Podróż Ryśka i Alka do Wałbrzycha pośpiesznym nocnym pociągiem na bożonarodzeniowe święta przeniosła ich do innego świata. Opuszczając Gdańsk nasączony swądem pożaru Komitetu Wojewódzkiego partii i pełne śmieci oraz porozbijanych sklepów ulice miasta, poczuli się jak w oazie luksusu. Siedzieli w wygodnych fotelach przedziału pierwszej klasy, byli sami w przedziale prawie pustego pociągu. Poprawili sobie nastrój, pociągając łyczki Whisky99 z jednej, z dwóch butelek drogiego trunku, których Alek nie wyjął z torby w czasie jej opróżniania w piwnicy domu ciotki Mańka.
Konduktor potraktował dwójkę młodych mężczyzn bez biletów łaskawie.
– Przeżyliście chłopaki wojnę, to możecie tu siedzieć – powiedział po otrzymaniu stuzłotowego banknotu. – Jakby wsiadł rewizor, wypiszę wam bilety.
* * *
Wigilię w domu Koryckich, podobnie jak w minionych latach matka przygotowała wystawnie. Była tradycyjna zupa grzybowa z suszonych prawdziwków, smażony karp, także jego wersja w galarecie po żydowsku, śledzie w śmietanie z cebulką i tartymi jabłkami, potem herbata z makowcem i przez ojca zrobiona kutia. Na pozór wszystko było dopięte na ostatni guzik, aczkolwiek w czasie poprzedzającej wieczerzę modlitwy zazgrzytało po raz pierwszy. Po odmówieniu pacierza i „Wiecznego odpoczywania za dusze zmarłych” ojciec ściszył głos i jakby do siebie zamruczał:
– Boże spraw, aby Alek odstąpił od idiotycznych planów pisarskich i wydobył się z życiowego bagna, a Radek zamiast zajmowania się idiotycznym boksem, żeby dokończył medycynę.
Następnie, prawie przykładając do nosa złożone w pacierzu dłonie, pochylił głowę i wzdrygnął nim dreszcz.
Udawał, że płacze?
Bracia spojrzeli po sobie i bliski wybuchowi śmiechu Radek, puścił oko do Alka.
– Żenująca błazenada – mruknął Alek, który nie był w wesołym nastroju.
– Oj, chłopcy, chłopcy, opamiętajcie się – powiedział ojciec i zakończył modlitwę uroczystym znakiem świętego krzyża.
Jak co roku, rodzina po wigilii przemieściła się do gabinetu, gdzie śpiewano kolędy i rozpakowywano prezenty. Na obwieszoną bombkami choinkę oszczędny inżynier Korycki najwyraźniej pożałował pieniędzy. Była skrzywiona i z boku od strony ściany ukazywała wyszarpaną jamę. Świerk wyglądał, jakby rozwścieczony jeleń atakował go rogami, upierając się, aby drzewko przełamać na pół. Prezenty też były liche: tandetne półelastyczne skarpetki, szaliki z państwowego sklepu w kolorową nieestetyczną pstrokaciznę. Były też dla braci paczuszki obsypanych cukrem galaretek.
– Dno – szepnął Alek do Radka. – Nigdy tego szajsu nie założę – dodał, patrząc z pogardą na szalik.
Sam podarował bliskim prezenty wymyślone na chybcika: trzy koperty zawierające po amerykańskim dolarze, co skwitował ojciec ze skwaszoną miną.
– Nie musiałeś nam przypominać o swoich przestępczych zarobkach.
* * *
Od czasów wczesnego dzieciństwa bracia Koryccy i ich matka byli dręczeni przez ojca nieznośnym gulgotaniem wydobywającym się z radiowego odbiornika. Popołudniami i wieczorami interesujący się polityką inżynier przykładał ucho do głośnika radia, łowiąc z uwagą wieści z Radia Wolna Europa, Głosu Ameryki i Radia Londyn. Celem gulgotań i piskliwego świergotania emitowanych przez stacje zagłuszające było blokowanie nieocenzurowanych wiadomości o sytuacji w PRL-u. Od czasu przyjazdu na święta obok ojca przy radiowym głośniku pojawiał się Alek. Dzieląc się z rodziną opowieściami o strzelających długimi seriami karabinach maszynowych do tłumów protestujących. oburzył się, kiedy w peerelowskiej telewizji podano ilość zabitych w liczbie trzydziestu siedmiu ofiar.
– To niemożliwe, do protestujących strzelano w Trójmieście, Szczecinie i Elblągu. To są zaniżone dane – upierał się, rozmawiając po świętach z ojcem.
– Alek, chodź tu, posłuchaj, właśnie o tym mówią – nazajutrz przywołał syna ojciec.
Mimo skrzeczeń, pisków i gulgotu emitowanego w eter przez stacje zagłuszające docierał głos komentatora z Monachium, z Radia Wolna Europa. Wiadomość była oparta na przekazach naocznych świadków, którzy rzekomo widzieli kawalkadę wojskowych ciężarówek wywożących z Trójmiasta w nieznanym kierunku stosy trupów. Monachijski komentator nie wykluczył, że gdzieś w lasach województwa gdańskiego istnieją anonimowe mogiły tysięcy zastrzelonych. Sugerował możliwość kolejnej zbrodni podobnej do katyńskiej.
– Nowy Katyń? To możliwe? – Zastanawiał się przy ojcu Alek
– Trudno powiedzieć. – Inżynier wzruszył ramionami. – Wrogi sowieckiemu blokowi zachód może także sączyć przesadzone dane zaprzeczające propagandzie komunistycznej.
