma ta koncepcja, pułkowniku?
PUŁKOWNIK: Nie założenia, a podejście. Po prostu, racjonalnie podchodzimy do sztuki wojennej.
KOMANDOR: No i w jaki sposób podchodzicie? Czy zostało ono przedstawione radzie wojennej? Jaka jej część została wcześniej zweryfikowana w ujęciu statystycznym na polu walki?
PUŁKOWNIK: Staram się analizować większą liczbę czynników, niż jest to nam wpajane. Psychologia, socjologia i neuronauki tworzą zarys potencjału dostrzeżenia pewnych rozwiązań jak i analizują prawdopodobieństwo skuteczności dostępnych opcji. Dzieje się to w oparciu o wcześniejsze profilowanie psychologiczne osób decyzyjnych oraz możliwie jak największej liczby personelu, gdzie zachodzą pobudki, aby przyjrzeć się danej jednostce, czy to ze względu na jej stopień samodzielności, czy też możliwości istotne dla danego terenu bądź etapu wojny. Następnie zarys ten nakładamy na
potencjał militarny poszczególnych jednostek wroga, uwzględniając przy tym już w sposób tradycyjny: warunki pogodowe i geograficzne oraz możliwości naszych oddziałów zlokalizowanych w pobliżu. W centrum uwagi jest człowiek z całym jego bogatym spektrum zachowań, a nie zbrojeniowa buchalterka randkująca z algebrą.
KOMANDOR: Świetnie… Czyli kryształowa kula oblana fusami, ewentualnie rzut kośćmi. Jutro nikt nie odbija z portu bez trzymania się za guzik. Czy dostatecznie realizuję to podejście? Co rada wojskowa na ten horoskop?
PUŁKOWNIK: Z wrażenia zaniemówili.
KOMANDOR: Nie mogąc się doczekać królika z kapelusza?
GENERAŁ: Plany zostały przedstawione i otrzymały warunkową aprobatę. O ile linia frontu zmienia się na naszą korzyść, o tyle moje wyśmienite jednostki mogą zdobywać kolejne kilometry.
KOMANDOR: I pan się na to godzi, panie generale?
GENEARAŁ: Nie pamiętam, aby w historii wojskowości ktoś zrzucał z konia żołnierza w trakcie skutecznej szarży.
KOMANDOR: I te wszystkie neuro-wynalazki też pojawiły się w zapisach?
GENEARAŁ: Ja akurat mam doskonałą pamięć długotrwałą. Ostatnie miesiące zazwyczaj… są dłużej przetwarzane i dopiero po jakimś czasie rozum wypluwa zaskakujące wnioski. Wiedział pan na przykład, że dla widowiskowej szarży czasami nie warto tracić jednostek, jeśli zdobycze przynoszą niewielkie korzyści operacyjne… Proste, a takie prawdziwe.
KOMANDOR: Czasami świtała mi taka myśl. (spogląda na pułkownika)
PUŁKOWNIK: Tak, neuronauki zostały oddane w duchu nowej formuły nomenklatury doktrynalnej.
KOMANDOR: Mmm... Widzę, że mamy sezon na krzykliwe slogany. Brak panu jedynie kubka z kawą i wzrostowego wykresu za plecami. Da się to podejście przełożyć na rozdziały podręcznika akademii wojskowej?
PUŁKOWNIK: Jeszcze nad tym pracujemy. W pierwszej kolejności staramy się opiniować i udoskonalać wyniki analizy. Nie przepuszczamy wszystkiego jak leci, tylko sami interpretujemy wyniki. Na formalizowanie i generalizowanie tej wiedzy nie pozostaje już zbyt wiele czasu.
KOMANDOR: A co jeśli, ktoś nie obejmuje swym rozumem niepowtarzalności tej doktryny?
PUŁKOWNIK: Zgodnie z nową formułą nomenklatury doktrynalnej taka okoliczność jest indykatorem, pozycjonującym daną jednostkę poza nawiasem oddziaływania nowej formuły nomenklatury doktrynalnej.
KOMANDOR (sarkastycznie): Auć. Brzmi okrutnie. Zastanawiali się panowie, co się stanie jeśli to wycieknie do mediów? Przecież opozycja może wnioskować o warunkowy wgląd w wojskową doktrynę. Na fali sukcesów militarnych obecni koalicjanci wykarmili słupki popularności bojaźliwym i zmęczonym wojną elektoratem, co przyczyni się do tego, że opozycja będzie węszyć, gdzie popadnie, aby zniwelować sondażową zapaść. (komandor spogląda na generała)
GENERAŁ: Opozycja nie zareaguje. Rada wojskowa to obecnie najwyżej oceniany organ ze wszystkich struktur państwowych. Gdy będzie taka potrzeba, to zasłonią się tajemnicą wojskową dla dobra sprawy. Sami odpowiadają przed innym ciałem i rozliczani są z wyników. Od kiedy odnosimy
zwycięstwa, wszystkiemu potakują i nie zadają pytań. Zakładam, że kiedy komunikują to wyżej, to odbywa się to w ten sam sposób.
KOMANDOR: Bardzo ładnie wypracowany kompromis… taki demokratyczny. W szczególności jeśli bierzemy pod uwagę, że na szali mamy życia setek tysięcy żołnierzy odbijających się od siebie w maszynie losującej… (unosi się) Łamiemy kodeks, na który przysięgaliśmy, wprowadzamy ciasteczka z wróżbami i rozprowadzamy je głuchym telefonem. Nikt nie mówi „sprawdzam”, bo nikt tego nie rozumie. Świetnie. Dostanę ulotkę z harmonogramem zajęć tej sekty?
PUŁKOWNIK: Szkolenia są przewidziane dopiero po zrewidowaniu skuteczności działań.
KOMANDOR: Ale działania już są wdrażane. Wybitna chronologia. Nie informowano mnie, że dysponuje pan maszyną czasu. I to w imię czego? Aby pan pułkownik mógł się dowartościować i przeprowadzić genialny eksperyment na tkance ludzkiej?
PUŁKOWNIK: Racjonalista odrzuca egoistyczne pobudki, kiedy decyduje o tysiącach istnień. Po za tym, to właśnie moja… nasza doktryna stawia człowieka w centrum uwagi.
GENERAŁ: Właśnie. Wypowiadając „genialny”, już pan pewnie przeczuwał, że ja również maczałem w tym palce. Trudno ukryć odciski moich linii papilarnych na tym dziele. Od zawsze intuicja podpowiadała mi, że postawienie człowieka w centrum uwagi na swój sposób jest przełomowe, tylko nie umiałem tego odpowiednio ująć w skodyfikowany sposób. I nie chodzi tylko o moją osobę. Inni żołnierze też są ważni.
KOMANDOR (odpuszczając): Rozumiem...Cóż… Myślę, że na chwilę obecną moja osobowość służbisty da radę nadzorować tradycyjną koncepcję pilnowania wybrzeża z małymi modyfikacjami wytyczonymi przy pomocy… neuro-nowinek.
GENERAŁ (koncyliacyjnie): Komandorze, chce pan wygrać tę wojnę?
KOMANDOR: Tak.
GENERAŁ: A pan, panie pułkowniku?
PUŁKOWNIK: Również.
GENERAŁ: Widzicie panowie, jak łatwo się dogadać. Często mi zwracano uwagę, że mam doskonałe zdolności mediatorskie.
KOMANDOR: Panowie wybaczą, ale za chwilę będę musiał wyjść odebrać kilka pilnych meldunków. Jednakże wcześniej chciałbym się dowiedzieć, co pozwoliło przełamać obronę na zachodzie?
PUŁKOWNIK: W skrócie nasi chłopcy na neuro-nowinkach.
KOMANDOR: I to tyle? Żadnej finezji strategicznej? Żadnej zdrady? Przecież umocnienia na zachodzie uważane są za niepenetrowalne. Przecież wróg musiał już dostrzec, że działacie inaczej. Albo to może ich manipulujecie tymi gusłami?
GENERAŁ: Ha, ha. A może są po prostu tępi… W sensie wróg. Kto to tam wie. Jest też niemała możliwość, że ich generał jest mniej rozgarnięty, co by tłumaczyło… Nie czas teraz na niesnaski. W każdym razie napijmy się jeszcze.
Pukanie do drzwi.
GŁOS ZZA DRZWI: Żołnierze frontu zachodniego meldują obecność.
GENERAŁ (zadowolony): Rozkazuję wejść!
Dwaj żołnierze w zielonych mundurach z zabandażowanymi ranami wchodzą i ustawiają się przy prawych drzwiach.
GENERAŁ: Ooo! Przyszli! Jakby to były moje dzieci! Meldunki to proza. Papier przyjmie wszystko. To wy lepiej mówcie, jak wam ołów wierci się w nozdrzach. My tu z racji wieku i doświadczenia nad mapami ślęczymy, a to wy spijacie całą śmietankę… I to pod takim dowództwem.
SZEREGOWY DAWID: Można się zapomnieć, panie generale. Zwycięstwa wyjątkowo nas rozpieszczają.
GENERAŁ: Doskonale to słyszeć. (zwracając się do szeregowego Przemysława) A co to za rana? Jak do tego doszło?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Co? A tak. To. Rana. Poważna. Jeszcze krwawić… na bandaż.
GENERAŁ: Aha. A jak się czujecie żołnierzu?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Dobrze. Trochę w głowie dzwonić, ale być OK.
GENERAŁ: To i miałeś okazję zobaczyć, co wróg pokazał.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Co? Tak, tak. Biegać nogami i strzelać też … nabojami. (szeregowy Dawid próbuje ukryć rozweselenie)
GENERAŁ: Ooo! To niewiele się zmieniło. Sam pamiętam, jak wiatr smagał nasze oblicza. To były czasy. Teraz też są czasy. Inne czasy. Żołnierzu, nie ominie cię nagroda i obowiązkowy kurs odmiany czasownika.
PUŁKOWNIK: Biedny żołnierzyna. Jeszcze się nie potrafi otrząsnąć po tym zwycięstwie. Może drugi szeregowy dopowie to, co naszemu bohaterowi umknęło.
SZEREGOWY DAWID: Panie generale, działania wojenne trochę obciążyły fleksję szeregowego Przemysława, więc powiem, co ja widziałem. Natarliśmy na zaskoczonego wroga od południa i zachodu. Początkowo wróg stawiał opór, ale po wplątaniu się sił z centralnego odcinka, zaczął powoli wycofywać się w głąb swojego terytorium na dalsze umocnienia, a później w stronę wybrzeża.
KOMANDOR: A to ciekawe. Od strony morza nie było widać żadnych manewrów.
SZEREGOWY DAWID: Jakie manewry? To był triatlon zbierania godności, pakowania sprzętu i sprintu w kierunku najbliższego dystrybutora morale. (szeregowy Przemysław próbuje ukryć rozweselenie)
KOMANDOR: O której to się wydarzyło?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: O której? Bo ja wiedzieć. Ludzie różne rzeczy gadać.
KOMANDOR: Żołnierze stoją w obecności generała. Proszę się zachowywać zgodnie z kodeksem.
GENERAŁ: A dajże chłopakom spokój. (wskazuje na szeregowego Przemysława) Ten tu pewnie szedł w pierwszym natarciu, a wiesz, jakich tam literatów ustawiają. I tak dobrze, że podmiotu z orzeczeniem nie myli.
Pukanie do lewych drzwi.
GŁOS ZZA DRZWI: Wielebny z wesołą nowiną.
GENERAŁ: Proszę wejść.
Wchodzi rozweselony wielebny lewymi drzwiami.
WIELEBNY: Niech będzie pochwalona.
POZOSTALI: Pochwalona.
WIELEBNY: Widzę, że błogosławieństwa spłynęły również na sztab. Wszyscy w szampańskich nastrojach. Nie zgrzeszyć w takich okolicznościach to grzech.
Wielebny podchodzi do barku, sięga po kieliszek i wystawia go, aby mu nalano, co wykonuje generał. Wypija trunek a następnie zerka na szeregowych.
WIELEBNY: Mamy też przedłużenie woli Św. Lany. Kwiat naszej młodzieży tak przybrany w purpurę. To musiały być ciężkie zmagania.
KOMANDOR (wskazuje na szeregowego Przemysława): Ten jeden to do teraz się zmaga. W pierwszej kolejność z tym, gdzie w ogóle był.
WIELEBNY: W tym wieku duszyczka niepodobna wszystko zrozumieć, co się wokół niej dzieje. Dlatego trzeba przypowieścią, a już w szczególności przykładem nadawać właściwe interpretacje. (do generała) Panie Generale, winszuję zwycięstwa.
GENERAŁ: Dziękuję. Po wtargnięciu w pas przesłaniania i przełamaniu pierwszej linii obrony zdałem sobie sprawę, że żaden generał wcześniej nie kontrolował takich połaci Świętego Trzęsawiska.
WIELEBNY: Zaiste, piękny to widok. A jego owoce jeszcze nie w pełni skonsumowane. Ale nim dogodzimy naszym żołądkom, godzi się ofiarować Św. Lanie modlitwę dziękczynną.
SZEREGOWY DAWID: Przepraszam, panie generale, ale jeżeli pan pozwoli, to chcielibyśmy już wrócić do naszej jednostki.
GENERAŁ: Pewnie chłopcy. Daliście dzisiaj pokaz niebywałej odwagi.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW (po cichu do szeregowego Dawida, przysłaniając usta): I włączonego aim-bota.
GENERAŁ: Szeregowi, odmaszerować!
SZEREGOWY DAWID: Tak jest!
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Tak być!
Szeregowi cicho chichoczą, wychodząc prawymi drzwiami przez przedsionek.
GENERAŁ: Co to ja miałem? Aha! Modlitwa dziękczynna. Ja codziennie dziękuję Św. Lanie, przemierzając jej świat, w szczególności z pułkiem strzelców wyborowych. Wtedy zerkam w stronę Szczerbatego Wzgórza… Czuję jej obecność… No tak. Ale podziękować trzeba. Umawialiśmy się na… ? Jutro! Woli wielebny przeprowadzić nabożeństwo w trakcie przygotowań, czy po kolacji. Z rana jesteśmy zbyt zajęci aktualizowaniem planu ewentualnego kontrataku.
WIELEBNY: W trakcie. Coś mi podpowiada, że po kolacji skromniej oddziałuje duch święty na frekwencję.
GENERAŁ: Proszę się nie martwić. Uczestnictwo będzie obowiązkowe. Byłoby wielką stratą nie usłyszeć tak zacnego orędownika pojednania pod jedną flagą.
WIELEBNY: Pod Świętym Trapezem. Relikwią symbolizującą wszak pojednanie pod jednym dachem.
Do kwatery głównej lewymi drzwiami wchodzi Krzysztof, syn generała, w stroju cywila. Jest starszy od szeregowych i bardzo przystojny. Trzymając telefon w ręku, staje obok wielebnego.
GENERAŁ: Ależ to oczywiste. Musi być łaska boska, tak jak i musi być pomazaniec boski. Tylko w ten sposób jesteśmy w stanie odpokutować Wielką Schizmę. A propos schizmy, jak mój syn przyjął naukę o niej?
Krzysztof odkłada telefon do kieszeni.
WIELEBNY: To bardzo rezolutny młodzieniec. Ma trochę skłonność do herezji, ale dzięki temu był w stanie rozumieć słuszność naszej doktryny. Bardzo wnikliwy. Wszystko weryfikował na telefonie. Tempo nauki musiałem dostosować do prędkości przesyłu danych, ale dobrze, że postrzega weryfikację informacji za konieczną. Schizmę z kolei udało się wytłumaczyć, wskazując palcem, jeśli już mamy okazję przebywać tak blisko frontu.
GENERAŁ: To mam nadzieję, że udawała mu się też od czasu do czasu schizma z telefonem. (do Krzysztofa) Krzysiu, gdybyś tylko widział, jacy tu chłopcy byli. Przypominają mi się młodzieńcze lata. Jak to my maszerowaliśmy. Ramię w ramię. Pięknie to wyglądało, nieprawdaż synu?
KRZYSZTOF: Jak? Aaa… Pewnie tak.
GENERAŁ: Rozmarzyłem się.
Po chwili generał odwraca się w stronę komandora i pułkownika.
GENERAŁ: Panowie, nie chcę zatrzymywać panów. W dniu jutrzejszym otrzymają panowie stosowne rozkazy. Gdyby coś było niejasne, to proszę podkreślić zagadkowy fragment i przeczytać jeszcze raz… Powinno pomóc.
KOMANDOR I PUŁKOWNIK: Tak jest, panie generale.
Komandor i pułkownik wychodzą prawymi drzwiami przez przedsionek. Krzysztof znowu sięga po telefon. Generał napełnia dwa kieliszki i jeden wręcza wielebnemu. Ten od razu go opróżnia.
GENERAŁ: Czy wielebny jest przekonany, że działania ekumeniczne dadzą pożądany efekt? W końcu od Wielkiej Schizmy minęło już prawie sto lat.
WIELEBNY: Zdziwiłbym się, gdyby tak nie było. Wszakże dowodzą tego ostatnie protesty i przemówienia za granicą. Ortodoksyjna retoryka jest skuteczna, tak długo, jak długo trzyma ludzi pod kloszem. Zna generał demografię wroga, prawda? Teraz przeważają ludzie młodzi. To już nie jest aż tak zacietrzewione społeczeństwo. Mają dostęp do Internetu. Kontakty z krajami północnymi pokazały im, że jest więcej sposobów na życie niż tylko represjonowanie losowych zdrajców i martyrologia uśmierconych bohaterów. Protesty odbiły się szerokim echem po parlamencie. Władza świecka coraz bardziej skłócona jest z hierarchami. Jest to idealny moment na wytyczenie nowej ścieżki duchowej zagubionym owieczkom. Ścieżki, którą idealnie personifikuje nasza… właściwa wizja Świętej Lany. Wszak najnowsze interpretacje Świętej Bibuły wskazują na immamentną radość życia. Św. Lana nie potrzebuje męczenników, tylko wyznawców. Szczęśliwych w życiu, bo podległych szczęśliwej nowinie.
GENERAŁ (wesoło): Czyli mamy lepszy produkt do sprzedaży. Świetnie! Słyszałeś Krzysiu. Już niedługo z udzielonym błogosławieństwem Św. Lany oświecimy we współpoddaństwie… lub niezachwianej wierze naszą niegdyś utraconą część społeczeństwa.
Krzysztof chowa telefon do kieszeni.
KRZYSZTOF: Co? Świetnie, tato.
WIELEBNY: Myślę, że jest to odpowiednia chwila, aby Krzysiek wykazał się niezłomną wiarą oraz odwagą i miał swój udział w planie Św. Lany.
GENERAŁ: Niech wielebny się nie martwi. Znajdzie się odpowiedni order upamiętniający wkład młodzieńca. Wypijmy za zdrowie waszej świętobliwości.
Generał orientuje się, że wielebny ma już pusty kieliszek.
GEBERAŁ: Albo ja sam dostąpię tego zaszczytu. (generał opróżnia kieliszek)
WIELEBNY: Świetnie się dyskutuje i degustuje, jednak generał wybaczy, ale czas nagli. Choć święta panienka nas nim obficie darzy, to muszę jeszcze raz zerknąć na jutrzejsze kazanie.
GENERAŁ: Oczywiście. Jeśli obowiązki obronne nie pokrzyżują planów, to sam z chęcią go wysłucham.
WIELEBNY: Kazanie będzie transmitowane w telewizji publicznej. Obecność w tak doniosłym wydarzeniu nie umknie uwadze społeczeństwa i Św. Lany, gdy na sądzie będzie podliczać nasze dobre uczynki. Zawsze to okazja, aby szczerze wyrazić miłość i poddanie się woli naszej szczodrej panienki.
GENERAŁ: Nie wątpię. Dlatego nie chcę wielebnego odciągać od nanoszenia ostatnich poprawek. Mam nadzieję, że swoją doniosłościom dorówna naszym sukcesom militarnym.
WIELEBNY: Proszę się o to nie martwić. No ale czas na mnie. Niech będzie pochwalona.
GENERAŁ: Niech będzie pochwalona.
Wielebny wychodzi lewymi drzwiami.
GENERAŁ: O! Byłbym zapomniał. (do syna) Krzysiu!
Generał sięga do kieszeni i wyciąga pomiętą kartkę.
GENERAŁ: No, no, no. Trafiłeś w bingo, synu. Wylosowałeś nie lada zadanie. Gratulacje, żołnierzu. Przebierzesz się i zażyjesz życia żołnierskiego. Będziesz musiał wykonać istnie szpiegowską operację. Jutro przenikniesz i zinfiltrujesz oddziały szeregowców w koszarach w celu pozyskania i przekazania mi cennych informacji.
KRZYSZTOF: Wypas, tato. Tylko na symulatorze szpiega dalej wyskakuje mi „ćwicz dalej”, więc to chyba nie jest bezpieczne.
GENERAŁ: Spokojnie, Krzysiu. Symulatory zostaw innym dzieciom mundurowych wysokiej rangi. Ty masz spenetrować nasze szeregi, aby dowiedzieć się jakie są morale i stan wyposażenia. Bądź jednak ostrożny, bo to nadal niebezpieczna misja. Wyposażymy cię, żebyś prezentował się jak prawdziwy szeregowy.
KRZYSZTOF: Muszę?
GENERAŁ: Dostaniesz gadżety i nowinki technologiczne.
KRZYSZTOF: A będę mógł wrzucić selfie na…
GENERAŁ (przerywa synowi): Nie. Przecież to misja szpiegowska. Możemy zdjęcie zapisać w ukrytym folderze „Szpieg” na dysku E mojego komputera, dobrze? Musisz się wtopić w nich. Musisz być jak cień.
KRZYSZTOF: Aha. A nie lepiej to sprawdzić na necie? Na różnych grupach ludzie linkują takie rzeczy i nagrywają filmiki. Poza tym strona ministerstwa obrony też regularnie publikuje doniesienia o stanie armii.
GENERAŁ: Ha, ha, ha. Widzę, że ciągnie Cię bardziej do cyberbezpieczeństwa. No cóż, analityczny rozum masz po ojcu. Jednak widzisz, chłopcze… jakby to powiedzieć? Komunikaty ministerstwa obrony są wrażliwe na sugestie rady wojskowej, a ja jako weteran wielu bitew, co to wąchał proch regularnie, mam słabość do szczerych relacji poczciwych żołnierzy.
KRZYSZTOF: Dobrze. Rozumiem… A meldunki od pułkownika nie wystarczą?
GENERAŁ: Jak niby generał ma mieć pełny ogląd sytuacji skoro tylko przez jedno oko patrzy? Sama perspektywa może wiele podpowiedzieć. Poza tym w wojsku należy zachować zasadę ograniczonego zaufania. Pewnie poznasz to na późniejszych etapach symulatora. No… czyli co masz zrobić?
KRZYSZTOF: Dopytać o morale i stan wyposażenia… A mogę rozpocząć rekonesans w mediach społecznościowych?
GENERAŁ: Nie! Wiesz to taka tajna sztuczka szpiegów. Pofatygować się i pozyskać wiedzę u źródła. Zrozumiałeś?
KRZYSZTOF: Tak jest, panie generale.
GENERAŁ: Ooo!
Generał sięga do kieszeni i wyciąga drugą kartkę.
GENERAŁ: Mamy aktualizację rozkazu.
KRZYSZTOF: Można zdalnie?
GENERAŁ: Nie! Masz się dowiedzieć, co sprawia, że zachodnie oddziały odnoszą tak niebywałe sukcesy.
KRZYSZTOF: A co z wypytaniem o morale i sprzęt?
GENERAŁ: To już nieaktualne. To tak naprawdę był test na inteligencję i jak się okazało jesteś na tyle pojętny, że go zdałeś. Gratuluję, przechytrzyłeś naszych specjalistów od weryfikacji kompetencji i szyfrantów. Czyli co masz zrobić?
KRZYSZTOF: Nie pytać o morale i uzbrojenie.
GENERAŁ: I?
KRZYSZTOF: Dowiedzieć się, czemu wygrywają.
GENERAŁ: Brzmi jak wstęp do twojej kariery szpiegowskiej. Jednak pamiętaj, że masz być raczej ich cieniem niż spowiednikiem.
KRZYSZTOF: No, ale tam się lajków nie dostaje. Brzmi to bardziej jak shadowban.
GENERAŁ: A widzisz. Tajemniczość ma wielkie wzięcie. Kiedy nie chwalisz się sukcesami, zostawiasz pole do fantazjowania w głowie drugiej osoby. Zaczyna ona fanatycznie szukać odpowiedzi i budować różne scenariusze. Staje się niewolnikiem twojej osoby. Twoja mama tak przynajmniej o mnie mówi.
KRZYSZTOF: Z pewnością.
GENERAŁ: Synu, ja wiem, że mama w swym udziale genetycznym nie koncentrowała się na wydajności, ale po to jest wojsko, aby wyhartować i nadać sens życiu nawet tym, którzy w kwestii przymiotów fizycznych i charyzmy zostali przemilczani. Jesteś już dorosły i najwyższy czas podjąć niezależną decyzję i dołączyć do jednostek, do których utorowałeś sobie drogę. Wiem, że zmiana jest pewnym niewygodnym wyzwaniem, ale jest ona wpisana w nazwisko naszej rodziny. Poza tym to, że głownie
ćwiczysz samotnie na symulatorach przysposobiło cię do roli szpiega. Niewiele osób cię tu zauważa. Natura wiedziała, jak cię ukształtować, by łatwo ci było unieść rzemiosło szpiega.
KRZYSZTOF: Dobrze, tato. To znaczy panie generale. Muszę iść podładować telefon.
Generał skinieniem głowy godzi się na to po czym Krzysztof wychodzi lewymi drzwiami.
GENERAŁ: Ha, ha. Poczciwy chłopak. Cała mama. Może się czegoś w końcu nauczy.
Scena 2 – PUŁKOWNIK, KOMANDOR
Wtorek. Pułkownik spotyka komandora na opustoszałej stołówce. Akcja rozgrywa się w trakcie nabożeństwa. Stoły są równomiernie ustawione. Przy środkowym siedzi komandor i je obiad. Pułkownik nakłada sobie na talerz posiłek i zasiada obok komandora. W trakcie rozmowy oboje jedzą obiad skierowani w stronę publiczności i nie patrzą na siebie.
PUŁKOWNIK: Nie spodziewałem się komandora w naszych skromnych progach. I to w trakcie wtorkowego nabożeństwa. Czemu zawdzięczam szanowną wizytę?
KOMANDOR: Nie pałam szczególną miłością do jedzenia na pełnym morzu. Mam również słabość do przypatrywania się, jak żołnierze w innych jednostkach utrzymują dyscyplinę i wywiązują się z regulaminu. Pozwala mi to usprawnić moje dowodzenia.
PUŁKOWNIK: Sam uważam, że to świetne miejsce. Lubię się tu pojawiać, kiedy wszyscy inni ćwiczą lub krzepią ducha na kazaniu. Chwila spokoju pozwala poukładać myśli. Więc, jak pan ocenia jakość wojsk lądowych? Mocne dwa na dziesięć?
KOMANDOR: Jak na szczury lądowe, to macie tu nawet porządek. Brakuje trochę większego rygoru. Mimo wszystko kontrola daje poczucie bezpieczeństwa, a spokój ten bierze się z przewidywalności zbudowanej na przejrzystości przepisów. Bezpieczeństwo to naturalna potrzeba ludzka, której jestem apologetą na otwartym morzu.
PUŁKOWNIK: Kiedy naturalną potrzebę człowiek można załatwić za pobliskim krzakiem, to jakoś mniej trzeba przymuszać żołnierzy do odhaczania kolejnych wytycznych. Ta dawka liberalizmu i zaufania wydaje się mieć dobry wpływ na stan psychiczny naszych żołnierzy. Obecnie zbieramy dane, które miałyby to potwierdzić.
KOMANDOR: Jaką metodą?
PUŁKOWNIK: To już pytanie do zespołu specjalistów. Moja wiedza w tym zakresie jest ograniczona.
KOMANDOR: Jakieś konkluzje?
PUŁKOWNIK: Za wcześnie by stwierdzić.
KOMANDOR: Skoro pułkownik już do mnie dołączył, to chciałbym, aby pan rozwiał pewne wątpliwości. A mianowicie, chodzi mi o rozkazy generała. Jako, że wraz z generałem jest pan orędownikiem tego psychologicznego podejścia do wojskowości, to proszę mi jeszcze raz wytłumaczyć, dlaczego marynarce przypada rola stoczni z zębami?
PUŁKOWNIK: Przede wszystkim podejście racjonalne. Racjonalne, bo uwzględnia czynniki psychologiczne. Jednocześnie skuteczne bo nakłada je na to, co wiemy z naszych podręczników.
KOMANDOR: W jakich proporcja jest to stosowane? Co i dlaczego jest czynnikiem dominującym w wyborze podejścia, kiedy zachodzi między nimi konflikt?
PUŁKOWNIK: Nie starał się pan tak po ludzku usiąść i zastanowić nad rewolucyjnością tego rozwiązania?
KOMANDOR: Na służbie nie piję.
PUŁKOWNIK: Jak pan to nazwał, zęby marynarki są na tyle ostre, aby uzyskać znaczące korzyści. Sam pan wie, że wybrzeże jest usiane artylerią krótkiego zasięgu i minami. W takich okolicznościach pańska flota będzie nurkować synchronicznie, a desant bił temu brawo latającymi kończynami. Pańska obecność ściąga wystarczająco dużo jednostek wroga na wschód, co daje mi większe pole manewru na stałym lądzie. Na morzu nie trzymamy się doktryny. Pozostaje nam zaakceptować patową sytuację ze względu na przeważającą siłę wroga, a zarazem jego niechęć do wypłynięcia na otwarte wody. A przecież pozostaje jeszcze panu blokowanie dostaw i ewentualnej pomocy drogą morską państw północnych. Naprawdę, znając pańską naturę nie chcieliśmy skusić się na coś, co wybiegałoby poza tradycyjne metody działania. Wyrwa operacyjna na froncie zachodnim i w centrum wystarczą nam, na dalsze nękanie wroga, a więc dodatkowe ryzyko obecnie nie jest nam potrzebne. Przynajmniej ja tak interpretuję plany generała.
KOMANDOR: Skoro zdobył się pan na szczerość, to proszę uściślić, jak to wygląda u pana na zachodnim odcinku. Skąd te sukcesy?
PUŁKOWNIK: Racjonalnie dobrane punkty przełamania linii wroga. Wszystko w oparciu o profilowanie psychologiczne, o którym wcześniej wspominałem.
KOMANDOR: I szczęśliwa gwiazda nie była do tego potrzebna?
PUŁKOWNIK: Jeśli jakiś konkretny dowódca wierzy w jej moc, to wrzucamy ją na matrycę profilowania.
KOMANDOR: Więc co z matrycy wyskoczyło, jeżeli weźmiemy pod uwagę najbliższe działania?
PUŁKOWNIK: Otrzymał pan rozkazy, prawda?
KOMANDOR: Zgadza się. Znowu zostałem wrzucony na listę oczekujących.
PUŁKOWNIK: Święte Trzęsawisko nie pozwala swobodnie poprowadzić oddziałów na całej rozciągłości. Biorąc pod uwagę cieki wodne, podmokłe tereny i kaprysy pogody w ostatnim okresie, jesteśmy niewolnikami nowych okoliczności. Racjonalność każe mi zachować ostrożność. Im więcej losowych zmiennych jesteśmy w stanie wyeliminować, tym większe szanse na pomyślaną operację. Oczywiste jest, że przejście przez Święte Trzęsawisko pochłonie wiele żyć. Jest to teren, którego obrońcy mogą długo stawiać opór, a stolica zapewnia wręcz nieograniczone dostawy. Wróg nie ma się już gdzie wycofać, więc będą się zaciekle bronić. Fakt, że marynarka wiąże część sił wroga jest kwestią życia i śmierci moich chłopaków. Poza tym, wcześniejsza strategia, zgodnie z rzemiosłem wojennym, mocno akcentowała potencjał lotniczy i przez dekady niczym wahadło front niemrawo przesuwał się to w jedną, to w drugą stronę. Obecnie jesteśmy w zupełnie innych okolicznościach. Rozmieszczając akcenty w alternatywny sposób, zerwaliśmy z konwencją, dzięki czemu osiągamy sukcesy, natomiast na wypadek nieprzewidzianego obrotu zdarzeń chcemy mieć marynarkę pod ręką, aby w porę przyszła z pomocą.
KOMANDOR: Pana zdaniem dotychczasowi wielcy stratedzy i tradycje militarne aż tak się mylili? Aż tak ego się w panu wierci?
PUŁKOWNIK: Nie. Moim zdaniem wojna, jak każda inna dziedzina życia się zmienia i powoływanie się na tradycję oraz autorytety ma ograniczone zastosowanie. Widać to po zachowawczych działaniach naszego wroga. A moje ego jest skutkiem, a nie przyczyną, naszym postępów. No chyba, że, ubóstwiany przez pana kodeks, ma inną definicję tej typowo ludzkiej cechy, która średnio się sprawdza w przypadku racjonalnie podejmowanych decyzji.
KOMANDOR: No proszę. Sztuczna skromność ukrywa pańskie ambicje.
PUŁKOWNIK: Proszę ją dopisać do kodeksu wojennego, jeśli przyjdzie go panu kiedyś zaktualizować. A z katalogu sztucznych, to korzystamy z najnowszych odkryć w zakresie sztucznej inteligencji.
KOMANDOR: Czyli kryształowa kula przeszła aktualizację i stała się komputerem. Nie budzi pańskich wątpliwości technologia, która dopiero raczkuje?
PUŁKOWNIK: Oczywiście, że budzi. Dlatego nie tworzy ona scenariuszy działania, a jedynie weryfikuje i usprawnia przepuszczone przez nią plany i dane. Czasami zmiany te są znaczące. W takim wypadku mamy kilka systemowych bezpieczników, aby zachować reżim koncepcyjny. A czasami wypluwa tak doskonałe i jednocześnie niekonwencjonalne zagrywki, że zostają one wdrożone w całości.
KOMANDOR: Jak na froncie zachodnim?
PUŁKOWNIK: Jak na froncie zachodnim… Z chęciom udzieliłbym panu szczegółowych informacji odnośnie naszych sukcesów, ale problem w tym, że sami nie wiemy, jak to działa. Od kiedy ta technologia została podłączona do Internetu, jest w stanie samodzielnie udoskonalać swoje algorytmy. Zaś spece of inżynierii wstecznej nie potrafią odtworzyć łańcucha przeprowadzanych operacji, więc tak, jak wcześniej wspominałem dostajemy gotowy produkt bez możliwości wglądu w jego komponenty.
KOMANDOR: Czyli kryształowa kula z modułem Wi-Fi.
PUŁKOWNIK: Trochę tak, a trochę nie. Ależ czy nie na tym polega postęp? W mozolne udoskonalanie technologii wpisane są ciężka praca, wykwalifikowana kadra i budżet, ale również szczęście, przypadek i iskierka szaleństwa. Czemu nie mamy z nich skorzystać, jeśli działają na naszą korzyść, a wróg kurczowo trzyma się starych porzekadeł.
KOMANDOR: Bo nie wiemy, gdzie nas to zawiedzie.
PUŁKOWNIK: Jak w przypadku każdego wiekopomnego dzieła.
KOMANDOR: Tak, ale ryzykuje pan losem tego kraju.
PUŁKOWNIK: I ryzyko to właśnie wypłaca dywidendę. Mam nadzieję, że udało mi się rozwiać choćby część z pańskich wątpliwości. Natomiast, czy to ze względu na moją ignorancję, czy też z uwagi na to, że jest zbyt wcześnie na konkretne wnioski, nie chciałbym pana wprowadzać w błąd pochopną dedukcją. Możliwe, że będziemy musieli zmienić całe nasze wyobrażenie o człowieku, jako autonomicznej jednostce. A możliwe, że nasza stołówka serwuje tak doskonałe dania, że ciężko być pesymistą przy talerzu.
Pułkownik kończy jeść swoje danie.
KOMANDOR: Smacznego.
Pułkownik wstaje od stołu i zabiera swój talerz.
PUŁKOWNIK: Dziękuję… i wzajemnie.
KOMANDOR: Jeszcze jedna sprawa. Te nowe rozkazy dotyczące ewentualnego ataku wroga na naszą marynarkę. Dostałem je niedawno. Czy mogę się dowiedzieć, w jaki sposób zweryfikowano prawdopodobieństwo takowych działań? Całe moje doświadczenie podpowiada mi, że w tych warunkach nieposobne jest przeprowadzić skuteczny atak na nasze jednostki.
PUŁKOWNIK: Z militarnego punktu widzenia działanie jest bezsensowne, ale politycznie nie możemy go wykluczyć. Wróg broni się pod stolicą i potrzebuje sukcesów. Choćby i mało znaczących, aby zachować pełnię władzy i propagandowo pomachać zaciśniętą pięścią.
KOMANDOR: Nakładał ktoś to na siatkę prawdopodobieństwa?
PUŁKOWNIK: A pan nakładał?
KOMANDOR: Na razie motywowany okolicznościami zdążyłem tylko na układ pokarmowy i cała idea wydaje się koncentrować w jego ostatnim odcinku. (od tego momentu rozmowa staje się mniej uprzejma)
PUŁKOWNIK: No cóż. Mimo wszystko szczęście mi dopisało, że tak znamienity proktolog poświęcił mi swój czas. Msza już pewnie dobiegła końca, więc wybaczysz, ale muszę nakarmić chłopaków moim ego. Jak to się mówi. Przez żołądek do serca. Chociaż twoja specjalizacja nie pozwala zapuszczać się tak głęboko w zakamarki ludzkości.
KOMANDOR: Serce nie leży w kręgu moich zainteresowań.
PUŁKOWNIK: A powinno. Mogłoby pompować wiele dobrego przez dziurkę, którą zagląda pan do wnętrza człowieka. Do widzenia, komandorze.
KOMANDOR: Do widzenia.
Pułkownik odnosi talerz na ladę, po czym opuszcza stołówkę.
Scena 3 – SZEREGOWY DAWID, SZEREGOWY ROBERT, SZEREGOWY MICHAŁ, SZEREGOWY PRZEMYSŁAW, GRUPA INNYCH ŻOŁNIERZY OBU WOJSK
Środa. Następnego dnia o poranku akcja rozgrywa się przy drugiej linii okopów zachodniego frontu na Świętym Trzęsawisku. Po lewej stronie w zielonych mundurach znajdują się oddziały wojska szeregowych Dawida i Przemysława, po prawej w niebieskich mundurach wojska szeregowych Roberta i Michała. Atakujący i broniący ukrywają się w okopach. Święte trzęsawisko usłane jest prowizorycznymi grobami, mizerną roślinnością w stanie rozkładu i szlamem. Ogólnie to bardzo nieprzyjemny widok.
KILKA DONOŚNYCH GŁOSÓW Z LEWEJ I PRAWEJ STRONY: Do boju!
Zza worków wybiegają żołnierze i strzelają w powietrze lub ziemię. Wyciągają buraki i smarują się nimi, bandażują splamione kończyny. Robią fikołki i inne absurdalne akrobacje imitujące odniesienie obrażeń. Na środek sceny dobiegają szeregowi Dawid i Przemysław oraz z przeciwnego wojska szeregowi Robert i Michał. W trakcie całej długości rozmowy pozostali żołnierze co jakiś czas smarują się burakami, rozdzierają mundury, brudzą się garściami ziemi, wykonują absurdalne akrobacje itp.
SZEREGOWY DAWID: Siemka, mordeczki! No to dzisiaj my mamy epic faila. Co tam u was?
SZEREGOWY ROBERT: Luzik. Piękny dzień na quick save’a na Świętym Trzęsawisku. Środa marzeń. (ironicznie) Ale tu ładnie!
SZEREGOWY MICHAŁ: No! Pięknie w chuj. I pomyśleć, że wysyłają nas żebyśmy umierali za bagno. Co za cyrk. Zresztą kostiumy już mamy.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW (patrząc na szalejących żołnierzy): I przedstawienie w toku. Bagno łabędzie, panowie!
Kilku pobliskich żołnierzy nieudolnie próbuje wykonać figury baletnicy.
SZEREGOWY DAWID: Dziadersi nie potrafią się podetrzeć bez romantycznego gestu lub rytuału. Symbolami przeżarte mózgownice.
SZEREGOWY ROBERT: Życie im się powoli kończy, to dramę cisną, że niby jakie to wielkie pokolenie odchodzi. Nam każą strzelać do siebie na swoją cześć.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Zajebista stypka open air. Tylko wiek trupa w akcie zgonu się nie zgadza.
SZEREGOWY ROBERT: Jebać stare pryki. Bagno nazwali świętym i chcą nas w nim utopić, a sami modlą się o przejście na drugą stronę w pidżamie pod pierzyną.
SZEREGOWY MICHAŁ (unosi się): Pomarszczone chuje! Jak chcą wieczności, to może tu ich zaprosimy. Błotko fajnie konserwuje.
SZEREGOWY ROBERT: Stary, poczekaj aż zobaczysz Spopieloną Plażę.
SZEREGOWY DAWID: Nigdy nie byłem. Słyszałem, że całkiem ładne plaże i atrakcje.
SZEREGOWY ROBERT: Pewnie. Pierwsze miejsce wśród escape roomów pod względem średniej prędkości spierdalania stamtąd. Kierunek zwiedzania wskazują leżące wszędzie kończyny.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Rozmarzyłem się. Muszę się tam wybrać z laską.
SZEREGOWY MICHAŁ: Przecież ty nie masz laski, Przemo.
SZEREGOWY DAWID: Nie szkodzi. Na miejscu sobie poskeja. (wszyscy wybuchają śmiechem)
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Wracając do rzeczy, w Internetach nic nie było o udanym przewrocie, także nie ogar, co?
SZEREGOWY ROBERT: No, smuteczek. Myśleliśmy, że jak podejdziecie pod miasto, to ludzie spanikują i dojdzie do przewrotu, ale wapniaki uderzyli w nutę patriotyczną, rozpędzili protesty policyjną pałką i internowali część liberalnej opozycji.
SZEREGOWY DAWID: I co z nimi będzie?
SZEREGOWY MICHAŁ: Nasi ludzie ich ogarnęli, więc są bezpieczni. My akurat mamy dość głęboko spenetrowane struktury.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Jak wam się udało tak głęboko przeniknąć?
SZEREGOWY ROBERT: Stara kadra pewnie gdzieś tu leży, a młodzi szybko sobie zdali sprawę, że mają inne zainteresowania niż wpierdalanie muzealnej mielonki z puszki pod playlistę artylerii.
SZEREGOWY MICHAŁ: Maszyna losująca wytypowała zdrajców. Nawet transmisja była w TV i konkurs na przeróbkę ich dotychczasowych wypowiedzi w auto-tune. Piwo i talon na kiełbasę. Gawiedź szczęśliwa. Przedstawienie podobne do naszego.
SZEREGOWY DAWID: Nie myśleliście, aby dołączyć do protestujących?
SZEREGOWY ROBERT: Nie. Skala była za mała, aby wychodzić. Ludzie czuliby się zdradzeni przez wojsko i mielibyśmy wesołą partyzantkę. To jeszcze nie czas.
SZEREGOWY MICHAŁ: Ciężko przebić się przez ten beton. Wiesz, dekady mózgotrzepów i indoktrynacji. Trudno wgrać ludziom do głowy jakiś nowy soft. No, także dzisiaj my wygrywamy.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: A ja wygrywam zakład!
SZEREGOWY ROBERT: Serio?
SZEREGOWY DAWID: Tak. Wszystkie czasowniki w bezokoliczniku. Potem ci prześlę nagranie.
SZEREGOWY MICHAŁ: Kurwa, Przemo. Ty to jesteś lingwista semiglota.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Sie wiedzieć! Poza tym, takie głupoty im ciśniemy, a te pajace to łykają. Stary, meldunki możemy przepisywać z komiksów.
SZEREGOWY DAWID: Gdyby generał miał jakąś kończynę reagującą na patriotyzm, to by mu cały czas stała nabrzmiała krwią. (szeregowi śmieją się) A u was?
SZEREGOWY ROBERT: Wiadomka. U nas drama, więc na razie nie przesadzamy. Przyjdą zwycięstwa to będziemy mogli w raportach kontynuować historię komandosa porannej zemsty. Na razie jest zaginiony w boju po katapultowaniu się z helikoptera.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Zajebiście. Czekałem na nowy odcinek.
SZEREGOWY ROBERT: A jak! Plus 10 do zajebistości.
SZEREGOWY DAWID: Katapultujący się z helikoptera. (śmieje się) Takiego gówna byśmy nie przepchnęli.
SZEREGOWY ROBERT: Jesteś pewien? To wszystko zależy od tego jak doniosłe wydarzenie zostanie nim opatrzone. Jak coś serio niebywałego, to ludzie łatwiej łykają legendy.
SZEREGOWY MICHAŁ: No, przyklej do tego narrację w stylu „albowiem niesiony ramionami Świętego Trapezu zaiste czerpał z ruczaju prawości”. Znajdź jakieś powierzchowne nawiązania do Świętej Bibuły. Zamień „bazie” na „bagnety”…
SZEREGOWY ROBERT (przerywa): To akurat specjalność Michała. Sfera sacrum jest bliska jego sercu. Wychowywał się w konserwatywnej i głęboko wierzącej rodzinie. Ma dryg do bycia natchnionym.
SZEREGOWY DAWID: Przydał by się nam taki. Nie ma komu obsłużyć starszego elektoratu.
SZEREGOWY ROBERT (spoglądając na zmęczonych żołnierzy): Dobra, bo się nam morale i buraki kończą. O ile przesuwamy front? U nas troszku chaos jest, więc trzeba zapewnić poczucie bezpieczeństwa, aby odciąć tlen foliarzom i innym szurom od teorii spiskowych. Śmieszne, jak niektórzy z nich są blisko prawdy, opierając się wyłącznie o banalną negację oficjalnego przekazu ministerstwa obrony.
SZEREGOWY DAWID: Ze złej strony kopią. Nie odkryją nas. Może oddamy wam pierwszą linię okopów na zachodzie i fragment przy przesmyku na wschodzi, żeby was trochę rozciągnąć. Niedaleko Święta Lana objawiła się komuś. Wiesz, jaki to ma wymiar symboliczny dla miłośników odpustów.
SZEREGOWY MICHAŁ: No, w Świętej Bibule są długie fragmenty poświęcone tej części bagna.
SZEREGOWY DAWID: No… W sumie niech tak będzie. Generał nie będzie musiał fatygować się z przenoszeniem sztabu. Wy zrobicie sobie dobrze medialnie i wszyscy na jakiś czas będą hepi.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Zakładamy się jeszcze o coś?
SZEREGOWY ROBERT: Może później. Wieczorem widzimy się na partyjce w COD-a, przynajmniej tam jest miejsce na jakiegoś skilla.
SZEREGOWY DAWID: No to winszuję zwycięstwa szeregowym.
SZEREGOWY ROBERT: Jaki szeregowy. Po tych skirmiszach, to niebawem panie kapralu. (zwraca się do Michała) Nie, Michał? A Ty kim chcesz być?
SZEREGOWY MICHAŁ: Skoro to taki looter shooter, to myślę, że na starszego szeregowego naekspiłem. (do udających walkę żołnierzy) Słyszeliście, od jutra ma być panie starszy szeregowy! A jak nie, to z flaków zrobię wam połączenie światłowodowe!
SZEREGOWY ROBERT (do szeregowego Michała): Spokojnie, Michał. (do szeregowych Dawida i Przemysława) Widzicie, potem musimy komandosem porannej zemsty PR wojska ratować.
SZEREGOWY DAWID: Kto by pomyślał, że takiego narwańca można dopuścić do tak spokojnego zawodu. Ok. Chyba mamy wszystko ustalone. To narka, do wieczora. Pamiętajcie o VPN-ach, bo wywiad później się rzuca, że zostawiacie ślad na serwerach. A… I zaczniemy później, bo my dzisiaj jeszcze musimy iść na dywanik do ojca generała.
SZEREGOWY ROBERT: OK. To narka.
SZEREGOWI DAWID, MICHAŁ I PRZEMYSŁAW: Narka.
Scena 4 – GENERAŁ, WIELEBNY, PUŁKOWNIK, KOMANDOR, SZEREGOWY PRZEMYSŁAW, SZEREGOWY
DAWID, KRZYSZTOF
Popołudnie. Sztab. Generał wraz z wielebnym stoją przy biurku, z kolei pułkownik i komandor znajdują się z prawej strony pomieszczenia. Szeregowi Dawid i Przemysław z zabandażowanymi ranami stoją w pobliżu pułkownika.
GENERAŁ: No, panie pułkowniku. No i widzi pan. W tym bagnie…
WIELEBNY (przerywa): W Świętym Trzęsawisku.
GENERAŁ: …pańska oryginalność ugrzęzła. Racjonalizm pośliznął się i zrobił szpagat.
PUŁKOWNIK: Wcześniej nie podejmowaliśmy prób przebicia się przez aż tak zabagnione tereny.
WIELEBNY: Święte... Niektóre przynajmniej.
PUŁKOWNIK: Nas susza już jakiś czas temu pozbawiła terenów podmokłych. Nie mamy gdzie ćwiczyć podobnych manewrów. Nie twierdziłem też, że nam się na pewno uda. Moi chłopcy zdawali sobie sprawę, że ryzyko jest większe, ale przepuścić okazję podejścia pod stolicę i to w chwili, kiedy sytuacja polityczna wroga wydawała się wrażliwa, byłoby wyrazem braku zdecydowania.
KOMANDOR: No właśnie, wydawała. To słowo klucz. Ciekawy to racjonalizm, który systematyzuje wydawanie się. Nie da się tego ująć w jakieś strukturalne ramy?
PUŁKOWNIK: Pracujemy nad tym.
KOMANDOR: Zbiór arbitralnych decyzji, arbitralnie dobranych jednostek w arbitralnie wyznaczonym miejscu i czasie. Brakowało jeszcze komisji gier i zakładów.
PUŁKOWNIK: To wtedy mielibyśmy pięćdziesiąt procent szans.
KOMANDOR: Nie rozumiem.
PUŁKOWNIK: Albo byśmy wygrali, albo przegrali.
KOMANDOR: Takie same zasoby inteligencji poświęcił pan na ten szturm jak w przypadku tego dowcipu?
GENERAŁ (uspokaja sytuację): Ha, ha. Spokojnie już. To nie jest łatwy teren. Doskonale o tym wiem. Zezwoliłem na ten szturm, ponieważ widziałem, że chłopcy byli dobrze rozgrzani serią wcześniejszych bitewek. Mimo wszystko, nadal jesteśmy blisko stolicy. Nasi chłopcy rotują przy zachodniej linii okopów. Świeże siły przejmą pałeczkę z ucałowaniem ręki. Odwody wroga są za słabe, aby wziąć nas w kocioł. Jesteśmy bezpieczni i możemy brać pod uwagę atak na środkowy odcinek frontu. Zachodnia część jest solidnie zabezpieczona i oparta o Szczerbate Wzgórze od północy. Mimo nieudanego podejścia nadal możemy brać ten odcinek pod uwagę. Mamy potencjał, aby przeprowadzić przynajmniej jeszcze trzy porządne natarcia. Natomiast, musimy zmodyfikować nasz plan, zaktualizować racjonalizm o, jak widać, ludzkie czynniki, ale nie psychologiczne… Takie po prostu ludzkie. Jak chociażby chęć odniesienia zwycięstwa. Przecież chłopcy też chcą utracić trochę krwi za wieczną chwałę. Prawda, moje dzieci?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Co? Często… Nie wiem. W głowie mi dzwoni.
GENERAŁ (przerywając): To pewnie wspomnienia ze szkoły. Widzę, że i odmiana czasownika się poprawiła. No a drugi szeregowy co nam może powiedzieć?
SZEREGOWY DAWID: Było dobrze, póki nie podwoiły się szeregi nieprzyjaciela. Poza tym, z każdym zdobytym metrem było coraz bardziej grząsko w bag… Świętym Trzęsawisku. (wielebny skłonił głowę okazując aprobatę) Reasumując, nie ma jak się przebić. Zbyt gęsto rozmieszczone siły nieprzyjaciela. Walczą o wszystko, więc są zmotywowani.
GENERAŁ: Dziękuję wam, chłopcy. (zwraca się do szeregowego Dawida) W szczególności tobie. Nawet podobny do mnie jesteś (szeregowy Przemysław ukrywa grymas uśmiechu). Pochodzisz może ze wschodnich rubieży?
SZEREGOWY DAWID: Dziękuję, panie generale, ale urodziłem się w zachodniej części kraju.
GENERAŁ: Dlatego nadal jesteś tylko szeregowcem. Gdybyś, jak ja, urodził się na wschodzie, to wojna towarzyszyłaby ci od najmłodszych lat. W podstawówce byłem najszybszy w rozciąganiu zasiek przez płotki.
SZEREGOWY DAWID: Gratuluję, panie generale.
GENERAŁ: No, to teraz już rozumiecie, na czym polega hart starej szkoły. Za czasów mojej młodości taktyczny odwrót odbywał się w kierunku wroga. Parło się do przodu żołnierskim krokiem. (zamyśla się) Piękne to było! Gdyby to tak częściej parady organizować. Ale nie o tym teraz. Nadzwyczajna sytuacja wymaga nadzwyczajnych środków. Czyli robimy konwencjonalną zwrotkę, stojącą w opozycji
do dotychczasowej niekonwencjonalnej strategii. Jak minus i minus dają minus, a plus i plus dają plus, tak niekonwencjonalność i konwencjonalność dają konwencjonalną niekonwencjonalność. Co pan o tym myśli, pułkowniku?
PUŁKOWNIK: Zamysł świetny… Jest również uwzględniony w moim planie działa…
GENERAŁ (przerywa pułkownikowi, zwracając się do komandora): Panie komandorze.
KOMANDOR: Tak jest, panie generale.
Komandor podchodzi do biurka i pokazuje na mapie.
KOMANDOR: Raporty wskazują na to, iż siły wroga w zachodniej części bagn… Świętego Trzęsawiska znacząco przewyższają liczbę naszych jednostek. Są to siły ściągnięte ze Spopielonej Plaży. Otwiera mi to drogę, aby przeprowadzić zaczepne działanie desantowe.
PUŁKOWNIK: Skąd pan wie, że to nie rezerwy ściągnięte z drugiej linii lub nowo uformowane jednostki?
KOMANDOR: Wszyscy żołnierze z drugiej linii już dawno biorą udział w potyczkach. W końcu bronią stolicy. Poza tym, ich jednostki też muszą odpocząć. Przegoniliśmy ich przez kilka równin i miast przy względnie niskiej rotacji. Zachód jest atakowany, więc go zapewne bronią doświadczone oddziały z rotacji. Jak jest możliwość, to dają im odpocząć, jak nie, to gnają do walki. Na wybrzeżu pewnie rozmieścili nowicjuszy, bo jest najspokojniejszym odcinkiem i sam teren jest trudny od strony lądu. Daje to szansę na wywołanie popłochu w jednostkach wroga, rozciągnięcie frontu i umożliwia pana żołnierzom przebicie się na drugą stronę ściętego… to znaczy Świętego Trzęsawiska.
GENERAŁ (do pułkownika): Widzi pan, że udało się nam zaplanować coś racjonalnego, jednocześnie zachowując pierwiastek konwencjonalności w odpowiednich proporcjach. Nie wątpi pan chyba w moje zdolności analityczne.
PUŁKOWNIK: Nie, tylko nie wiem, czy komandor jest gotowy. Meldunki wywiadowcze informują o mających niebawem dotrzeć wrogich okrętach z północno-wschodniego portu.
KOMANDOR: Wróg wie, że jest inwigilowany, więc powiela kłamstwa wśród oficerów niższej rangi, aby nas zdezorientować. Na taką ewentualność mogę zostawić kilka jednostek zabezpieczających nas na północnym-wschodzie. Powinno wystarczyć. W razie czego zawsze możemy relatywnie szybko wypłynąć na otwarte morze, aby nie dać się zamknąć w zatoce. Nasze jednostki są mniejsze, a przez to szybsze.
PUŁKOWNIK: A co będzie z nami, jeśli komandor odbije się od plaży?
GENERAŁ: Nie będziecie musieli nic robić. To nie będzie atak na dużą skalę, bardziej działanie zaczepne, aby wakacjowicze nie wykreślali słowa „wojna” z organizera. Nie mamy takiej floty, aby zbytnio ryzykować.
PUŁKOWNIK: Musimy wysłać tam swoje jednostki, aby przekonać wroga, że to coś więcej niż pozorowane działania. Nawet jeśli utworzycie tam przyczółek, to dalej się nie posuniecie ze względu na miny i ostrzał artylerii. Nie mamy na to sił… Lepsze jest jedno skoncentrowane natarcie. Panie generale, moi chłopcy od dłuższego czasu są w natarciu. Nasze niekonwencjonalne działania statystycznie nadal dają nam przewagę. Patrząc racjonalnie, jesteśmy na ostatnim odcinku. Psychologicznie dzierżymy inicjatywę. Natomiast biologia nakazuje odpoczynek. (zwraca się do szeregowych) Jak tam chłopaki samopoczucie?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Oj, nadal dzwoni… I noga drży.
Szeregowy Przemysław wprawia w drganie nogę. Szeregowy Dawid stara się ukryć grymas śmiechu.
PUŁKOWNIK: Widzi pan, panie generale, jak nam armia koroduje. Sugeruję wstrzymać dalsze działania, wypocząć i zaplanować na spokojnie atak decydujący.
GENERAŁ: Dałem panu pułkownikowi szansę, bo doświadczenie mi tak podpowiadało. Natomiast w obecnych okolicznościach plan komandora, którego autorstwo i sobie po części przypisuję, jest zdecydowanie zacniejszy. Ma punkty wspólne, z tym jak wojna powinna wyglądać. Bark przy barku. (generał się zamyślił). A jak pan pułkownik już wspomniał, nie neguje pan moich zdolności analitycznych. Co więcej, nie chcemy się wykazać brakiem zdecydowania, co również jest dla pana istotne. Niemniej jednak jestem w stanie uwzględnić prośbę o odpoczynek. Dwa dni powinny wystarczyć. Jutro ma nastąpić rotacja części oddziałów, więc dotrą do nas świeże jednostki. A plotki o odsieczy floty północno-wschodniej krążą od jakiegoś czasu, więc już dawno powinni tu być. Nawet jeśli są prawdziwe, to im to jeszcze trochę zajmie. Do tej pory byli przejęci przygotowaniami obrony własnej bazy morskiej, wymuszonymi manewrami komandora na szerokim morzu. Ostateczne rozkazy napiszę i wyślę jutro wieczorem. (do szeregowego Przemysława) A szeregowemu radzę więcej magnezu i mniej stresu.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Tak jest, panie generale!
GENERAŁ: Rozumiem, że wszystko jest jasne panowie. Można odmaszerować.
WSZYSCY WOJSKOWI W POMIESZCZENIU: Tak jest, panie generale!
Pułkownik, dwaj szeregowi wychodzą ze sztabu prawymi drzwiami przez przedsionek. Za nimi podąża komandor, jednak nim udaje mu się wyjść zostaje zatrzymany przez generała.
GENERAŁ: Komandorze, proszę jeszcze pozostać chwilkę.
Komandor stosuje się do prośby i wraca do głównego pomieszczenia. Za zamkniętymi drzwiami po prawej stronie pułkownik rozpoczyna rozmowę z szeregowymi. W głównym pomieszczeniu sztabu, przy mapie generał wraz komandorem gestykulując, symulują wymianę zdań w taki sposób, aby nie zagłuszyć rozmowy w przedsionku po prawej.
PUŁKOWNIK: Chłopaki, przede wszystkim skończcie się już wydurniać. Nie czas i okoliczności na to. Słuchajcie. Zarządziłem jeszcze większy rygor informacyjny. Wydaje mi się, że możemy być obserwowani.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Tak. Pan pułkownik i pańskie sławne „wydaje mi się”.
PUŁKOWNIK: To ładnie, że moje słowa ciągle ci dzwonią w głowie. Może i noga wyrazi jakąś oznakę podekscytowania. A tak na serio to miejcie się na baczności. Komandor robi się coraz bardziej podejrzliwy. Kręci się po obiektach na lądzie.
SZEREGOWY DAWID: Mnie do niego nie musisz negatywnie nastawiać.
PUŁKOWNIK: Co udało wam się ustalić podczas bitwy?
SZEREGOWY DAWID: Wiadomo. Pierwsza linia okopów wróciła na drugą stronę granicy plus oddaliśmy im jakieś chaszcze przy przesmyku. Na kolejny przewrót najpewniej trochę poczekamy. Zakładam, że będziemy się wycofywać.
PUŁKOWNIK: Wiesz, że to umocni pozycję komandora.
SZEREGOWY DAWID: Tak, ale dopóki współpracujemy, dopóty to my ustalamy zasady i jesteśmy kilka kroków przed nim. Bratnie dowództwo też musi otrzymywać oznaki, że mają wpływ na wojnę i ich zdanie jest respektowane. U nich całe wojsko jest zaangażowane w spisek. A biorąc pod uwagę, że jest to kraj nieco bardziej skostniały, nie wiadomo, jak protesty mogły się potoczyć. I co najważniejsze, to był pomysł pułkownika, aby podjąć próbę zdobycia stolicy w trakcie protestów, na co bracia się zgodzili.
PUŁKOWNIK: Wiem, musiałem nie uwzględnić czegoś w obliczeniach. Jak myślicie, kto jest decyzyjny po drugiej stronie? Szeregowi czy dowódcy?
SZEREGOWY DAWID: Szeregowi podejmują decyzje po obu stronach. My się dogadaliśmy, nasze zasady. Taka była umowa. Oczywiście wszyscy konsultujemy to z dowództwem i ich zdanie wywiera na nas wpływ, ale ostatecznie to my stawiamy kropki nad „i”.
PUŁKOWNIK: Nawet jeśli tak jest, to nie znaczy, że tak będzie zawsze. Dynamika decyzyjności może ulec zmianie wraz z dynamiką działań militarnych.
SZEREGOWY DAWID: No i nasze ostatnie ataki się do tego przyczynił. Dlatego teraz musimy iść na ustępstwa naszych sąsiadów.
PUŁKOWNIK: Nie pozwól uśpić swojej czujności. Sto lat w izolacji odciska piętno. Nawet jeśli wy, młodzi się dogadujecie, to jest masa kwestii, których nie dostrzegacie, a są one stałym mentalnym krajobrazem starszego pokolenia za linią frontu.
SZEREGOWY DAWID: Myślałem, że pułkownik kieruje się racjonalizmem, a nie wiekiem.
PUŁKOWNIK: Racjonalizm wyrasta z dogłębnej analizy dużej liczby analogicznych sytuacji z przeszłości. Jak wiek nie pozwala ci sięgnąć krzesła, to nie widzisz, co jest na stole.
SZEREGOWY DAWID: Jak jesteś wpatrzony w stół, to nie widzisz na czym stoisz, ale zapamiętam. A teraz pozwoli pan, że udam się na zasłużony odpoczynek. (pułkownik zezwala skinięciem głowy)
Szeregowi wychodzą z przedsionka prawymi drzwiami. Pułkownik po chwili namysłu również wychodzi tym samym wyjściem. W głównym pomieszczeniu sztabu generał z komandorem zaczynają rozmawiać na głos.
GENERAŁ (patrząc na mapę): … więc pan komandor tak widzi sprawy. Słusznie. Sam często kładłem na to pole różne znaczniki, abyście rozważyli tę ewentualność.
KOMANDOR: Ale później zabierał je pan i stawiał gdzie indziej.
GENERAŁ: Abyście zauważyli ich brak na tym polu.
KOMANDOR (po chwili ciszy sarkastycznie): Genialne. Dziękuję za lekcję, panie generale. Teraz odtworzyłem ten manewr w podręcznikowej wersji. Rozumie pan, że nie ma on przede mną żadnych tajemnic.
GENERAŁ: Jeśli rzeczywiście nie ma, to byle absolwent szkoły wojskowej, mógłby nosić mój mundur. A coś mi podpowiada, że niezwykle by go uwierał, gdyby natrafił na działania zbrojne, gdzie nie może zdać się na dobrodziejstwa poziomu teoretycznego. To właśnie jest potęga jednostki decyzyjnej. Co innego wydawać rozkazy, a co innego patrząc w oczy, pytać o ulubiony kolor trumny. Żołnierze muszą wiedzieć, że warto zginąć w służbie doświadczonego przywódcy. Widzieć, że wywodzi się spośród nich i tylko niestrudzoną służbą zdołał się wzbić ponad nich. Słyszeć, jak donośnym głosem wypędza strach. Czuć, że jest z nimi siła, która niesie ich marne żywota w kierunku wielkich czynów. To wszystko jestem w stanie im dać. Jak ojciec cierpliwie czekający na wykonanie zadania.
KOMANDOR: Obawiam się, że kodeks ma cały rozdział poświęcony nepotyzmowi.
GENERAŁ: Ha, ha, ha! Pan jeszcze nie jest na tyle doświadczony, aby to w pełni zrozumieć. Dzisiejsze wymiar konfliktu jest inny. Po wprowadzeniu konwencji humanitarnych, konflikty nie są już tak brutalne. Lata mojej młodości w wojsku upłynęły w przeświadczeniu, że jeśli wróg mnie złapie, to wykorzysta nawet zesztywniałe palce do otwierania puszek. Dzisiaj odwaga otępiała od natłoku biurokracji. (spogląda na komandora) Dotyczy to również wroga. Przecież widzimy, że podrostki działają z linijką przystawioną do rozkazu. Żadnej finezji, żadnego polotu. W takich okolicznościach regulaminy i tajniki sztuki wojennej mogą tylko posłużyć jako płótno, ale sam obraz namalowany jest purpurą odwagi. To ona przełamie marazm naszkicowanych nudą pejzaży.
KOMANDOR: Co pan w takim razie proponuje?
GENERAŁ: Pański desant będzie przykrywką. Odbędzie się, ale nie do końca. Dobije pan do brzegu, ale pozornej linii brzegu… na chwilę. W otrzymanym rozkazie będą zawarte szczegółowe polecenia. Nie przemyślałem jeszcze wszystkiego, więc teraz panu wszystkiego nie wyłożę.
KOMANDOR: Może spróbujemy razem to przemyśleć. Ja ze swojej strony służę szeroką wiedzą z zakresu…
GENERAŁ (przerywa): Wiedzy mamy pod dostatkiem. I tej racjonalnej, i tej regulaminowej. To czego brakuje, to niezłomnego ducha, symbolu, bohatera. Za takim kimś żołnierze pójdą na stolicę, nawet nie umiejąc, wskazać północy palcem.
KOMANDOR: W dobie technologii GPS takich jest dość sporo.
GENERAŁ: No w końcu pan zrozumiał.
KOMANDOR: Tak jest panie generale… Czy mogę prosić o możliwość konsultacji po przeczytaniu rozkazu.
GENERAŁ: A czy mogę prosić o unieszkodliwienie już wystrzelonej torpedy?
KOMANDOR: W sumie to tak. Obecna technologia pozwala nam zdalnie unieszkodliwić torpedę.
GENERAŁ: No to proszę potraktować ten rozkaz jak unieszkodliwienie unieszkodliwienia torpedy. Czy wyraziłem się jasno?
KOMANDOR: Chyba tak… (zrezygnowany) Tak jest, panie generale.
GENERAŁ: Dziękuję za poświęcony czas, panie komandorze… Jutro o piątej już pewnie będę miał gotowy plan działania. Będzie pan mógł rzucić na niego okiem.
KOMANDOR: Rozumiem. Bardzo dziękuję.
Komandor wychodzi z pomieszczenia prawymi drzwiami przez przedsionek. Generał spogląda na mapę.
GENERAŁ: Co ja mam zrobić? Może pułkownik będzie w stanie coś podpowiedzieć.
Do pomieszczenia lewymi drzwiami ukradkiem wchodzi Krzysztof ubrany w garnitur i okulary przeciwsłoneczne, po czym ustawia się za generałem tak, aby go nie widział.
KRZYSZTOF: Ptasznik do jastrzębia. Ptasznik do jastrzębia. Odbiór.
GENERAŁ (generał nie odwraca głowy od mapy): Tak, Krzysiu. Jak się odnajdujesz w nowej roli?
KRZYSZTOF: Póki co byłem sfotografować nasz sprzęt. Czołgi w rzeczywistości są naprawdę duże. Z bliska trudno się było z nimi zmieścić w kadrze. Przez to, że wymogi misji nie pozwalają mi poprosić kogoś o zrobienie zdjęcia, fotki nie nadają się na karuzelę na Insta.
GENERAŁ (skoncentrowany na mapie): Tak, tak… Co mówiłeś?
KRZYSZTOF: Czołgi na karuzeli…
GENERAŁ (przerywa): Czołgi już mamy skatalogowane, a ty się zajmij misją, a nie zabawą na karuzeli. Nie jesteś już na to za stary? Byłeś już może w koszarach, aby zaaklimatyzować się w nowym środowisku?
KRZYSZTOF: Na tym etapie misji nie chciałem ryzykować demaskacji.
GENERAŁ: Słusznie. Szpieg jest tak długo skuteczny, jak długo jego obecność nie wzbudza podejrzeń. Udało mi się kupić ci trochę czasu, abyś mógł się wdrożyć w arkana szpiegowskie. Będziesz miał okazję na spokojnie wykonać zadanie do jutrzejszego dnia.
KRZYSZTOF: Ptasznik obawia się, że w koszarach może zostać zdemaskowany. Instynkt szpiegowski podpowiada mi, że już na poziomie administracji wzbudzam zainteresowanie personelu wojskowego.
GENERAŁ: A czym jest to spowodowane? I czemu ma służyć ten głupi kryptonim? Mówiłem ci, że po osiemnastce nie bawimy się dłużej w te głupoty. (generał odwraca głowę w stronę Krzysztofa i unosi się) Mój Boże! Krzysiek! Miałeś byś szpiegiem, a nie ambasadorem marki odzieżowej! Dużo osób widziało cię w tym stroju?
KRZYSZTOF: Nie.
GENERAŁ: Dobrze, że nie wysłałem cię na stronę wroga! A zresztą może powinienem był!
Krzysztof upada na ziemię.
GENERAŁ: Co teraz wymyśliłeś!?
KRZYSZTOF: Tanatoza.
GENERAŁ: Co?
KRZYSZTOF: Tanatoza. Czyli symulowanie śmierci przez niektóre gatunki, w tym i pająki, gdy znajdują się w stanie zagrożone.
GENERAŁ: A już myślałem, że los się do mnie uśmiechnął. Wstawaj.
Generał szarpie Krzysztofa.
GENERAŁ: Słyszysz! Wstawiaj!
KRZYSZTOF: Proponuję zachować odległość i przejść na połączenie szyfrowane, aby reakcja obronna ustała. (Krzysztof przykłada dłoń do ust)
GENERAŁ (wzdycha zrezygnowany): No dobrze.
Generał odchodzi na odległość kilku kroków i przykłada dłoń do ust.
GENERAŁ: Jastrząb do ptasznika. Jastrząb do ptasznika.
Krzysztof wstaje z ziemi.
GENERAŁ: Odwołujemy misję prezentacji najnowszej kolekcji smokingów, zakładamy mundur wojskowy i imitujemy zachowanie pospolitego szeregowca, aby zdobyć jego zaufanie, a następnie wypytujemy o powody sukcesu na froncie zachodnim. Zrozumiałe?
KRZYSZTOF: Zrozumiałe.
GENERAŁ: Czy ptasznik ma jakieś pytania?
KRZYSZTOF: Czy w przyszłości będzie pozwolenie na udostępnienie folderu szpiegowskiego kilku cywilom?
GENERAŁ: Tylko po uzyskaniu autoryzacji Jastrzębia. Potwierdź odebranie komunikatu… Ptasznik, potwierdź odebranie komunikatu.
Krzysztof robi krok do tyłu.
KRZYSZTOF: Jakość połączenia się pogorszyła. Nie wiem, czy zrozumiałem komunikat.
Generał robi krok do przodu.
GENERAŁ: Teraz powinno być dobrze. Ponawiam komunikat – jeśli ptasznik postrada zmysł pajęczy i zacznie ujawniać nieautoryzowane zdjęcia z misji, to przypominam, że ptasznik znajduje się poziom niżej w łańcuchu pokarmowym względem jastrzębia. Zrozumiane?
KRZYSZTOF: Zrozumiane.
GENERAŁ (odkłada dłoń od ust): Świetnie. Możesz odmaszerować, żołnierzu.
Krzysztof opuszcza pomieszczenie lewymi drzwiami.
GENERAŁ: Nie pozostaje mi nic innego, jak wygranie tej wojny jak najszybciej. Skoro Krzysiu ledwo w tym świecie się odnajduje, to kolejne pokolenia tanatozy doprowadzą to masowych samobójstw pracowników linii zaufania. Jak się czegoś dowie, to dobrze. Jak nie, to nie. Teraz muszę zastanowić się nad rozkazami.
Scena 5 – SZPIEG, KOMANDOR
Komandor siedzi wieczorem w pustej stołówce. Po chwili do pomieszczenia wchodzi żołnierz marynarki wojennej – dalej nazywany „szpiegiem”.
SZPIEG: Panie Komandorze, przepraszam, że nachodzę, ale otrzymałem od marynarzy informacje o naszych walecznych jednostkach lądowych. Mają oni znajomych w siłach rotujących niedaleko zachodniej linii frontu. Część z nich przybyła już dzisiaj nad ranem i piszą, że po przegranej morale szeregowych nadal jest wysokie.
KOMANDOR: Kto autoryzował komunikowanie się z innymi jednostkami? A poza tym w czym problem? Jesteśmy dalej pod stolicą. Wojska lądowe wyliżą się z ran i niebawem znów będą starać się o nowe postępy.
SZPIEG: Tak i w tym problem. Lazarety wyglądały na puste. Nie wchodzili do środka, ale też nie musieli. Na e-papierosa medycy wychodzili tak często, jakby za zasłony dymne byli odpowiedzialni. Przerwy,
ploteczki z żołnierzami. Nie było też podobno żadnej dostawy materiału, leków, krwi. A chyba aż tak dobrze nie przegrali tej bitwy.
KOMANDOR: Co to za źródła dokładnie? Znasz ich? Wiesz, że znudzeni żołnierze powtarzają byle głupstwa, jeśli nie mają do czego strzelać.
SZPIEG: Ja nie, panie komandorze. Natomiast moi marynarze ręczą za nich… Może jest możliwość, żebym sprawdził sytuacji na lądzie z bliska?
KOMANDOR: Hmm… Gdyby cała sprawa wyszła na jaw, to może mi grozić sąd wojskowy. Z kolei zgodnie z przepisami, nieświadomy niczego dowódca nie jest obarczony oskarżeniem o zdradę, jeśli jego jednostki się jej dopuszczą. Z drugiej strony, będzie to negatywnie rzutować na marynarkę. Szpieg w moich szeregach, może dowodzić, że szpiegował za moją zgodą… Otrzymujesz zielone światło, jednak niebezpieczeństwo z tym związane, każe mi postawić dwa warunki. Po pierwsze, jeśli jesteś przekonany, co do prawdomówności swoich marynarzy to znaczy, że coś jest na rzeczy. Jeśli jednak nic nie wykryjesz, to wiedz, że nie uminie cię kara. Po drugie, masz na to czas do godziny szesnastej jutrzejszego dnia. Dłużej się tam nie będziesz błąkał. Nie możemy ryzykować wizerunkiem marynarki wojennej w szczególności, kiedy ta jest tak marginalizowana. Poza tym jutro zapada decyzja odnośnie charakteru ofensywy. Jeśli coś ma mi przynieść korzyść, to nie mogę się tego dowiedzieć w ostatniej chwili. Decyzja należy do ciebie.
SZPIEG: Trudna decyzja.
KOMANDOR: Ale do podjęcia. Przedstawiłem ci ramy, w których masz się poruszać. Do ciebie należy ocena sytuacji. Nie ukrywam, że w przypadku wykrycia czegoś, możesz liczyć na pochwałę, a wiesz, że u mnie to rzadkie i często jest łączone z awansem.
SZPIEG: Ufam im.
KOMANDOR: Mam również nadzieję, że jest zrozumiałe, że nic o tym nie wiem.
SZPIEG: Tak jest, panie komandorze. Proszę jedynie o stawiennictwo na wypadek wykrycia.
KOMANDOR: Mogę tylko obiecać, że zastosuję się do kodeksu i przysługujących mi na jego mocy przywilejów. Czy jeszcze chcesz coś przekazać?
SZPIEG: Nie, panie komandorze… Aha, co z mundurem sił lądowych? Łatwiej będzie się poruszać między żołnierzami.
KOMANDOR: Dzisiaj łodzie transportowe odnotują zaginięcie jednego z mundurów medyka sił lądowych. Możesz odmaszerować.
SZPIEG: Tak jest, panie komandorze.
Szpieg opuszcza stołówkę.
Scena 6 – SZEREGOWY DAWID, SZEREGOWY ROBERT, SZEREGOWY MICHAŁ, SZEREGOWY PRZEMYSŁAW, INNI ŻOŁNIERZE
Później tego samego dnia. Lewa strona sceny przedstawia baraki jednego, a prawa drugiego wojska. Umowne przedstawienie dwóch różnych miejsc w celu przeprowadzenia dialogu. Żołnierze siedzą przy laptopach ze słuchawkami na uszach i grają w Call of Duty.
SZEREGOWY DAWID: (cieszy się) Owned! (żołnierze wybuchają salwą śmiechu) Pajace!... Lamerzy! Match! Game! Zaorane, aż kartofle ludzie przyszli sadzić! Zemsta za Święte Trzęsawisko! Killcamy już jadą w depeszach do ojca generała.
SZEREGOWY ROBERT (również w dobrym humorze): Świetnie! Może w końcu was wyposaży w lepsze kompy. Zaoraliście, ale pingami.
SZEREGOWY DAWID: Pałuj się, NPC-u wychowany przez bota przed aktualizacją. Następny razem z Roombą zagramy. Przynajmniej jeżdżą, a nie campią. Dobra mordeczki, fragi się posypały. Na dziś wystarczy. Trzeba zmienić wartę w lazarecie. Good game i do jutra. (do słuchawki) Michał zostań jeszcze na chwilkę. Pogadamy.
Pozostali szeregowi opuszczają pomieszczenie w wesołej atmosferze.
SZEREGOWY MICHAŁ: Dobra.
Po założeniu słuchawek, szeregowy Michał zasiada przy swoim laptopie.
SZEREGOWY MICHAŁ: Co tam?
SZEREGOWY DAWID: Jak tam u was poza fragowaniem?
SZEREGOWY MICHAŁ: Ale co?
SZEREGOWY DAWID: No w społeczeństwie. Jakie emocje rządzą ludźmi?
SZEREGOWY MICHAŁ: Normalnie. Leci. Ludzie żyją od pokoleń przyzwyczajeni do wojny. Nasz kraj jest dużo mniejszy. Każdy ma jakieś doświadczenia z wojną, albo kogoś bliskiego, co z chęcią coś o niej opowie. Wy na zachodzie sąsiadujecie z oceanem, to i najczęściej walczycie z żywiołem na deskach surfingowych.
SZEREGOWY DAWID: A jaka była reakcja na potencjalny przewrót?
SZEREGOWY MICHAŁ: Miasta i inteligencja mogłyby się bawić w przewrót. Prowincji w telewizji pokazano dramę, więc drżała na myśl o rewolucji, a mentalna prowincja w miastach śledziła wydarzenia z balkonu.
SZAREGOWY DAWID: Auć. To nie macie tam za wielu kółek postępowej myśli politycznej.
SZEREGOWY MICHAŁ: Mamy kontakty z krajami północy, ale są one świeże i wymuszone potrzebą znalezienia przeciwwagi do was. Wapno nadal podejrzliwie looka na wszystko, co made in gdzieś tam.
SZEREGOWY DAWID: Jak myślisz, co ludzie powiedzą na wyzwolony wizerunek Lany? Posłanniczki radości i miłosierdzia. Pytam ciebie, bo ponoć znasz się na tym.
SZEREGOWY MICHAŁ: Na pewno na początku będzie wrzawa, ale chuj tam – tak zaczynają się wszystkie zmiany. Część będzie szukać punktów wspólnych ze starszym wizerunkiem, część po pewnym czasie przyjmie nowe nauki, a część będzie stawiać opór. Ważne żeby to mieć pod kontrolą. Są przyzwyczajeni do pokutnicy i świętoszki, ale jeśli to ma zakończyć wojnę, to może się głąby obudzą. W każdym razie nie możemy zostawić tego naturalnemu biegowi wydarzeń.
SZEREGOWY DAWID: To może być dla nich zbyt wiele. Same zmiany polityczne będą terapią szokową.
SZEREGOWY MICHAŁ: Więc mamy czas do momentu, aż się ockną.
SZEREGOWY DAWID: Kumam. Pamiętaj, że jesteśmy w tym razem. Jeśli wy macie jakieś pytania, to wal śmiało.
SZEREGOWY MICHAŁ: Dobra. W jakim zakresie i stopniu treści Świętej Bibuły będą zawarte w nowej konstytucji?
SZEREGOWY DAWID: Znam tylko ogólniki. W zakresie religii promowana będzie tolerancja. Jednocześnie nowy ustrój będzie miał prawo karać duchownych podżegających do nieposłuszeństwa lub bezprawia. Ze Świętej Bibuły pewnie kwestie związane obrzędami, czy pochówkiem zostaną przepisane lub…
SZEREGOWY MICHAŁ (przerywa): A co z karaniem duchownych za długie lata stygmatyzacji na tle światopoglądowym?
SZEREGOWY DAWID: Nie wiem, ale prawo nie może działać wstecz. Wyślę do ciebie kogoś z naszych ludzi od kodyfikacji prawa, jeśli chcesz poznać szczegóły.
SZEREGOWY MICHAŁ: Nie trzeba. Konstytucja jest przecież wspólnie układana. Sam mogę poprosić o wgląd. Chciałem się tylko upewnić, jak to widzicie.
SZEREGOWY DAWID: Stary, ja tam nie mam nic przeciwko dojechaniu kilku sukienkowatych. Pod warunkiem, że jest już jasno ustanowione prawo i oba narody łączy konstytucja. Ale raczej nie będziemy urządzać polowań na czarowników za to, co robili wcześniej. Ludzie zaraz powiedzą, że nowa religia organizuje czystki, by zdominować sferę sakralną. Smuteczek, jednak łączenie naszych państw dobrze zacząć od łączenia.
SZEREGOWY MICHAŁ: No ok.
SZEREGOWY DAWID: Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
SZEREGOWY MICHAŁ (żartobliwie): Tak. Czy wasza Św. Lana ma kolekcje jesienną, bo nasi ludzie nie modlą się do garderoby późnej nastolatki.
SZEREGOWY DAWID: Spoko, ubierzemy ją trochę. Że wy się też tak uginacie przed dziadami.
SZEREGOWY MICHAŁ: Co mamy robić, skoro przeciętny obywatel ma 45 lat? Młodzi wiadomo, że olewają takie detale, ale starsi nigdy innej bogini nie widzieli. A ich jest więcej. Gdyby tak już odprowadzić ich do Świętej Lany.
SZEREGOWY DAWID (wzdycha patrząc z politowaniem na Michała): Nie będzie łatwo połączyć nasze kraje.
SZEREGOWY MICHAŁ: Nie będzie.
SZEREGOWY DAWID: Ale co nam pozostało? Nie myślisz chyba, żeby do końca życia odgrywać ten cyrk. Udało nam się zaprzestać bratobójczej sieczki, uda się też dogadać na płaszczyźnie politycznej i religijnej. Musimy tylko głębiej zinfiltrować nasze rządy. Wtedy do kupy z wojskiem ogłosimy pokój.
SZEREGOWY MICHAŁ: Ile to ma zająć?
SZEREGOWY DAWID: Na pewno krócej niż zostanie weteranem i na pewno dłużej niż życie przeciętnego żołnierza pod ostrzałem artylerii. Nie wiem. Nikt tego wcześniej nie zrobił.
SZEREGOWY MICHAŁ: Ja pierdolę… panie. To ja jeszcze obligacji skarbowych nie kupuję. Wcześniej większość geriatryczno-parlamentarna zgubi skierowanie do specjalisty, niż zwolni miejsca na sali plenarnej.
SZEREGOWY DAWID: No, kurwa, Michał. A chcesz żeby ci wręczyli karabin powstańczy i tryb new game plus.
SZEREGOWY MICHAŁ: Nie wiem. Jakoś nie widzę tego.
SZEREGOWY DAWID: Co jest trudnego w zrozumieniu, że jeden, wymieszany naród nie stanowi zagrożenia dla siebie? Musimy to spokojnie i odpowiednio ogarnąć, żeby spoiwo dobrze lepiło.
SZEREGOWY MICHAŁ: Dobra. Mniejsza z tym. Im szybciej nowa Święta Lana dotrze do nas, tym łatwiej będzie ruszyć z tematem.
SZEREGOWY DAWID: Jak na takiego wytarganego z seminarium coś dużo hejtujesz to wasze święte.
SZEREGOWY MICHAŁ: Mam swoje powody.
Szeregowy DAWID: Nie martw się. Pod wspólnym prawem nie będziesz musiał się już przejmować…
SZEREGOWY MICHAŁ: Ja? Mi chodzi o moich ludzi i jak byli traktowani.
SZEREGOWY DAWID: Oni też będą mogli spać spokojnie.
Akt II
Scena 1 – GENERAŁ, KRZYSZTOF, WIELEBNY, KOMANDOR
Czwartek. Sztab a w nim generał, wielebny i Krzysztof w cywilnym stroju. Krzysztof sięga po telefon.
GENERAŁ: No, Krzysiu. Tak się składa, że czwartek to dzień weryfikacji treści Świętej Bibuły. Co możesz ojcu przypomnieć z zapisów świętej księgi? Jak ci się podoba fragment o zwycięstwie wysłannika świętej panienki?
KRZYSZTOF (patrzy w telefon): Tak, wysłannik.
WIELEBNY: Zwycięstwie świętej panienki. Prawda, Krzysiu? Przypominasz sobie przypowieść o tym, jak Świętej Lana natchnęła dusze żołnierzy?
KRZYSZOF (pisze wiadomość): Gdzieś to tu było, że natchnęła.
GENERAŁ: Ależ oczywiście, że Święta Lana natchnęła dusze. Jednakże drzemiącą w kończynach siłę wyzwolił hart wielkiego dowódcy.
KRZYSZTOF: No, drzemiącą.
WIELEBNY: A to oczywista oczywistość. Nie zapominajmy jednak, kto zaprojektował ludzką duszę tak, aby mogła odznaczać się hartem. Twierdzić inaczej, to byłaby zachęta do bluźnierstwa. Prawda, Krzysiu?
KRZYSZTOF (cały czas patrząc w telefon): Hart, zgadza się. (podnosi głowę i patrzy na generała i wielebnego, a oni na niego) Co? Robiłem fact-checking.
GENERAŁ: To podziel się z nami zweryfikowaną wiedzą.
KRZYSZTOF: Wysłannik … natchnął… drzemiące… harty.
GENERAŁ: No proszę. Jak to metaforycznie wyłożył. Szyfrem potwierdził zwierzchnictwo służby wojskowej.
KRZYSZTOF (z radością): No w końcu szpiegiem jestem!
WIELEBNY (patrzy na Krzysztofa, a potem na generała): Szpiegiem?... Gratuluję! Kiedy spotkało cię to błogosławieństwo? A może generał już od dawna posyła cię do mnie na przeszpiegi. Ha, ha. No proszę, mój powiernik może się teraz sam wyspowiadać.
GENERAŁ: Tak. Ha, ha. Trzeba myśleć nad przyszłą specjalizacją młodego. A ma chłopak zadatki na tę funkcję. Wieczorami trudno go znaleźć.
WIELEBNY (do Krzysztofa): Jeszcze raz gratuluję, chłopcze!
GENERAŁ: Nie ma czego. Już chłopak zdążył zostawić kamuflaż na zasiekach. Skoro jest to już wiadome, to nie powinien się nikt dziwić, że tak zgłębia inwigilację w oparciu o technologię przenośną.
WIELEBNY (patrzy na Krzysztofa operującego telefon): To już chyba długo jest tym szpiegiem.
GENERAŁ: Niedawno spadła na niego ta rola, ale decyzja była oparta na długoletniej obserwacji predyspozycji. Prawda, Krzysiu?
KRZYSZTOF (nadal korzystając z telefonu): No.
GENERAŁ: Na dzisiaj już wystarczy męskiej szczerości.
WIELEBNY: Pełna zgoda. (zwraca się do Krzysztofa) Jednak w stosunku do wroga. Pośród swoich niech skarbiec twojej wiedzy będzie dostępny.
KRZYSZTOF (pokazuje wielebnemu telefon): Jestem dostępny.
GENERAŁ: Z dostępnością to nie ma problemu. Chłopak ma to po ojcu, że ludzie go lubią. Fach jednak, który przyjdzie mu dźwigać wymaga dyskrecji w dzisiejszym, owładniętym przez technologię świecie. Słyszałeś Krzysiu? Nigdy więcej nie mów, że jesteś szpiegiem.
KRZYSZTOF: Właśnie pracuję nad tym. Tak. W każdym bądź co bądź razie… bez spoilerów.
Pukanie do drzwi.
GENERAŁ: Proszę.
Komandor wchodzi do pomieszczenia.
KRZYSZTOF (nadal koncentrując się na telefonie, mówi sam do siebie): Ja też proszę. Usuń się.
KOMANDOR: (wchodzi do pomieszczania na tyle wcześnie, aby usłyszeć uwagę Krzysztofa) Dopiero przyszedłem, a już chcą mnie usuwać. Najpierw trzeba jednak dopełnić obowiązków. Panie generale, mam zaktualizowany raport o rozmieszczeniu sił wroga na Mętnym Wybrzeżu. Co więcej, chciałbym przypomnieć o możliwości wspólnego pochylenia się nad planem działania.
GENERAŁ: Oczywiście. Proszę położyć raport na biurku. (komandor kładzie raport) Znajdzie się chwila na oderwanie od misji dydaktycznej. Panie Komandorze, tak jak mówiłem, będę do pana dyspozycji w okolicach piątej. (komandor potwierdza skinieniem głowy)
WIELEBNY: Doskonale. Cieszy mnie to niezmiernie, że takie braterstwo panuje w naszym szeregach. Święta Lana zawsze mówiła, aby zrzucać pęta zacietrzewienia i nie bać się w gronie dzielić myślami. O ile oczywiście nie są to herezje. (wielebny podchodzi do barku i nalewa do trzech kieliszków) Napijmy się.
KOMANDOR: Na służbie nie piję.
GENERAŁ: A czemu to niby miałaby u nas panować niezgoda? Jeśli wszyscy idą za idącym z góry przykładem, to nie ma sposobu, aby się kłócić.
Wielebny podaje generałowi kieliszek a drugi od razu opróżnia po nalaniu.
WIELEBNY: Ja koncentruję się na pozytywnej konsekwencji braterstwa. Dobre relacje wyzwalają otwartość, więc ludzie są skłonni zrozumieć rację innych. To buduje wspólnotę. Ludzie szanują się, więc i bólu nie zadają. Taka jedność pod Świętym Trapezem to laurka dla Świętej Lany.
GENERAŁ: Tak, ma wielebny rację. Jednakże i ci zjednoczeni ludzie pod Świętym Trapezem muszą stać na trwałym fundamencie, aby cała konstrukcja nie runęła.
Komandor podchodzi do barku i zabiera przygotowany dla niego kieliszek z trunkiem, następnie podchodzi do pozostałej dwójki.
GENERAŁ: A fundamenty to jednolita masa, a nie pstrokacizna. Zdrowie wielebnego. (opróżnia kieliszek)
WIELEBNY (spogląda na komandora): Pan podobno nie pije na służbie.
KOMANDOR: Dwie minuty temu dobiegła końca.
Komandor w teatralny i dystyngowany sposób wypija trunek. Pozostałe osoby ze dziwieniem patrzą na niego.
KOMANDOR: No co? Wszystko zgodnie z etykietą.
WIELEBNY: To niezwykłe, ale mam wrażenie, że zaktualizowany raport miał zostać doręczony w porze, kiedy obowiązki służbowe ustają.
GENERAŁ: Proszę nie insynuować, jakoby komandor naciągnął obowiązki do okoliczności.
KOMANDOR: Jak przypuszczam tych obowiązków jakoś wyjątkowo wiele nie występuje w sferze sacrum. W szczególności zaraz po dostawie racji żywnościowych i trunków.
GENERAŁ: Ha, ha. Choć możliwe, że właśnie trunek pozwoli na przetrawienie koncepcji i istoty roli wybitnej jednostki w kształtowaniu się państwa. A teraz chodź Krzysiu ze mną i wielebnym, aby zmiana perspektywy pozwoliła ci szerzej objąć całokształt hierarchicznego świata Świętej Lany. Widzimy się o piątej, panie komandorze.
KOMANDOR: Tak jest, panie generale.
Generał, Krzysztof i wielebny wychodzą lewymi drzwiami. Po chwili czas się zatrzymuje i słup światła pada na komandora.
KOMANDOR: Człowiek to małpa przyozdobiona w prawo. Jak ono upadnie, to wraca do lasu bestialsko spełniać swoje rządze. Prawo własności, prawo do życia, prawo do szczęścia wypada wraz z gorącymi trzewiami po rozpruciu brzucha pod dyktando pierwotnych instynktów. My, którzy okiełznaliśmy żywioł. My pierwsi zerknęliśmy w głąb siebie, aby ocenić nie tylko, na co akurat mamy ochotę, ale i kim jesteśmy naprawdę. Ta szczera ocena pozwoliła nam dostrzec ciemną część naszej natury. I wystraszyliśmy się jej. Od tego czasu widzimy ją w każdym innym człowieku. Ale ta sama introspekcja pozwoliła wyobrazić sobie most, porozumienie, wspólny mianownik. To był pierwszy i jedyny traktat pokojowy. Prawo! Prawo dało nam spokój, prawo pozwoliło nam współpracować, prawo nadało sens wspólnotowy. Zaś dzisiejsza młodzież z wolnością na ustach żąda anarchii. Wszystko wolno. Nie oceniaj mnie. Nie określaj mnie. Banda przygłupów. Gdyby dostali tę swoją wolność, to by już kompletnie zatracili sens życia. Bez obowiązku, bez współdzielenia odpowiedzialności za kraj, bez współzależności i współzawodnictwa. Wolne elektrony. Samodzielnie szukają prawdy, jakby nie wiedzieli, że cała cywilizacja dopiero ruszyła, gdy nastąpiła specjalizacja zawodów, ta z kolei wymusiła stworzenie norm zachodzących między nimi relacji, by w końcu okrzepnąć w zbiorze praw. Oczywiście, że każda epoka
jest inna i powinien jej przyświecać adekwatny kodeks, ale jakiś kodeks musi być. Ewolucja to doskonalenie, a nie niszczenie. W gruncie rzeczy, bez względu na wybór, czy to silna jednostka, czy religia, czy postęp naukowy, wszystkie te ideologie ostatecznie kodyfikują swoje pretensje w prawie. Nie uciekniemy od niego. A znając jego prawidła, możemy je stworzyć lepsze lub gorsze. Wzburzone karty historii pokazują, że przywódcy duchowi ustępują władcy, władca ustępuje oligarchii, a oligarchia ludowi. I miesza się to wszystko w pajęczynie sukcesji i abdykacji, ale każda z tych zmian wprowadza swój kodeks. Co więcej prawo jest wyrażone w sposób abstrakcyjny, daleki od naszych codziennych doświadczeń. Oderwane od bezpośredniej percepcji reguły zawsze są podatne na pewną doza interpretacji. Rzadko kiedy dwie sytuacje idealnie się pokrywają, więc musimy wziąć pod uwagę różniące je czynniki i sprawiedliwie ocenić. I w tym właśnie miejscu znajduje się wolność ludzka. Ta przestrzeń daje nam możliwość, aby się uzewnętrznić, być tą dumną małpą, która może rozprawiać o wolności i sprawiedliwości z bezpiecznej perspektywy. Wolność zharmonizowana z ujednoliconym punktem odniesienia. A nie ciągle pokonywać i być pokonywanym na oznaczonym moczem kawałku dżungli. Co podniosłego miałoby się niby wykształcić z takiego systemu relacji? Bezmiar cierpienia, wieczne poczucie zagrożenia, pełna koncentracja na jak najszybszym zaspokojeniu potrzeb. Setki zapomnianych pokoleń właśnie w ten sposób spędziło życie. Nikt nic nie napisał, bo nie było mechanizmu, który by dostarczył materiału, nauczył pisać i dał możliwość w spokoju ująć na piśmie fragment swojej rzeczywistości. Prawo to brakujące ogniwo, oddzieliło nas od małp i ich mikroskopijnych kręgów społecznych. To ono projektuje jedność na nieznane sobie jednostki. Ludzi, których dzielą setki kilometrów bądź też mówią w różnych językach. Co więcej, to wreszcie prawo, jak abstrakcyjny i sprawiedliwy sędzia, nie będzie patrzyło na zwyczaje, rodzinne powiązania, cechy etniczne czy interpretacje Świętej Bibuły. Czy można sobie wyobrazić lepsze narzędzie do wyrugowania rasizmu i całej masy innych zabobonów, w jakie zostały ubrane różniące się społeczności? Na wszystkie kłótnie, kody kulturowe, różnice w postrzeganiu rzeczywistości lekarstwem jest jedna uniwersalna miara. Oczywiście, że żaden kodeks do tej pory nie był doskonały, ale jako gatunek osiągamy coraz to wyższe stadium rozwoju. Zmiany są nieuniknione ze względu na nowe odkrycia. Prawo nie sięga po doskonałość. Ono ma dać wszystkim jej dzieciom równy i sprawiedliwy dostęp do głosu, aby w ramach ścierania ideologicznego finalnym produktem stała się umowa. Umowa ta, obejmując wszystkich członków, daje szanse na dalsze doskonalenie jej. I tak ta ewolucja napędza kolejne pokolenia, będąc nieskończonym fundamentem rozwoju. Nie znajdzie się lepszego spoiwa na nasze dwa zwaśnione narody. Tym bardziej teraz, kiedy pułkownik grą w kości ustala strategię, muszę mieć mocną pozycję, jeśli chcę zapewnić odpowiedni porządek prawny przyszłej wspólnoty. Nie może być inaczej. Muszę iść tą drogą, w przeciwnym wypadku będę cynikiem.
Scena 2 – SZEREGOWY PRZEMYSŁAW, SZEREGOWY DAWID, KRZYSZTOF, INNI ŻOŁNIERZE
Nieco później. Grupka szeregowych żołnierzy stoi razem na terenie koszar i swobodnie rozmawia, żartuje lub korzysta z telefonu. Po prawej stronie znajduje się duża skrzynka, za którą można się schować. Szeregowy Przemysław nabija lalkę na karabin.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: He, he. Święta Lana Nadziewana! Czaicie? A co jak Święta Lana urodzi tępego płaskoziemianina? Przynajmniej nie trzeba będzie już w szkole obliczać zakrzywienia powierzchni ziemi.
SZEREGOWY DAWID: Przynajmniej będzie wiadomo, kto jest ojcem.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW (pocierając lalką szeregowego Dawida po twarzy i udając głos kobiety): Jesteś taki bystry. Może ty zostaniesz dawcą świętego nasienia. Otwórz buzię, a Święta Lana pokaże ci jedną ze swoich LGBT sztuczek.
SZEREGOWY DAWID (odpychając lalkę od twarzy): Skończ już z tą religią. Gdybym miał cię wyruchać, to zrobiłbym to w kakao, bo najobrzydliwsze gówno ci z gęby wychodzi. (pozostali szeregowi wybuchają śmiechem, szeregowy Dawid zwraca się do nich) Niezłe, nie? Na forum było.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Coś ty taki obrońca bajek i przesądów świętej srajtaśmy?
SZEREGOWY DAWID: Daj spokój. Nawet u nas nie przejdą aż tak liberalne zmiany. Większość ze starego pokolenia wierzy. Młodzi też do końca nie są przekonani. Ciągle czegoś szukają. Ja z resztą też wierzę, że coś tam jest. Nawet jak zwyciężymy wroga to staniemy przed konseSrwatywną ścianą. Ci ludzie jak się zmienią to i tak na swój sposób. Nie zapominaj również o możliwości dalszego prowadzenia wojny przez region północno-wschodni, gdzie rząd braci może się udać zaraz po zajęciu miasta. A ja im nie chcę tego paliwa dawać, wywołując reformację w stolicy.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Północny-wschód jest bardziej liberalny ze względu na kontakty handlowe z krajami północy.
SZEREGOWY DAWID: Tak, ale z naszej perspektywy kraje te nie są aż tak bardzo liberalne. I co gorsza mogą zacząć w jakiś sposób wspierać ten region z obawy o zbyt daleko idącą liberalną rewolucję, równowagę sił i swoje bezpieczeństwo. Zrobiliśmy ostatnio duże postępy. Myślisz, że umknęło to ich uwadze?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Pewnie nie. Ważne, żeby szybko nasze narody się dogadały. Wtedy interwencja z zewnątrz nie będzie miała sensu. Chyba jedynie ta demokracja sprawi, że przestaniemy być wobec siebie podejrzliwi.
SZEREGOWY DAWID: No dobra, a jak ty widzisz nowy zjednoczony naród? Wyobraźmy sobie, że jesteś na mównicy i spada na ciebie blask jupiterów. Masz swoje pięć minut, żeby oczarować ludzi demokracją.
Szeregowy Dawid telefonem oświetla Przemysława od góry.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: A co tu kurwa czarować. Na wybory pójdę, ale dla mnie ważne, żeby dobry serial zobaczyć, jebnąć piwko nad morzem i żeby w babie w łóżku się zakotwiczyć, abym po najebce z niego nie spadł.
Szeregowy Dawid gasi latarkę.
SZEREGOWY DAWID: To się wzbiłeś na wyżyny intelektualne, Przemo. Chodząca reklama demokracji z zainstalowanym adblockerem. A może coś, co będzie mieć jakiś pozytywny wynik?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Pozytywny wynik testu ciążowego? (żołnierze wybuchają śmiechem) A co ja tam będę o wielkich sprawach decydować. To i tak wy, bananowe elity po studiach będziecie rządzić. Nie każdy musi „ą” „ę” rozkminiać. Ważne żeby iść oddać głos, kiedy wam zacznie odbijać.
SZEREGOWY DAWID: A jak to rozpoznasz?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Kiedy wam zacznie odbijać… Wyluzuj. Ważne, że już jesteśmy blisko Mętnego Wybrzeża. Wdziałem je dzisiaj ze wzgórza. Nic dziwnego, że tylko wojsko się bije o to miejsce. Żaden kurort tam złotych jaj nie zniesie.
SZEREGOWY DAWID: No. Jedyne jaja tutaj to te ogromne, co nam w kamasze wpadają. Nikt nigdy wcześniej takich rzeczy nie odpierdalał.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Uda nam się?
SZEREGOWY DAWID: Pewnie, w końcu nasze pokolenie nie jest tak zryte, żeby latami do bogini wysyłać na zmianę błagania o pokój i owieczki w trumnie. To kwestia umowy społecznej, jak każde inne stanowione prawo.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Niektóre prawa są martwe.
SZEREGOWY DAWID: Wystarczy starych nie dopuszczać do władzy. Młodzi są już dogadani.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW (cynicznie): No piękna ta nowa demokracja, taka inkluzywna.
SZEREGOWY DAWID (zwraca się do pozostałych szeregowych): A propos demokracji, czy też dyktatury. Pozostali szeregowi nie mają czasem ogarnąć logistykę buraków? Niedługo akcję mamy.
W trakcie ostatniej kwestii szeregowego Dawida za skrzynię podkrada się Krzysztof w mundurze sił lądowych oraz z założonymi okularami ze sztucznym nosem i wąsami. Pozostali szeregowi psiocząc opuszczają scenę prawą stroną, co zmusza Krzysztofa do okrążenia skrzyni, aby go nie zauważyli i wystawia na widok szeregowych Dawida i Przemysława. Szeregowi patrzą na niego, a potem na siebie nawzajem.
SZEREGOWY DAWID (do Krzysztofa): Jak cię zwą żołnierzu!?
KRZYSZTOF (zdezorientowany): Krzysz… ton.
SZEREGOWY DAWID: Drogi Krzysztonie, skąd to cię przywiało?
KRZYSZTOF: Ja tutaj… Na tyłach…
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Jednostki rotujące, co?
KRZYSZTOF: Tak, rotacja.
SZEREGOWY DAWID: Słyszałem dużo dobrego o waszych zdolnościach. Może byś się pochwalił czymś. (Krzysztof obraca się wokół własnej osi)
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW (ironicznie): Brawo. Fejm zasłużony. Nic dziwnego, że was tutaj przysłali. Potrzebujemy takich killerów.
KRZYSZTOF: Dzięki.
SZEREGOWY DAWID: Pagony powinni wam większe zrobić, żeby wszystkie otrzymane odznaki się zmieściły. Już niedługo będziecie mieli okazję się wykazać.
KRZYSZTOF: Wiadomo.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Jakieś konkretne doświadczenie?
KRZYSZTOF: A jak?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Czyszczenie terenu po potyczkach na wcześniej zdobytych terenach?
KRZYSZTOF: Bardziej symulator po aktualizacji.
SZEREGOW DAWID: Brzmi groźnie.
KRZYSZTOF: Żebyś wiedział. W rankingu grozi mi spadek do drugiej setki. A u was jak? Kto wygrywa?
SZEREGOWY DAWID: Zgadnij. Masz trzy szanse.
KRZYSZTOF: Niech się zastanowię… Doszło do mnie info, że ostatnio oni.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Ciepło.
KRSZYSZTOF: My?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Bingo.
SZEREGOWY DAWID: Dobry jest!
KRZYSZTOF: To czemu się cofamy?
SZEREGOWY DAWID: Infiltracja zwrotna.
Od tej chwili szeregowi Przemysław i Dawid na zmianę w sposób apodyktyczny tłumaczą zagadnienia, coraz bardziej pochylając nad Krzysztofem. Krzysztof bezrefleksyjnie potakuje na wszystko.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Niby książkowa infiltracja, ale o przeciwnym wektorze.
SZEREGOWY DAWID: Jak podwójny agent, co nieoficjalnie szpieguje na rzecz szpiegowanego, wykorzystując oficjalnie pozycję szpiega. Kumasz, nie?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Tak, infiltracja zwrotna infiltruje własne zaplecze w trakcie wycofywania się, co skutkuje infiltracją wroga na przeciwległych pozycjach. Kapujesz, co?
SZEREGOWY DAWID: W konsekwencji odbity wektor przekształca szpiega w podwójnego szpiega. Daje to większe możliwości, tak długo, jak długo pozostaje w ukryciu. Jasne, nie? (Krzysztof nadal potakuje)
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Musisz zaprzeczyć, aby wykorzystać paradoks kłamcy. W przeciwnym wypadku pomyślimy, że jesteś szpiegiem infiltrującym zwrotnie nasze oddziały. (Krzysztof kręci głową na boki)
SZEREGOWY DAWID: Świetnie, Krzysztonie. Właśnie wyjawiamy ci najgłębsze sekrety. Leżą one u podstaw naszego powodzenia. Nie możesz nas zdradzić. Nie zamierzasz, prawda? (Krzysztof nadal kręci głową na boki)
SZEREGOWY DAWID: Paradoks! (Krzysztof zaczyna potakiwać głową)
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Pamiętaj, że przyjaciel może być szpiegiem, a szpieg przyjacielem. Z natury ten drugi może więcej. Z kolei przyjaciel może udawać szpiega, aby zweryfikować zaufanie. A jeśli żaden z przyjaciół nie jest szpiegiem, tak jak w przypadku naszej dwójki, to ktoś obcy, ktoś, kto niedawno dołączył do przyjaciół może nim być. Zgadasz się, Krzysztonie? (Krzysztof nadal potakuje)
SZEREGOWY DAWID: Paradoks! (Krzysztof zaczyna kręcić głową na boki)
SZEREGOWY DAWID: Więc już chyba rozumiesz, że nie możesz być szpiegiem, który przyszedł tu dowiedzieć się, jak sprawują się nasze jednostki w boju, aby przekazać te informacje swoim zwierzchnikom. A tym bardziej wejść w posiadanie szczegółów planu CP4! (Krzysztof wycofuje się powoli dalej kręcąc głową na boki)
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Paradoks! (Krzysztof zaczyna znowu potakiwać i zdezorientowany wychodzi poza scenę)
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW (do Dawida): CP4? Ja pierdolę. Gdzie to usłyszałeś?
SZEREGOWY DAWID: Tak, mi się skojarzyło z nickiem starego kumpla.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Kolo, będzie miał takiego rebusa do zhakowania, że jedynie opaska uciskowa na szyi uratuję mu czachę przed eksplozją.
SZEREGOWY DAWID: Ciekawe, kto wysyła takich geniuszy do nas. Czasami boję się, że osoby na górze mogą być z nimi jakoś powiązane.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Czasami boję się, że to celowe. Wysyłają nam takie okazy na front, aby zachować lepsze egzemplarze. Laski coraz lepiej wykształcone. Mają oczekiwania w kwestii jakości nasieniodawców. A taki to, albo zostanie piwniczakiem zdolnym do zagłosowania na wszystko, co radykalne, albo bohaterem wykopek na polu minowym.
SZEREGOWY DAWID: Zwykły swipe left. Lepsza dla niego będzie druga opcja. Przynajmniej postawią mu pomnik nieznanego farmera.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Myślisz, że to zbłąkana dusza rotacji, czy góra stawia na alternatywne kanały komunikacji?
SZEREGOWY DAWID: Może jakiś ciekawski, pułkownik też ostrzegał przed inwigilacją. Myślę, że nie mamy potrzeby tego rozkminiać. Jak zaczniemy się błąkać za każdym ciekawskim, to sami rzucimy na siebie cień podejrzeń. Jak się znowu pojawi, to zaczniemy się martwić. Póki co rotują i trzeba wszystkich dobrze poustawiać.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Jak stopień wtajemniczonych w oddziałach rotujących?
SZEREGOWY DAWID: Będzie jakieś osiemdziesiąt procent. To wystarczy, aby front bawił się w pantomimę. Pozostałe oddziały będą zabezpieczać tyły.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Oby kolesiom od pantomimy nie zabrakło gibkości umysłu i ideologicznej kondycji.
SZEREGOWY DAWID: Oby.
Scena 3 – KRZYSZTOF, WIELEBNY, SZPIEG, KOMANDOR, GENERAŁ
Później tego samego dnia. W sztabie znajduje się wielebny, do pomieszczenia lewymi drzwiami wchodzi Krzysztof w przebraniu sił lądowych w okularach ze sztucznym nosem i wąsami. Wielebny akurat opróżnia szklankę z trunkiem przy barku.
KRZYSZTOF: Niech będzie pochwalona.
WIELEBNY: Pochwalona. (wielebny badawczo zerka na Krzysztofa)
KRZYSZTOF: Jest ojcie… eee… generał?
WIELEBNY: Przecież szeregowi już byli zdać relację z ostatnich potyczek. Czego zbłąkana owieczka szuka?
KRZYSZTOF: Miałem dostarczyć tajny raport generałowi.
WIELEBNY: Tajny. Brzmi poważnie. Generał obecnie wizytuje swój pułk strzelców wyborowych. Możesz mi przekazać raport.
KRZYSZTOF: To bardziej poufna rozmowa bez świadków.
WIELEBNY: W tym się specjalizuję.
KRZYSZTOF: To ja poczekam.
Krzysztof rozsiada się niedbale w fotelu generała.
WIELEBNY: Proszę się rozgościć. (już po tym, jak Krzysztof usiadł)
KRZYSZTOF: Fajnie tu macie.
WIELEBNY: Nie najgorszej. A wy tam na froncie?
KRZYSZTOF: Też całkiem nieźle. Co prawda, cofamy się, ale to jakby przez brak zaufania.
WIELEBNY: Nie ufacie sobie?
KRSZYSZTOF: To nie tak. Ufamy, ale to jakby zwrotnie.
WIELEBNY: Tu akurat Święta Lana jest w stanie zaradzić. Zawsze utrzymywała, że droga zbawienia wiedzie przez zaufanie i wiarę.
KRZYSZTOF: Zgadza się, ale trudno tak wszystkim ufać. Czasami ma się wątpliwości.
WIELEBNY: Nasza panienka i w tym przypadku przychodzi z pomocą. Po to jesteśmy wyposażeni w tę słabość, aby udowodnić naszej pocieszycielce, że w pełni oddajemy się pod jej kuratelę. Bez szukania dziury w całym. Chyba nie chciałbyś uchodzić za Wnikliwego Tomasza.
KRZYSZTOF: Nie, w żadnym wypadku. Nic mnie do niego nie ciągnie.
WIELEBNY: W takim razie podług Świętej Bibuły musisz otworzyć swoje serce na zaufanie. Pamiętaj, że Wnikliwy Tomasz, gdy się podzielił swoimi rozmyślaniami, to święta panienka uznało to, jako pierwszy krok do powrotu na właściwą ścieżkę.
KRZYSZTOF: A potem go spalili na stosie.
WIELEBNY: Widocznie jego ścieżka była krótka. Każdy z nas ma swoją długość ścieżki i nikt nie wie, jak długo jeszcze będzie się jego świeczka palić. A zatem, idąc za przykładem krótkiego żywota Wnikliwego Tomasza, powinniśmy zawsze mieć pewność, że jesteśmy na właściwej ścieżce. Nawet zanim zauważymy, że już się kończy.
KRZYSZTOF: Zrozumiałem. Życie żołnierza jest zbyt niebezpieczne, aby odkładać to na później.
WIELEBNY: No, nie powiem. Sprytny z ciebie młodzieniec. Jak się nazywasz?
KRZYSZTOF: Krzysz… ton.
WIELEBNY: A więc, Wnikliwy Krzysztofnie, najwyższy czas wejść na właściwą ścieżkę.
KRZYSZTOF: CP4.
WIELEBNY: Słucham?
KRZYSZTOF: CP4… To plan sił lądowych.
WIELEBNY: A co jest celem tego planu?
KRZYSZTOF: Tego jeszcze nie wiem.
WIELEBNY: I tutaj święta panienka służy radą. „C” czyli „cesarstwo”, „P” czyli „pod”, czwórka symbolizuje cztery kąty trapezu.
KRZYSZTOF: Cesarstwo pod trapezem! Naprawdę?
WIELEBNY: Ponad wszelką wątpliwość. Przecież sam, jak Wnikliwy Tomasz, w momencie natchnienia wypowiedziałeś te słowa. Nasi żołnierze chcą pojednania w umiłowaniu świętej panienki. Jak nie wierzysz to sprawdź?
KRZYSZTOF (sięga po telefon do kieszeni): Dzisiaj nic na fajsie o tym nie było.
WIELEBNY: Wynika to z tego, że to przekonanie jest dużo głębiej w nas schowane niż przestrzeń technologiczna. Już wiesz, co masz przekazać generałowi, prawda?
KRZYSZTOF (nadal patrzy w telefon): Tak, wiem.
WIELEBNY: A teraz możesz już odmaszerować. Jest w pół do piątej. Niedługo generał będzie miał wizytę. Zdasz raport później.
KRZYSZTOF: Dobrze.
Krzysztof nie spuszczając telefonu z oka, kieruje się do lewych drzwi.
WIELEBNY: Drzwiami dla żołnierzy.
Krzysztof potakuje i patrząc w telefon, wchodzi do przedsionka prawymi drzwiami. W przedsionku Krzysztof napotyka szpiega, który chwilę wcześniej do niego wszedł. Szpieg stoi tyłem w przebraniu medyka oraz w okularach ze sztucznym nosem i wąsami – takich samych jak ma Krzysztof. Ma jeszcze przewieszoną torbę naramienną.
SZPIEG (po cichu do siebie): Po co ja to, kurwa, brałem na siebie? Chciałem zapunktować i dałem dupy. Lepiej od razu mu to powiedzieć.
KRZYSZTOF (wpatrując się w szpiega): Halo. Jest tam ktoś?
SZPIEG (szpieg się odwraca, zmienia nastawienie na wesołe i wita Krzysztofa): Czołem żołnierzu.
KRZYSZTOF: Czołem… (Krzysztof wpatruje się w szpiega badawczo) Bracie! Gdzieś Ty się podziewał! Tata nigdy nie mówił, a zresztą …(Krzysztof tuli się do szpiega i od tej chwili w sposób radosny dzieli się informacjami)
SZPIEG (trochę zbity z tropu): A wszystko dobrze! Leci!
KRZYSZTOF: No popatrz, nosy takie same, wąsy takie same, nawet okulary identyczne. Pewnie mamy tę samą wadę wzroku. Kto by zaprzeczył, że z jednej krwi jesteśmy.
SZPIEG (entuzjastycznie): Nikt! Nikt! Widzę, żeś nasz, z pola bitwy i mój brat. A moim obowiązkiem jest dopilnować, żeby każdy szeregowy był dobrze wyposażony w indywidualny pakiet medyczny. Niczego ci nie brakuje, bracie?
KRZYSZTOF: To jest pakiet zwrotny, co bracie?
SZPIEG: Co?
KRZYSZTOF: Niby nie wiesz, ale paradoksalnie dobrze rozumiesz, o co mi chodzi. Ha, ha. Dobrze się ukrywasz.
SZPIEG (zmieszany): Ha, ha. No, tak. Pakiet zwrotny i odwrotny. Przejrzałeś mnie.
KRZYSZTOF: No raczej. W sumie to mógłbym pracować w kontrwywiadzie. Żaden szpieg by mi nie umknął.
SZPIEG: No raczej. Ale skoro już wyczekujesz awansu, to możesz powiedzieć, jak tam z zaopatrzeniem na froncie.
KRZYSZTOF: To znaczy?
SZPIEG: No, na przykład, możesz opisać, jak zdobywacie pozycje wroga, kiedy macie dużo albo mało bandażu na stanie.
KRZYSZTOF: Stosujemy taktykę wektora zwrotnego!
SZPIEG: Aaa… Wektor zwrotny… No tak. A daleko tak zawracacie tym wektorem? Poza zasięg naramiennych wyrzutni rakiet czy dalej?
KRZYSZTOF: Nie, tylko tyle ile trzeba. Żeby wektor się za bardzo nie pokrzywił.
SZPIEG: Pokrzywiony wektor. Nomenklatura już trąci kontrwywiadem. Widzę, że mocno liczysz na ten awans. Zostań natomiast jeszcze pośród szeregowych i powiedz mi, czy może siły wroga czasem nie zapomniały o odpowiednim wyposażeniu lub… właściwej liczbie dobrze wyszkolonych jednostek na naszym odcinku. KRZYSZTOF: Mogę ci powiedzieć coś więcej, ale nie możesz nikomu tego zdradzić. To kwestia zaufania. SZPIEG: Pewnie. Przysięgam na… rodzinną przysięgę Hipokratesa. KRZYSZTOF: Na pewno? SZPIEG: No, tak. KRZYSZTOF: Dobra, przekonałeś mnie. Niezły z ciebie ogar, tak zdobyć moje zaufanie, no ale kiedyś trzeba nadrobić zaległości z dzieciństwa. Tylko nikomu nie mów, że wiesz to ode mnie. W każdym bądź, co bądź razie, opieramy się o zaufanie. Szpieg : To wszystko? A co z tym wektorem? KRZYSZTOF: Jest zwrotny. Szpieg: Masz na myśli zwrócony w pewnym kierunku? KRZYSZTOF: Tak, na początku. A później następuje… Szpieg: Zwrot. KRZYSZTOF: Dokładnie. Szpieg: A co następuje później? KRZYSZTOF: Zwycięstwo. Szpieg: I to wszystko? KRZYSZTOF: A co byś jeszcze chciał? Taki jest syndrom zwycięstwa.
Szpieg: Bardziej syndrom stresu pourazowego. KRZYSZTOF: Co? SZPIEG: Nic. Po prostu stresuje się … o mój stetoskop. Szpieg wyciąga stetoskop z torby naramiennej. KRZYSZTOF: Aaa… Tak samo, jak ja o moją broń. Dlatego zawsze zostawiam ją w pokoju. SZPIEG: Tak… Statystycznie do największej liczby wypadków z bronią dochodzi w sytuacjach, kiedy się ją posiada. Ale wracając do meritum, może trochę więcej konkretów? W kontrwywiadzie będziesz musiał zdecydowanie więcej szczegółów zapamiętać. KRZYSZTOF: Panie specjalista od mumifikacji, ja Cię nie pouczam o niebezpieczeństwie szczepionek, więc i ty sobie odpuść. SZPIEG: Środowisko medyczne pewnie byłoby ukontentowane. KRZYSZTOF: Się wie. Mój smartwatch przesyła mi diagnostyczny content. Mam status: zdrowy bardzo. Patrz! (Krzysztof pokazuje szpiegowi smartwatch) Kozacka rzecz, bardziej kompaktowa niż twoja zabawka i można się dzielić wynikami online. SZPIEG: Doskonale, bracie. Widzę, że nie będę w stanie ci pomóc… Masz status zdrowy bardzo i smart kompana. Trzymaj się jego rad, a będziesz bezpieczny. KRZYSZTOF: To nie wszystko. SZPIEG: Hm? KRZYSZTOF: Spoko z ciebie ziomek, bracie. Musimy się polubić, to Ci potem trochę spoilerów podrzucę. SZPIEG: Dobrze. Lubię Cię! KRZYSZTOF: Ale nie w realu. (Krzysztof sięga po swój telefon) Na Facebooku, albo Insta. What the fuck! (patrzy na ciemny wyświetlacz telefonu) Rozładował się. Muszę lecieć. SZPIEG (szpieg próbuje zatrzymać Krzysztofa): Ej, ale jeden mały spoiler odnośnie nadchodzącej operacji po takim czasie bratu się należy. KRZYSZTOF: Dobra, później się zlinkujemy. Powiem tylko tyle: Operacja CP4. Z niej się wszystkiego dowiesz, jeśli tylko cię dopuszczą do tajnych rozkazów. Pamiętaj: „C” jak Cecylia, „P” jak Paweł i 4 jak …45. A! przy okazji Krzysz…ton (podaje rękę). SZPIEG (odwzajemnia uścisk dłoni): Tom… szon. Kiedy znowu się spotkamy? KRZYSZTOF: Nie martw się. Znajdę cię. Teraz czuję się, jak bez ręki. (wskazuje na telefon) Muszę nakarmić to ustrojstwo. SZPIEG: Dobrze. Postaram się zaglądać w tę okolicę. Krzysztof wychodzi z przedsionka prawymi drzwiami. KRZYSZTOF (do siebie): Kurwa, wiedziałem, że nie doposażyli mnie na tę misję. Po chwili prawymi drzwiami wchodzi do przedsionka Komandor. KOMANDOR (do szpiega): Czemu tak głupio przebrany tu stoisz? SZPIEG: Wiedziałem, że ma pan spotkanie z generałem. I przyszedłem, żeby…
KOMANDOR (przerywa): Trochę za późno. Już nie będę w stanie wdrożyć tych informacji w wybraną koncepcję. Może pan oczekiwać wezwania i wymierzenia kary. Odmaszerować żołnierzu i przebrać się w godność marynarza. SZPIEG: Ale mam coś naprawdę mocnego. Cały plan działania. KOMANDOR: No i co ja teraz z tym zrobię? Odmaszerować. SZPIEG (zdesperowany): Proszę zapamiętać plan CP4. KOMANDOR: Proszę spodziewać się kary. Komandor wchodzi do pomieszczenia po lewej i napotyka wielebnego pijącego trunek. WIELEBNY (do komandora): Niech będzie pochwalona. KOMANDOR: Pochwalona. Widzę, że wielebny zajmuje się konsekracją trunków. WIELEBNY: Zawsze jest dobra pora, aby przyjąć łzy świętej panienki. Transsubstancjacja jest przecież pierwszym dowodem świętości panienki. KOMANDOR: Biorąc pod uwagę dane ilościowe, to panienka musi częściej płakać niż to widać na obrazach. WIELEBNY: Chyba nie stroi sobie komandor żartów z dogmatów. KOMANDOR: Nie. Przynajmniej tak długo, jak długo są wpisane w naszą konstytucję. WIELEBNY: Ależ wspaniałomyślnie. Napije się pan? A zapomniałem – jeszcze piąta nie wybiła. KOMANDOR: Z kolei zegar wielebnego podaje jedynie interpretację uznaniową. WIELEBNY: Mój jest niebiański. W przeciwieństwie do mechanicznych części pańskiego urządzenia, mój nigdy nie ulega degradacji. KOMANDOR (zerka na swój zegarek): Może dlatego, że jest schowany za niewidzialnym parawanem. WIELEBNY: Nie jest to jedyne zjawisko pozbawione możliwości odbijania fotonów. Chociażby skłonność do bycia regulaminowym. Nie ma nigdzie na świecie fizycznej formy regulaminowości, a każdy się zgodzi, że taka cecha występuje. KOMANDOR: Porównuje wielebny mechaniczne urządzenie z cechą charakteru? WIELEBNY: Porównuję czas odmierzany przez mechaniczne urządzenie, a ono jest pod kontrolą Świętej Panienki. Nie podlega nawet najbardziej regulaminowym zegarmistrzom. KOMANDOR: Jakie fikołki sofistycznego trzeba robić, aby wybronić personifikację pierwszej przyczyny. WIELEBNY: Nasza wybawicielka zawsze była oddaną propagatorką aktywności fizycznej. KOAMNDOR (wzdycha): No właśnie. Czemu mnie nie dziwi takie tłumaczenie. WIELEBNY: Bo nie budzi wątpliwości. KOMANDOR: Może wielebny pochwali się, jak będzie pełnił koncyliacyjną posługę wobec obu owczarni na wypadek zjednoczenia narodów? Jaką rolę odegrają duchowni zza granicy? WIELEBNY: Moja rola będzie bardzo liberalna. Nie przewiduję ingerencji w treści odłamu. Póki jawnie nie będą szkalować radosnej wersji Świętej Lany, to mogą mówić, jak im napisano. Bardziej stawiam na dobrowolne przejście na pogodną stronę Świętej Bibuły. KOMANDOR: Mocno wielebny stawia na jej pole grawitacyjne.
WIELEBNY: Stawiam na miłość. KOMANDOR: To chwalebne, ale wróćmy do pytania, jak da się połączyć oba narody? WIELEBNY: Miłością! Przecież to leży w naszej duszy, że ciągniemy do siebie. Każdy ma jakąś wersję raju, gdzie wszyscy wspaniałomyślnie ze sobą współpracują, szanują się i ufają sobie. Nawet jeśli nie wszyscy są w tej wizji ujęci. Z natury dążymy do radości i szczęścia i nie mamy, jak się przed tym bronić. Ilu to wybitnych racjonalistów postradało zmysły dla kobiety czy uznania środowiska? Po prostu chcemy być wśród ludzi i być przez nich kochani. Choć zapewne są jakieś wyjątki, na przykład w marynarce. KOMANDOR: Ja mam dla kogo żyć. WIELEBNY: A co połączyło wasze życia razem? Miłość, prawda? To jeden z najsilniejszych przejawów ludzkiej duszy. Ignorowanie go przez umysły badawcze jest wielkim błędem. KOMANDOR: A co tu badać? Nonsensowne kichnięcie starszej części zwierzęcego mózgu. WIELEBNY: Nie musimy jej badać, tylko w końcu zauważyć, że jest podstawą naszych dążeń; że schowaliśmy ją za woalem popkultury i dawkujemy ją sobie za pieniądze, zapominając, że ona jest tu i teraz. Wszyscy chorujemy na jej brak, a najlepsze jest to, że możemy z niej czerpać i jej udzielać w nieskończonych dawkach. KOMANDOR: Wielebny naprawdę w to wierzy. WIELEBNY: Oczywiście to potrwa nim różnice społeczne, narodowościowe czy obyczajowe na dobre się zatrą, ale jak już wcześniej ustaliliśmy, święta panienka jest cierpliwym zegarmistrzem. KOMANDOR: I ludzie mają za tym pójść? WIELEBNY: A komandor gdzie idzie, mając wolny wybór? Tam gdzie wzbudza odrazę, czy wywołuje podziw? Chcemy czuć się dobrze. Z kolei miłość to najwyższa forma dobra. Na nic umartwianie. Najwyższy czas udostępnić jej trochę utraconemu wcześniej społeczeństwu. KOMANDOR: Musicie tam w seminariach mieć świetne zajęcia z marketingu. WIELEBNY: Moja krystalicznie czysta wiara w tak skonstruowany świat zwalnia mnie z tego przedmiotu.
KOMANDOR: Co nie świadczy dobrze, albo o instytucji, albo o marketingu… Bez względu na ideologię czy motyw przewodni jakiś porządek prawny i zbiór zasad powstanie. Albo w oparciu o kompromis, albo narzucenie woli, albo trudną do zdefiniowania hybrydę. Ja się koncentruję na relacji możliwości do zakazów. Czy wpływ kapłanów będzie sięgał tylko ław świątyni, czy ta miłość rozleje się też na jurysdykcję i ustawodawstwo?
WIELEBNY: A jak sobie można to inaczej wyobrazić? Musi być zagwarantowana możliwość wolnego wyboru. Przecież tylko wtedy na sądzie ostatecznym jest sens rozważać moralność petenta.
KOMANDOR: Chodzi mi raczej o to, co zostanie zabronione.
WIELEBNY: To już tylko czas pokaże.
KOMANDOR: Czas macie po swojej stronie.
WIELEBNY: Ale i nas on dotyka. Święta panienka odmierza go każdemu sprawiedliwie. Wystarczy się wsłuchać w tykanie zegara.
KOMANDOR: Proszę mieć na uwadze, że jeśli się zagalopujecie zbyt daleko z kagańcem miłości, to społeczeństwo na chłodno przekalkuluje, ile kosztuje ich ta bezgraniczna ckliwość. Co z
konsekwencjami nagłej i chirurgicznej operacji zszycia? W łonie religijnym zmierzą się ze sobą dwa kontrastujące oblicza Świętej Lany. Jest to przyczynkiem do fermentu ideologicznego, a na tym zawsze korzystają szeregi agnostyków i nowopowstałych sekt.
WIELEBNY: W takim razie pozostaje mi tylko hartować się w miłości. Wiem, że ludzie podejmują decyzje duszą, a rozumem je ogłaszają. Wynika to w prostej linii z CP4.
KOMANDOR (ożywionym głosem): Słucham?!
WIELEBNY (dostrzegając reakcję komandora): CP4… Cesarstwo pod trapezem. Czwórka symbolizuje cztery kąty trapezu.
Do pomieszczenia wchodzi generał lewymi drzwiami.
GENERAŁ: O, wielebny! Czy opatrzność boska, wie gdzie się Krzysiu podziewa?
WIELEBNY: Przepraszam, panie komandorze. Pójdę go poszukać.
Wielebny wychodzi lewymi drzwiami.
KOMANDOR (na pożegnanie): Życzę dużo miłości!
GENERAŁ: Pewnie! Wszystkim się nam przyda.
KOMANDOR: Szanowny panie generale, czy zdecydował pan już, jaki charakter ma mieć najbliższa ofensywa?
GENERAŁ: Widzi pan, jeszcze decyzja nie została w pełni podjęta.
KOMANDOR: A które aspekty wymagają doprecyzowania?
GENERAŁ: Nadal nie jest jasne, któremu odcinkowi frontu przyjdzie gościć najbliższe potyczki.
KOMANDOR (od tej pory komandor próbuje podlizywać się generałowi): Aby pokazać uniwersalność geniuszu pańskiego dowództwa, myślę, że czas na marynarkę.
GENERAŁ: Też to rozważałem, ale nie wiele korzyści byłem w stanie przykleić do tego typu manewru. Pomijając, co do tej pory pan powiedział, czym jest pan w stanie przekonać mnie do zmiany strategii?
KOMANDOR: Ja doskonale wiem, że generał tylko mnie zwodzi. Z pewnością tak wytrawne oko dostrzegło możliwości, jakie oferuje wybrzeże z szybkim dostępem do stolicy.
GENERAŁ: Nie przeczę. Może i ta perspektywa była dostrzeżona, jednak szczegóły korzyści nie jawią się zbyt jasno.
KOMANDOR: Mogę rzucić na nie jaśniejsze światło. Skoncentruję się na kwestiach jeszcze nie omawianych podczas narad, aby ta okazja nie umknęła strategicznemu horyzontowi planowania. Jednocześnie nie twierdzę, jakoby generał jej nie dostrzegał.
GENERAŁ: A czemu komandor dzisiaj taki taktowny, jakby dopiero co skończył czytać rozdział o hierarchicznym manifeście lojalności sił wojskowych?
KOMANDOR: Każda okazja wymiany zdań z panem generałem, to dla mnie ogromna lekcja pokory.
GENERAŁ (z zadowoleniem): Mogę wysłuchać pana stanowiska.
KOMANDOR: Po pierwsze, przywództwo i geniusz pana generała. Bez względu na odcinek frontu nasi żołnierze prą, jak lekka kawaleria bez zatrzymywania się. To pan niesie na swoich barkach tę wojnę. Jest pan w stanie tak samo wzmocnić waleczność marynarki.
GENERAŁ: Hm… Kawaleria! Proszę kontynuować.
KOMANDOR: Po drugie, desant byłby zaskoczeniem… I zaszczytem, aby obserwować, jak pański pułk strzelców wyborowych przełamuje front w centralnym odcinku.
GENERAŁ: Po trzecie?
KOMANDOR (trochę gubiąc się): Szybki dostęp do stolicy… i geniusz… i zaszczyt.
GENERAŁ: Może i zacne te świeże projekcje, ale inne rozwiązania też mają swoje wabiki. Wezmę pod rozwagę pana perspektywę przy kolejnym uderzeniu.
KOMANDOR (strapiony i zrezygnowany): Wtedy nastąpiłaby również pełna synchronizacja pól działania w ramach planu CP4.
GENERAŁ: A tak. Właśnie. Tego czynnika jeszcze nie zdążyłem uwzględnić. Jestem przekonany, że po szczegółowej analizie uda mi się w adekwatnej proporcji dopasować pańskie uwagi.
KOAMNDOR: Jest pan świetnym strategiem i jestem przekonany, że dokona pan iście perfekcyjnego wyboru. Generał wybaczy, ale muszę jeszcze odebrać meldunki o stanie wyposażenia marynarki. A naprawdę jest, co podliczać.
GENERAŁ: Nic nie szkodzi. Sam mam jeszcze do dokończenia pisanie rozkazów.
KOMANDOR (wychodząc zrezygnowanym głosem): Do widzenia, panie generale.
GENERAŁ: Do widzenia, panie komandorze.
Komandor wychodzi prawymi drzwiami przez przedsionek.
GENERAŁ: Jakiś przyzwoitszy ten komandor ostatnio. Co to znowu było to CP4? Muszę to sprawdzić.
Generał sięga do szuflady biurka i przegląda dokumenty. Po szybkim przewertowaniu wszystkich odkłada je na miejsce.
GENERAŁ: Nic tutaj nie ma o żadnym CP4.
Po chwili lewymi drzwiami wchodzi Krzysztof w stroju cywila.
GENERAŁ: O Krzysiu! To znaczy jastrząb do ptasznika. Jastrząb do ptasznika. Proszę o status misji…
KRZYSZTOF (rozemocjonowany przerywa): Dlaczego mi nie powiedziałeś?
GENERAŁ: O! Widzę, że na darmo Cię nie wysyłałem. Słucham, co ci się udało ustalić?
KRZYSZTOF: Dlaczego mi nie powiedziałaś o moim bracie?
GENERAŁ (wystraszonym głosem): Nie było odpowiedniej pory. Wojna, wspinaczka po szczeblach drabiny służby wojskowej, obowiązkowe bankiety i ich kobiety. Mama wie?
KRZYSZTOF: To nawet nie mamy wspólnej mamy?
GENERAŁ: Tak macie. Święta panienka jest matką wszystkich dzieci. Ona też do wszystkich swoich dzieci się nie przyznaje. Na przykład do tych za granicą.
KRZYSZTOF: To znaczy, że mam więcej rodzeństwa?
GENERAŁ: To znaczy, że zostałeś wybrany jako najlepiej zapowiadające się przedłużenie rodu. Mama zresztą sama zaproponowała takie rozwiązanie. Gdy była młoda … bardzo interesowała się eugeniką.
KRZYSZTOF: Ale przecież ona nie wie nawet o tym dziecku.
GENERAŁ: Ale jest również jej.
KRZYSZTOF: Jak to?
GENERAŁ: Widzisz Krzysiu… No… Ja naprawdę chciałem zadowolić twoją mamę, aby powstała najlepsza możliwa mieszankach naszych genów. Musiałem mieć pewność, którą daje tylko analiza porównawcza. Wiesz, laboratoryjne warunki i tak dalej. Skrycie udało mi się pozyskać zapłodnioną komórkę jajową mamy, znaleźć chętną surogatkę i podjąć się wyzwania naukowego. Naprawdę tak było.
KRZYSZTOF: Więc czemu wybraliście mnie?
GENERAŁ: Bo to chuchro głupie było. Proporcje ciała zaburzone. Nie podrzuciłbym najgorszemu wrogowi. Ciebie wybrałem, bo jesteś wyjątkowy, Krzysiu.
KRSZYSZTOF (emocjonalnie): Czasami mam wrażenie, że wykorzystałeś to małżeństwo, żeby wprowadzić się do jej sto razy większego domu. Czysta rachuba. W stosunku do mamy nawet czysto biologicznego pożądania z twojej strony nie dostrzegałem.
GENERAŁ: Ależ Krzysiu, no przecież, gdy mój plemnik zagnieździł się komórce jajowej Twojej mamy, to tak jakby, zamieszkał w sto razy większym domu. No przecież nie zignorujesz tej biologicznej analogii.
KRZYSZTOF (biadoli): Tak długo żyć w niewiedzy. Tyle czasu zmarnowanego.
GENERAŁ: Nie przesadzaj znowu. Raptem trzy lata minęły.
KRZYSZTOF: Jak to? Przecież dzisiaj go widziałem w mundurze. Wyglądał na niewiele młodszego ode mnie.
GENERAŁ (energicznie): Ach tak!... Czyli jednak szybciej się rozwija! No to masz poważny problem chłopcze! Oj poważny! Musisz oddać się swojej misji szpiegowskiej bez końca, bo ktoś genetycznie zbliżony do ciebie depcze ci po piętach. Musisz oddać się woli generała, który na podstawie sprawiedliwie ocenionych zasług, zdecyduje, czy jesteś godzien piastować stanowisko przyszłej głowy rodu. Musisz słuchać rozkazów. A pierwszym z nich jest zakaz poruszania tego tematu z kimkolwiek i kiedykolwiek. Zrozumiałeś żołnierzu?
KRZYSZTOF (wystraszony): Tak jest, panie generale.
GENERAŁ: Świetnie! Widzę, że jesteś materiałem na świetnego spadkobiercy. Tylko trzymaj się rozkazów. A teraz gadaj, co udało Ci się zasłyszeć w koszarach.
KRZYSZTOF: Tak jest, panie generale. Szeregowi zdradzili mi, że działają zgodnie z planem CP4.
GENERAŁ: CP4!?
KRZYSZTOF: CP4. Nie znam szczegółów, ale udało mi się jeszcze dowiedzieć, że istotą strategią działania jest wektor zwrotnym.
GENERAŁ: Wektor zwrotny.
KRZYSZTOF: Ufają też sobie.
GENERAŁ: Tak?! To przyzwoite. Przy okazji, przyszły wyniki z testu maturalnego twojego brata.
KRZYSZTOF: Tak szybko?
GENERAŁ: No cóż, chłopak nie próżnuje. Są całkiem blisko twojego wyniku. Nie powiem, czy poszło mu lepiej czy gorzej. Powiem tylko, że powinieneś mieć się na baczności.
KRZYSZTOF: Rozumiem.
GENERAŁ: Jak masz coś do umieszczenia w katalogu szpiega, to możesz to teraz zrobić.
KRZYSZTOF: Już wrzuciłem.
GENERAŁ: Tak? A kiedy to miało miejsce?
KRZYSZTOF: Jak tylko zbliżyłem się do sztabu, to złapała mnie lokalna sieć, a mam też włączoną synchronizację katalogów.
GENERAŁ: Aha. To chyba bezpieczne szpiegostwo, co?
KRZYSZTOF: Tak. Mam najnowszą aktualizację systemu i antywirusa. Spokojnie. Nikt spoza sieci się nie może dowiedzieć.
GENERAŁ: To doskonale. Czy masz jeszcze jakieś pytania?
KRZYSZTOF: Nie, panie generale.
GENERAŁ: Wybornie. Najwyższa pora, abyś wysłuchał treści kolejnego zadania. Ale najpierw mi powiedz, od kogo udało ci się pozyskać informacje odnośnie CP4 i wektora zwrotnego. I pamiętaj, że w ramce zdjęcia rodzinnego zostawiliśmy miejsce na jeszcze jedną osobę.
KRZYSZTOF (wystraszony): Rozumiem. Udało mi się podejść niezauważonym do koszar, gdzie zebrało się wielu żołnierzy ostatniego szturmu. Nie chciałem się włączać w rozmowę, więc włączyłem tryb hidden shadowban.
GENERAŁ: Co?
KRZYSZTOF: Stałem się jakby niewidzialny. Cierpliwie odczekałem do momentu, aż poczuli się komfortowo i zaczęli szczerze i swobodnie rozmawiać. Oba terminy były wymieniane wielokrotnie przez zebranych. Jedyną praktyczną rzecz, którą mi się udało wyłapać, to to, że plan ten będą nadal wdrażany.
GENERAŁ: Przyznaję, jestem pod wrażeniem. Najwidoczniej ten świat elektroniki odpowiednio przysposobił cię do dojrzałego życia.
KRZYSZTOF: Akurat tu się stosowałem do starych dobrych praktyk szpiegowskich sprzed trzech dekad.
GENERAŁ: Tak, to były mocne roczniki. Doskonale.
KRZYSZTOF: Dziękuję, ojcze generale.
GENERAŁ: Podoba mi się ta forma podwójnego poddaństwa. Masz synu żołnierzu dryg. Wykaż się, a zajdziesz daleko jak ojciec. Czy jeszcze coś ci się udało ustalić?
KRZYSZTOF: Na tę chwilę to wszystko. Nie chciałem ryzykować pozostania wykrytym.
GENERAŁ: Jakieś pytania jeszcze?
KRZYSZTOF: Kiedy mnie przedstawisz pracownikom wywiadu?
GENERAŁ: A po co miałbyś siedzieć w papierach, skoro możesz prowadzić szpiegowskie działania na własną rękę? Poza tym, nigdy nie możemy wykluczyć obecności szpiegów lub agentów infiltrujących nasze wojsko. Bezpieczniej w pojedynkę. Jest to jasne?
KRZYSZTOF: Tak jest!
GENERAŁ: Słuszna decyzja. To teraz słuchaj. Jak się okazuje, plan działania CP4 zatacza coraz szersze kręgi.
KRZYSZTOF: Skąd wiesz?
GENERAŁ: Jestem tutaj generałem, czy nie jestem?!
KRZYSZTOF: Jesteś!
GENERAŁ: No patrzcie. Jedną tylko misję wykonał i od razu taki rezolutny się stał. Przyda ci się ten spryt. Twoim zadaniem jest dowiedzieć się, jakie inne środowiska poza szeregowymi wiedzą o planie działania CP4. Ułatwię ci zadanie. Marynarka również jest wtajemniczona.
KRZYSZTOF: Ale przecież jesteś generałem, więc wiesz, kto został upoważniony do wglądu…
GENERAŁ: Znowu! A może chcesz przymierzyć mundur generała? Ty lepiej się zajmij próchniejącą gałęzią genealogiczną, na której siedzisz.
KRZYSZTOF (wystraszony): Tak jest!
GENERAŁ: Zadanie nie jest trudne, a w zasadzie jest kontynuacją poprzedniego. Masz rozeznać się, co dokładnie żołnierze rozumieją pod planem CP4, na jakim etapie realizacji się znajdują i czy ktoś postronny jeszcze o nim wie.
KRZYSZTOF: Rozumiem, ale będzie to wymagać większych nakładów na technologie szpiegowskie.
GENERAŁ: Rozumiem. Ściągnę ci blokadę rodzicielską z Ebaya.
KRZYSZTOF: Jest pan wybitny, ojcze generale. Kiedy zaczynam misję?
GENERAŁ: To pytanie jest już nieaktualne. Właśnie ją zacząłeś. Możesz odmaszerować, synu żołnierzu.
KRZYSZTOF: Tak jest!
Krzysztof wychodzi ze sztabu lewymi drzwiami. Generał siada na fotelu, chwilę myśli i mówi do siebie.
GENERAŁ: Hm… To, że Krzysiu wiedział, to mogło być sprawką wielebnego, albo żołnierze sobie jaja robili z niego, ale że komandor został również wtajemniczony, już budzi pewne podejrzenia. Zastanawiające jest to, czy obiło się to również o uszy pułkownika. Co prawda to jego oddziały, ale nie mogę wykluczyć intrygi lub nawet szpiegostwa na każdym poziomie struktury wojskowej. Jeszcze dojdzie do tego, że prowadząc ten cyrk, będę jedyną niewtajemniczoną osobą. Nie opuszczało mnie wrażenie, że dobrze rozgrywam rolę katalizatora konfliktu komandora z pułkownikiem. Nabzdyczone płotki zajęte dogryzaniem sobie, nie zauważyły, jak moja postać umocniła się w sondażach opinii publicznej. A teraz dochodzi do możliwości, jakoby się dogadali. Świetnie, że przeznaczyłem wieczór na rozpisanie rozkazów. Wystarczająco dużo czasu, aby to odpowiednio ugryźć. Muszę też wysłać rozkaz do służb, żeby sprawdzili podobieństwo fizjologiczne naszych żołnierzy z Krzysiem. Może któryś podobny jest? Później jeszcze sprawdzę, co ten tłumok wrzucił na dysk twardy.
Generał wyciąga długopis i trzyma go uniesiony nad kartką. Nagle pada na niego snop światła, czas się zatrzymuje.
GENERAŁ: Miałkie charaktery. Oczywiste jest to, że na przestrzeni dziejów nasza etyka, wartości i przekonania ewoluowały. Jest to wspólny mianownik odkryć naukowych, dialektyki światopoglądowej i konwencji. Nie ulega też wątpliwości, że dobra te były kolportowane przez wybitne jednostki. To nie siła ich argumentów, czy teoretyczne syntezy, które w danej chwili nosiły przymioty nieskonfrontowanej nowości, ale siła tych indywidualności zmieniła świat. Praktycznie oddziaływanie na tkankę rzeczywistości. Żaden z nich po upływie czasu nie pozostał w stanie nienaruszonym. Od filozofów, przez proroków, po bogów. Wszyscy oni z perspektywy czasu zostali wyśmiani przez odpowiednio spreparowaną erystyką, czy też przez nowe odkrycia naukowe kreślące kontury natury człowieka. Nie ma to jednak najmniejszego znaczenia, ponieważ w pierwszej kolejności to oni są głosem swoich czasów, sumieniem ery czy też logiką wieku. To oni są architektami kształtujących się relacji społecznych, aksjomatami tarć politycznych, w pełni wolnymi jednostkami, którym udało się przedrzeć przez zarośla społecznego konsensu. Na tyle silnymi i niezależnymi aktorami, aby po wydostaniu się z tego gąszczu ludzkiej zależności odwrócić się i bez pardonu, powiedzieć: „Już zmęczyliście się bezproduktywnym działaniem? To teraz poświęćcie resztki swoich sił i chodźcie za mną. Będziecie ośmieszani, będziecie wykluczani, będzie ginąć, ale w końcu ktoś nada sens waszej marnej egzystencji”. Po latach jałowych dywagacji, sporów, bezproduktywnej szermierki argumentów, fechtunku elokwencji oboje rywale pozostają na polu walki. Zmęczeni, ale na nogach. Okaleczeni, ale żywi. Aby w nieskończoność zadawać ciosy i blokować je. Żałosne zjawisko, którym powinny zainteresować się dyrektorzy cyrków. Zadaj sobie pytanie: czy wolisz w nieskończoność zmagać się w kłębowinach nierozwiązywalnego konfliktu, gdzie każda ze stron poszerza dywagację o kolejne coraz mniej istotne aspekty i cieszy się z każdego kolejnego kontrargumentu swojego oponenta, ponieważ jest on podstawą do wykazania się lepszym zarządzaniem logiką i umiejętnością prowadzenia sporu? Czy nie jest to błędne koło, gdzie coraz głębszy poziom abstrakcji rości sobie bezczelnie prawo do wyrokowania o rzeczywistości? Wybitne jednostki odrzucają tę pogardę do czasu. Wybitne jednostki tworzą rzeczywistość. Ich dziedzictwo nie jest ukryte w tajnikach metafizyki, nie ukrywa się w cieniu atomów. Jest namacalne, weryfikowalne i niepodważalne. To właśnie jest rzeczywistość. Jeśli każdy z nas ma swoją własną perspektywę, to celem i wartością jednostki jest miara, którą będzie w stanie narzucić swoją rzeczywistość innym. A jeśli nawet znajdzie się jakiś antagonistycznie nastawiony teoretyk, to zazwyczaj za życia wybitnej jednostki nie zweryfikuje jej potencjału, ponieważ wtedy najczęściej jego rzeczywistość dobiega końca. Jak niby w obliczu tych faktów mam być entuzjastycznym apologetą ścierania się poglądów, skoro to tylko prowadzi do stopniowego osłabienia szkieletu biorących w nich udział struktur? Wybitne jednostki nie mierzą rzeczywistości długością smyczy szczekających psów, tylko upewniają się, że psy wiedzą, gdzie są ich budy. Czy jest coś piękniejszego niż wyrwanie się z zależności społecznych, prawa dziedziczenia, czy prawa faworyzującego jego autorów, niż udowodnienie im wszystkim, że oto ja odważyłem się wystąpić przeciwko wszystkim przeciwnościom losu? Ja prowadzę was przez żywot i daję bezpieczeństwo całej nacji. Ja nigdy nie powiem „nie wiem”. To u mnie możecie się schronić, gdy wątpliwości zaczną coraz bardziej podmywać fundamenty zrozumienia świata. Po to rodzimy się z rękami, aby niby brać z tego świata, ile możliwe, a nie machać nimi, jak przygłup szukający uwagi i poklasku pośród innych sceptyków. Tak naprawdę każdy chce zdobyć władzę i kontrolę nad swoim życiem, ale tylko nieliczni znają siłę, która drzemie w działaniu i pogardzie dla kompromisu. Strach nie jest ich przymiotem. Ocena ludzka nie jest hamulcem, bo w końcu historia i tak wybieli ich życiorysy i w uroczysty sposób postawi ich popiersia na postumentach, a ich wrogowie, co najwyżej, zasłużą na żałosne przypisy i pełne ironii wzmianki. Nie może być inaczej. Muszę iść tą drogą, w przeciwnym wypadku będę cynikiem.
Scena 4 – SZEREGOWY DAWID, WIELEBNY, KRZYSZTOF, PUŁKOWNIK
Wieczór. Wielebny niesie ciężką skrzynkę przykrytą płachtą przez teren koszar. Na środku sceny stoi szeregowy Dawid. Po prawej stronie znajduje się ta sama duża skrzynia znana ze wcześniejszej sceny.
SZEREGOWY DAWID: Niech będzie pochwalona.
WIELEBNY: Niech będzie pochwalona. Widzę, że święta panienka skutecznie chroni przed kulami. Mam nadzieję, że nie zapominasz podziękować za opiekuńcze ramię Świętej Lany.
SZEREGOWY DAWID: Pewnie. Święta Lana zawsze miała na względzie młodych i ich znaczenie w kształtowaniu się społeczeństwa.
WIELEBNY: Trudno polemizować ze Świętą Bibułą. A jak wygląda polecanie się opiece świętej panienki wśród szeregowych?
SZEREGOWY DAWID: Dobrze. Dodatkowa polisa nie zaszkodzi.
WIELEBNY: Polisa jak polisa, to natchnienie niesie szeregi do przodu.
SZEREGOWY DAWID: Też bywa.
WIELEBNY: Nie inaczej. Młody człowieku może ulżysz staremu słudze panienki i pomożesz w zacnym przedsięwzięciu logistycznym?
SZEREGOWY DAWID: Mogę pomóc.
Dawid przejmuje skrzynkę, a w trakcie tej czynności płachta spada obnażając skrzynkę z trunkami. SZEREGOWY DAWID: Logistycznym?
WIELEBNY (szybko nakrywając skrzynkę płachtą): Przecież nie wypada konsekrować trunków tak po świecku przy ciężarówkach. Chwalebny czyn zapisujesz na swoje konto. Na sądzie ostatecznym nie zostanie ci to zapomniane.
SZEREGOWY DAWID: Oby.
WIELEBNY: Wy młodzi cenicie sobie liberalność, płynącą z interpretacji Świętej Bibuły.
SZEREGOWY DAWID: Tak, my młodzi wiemy, jak czytać święte stronice. Mam nadzieję, że nasz odczyt nie zostanie zignorowany.
WIELEBNY: Ależ skąd. Moją rolą jest tylko włożenie zakładki pomiędzy najistotniejsze strony.
SZEREGOWY DAWID: Na pewno zwrócimy na nie uwagę. Byleby te fragmenty nie były zbyt długie – moje pokolenie nie lubi ciągnących się w nieskończoność tekstów. Może forma podcastów się sprawdzi.
WIELEBNY: Ha, ha! Popracujemy nad tym. Mamy setki lat doświadczenia w zakresie dostosowywania formuły.
SZEREGOWY DAWID: Rozumiem.
WIELEBNY: Nic się nie martw. Błogosławieństwo to ogromna moc. To że świeczka twoja nadal się pali, to nic innego jak siła nieustającej wiary. Wiary, która została zesłana ci za darmo.
SZEREGOWY DAWID: Nie do końca za darmo. Płacę plecami.
WIELEBNY: Akurat żołnierzowi mocne plecy się przydadzą. A jak zmęczenie da się we znaki, to zawsze można klęknąć i przy okazji zmówić modlitwę.
SZEREGOWY DAWID: I coś to da?
WIELEBNY: Ależ naturalnie, że da.
SZEREGOWY DAWID: A co z tymi wszystkimi, którym modlitwa nie pomogła?
WIELEBNY: Skąd wiesz, że nie pomogła?
SZEREGOWY DAWID: No, bo już ich nie ma z nami.
WIELEBNY: Taka była wola świętej panienki.
SZEREGOWY DAWID: Skoro taka wola, to po co modlitwami mieszać świętej panience w boskim planie?
WIELEBNY: Spróbować nie zaszkodzi, a dodatkowy czas zawsze można przeznaczyć na przygotowanie duszy do najważniejszego spotkania.
SZEREGOWY DAWID: Tak, ale skąd mamy pewność, że do takiego spotkania w ogóle dojdzie. Może Święta Lana nie chce mieć z nami spotkania. Wszystko wyłożyła w Świętej Bibule. Wystarczy, że będziemy się jej trzymać. Samo postępowanie według jej zasad może być tym, czego od nas oczekuje bez dodatkowych audiencji. Oczekiwanie spotkania z Świętą Laną może być wyrazem egoizmu. Czemu niby miałaby chcieć się widzieć z nami, grzesznikami?
Zza skrzyni ukradkiem wygląda Krzysztof i podsłuchuje rozmowę.
WIELEBNY: Kto w Tobie zasiał to ziarno zwątpienia?
SZEREGOWY DAWID: Wszystko, co wielebny mówi jest opisane na kartach Świętej Bibuły. Przecież nie ma wielebny dostępu do tajemnej wiedzy. Żadne cuda, ani objawienia nie są częścią żywota doczesnego duchownych. W kwestii realizacji potrzeb biologicznych prowadzicie ten sam żywot. Jedynie wiemy, że częściej przeglądacie strony Świętej Bibuły. Trudno tak bezwarunkowo wierzyć we wszystko, co powiecie. Tym bardziej, że za granicą głoszą coś innego, powołując się na ten sam tekst.
WIELEBNY: Widzę, że ziarno już zdążyło wykiełkować.
SZEREGOWY DAWID: Nie jestem ateistą, jednakże te wszystkie pozaziemskie rozważania mogą wybiegać poza nasze zdolności rozumowania. Skąd mamy wiedzieć, jak interpretować Świętą Bibułę?
WIELEBNY: Tam, gdzie jest to jasno wyrażone, to nie może być wątpliwości. Tam, gdzie zdolność interpretacji zawodzi, pozostaje nam się kierować uczuciami i miłością do bliźniego.
SZEREGOWY DAWID: Które są skrajnie subiektywne.
SZEREGOWY DAWID: Nic w tym złego. Wszak Święta Lana każdemu z nas użyczyła mikrokosmos świadomości, abym w nim się poruszać i poszukiwać prawdy.
SZEREGOWY DAWID: Mój mikrokosmos podpowiada mi, że plecy nie pozwolą mi kontynuować tej rozmowy.
WIELEBNY: Pozostaje mi tylko uszanowanie mikrokosmosu bliźniego swego, jak siebie samego. (wielebny skinieniem głowy żegna szeregowego Dawida) Nie zdradzaj nikomu mojego mikrokosmosu z jego złymi nawykami i pozostań w pokoju.
SZEREGOWY DAWID: W pokoju.
Szeregowy Dawid opuszcza koszary wychodząc prawą stroną. Na wielebnego spada snop światła. Czas się zatrzymuje.
WIELEBNY: Zbłąkane dusze wiecznie poszukujące odpowiedzi na pytania: „jak” i „dlaczego”. Zapominają, że ostatecznie to uczucia kierują ich poczynaniami, dopowiadając sobie cały ciąg przycznowo-skutkowy. Jak oni niby chcą odgadnąć naturę bytu, skoro jedynym narzędziem pod ręką jest zwodniczy umysł zasysający rzeczywistość wadliwymi receptorami. Natura bytu ma zwierzchnictwo nad samym bytem, więc jakim sposobem sam byt ma udzielić odpowiedzi na pytania pozostające poza nim. Przekładają rzeczywistość na liczby i miary i gdzie ma się tu zmieścić refleksja nad dobrem i złem. Jaką wartość liczbową przypiszą cnocie, sprawiedliwości czy miłosierdziu? To właśnie to nieodstępujące nas na krok uczucie moralnej oceny jest jedyną szczeliną przez którą możemy zerknąć na świat w pełnej okazałości. Przez nią widzimy, że istnieje coś więcej niż ja w formie egoistycznego zwierzęcia, niewolnika biologicznych odruchów. Problem w tym, że przyzwyczajeni do tego zobojętnieliśmy na tę aksamitną intuicję. Nieumiejętność wyrażenia jej za pomocą wzoru stało się przyczynkiem do wyśmiania jej. Społecznie akceptowana naiwność każe nam wierzyć w ciąg umownych znaków. Znaki te porozrzucane po umownie skonstruowanych tabelkach przepychają się w szeregu. I ostatecznie umowne relacje między tymi znakami definiują nasze jestestwo. Biegli w odczytywaniu tych zapisów nonszalancko przystawiają nam te ciągi do głowy i krzyczą: „Patrz, ty jesteś tą jedynką! W taką relację wchodzisz z dwójką! W takim zbiorze się mieścisz!” I to ma być ta obiektywna rzeczywistość? Bazgroły oparte na umownym przypisywaniu wartości. Kiedyś ludzie nie umieli pisać i czytać i jakoś im ta rzeczywistość nie umykała. Cały ten system symboli to nic innego jak indoktrynacja. My, wielcy tego świata stworzyliśmy jego opis. Jeśli chcesz w nim brać udział, musisz się do niego dostosować, nauczyć się pisać i czytać podług naszych zasad. I tak ciągnie się ten kabaret zatytułowany: Do końca wyrugować człowieka w człowieku. Chcą wszczepić nam przycisk włącz/wyłącz. Nie tędy droga, ponieważ zawsze przy podejmowaniu decyzji budzi się w nas ta pierwotna intuicja. To skryte poczucie odrębności. Intuicja dystansu dzieląca nas od stricte biologicznego dziedzictwa. Niewidzialne ziarno, poczucie czegoś większego niż my sami rzucone niedbale na jałową ziemię oraną przez wytyczne apodyktycznych architektów materialistycznego ładu. Jaka szkoda, że nie wiedzą o prawdziwej sile witalnej tego nasiona. A czerpie ono swoją moc ze źródła nieustających emocji. Uczuć tak głębokich, że żadna narzucona zapora nie jest w stanie całkowicie przyćmić jego oddziaływania. Tłamszone na niebotyczną skalę nadal w nas rośną i się rozwijają. Dzisiaj możemy je nazywać kryptoemocjami ze względu na wypowiedzianą im wojnę lata temu. A ich wpływ określamy mianem zdarzeń losowych, absurdu lub nonsensu. Nie mam wątpliwości, że coś z tak wielką siłą oddziaływania wywłaszczanego przez całe pokolenia, musi mieć pozaziemską naturę. Miłości przylepiono łatkę mechanicznego pożądania; przyjaźni rachubę korzyści; radości naiwność. Nie udało im się zwalczyć tych cnót, więc pozostało je zohydzić. Wszystkie one występują zarówno u nas jak i za granicą. Są siłą wiążącą! Wystarczy tylko uprzytomnić ludowi, że mają ich nieprzebrane pokłady i nie muszą się wstydzić okazywania ich. Nawet jeśli nie jestem w stanie udowodnić, że Święta Lana istnieje, to z całą pewnością dowiodę, że jesteśmy jej wspólnymi dziećmi, ponieważ wszyscy nosimy w sobie jej ziarno człowieczeństwa. Musimy sobie tylko przypomnieć, jak je pielęgnować. Tabelki bez względu na precyzyjność zawsze dzieliły nas na naszych i obcych w oddzielnych kolumnach. Tylko coś tak fundamentalnego i niezbadanego, jak ludzkie uczucia może przywrócić nas do stanu pierwotnego porządku. Na pewno orężem tego się nie osiągnie, więc niezbędne jest by podkopywać spójność i autorytet wojskowych, by w odpowiednim momencie utorować ścieżkę duchownym. Nie może być inaczej. Muszę iść tą drogą, w przeciwnym wypadku będę cynikiem.
Snop światła znika. Czas powraca do normalnego biegu. Wielebny opuszcza scenę, kierując się w prawo. Krzysztof wychodzi z ukrycia.
KRZYSZTOF: Tajna zawartość transportu. Hm… Szeregowy spiskuje z wielebnym. Hm… Skąd ojciec wiedział, żeby szpiegować we własnych szeregach?
Snop światła pada na Krzysztofa. Czas się zatrzymuje.
KRZYSZTOF (przerażony): Kurwa!
Snop światła znika, czas wraca do normalnego biegu.
KRZYSZTOF: Co to było? Krzysiek, ty się skoncentruj na zadaniu. Koniec z dekadencją!
Rozemocjonowany Krzysztof opuszcza koszary lewą stroną. Po chwili prawą stroną wchodzi szeregowy Dawid już nieobciążony ładunkiem, ale trzyma się za dolny odcinek pleców, zaś lewą wchodzi pułkownik.
PUŁKOWNIK: Aż tak nie musisz udawać rannego. Jesteś wśród swoich.
SZEREGOWY DAWID: I tego się obawiam. Większy wycisk dają niż bratni naród za granicą. Czy generał rozesłał już rozkazy?
PUŁKOWNIK: Jeszcze czekamy. Jak konsultacje z siłami wroga?
SZEREGOWY DAWID (z werwą): Bratnim narodem! Dobrze. Czekamy na podesłanie szczegółów odnośnie czasu i miejsca kolejnego aktu tej farsy.
PUŁKOWNIK: Przewidujecie dramat czy happy end?
SZEREGOWY DAWID: Rozważaliśmy oba scenariusze. Bratni naród sonduje również nastroje społeczne na wypadek obalenia rządu przez wojsko. Jako bardziej konserwatywny kraj dyktatura junty może nie być takim złym pomysłem.
PUŁKOWNIK: Hm… Jak tylko junta okaże uległość wobec nas, to pojawią się jednostki z patriotycznym bębnem. Będą ciągnąć za sobą rzesze apologetów starego porządku. Jednostki rotujące są gotowe przywdziać peruki i pomadkę?
SZEREGOWY DAWID: Aż tak liberalnych zmian nie przewidujemy.
PUŁKOWNIK: Pytam, czy są wtajemniczone.
SZEREGOWY DAWID: Zdecydowana większość oddziałów tylko czeka na uniesienie kurtyny. Wątpliwy rekrut zasila odwody.
PUŁKOWNIK: Gdyby tylko generał się dowiedział o tych roszadach…
SZEREGOWY DAWID: Generał, jak każdy szachista nie baczy na pionki. A młokosy z rotacji nie znają realiów i ślepo idą za rozkazem.
PUŁKOWNIK: Co z marynarką wroga?
SZEREGOWY DAWID: Wyporność okrętów nadal pozwala im dzierżyć to imię.
PUŁKOWNIK: Pytam poważnie.
SZEREGOWY DAWID: Większość już i tak tu jest, więc straszenie posiłkami z północnego-wschodu ma ograniczone pole oddziaływania. Poza tym nigdy jej poważnie nie braliśmy pod uwagę.
PUŁKOWNIK: Boję się, że komandor namieszał generałowi w głowie i znaczący akcent będzie położny na działania w akwenie.
SZEREGOWY DAWID: My tego nie przewidujemy.
PUŁKOWNIK (poddenerwowany): Nie rozumiesz. Generał może i nie baczy na to, co robią pionki, ale o lepszych figurach, w szczególności z komandorem poza naszą kontrolą, już pamięta.
SZEREGOWY DAWID: Nie za późno już na wprowadzanie tak radykalnych zmian? Przecież jutro mają się rozpocząć manewry.
PUŁKOWNIK: Nie znasz komandora. Ten pendant śpi w piżamie w torpedy. Terroryzuje marynarzy o każdej porze dnia i nocy. Od dawna są gotowi. Jak się zacznie, to jego świadomość zsynchronizuje się z sonarem.
SZEREGOWY DAWID: No to co? Ze Spopielonej Plaży i tak się trzeba przebić przez okopy na północ, a do portu nie dostaną się przy takim potencjale jednostek pływających naszych braci.
PUŁKOWNIK: Nie za bardzo się wczuwasz w tę waszą braterskość? Matki wspólnej nie macie.
SZEREGOWY DAWID: Ale synchroniczne spojrzenie na rzeczywistość.
PUŁKOWNIK: Uważaj, bo jeszcze wam się okresy zsynchronizują.
SZEREGOWY DAWID: Od czegoś trzeba zacząć. Waszym pokoleniom udawało się jedynie wspólnie utrzymać w ryzach demografię. I to tą górną granicę.
PUŁKOWNIK: Chodzi mi jedynie o zachowanie czujności. W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone.
SZEREGOWY DAWID: Dlatego też liczę na miłość braterską naszego pokolenia.
PUŁKOWNIK: Możesz odmaszerować.
SZEREGOWY DAWID (cynicznie): Tak jest, panie pułkowniku.
Dawid opuszcza scenę lewą stroną nadal trzymając się z bólu za plecy. Czas się zatrzymuje na pułkownika pada snop światła.
PUŁKOWNIK: Dwudziesto- i trzydziestokilkuletnie jelita nadziewane zmielonymi emocjami. Ot, to cały wzniosły człowiek-kiełbasa w wieku młodzieńczym. Wszystko wiedząca maszynka przetwarzająca zasoby w odchody. Właśnie dlatego potrzebujemy racjonalizmu. Emocje są młodzieńczym kalejdoskopem. Pierwotnym chaosem. Nie prowadzą do uniwersalnych konkluzji, nie znajdują wspólnego mianownika. Zawsze będą wręczać to nóż, to kwiaty. Nie można mnie winić za rozumną analizę, bądź opieranie się o jednolity wzór wytyczony fundamentami rzeczywistości. W gruncie rzeczy to jedyne i zarazem odwieczne spoiwo naszej cywilizacji i szerzej całej rasy ludzkiej. Systemy społeczne, gospodarcze i religijne zawsze się dzielą, radykalizują i występują przeciwko sobie. Za dużo w nich niewiadomych przyozdobionych symbolami. Żelazna logika nie pozostawia miejsca na relatywizm cechujący ludzki pluralizm, i w konsekwencji tworzące się antagonizmy. To kwestia dojrzałości, odrzucenia ego i emocjonalnych pobudek. Ślęczący nad tabelkami służbiści również nie są w stanie obrać właściwy azymut. Zera i jedynki tak im spłaszczyły łby, że nie dostrzegają nawet, że świat to nie liczydło. Nie wspominając już o seniorach, którzy żyją pod kroplówką chwały zeszłych czasów. Każde pokolenie nieświadomie spłaca dług wcześniejszym rocznikom. Nie chodzi o wychowanie, tylko zabezpieczanie przed powielaniem tych samych błędów. Stoimy na barkach gigantów. Tych wszystkich, co nieśli pochodnię prawdy, obnażając absurdy dogmatu. Oś ta naznaczona pasmem prób i błędów, eksperymentów, ryzyka ostracyzmu daje szansę progeniturze na lepszy start. Te zaś podrostki na ślepo łapią się buntu lepkim ego, aby zgasić cykl postępu i zamieniają schody na jednostopniowe podium.
Postęp technologiczny, rozwój medycyny. To wszystko, co w statystykach wydłuża ich średnią życia traktują jak pewnik. Wdzięczność? Gdzie tam! Uważają, że dostali to w pakiecie z metryką. Kiedyś myślano, że wraz rozwojem ludzie docenią poszukiwaczy obiektywnej prawdy. Zniknie zabobon. Niestety, nie wiele zamknęli w lamusie. Amulety zamienili na terapeutów pozytywnego relatywizmu. Samouwielbienie wotywne z emfazą na przedrostek „samo”. Cały postęp, któremu zawdzięczają bezpieczne narodziny, daleki od chorób rozwój, okiełznanie żywiołów, wolę realizowaną za pomocą kliknięcia dziś są smutnym obowiązkiem do zaliczenia w okolicznościach dydaktycznych. Częścią składową oceny mającą wartość tak długo, jak długo wymaga tego podstawa programowa. Alfabetem nazwisk do zapamiętania i dat do uszeregowania. Z drugiej strony wystarczy, że to stado ma zachowane pozory sprawczości. O ile rozwesela się na igrzyskach i karmi w ich trakcie chlebem, to przynajmniej nie przeszkadzają osobom nadającym bieg historii. Zdecydowana większość świata naukowego szybko sobie zdała sprawę, żeby nie przejmować się ogółem. Należy prześwietlać świat w swojej ciemni, nie zważając na gwar na zewnątrz. Rewolucje nawet jeśli nie zostaną docenione przez ślepych świadków epoki w końcu znajdują poklask na monumentach. Kolejne, tak samo bezrefleksyjne, pokolenie gawiedzi dogmatycznie wychwala tych gigantów, tak samo jak poprzednie gardziło nimi. Cóż, taki los pionierów. Zawsze stanowili punktowe wyspy na bezkresie nijakości. Wystarczy zagryźć zęby i żyć na tyle w symbiozie, aby nie odłączyli kroplówki na rozwój naukowy. Tlić na tyle subtelnie kaganek oświaty, aby jego ciepło przyciągało obiecujące jednostki kolejnych pokoleń i uważać, aby od niego nie zajęły się stosy przygotowane przez zajadłych ignorantów i pasterzy instynktownego stada. Zaakceptować ten stan rzeczy, to największa mądrość, którą intelektualista może wykazać w relacjach międzyludzkich. Taki już los gigantów, że gdzie się pojawiają, tam wzbudzają impulsywną awersję. Taki już los gigantów, że jak się ich zetnie, to później wnoszą im pomniki. Taki już los gigantów, że jest ich niewielu i muszą cały ten świat ciągnąć za rękę. Nie może być inaczej. Muszę iść tą drogą, w przeciwnym wypadku będę cynikiem.
Scena 5 – SZEREGOWY PRZEMYSŁAW, SZEREGOWY MICHAŁ, SZEREGOWY ROBERT, SZEREGOWY DAWID, INNI ŻOŁNIERZE
Tego samego wieczoru. Baraki przedstawiają szeregowych obu wojsk przy włączonych laptopach. Grają w Call of Duty w słuchawkach na uszach. Potyczka kończy się i żołnierze reagują emocjonalnie.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Mówiłem, żeby zabezpieczyć przejście. Ja pierdolę!
SZEREGOWY MICHAŁ: Aaaa! Jebać was! Wyruchani na czysto z wkładką antykoncepcyjną w mordzie!
SZEREGOWY ROBERT: Michał, ty jesteś bardziej szurnięty niż komandos porannej zemsty, kiedy pojmany dowiedział się, że współwięzień ukrył w brzuchu mały, tępy nóż.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Co?
SZEREGOWY ROBERT: Nie czytałeś? Próbował go wyciągnąć z obu stron równocześnie, do czasu aż zorientował się, że jest krótsza droga – przez pępek. Początkowo strażnicy mieli bekę z tego, ale po udanej operacji nie było im już tak do śmiechu.
W trakcie wypowiedzi szeregowego Roberta do baraków lewymi drzwiami wchodzi szeregowy Dawid trzymając się za plecy.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW (zwracając się do niego): Siema, kaleko. Ćwiczysz przed jutrzejszym dniem?
SZEREGOWY DAWID: Siema. Musiałem zanieść wielebnemu skrzynkę z alko i coś mi jebnęło w dolnym odcinku.
SZEREGOWY MICHAŁ: Co tam u was się dzieje?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW (do słuchawek): A nic. Dawid przyszedł od wielebnego i mówi, że go w dolnym odcinku pleców jebie.
SZEREGOWY MICHAŁ: To wiele tłumaczy. Powiedz mu, że tutaj miałby gorsze ruchanie. Przynajmniej od razu rozgrzeszenie dostał.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Ja pierdolę. Nie chciałbym być twoim jeńcem wojennym.
Szeregowy Dawid zasiada przy swoim stanowisku i zakłada słuchawki.
SZEREGOWY DAWID: Siemka, no life’y. (żołnierze witają się z szeregowym Dawidem) Robert, masz jeszcze chwilkę? Chcę coś omówić.
SZEREGOWY ROBERT: Pewnie. Co tam?
SZEREGOWY MICHAŁ (mechanicznym głosem): Ta rozmowa jest nagrywana. Wszystko, co powiesz może zostać wykorzystane przeciwko tobie na wysokości twojego anusa.
Pozostali żołnierze powoli opuszczają stanowiska przy laptopach.
SZEREGOWY DAWID: Amator proktolog Michał też jeszcze jest. Spoko. Musimy pogadać.
SZEREGOWY MICHAŁ: Do usług. W gumowych rękawiczkach.
SZEREGOWY DAWID: Marynarka w dobrej formie?
SZEREGOWY ROBERT: Tak. Fragowali, aż mało licznika nie przekręcili.
SZEREGOWY DAWID: Chodzi mi o stan w realu.
SZEREGOWY ROBERT: Jak wszyscy – mundury mają. A co?
SZEREGOWY DAWID: Nic. Pułkownik straszył mnie, że nasz komandor miał jakieś nocne moczenie z możliwym desantem w roli głównej.
SZEREGOWY MICHAŁ: Specjalizuję się też w urologii. Mogę mu pomóc z przerostem ambicji prostaty.
SZEREGOWY DAWID: Jeszcze nie mamy rozkazów na jutro, ale wolę to wstępnie omówić. Podobno ojciec generał znalazł sobie nowego pupilka. Pewnie po tym, jak nam się nie udało na lądzie.
SZEREGOWY ROBERT: U nas nic się nie zmieniło. Dalej mamy w porcie potencjał do staranowania waszych kutrów. Plan działania mamy rozpisany na całe wybrzeże.
SZEREGOWY MICHAŁ: Jak wypłyną nasze jednostki, to następnej nocy dupą zacznie się moczyć.
SZEREGOWY DAWID: Tak. Tylko, że może coś na plaży kombinować.
SZEREGOWY MICHAŁ: Niech próbuje. Jak się zbliży, to poślemy kilka ostrzegawczych rakiet z zarośli.
SZEREGOWY DAWID: Tak, tylko pamiętaj, że w realu mamy wyłączony friendly fire. Co z juntą?
SZEREGOWY ROBERT: Badamy teren. Po ostatniej pokazówce rząd się znowu umocnił. Nie chcemy za bardzo przeginać.
SZEREGOWY MICHAŁ: Choć wypadałoby co poniektórym dojebać mocniej.
SZEREGOWY DAWID: Jak nie macie pewności, to się nie wychylajcie. Nie wiadomo, jak społeczeństwo zareaguje na takie newsy. My i tak na razie musimy wybadać, jaki filozof natchnął generała w trakcie ostatniego posiedzenia na sraczu. Ponoć komandor rwie się do decyzyjności.
SZEREGOWY ROBERT: Wy w końcu tę marynarkę ogarniecie?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Z marynarzami nie byłoby problemu. Z czasem skumaliby, że mamy rację, ale ludzie gadają, że tam na statkach spotkania sekty się odbywają. Izoluje ich ten pojeb, jak w obozie koncentracyjnym.
SZEREGOWY ROBERT: I to wy niby jesteście tym liberalnym krajem?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Chuj wie, skąd to coś spadło. Pewnie matka wychowywała go w akwarium z elektrycznymi węgorzami.
SZEREGOWY DAWID: I zapomniała spuścić wodę w kiblu.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Pewnie u was przy granicy się urodził i zrobiliście mu push backa do nas. Co? Pasowałby na patrona w rodzinie Michała.
SZEREGOWY MICHAŁ: W twojej dupie był patronem! I orędownikiem rzadkiej nowiny z niej płynącej.
SZEREGOWY ROBERT: Dobra skończcie, bo nam się Michał rozochoci i wszyscy w barach będą się bali zasnąć. Coś jeszcze ważnego?
SZEREGOWY DAWID: W sumie to nic.
SZEREGOWY ROBERT: Jak plecy?
SZEREGOWY DAWID: Spoko, do jutra przejdzie. Jestem jeszcze młody, więc dam radę.
SZEREGOWY ROBERT: Pewnie. Staruchy już by głosowali za nowelizacją pakietu medycznego Podeszłość Plus. To chyba wszystko mamy omówione.
SZEREGOWY DAWID: Chyba tak. Narka, trzymajcie się.
SZEREGOWI: Narka!
Wszyscy szeregowi poza szeregowym Dawidem opuszczają stanowiska komputerowe. Snop światła pada na szeregowego Dawida, czas się zatrzymuje.
SZEREGOWY DAWID: Wapno nie do zdrapania. Wszechwiedzący starcy z podupadającymi zdolnościami mentalnymi i fizycznymi. Doświadczenie? A czym ono jest, jak nie założeniem sobie klapek na oczy i wciąganiem w tę perspektywę kolejnych pokoleń. Niezdolni przypatrzeć się jeszcze raz. Z bazą teoretyczną zdezaktualizowanych koncepcji społecznych i wiedzą ścisłą na bakier z najnowszymi dokonaniami w nauce. Opóźniają wszystko, nie ze względu na zachowanie ostrożności, tylko po to, by przedłużyć sobie wygodę. To oni spośród żyjących najdłużej budowali ten świat i oni mają największy wpływ na przysposobienie go sobie do własnych potrzeb. Więc naturalną koleją rzeczy jest, że nasze pokolenie musi w końcu przejąć decyzyjność po nich. Konflikt dotyczy tylko czynnika czasu. My jesteśmy na tyle dojrzali, że pod względem neurologicznym osiągnęliśmy apogeum. Na tyle młodzi, że reprezentujemy krzepkość i witalność, która jest nieodzownym budulcem ambitnej a przez to kulturowej awangardy społecznej. Wykształceni w oparciu o najnowszy stan rzeczy. Oczywiste jest, że poprzednie pokolenia również przyjmowało nowe odkrycia naukowe z należytym im szacunkiem, ale do czasu. Kiedy dały im one prymat, ich pozycja okrzepła. Nowe prądy coraz częściej spotykały się z
nieprzyjemnymi reperkusjami, aż w końcu innowatorów zaczęto traktować, jak outsiderów, bo nowe spojrzenie uderzało w ustalony ład. Ewentualne konsekwencje odstręczyły ich od zaangażowania się w dalszy pochód postępu. To właśnie nowe, otwarte, a w szczególności jeszcze elastyczne pokolenie daje szanse nowym aksjomatom, ponieważ nie czuje ciężaru spojrzeń beneficjentów zastanej rzeczywistości. Tam gdzie zachowawczość kształtuje pewien ład i hierarchię, tam nie będzie potrzeby, żeby coś zmieniać. To my, młodzi i rządni sukcesów jesteśmy na tyle odważni, by wytknąć oczywiste błędy starszej wizji świata i na tyle bezczelni, by zaoferować własną. I to wszystko po gruntownym i pozostawiającym jeszcze świeży ślad w pamięci procesie dydaktycznym. Co więcej, najnowsze technologie pozwoliły zbliżyć się nam z braćmi ze wschodu, jak nigdy wcześniej. Pozwoliły nam zwiększyć wydajność pracy, jakość i prędkość komunikacji oraz idącą za nimi otwartość na nowe koncepcje. Wprowadzono te wszystkie nowinki w czasach naszej młodości. I nawet nie zapytano się nas, czy tego chcemy. Skażono nas dzieciństwem wiecznie migających diod, co sprawiło, że mamy najlepsze rozeznanie, jak nowopowstałą rzeczywistość wykorzystać do dalszego postępu technologicznego. Skomunikowani przez Internet, wznieśliśmy emocjonalny pomost, przejście które tworzy podwaliny pod wspólny konstrukt społeczny. Ograniczyliśmy zaufanie wobec kodeksu i prawa, ponieważ wiemy, że są one zbudowane w oparciu o pokolenie dotychczas dominujące. Żadna siła jednostki. Już się nasłuchaliśmy o autorytetach i sprawdziliśmy na Wikipedii. Bez skazy? Nie znaleziono hasła. Jajogłowi? Jajogłowi mogą nam pomagać, ale samymi analizami nie zbliżą do siebie społeczności obu państw. Napiszą jedynie prawa, których sami w izolacji dwóch oddzielnych społeczności będą przestrzegać. Oglądamy kłócących się specjalistów i wiemy, że musimy mieć przynajmniej zbliżony poziom wiedzy, aby wskazać zgodne z prawdą stanowisko. Jeśli żyjemy osobno, to nie ma na to szans. Religia? I tak każdy ją rozumie po swojemu. Pewnie wyjdzie z tego jakaś dziwna, nie do ujarzmienia eklektyka. Co ważne, oczywistością jest, że każde pokolenie najbardziej skłonne jest faworyzować siebie, ale tego się nie uniknie. Natura ludzka. Co nie zmienia faktu, że tę samą naturę w najbardziej witalnej formie reprezentują młodzi. Jesteśmy jej optimum. Osiągnięcie najlepszej wersji człowieczeństwa powinno nieść za sobą pewne korzyści. Udało nam się sprawić, aby ludzie przebrani za wrogie plemiona i wyposażeni w narzędzia do zabijania dostrzegli człowieka po drugiej stronie. Ta pierwotna społeczna intuicja. To właśnie ją udało się wspólnie wskrzesić za pomocą technologii. A czy może być lepsze spoiwo, niż wiedza, że masz zagwarantowany szacunek? Jesteśmy pierwszą niewalczącą generacją od niepamiętnych lat. Wszystkie te stare idee zawierają mit młodości tamtych pokoleń. Ich ówczesne sposoby na rozwiązanie konfliktu, ich wizję nowego społeczeństwa. Są one mityczne, bo zdezaktualizowały się i jedynie autorytet je podtrzymuje. Romantyczne, bo oddają hołd poległym bohaterom ich młodości. Za nimi krok w krok idzie kwestia ustalenia hierarchii – wojna. Sama tolerancja wystarczy, aby oba narody zaczęły się powoli dobrowolnie mieszać. Każdy kiedyś miał szansę spróbować osiągnąć podobne wyniki. My się jednak naprawdę odważyliśmy. To daje nam prawo dokończyć zadanie. I w końcu kwestia sukcesji. Tutaj natura wybiera spadkobiercę. Nie szukamy na siłę punktów stycznych z poprzednią władzą, nie zapisujemy w kodeksie swojej rodzinie czy znajomym prawa do dziedziczenia tronu, nie męczymy tłumu nierozwiązywalną polemiką i losem demokracji. Patrzymy na pokolenia. Jak już osiągnie ten wiek, to musimy przekazać pałeczkę. Nie będzie sporu o właściwą interpretację lub zgodność z konstytucją. Natura wskaże. To wymusza od starszych pokoleń gruntowne przygotowanie młodych, aby zabezpieczyć bezpieczną starość. Dogmaty i indoktrynacja na nie wiele się zdają. Młodzi i tak widzą świat przez pryzmat hipokryzji swoich rodziców. Przestaliśmy się zabijać, więc jest z kim się dogadywać. Nie może być inaczej. Muszę iść tą drogą, w przeciwnym wypadku będę cynikiem.
Akt III
Scena 1 – SZEREGOWY DAWID, SZEREGOWY ROBERT, SZEREGOWY MICHAŁ, SZEREGOWY ROBERT, INNI ŻOŁNIERZE
Akt trzeci zawiera większą liczbę scen. Są one krótsze, więc ma to wpływ na dynamikę rozwoju wydarzeń.
Piątek, godziny poranne. Żołnierze spotykają się w okopach, po tych samych stronach sceny.
DAWID I ROBERT: Do boju!
Żołnierze wybiegają na siebie komicznie, udając prowadzenie działań wojennych i wysmarowują się burakami. Szeregowi Dawid, Robert, Przemysław oraz Michał spotykają się na środku sceny i witają się serdecznie.
SZEREGOWY DAWID: Się macie, żołnierze!
SZEREGOWY MICHAŁ I ROBERT: Się mamy!
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Piątek, piąteczek, piątunio.
SZEREGOWY ROBERT: Jak się mają te nowe rozkazy?
SZEREGOWY DAWID: Na lądzie żadnych rewolucji. Przez to między innymi się tu spotkamy. Pułkownik wspominał, że marynarka dostała jakiś update. Mało zrozumiały. Generał widocznie nie do końca wiedział, co z nią zrobić. Jest jakiś fragment o „manewrze honorowym”, ale nikt tego nie kuma. Pewnie po to, aby uspokoić komandora. Na tyle, na ile się da obserwujemy wybrzeże z plaży. Co prawda mamy tam małe siły, ale nikt nie chce być podglądany przez stalkera-komandora. Centralny odcinek należy do generała i tam trzeba zachować większą ostrożność, choć bardzo rzadko zdarza mu się wyjść poza teren sztabu.
SZEREGOWY ROBERT: A jego pułk strzelców wyborowych?
SZEREGOWY DAWID: Grałeś z nimi ostatnio w COD-a.
SZEREGOWY ROBERT: Aha. To bardziej pułk strzelców noobowych.
SZEREGOWY MICHAŁ: Z resztą, jakby wasze okręty do zatoki wpłynęły, to mamy wycelowane w tym kierunku działa.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: No tak, ale my prowadzimy teatr objazdowy z podziałem na role. Nie dążymy do prawdziwego rozlewu krwi, nawet wyznawców guru komandora. (do szeregowego Roberta) Widzę, że nie wszyscy u was scenariusz czytali.
SZEREGOWY ROBERT: Jak obstawiamy dzisiejszą potyczkę?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Potrzebujecie jeszcze trochę wrzucić na luz?
SZEREGOWY ROBERT: Myślę, że tak. Chaos nie jest najlepszym fundamentem nowego społeczeństwa. Niech się jeszcze trochę uspokoi.
SZEREGOWY DAWID: Jeszcze raz to przejdzie, ale później generał będzie oczekiwał wyników.
SZEREGOWY ROBERT: Spoko, utemperujemy komandosa porannej zemsty i będziecie mogli gdzieś tu wbić flagę.
SZEREGOWY DAWID: Jak zaufanie w waszych szeregach? Bez zmiany?
SZEREGOWY MICHAŁ: Wszyscy mają swoje powody, aby być rekwizytem w tej sztuce.
SZEREGOWY DAWID: Na przykład niepowtarzalna umiejętność naszego pokolenia do dogadania się?
SZEREGOWY MICHAŁ: Na przykład.
SZEREGOWY ROBERT: Czemu pytasz? Udostępniamy wam nasze raporty, poza tym sam widzisz, że wszystko idzie zgodnie z planem.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW (próbuje rozładować sytuację): Jebany bananowiec! Jeszcze rządu nie utworzyliśmy, a już szuka powodu do podziałów. Ciągnie go do polityki.
SZEREGOWY ROBERT: Przecież mamy umowę zobowiązującą obie strony do wymiany informacji i niepodejmowania działań szpiegowskich.
SZEREGOWY DAWID: Wiem. Po prostu martwi mnie, że jak dojdzie do prawdziwej potyczki, to się to wszystko zawali.
SZEREGOWY ROBERT: Zakładaliśmy to w symulacjach. Kierujemy się następującą zasadą: w pierwszej kolejności używamy ślepaków, żeby przedstawienie było wiarygodne. Jeśli to rozwiązanie jest poza zasięgiem, to możliwie jak najszybciej kończymy bój i ograniczamy do minimum zadane straty. Dyplomacja od razu wchodzi do gry i stara się wszystko wyjaśnić.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Pułkownik, pewnie mu sprzedał neuro-rebusy i teraz szuka dziury w całym.
SZEREGOWY DAWID: To prawda. Pułkownik mnie straszy, ale pułkownik to poprzednie pokolenie. Koleś jest kumaty, jednak gdyby mu oddać decyzyjność, to natychmiast wprowadziłby jakieś bezpieczniki, procedury weryfikujące działania drugiej strony a z czasem i szpiegów. Od razu zaufanie zacznie się osuwać.
SZEREGOWY MICHAŁ: Jakieś zabezpieczenie warto mieć.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Niby tak, ale naszą jedyną taktyką jest zaufanie. Jeśli ono przepadnie, to wracamy to starego dobrego rozwalania łbów. O ile sobie ufamy, o tyle to my decydujemy o losach wojny. Prosta formuła, a jaka skuteczna.
SZEREGOWY DAWID: Zgoda. W sumie ma to sens. Jeśli złamiemy zaufanie, to wojna. Jeśli druga strona zdradzi, to wojna. Jeśli nie ma żadnej umowy, to też wojna. Bez różnicy. Lepiej się trzymać tego. Dzięki za gadkę. Czasami trzeba to sobie w grupie wyjaśnić.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: W końcu na coś to filozofowanie się przydało.
SZEREGOWY ROBERT: Wiadomka. Każdy z nas ma wątpliwości, kiedy widzi, że wystarczy tylko jedna zdradliwa gębą, aby cała fasada runęła. Nikt wcześniej nie odstawiał takiej szopki.
SZEREGOWY MICHAŁ: Pewnie.
SZEREGOWY DAWID: Ok. To wracamy się o jedną linię okopów na zachodzie. Środkowy odcinek niech zostanie na miejscu. Generał będzie się cieszył, że uratował sytuację. Wasza marynarka włazi na bocianie gniazdo i identyfikuje manewr honorowy. Tak długo, jak się da straszycie liczbami, wypiętą piersią i flotą z tradycjami.
SZEREGOWY ROBERT: Brzmi, jak stary, dobry Dawid… Dobra to idziemy trochę okolicę zdekonstruować i pomazać się sokiem z buraka. Kariera żołnierza sama się nie ekspi. (do szeregowego Przemysława) Przemcio! Może jeszcze jakiś zakład?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Pewnie. Hajsy się zawsze przydadzą. I wesoło jest.
SZEREGOWY ROBERT: Chcemy wykreować jakąś mocarną postać, bo nie mamy pomysłu na dalsze losy komandosa porannej zemsty.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Michał jest wystarczająco pojebany. Czemu mu roli nie napiszecie?
SZEREGOWY MICHAŁ: Zamknij ryj, jak o mnie mówisz!
SZEREGOWY ROBERT: Potrzebujemy jakiejś legendy po waszej stronie. Wiesz, zawsze musi być jakiś głównym wróg.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Co mam zrobić?
SZEREGOWY ROBERT: Cokolwiek. Bylebyś na wallu dwa tygodnie się utrzymywał i musi to być związane z działaniami militarnymi.
SZEREGOWY MICHAŁ: Uuu. Ja bym to wykorzystał. Ja pierdolę, takie możliwości.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Znów chcesz stówkę stracić?
SZEREGOWY ROBERT: Znając ciebie, to raczej okazyjnie zapłacić za wybitny performance. Ty masz najebane i dlatego stanowisz idealną przeciwwagę dla naszego komandosa. Czym się zajmowałeś przed wojną?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Programowałem.
SZEREGOWY DAWID: O proszę! Antybananowiec na umowie B2B jebiący państwo na podatkach.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Zamknij ryj, złoty dzieciaku w złotym czopku urodzony. Wytoczył się z prywatnej oświaty i myśli, że ma prawdziwych przyjaciół.
SZEREGOWY DAWID: Dlatego tak się czaiłeś z zawodem.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Czaiłem, jak ty z macbookiem od rodziców do przeglądania internetu. (do Roberta) A ty czym się zajmujesz?
SZEREGOWY ROBERT: Marketing i coś tam. Po wojnie mogę rozsławić twoje wklepywanie kodu. (patrzy na Michała) Michał… Michał nie wiadomo, kim był. Każdemu mówi coś innego. Ale taki lepiej, jak nic nie robi.
SZEREGOWY MICHAŁ: Niewiele czasu zostaje, jak w domu ciągły nacisk na obrządek i czytanie Świętej Bibuły. Imałem się różnych zajęć. Szedłem tam, gdzie przyjmowali w niepełnym wymiarze czasu pracy.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: No, spoko. To co? Dalej ufamy sobie. Zbierajcie się pakować lapki i materace. My składamy cyrk i wieczorem coś pogramy. Nara.
POZOSTALI SZEREGOWI: Nara.
Scena 2 – SZPIEG, KRZYSZTOF
Chwilę później. Koszary. Krzysztof w stroju szpiega przechadza się z lewej strony sceny na prawą. Za dużą skrzynią po prawej ukrywa się szpieg w przebraniu medyka. Kiedy Krzysztof dochodzi na wysokość szpiega, ten ujawnia swoją obecność.
SZPIEG: Myślałem, że szpieg działa na terenie wroga.
KRZYSZTOF: Tomszon!
SZPIEG: Krzyszton!
Krzysztof przytulają się do szpiega, a ten rozgląda się, czy nikt ich nie obserwuje.
KRZYSZTOF: Co tutaj robisz? Nie pomagasz rannym?
SZPIEG: Bitwa trwa w najlepsze i dopiero, co zaczęli ich zwozić. Moja jednostka jest dość duża i doświadczona. Na razie dają sobie radę z tą liczbą kończyn.
KRZYSZTOF: Świetnie! To znaczy… powinieneś więcej odpoczywać. Słyszałem, jak cię rozsławiali w różnych jednostkach. Już nie musisz się, tak bardzo wykazywać.
SZPIEG: Tak? Myślałem, że jestem jednym z tych skromniejszych medyków.
KRZYSZTOF: Skromniejszy ci powie. Takimi mitami twoje dokonania obrosły, że wróg wyznaczył nagrodę za twoją głowę.
SZPIEG: Serio?
KRZYSZTOF: No. Nie warto ryzykować.
SZPIEG: Staram się, jak mogę.
KRZYSZTOF: A widzisz, jakie efekty to przynosi.
SZPIEG: A co z twoją karierą? Będziesz szpiegiem?
KRZYSZTOF: Gdybym był, tobym ci tego nie powiedział. Gdybym nie był, tobym nic nie powiedział.
SZPIEG (patrzy na Krzysztofa zmieszany): Aha… Pewnie trudno się tam dostać. Wszystkie działania tajne, decyzje podejmowane w gronie wzajemnej adoracji i tak dalej.
KRZYSZTOF: Na razie nie chcę. Tam trzeba być cicho, a zwykłych szeregowych dupeczki lajkują, aż miło.
SZPIEG: Aha…Wracając do CP4 – dzięki za cynk. Mój oddział był w stanie skutecznie wykorzystać tę informację. Uratowaliśmy wiele żyć.
KRZYSZTOF: Tak? Nie szkoda było środków? U nas powoli kończą się stazy.
SZPIEG: Jak to? Życie ludzkie przecież jest najważniejsze.
KRZYSZTOF: Racja, ale kolejni ranni będą dowożeni, a skąd masz pewność, że środków wystarczy? Może przyjdzie ci kiedyś mnie ratować i nie będzie czym.
SZPIEG: Nie pomyślałem o tym… Słuchaj, masz jeszcze jakieś szczegółowe informacje o CP4 lub inne tajemnice? Widzę, że szpiegostwo masz we krwi.
KRZYSZTOF: Wiem, i jest ono ważniejsze niż sklejanie nienadającego się do służby mięsna armatniego.
SZPIEG (zmieszany): Zgadza się. Sam tak twierdzę.
KRZYSZTOF: Super. Jak już ustaliliśmy hierarchię naszego wkładu w losy świata, to mogę ci zdradzić pewną tajemnicę, ale musisz mi przysiąc jedną rzecz.
SZPIEG: Co takiego?
KRZYSZTOF: Musisz się ukryć. Bracie, martwię się o twoje bezpieczeństwo. Jesteś na liście poszukiwanych przez wroga. Koniec z brawurowym poświęceniem służbie. Musisz zapaść się pod ziemię i stamtąd oczekiwać końca wojny. Po tylu latach nie chcę cię znowu stracić.
SZPIEG: Dobry pomysł. Zajmę się zgłębianiem podręczników anatomii. W przyszłości planuję zrobić jakąś konkretną specjalizację medyczną.
KRZYSZTOF (energicznie): Nie! W żadnym wypadku! (już spokojniej) To było ostatnie życzenie umierającego ojca.
SZPIEG: Tata nie żyje!?
KRZYSZTOF: Tak. Oddał życie w honorowej sprawie. Przed śmiercią przekazał mi, że po latach zgłębiania wiedzy podręcznikowej zawiódł się na niej. Stracił najlepsze lata swojego życia na przyswajaniu kłamstw i bezczelnej indoktrynacji. W szczególności znienawidził medycynę.
SZPIEG: Naprawdę?
KRZYSZTOF: Nie inaczej. Nim zmarł błagał mnie, żebym zajął się… alchemią. Niestety, ja od początku przejawiałem talent do wywiadu. Nie byłem w stanie spełnić jego prośby… Bracie… Czy będziesz mógł poświęcić się i odpowiedzieć na ostatnią prośbę konającego ojca?
SZPIEG: Chyba tak.
KRZYSZTOF: To warunek.
SZPIEG (entuzjastycznie): Nie powinno być problemu!
KRZYSZTOF: Jesteś wielki. Oczywiście w granicach twojej niszowej specjalizacji.
SZPIEG: No to mamy deala. Przy okazji, ojciec wiele w życiu osiągnął?
KRZYSZTOF: Osiągnąłby jeszcze więcej, gdyby nie namiętna pogoń za książkami.
SZPIEG: Szkoda… Teraz pochwal się, co udało ci się wywęszyć.
KRZYSZTOF: Nasze oddziały przygotowują się do czegoś wielkiego. Widziałem tajne pakunki transportowane na terenie koszar. W całość jest również zaangażowany wielebny. Mówię ci, to będzie gruba akcja.
SZPIEG: Jaki wielebny ma w tym udział?
KRZYSZTOF: Może być mózgiem całej operacji, albo i nieświadomym niczego pionkiem.
SZPIEG: Czy te transporty są w jakikolwiek sposób rejestrowane?
KRSZYSZTOF: Staram się to właśnie ustalić.
SZPIEG: Co może spoczywać w pakunkach?
KRZYSZTOF: Obawiam się najgorszego. Dlatego tak mi zależy na twoim bezpieczeństwie.
SZPIEG: A ty, Krzysztonie? Co z twoim bezpieczeństwem?
KRZYSZTOF: Wywiad nie może baczyć na takie detale. Zbyt wiele od niego zależy. Jakby to ująć? Jeśli armia to rodzina, a generał to ojciec, to wywiadowi przypada rola pierworodnego dziedzica. Ta nieporównywalna odpowiedzialność rzutuje również na potencjalną sukcesję.
SZPIEG: Aha. Dziękuję za informację, bracie. O widzisz! Przypomniało mi się – mieliśmy się zlinkować.
KRZYSZTOF: To już nie będzie potrzebne, a nawet jest przeciwwskazane. Jesteś na celowniku służb specjalnych wroga. Każda twoja działalność w cyberprzestrzeni może być śledzona. Mówiąc bardziej oględnie, wyloguj się z życia.
SZPIEG: Tak, jakbym nie istniał?
KRZYSZTOF: Dokładnie. Tak, jakbyś nie istniał… Nie zapytasz? O ojca?
SZPIEG: Nie chcę budzić drzemiących emocji.
KRZYSZTOF: To może być twoja ostatnia szansa.
SZPIEG: Nie znałem dobrze ojca. Jako podrostek widywałem go tylko okazjonalnie. Później zniknął i zostawił mnie z moją matką. Nigdy nie mówił, że mam brata. Dzisiaj nie jestem pewien, czy ta kobieta to moja matka. Mam nadzieję, że twoja relacja była intensywniejsza.
KRZYSZTOF (zamyśla się): Była. Aż za bardzo. Słuchaj, jesteś moim bratem i czuję, że mogę ci zaufać.
SZPIEG: Pewnie. Przecież CP4, wektor zwrotny no i przecież zaufanie.
KRSZYSZTOF: Nie zdradzisz mnie, prawda?
SZPIEG: Przecież niebawem zapadam się pod ziemię. Nie miałbym nawet, komu tego przekazać.
KRZYSZTOF: To wiele dla mnie znaczy, Tomszonie… Ojciec… Może to i dobrze, że nie miałeś z nim kontaktu. Projektował pracę na życie rodzinne. Musztra, kij zamiast marchewki, przesadna formalność. To nie było miejsce dla dziecka.
SZPIEG: Przykro mi.
KRZYSZTOF: Cała komunikacja odbywała się na zasadzie wydawania rozkazów. (tai emocje) Nigdy nie zapytał mnie, czego ja chcę. (wybucha emocjonalnie) Jestem sparaliżowany podejmowaniem decyzji.
SZPIEG (przytula go): Co ty mówisz? Przecież każdego dnia sam śmigasz i walczysz o awans do wyższej ligi. Może i ojciec przygotował ci bloki startowe, ale to ty decydujesz, którą linię mety przekroczysz.
KRZYSZTOF (nadal emocjonalnie): Naprawdę?
SZPIEG (ponownie go przytula): No pewnie.
KRZYSZTOF (po chwili): Już lepiej… (stan emocjonalny ustępuje) Dziękuję. Dobrze jest wiedzieć, że można komuś zaufać. A teraz idź i bez kamienia filozoficznego nie chcę cię widzieć.
SZPIEG: Tak jest, panie szpiegu…
Szpieg odwraca się, aby wyjść poza scenę. po chwili zwraca się ponownie do Krzysztofa.
SZPIEG: A może być astrologia zamiast alchemii? Bezpieczniejsze się to rzemiosło wydaje, a na tym nam przecież zależy.
KRZYSZTOF: Tak, ostaniem tchnieniem ojciec dopuścił astrologię… Żegnaj, Tomszonie. Kto wie, czy nie na zawsze.
SZPIEG: Żegnaj, bracie.
Szpieg wychodzi prawą stroną sceny, Krzysztof lewą.
Scena 3 – GENERAŁ, KRZYSZTOF, KOMANDOR, PUŁKOWNIK, WIELEBNY
Godzina popołudniowa. Sztab. Generał przegląda raporty siedząc przy biurku.
GENERAŁ: Hmm. Znowu się wycofujemy. Włamanie wroga ponownie przesuwa front zachodni w głąb naszych pozycji. Już nie wiem, czy ten CP4 to nasz plan, czy wroga. (zerka na inny dokument) Kim jest ten brat Krzysia? Kontrwywiad nikogo podobnego nie znalazł. Co prawda, śledzą go, ale nic nie raportują. Na dysku twardym też nie ma niczego konkretnego. Ot, selfie z czołgami bez maski i wątki z Tindera zapewniające o wysokim spadku rodzinnym. Przynajmniej chłopak ceni sobie spuściznę rodzinną. Wywiad nie wie nic o CP4. Jakbym został odcięty od komunikacji. Śmierdzi mi to. Krzysztof wchodzi do sztabu w stroju szpiega lewymi drzwiami. Generał słyszy otwierane drzwi, odkłada dokumenty i zwraca się do Krzysztofa.
GENERAŁ: Krzysiu! Mój chłopcze!
KRZYSZTOF (pokazuje palcem na maskę na twarzy): Ptasznik!
GENERAŁ (przykłada rękę do ust): Racja. Jastrząb do ptasznika. Jastrząb do ptasznika. Jak prezentują się postępy misji szpiegowskiej?
KRZYSZTOF (przykłada rękę do ust): Ptasznik zrobił bingo operacji delta czułe ucho.
GENERAŁ (oddala dłoń od ust): Spokojnie jesteśmy na bezpiecznym kanale. Możemy przejść na komunikację bezpośrednią bez szyfru. Co udało ci się nowego ustalić?
KRZYSZTOF (oddala dłoń od ust): Mam gorącą informację. Pakunki szerokim strumieniem płyną do szeregowych z zachodniego odcinku frontu.
GENERAŁ: Jakie pakunki?
KRZYSZTOF: Ciężkie. Bardzo dużo ich. Z tajemniczą zawartością.
GENERAŁ (sięga po dokumenty na biurku): Nie ma żadnych danych o dodatkowy zasobach. To wszystko musi być tajne.
KRZYSZTOF: Nie inaczej. Widziałem sam proces transportowania ich. Wszystko zamykało się w kręgu szeregowych i wielebnego.
GENERAŁ: Wielebny?!
KRZYSZTOF: Tak. Sam widziałem, jak nadzorował transport jednej ze skrzyń.
GENERAŁ: A to szelma! Nigdy mu nie ufałem.
KRZYSZTOF: To czemu mnie do niego posyłałeś na nauki?
GENERAŁ: „Przyjaciół trzymaj się blisko, a wrogów jeszcze bliżej”.
KRZYSZTOF: Genialne.
GENERAŁ (z zadowoleniem): Rzekł bym generalne.
KRZYSZTOF: Wszystko wyglądało na tajną akcję. Przez to pewnie nie widać nic w dokumentach.
GENERAŁ (nadal przegląda dokumenty): Myślisz, że jest to akcja koordynowana przez pułkownika, czy tylko szeregowi z wielebnym spiskują?
KRZYSZTOF: Nie wiem. Nie widziałem go tam, ale nie można tego wykluczyć.
GENERAŁ: Marynarka?
KRZYSZTOF: Na lądzie trudno trafić na marynarzy. To Jeszcze bardziej wątpliwy scenariusz.
GENERAŁ: Słusznie. Im więcej ludzi wie, tym trudniej to utrzymać w tajemnicy. Będę musiał uruchomić kontrwywiad, aby się temu przyjrzał. Jeszcze coś zwróciło twoją uwagę?
KRZYSZTOF: Nie… Tak! Szeregowi coraz częściej narzekają na kompetencje i jakość udzielanej pomocy przez medyków.
GENERAŁ (zerka ponownie w dokumenty): Hmm… Z raportów wynika, że działania personelu medycznego są w normie. Generalnie liczby nie odbiegają od oczekiwań w przypadku konfliktu o takiej skali. Tak jakby były przepisywane z podręczników… (patrzy na inną kartkę) Tylko dostawy buraków znacząco wrosły po tym, jak odzyskaliśmy inicjatywę na froncie.
KRZYSZTOF: W tej sytuacji trudno wierzyć tym zapisom. Nie wiemy, czy raportują zgodnie z prawdą.
GENERAŁ: Albo mają wtykę w administracji.
KRZYSZTOF: Co też podaje w wątpliwość lojalność kontrwywiadu.
GENERAŁ: Krzysiu! My musimy trzymać się razem. Tylko sobie nawzajem możemy ufać.
KRZYSZTOF: Dokładnie. Możesz mi w pełni zaufać.
GENERAŁ: Ty mi również… Masz coś jeszcze do przekazania?
KRZYSZTOF: Nie. A ty?
GENERAŁ: Też nie… Dobrze, to…
KRZYSZTOF (przerywa ojcu): Skoro już otwarliśmy się na współpracę, to powiedz mi, czemu tak traktowałeś mnie i matkę.
GENERAŁ: Co masz na myśli?
KRZYSZTOF: Byłeś oschły, trzymałeś na uwięzi uczucia, ignorowałeś potrzeby emocjonalne, izolowałeś od społeczeństwa.
GENERAŁ: Synu, przecież trafiłeś na dom wojskowego. Czego ty oczekiwałeś? Pasma reklamowego z wesołą rodziną wciskającą artykuły gospodarstwa domowego?
KRZYSZTOF: Na pewno więcej, niż spot reklamujący przystąpienie do państwowych sił wojskowych.
GENERAŁ: Krzysiek, ty nawet nie wiesz o tym, że starając się o stanowisko generała, jest się wiecznie na świeczniku. Konkurencja nigdy nie śpi. Musiałem poza wykazaniem się w boju pokazać, że jestem w stanie zapewnić bezpieczeństwo własnej rodzinie. Bitwy bitwami, ale o awansie decydują żywe osoby i czynniki ludzkie. Niezbędne było zapewnić ich, że utrzymam wojsko w ryzach, tak jak jestem w stanie utrzymać kontrolę nad własną rodziną, nawet jeżeli wymagało to izolacji i fasady rodzinnego szczęścia. Zawsze was kochałem. Tylko w tych szczególnych okolicznościach nie mogłem tego okazywać.
KRZYSZTOF (emocjonalnie): Naprawdę?
GENERAŁ: No pewnie. Przecież założyliśmy przymierze zaufania, czyż nie?
KRZYSZTOF (przytula się do ojca): Dziękuję.
GENERAŁ: A teraz ty musisz być ze mną szczery… Twój brat… sam widzisz, że jesteśmy otoczeni przez spiskowców. Jakie masz podstawy, aby sądzić, że to rzeczywiście twój brat?
KRZYSZTOF: Był uderzająco podobny do mnie. Poczułem też energię, jakby braterską moc przenikającą jego osobę.
GENERAŁ: To nie jest mocna podstawa, aby zweryfikować takie stanowisko. Chyba nie zdradziłeś mu żadnych tajemnic wojskowych.
KRZYSZTOF: Ależ oczywiście, że nie. Przysięgam na przymierze zaufania.
GENERAŁ: Dobrze. Musimy zachować wszelkie środki ostrożności. Masz z nim kontakt? Dasz radę go tu sprowadzić?
KRZYSZTOF: A ty nie masz? Jak w takim razie dotarłeś do jego wyników maturalnych?
GENERAŁ (sili się na jakieś wydumane stanowisko): Okręgowa misja egzaminacyjna na chciała udzielić wojsku danych odnośnie miejsca przystąpienia do egzaminu. Mamy tylko imię i nazwisko. Biurokracja poza wojskiem nadal wymaga gruntownych reform.
KRZYSZTOF: Nie martw się. Nie będziesz musiał się nim przejmować… Wyeliminowałem go.
GENERAŁ: Słucham?... Poważnie traktujesz kwestię sukcesji.
KRZYSZTOF: Nie dosłownie. W przypływie emocji zaczął dzielić się rozkazami swojej jednostki. Wycisnąłem z niego, co tylko się dało. Uznałem to za słabość i ze względów bezpieczeństwa zaleciłem mu społeczną izolację. Zgodził się na to.
GENERAŁ (z zadowoleniem): Moja krew… To znaczy ja nie izolowałbym rodziny, ale … tak… czasami okoliczności tego wymagają. Widzę, że mogę na tobie polegać. W końcu mozolne ojcowskie starania zaczynają procentować.
KRZYSZTOF: Nie zawiedziesz się na mnie ojcze.
GENERAŁ: Nie miałem innych oczekiwań. Masz z nim jeszcze jakieś umówione spotkanie? Jeśli chcesz, to służby specjalne mogą dopomóc w izolacji brata. To tak dla twojego bezpieczeństwa.
KRZYSZTOF: Mam to pod kontrolą. Jeśli będę potrzebować pomocy, to o nią poproszę.
GENERAŁ: Ufam ci, synu.
KRZYSZTOF: A ja tobie, ojcze.
GENERAŁ (spogląda na zegarek): Proszę, już prawie piąta. Niedługo powinni pojawić się komandor i pułkownik wraz z litanią wzajemnych oskarżeń. Przebierz się i czekaj na kolejne rozkazy. Zachowaj również czujność i nikomu nie mów o naszej rozmowie.
KRZYSZTOF: Tak jest, panie generale.
GENERAŁ: Odmaszerować.
Krzysztof wychodzi lewymi drzwiami, generał sięga po dokumenty i chowa je w szufladzie biurka.
GENERAŁ: Kogo by tu wysłać za nim? A może szeregowi sobie tylko żarty stroją z niego.
Generał natrafia ręką w szufladzie na zdjęcie w ramce, wyciąga je i chwilę się wpatruje.
GENERAŁ (emocjonalnie): Ewo! Gdyby cię wtedy ta zbłąkana kula nie trafiła, to może wybrałbym inny… normalny zawód i nadal bylibyśmy razem.
Pukanie do prawych drzwi. Generał szybko chowa zdjęcie do szuflady.
GENERAŁ: Wejść!
Do pomieszczenia głównego sztabu przez przedsionek po prawej wchodzą komandor i pułkownik.
KOMANDOR I PUŁKOWNIK: Dzień dobry, panie generale.
GENERAŁ: Dzień dobry, dzień dobry.
Generał sięga po dokumenty na biurku i wpatruje się w nie.
GENERAŁ: Tak. Czyli znowu się cofamy. Panie pułkowniku, dałem panu dwa dni i nie wykorzystał pan tego czasu efektywnie.
PUŁKOWNIK: Stolica to stolica. Wiadome było, że będą jej bronić zaciekle.
GENERAŁ: I ten problem miało rozwiązać pańskie podejście naukowo-racjonalne i neuro-zabawki.
PUŁKOWNIK: System jest jeszcze młody. Nie osiągnął dojrzałości, która cechuje starsze doktryny.
KOMANDOR: Albo neuro-zabawkom skończyła się gwarancja i nikt nie wie, jak je naprawić.
PUŁKOWNIK: Albo ktoś bawi się w krytykę, ponieważ znudziła mu się zabawa w regaty.
GENERAŁ: Już wystarczy. Póki trwa wojna, to mają panowie wspólnego wroga. Nawet jeśli ma to być jedyna rzecz łącząca siły morskie z lądowymi. No i oczywiście wybitne zwierzchnictwo. (zamyśla się)
Może w tym cały sęk. Przez długotrwałą wojnę doszło do zobojętnienia. Ludzie traktują wojsko jak korporację, a relacje opierają się o wyścig szczurów. Musimy oprzeć się o nową jakość, to znaczy przywrócić zapomnianą jakość. A wiecie, czym ona jest? Nie? Mam na myśli zaufanie. Bez niego nie może powstać żadna struktura społeczna od rodziny aż po państwo, czy nawet ponadpaństwowe struktury. Panowie mi ufają? (pułkownik i komandor patrzą na siebie ze zdziwieniem)
KOMANDOR: Ja ufam.
GENERAŁ (kieruje spojrzenie na pułkownika): A pan?
PUŁKOWNIK: Ja też.
GENERAŁ: Doskonale! To przynajmniej jedną sprawę mamy załatwioną. Co prawda lojalność jakoś mi brzmi lepiej, ale zawsze to jakiś postęp. Przejdźmy dalej. Czy w takim razie jest coś, co panowie chcą mi powiedzieć? Coś, co wcześniej mogło umknąć w raportach? (komandor i pułkownik milczą) W konsekwencji nie pozostaje nam nic innego jak zintegrowanie zaufania z planem CP4.
KOMANDOR: Tak jest.
PUŁKOWNIK: Jakie CP4?
GENERAŁ: Jakie CP4? Proszę nie udawać, że nie wie pan o wdrażaniu tego planu. Cała armia o tym plotkuje.
PUŁKOWNIK: Nie rozumiem.
GENERAŁ: I tu pańskie zaufanie mogę podać w wątpliwość.
PUŁKOWNIK: Proszę podać szczegóły. Może znam ten plan pod inną nazwą.
GENERAŁ: Szczegóły, szczegóły. Już pan dobrze je zna. (prawymi drzwiami wchodzi wielebny)
WIELEBNY: Niech będzie pochwalona. (generał badawczo spogląda na wielebnego)
KOMANDOR I PUŁKOWNIK: Pochwalona.
PUŁKOWNIK (do generała): Ale ja naprawdę nie wiem, czego on dotyczy.
GENERAŁ (stanowczo): Nie ważne czego dotyczy. Żołnierz ma wykonywać polecenia przełożonego.
PUŁKOWNIK: Przecież wcześniej sam pan powiedział, że mamy opierać się o zaufanie.
GENERAŁ: Proszę nie być sentymentalnym. Nie ja ustalam hierarchię w tym wojsku. Jestem jedynie jej istotnym elementem.
WIELEBNY: Całe szczęście, że mnie te struktury ominęły.
KOMANDOR: Bo wielebnemu tylko zależy, żeby go kolejka przy barku nie ominęła.
WIELEBNY: Lepsze to niż statek miłości pełen samotnych marynarzy.
GENERAŁ: Chyba musimy otworzyć okna, aby obniżyć stężenie testosteronu w tym pomieszczeniu.
W każdym razie, proszę o ciszę, bo rozważana materia wymaga powagi.
KOMANDOR: W takim razie mam ważne wieści do przekazania. Wstrzymywałem się z informacją, ponieważ nie były to potwierdzone doniesienia. Ale jako że przechodzimy na tryb zaufania, nie mogę
tego dalej utrzymywać w tajemnicy. Północno-wschodnia flota wroga wyruszyła z portów. Ruch został zaobserwowany przez jeden z moich okrętów rozpoznawczych.
GENERAŁ: Co to za jednostki?
KOMANDOR: Frachtowce i okręty wojenne przydzielone dla zapewnienia bezpieczeństwa.
GENERAŁ: Stawiają wszystko na jedną kartę. Myślałem, że wschodnie rubieże będą się same zbroić na przyszłość. Widocznie pomysł przeniesienia stolicy na północny-wschód upadł.
KOMANDOR: To daje nam niewiele czasu nim stolica zostanie znacząco wzmocniona.
PUŁKOWNIK: Rotacja jest już na miejscu. Mogę wzmocnić ataki.
GENERAŁ: Rotacja jest na miejscu od wczoraj, a chciałbym zauważyć, że pan póki co się cofa.
KOMANDOR: Najwyższy czas, żeby marynarka udowodniła, że pieniądze podatnika nie idą tylko na ceremonię chrztu statku.
WIELEBNY: Zaiste. Szkoda szampana.
GENERAŁ: Marynarka ma jasno wyznaczone cele i manewr honorowy w zanadrzu. Pułkownik i tak wiele dokonał, ale najwidoczniej racjonalne podejście jeszcze musi zostać skorygowane o setki bitew, aby wyabstrahować jego najmocniejsze aspekty. Najwyższy czas, aby odcinek centralny mógł się wykazać. Z całym szacunkiem pułkowniku, ale to moje oddziały nie odstąpiły ani piędzi ziemi. To tam cień wielkiego dowódcy daje szansę na przełamanie frontu. Wieczorem prześlę rozkazy, jednak proszę nie liczyć na ofensywny charakter działań waszych oddziałów. Zaczynamy jutro z rana. Jakieś pytania? (pułkownik i komandor siedzą cicho)
WIELEBNY: Można uczcić geniusz strategiczny przy barku?
GENERAŁ: Nie. Musimy reglamentować trunki na wypadek rychłego zwycięstwa.
WIELEBNY: No cóż. Trudno. Duchownemu nie wypada się mieszać w kwestie militarne na trzeźwo. Życzę udanego wieczoru.
Wielebny opuszcza pomieszczenie lewymi drzwiami.
GENERAŁ (do pułkownika i komandora): Panowie również mogą udać się na przegląd jednostek. Komandor i pułkownik wychodzą przez przedsionek prawymi drzwiami.
Scena 4 – KOMANDOR, WIELEBNY, SZPIEG
Wczesna pora wieczorowa. Stołówka. Komandor zasiada przy jednym ze stołów i spożywa posiłek. Po pewnym czasie do pomieszczenia wchodzi wielebny.
KOMANDOR: Tutaj tylko wodę leją. A kartofle jeszcze młode. Dużo czasu upłynie zanim zaczną fermentować.
WIELEBNY: Trudno. Nie samą eucharystią duchowni żyją. Można się przysiąść?
KOMANDOR (po zmierzeniu wielebnego wzrokiem): Proszę bardzo.
WIELEBNY: Jakiś diabeł wstąpił dzisiaj w generała.
KOMANDOR: Diabeł zazwyczaj dostarcza trunku, a nie ogranicza jego dostępność.
WIELEBNY (wyjątkowo dobrodusznie): Komandorze… Nie mam zamiaru dłużej się przekomarzać. Wiem, że sam nie wykazywałem stanowiska miłosiernego, ale też tylko jestem człowiekiem z wszystkimi jego przywarami.
KOMANDOR: Tego akurat nie musi pan udowadniać… (po chwili ze skruchą) Przepraszam.
WIELEBNY: No i od razu atmosfera zrobiła się serdeczna. Co tam się wydarzyło przed moją wizytą?
KOMANDOR: Cofamy się na zachodzie. Wróg niebawem ma się wzmocnić siłami z północnego-wschodu, ale to już pan wie.
WIELEBNY: A komentarz pułkownika o zaufaniu?
KOMANDOR: Generał coś niezgrabnie nakreślił w tym temacie. Taka mowa motywacyjna średnich lotów.
WIELEBNY: Hmm… To akurat zacne, że generał zaufanie ma na względzie. Aż serce się kraje, że tyle niepotrzebnej krwi się rozleje. Trudno będzie po tym wszystkim wskrzesić zaufanie w ducha miłosierdzia w obu narodach.
KOMANDOR: Widzę, że przekonanie wielebnego naprawdę niesione jest na skrzydłach niezłomnej wiary w miłość.
WIELEBNY: Niezłomna wiara to moja profesja. A zaufanie to jej pochodna.
KOMANDOR: Zawsze tak było?
WIELEBNY: Gdzie tam. W młodości święta panienka raz po raz wystawiała mnie na próbę. Ojciec po powrocie z wojny pił i bił matkę. Jak podrosłem, to zacząłem się stawiać. To nie są historie, które pasowałyby do żywota świętych.
KOMANDOR: Hmm… Przykro mi.
WIELEBNY: Po ojcu odziedziczyłem długi i magnes do kieliszka. Kościół pozwolił mi stanąć na nogi finansowo. W zamian chciałem odkupić winy młodości i przyczynić się do dobrego dzieła Świętej Lany. Tysiące młodych rodzi się w podobnych okolicznościach. Zanim dorosną i zrozumieją swoje przewinienia zazwyczaj mają już niebywale splamione sumienia. Wojna tutaj nie pomaga.
KOMANDOR: Rozumiem.
WIELEBNY: Tutaj nasz poczciwy generał ma rację. Podstawą miłosierdzia jest zaufanie.
KOMANDOR: Pytanie tylko, kto będzie tak naiwny i pierwszy odsłoni karty.
WIELEBNY: Tak. Trudno się przebić przez raz wzniesione bariery. Wszyscy nosimy maski. Jednakże na sądzie ostatecznym będziemy nadzy przed obliczem Świętej Lany. (komandor milczy dłuższą chwilę) A co tam. Mogę być pierwszym naiwnym. Wiesz, ciebie to szczególnie nie dotyczy, ale do koszar zapuszcza się szpieg.
KOMANDOR: Szpieg?!
WIELEBNY: Tak. Nic wielkiego, tym bardziej, że nieszczególnie rozgarnięty, ale wiedzieć nie zaszkodzi.
KOMANDOR: Generał o nim wie?
WIELEBNY: Oczywiście. Ja sam go widziałem, jak paraduje w śmiesznych okularach z wąsem i sztucznym nosem.
KOMANDOR: Czy ma świadomość, na czyich usłucha jest ten szpieg?
WIELEBNY: Nie jest to wykluczone.
KOAMDNOR: Rozumiem… Dziękuję za informację…
WIELEBNY: Przy czym zastrzegam, że w marynarce też się może kręcić podobny osobnik.
KOMANDOR: Ale tego nie jest wielebny pewien.
WIELEBNY: Nie. Jednakże, na pana miejscu nie przedsiębrałbym żadnych brawurowych akcji wykraczających poza rozkazy.
KOMANDOR: Trzymanie się rozkazów to z kolei moja specjalność.
WIELEBNY: No tak…A komandor nie chciałby się otworzyć przede mną? W końcu pańska osobowość…
KOMANDOR (przerywa): Coś ze mną nie tak?
WIELEBNY: Nie. Wszystko w porządku. Tak tylko pytam.
KOMANDOR: W młodości… bardzo lubiłem tabliczkę mnożenia. (podekscytowanym głosem) Wszystko tam jest takie poukładane. Na przykład wiedział wielebny, że mnożąc przez dziewięć, wystarczy do drugiego czynnika dołączyć zero i później odjąć ten czynnik od tej liczby. Na przykład w przypadku sześć razy dziewięć, sześć zamieniamy w sześćdziesiątkę i odejmujemy tę szóstkę.
WIELEBNY (poklepuje komandora po plecach): Genialne.
Wielebny wstaje od stołu.
KOMANDOR (dalej przepełniony entuzjazmem): A chce wielebny się dowiedzieć, jak najlepiej mnożyć liczby dwucyfrowe?
WIELEBNY: Niekoniecznie. Jestem humanistą. Łatwiej mi rozumieć naturę bytu metafizycznego.
KOMANDOR: Może innym razem?
WIELEBNY: Może. A teraz muszę się oddać posłudze Świętej Lanie.
KOMANDOR: Rozumiem.
WIELEBNY: Niech będzie pochwalona.
KOMANDOR: Pochwalona.
Wielebny opuszcza stołówkę.
KOMANDOR (do siebie): A więc tak się sprawy mają. Generał cynicznie szafuje zaufaniem z uwagi na to, że wywęszył mojego szpiega. Gdzie w tym wszystkim jest pułkownik? Wie o tym, czy jeszcze w ciemniejszej dupie siedzi? Można tylko zgadywać. Kto jeszcze jest w to uwikłany? Nie mogę już nikomu ufać. Ten klecha też podejrzanie mnie podszedł. I jaki był cel przekazania tej informacji?
Na stołówkę wchodzi szpieg w stroju medyka.
SZPIEG: Wiedziałem, że pana tutaj znajdę. Niech pan tylko posłucha jakie wieści przynoszę.
KOMANDOR (kilka kolejnych kwestii wypowiada nerwowo): Gdybym miał tu swoich ludzi, to już dawno postawiłbym pana przed plutonem egzekucyjnym.
SZPIEG: Słucham?
KOMANDOR: Został pan zdemaskowany.
SZPIEG: Jak to? Przecież…
KOMANDOR (przerywa): Został mi przedstawiony rysopis węszącego w koszarach szpiega w idiotycznym przebraniu. Chce się pan do tego jakoś odnieść?
SZPIEG: Ale zachowywałem wszelkie środki ostrożności.
KOMANDOR: Insynuuje pan, że kłamię?
SZPIEG: Ależ skąd.
KOMANDOR: Misja zostaje odwołana w trybie natychmiastowym. Jeśli jej okoliczności wypłyną na światło dzienne, nie wstawię się za panem.
SZPIEG: Może pan zaproponuje jakąś alternatywę? Moje działania zaczynają przynosić konkretne efekty.
KOMANDOR: Alternatywę? Oczywiście. Woli pan być wypchnięty do wody z lewej czy z prawej burty?
SZPIEG: Proszę przynajmniej mnie wysłuchać.
KOMANDOR (uspokaja się): Słucham.
SZPIEG: Nakryłem, jak wielebny z szeregowymi sił lądowych przenoszą jakieś tajne skrzynie. Dość ciężkie.
KOMANDOR: Wielebny?!
SZPIEG: Tak. Ten, co tak często zachodzi do sztabu i wraca zygzakiem.
KOMANDOR: To właśnie on pana zdemaskował. Co było w skrzynce? Ile ich jest? Jak długo to trwa?
SZPIEG: Nie wiem. Pierwszy raz natknąłem się na ten incydent.
KOMANDOR: I co ja mam z tego wywnioskować? Potrzebuję szczegółów.
SZPIEG: Nie mam do nich obecnie dostępu.
KOMANDOR (nerwowo): Milcz! Nie po to przez dekady budowałem reputację pedantycznego biurokraty, aby byle chłystek pogrzebał ją nonszalanckim szpiegowaniem.
SZPIEG (okazując poddanie): Przepraszam.
KOMANDOR (spokojnie): Sprawy zaszły za daleko. Wszyscy wokoło żywią się intrygami. Muszę działać szybko. Otrzymasz jeszcze jedną tajną misję. Tym razem masz ją potraktować z pełnym oddaniem.
SZPIEG (wystraszony): Nie chcę już pana zawieść. Chcę się z tego wycofać.
KOMANDOR (nerwowo): Pakujesz mnie w tę kabałę, a teraz z podkulonym ogonem chcesz uciec! (spokojnie) Wiesz czemu daje ci jeszcze jedną szansę?
SZPIEG: Nie.
KOMANDOR: Przypominasz mi mnie z młodości… ambitny… z inicjatywą. Musiałem być taki. Ojciec porzucił nas nim się urodziłem. Mama mówiła, że poszedł na wojnę, ale pewnie kłamała, aby go wybielić. Robiłem wszystko, żeby zdjąć ciężar z jej ramion. Nie starczało czasu na naukę. Inne dzieci się ze mnie śmiały, że jestem niedorozwojem. Budowało to we mnie jeszcze większą chęć udowodnienia światu, że się myli co do mnie. Wiedziałem, że przyjdzie czas, kiedy będą o mnie mówić z podziwem. Dziś matka jest dumna z syna, a syn zapewnia jej godziwą jesień życia w zamian za cały trud, który włożyła w wychowanie go.
SZPIEG: To mi schlebia, ale…
KOMANDOR (przerywa): Zaufałem ci, dzieląc się z tobą moją historią. Nikomu jej nie opowiadałem. Teraz musisz mi się odwdzięczyć. Ufasz mi?
SZPIEG: Tak.
KOMANDOR: Wracaj na okręt. Zaraz zabieram się za szczegółowe planowanie. Nie mamy zbyt wiele czasu. Rozkaz wykonasz jutrzejszego poranka. Nie wiem, ile czasu zajmie mi doprecyzowanie planu. Może skończę o północy, a może nad ranem. W każdym razie masz być gotowy o każdej godzinie. Zrozumiałe?
SZPIEG (energicznie): Tak jest, panie komandorze!
KOMANDOR: Możesz odmaszerować.
Szpieg opuszcza stołówkę. Komandor mówi do siebie.
KOMANDOR: Jedyne pole działania jakie mi przysługuje to ten durny manewr honorowy. Z opisu nic nie wynika, więc w gruncie rzeczy mogę go dowolnie interpretować. W nocy wyślę małe oddziały, aby ukryły się w zaroślach przy Spopielonej Plaży. Jest to jedyny odcinek, gdzie nic się nie dzieje, więc powinno być bezpiecznie. Atak z zaskoczenia nad ranem, nawet jeśli się odbije, pokaże na ile stać marynarkę. Generałowi powiem, że zauważyliśmy wrogie jednostki na pontonach zbliżające się do naszych okrętów. W następstwie czego, musieliśmy się bronić, a potem kontratakować. Z pewnością zmieści się to w ramach manewru honorowego. To sprawi, że będą musieli odkryć swoje karty. Po wszystkim pozbędę się tego durnia, aby zatrzeć ślady.
Scena 5 – PUŁKOWNIK, SZEREGOWY DAWID, SZEREGOWY ROBERT
Koszary. Nieco później tego samego dnia. Szeregowy Dawid przechadza się po koszarach, zza sceny słychać głos wołającego go pułkownika. Dawid odwraca się i czeka, aż pułkownik podejdzie do niego.
PUŁKOWNIK (zirytowany): Świetnie. Znowu się cofacie. Generał stracił do mnie zaufanie. Mam nadzieję, że jak następnym razem pojawicie się wysmarowani burakami, to przyniesiecie również dary wotywne i przepowiednie, aby udobruchać starca.
SZEREGOWY DAWID: Spokojnie. Mamy wszystko pod kontrolą. Przewrotu w kraju braci nie da się zainicjować flashmobem.
PUŁKOWNIK: Co więcej, już zaczęło się ustalanie strategii poza moimi plecami. Jakiś tajny plan został wdrożony.
SZEREGOWY DAWID: No i co z tego. Każdy tajny plan ostatecznie ląduje w rękach żołnierzy i to my decydujemy, co z nim zrobić. Ostatnio mamy deficyt srajtaśmy, więc mogą więcej takich planów przesłać.
PUŁKOWNIK: Tylko ostrzegam. Robi się niebezpiecznie.
SZEREGOWY DAWID: To, że pułkownik wypada z obiegu informacyjnego, niewiele zmienia. Decyzja i tak należy do nas. Co to za plan?
PUŁKOWNIK: Jakieś CP4. Wiecie coś o tym?
SZEREGOWY DAWID: Nie, ale WK7 obecnie ćwiczymy.
PUŁKOWNIK: Nie rób sobie jaj, tylko gadaj, co wiesz.
SZEREGOWY DAWID: Człowieku, nie mam pojęcia, o czym ty do mnie rozmawiasz. Może chodzi o mojego starego kumpla od gier sieciowych. Jeśli chcesz, to mogę was sklikać? Jednak nie liczyłbym na wielkie triumfy. Wysyłaliśmy go pierwszego, żeby sprawdzić, gdzie snajperzy kampią.
PUŁKOWNIK: Zaufaj mi. Sytuacja coraz bardziej wymyka się spod kontroli.
SZEREGOWY DAWID: Nie. To ty nam zaufaj. Wystarczy niańczenia. My już jesteśmy dorośli i to dzięki nam jesteśmy w miejscu, gdzie żadne inne pokolenie nie było.
PUŁKOWNIK: Posłuchaj głosu doświadczonego pułkownika.
SZEREGOWY DAWID (zdenerwowany): Mam w dupie wasze stopnie wojskowe. Rzygam tym wojskiem i waszymi strukturami. Tracę najlepsze lata życia na zapierdalanie ze złomem w tę i z powrotem. Taką rzeczywistość nam zgotowaliście. Gdzie ja kurwa dostanę etat, jak pracodawca zobaczy, że nie mam normalnego doświadczenia? Która laska zechce kalekę, jak dostanę kulkę? Co? Oczywiście, zostaje wojsko. Chów wsobny, żeby kolejne pokolenie aspołecznych popaprańców i psycholi wrzucić na popiersia. No co się tak patrzysz? Każdy dobrze wie, że cię baba zostawiła. Jak to sobie racjonalizujesz?
PUŁKOWNIK (stara się tłumić gniew): Nie urządzaj sobie prywatnych wycieczek pod moim adresem, smarkaczu. Nic nie wiesz o moim życiu.
SZEREGOWY DAWID: To się odpierdolcie od mojego!
PUŁKOWNIK: Myślisz, że ja tutaj chciałem wylądować?
SZEREGOWY DAWID (bardzo głośno): Chuj wie. Ale mieliście swoją szansę i nic nie zrobiliście, więc najwyższa pora żebyście to wy zaczęli słuchać.
PUŁKOWNIK (rozgląda się): Ciszej. Możemy być obserwowani… Wrócimy jeszcze do tej rozmowy. Pułkownik opuszcza scenę. Po chwili dzwoni telefon Dawida.
SZEREGOWY DAWID (jeszcze zdenerwowany): Kurwa. Co jest Robert?
SZEREGOWY ROBERT (ze słuchawki słychać szeregowego Roberta udającego głos kobiecy): Z tej strony ankieterka państwowego instytutu badawczego. Dzwonię, aby dowiedzieć się jakie problemy pierwszego świata zaprzątają głowę statystycznej jednostki uprzywilejowanej.
SZEREGOWY DAWID: Chuj ci w słuchawkę.
SZEREGOWY ROBERT: Czy to pańska ostateczna odpowiedź?
SZEREGOWY DAWID: Nie mam czasu. Pułkownik znów ma ciotę, a wy mnie jeszcze wkurwiacie bananowi dowcipami.
SZEREGOWY ROBERT (już normalnym głosem): Wyluzuj, stary. Koło dupy mi lata, z jakiej rodziny pochodzisz. Dzwonię, aby sprawdzić zasięg.
SZEREGOWY DAWID: A gdzie jesteś?
SZEREGOWY ROBERT: Obrzydło mi gnicie w okopach, więc zamieniłem się na nocny patrol z kolesiem ze Spopielonej Plaży.
SZEREGOWIEC DAWID: I jak? Fajnie tam?
SZEREGOWY ROBERT: Super. Śmierdzące morze, brejowaty piasek, ale zjarałem dwa jointy i możemy kręcić odcinek „Słonecznego patrolu” tylko w postapokaliptycznym remake’u.
SZEREGOWY DAWID: Pojebie, uważaj na miny. Bo Przemek sobie z ciebie poskłada dziewczynę.
SZEREGOWY ROBERT: A co? Zazdro? Spokojnie. Udało nam się już rozminować część plaży, żeby nie narażać waszych jednostek na przypadkową śmierć. Wiesz, czemu dzwonię?
SZEREGOWY DAWID: Tak. Pamiętam. Mam pogadać z Michałem.
SZEREGOWY ROBERT: To trochę dziwny kolo, ale ogólnie ogarnia. Poza tym, znasz kogoś, kto wychowywał się w normalnej rodzinie?
SZEREGOWY DAWID: Tak, bananowiec Dawid.
SZEREGOWY ROBERT (głosem ankieterki): Dziękujemy. Twoja opinia jest dla nas ważna.
SZEREGOWY DAWID: Mam mu coś konkretnego powiedzieć?
SZEREGOWY ROBERT (już normalnym głosem): Nie wiem. Gada ciągle coś, że nie domknęliście jakiegoś tematu. Niech chłopak się trochę wyżali.
SZEREGOWY DAWID: Ok. To zbieram się powoli.
SZEREGOWY ROBERT: Stary, poczekaj… Nie mówiłem tego wcześniej, bo trudno to było wydusić z siebie, ale… jesteś kozak. To tak dla równowagi, po tym jak cię bananami obrzucaliśmy.
SZEREGOWY DAWID: Masz na myśli nasze pierwsze spotkanie?
SZEREGOWY ROBERT: W punkt.
SZEREGOWY DAWID: No. Ale miałeś minę, jak do ciebie celowałem z karabinu.
SZEREGOWY ROBERT: Co sprawiło, że się nie pozabijaliśmy?
SZEREGOWY DAWID: Błękit twoich oczu.
SZEREGOWY ROBERT: A na serio?
SZEREGOWY DAWID: Nie wiem. Może to, że serio dostrzegłem człowieka, nim zauważyłem mundur.
SZEREGOWY ROBERT: Może to, że spotkały się małe oddziały na chwilę nim rozpętało się piekło i był jeszcze czas na podjęcie indywidualnej decyzji?
SZEREGOWY DAWID: Może. Sam to pamiętam, jak przez mgłę. W tym tyglu emocji raczej instynkt wziął górę. Jakaś cecha osobowości. Zostałem wychowany w środowisku fundamentalnego szacunku do
człowieka. Wydaje mi się, że naprawdę w twoich oczach dostrzegłem nić porozumienia. Niby stoimy naprzeciw siebie w mundurach wrogich jednostek, ale to spojrzenie przepełniło mnie pewnością, że ty do mnie też byś nie strzelił.
SZEREGOWY ROBERT: To źle odczytałeś moje spojrzenie. Ja byłem po prostu kompletnie zaskoczony nagłym pojawieniem się waszego oddziału w lesie. I co ważne nie zostałem wychowany w tym samym duchu. Od najmłodszych lat wpajano mi rywalizację.
SZEREGOWY DAWID: Rywalizacja nie musi zakładać braku szacunku do swojego rywala. Chociażby fakt, że rywale motywują do ciągłego doskonalenia się. To przecież niebagatelna korzyść.
SZEREGOWY ROBERT: Może… Jednak rodzice bardziej liczyli na to, że jak się wykażę, to jest większe prawdopodobieństwo, że nie wyląduję jako mięso armatnie na froncie… Wracając do tamtej chwili, wtedy też sparaliżowały mnie wypowiedziane przez ciebie słowa: „Nie musimy tego robić”. Szybko jednak ten stan zamienił się w takie osobliwe uczucie zaufania.
SZEREGOWY DAWID: Zaufanie, powiadasz? Nieźle. Wtedy też ocknąłem się i pomyślałem sobie: „Co ja kurwa robię?”
SZEREGOWY ROBERT: Tego nie dostrzegłem. Ale jako koleś od marketingu wiedziałem, że chcę cię na ambasadora marki.
SZEREGOWY DAWID: No to musiałbyś wciskać ludziom papier toaletowy, bo byłem posrany ze strachu.
SZEREGOWY ROBERT: Ale udało się.
SZEREGOWY DAWID: Gdyby się nie udało, to zostałby tylko jeden z nas.
SZEREGOWY ROBERT: Nadal nie wierzę, jak w przytoczonych okolicznościach ktoś może aż tak ukierunkować zachowanie drugiej osoby.
SZEREGOWY DAWID: No to masz jeszcze wiele do zgłębienia w dziedzinie marketingu.
SZEREGOWY ROBERT: Spiepszaj.
SZEREGOWY DAWID: Właśnie miałem to zrobić. Michał już pewnie na mnie czeka. Wytłumacz mi jeszcze jedną rzecz – skoro byłeś wychowywany na fightera, to czemu warunkowanie rodzinne zawiodło?
SZEREGOWY ROBERT: Przypuszczam, że w tym ułamku sekundy zdałem sobie sprawę, że trafiłem na lepszego od siebie przeciwnika… A może już miałem dosyć przypinania ludziom metki rywala. (po chwili) Nie wiem… Jeszcze raz – masz wielkie jaja… i banana między nimi.
SZEREGOWY DAWID: Jak chcesz, to możesz skosztować. Sama słodycz w ustach. Możesz wykorzystać jako slogan reklamowy… Dobra. Muszę już iść. Nara.
SZEREGOWY ROBERT: Dzięki za rozmowę. Nara.
Dawid chowa telefon do kieszeni i opuszcza scenę.
Scena 6 – SZEREGOWY MICHAŁ, SZEREGOWY DAWID
Noc. Okopy. Szeregowy Michał stoi po środku sceny. Po chwili pojawia się na niej szeregowy Dawid.
SZEREGOWY MICHAŁ: Już się bałem, że nie przyjdziesz.
SZEREGOWY DAWID: Musiałem jeszcze kilka rzeczy ogarnąć. Co tam słychać?
SZEREGOWY MICHAŁ (zerka na niebo): Ładną dziś mamy noc. Tyle gwiazd… Jak myślisz? Istnieje życie na innych planetach?
SZEREGOWY DAWID (również zerka na niebo): Nie wiem, ale nie wykluczam tego.
SZEREGOWY MICHAŁ: Ciekawe, czy oni też grają w COD-a.
SZEREGOWY DAWID: Co ty? Pewnie mają dużo lepsze gry. O ile u nich w ogóle wykształciło się coś takiego jak gry wideo.
SZEREGOWY MICHAŁ: Może tylko się zabijają.
SZEREGOWY DAWID: Może, ale tego nie wiemy. A ja nie jestem futurologiem.
SZEREGOWY MICHAŁ: Szkoda. Mogłoby to dopomóc w wygraniu wojny.
SZEREGOWY DAWID: Nie zabijamy się, więc już wygrywamy.
SZEREGOWY MICHAŁ (po chwili ciszy): Wiesz, o czym chciałem pogadać?
SZEREGOWY DAWID: Chcesz dalej rozważać rolę religii w nowym państwie?
SZEREGOWY MICHAŁ: Nie do końca. Zapoznałem się już z koncepcją autonomii wyznań religijnych. W gruncie rzeczy nie mam większych zastrzeżeń.
SZEREGOWY DAWID: Prawo karne?
SZEREGOWY MICHAŁ: Już gadaliśmy o tym. Rozumiem, że w nowej rzeczywistości ciągotki do autorytaryzmu przywódców duchowych będą mocno ograniczone.
SZEREGOWY DAWID: Więc o co chodzi?
SZEREGOWY MICHAŁ: Mówiłem ci ostatnio, że chodzi mi o traktowanie moich ludzi. A raczej o wykluczenie ich przez dominujące środowisko konserwatywne… Tak naprawdę chodziło mi o mnie samego. Mam pewną przypadłość, która nie jest akceptowana ze względu na treści w Świętej Bibule.
SZEREGOWY DAWID: Przykro mi.
SZEREGOWY MICHAŁ: Byłem z tego powodu szykanowany. A w zasadzie my, bo było nas dwóch.
SZEREGOWY DAWID: Mówiłem ci, że jak tylko dojdzie do przewrotu to ty i on będziecie mogli spać spokojnie. Zaufaj mi.
SZEREGOWY MICHAŁ: Ufam. Moja konserwatywna rodzina w najlepszym przypadku udawała, że tego nie widzi, z kolei dziadkowie się mnie wyrzekli.
SZEREGOWY DAWID: Michał, obiecuję ci, że prawo do zawierania związków homoseksualnych będzie zagwarantowane.
SZEREGOWY MICHAŁ (obrusza się): Co?! Nie! Nie jestem gejem!
SZEREGOWY DAWID: Nie? Przecież mówiłeś, że robiłeś to z jakimś kolesiem.
SZEREGOWY MICHAŁ (poirytowany): Sam jesteś pedałem! Razem z tym Przemkiem wszędzie łazicie razem… Geje ci powie… Myślałem, że jesteś mniej tendencyjny.
SZEREGOWYM DAWID: To o co chodzi?
SZEREGOWY MICHAŁ: O szydełkowanie!
SZEREGOWY DAWID: Co?
SZEREGOWY MICHAŁ: No kurwa zakazane jest u nas być facetem i szydełkować. (szeregowy Dawid wybucha śmiechem) Zamknij ryj!
SZEREGOWY DAWID (śmiejąc się): Ja pierdole! Mieliście naloty na chatę w poszukiwaniu włóczki? Gdzie w Świętej Bibule jest wzmiankowana duchowa degrengolada podczas aktu szydełkowania?
SZEREGOWY MICHAŁ: U was to jest traktowane jako apokryf, więc nawet większość o tym nie wie! U nas to część kanoniczna. Rozumiesz?
SZEREGOWY DAWID (nadal śmiejąc się): Nie, ale możesz mi to wyhaftować.
SZEREGOWY MICHAŁ (zdenerwowany): Szydełkowanie i haftowanie to dwie różne techniki, przygłupie!
SZEREGOWY DAWID (próbując powstrzymać śmiech): Przepraszam… po prostu… nie spodziewałem się…
SZEREGOWY MICHAŁ: Dobra, mam nadzieję, że miło było zabawić się moim kosztem. Myślałem, że po waszej stronie znajdę zrozumienie, ale widocznie ta sama głupota toczy wasze państwo.
Michał zaczyna opuszczać scenę.
SZEREGOWY DAWID (jeszcze trochę rozweselony): Sorry, Michał. Nie odchodź. Już nie będę. Przysięgam… (w tym momencie szeregowego Michała już nie ma na scenie) jak dzianinę kocham. Ach! (wyciera łezkę w oku) Dobrze, że tutaj Przemka nie było. Ten by go doprowadził do harakiri szydełkiem. Jutro będę musiał go przeprosić. Dzisiaj już i tak pewnie nie chce mnie widzieć na oczy. Ale beka na zakończenie dnia! Ja pierdolę!
Szeregowy Dawid jeszcze raz zanosi się śmiechem i opuszcza scenę.
Scena 7 – SZEREGOWY DAWID, SZEREGOWY ROBERT, SZEREGOWY PRZEMYSŁAW, SZEREGOWY MICHAŁ, SZPIEG, INNI ŻOŁNIERZE OBU WOJSK, MEDYCY
Sobota. Wczesny poranek. Spopielona plaża. Scena przedstawia następstwa bitwy: żołnierze obu wojsk rozmawiają ze sobą, wokół rannych kręcą się medycy, kilka martwych ciał leży na ziemi. Na środku sceny stoi ranny w ramię szeregowy Robert, po chwili na środek sceny podbiega do niego szeregowy Dawid. Wszyscy są wzburzeni emocjonalnie. Na scenie jest więcej żołnierzy wojska szeregowych Roberta i Michała.
SZEREGOWY DAWID (zdyszany): Robert! Wyruszyłem, jak tylko doszła do mnie informacja, że zostaliście zaatakowani. Opowiadaj, co się stało.
SZEREGOWY ROBERT (rozemocjonowany): O świcie oddziały marynarki dobiły do plaży. Zaledwie kilkanaście pontonów, ale nikt nie był przygotowany. Zanim się ogarnęliśmy położyli trupem jakąś setkę ludzi i zranili dwa razy więcej.
SZEREGOWY DAWID: Już zawiadomiłem naszych, żeby ściągnęli tu wszystkich wolnych medyków. Będą tu lada moment. Co było dalej?
SZEREGOWY ROBERT: Chaos. Rozpierdol. Wszyscy byli w szoku. W symulacjach zakładaliśmy szybkie wejście dyplomatów, a tu nie było z kim się układać, więc zaczęliśmy odpowiadać ogniem. Daleko do okopów i innych fortyfikacji. Trup słał się gęsto. W końcu, po tym jak wysłaliśmy do was info o całym zamieszaniu, pułk strzelców wyborowych pojawił się z centralnego odcinka, aby zabezpieczać wycofanie się marynarki.
SZEREGOWY DAWID: Komandor na pewno poinformuje generała, że pułk bez jego wiedzy pojawił się na plaży.
SZEREGOWY ROBERT: Żołnierze pułku strzelców wyborowych dali nam umówiony sygnał, że używają ślepaków. Mogliśmy udawać kontynuowanie starcia na oczach marynarki. Jak tylko odpłynęli to walki zamarły i weszli dyplomaci, aby identyfikować przyczyny i liczyć straty.
SZEREGOWY DAWID: Wszystko zgodnie z umową… (patrzy na ramię szeregowego Roberta) Widzę, że i tobie się oberwało.
SZEREGOWY ROBERT: To jest czarna sobota.
Na scenę wchodzą szeregowy Przemysław z grupką medyków. Wśród nich znajduje się szpieg w przebraniu medyka.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Póki co tylu udało mi się zebrać. Reszta w drodze.
Na scenę wbiega szeregowy Michał. Medycy zaczynają pomagać rannym.
SZEREGOWY MICHAŁ (zdenerwowany): No kurwa niezłe te wasze umowy.
SZEREGOWY ROBERT: Michał, spokojnie. Wiesz, że marynarki nie udało im się zinfiltrować.
SZEREGOWY MICHAŁ: To niech się bardziej starają. Podobno taki progresywny ten kraj, a w samym wojsku mają sektę. Już widzę, jak to nowe państwo zapewni bezpieczeństwo obywatelom obojga narodów.
Szpieg w tym czasie pomaga zranionemu żołnierzowi po lewej stronie sceny i przysłuchuje się rozmowie.
SZEREGOWY DAWID: Michał…
SZEREGOWY MICHAŁ (przerywa mu): Ty się do mnie nie odzywaj!
SZEREGOWY ROBERT: Michał, wyluzuj. Starają się, jak mogą.
SZEREGOWY MICHAŁ: Super. W drodze powrotnej powiem to wszystkim mijanym trupom.
SZEREGOWY ROBERT: Mieliśmy przygotowane procedury na taką okoliczność i zadziałały.
SZEREGOWY MICHAŁ: Tak samo jak działają procedury związane z pochówkiem. I jakoś żadnego trupa one nie cieszą.
SZEREGOWY ROBERT (kładzie rękę na ramieniu szeregowego Michała): Już. Nikomu nie jest łatwo, ale musimy sobie ufać. Aaa!
Robert łapie się za ranę i krzyczy z bólu. Następnie zwraca się do szpiega.
SZEREGOWY ROBERT: Ziomeczku, masz może coś przeciwbólowego? Strasznie mnie ramię napierdala.
Szpieg udaje, że nie słyszy. Robert parzy na niego, po czym zaczyna iść w jego kierunku.
SZEREGOWY ROBERT: Widzę, że jesteś zajęty. Sam sobie wyciągnę z torby.
Szpieg odstępuje od opatrywanego żołnierza, szybkim ruchem zabiera torbę i zaczyna w niej szukać.
SZEREGOWY ROBERT: Spokojnie. Nie chciałem ci przeszkadzać.
SZEREGOWY MICHAŁ (do szpiega): W którym oddziale uczą takiej terytorialności?
SZPIEG (nerwowym głosem): Nie mam. Chyba zgubiłem w trakcie ostatniej wachty.
SZEREGOWY MICHAŁ: Wachty!? (szpiega paraliżuje strach) No odpowiadaj majtku, z którego okrętu wyrzucili cię za burtę?
Szpieg milczy kurczowo ściskając torbę. Szeregowi patrzą na siebie, a później znowu na szpiega.
SZEREGOWY DAWID (do szeregowego Przemysława): Skąd ty ich pościągałeś?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: W naszych koszarach byli.
SZEREGOWY MICHAŁ (mierzy z broni do szpiega): Pan doktor raczy odpowiedzieć. W przeciwnym wypadku sam będzie potrzebować pomocy medycznej.
SZEREGOWY DAWID: Michał wyluzuj. Niepotrzebnie zaostrzasz sytuację. Zaraz sprowadzimy tu wariograf i nam wszystko powie.
SZEREGOWY MICHAŁ (zaczyna mierzyć do Dawida): A może to jakiś wasz koleś od eutanazji. Co? Najpierw wysyłacie marynarkę, żeby nas wysiec, a później niedobitków trujecie.
SZEREGOWY ROBERT (nerwowo do Michała): Michał skończ odpierdalać! Schowaj broń! (wyciąga rękę do szpiega) Oddaj mi torbę. (szpieg sparaliżowany strachem nie reaguje)
SZEREGOWY MICHAŁ (ponownie mierzy w szpiega): Liczę do trzech! Raz…dwa…
Szpieg szybkim ruchem wyciąga pistolet z torby, drugą ręką łapie Roberta za wyciągniętą rękę, stawia go przed sobą jako żywą tarczę i mierzy z broni w skroń Roberta. Wszyscy obecni na scenie żołnierze wyciągają broń i mierzą w kierunku szpiega.
SZEREGOWY DAWID: Nie rób głupot. Jesteś sam.
SZPIEG: Czyżby? Sam tu nie przybyłem.
Szeregowi jak i pozostali żołnierze rozglądają się i zaczynają mierzyć do innych medyków, ci z kolei podnoszą ręce w górę.
SZEREGOWY ROBERT: Spokojnie! Nie dajcie się wyprowadzić z równowagi. Koleś blefuje.
SZPIEG (uderza szeregowego Roberta w ranę): Zamknij się.
SZEREGOWY DAWID: Jak się poddasz, to gwarantujemy ci, że przeżyjesz. Znasz chyba nasze pacyfistyczne cele.
SZPIEG: Znam, ale dobrze gdyby pozostali zainteresowani poznali twoje cele.
SZEREGOWY DAWID: Co?
SZPIEG: Atak marynarki był tylko testem. Chciałeś sprawdzić, czy wróg jest na tyle naiwny, że rzeczywiście będzie ginąć, jak mu przysłonicie oczy pacyfistycznymi ideami.
SZEREGOWY MICHAŁ (zaczyna mierzyć do szeregowego Dawida): Wiedziałem, że coś tu jest nie tak!
SZEREGOWY ROBERT: Michał, to się kupy nie trzyma! Nie słuchaj go!
SZEREGOWY MICHAŁ: To czemu nie ostrzegli nas przed porannym atakiem! Przecież wszystkie rozkazy przechodzą przez ręce szeregowych!
Wszyscy żołnierze obu wojsk zaczynają mierzyć do siebie.
SZEREGOWY DAWID: Wszystko sobie możemy wyjaśnić tylko zaufaj mi.
SZEREGOWY MICHAŁ (pokazuje bronią na leżącego nieopodal trupa): Tak jak on zaufał!
Szeregowy Robert wykręca się i próbuje odebrać broń szpiegowi. Ten naciska spust i pada strzał, który kładzie Roberta trupem. Szpieg ucieka lewą stroną sceny. Torba medyczna upada na ziemię.
SZEREGOWY DAWID: Za nim!
SZEREGOWY MICHAŁ (mierzy w szeregowego Dawida): Ani kroku, bo was wystrzelamy jak kaczki!
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW (patrzy na nieruchome ciało): Robert!
SZEREGOWY DAWID (do szeregowego Michała): Ty zjebie tępy! Każdą teorię spiskową łykniesz!
W tym czasie szeregowy Przemysław skrycie sięga po granat hukowo-błyskowy i chowa go w rękawie.
SZEREGOWY MICHAŁ: Zamknij ryj, bananowcu! Twoi ludzie zajebali mi kumpla!
SZEREGOWY DAWID: To nie moi ludzie, tępy chuju! A Robert był moim kumplem. Ty dziwolągu, nie masz kumpli poza pedalskim klubem szydełkowania!
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Dobra! Już! Na znak zaufania poddaję się. (podnosi ręce do góry)
SZEREGOWY MICHAŁ: To podejdź i rzuć broń!
Szeregowy Przemysław podchodzi, kuca i kładzie broń a pod nią odbezpieczony granat błyskowo-hukowy, po czym wstaje, podnosi ręce i robi dwa kroki do tyłu w kierunku szeregowego Dawida.
SZEREGOWY MICHAŁ: Mógłbym cię tu zajebać tak, jak wy Rober…
W tej chwili szeregowy Przemysław zamyka oczy i szybko zakrywa uszy rękami na chwilę przed eksplozją granatu. Następnie wyszarpuje oszołomionego szeregowego Dawida ze sceny w kierunku, w którym uciekł szpieg. Po kilkunastu sekundach pozostali żołnierze dochodzą do siebie i zaczynają do siebie strzelać, zabijając się nawzajem. Szeregowemu Michałowi udaje się przeżyć.
Scena 8 – SZPIEG, KRZYSZTOF
Niewiele później. Teren położony pomiędzy Spopieloną Plażą a centralnym odcinkiem frontu. Po prawej stronie rośnie drzewo na tyle duże, aby dorosła osoba mogła się za nim zmieścić. Otoczenie wzorem poprzednich nie należy do najurokliwszych. Krzysztof w przebraniu idzie z lewej strony sceny na prawą. Na wysokości drzewa słyszy głos.
SZPIEG: Krzyszton! To ty?
KRZYSZTOF: Cholera. Nawet drzewa są w stanie mnie rozpoznać. Muszę zmienić przebranie.
SZPIEG (wychyla się zza drzewa): To ja, Tomszon.
KRZYSZTOF: Tomszon! Bracie, jak dobrze cię widzieć! Zaraz, zaraz. Obiecałeś mi, że będziesz się ukrywać.
SZPIEG: No przecież to robię.
KRZYSZTOF: Cały czas byłeś za drzewem?
SZPIEG: No. Świetna kryjówka. Jakbym się nie odezwał, to też byś mnie nie zauważył.
KRZYSZTOF: Racja. A co w ogóle jesz?
SZPIEG: Mniejsza z tym. Słuchaj, bracie. Musisz mi wyświadczyć przysługę. Zostawiłem telefon w torbie podpięty pod powerbank, a torbę zgubiłem.
KRZYSZTOF: Ja pierdolę. Ja o jedzenie pytam, a tutaj prawdziwa drama się rozgrywa. Masz. (podaje telefon szpiegowi)
SZPIEG: Co za zadupie. Nie ma zasięgu.
KRZYSZTOF: No… W końcu zostałem wysłany na misję o podwyższonym poziomie ryzyka.
SZPIEG: Jaką misję?
KRZYSZTOF: Nie chciałem ci mówić, ale jak już zostałeś pustelnikiem, to nic nie tracę. Finalnie zostałem szpiegiem. Takim z prawdziwego zdarzenia. Dzisiaj komandor poinformował o pojawieniu się żołnierzy pułku strzelców wyborowych na Spopielonej Plaży. Jak się okazuje, generał nic o tym nie wiedział. Pomogli w odwrocie marynarki po jakichś tam manewrach. Generał wysłał mnie, żeby przyjrzeć się temu i zdać relację.
SZPIEG: Generał?
KRZYSZTOF (z zadowoleniem): No. Otrzymuję polecenia bezpośrednio z góry. Generał mi ufa.
SZPIEG: To całkiem nieźle świadczy o twoich zdolnościach… Albo o brakach kadrowych w wojsku. W każdym razie słuchaj, bo sprawa jest szalenie ważna. Też jestem szpiegiem. Potrzebuję dostać się do generała, albo komandora i przekazać pilny meldunek.
KRZYSZTOF: Ty szpiegiem? Nie wydaje mi się. Jakoś atrakcyjniejsza ta profesja się stała, od kiedy ja w niej działam.
SZPIEG: Nie ma czasu na zabawę w wątpliwości. To może być najważniejszy meldunek tej wojny.
KRZYSZTOF: I co? Liczysz na wyróżnienie?
SZPIEG: Człowieku, to jest prawdziwa bomba, która zmieni przebieg wojny. Nie martw się jeśli mi się uda, to ty też możesz liczyć na małe co nieco.
KRZYSZTOF: Małe co nieco?
SZPIEG: Nie chcę się kłócić, jakby to był jakiś podział spadku. Muszę dostać się do sztabu. Po tym, co widziałem, wiem, że nie mogę ufać nawet szeregowym z naszych oddziałów.
KRZYSZTOF: A mi?
SZPIEG: Tobie ufam. Słuchaj. Pogadaj z generałem albo komandorem, żeby wysłali po mnie kogoś zaufanego. Masz ściągniętą mapę offline na Google Maps?
KRZYSZTOF: Tak.
SZPIEG (zaznacza na telefonie): To tutaj masz pineskę. Stąd mnie mają odebrać. Może być jeep, quad, cokolwiek.
KRZYSZTOF: Jak udało ci się pozyskać tę przełomową informację?
SZPIEG: Byłem na Spopielonej Plaży. Wszystko widziałem na własne oczy.
KRZYSZTOF: Przecież kazałem ci się ukryć.
SZPIEG: Tak, ale to teraz nie jest ważne. Wszystko ci później opowiem.
KRZYSZTOF: Co tam się wydarzyło na plaży?
SZPIEG: W skrócie doszło do zdrady, ale to nie jest czas na wyjaśnienia. Nie chcę, żeby ktoś mnie zobaczył. Krzysztonie, mogę ci zaufać?
KRZYSZTOF: Tak, oczywiście.
SZPIEG: To śpiesz się. Proszę.
Krzysztof odwraca się i wychodzi lewą stroną sceny, szpieg chowa się za drzewem.
Scena 9 – SZEREGOWY DAWID, SZEREGOWY PRZEMYSŁAW, GENERAŁ, KRZYSZTOF, PUŁKOWNIK, KOMANDOR, WIELEBNY
Godziny popołudniowe. Sztab. Do przedsionka po prawej wbiegają zdyszani szeregowi Dawid i Przemysław.
SZEREGOWY DAWID: Dobra. Ja na niego tu zaczekam. Informował mnie, że niedługo będzie jakaś narada, więc wkrótce powinien się pojawić. Co się dzieje na Whatsappie?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW (sięga po telefon): Oddziały z okolic plaży nic nie piszą. Na zachodnim froncie część ludzi opuściło grupę. W centralnym podobnie, plus mamy potwierdzone jakieś mikro starcia na różnych odcinkach.
SZEREGOWY DAWID: Musimy działać szybko… Ja pierdolę! Robert! Myślisz, że jest jeszcze jakaś szansa? (szeregowy Przemysław milczy) Leć organizować jakieś porozumienie. Zaangażuj dyplomatów. Dowiedz się, jaką wersję Michał przedstawia. Kontruj ją. Zaangażuj do komentowania najbardziej lojalne jednostki. Największe grupy traktuj priorytetowo. (szeregowy Przemysław zaczyna opuszczać przedsionek) Aha, sprawdź jeszcze czy ludzie od łączności nadal są po naszej stronie. Te wiadomości nie mogą wyciec.
Szeregowy Przemysław potakuje i opuszcza przedsionek prawymi drzwiami. Po chwili do głównego pomieszczenia lewymi drzwiami wchodzą Krzysztof oraz generał.
GENERAŁ (poirytowany): Po raz kolejny mówię ci, Krzysiu, że potrzebuję więcej szczegółów. Sama zdrada niewiele mi mówi.
KRZYSZTOF: No tak. Ale przecież pułk bez zgody udał się na plażę.
GENERAŁ: To mogę ich co najwyżej za brak subordynacji ukarać, albo dezercję, ale nie zdradę. Potrzebuję czegoś mocniejszego. Jeśli zacznę karać za byle co, to morale w wojsku spadnie.
KRZYSZTOF: Oni tam strzelali.
GENERAŁ: Ponieważ osłaniali odwrót marynarki. Słuchaj, okazało się, że nie mogę zaufać własnym oddziałom, wywiad też wzbudza moje podejrzenia. Jednego cię mam, dlatego otrzymałeś to zadanie. A ty takie partactwo odstawiasz. Jakbym mógł, tobym brata wysłał.
KRZYSZTOF: Bo to jest bardziej skomplikowane.
GENERAŁ: Tak jak nasza zbieżność genetyczna.
KRZYSZTOF (patrzy zdenerwowany na generała): Mam coś jeszcze!
GENERAŁ: Co?
KRZYSZTOF (pokazuje telefon generałowi): Udało mi się zlokalizować i zaznaczyć na google maps, gdzie znajdują się niedobitki wrogich jednostek.
GENERAŁ: No to już coś! Pokaż to. Zaraz prześlę współrzędne do artylerzystów. Twoje kolejne zadanie to…
KRZYSZTOF (przerywa): Z chęcią pomogę, ale w pierwszej kolejności muszę pozyskać zaufanie pewnej jednostki. Jak sam widzisz, działając w pojedynkę, moje dane wywiadowcze nie są kompletne. Dam znać, jak tylko pozyskam kogoś kompetentnego.
GENERAŁ (zmieszany): Ale jak to?
KRZYSZTOF: Zaufałeś mi i nie zawiodłem cię. Czas odwzajemnić zaufanie.
GENERAŁ: Tak po prostu teraz znikniesz? Pamiętasz o spadku?
KRZYSZTOF: Tak. Chcę jakością działania wykazać, że na niego zasługuję.
GENERAŁ: Dobrze. Odezwij się, jak już będziesz gotowy.
KRZYSZTOF: Rozkaz!
Krzysztof opuszcza pomieszczenie lewymi drzwiami. Generał zasiada za biurkiem, wyciąga zdjęcie w ramce ze szuflady i wpatruje się w nie.
GENERAŁ: Gdybyś tu tylko była. Z pewnością posłużyłabyś dobrą radą.
Do przedsionka prawymi drzwiami wchodzi pułkownik i wita się z szeregowym Dawidem.
PUŁKOWNIK: Niezłe pandemonium wam wyszło. Już nie wiem, w którą wersję wydarzeń wierzyć. Na czym obecnie stoimy?
SZEREGOWY DAWID: Staramy się odbudować zaufanie. Zakładamy, że w jednostkach wro… braci są wichrzyciele. Nawołują do zerwania dotychczas obowiązującej współpracy.
PUŁKOWNIK: Widzisz. Mówiłem, żeby być ostrożnym z tym zaufaniem.
SZEREGOWY DAWID: To nie tak. Gdyby się okoliczności nie zepsuły, to wszystko byłoby dobrze.
PUŁKOWNIK: Dokładnie tak samo, jak w moim związku.
SZEREGOWY DAWID (z pokorą): Przepraszam… Nie wiem, ile słyszałeś, ale po zakończonym desancie, dalszą falę przemocy wywołał jakiś szpieg. Zakładamy, że był z marynarki. Działania jego wydawały się być skoordynowane z desantem. Ponadto zdradził się żargonem marynarskim, ale nam uciekł.
PUŁKOWNIK: Skąd mogę mieć pewność, że ta wersja wydarzeń jest prawdziwa?
SZEREGOWY DAWID: Byłem tam.
PUŁKOWNIK: Przykro mi… Dawidzie, co robimy?
SZEREGOWY DAWID: Postaraj się nam kupić więcej czasu. Dam z siebie wszystko, aby skutecznie z niego skorzystać.
Do przedsionka wchodzi komandor. Wszyscy wymieniają spojrzenia, po czym szeregowy Dawid wychodzi prawymi drzwiami. Pułkownik puka do drzwi głównego pomieszczenia, generał szybkim ruchem chowa zdjęcie do szuflady. Po chwili pułkownik i komandor wchodzą do głównego pomieszczenia.
GENERAŁ: Zapraszam panowie… Sytuacja nam się trochę skomplikowała. Przeanalizujmy obecne okoliczności. Posiłki zbliżają się by zasilić wroga. Dlatego musimy działać szybko. Komandorze, proszę podać przyczynę, dla której zastosował pan manewr honorowy na plaży.
KOMANDOR: Nasze jednostki pływające zostały zaatakowane. Po uporaniu się z ofensywą przeszliśmy do kontrataku zwieńczonego desantem na plażę.
GENERAŁ: Doskonale. Następnie ja, kierowany przeczuciem, wydzieliłem we właściwym czasie jednostki z pułku strzelców wyborowych, aby osłaniać odwrót oddziałów komandora. Panie pułkowniku, jaki był pana udział w akcji?
PUŁKOWNIK: Wydzieliłem niezaangażowanych w potyczki na zachodnim froncie medyków, aby zadbali o medycynę pola walki.
GENERAŁ: Wybornie. Z nieskrywaną przyjemnością stwierdzam, że nasze wojsko współpracą i zaufaniem stoi.
Do pomieszczenia lewymi drzwiami wchodzi wielebny.
GENERAŁ: Straty zostały powetowane nową perspektywą. Desant na plażę jest w zasięgu naszej ręki, więc jeszcze skuteczniejsze rozciągnięcie frontu wchodzi w grę. To z kolei pozwoli na szybkie przełamanie na przynajmniej kilku odcinkach.
PUŁKOWNIK: Czy nie za wcześnie, panie generale? Musimy oszacować straty, jakie ponieśliśmy na Spopielonej Plaży i przygotować odwody pod nową koncepcję. Te akurat są jeszcze nieopierzone, więc wymagają więcej czasu na adaptację.
GENERAŁ: Brzmi pan, jakby leżało panu na sercu sabotowanie postępów naszego wojska… Czy jest coś innego o czym nie wiem?
PUŁKOWNIK: Nie… Tak… Zostałem poinformowany przez moje jednostki, że w naszych szeregach znajduje się szpieg. Proszę o czas, aby to zweryfikować. (spogląda na komandora) Wszystko wskazuje na to, że należy do marynarki. Ale mogę się mylić.
KOMANDOR: Dobre sobie. Sam słyszałem o szpiegu. Od wielebnego się dowiedziałem. Ale mogę się mylić.
WIELEBNY: O proszę. I ja wiem coś o szpiegu.
GENERAŁ: Ale możesz się mylić?
WIELEBNY: Ależ skąd! Sam widziałem, jak generał go wysyłał na przeszpiegi.
GENERAŁ: Wielebny, może się napije. Sam wielebny stwierdził, że na trzeźwo nie sposób mu objąć rozumiem kwestii militarnych.
Wielebny podchodzi do barku, nalewa sobie trunku i wypija go.
GENERAŁ: Słuchajcie! Wróg chce nas skłócić. Podkopać w nas fundament, jakim jest zaufanie. Nie możemy na to pozwolić. Jutro przystępujemy do działania. Rozkazy wyślę zaraz po naszej naradzie. Na znak zaufania będą to wyłącznie kosmetyczne ogólniki. Aż nie mogę się doczekać jutra. Szkoda, że sygnał satelitarny jest zagłuszany, bo byłoby to piękne zdjęcie z kosmosu. Wielkie wydarzenie w mikroskali. Niczym małe cząsteczki połączone wiązaniami atomowymi. Tylko, że my nie tacy mali, a naszym wiązaniem jest zaufanie! Mogą panowie odmaszerować!
Wielebny szybko nalewa sobie jeszcze jeden kieliszek, opróżnia go i opuszcza pomieszczeni lewymi drzwiami. Pułkownik i komandor jeszcze pozostają na swoich miejscach.
PUŁKOWNIK: Czy to oznacza, że marynarka będzie się narażać na potyczki z dużo większą od nich siłą?
KOMANDOR: A co? Szpieg panu tego nie przekazał?
GENERAŁ: Komandor wykazał, że istnieje fundament, na którym może budować dalsze postępy.
PUŁKOWNIK: Jedno zdarzenie, to żadna miara statystyczna. Jutro cały splendor dzisiejszego sukcesu może zostać przykryty druzgocącą porażką. Wróg już wie, że nasza marynarka to coś więcej niż parada. To może być wielka pomyłka.
GENERAŁ: Lepiej mylić się, niż być zapomnianym. Kolejne pokolenia i tak zawsze powołują się na bezwzględnych z minionych epok. Nie jest nawet istotne jak wielki błąd popełnili, ważne, że przystąpili do działania. A szczegóły interpretuje się zgodnie z bieżącymi potrzebami. Coś jeszcze, pułkowniku?
PUŁKOWNIK: Nie.
GENERAŁ: W takim razie proszę oczekiwać na rozkazy.
Komandor i pułkownik opuszczają sztab przez przedsionek. Generał sięga do szuflady po oprawione zdjęcie.
GENERAŁ: Ewo! Co ja mam robić?
Scena 10 – PUŁKOWNIK, SZEREGOWY DAWID, SZEREGOWY PRZEMYSŁAW, SZEREGOWY MICHAŁ
Późny wieczór. Koszary. Szeregowy Dawid stoi po stronie koszar swojego wojska. Do pomieszczenia wchodzi pułkownik.
PUŁKOWNIK: Dobry wieczór.
SZEREGOWY DAWID: Dobry wieczór, pułkowniku. Jakie są konkluzje narady?
PUŁKOWNIK: A co sobie życzysz?
SZEREGOWY DAWID: Pomyślności i wczesnej emerytury wojskowej.
PUŁKOWNIK: Brzmi sensownie. Bo widzisz mój drogi… Generał już nawet nie próbuje ukrywać, że sytuacja wymknęła mu się spod kontroli. Dał nam wolność w działaniu. Kto pierwszy stanie przy pomniku Świętej Lany, ten lepszy. Wzajemne szpiegowanie stało się częścią etykiety. Okazało się, że wielebny wiedział o wysyłaniu przez generała szpicla. Ciekawe, jakie inne haki ma na niego. Cóż ja ci mogę powiedzieć? Z chęciom chciałbym rzec „zaufaj mi”, ale musiałbym mieć jakiś plan działania, a w tym chaosie stosowniejsze jest ciągniecie losu.
SZEREGOWY DAWID: No tak, a przecież to nie twój styl.
PUŁKOWNIK: Nie chodzi jedynie o styl. Po prostu nie mam szczęścia.
SZEREGOWY DAWID: Czy czynniki racjonalne bądź naukowe nie mają na celu wyeliminowanie szczęścia?
PUŁKOWNIK: Celem nauki jest wymuszenie na fantastyce, aby ta aktualizowała swoje granice. Z kolei szczegółowy opis zachowania ludzkiego pozostaje jeszcze poza granicami poznania. Reasumując, nie zdziwiłbym się, gdyby komandor przejął buławę w najbliższych dniach.
SZEREGOWY DAWID: To komplikuje sytuację.
PUŁKOWNIK: Dokładnie. Mam nadzieję, że zapamiętasz ten wniosek, nim kolejny raz porwiesz się na ocenę życia prywatnego drugiej osoby. (szeregowy Dawid opuszcza głowę) No już dobrze.
SZEREGOWY DAWID: Może nie była ciebie warta.
PUŁKOWNIK: Oj, była. Po prostu nie byliśmy w stanie się dogadać. Ona spoglądała na świat przez uczucia. To było piękne na swój sposób… Do czasu, aż musieliśmy zacząć podejmować wspólne decyzje.
SZEREGOWY DAWID: A co z odwiecznym remedium w postaci kompromisu?
PUŁKOWNIK: Jakby to powiedzieć? Jeśli czujesz, że przy każdej okazji ktoś zakłada ci dźwignię na mózg, to dla własnego zdrowia lepiej jest odklepać przegraną.
SZEREGOWY DAWID: Nie nastraja pułkownik optymistycznie przedstawicieli kolejnego pokolenia.
PUŁKOWNIK: Bo i to już nie moja wojna. Ekstrapolując, nie oczekujcie zdecydowanych manewrów z mojej strony. Mam zamiar oszczędzać oddziały i skoncentrować się na defensywie, jeśli będzie taka konieczność. Niech nowe pokolenie w końcu się wykaże.
SZEREGOWY DAWID: W takim razie to mi pozostaje powiedzieć „zaufaj mi”.
PUŁKOWNIK: Na to czekałem.
Do baraków wchodzi szeregowy Przemysław.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Tam, gdzie mamy posłuch buntowników osadzamy w aresztach. Nie zmienia to faktu, że na froncie pojawia się coraz więcej małych ognisk zapalnych.
SZEREGOWY DAWID: Co jest na sztandarach walczących?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Jednych przekonała chęć odwetu za poległych na plaży, innych uwiodła nacjonalistyczna wizja oddzielnego państwa. Ludzie są już zmęczeni czekaniem. Obie są forsowane przez Michała.
PUŁKOWNIK: Co z opinią publiczną?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Póki co, wszystko jest zamiatane pod dywan. Ludzie od łączności po obu stronach nie dali się porwać nowej ideologii. Kontrola nad technologią pozwala nam zachować ciszę medialną. (z zadowoleniem) W końcu moja branża.
SZEREGOWY DAWID: Jak nasze oddziały na to reagują?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Głównie odpowiadają na ogień, ale nie wiem, jak długo ta wstrzemięźliwość jeszcze potrwa. Najgorzej jest w pobliżu plaży. Im dalej na zachód, tym mniej szaleństwa. Przy czym rozwój sytuacji nam nie sprzyja.
PUŁKOWNIK: Ludzie do wszystkiego są zdolni, jak śmierć im zagląda w oczy.
SZEREGOWY DAWID: Co z posiłkami z północnego-wschodu?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Blef. Nie ma żadnego ruchu. Nic nie wypłynęło.
PUŁKOWNIK: Gdzie znajduje się nowy patriotyczny prorok?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Nie wiadomo. Wyłączył telefon i wszystkie wiadomości kolportuje przez zaufanych sobie żołnierzy.
SZEREGOWY DAWID: Mamy już wybranych nowych przedstawicieli bratniego wojska?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Ktoś się już wybił na pierwszy plan, ale trudno ich dorwać, bo latają gasić pożary. Mam z nimi utworzoną grupę na Signalu.
SZEREGOWY DAWID: To już bardziej nie da się zakomunikować, że zaufanie podupadło.
PUŁKOWNIK: Byłeś tam u nich?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Tak. W sztabie czuć napięcie. Nie spodziewali się, że foliarzy tak szybko ogarnie ten płomień.
SZEREGOWY DAWID: Ludzie są już zmęczeni tym konfliktem. Populistyczne rozwiązania mogą zyskać na popularności.
PUŁKOWNIK: Co się dzieje w stolicy?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Spokój. Po ostatnich sukcesach rząd znowu odzyskuje poparcie wśród ludzi. Desant został sprzedany jako bohaterska obrona terytorium. Brak oznak, aby ktoś coś podejrzewał.
PUŁKOWNIK: Jesteśmy blisko. Za blisko. W tym chaosie wszystko może się zdarzyć, łącznie z przypadkowym zajęciem stolicy.
SZEREGOWY DAWID: Bracia z drugiej strony tego nie zaakceptują. Narazimy się tylko na późniejszą partyzantkę. Północny-wschód wraz z krajami północy będą ją koordynować.
PUŁKOWNIK: Dobrze… Muszę iść przygotować moje oddziały na ewentualną niespodziankę. Nie chcę, żeby skończyli, jak ci na plaży. Zgodnie z wcześniejszym stanowiskiem będę się koncentrować na defensywie. Mam nadzieję, że nie myliłeś się, co do wyjątkowości waszego pokolenia. Powodzenia żołnierze.
SZEREGOWI DAWID I PRZEMYSŁAW: Dziękujemy.
Pułkownik opuszcza baraki.
SZEREGOWY DAWID (do szeregowego Przemysława): Co o tym myślisz?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Chuj wie. Widać, że wszyscy są szczerze zaangażowani, ale jest też wyczuwalna pewna niemoc. Ludzie podejrzliwie spoglądają na ziomków z własnego oddziału. Tworzą sobie w głowie scenariusze i motywy zdrady. To nie jest środowisko, w którym dłużej da się funkcjonować.
SZEREGOWY DAWID: Musimy zdławić tę chorobę w zarodku.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Chcesz ich mordować? Przecież część tych przygłupów już na zawsze będzie cisnąć martyrologię rzezi na plaży.
SZEREGOWY DAWID: Nie ważne, co garstka myśli, póki stanowimy większość. Pułkownik mówił, że nie można wykluczyć kolejnych ataków z wybrzeża.
Szeregowy Przemysław otrzymuje powiadomienie na telefon. Spogląda na nie.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: To nowi przedstawiciele. Piszą, że Michał chce się teraz połączyć. Mam zaproszenie na Signale.
SZEREGOWY DAWID: Mówimy mu o możliwym ataku komandora?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: A chcemy mu zaufać?
SZEREGOWY DAWID: Nie wiem. Zobaczymy, jak się rozmowa potoczy. Wyślij mi zaproszenie.
Szeregowi przykładają telefony do głowy.
SZEREGOWY DAWID: Raz, dwa. Słychać mnie?
SZEREGOWY MICHAŁ: Słychać. Wiem, że będziecie chcieli mnie lokalizować, więc nie pogadamy sobie za długo. Jutro z rana widzę waszą dwóję i maksymalnie dwie inne osoby na przedmieściach od strony wybrzeża.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Jaką mamy gwarancję bezpieczeństwa?
SZEREGOWY MICHAŁ: Na wysokości wybrzeża mogę wam ją zapewnić. Tym razem bez sztuczek. Słyszałeś, Przemek?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Słyszałem.
SZEREGOWY MICHAŁ: Na pół godziny przed spotkaniem dostaniecie wytyczne, gdzie się widzimy. To jedyna okazja, aby podjąć rozmowę w celu nakreślenia nowej granicy.
SZEREGOWY DAWID: Michał, nie marnuj tego wszystkiego, co już udało nam się osiągnąć. Pomyśl o ofierze Roberta.
SZEREGOWY MICHAŁ: Tak się kończą wysiłki, próbujące zatrzeć naturalne granice dzielące nasze narody.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Nie musi być idealnie, wystarczy, że jest dobrze.
SZEREGOWY MICHAŁ: Dla was dobrze. Mój naród nie podziela tej wizji.
SZEREGOWY DAWID: Skąd wiesz?
SZEREGOWY MICHAŁ: Bo od stuleci nosimy inne mundury.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Co jeśli się mylisz?
SZEREGOWY MICHAŁ: A co jeśli państwa się dowiedzą o spisku? Posypią się głowy za zdradę i spiskowanie za plecami społeczeństwa. Dowództwo zostanie wymienione i wojna na nowo rozgorzeje. Chcecie dalszej ofiary, czy w końcu przejrzycie na oczy, że do siebie nie pasujemy?
SZEREGOWY DAWID: Po jednodniowej indoktrynacji szeregów nie liczyłbym na duży odzew poparcia tej koncepcji.
SZEREGOWY MICHAŁ: Myślicie, że tylko wy spiskujecie długodystansowo?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Blefujesz! Wyłaź, gdziekolwiek jesteś schowany i skończ pierdolić farmaz…
SZEREGOWY DAWID (przerywa): Spokojnie, Przemo. (do słuchawki) Michał! Zagwarantuj, że was też będzie nie więcej niż czwórka… Michał? Kurwa! Rozłączył się.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Co robimy? Ufamy mu?
SZEREGOWY DAWID: Zastanówmy się, jakie mamy pole manewru… Pułkownik jest po naszej stronie i raczej nie będzie angażować się na polu chwały.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Komandor jest poza naszą kontrolą.
SZEREGOWY DAWID: Generał pozostaje zagadką. Jednak znamy jego zamiłowanie do wszystkiego, co strzela.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Wielebny ma na niego jakieś haki. Może byś zagadał?
SZEREGOWY DAWID: Co mam mu powiedzieć?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Nie wiem. To ty mu nosisz alko i wracasz ze zużytym odbytem.
SZEREGOWY DAWID (cynicznie): Śmieszne… Pogadam z nim i zobaczymy, co da się zrobić.
SZEREGOWYM PRZEMYSŁAW: Informujemy pułkownika o rozmowie z Michałem?
SZEREGOWY DAWID: Wstrzymajmy się. I tak ma zamiar się bunkrować. Zobaczymy, jak sytuacja się rozwinie.
Scena 11 – SZEREGOWY PRZEMYSŁAW, SZEREGOWY DAWID, SZEREGOWY MICHAŁ, INNI ŻOŁNIERZE OBU WOJSK
Niedziela. Godziny poranne. Opuszczone budynek na przedmieściach od strony wschodniej, a w nim szeregowi Dawid, Michał i dwóch innych żołnierzy w zielonych mundurach. Po środku pomieszczenia stoi stół.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Na zasadzkę to nie wygląda.
SZEREGOWY DAWID: Jak jechaliśmy, to zauważyłeś, że na wschodzie jakby więcej wojsk stacjonuje?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Może wiedzą, że jak ma się coś pierdolnąć, to właśnie tutaj. Powiedz, jeszcze raz, co udało ci się wczoraj z wielebnym ustalić.
SZEREGOWY DAWID: Poszło dość gładko. Ale boję się, czy to wszystko będzie dzisiaj pamiętał.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Czemu?
SZEREGOWY DAWID: Lał w mordę, jak tam byłem.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Czyli jego ustawienia fabryczne.
SZEREGOWY DAWID: W sumie to tak. Słodziłem mu, że koncepcja miłosierdzia to świetne rozwiązanie i że wojsko jest coraz bardziej do niej przekonane.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Zdradził, czym może szantażować generała?
SZEREGOWY DAWID: Nie byłem aż tak bezpośredni. Widziałem, że nie podoba mu się jednoczenie narodu zgraniem położenia muszki i szczerbinki. Zapewnił mnie, że będzie odwodził generała od dramatycznych posunięć.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: No i w sumie to chcieliśmy uzyskać.
SZEREGOWY DAWID: Tak. Miejmy nadzieję, że w razie wu, dotrzyma słowa.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: No tak. Wszystko to jest takie pojebane, aż nie chce się wierzyć… Nieźle to trzymasz w ryzach jak na bananowca.
SZEREGOWY DAWID: Ty też nieźle sobie radzisz. Zakładam, że to większy stresik niż weryfikowanie linijek kodu na ChacieGPT.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: No przecież. W końcu mam stawić czoła komandosowi porannej zemsty.
SZEREGOWY DAWID (emocjonalnie): Robert… Nawet nie było czasu, żeby się po ludzku pożegnać.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Nie było. A propos ludzi. Jaki byłeś zanim poszedłeś w kamasze?
SZEREGOWY DAWID: Normalny.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Dawaj. Każdy ma jakieś dramy z dzieciństwa.
SZEREGOWY DAWID: Rodzice byli wymagający. Mocno naciskali na edukację i poprawne zachowanie. Chcieli być ze mnie dumni.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Mocno dostawałeś po dupie, jak nie było paska?
SZEREGOWY DAWID: Nie… Nie było takiej potrzeby. Wiadomo, że nie wszystko mi się udawało, ale rozumiem ich podejście… Wiesz… W życiu dorosłym chyba chodzi o to, jak to sobie potem wszystko wytłumaczysz. A ty?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: U mnie był luz, dużo śmiechu i dom otwarty. Starzy nie naciskali mnie, więc robiłem, co mi się podobało.
SZEREGOWY DAWID: Ale na studia informatyczne wytargali cię za uszy.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Co ty? Sam się wkręciłem. Kumpel pokazał mi podstawy, a potem jakieś tutoriale i headhunterzy sami zaczęli się odzywać.
SZEREGOWY DAWID: No proszę. Naturszczyk. Tata nie chciał, żebyś poszedł w jego ślady?
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: W sumie to nawet nie wiem, czym tata się zajmował. Spotykał się z jakimiś kolesia i o czymś gadali. Pewnego dnia po niego przyjechali. Mama nic nam nie chciała wytłumaczyć.
Drzwi do pomieszczenia otwierają się i wchodzą szeregowy Michał oraz trzech szeregowych w niebieskich mundurach.
SZEREGOWY MICHAŁ (poważnie): Przejdźmy do rzeczy.
Michał rozkłada mapę na stole.
SZEREGOWY DAWID: Jesteś pewny swojej decyzji? Wiesz, że w każdym momencie możemy wrócić do punktu wyjścia.
SZEREGOWY MICHAŁ: Mam już wyrobione zdanie na temat współpracy z wami.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Dlatego wschodni odcinek frontu jest uzbrojony po zęby?
SZEREGOWY MICHAŁ: Zakładam, że komandor nadal nie jest wtajemniczony. To dla mojego bezpieczeństwa… i w obecnych okolicznościach waszego też. Poza tym chciałem wam pokazać, ile osób przeszło na moją stronę.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: To równie dobrze mogą być nasi ludzie. Po prostu boją się kolejnego desantu.
SZEREGOWY DAWID: Mamy lepsze metody na zapewnienie bezpieczeństwa.
SZEREGOWY MICHAŁ: Widziałem je w okolicach plaży.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: To, że raz coś nie wyszło, nie znaczy, że jesteśmy skazani na powtarzanie ich w nieskończoność.
SZEREGOWY MICHAŁ: Ani, że będą działać wiecznie.
SZEREGOWY DAWID: A jednak zaufałeś nam. Jesteś tutaj w towarzystwie trójki żołnierzy.
SZEREGOWY MICHAŁ: Na własnym terenie, a na zewnątrz czeka brygada na wypadek gdybyście poinformowali kogoś o miejscu spotkania.
SZEREGOWY DAWID: Jednak nadstawiasz karku.
SZEREGOWY MICHAŁ: Słuchaj, jeśli potrzebujesz tej mantry, to tak sobie to tłumacz. Zaufanie… Ostatnia czynność przed tym, jak ktoś ci w plecach schowa ostrze sztyletu. Czy ty naprawdę nie widzisz tego, że … a zresztą. Moje społeczeństwo jest mocno religijne. Wyznaczyłem linię oddającą nam wszystkie istotne miejsca kultu wzdłuż Świętego Trzęsawiska. Możesz tego nie zrozumieć pochłonięty ideologią, ale wojna się nie skończy, póki nie będziemy mieli zapewnionych tych odcinków.
SZEREGOWY DAWID: Myślisz, że tak łatwo uda ci się przejąć stery? Nawet jeśli wojsko uda się pod twoją egidę, to do spenetrowania będziesz miał jeszcze grubszy mur polityków.
SZEREGOWY MICHAŁ: Z poparciem zmęczonego wojną ludu uda się nam ich ominąć.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Tych przyspawanych do foteli starych pryków? Elitę zasiadającą w zarządzie spółek zbrojeniowych? Dla nich nie jest ważne nawet, kto zaczął wojnę. Ważne, że mają interes, aby jej nie kończyć. I jak niby przekonasz naszą stronę, żeby wywiesić białą flagę?
SZEREGOWY MICHAŁ: To wy jesteście zaczadzeni ideologią pacyfizmu. Lepszych negocjatorów nie mogłem sobie wymarzyć. Chyba, że chcecie wrócić do mordowania się?
SZEREGOWY DAWID: Michał, wiesz, że to będzie bezpowrotny krok.
SZEREGOWY MICHAŁ: Doskonale, bo nie ma do czego wracać.
Drzwi się otwierają i do pomieszczenia wchodzi szeregowy wojsk Michała. Podchodzi do niego i coś mu szepcze na ucho.
SZEREGOWY MICHAŁ: A więc tak.
Michał odwraca się, robi parę kroków w stronę swoich żołnierzy, skrycie daje im jakiś sygnał, po czym dynamicznie odwraca się i celuje z broni do Dawida. Jego żołnierze również mierzą w czwórkę szeregowych przeciwnego wojska.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Co jest, kurwa!
Szeregowi Dawid i Przemysław oraz pozostała dwójka równie szybko wyciągają broń i celują w przeciwników.
SZEREGOWY MICHAŁ: Stul ryj! Wielcy bohaterowie! Wybraliście śmierć dla swojej ideologii! Niech tak będzie!
SZEREGOWY DAWID: Spokojnie! O co chodzi?!
SZEREGOWY MICHAŁ: Właśnie dostałem wiadomość, że generał na całej długości centralnego odcinku atakuje nasze oddziały!
SZEREGOWY DAWID: Michał! Nic o tym nie wiemy! Skąd wiesz, czy mówi prawdę! Zau…
SZEREGOWY MICHAŁ (przerywa): Jeszcze raz usłyszę „zaufaj mi”, a będą to ostatnie słowa, które wypowiesz!
SZEREGOWY DAWID: Patrz. Odkładam broń.
Szeregowy Dawid odkłada broń i sięga po telefon.
SZEREGOWY DAWID: Zadzwonię do wielebnego. Jest po nasze stronie. Zgodził się, że będzie hamował generała.
Szeregowy Dawid dzwoni do wielebnego.
SZEREGOWY MICHAŁ: Daj na głośnomówiący! Pozostali cisza!
Słychać sygnał wybieranego numeru, po dłuższej chwili obecni żołnierze orientują się, że wielebny już nie odbierze.
SZEREGOWY MICHAŁ: Daruj sobie te żałosne gierki! Po co ten cyrk? I tak jest nas tutaj więcej.
SZEREGOWY PRZEMYSŁAW: Już byliśmy w takiej sytuacji!
SZEREGOWY DAWID: Spokój! Ostatnia próba. Dzwonię do pułkownika!
Szeregowy Dawid wybiera numer do pułkownika.
PUŁKOWNIK (głos z telefonu w trybie głośnomówiącym, w tle słychać odgłosy walki): Dawid? Dawid! Pewnie wiesz, już co jest grane. Nie miałem czasu zadzwonić. Generał wylazł ze sztabu i wydał rozkaz, aby atakować na centralnym odcinku. Jak zobaczyli naszych to otworzyli ogień i zaczęła się sieczka. Na szczęście wielu ich tam nie ma, więc szybko ich wytniemy.
SZEREGOWY DAWID: Co z wielebnym?!
PUŁKOWNIK: Czemu wszyscy pytają o tego chlejusa w takim momencie?
SZEREGOWY DAWID: Wszyscy?
PUŁKOWNIK: Generał kazał mi po niego iść, aby przygotował mszę dziękczynną z okazji zdobycie stolicy. Jak do niego wszedłem, to leżał zalany w trupa.
SZEREGOWY DAWID: Uspokajasz sytuację na zachodzie?
PUŁKOWNIK: A co tu uspokajać? Piekło się rozpętało, ale mamy przewagę. Już tylko albo my, albo oni. Mam nadzieję, że wy jesteście bezpieczni.
Wraz z ostatnimi słowami pułkownika szeregowy Michał strzela, zabijając szeregowego Dawida. Szeregowy Przemysław strzela, zabijając szeregowego Michała. Pozostali żołnierze również odpowiadają ogniem i przy życiu zostaje jedynie szeregowy, który przyszedł z meldunkiem. Po strzelaninie głęboko oddycha, rozgląda się i wychodzi z pomieszczenia.
PUŁKOWNIK (głos z telefonu): Dawid! Dawid! Jesteś tam!
Scena 12 – GENERAŁ, PUŁKOWNIK, KOMANDOR, WIELEBNY, KRZYSZTOF
Wieczór. Stolica. Na środku sceny przy pomniku Świętej Lany znajduje się prowizoryczny grób z pomnikiem Świętego Trapezu zbitym z desek. Przed grobem stoją generał, pułkownik, komandor, wielebny i wpatrujący się w telefon Krzysztof.
GENERAŁ: W końcu udało mi się zdobyć stolicę. Niedziela zwycięstwa! (spogląda na grób) Ci szeregowi… To niebywałe jednostki były.
PUŁKOWNIK: O niezmierzonej inteligencji.
KOMANDOR: Nieskazitelnym formalizmem.
WIELEBNY: I niezachwianym miłosierdziu.
Krzysztof nic nie mówi, tylko wpatruje się w telefon.
KONIEC
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt