Cisza.
Tylko ja i cisza.
No i czas.
Aż słychać jak liście rosną.
Cicho.
Patrzę na nogi, ręce i brzuch. Przecież wiem, że to moje. Drapie się po szyi i słyszę, czuję. Wiem, że to moje. Wiem.
Książki, biurko, spinka kwiat. Moje. Słoik z wodą też mój.
Zastanawiam się jakby to było czuć radość, motywację. Jakby to było chcieć coś zrobić. Jestem zazdrosna o bycie innych, o ich potrzeby, ich zmagania, ich walkę. Ja nie umiem walczyć. Nie umiem zawalczyć o siebie. Moje życie to pustka i wstyd.
Siedzę na poduchach, w pokoju, w domu, w Londynie. Jem wafle ryżowe oblane belgijską czekoladą i czuję pustkę, bezradność, czuję, że już nic tam nie ma dla mnie. Pusta w środku, na zewnątrz jeszcze atrakcyjna, ale bez woli walki.
Boję się, ludzi i swojej bezsilności i niezaradności.
Jak to jest, że jestem tu? Jak to jest, że od dwóch lat nie pracuję. Jak to jest, że wciąż jestem kochana i pożądana. Jak to jest, że mój przystojny mężczyzna właśnie przyszedł do mojego pokoju i przyniósł mi Biomel o smaku belgijskiej czekolady?
Serio nie wiem.
Czy to ja stworzyłam tą rzeczywistość czy ktoś ją dla mnie zaprojektował i ja tu zwyczajnie obijam się o ściany.
Mam ochotę krzyczeć i łazić po drzewach. Wziąć farbę i uderzyć nią o płótno tak mocno, że cały pokój będzie nosił tego ślady.
Tyle pomysłów. Cudownych myśli. Nie zapisanych ulotnych możliwości.
Czy to jest możliwe żeby czuć się tak bardzo zagubionym a zarazem posiadać to czego większość pragnie. Głupia! Możliwe! Niesprawiedliwe, ale możliwe. No i właśnie. Czy to faktycznie jest niesprawiedliwe. Przecież tak długo moje życie było trudne. Czy to nie daje jakiegoś biletu na ekspres do szczęścia?
Śmieszność, czuję śmieszność, za każdym razem kiedy czytam co napisałam głupio mi. Przecież to bezsensu, przecież to jest jakieś takie górnolotne, gównolotne krzyczy we mnie ta wersja mnie która lubi chronić nas krytyką. Spróbuję ją zignorować, mówię: ok, daj spokój, i co z tego, kto powiedział, że to co pisze ma być mądre, daj spokój proszę, daj być.
Przychodzi mi co jakiś czas wspomnienie. Wyrywki wspomnienia, poszarpane fragmenty które nie umiem poskładać idealnie. to ja w szkole podstawowej, 3 klasa? Miałam polonistkę która była moją wychowawczynią. I ona właśnie mi przychodzi do głowy, ona i jej zadanie i ocena, i poczucie wstydu. Miałam opisać przedmiot. Napisałam, że jabłko było zaróżowione jak lico dziewicy, co do chuja miałam na myśli nie mam pojęcia, jak to się stało że miałam w głowie taki tekst, też nie wiem, ale pamiętam wstyd związany z reakcją tej polonistki. Czułam, że jest na mnie zła, pewnie była, pewnie czuła się sama zagubiona i nie wiedziała co ma zrobić z dzieckiem które takich metafor używa do opisu jabłka. Dziwne nie? Przyznaj proszę, że dziwne jest, że mi to przychodzi do głowy. Jak to wyłączyć? Aaaa poprawka - zaróżowione jak zawstydzone lico dziewicy. WTF? Serio.
A może z Rybki Mickiewicza? Właściwie to wstyd powinno być tej polonistce, że nie zaczaiła i nie pochwaliła. Życie. Pyk i niech zniknie.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt