Przemiany 15
Przez drzwi słychać było gwar. Andrzej poczuł się niepewnie. Wchodzić, nie wchodzić? Czekał jak na ścięcie, zastanawiając się, jak zostanie przyjęty przez najbliższych Aliny. Może drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, to nie najlepsza data na odwiedziny. Czas się dłużył. Pomimo że upłynęło kilkanaście sekund od zapukania do drzwi, Andrzejowi wydawało się, że minęły godziny. Przez głowę z prędkością dźwięku przeleciało kilka scenariuszy dzisiejszej wizyty. Obawiał się.
Po chwili w drzwiach mieszkania stanęła Alina.
— Zapraszam — powiedziała wskazując na mały przedpokój.
Nagle w pokoju zrobiło się cicho. Ciekawskie spojrzenia zebranych skupiły się na przybyszu. Andrzej zmieszał się tym zainteresowaniem. Z trudem wydobył z siebie kilka słów:
— To dla Ciebie, nie wiedziałem, co kupić — odezwał się Andrzej i wręczył zapakowany w folię czerwony kwiat.
— To miłe z Twojej strony, rozbierz się — odpowiedziała Alina i wskazała mały wieszak.
Andrzej spojrzał na ten wieszak i się roześmiał:
— Przyjdę innym razem, bo dzisiaj już tu nikogo nie zawiesisz.
Faktycznie, na wieszaku brakowało miejsc. Wszystkie haczyki były zajęte. Na każdym kilka kurtek.
— Nie wygłupiaj się! — nerwowo skwitowała Alina i zabrała jego kurtkę do małego pokoju.
Andrzej przywitał się z zebranymi gośćmi i przedstawił. Alina wskazała mu miejsce przy stole. Usiadł. Po chwili do pokoju weszła mama Aliny Stefania. Podniosła z obrusu kawałek opłatka i podeszła do Andrzeja.
— Z Tobą się jeszcze nie łamałam — powiedziała.
Zaskoczony Andrzej poderwał się z fotela. Nie spodziewał się takiego zachowania, nie przewidział tego. Pamiętał jednak zasadę łamania się opłatkiem i składania sobie życzeń w okresie świąt. Podniósł z obrusa, a właściwie z sianka, na którym ułożone były opłatki drugi kawałek i złożył życzenia. Biorąc przykład z mamy Aliny podobnie uczynili inni domownicy i goście. Było ich sporo. Siostry mamy, ich mężowie i córki tych sióstr z mężami. Był również tata Aliny. Nie było jedynie brata, gdyż ten odbywał podobnie jak Andrzej zasadniczą służbę wojskową z dala od rodzinnego domu. Nie przyjechał na święta.
Andrzej wpatrzony w światła pięknie przybranej choinki zatęsknił za domem. Co prawda choinka w domu Andrzeja nie wyglądała tak okazale, a święta w jego domu nigdy nie były takie radosne, to jednak ten okres powodował chęć pojednania się i zjednoczenia wokół żłóbka małego Jezusa. Pomyślał o swojej matce, o swoim ojcu, a nawet o bracie, z którym nie było mu po drodze. Zamyślił się. Z tej jego zadumy wyrwał go głos Stanisławy:
— Znasz jakieś kolędy?
— Kilka znam — odpowiedział Andrzej.
— To zaśpiewajmy! — zaproponowała najstarsza z pań.
Andrzejowi nie trzeba było drugi raz powtarzać. Znał wiele kolęd. Już jako dziecko chodził po wsi z szopką, gwiazdą, turoniem, odwiedzając domy sąsiadów i śpiewając stare polskie kolędy.
— Którą kolędę zaśpiewamy? — dopytywał Andrzej.
— Zaproponuj coś — powiedziała Alina, jakby chciała sprawdzić Andrzeja.
— To może to — powiedział Andrzej i zaczął głośno:
— „A wczora z wieczora
A wczora z wieczora
Z niebieskiego dwora
Z niebieskiego dwora…”
— To piękna, stara kolęda — powiedziała kuzynka Aliny Marianna.
— Nie wszyscy ją znają.
Andrzej poczuł się zauważony i doceniony. Z kuchni i pozostałych dwóch pokoików powychodzili rozproszeni do tej pory goście i dołączyli do kolędowania. Było miło. Chyba zaakceptowali Andrzeja i przyjęli jak swego. Tylko Alina znikała co rusz, to w kuchni, to w łazience. Wydawała się mało zainteresowana jego osobą. Andrzej to zauważył i posmutniał. Przyszedł tu w końcu dla niej, a nie dla jej rodziny. Wszyscy inni mieli dla niego czas, tylko nie ona.
— Po co mnie zapraszała, skoro nie jest w stanie poświęcić mi nawet godziny? — zastanawiał się Andrzej.
— Chciała mnie pokazać wszystkim jak jakąś małpkę w ZOO?
— Wystawić na próbę?
Myśli te coraz bardziej prześladowały Andrzeja, aż doprowadziły do ostatecznej decyzji:
— Na mnie już pora — wydusił z siebie Andrzej, kierując się do drzwi.
— Było miło poznać, naprawdę.
Alina przyniosła Andrzejowi kurtkę i jakby zaskoczona zapytała:
— Musisz już iść?
— Powinienem — odpowiedział Andrzej i ukłoniwszy się zebranym, opuścił mieszkanie Aliny.
Wcale nie musiał, bo miał przepustkę do rana, ale zachowanie Aliny sprawiło, że poczuł się niechciany. Ten jej chłód, brak zainteresowania, unikanie jego osoby sprawiły, że po raz kolejny poczuł się samotny pośród wielu ludzi. Nie pomogło zainteresowanie innych członków rodziny. To Ona była dla niego najważniejsza i to z nią chciał spędzić ten świąteczny poniedziałek. Znowu nie wyszło. Alina robiła wszystko, była wszędzie, ale nie z nim.
Czy naprawdę obowiązki domowe były tak istotne, że nie mogła się od nich, choć na chwilę oderwać?
Usiąść, porozmawiać?
Przecież zarówno mama Aliny-Stefania, jak i również ciocia Janina pomagały w kuchni. Nawet najstarsza Stanisława od czasu do czasu wchodziła tam, aby pomóc. Andrzej tego nie rozumiał. Miał mieszane uczucia. Starał się wytłumaczyć samemu sobie, że przy tylu gościach nie mogła postąpić inaczej, ale chyba sam w to nie wierzył. Miał dylemat, czy kontynuować tę znajomość.
— Jaką kobietą byłaby w codziennym życiu pełnym trosk i problemów? — rozmyślał.
— Jaką żoną, matką?
— Czy ona potrafi w ogóle okazywać uczucia, czy już zawsze będzie taka obojętna?
Dla Andrzeja te kwasje były bardzo istotne. Marzył o tym i chciał w to wierzyć, że kiedyś ktoś go pokocha, tak naprawdę, przelewając na niego zdroje swojej miłości, serdeczności, zrozumienia. Chciał czuć ciepło dotyku, chciał widzieć radość w uśmiechu, chciał być po prostu kochany. Wyobrażał sobie, że patrzy prosto w piękne, niebieskie oczy Aliny tryskające żarem uczuć, że całuje jej słodkie różowe usta i brodzi palcami swojej dłoni po jej ślicznych blond włosach. Przytula ją do siebie, a ona mówi mu, że go kocha. Do tej pory jednak jest to tylko jego wyobraźnia. Pragnienie, marzenie, tęsknota – fikcja.
Chciałby odbierać to inaczej, ale nie umie. Ma poczucie niepewności. Wraca do ludzi, z którymi przyszło mu dzielić trudy codzienności szarego koszarowego życia. Do ludzi, których zna równie słabo, jak Alinę, ale co do których jest pewien, jak się zachowają w godzinie próby, że nie zostawią go w potrzebie. Wie o tym, bo już tego doświadczył.
Szkolenie powolutku dobiega końca. Trzeba podjąć ostateczną decyzję. Andrzej rozważa dwie opcje. Pierwsza z nich zakłada pozostanie w strukturach MSW i podjęcie pracy zawodowej w Milicji Obywatelskiej, licząc na mieszkanie służbowe, wcześniejszą emeryturę i niezłe wynagrodzenie. Druga opcja to porzucenie munduru i udanie się w drogę wielkich niewiadomych. Bez studiów, a nawet średniego wykształcenia trudno będzie znaleźć dobrze płatną pracę, która pozwoli na utrzymanie domu i rodziny.
Nie wie, co zrobić. Żadna z tych opcji nie jest dobra, zwłaszcza że sytuacja w kraju eskaluje. Nie wiadomo, w którą stronę to pójdzie, kto zwycięży. Czy dojdzie do wojny domowej, czy też ZSRR, wielki brat ze wschodu odpuści i pozwoli Polsce iść w wybranym przez nią kierunku?
Tego nikt nie wie. Trzeba zaryzykować i podjąć ostateczną decyzję kierując się przekonaniami politycznymi, wiarą albo sumieniem. Nie można położyć na szalach pół na pół. Tak się nie da. Być "za" a jednocześnie "przeciw."
Andrzej musi odpowiedzieć do końca miesiąca. Zachowanie Aliny nie pomaga. Boi się nieznanej drogi, jaką będzie musiał przemierzyć, jeśli odejdzie z Milicji. Nie wyobraża sobie jednak brania udziału w walkach ulicznych z prostymi ludźmi, czy strzelania w ich kierunku. Zawsze miał z tym problem.
Pewnie zrezygnuje i odejdzie.