Przed Sylwestrem Alek z bratem i Ryśkiem dla poprawienia kondycji biegali w terenie. Tam ich kolega ratownik odzyskując formę, przypomniał sobie, że był biegaczem. Kiedy zaczęli się ścigać, Rysiek daleko w tyle zostawił zasapanego starszego Koryckiego, rewanżując się za porażkę w czasie wyścigu na sopockiej plaży. Dwa razy ćwiczyli z Radkiem bokserską technikę w piwnicznej salce. Pochłonięty sportem i rozrywkami Alek przypominał sobie o pisarstwie, jedynie niecierpliwie zerkając na okrągły korytarzowy stolik, gdzie kładziono przynoszoną przez listonosza korespondencję. Oczekiwał na list z oceną fragmentów swojej twórczości wysłanej z Sopotu kuzynce dziennikarce.
Raz po dancingu w uzdrowiskowym lokalu, po raz pierwszy od dawna zaliczył dziewczynę, na której urodę zwrócił uwagę w czasie poprzednich pobytów w rodzinnych stronach.
Pojękiwanie przeżywającej rozkosz dziewczyny i stęknięcia tapczanu w parterowym gabinecie, zdenerwowały doktor Korycką czytającą przed snem książkę.
– Nie słyszysz, co się dzieje na dole? – Szarpnęła zaczynającego chrapać męża. – On robi z naszego domu dom rozpusty.
– Daj Zosiu spokój, to młody mężczyzna – odburknął niecierpliwie inżynier. – Widziałem tę dziewuchę przez okno. Najważniejsze, że to nie Moczydło...
Następnego dnia godzinę przed południem, dosypiającego upojną noc Alka, obudziły energiczne kroki wchodzącego po schodach ojca.
– No, ciekawe, co sądzi Terenia o twojej literaturze? – zapytał, otwierając energicznie drzwi pokoju braci.
Alek wyrwał kopertę opatrzoną kolorowymi znaczkami ekspresowego listu.
– Najpierw sam przeczytam – powiedział, wypychając rodzica i zamykając mu przed nosem drzwi.
[...]Aleczku, jest mi przykro, słaby twój esej. Najbardziej szwankuje warsztat pisarski, musisz się jeszcze dużo nauczyć[…] – napisała kuzynka już w pierwszych zdaniach listu.
Wredna suka – pomyślał zdenerwowany. – Co ona pieprzy! Co za esej? Nie odróżnia krótkich fragmentów powieści od eseju? – Rozszarpał list i strzępy zapalił w popielniczce, nieomal powodując nadpalenie świeżo wypranego obrusu.
– No i co napisała Terenia? – Do pokoju synów zaglądnął zaciekawiony ojciec, który uważał pomysł Alka na zostanie pisarzem za dowód jego rozstroju nerwowego po zawodzie uczuciowym, jakim było porzucenie go przez Ulkę Moczydło dla Jarka Menowskiego. – Pewnie ci przetłumaczyła, że twoje pisarstwo to utopijne mrzonki.
– Terenia, to idiotka – odpowiedział Alek.
– No tak, widać, że jako profesjonalistka przytarła ci nosa i już wiesz, co warte są twoje fanaberie.
– Wielka mi dziennikarka – pogardliwie warknął syn. – Nie odróżnia fragmentów powieści od eseju, a sama wypisuje bezwstydne pierdoły.
– Ona pisze do renomowanych tygodników. – Zdziwił się ojciec.
– Aż zrobiło mi się wstyd przed polonistą Maruszczakiem, kiedy przeczytał jej ostatni „wielki artykuł”, a właściwie wywiad w „Ekranie” – powiedział Alek z ironią. – Napisała właściwie, jak to się pieprzyła z jakimś gwiazdorem filmu szwedzkiego. Teraz się nie dziwię, że Tadeusz Łomnicki chce ją kopnąć w dupę i się rozwieźć.
Chwilę po rozmowie z ojcem Alek odbijał rakietą woleje o ścianę w piwnicznej salce bokserskiej. Zaskoczony usłyszał charakterystyczne dudnienie zbiegającego po drewnianych schodach ojca. Trzasnęła klamka otwierających się drzwi do piwnicy.
Coś się stało?
– Alek, marsz na górę! – krzyknął ojciec przyzwyczajony jeszcze do czasów, kiedy w dzieciństwie wychowywał synów na wojskową modłę.
– Czego? – odburknął syn.
– Dzwoni do ciebie z Warszawy Terenia.
– Ona?
W pierwszych słowach kuzynka przeprosiła za list mogący być przykry dla Alka.
– Pomysły masz dobre, ale robisz dużo błędów interpunkcyjnych, widziałam też dwa ortograficzne. Czasem knocisz szyk zdań – Umilkła na kilka długich sekund. – Sprawności pisania jednak można się nauczyć – dodała na pocieszenie i ponownie zamilkła, jakby nabierając powietrza. – Ale widzę dla ciebie pewną szansę…
Czego chcesz? – miał ochotę warknąć, ale opanowując się, powiedział.
– Mam studiować polonistykę? – prawie jęknął.
– Ależ skąd. Zadam ci pytanie, czy interesowałaby cię praca w filmie?
– Jako kto? Chyba nie jako filmowy amant? – cynicznie zapytał Alek.
– Stul wreszcie niewyparzony pysk. – Zdenerwowała się żona słynnego aktora. – Bo zaraz się wyłączę.
– No mów, mów, to może ciekawe? Co miałbym tam robić?
– Potrzebny jest asystent scenografa do filmu realizowanego przez mojego kolegę Krzysztofa Zanussiego, to już bardzo znany młody reżyser. Przecież studiowałeś architekturę i masz uzdolnienia plastyczne. Co ty na to?
– No, nie wiem – podekscytowanym głosem Alek wyraził zainteresowanie.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt