Anioły na Times Square - Rozdział Pierwszy: Prawdziwy świat - AlexPretnicki
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Anioły na Times Square - Rozdział Pierwszy: Prawdziwy świat
A A A
Od autora: Całość na:
aleksanderpretnicki.blogspot.com

Chłód w powietrzu był nie do pomylenia — prawdziwie nowojorski grudzień. Ostry i nieustępliwy, gryzł odsłoniętą skórę mimo gęstych tłumów ludzi, którzy gnali przez Times Square. Neonowe światła odbijały się od śliskich chodników, zamieniając brud miasta w coś niemal czarującego, jak diamenty rozsypane po ziemi. Nad głowami gigantyczne billboardy wyświetlały reklamy najnowszych filmowych hitów, broadwayowskich spektakli i luksusowych perfum — świąteczne kampanie obiecujące zbawienie w eleganckich flakonach i błyszczącym papierze na prezenty. To był czas dawania, ale w tym mieście wszyscy wciąż tylko brali.

Eve Nathaniel zacisnęła mocniej pas swojego beżowego trencza Burberry wokół szczupłej sylwetki, ignorując lodowaty podmuch wiatru, który przeszywał Times Square. Czarne skórzane rękawiczki ściskały telefon i notatnik — narzędzia jej pracy i talizmany jej ambicji. Zmrużyła oczy, patrząc na rozświetlone reklamy — uśmiechnięte modelki otoczone cyfrowymi śnieżynkami, pary popijające gorącą czekoladę i wymieniające się pierścionkami z diamentami. Ten spektakl był niemal groteskowy w swojej wymuszonej radości. „Wesołych Świąt, Nowy Jork!” — zdawały się krzyczeć billboardy. Eve przewróciła oczami.

Jej szefowie z NewsGrid International — jednego z największych konglomeratów medialnych w Stanach — wysłali ją tutaj z prostym zadaniem: napisać chwytający za serce świąteczny artykuł, który odda „magię tego okresu”. Eve niemal słyszała nosowy głos Ricka Howarda, który odbijał się echem w jej głowie, gdy rozparł się w ergonomicznym fotelu z lekko poluzowanym krawatem po lunchu:

— Daj mi coś o aniołach i cudach, Nathaniel. Reklamodawcy to uwielbiają. Potrzebujemy kliknięć, udostępnień, a czytelnicy żrą takie bzdury w święta. Masz talent do kiczu. Wykorzystaj go.

Kicz. Słowo, którego nienawidziła niemal tak bardzo jak samego Ricka.

— Anioły i cuda — mruknęła Eve, omijając grupkę turystów z kijkami do selfie, którzy pozowali pod wielkim czerwonym szyldem sklepu M&M’s World. — Oczywiście, Rick. Wszystko dla reklamodawców.

Eve Nathaniel nie wierzyła w anioły. Ani w cuda. Ani w Boże Narodzenie. Wierzyła w statystyki, znajomości i bezlitosną matematykę przetrwania w branży medialnej. NewsGrid dało jasno do zrozumienia: sukces nie zależy od dziennikarskiej rzetelności; chodzi o odsłony, relacje i odpowiednio wyważony uśmiech w dobrym momencie. Dla Eve nic innego się nie liczyło.

Prawdę mówiąc, sztukę sprzedawania iluzji opanowała do perfekcji lata temu. Jej praca była prosta: wziąć brzydką, nieatrakcyjną prawdę o życiu i wypolerować ją tak, by lśniła jak chodniki Times Square po deszczu. Jeśli czytelnicy chcieli historii o samotnym mężczyźnie znajdującym miłość w Wigilię albo o biednej rodzinie, która w ostatniej chwili otrzymuje świąteczny cud, Eve poda im to na gorąco, z kokardą na wierzchu. Napisze o cieple, radości i hojności, a oni będą klikać, udostępniać i płakać. To będzie jej prezent świąteczny dla działu statystyk NewsGrid.

Ale sama Eve nie czuła zbyt wiele ciepła. W jej życiu nie było miejsca na sentymenty, nie w Nowym Jorku i na pewno nie w biurach NewsGrid International. W wieku dwudziestu dziewięciu lat wspięła się wyżej niż większość jej rówieśników, wyprzedzając tych, którym brakowało ambicji albo siły, by grać w tę grę. Prawdziwe historie newsroomu nie dotyczyły przecież przełomowych newsów czy głębokich reportaży o ludziach — chodziło o to, z kim pójdziesz na drinka po godzinach, który z dyrektorów zapamięta twoje imię na zebraniu i kto będzie ci coś winien, gdy otworzy się następny wakat.

No i oczywiście były romanse. Eve zawsze traktowała biurowe romanse z chłodnym, wyrachowanym dystansem. Wszyscy wiedzieli, że się zdarzają — młodzi reporterzy przytulający się do redaktorów na imprezach po pracy, producenci zapraszający stażystki na „rozmowy o ich ścieżkach kariery” przy drogich kolacjach. Eve trzymała się z boku, ale ostatnio zaczęła się nad tym zastanawiać. W końcu, jeśli spanie z właściwą osobą mogłoby skrócić jej drogę na szczyt o kilka lat, czy to nie była po prostu kolejna transakcja?

Jej obcasy stukały o chodnik, gdy manewrowała przez plac, jej ostre rysy i perfekcyjnie umalowane oczy wyróżniały się na tle zarumienionych od zimna twarzy tłumu. Eve Nathaniel była typem kobiety, którą ludzie zauważali, ale rzadko zagadywali: wysoka, szczupła i uderzająco piękna w sposób, który wydawał się celowo wykreowany. Jej ciemnobrązowe włosy, ułożone w gładkie fale, nigdy się nie puszyły, nawet w nieustępliwym miejskim wietrze. Szminka miała odcień czerwony, ale nie za bardzo czerwony, a jej uśmiech był pewny siebie, choć rzadko życzliwy.

— Jesteś jak cholerna śnieżna kula, Nathaniel — powiedział kiedyś kolega na zakrapianej imprezie świątecznej. — Perfekcyjna na zewnątrz, pusta w środku.

Eve nawet nie udawała, że poczuła się urażona. Pustka była efektywna.

W końcu dotarła na „świąteczny punkt”, który zasugerował jej redaktor — mały zakątek tuż obok sklepu Hershey’s, gdzie rodziny robiły zdjęcia przy sztucznej choince otoczonej czerwonymi aksamitnymi linami. Niedaleko mężczyzna w pogniecionym stroju Świętego Mikołaja dzwonił dzwonkiem Armii Zbawienia, z pustym wyrazem twarzy, podczas gdy turyści przemykali obok, nie wrzucając ani centa do puszki.

Eve otworzyła telefon i przesunęła palcem po swoich notatkach. Przeprowadzić wywiady z turystami, sfotografować choinkę, napisać bzdury o świątecznym duchu. Mogłaby to zrobić nawet przez sen. Mimo to, kiedy spojrzała w górę na ogromne ekrany wyświetlające reklamy — kobieta wirująca w diamentowych kolczykach, luksusowy sedan przebijający się przez sztuczny śnieg — poczuła coś, czego nie umiała nazwać. Mdłości? Niechęć?

– Nic tak nie przypomina o duchu dawania jak Lexus – mruknęła, robiąc zdjęcie cyfrowej reklamy z wprawą godną zawodowca.

– Przepraszam panią – odezwał się głos. Eve odwróciła się, a jej twarz już była ustawiona w wyćwiczonym uśmiechu — ciepłym, uprzejmym, fałszywym. Przed nią stał ojciec z dwójką dzieci owiniętych w puchowe kurtki, z nosami zaczerwienionymi od zimna.

– Czy mogłaby pani zrobić nam zdjęcie? – zapytał, podając jej telefon.

– Oczywiście – odpowiedziała Eve, biorąc urządzenie i cofając się o krok. Kucnęła lekko, żeby uchwycić całą choinkę w kadrze, pstryknęła kilka ujęć i oddała telefon.

– Dzięki – powiedział ojciec, uśmiechając się szeroko, kiedy spojrzał na ekran. – Wygląda świetnie!

Eve skinęła głową.

– Wesołych świąt.

– Nawzajem!

Gdy rodzina odeszła, Eve wyprostowała się i spojrzała na choinkę, zaciskając palce na telefonie. „Wesołych świąt”. Słowa brzmiały pusto w jej uszach, jak metaliczne brzęczenie dzwonka Armii Zbawienia.

Odwróciła się na pięcie i ruszyła szybko przed siebie, unosząc telefon, by napisać do Ricka:

„Mam twoją świąteczną papkę. Wyślę zdjęcia i cytaty później.”

Chwilę później pojawiła się jego odpowiedź:

„Dobrze. Pamiętaj — więcej serca, mniej sarkazmu. Nie schrzań tego.”

Eve wepchnęła telefon do kieszeni i wypuściła ostro powietrze, a jej oddech zamienił się w delikatną chmurę w lodowatym powietrzu. Za jej plecami reklamy nadal krzyczały o miłości, radości i dawaniu, a w oddali grupa kolędników śpiewała „Cichą noc” w idealnej harmonii. To była piękna iluzja, tak jak wszystko inne na Times Square.

Eve Nathaniel nie wierzyła w anioły. Ani w cuda. Ani w Boże Narodzenie. Ale jeśli sprzedawanie kłamstw miało ją doprowadzić na szczyt, była gotowa grać w tę grę.

W końcu Nowy Jork nie nagradzał dobrych sercem ani wierzących. Nagradzał zwycięzców. A Eve Nathaniel zamierzała wygrać.

***

Światło nad Times Square zaczęło się zmieniać.

Eve Nathaniel zauważyła to jako pierwsza, choć początkowo ledwo zarejestrowała, co się dzieje. Zwyczajny neonowy blask — gwałtowna kakofonia czerwieni, żółci i zieleni — przygasł, a przez krótką, ulotną chwilę wszystko wydawało się przytłumione. Ogromne ekrany górujące nad nią, wyświetlające reklamy Rolexa i Coca-Coli, migotały jak starożytne świece. Tłum wokół niej nadal się przepychał, nieświadomy, ale jej wyostrzone instynkty podpowiadały, że coś jest nie tak.

Zatrzymała się na środku chodnika, prawie przewrócona przez mężczyznę z preclem wielkości jego twarzy.

– Rusz się, kobieto! – warknął. Eve go zignorowała, wpatrując się w górę. Chmury nadciągały szybko, gęste i wirujące, zabarwione odcieniem, którego nie potrafiła nazwać — nie szarym, nie niebieskim, ale czymś głębszym, jakby niebo pomalowano cieniami.

Co do diabła się dzieje?

Telefon zawibrował. Rick Howard. Zignorowała go.

Dzwonek Świętego Mikołaja z Armii Zbawienia brzmiał teraz głośniej, niemal jak ostrzeżenie. Mężczyzna w opadającym czerwonym kostiumie, który jeszcze dziesięć minut temu był ledwie tłem, stał nieruchomo. Jego oczy — dziwne, nienaturalnie jasne — utkwiły w jej spojrzeniu. Po raz pierwszy tego dnia Eve poczuła coś obcego, co prześlizgnęło się przez jej perfekcyjnie wypracowany cynizm: niepokój.

Odwróciła się na pięcie, próbując otrząsnąć z tego uczucia, i zeszła z chodnika, by złapać taksówkę. Żółty pojazd zwolnił, jego reflektory przecinały mrok. Eve szarpnęła drzwi i wsiadła do środka, natychmiast wyciągając telefon.

– Plaza Hotel – rzuciła, ledwo podnosząc wzrok. Zawsze zatrzymywała się w Plazie, gdy praca sprowadzała ją do Midtown. Były lepsze, cichsze miejsca — ale Plaza była instytucją, dowodem jej sukcesu.

Taksówka ruszyła, silnik mruczał cicho. Eve spojrzała znad ekranu. Kierowca był starszy, może po sześćdziesiątce, z siwą brodą białą jak śnieg. Na głowie miał znoszoną czapkę Yankeesów, a jego oczy — w lusterku wstecznym — były zdumiewająco niebieskie, jakby świeciły od środka. Nucił pod nosem coś cichego i znajomego, niemal jak kołysankę.

Eve zmarszczyła brwi.

– Możemy jechać szybciej? Mam mało czasu.

Kierowca początkowo nie odpowiedział. Powoli skręcił na światłach, blask pobliskiego billboardu rzucał zmieniające się kolory na wnętrze kabiny. Cisza trwała wystarczająco długo, by Eve podniosła wzrok znad telefonu.

– Czytała pani kiedyś Ewangelię świętego Łukasza? – spytał nagle, jego głos był chrapliwy i głęboki, jak echo.

Eve zmrużyła oczy.

– Słucham?

– Łukasz – powtórzył, wzrok nadal miał utkwiony w drodze. – Rozdział drugi. „A byli w tej krainie pasterze, którzy trzymali straż nocną nad swoją trzodą”.

Dreszcz przebiegł po jej skórze, ale Eve go zignorowała.

– Słuchaj, jeśli to jakaś próba zwerbowania mnie do grupy biblijnej…

Kierowca cicho się zaśmiał.

– To nie jest żadna próba. To opowieść. Starsza niż to miasto. Starsza niż ten kraj.

Eve poruszyła się niespokojnie. Taksówka znowu skręciła, wjeżdżali coraz głębiej w Manhattan, a wirujące chmury nad nimi podążały niczym cień. Za oknem świąteczne szaleństwo Times Square wydawało się prawie… zamrożone. Ludzie chodzili w zwolnionym tempie. Uliczny artysta w czapce Świętego Mikołaja zatrzymał się w połowie tańca, z twarzą uniesioną ku niebu. Święty Mikołaj z Armii Zbawienia — ten sam, prawda? — stał teraz na rogu ulicy, dzwoniąc dzwonkiem. Jak mógł tak szybko się przemieścić?

Głos Eve zabrzmiał ostrzej, niż zamierzała.

– Nie interesują mnie wersety z Biblii, okej? Po prostu zawieź mnie do hotelu.

Dłonie kierowcy mocniej zacisnęły się na kierownicy.

– Nie musi pani wierzyć – powiedział cicho. – Ale warto wiedzieć.

Eve znowu spojrzała na odbicie mężczyzny w lusterku. Jego twarz wydawała się inna — starsza, bardziej zmęczona, a jednocześnie nieskończenie łagodna. Było coś w sposobie, w jaki na nią patrzył, co sprawiło, że żołądek jej się ścisnął.

– O czym pan mówi?

– O tej samej historii – odparł. – Ludzie patrzą w górę i widzą coś, czego nie potrafią wyjaśnić. Słyszą rzeczy, których nie rozumieją. Anioły. Wiadomości. Cuda. Dzieje się to co roku, od ponad dwóch tysięcy lat. A mimo to każdego roku ludzie są zaskoczeni.

Taksówka zwolniła na światłach. Na zewnątrz powietrze stało się jeszcze dziwniejsze — słaby, złocisty blask przebijał się przez nienaturalne chmury. Eve wychyliła się, by spojrzeć i przez ułamek sekundy, wydawało jej się, że widzi coś poruszającego się na niebie: figurę, cień, ogromny i migoczący.

Mrugnęła. Zniknęło.

– To szaleństwo – mruknęła.

Kierowca nie odpowiedział. Taksówka jechała dalej, mijając rząd migoczących świateł, które teraz wydawały się przygaszone, mniej rzeczywiste. Atmosfera w samochodzie gęstniała. Eve poczuła, że robi jej się słabo.

– Nie mam na to czasu – powiedziała, chwytając za klamkę. – Proszę się zatrzymać. Wysiądę.

Ale taksówka nie zwolniła. Głos kierowcy brzmiał spokojnie, niemal łagodnie.

– Wie pani, co jest zabawne? – powiedział. – To właśnie tacy ludzie jak pani — ci, którzy nie wierzą, którzy drwią — zawsze słyszą przesłanie jako pierwsi.

– Przesłanie? – prychnęła Eve. – Jakie przesłanie? Pan chyba oszalał!

Kierowca obrócił lekko głowę, a ich spojrzenia spotkały się w lusterku.

– To samo, które aniołowie przekazali pasterzom: „Nie lękajcie się”.

Eve zastygła. Otworzyła usta, żeby zaprotestować, powiedzieć cokolwiek, ale nie wydobyła z siebie ani słowa. Spojrzała ponownie za okno i tym razem nie mogła zaprzeczyć temu, co widziała.

Ponad Manhattanem niebo się rozstąpiło. Snop złotego światła przebił mrok, a w jego wnętrzu — lśniące i nieziemskie — unosiły się sylwetki. Kształty istot o ogromnych, promiennych skrzydłach, zbyt jasne, by na nie patrzeć, zbyt piękne, by je pojąć. Na ulicach zapanował chaos; ludzie wskazywali niebo, ich twarze były blade i oszołomione.

Serce Eve dudniło jej w uszach.

– Co... co to jest?

Kierowca zatrzymał taksówkę przy krawężniku. Odwrócił się do niej po raz pierwszy, jego spojrzenie — niesamowicie błękitne — przenikało ją na wskroś.

– To przypomnienie – powiedział cicho. – Że nawet w takim miejscu jak to, coś większego zawsze patrzy. Zawsze patrzyło.

Eve wpatrywała się w niego, bez tchu.

– Kim jesteś?

Uśmiechnął się ledwie zauważalnie.

– Posłańcem.

Zanim zdążyła odpowiedzieć, drzwi obok niej otworzyły się same. Zimne powietrze wdarło się do środka, otrzeźwiając ją nagle. Wypadła z taksówki, jej obcasy głośno zastukały o chodnik. Gdy się odwróciła, taksówki już nie było.

Stała na chodniku, dysząc ciężko, wpatrując się w niebo. Złote światło już gasło, a chmury zaczęły się znowu zbierać, jakby chciały wszystko ukryć. Wokół niej tłum szemrał zdezorientowany, ludzie kręcili głowami, jakby budzili się z dziwnego snu.

Eve spojrzała na swój telefon, ręce jej drżały. Ekran był pusty, martwy. Myśli galopowały w jej głowie. To musiała być halucynacja. Albo jakiś trik.

A jednak, kiedy spojrzała na niebo po raz ostatni, nie potrafiła pozbyć się słów, które wypowiedział kierowca.

„Nie lękajcie się.”

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
AlexPretnicki · dnia 31.12.2024 16:14 · Czytań: 134 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Komentarze
Darcon dnia 31.12.2024 16:20
Trzymasz poziom, Alex. Rozdział pierwszy nie rozczarował, powiedziałbym nawet, że odpowiednio czytelnika wciąga. W zasadzie, po prologu i pierwszym rozdziale, śmiem powiedzieć, że to mogłaby być powieść na półce w księgarni. Nie będzie odstawać poziomem od średniej "półkowej". :)
Pozdrawiam.
AlexPretnicki dnia 31.12.2024 20:23
Dziękuję, za dobre słowo :)
Jacek Londyn dnia 08.01.2025 16:13
Dobrze się czyta, historia biegnie wartko. Żeby było lepiej niż "średnia półkowa w księgarni" :), jak pisze Darcon, , warto jeszcze popracować nad tekstem - logiką zdań i właściwym doborem wyrazów. Mogę się oczywiście mylić, ale to co niżej wydaje mi się do poprawy:


gryzł odsłoniętą skórę mimo gęstych tłumów ludzi, którzy gnali przez Times Square

Eve Nathaniel zacisnęła mocniej pas swojego beżowego trencza Burberry wokół szczupłej sylwetki, ignorując lodowaty podmuch wiatru, który przeszywał Times Square.

Czarne skórzane rękawiczki ściskały telefon i notatnik — narzędzia jej pracy i talizmany jej ambicji.

Zmrużyła oczy, patrząc na rozświetlone reklamy — uśmiechnięte modelki otoczone cyfrowymi śnieżynkami, pary popijające gorącą czekoladę i wymieniające się pierścionkami z diamentami. Ten spektakl był niemal groteskowy w swojej wymuszonej radości. „Wesołych Świąt, Nowy Jork!” — zdawały się krzyczeć billboardy. Eve przewróciła oczami.

Eve niemal słyszała nosowy głos Ricka Howarda, który odbijał się echem w jej głowie, gdy rozparł się w ergonomicznym fotelu z lekko poluzowanym krawatem po lunchu:

Masz talent do kiczu. Wykorzystaj go.
Kicz. Słowo, którego nienawidziła niemal tak bardzo jak samego Ricka.


Eve Nathaniel nie wierzyła w anioły. Ani w cuda. Ani w Boże Narodzenie. Wierzyła w statystyki, znajomości i bezlitosną matematykę przetrwania w branży medialnej.

Eve poda im to na gorąco, z kokardą na wierzchu.

— Jesteś jak cholerna śnieżna kula, Nathaniel — powiedział kiedyś kolega na zakrapianej imprezie świątecznej. — Perfekcyjna na zewnątrz, pusta w środku.

W końcu dotarła na „świąteczny punkt”

– Przepraszam panią – odezwał się głos. Eve odwróciła się, a jej twarz już była ustawiona w wyćwiczonym uśmiechu — ciepłym, uprzejmym, fałszywym.

– Czy mogłaby pani zrobić nam zdjęcie? – zapytał, podając jej telefon.

– Oczywiście – odpowiedziała Eve, biorąc urządzenie i cofając się o krok.

Jego oczy — dziwne, nienaturalnie jasne — utkwiły w jej spojrzeniu.

Po raz pierwszy tego dnia Eve poczuła coś obcego, co prześlizgnęło się przez jej perfekcyjnie wypracowany cynizm: niepokój.

Były lepsze, cichsze miejsca — ale Plaza była instytucją, dowodem jej sukcesu.

Taksówka znowu skręciła, wjeżdziali coraz głębiej w Manhattan, a wirujące chmury nad nimi podążały niczym cień.

Kształty istot o ogromnych, promiennych skrzydłach, zbyt jasne, by na nie patrzeć, zbyt piękne, by je pojąć.

ich twarze były blade i oszołomione.

Serce Eve dudniło jej w uszach.

jego spojrzenie — niesamowicie błękitne — przenikało ją na wskroś.

Wypadła z taksówki

Pozdrawiam
JL
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
wolnyduch
17/01/2025 22:53
Dziękuję za komentarz, też byłam psiarą, miałam w swoim… »
wolnyduch
17/01/2025 22:49
Dziękuję alos za komentarz, no cóż, trudno mi… »
wolnyduch
17/01/2025 22:38
Nie jestem znawczynią haiku, ale to powyższe do mnie… »
wolnyduch
17/01/2025 22:34
Smutny wydźwięk, msz świniom żyje się dobrze, mam na myśli… »
wolnyduch
17/01/2025 22:26
Wiersz mi się podoba, sądzę, że jest bardzo osobisty. Ten… »
wolnyduch
17/01/2025 22:19
ciekawie, aczkolwiek inne poglądy nie muszą oznaczać tektur… »
wolnyduch
17/01/2025 22:12
Ciekawy, jak dla mnie zaskakujący kontrast dwóch postaci,… »
wolnyduch
17/01/2025 22:07
Jak zwykle nietuzinkowo i ciekawie, choć ostatnie zdanie… »
nicekk
16/01/2025 20:28
O to dużo się za tą "linią" kryło :) »
K.i.r.o
12/01/2025 20:45
Zgodzę się z komentarzem powyżej,aczkolwiek w drugiej… »
retro
12/01/2025 19:52
Spawngamer, coś proponujesz? Myślałam, że się mnie boisz, a… »
Jacek Londyn
12/01/2025 19:20
Czytam dalej, akcja nadal płynie wartko. To plus. Mam trochę… »
ajw
12/01/2025 16:30
Wzory henny robione są między innymi cienkimi liniami. W tym… »
Zdzislaw
11/01/2025 11:47
Janusz, dzięki za komentarz i odniesienie do swoich… »
Jacek Londyn
10/01/2025 20:41
Dziękuję, że w czasach, w których ciągle brak nam czasu,… »
ShoutBox
  • Wiktor Orzel
  • 02/01/2025 11:06
  • Wszystkiego dobrego wszystkim!
  • Janusz Rosek
  • 31/12/2024 19:52
  • Udanego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku 2025
  • Zbigniew Szczypek
  • 30/12/2024 22:28
  • Iwonko - dziękując za życzenia - kocham zdrowie i spokój oraz miłość, pełną świąt! A Tobie Iwonko i wszystkim na PP życzę Szczęśliwego Nowego Roku, by każdy dzień był święty/świętem
  • ajw
  • 22/12/2024 11:13
  • Kochani, zdrowych, spokojnych i pełnych miłości świąt!
  • Berele
  • 16/11/2024 11:56
  • Siema. Znalazłem strasznie fajną poetkę: [link] Co o niej sądzicie?
  • ajw
  • 01/11/2024 19:19
  • Miło Ciebie znów widzieć :)
  • Kushi
  • 31/10/2024 20:28
  • Lata mijają, a do tego miejsca ciągnie, aby wrócić chociaż na chwilę... może i wena wróci... dobrego wieczorku wszystkim zaczytanym :):)
  • Szymon K
  • 31/10/2024 06:56
  • Dziękuję, za zakwalifikowanie, moich szant ma komkurs. Może ktoś jeszcze się skusi, i coś napiszę.
  • Szymon K
  • 30/10/2024 12:35
  • Napisałem, szanty na konkurs, ale chciałem, jeszcze coś dodać. Można tak?
  • coca_monka
  • 18/10/2024 22:53
  • hej ;) już pędzę :) taka zabiegana jestem, że zapominam się promować ;)
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty