Ostatnim życzeniem dziadka, było umrzeć w domu, więc przywieziono go pewnego styczniowego dnia ze szpitala i ułożono delikatnie w łóżku, przykrywając wielką pierzyną.
Kiedy tak dziadek umierał leżąc w małżeńskim łożu, schodzili się znajomi, sąsiedzi, rodzina i modlili się w ciszy, klęcząc przy umierającym. Ogromne świece płonęły rzucając cienie na ścianę.
Sąsiadka, której syn zginął pod kołami pociągu, gdy pijany wracał do domu prosiła, by dziadek go od niej pozdrowił, ale dziadek już niczego nie słyszał. Jego białe włosy i twarz poorana głębokimi bruzdami potem często śniły się Jankowi.
Leżał stary Stokłosa taki biedny z głową i twarzą obwiązaną chustą, jakby bolały go zęby. Kiedy dzieci pytały po co dziadkowi ta chusta dorośli zbywali je półsłówkami.
- Tak ma być i koniec! – tubalny głos wuja Jana ucinał wszelkie dziecięce dopytywania.
Kiedy serce dziadka się zatrzymało kobiety z sąsiedztwa zasłoniły okna i lustro, a potem umyły i ubrały dziadka w czarny garnitur, a gdy jeden z butów nie chciał wejść na nogę, stara Uczajowa zaczęła rozmowę z nieboszczykiem:
- Oj Franciszku! A założyli byście tego buta, bo jak wy to przed świętym Piotrem staniecie. Przecie w jednym bucie do nieba nie wejdziecie – i o dziwo but bez najmniejszego problemu wsuwał się na stopę, co niezwykle dziwiło Janka zaglądającego do pokoju przez uchylone drzwi. Ciekawiło go bardzo, co też dzieje się w tym pokoju, do którego zabroniono im wstępu.
- Dobrze, że stary Stokłosa tak nagle nie umarł, tylko sobie powolutku gasł, to miał czas pożegnać się z życiem i oswoić ze śmiercią. Kto długo umiera ten pokutuje za życie. Wtedy trzeba znaleźć kogoś, kto ma szczęśliwe oko i pomoże przejść na drugą stronę. A wiecie Ostatkowa, że rok nazad ubierałam do trumny Antka Wojtczaka z Habarówki i ludzie podejrzewali, że może zostać strzygą, więc wsypali mu do trumny piasek.
- Piasek? Piersze słysze. O woreczku z mąką to słyszałam, ale żeby piasek.
- Piasek moja Ostatkowa wsypuje się po to, że jak zmarły obudzi się strzygą, to zajmie się liczeniem piasku. Potem chłopy przez trzy dni i noce pilnowali grobu, co by nie wylazł.
- I wylazł?
- E, gdzie tam.
- A ksiądz był z ostatnim namaszczeniem?
- Toć przecie Stokłosowa, by chłopa nie puściła bez ostatniej posługi.
Janek nie bał się dziadka za życia, więc dlaczego miałby bać się go po śmierci. Przecież babcia często powtarzała, że nie należy się bać zmarłych, tylko żywych, więc, kiedy kobiety wyszły z pokoju, Janek wsunął się cichutko i stanął u wezgłowia łoża. Dziadek w zaplecionych dłoniach miał różaniec, książeczkę i obrazek, jakiegoś świętego. W trumnie obok zmarłego leżała jego laska, czapka i fajka, z którą czasem Janek go widywał.
- Nie bój się dziadziusiu. Niebieskie anioły się tobą zaopiekują, ja już z nimi rozmawiałem.
Drzwi się otworzyły i do pokoju weszła matka chłopca.
- Boże, co ty tu robisz dziecko? Nie można zmarłemu przeszkadzać, bo nie przejdzie na drugą stronę – szeptała kobieta.
- Będzie dobrze mamusiu, bo dziadkiem opiekują się niebieskie anioły.
- Boże, co za dziecko?! Ta twoja wyobraźnia mnie przeraża, synu. Jesteś już za duży, żeby tak zmyślać. Chodź – podała dłoń chłopcu i po chwili wyszli z pokoju zamykając cicho drzwi.
W kuchni szepty, jak nocne motyle unosiły się w powietrzu, krążąc wokół ust i uszu zgromadzonych. Ojciec wszedł na krzesło i zatrzymał stary zegar, ten sam, który wciąż, martwy wisi w kuchni w mieszkaniu Jana Stokłosy.
Padał śnieg. Śnieg, jak wata cukrowa z odpustu, śnieg jak kokaina, z którą Janek zaprzyjaźnił się w pewnym mieście wiele, wiele lat później zapominając o dziadku, pogrzebie i płaczu najbliższych.
Od tych ciągłych szeptów zaparowały okna, więc Janek rysował dziadka z nieodłączną laską idącego drogą ku rzece. Takiego pamiętał go z tych lat, gdy sadzał go na furmankę i jechali na łąkę koło rzeki. Wtedy nie miał jeszcze tej laski i w pełnym słońcu kosił trawę razem z trzema synami, którzy wzięli urlop, by pomóc w sianokosach. Żaden nie śmiał lub nie chciał wyprzedzić ojca, więc szli równo, kładąc pokotem łany bujnej trawy.
Jeszcze zimą mama Janka mówiła, że dziadek bardzo posunął się w latach i że w dwa lata postarzał się o dziesięć.
- Widocznie, coś go zżera od środka, a do doktora nie chce iść. Tak to z wami chłopami już jest.
Babcia posadziła Janka na kolanach i gładziła po włosach, gdy do domu w milczeniu weszły płaczki. Pięć kobiet od stóp do głów ubranych na czarno poszło bez słowa do pokoju, gdzie leżał zmarły. Po chwili zgromadzeni usłyszeli żałobną pieśń - Kto się w opiekę odda Panu swemu i Janka przeraziły te smutne postacie i pieśń, którą śpiewały. Nie bał się zmarłego, ale bał się tych czarnych, lamentujących kobiet.
- Babciu.
- Co tam synu?
- One wystraszą niebieskie anioły tym wyciem i dziadziuś nie będzie mógł przejść na drugą stronę.
- One są właśnie po to, żeby dusza zmarłego łatwiej przeszła do nieba.
- Obawiam się, że nie.
- Ja też jestem taką płaczką, więc wiem, co mówię.
Janek dobrze wiedział, że jego babcia była płaczką. Zapraszano ją chyba na każdy pogrzeb, gdzie zawodziła w wniebogłosy, najbardziej chyba nad tymi, których nie znała. Zabierała go czasem ze sobą, choć nie lubił tych wędrówek po nieznanych miastach i wioskach.
To wszystko jest nie tak – pomyślał któregoś dnia widząc rozpaczającą babcię Amelię nad otwartą trumną pana leśniczego Chrząszcza, na którego widok wcześniej spluwała i przechodziła na drugą stronę, ciągnąc go za sobą.
To chyba wówczas zaczynało się u niego inne postrzeganie świata, nie takie, jakiego można było się spodziewać po ośmioletnim dziecku. No bo jak można zawodzić w wniebogłosy, nad ciałem znienawidzonego człowieka i to tak, że nie szło babci płaczki uspokoić. Z rękami wzniesionymi do góry, jakby chciała obwinić Boga niewypowiedzianymi słowami: spójrz draniu co zrobiłeś, chyba przymierzała się do wskoczenia do dołu, w którym powoli zanurzała się trumna z panem leśniczym. Dopiero dziadek i synowie zdołali ją odciągnąć na bok, tak, by ludzie nie patrzyli więcej na to przedstawienie.
Już jako dorosły człowiek Jan Stokłosa dowiedział się, że babcia Amelia i leśniczy Chrząszcz, byli kiedyś zaręczeni, ale pojawiła się inna kobieta, która skradła Amelii narzeczonego i tak z miłości zrodziła się nienawiść.
Jankowi było niezmiernie smutno na każdym z tych pogrzebów, choć nie znał tych ludzi. Umierały dzieci i tych było mu najbardziej żal – wyobrażał sobie, że to on leży w trumnie a wokół stoją rodzice i rodzeństwo, gryzione wyrzutami sumienia, że tak mu za życia dokuczali. Ciotki z podpuchniętymi od płaczu oczami, wujowie z czerwonymi, nie wiedzieć czemu nosami, dziadek w odświętnym garniturze, który wyciągał z szafy tylko przy niezwykłych okazjach, wcześniej starannie go czyszcząc, no i babcia, tym razem nie lamentująca, a stojąca cicho z dłońmi zaplecionymi i palcami nieustannie przesuwającymi koraliki różańca. Nie chciałby, żeby płaczki zawodziły nad jego trumną, wolałby już ciche modlitwy.
Z tych rozmyślań wyrwał Janka brzęk szkła. To ojciec rozlewał wódkę do kieliszków i gdy już wypili stara Stokłosowa zaczęła mówić.
- Dzień przed tym, jak Franciszek trafił do szpitala w szybę uderzył ptak. Jedliśmy śniadanie, kiedy uderzył tak mocno, że aż się przelękłam. Na szybie widać było odbite rozpostarte skrzydła. Musiała to być wrona. Franciszek wyszedł zobaczyć czy ptak nie leży pod oknem, ale niczego nie znalazł. Wtedy pomyślałam, że to śmierć daje znać.
- Mamo, to są, jakieś zabobony – odezwał się ojciec.
- Żadne zabobony. Zapomniałeś już, jak byłeś małym chłopcem i szliśmy w pole zanieść obiad pracującym i na drodze zobaczyliśmy cień. Nikogusieńko dookoła a na polnej drodze był cień, jakby ktoś tam stał, tylko nie było go widać. Drugiego dnia zmarła babka Stefania. Pamiętasz?
- Mamo, byłem wtedy dzieckiem. Może to jakieś drzewo rzucało cień?
- Pleciesz Stefan, że nie pamiętasz. Latałeś po wsi i opowiadałeś temu, kto tylko chciał słuchać, że widziałeś ten cień. Jeszcze, gdy miałeś kilkanaście lat budziłeś się w nocy z krzykiem, mówiąc, że śnił ci się ten cień.
- Może i rzeczywiście coś tam było – mruknął ojciec.
- No dobrze, a teraz synu przeczytaj ostatnią wolę zmarłego.
Ojciec wziął kartkę, którą wręczyła mu babcia i zaczął czytać:
- Moi synowie niech zrobią mi porządną trumnę z desek sosnowych. Deski wezmą od stolarza Józefa, tam już jest wszystko przygotowane. Jak przyjdzie czas chowania, mój brat Maciej pomoże wam kopać grób i nieść trumnę. Chociaż starszy ode mnie to siłę ma za dwóch. Szanujcie go, bo to dobry i uczciwy człowiek. Pochowajcie mnie twarzą na północ tak, bym widział dom, a majątkiem niech rozporządza moja żona Amelia.
- Ach, wielki tam majątek – westchnęła babcia.
Przed południem Janek wraz z mężczyznami pojechał do stolarni. Stolarz Józef zaprowadził ich do pomieszczenia, gdzie leżały deski przygotowane na trumnę dziadka.
- Macie tu deski, które sam wybrał wasz ojciec. Trzeba je tylko strugiem przeciągnąć i będą gotowe na ostatnią drogę Franciszka. Dacie radę czy mam wam pomóc?
- Damy radę. Małośmy się u pana narobili zanim wyjechaliśmy ze wsi.
- Z ciebie Stefan, byłby dobry stolarz. Miałeś chęci, pomyślunek i smykałkę do drzewa, no ale uciekłeś do miasta – Józef uścisnął mężczyznom dłoń, pożegnał się i wrócił do swoich zajęć.
Siedząc na pniaku Janek patrzył, jak trzej bracia robią trumnę dla ojca, a cudowny zapach unosił się w powietrzu.
Jankowi, jako dorosłemu mężczyźnie, gdy tylko poczuł ten zapach przed oczami stawała scena, w której bracia strugali trumnę dla ojca. To było coś pięknego – synowie oddawali ostatni hołd ojcu.
Rano w dniu pogrzebu przyszli mężczyźni z chorągwiami żałobnymi. Stały one oparte o ścianę domu i czekały, aż wyprowadzą z domu trumnę. Tak jak obiecał sąsiad Jasnota zmówił mężczyzn do niesienia chorągwi i nie wziął za to ani grosza.
- Jasnota jaki jest, taki jest, ale zawsze na niego można liczyć – przypomniały się Jankowi słowa dziadka, gdy Jasnota wyszedł z domu dziadków po kolejnym nieudanym zakupie ogrodu. – Amelio, jak umrę to rób co chcesz z ziemią i ogrodem.
Kiedy ruszył kondukt żałobny trumnę nieśli synowie i brat zmarłego przez prawie dwa kilometry. Padał śnieg, mróz szczypał w policzki, stopy marzły, ludzie śpiewali żałobne pieśni, a Janek płakał nad dziadkiem i na tym, co już bezpowrotnie odeszło.
Gdy grabarze na linach opuszczali trumnę do dołu ciszę rozerwał krzyk. Krzyk, jakiego nigdy więcej Janek nie słyszał. Krzyk, w którym mieściła się rozpacz, miłość i bezradność.
Po powrocie z ceremonii w domu dziadków czekały już zastawione stoły. Dorośli jedli, pili i wspominali zmarłego.
Dzieci biegały ciągle przeganiane z kąta w kąt, a Janek siedział w kącie i słuchał opowieści dorosłych i tak właśnie usłyszał historię swoich narodzin.
- To był upalny majowy dzień. Stefan i Kasia przyjechali do nas, by pomóc trochę w gospodarstwie. Franciszek z synem rąbali drwa, a ja z synową szykowałyśmy obiad. Kasia z dużym brzuchem, zmęczona staniem przy rozgrzanym piecu usiadła przy stole i napiła się kompotu, a chwilę potem jej krzyk przeszył powietrze. Stefan i Franciszek rzucili siekiery i pognali do kuchni, gdzie właśnie mały Jasio przychodził na świat. Nie było czasu by lecieć po kobietę, która we wsi odbierała porody, więc to ja sprawiłam, że przyszedł na świat.
- Kolejne chłopczysko, a dziewczynki jak nie było, tak nie ma – powiedziałam podnosząc go do góry. – Trzech chłopców i żadnej córki, a my tak bardzo wyglądaliśmy dziewczynki. Wiedziałam, że trzeba mu nadać imię i szybko ochrzcić, bo był taki malutki, kruchutki i bałam się, że długo nie pożyje, chociaż w czepku się urodził.
Kilka dni później ochrzciliśmy Janka. Wszyscy się o niego bali. Zaglądali do łóżeczka, w którym leżał, kręcili głowami i nadziwić się nie mogli, że z niego takie maleństwo, a jednak umknął śmierci i proszę, jaki zdrowy chłopiec z niego dziś.
Słońce świeciło przez okno, podnosząc całą mgławicę pyłu z podłogi, a Janek wspominał, jak jesienią pomagał dziadkowi bielić drzewa w ogrodzie, a teraz siedząc w ciepłym pokoju, słyszał, jak te stare drzewa stękają i trzaskają od mrozu zapewne śpiewając swoje pieśni żałobne.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt