"Grzeczny" - zbiór 68 opowiadań - opowiadania nr 49 i 50 - Janusz Rosek
Proza » Długie Opowiadania » "Grzeczny" - zbiór 68 opowiadań - opowiadania nr 49 i 50
A A A

 

„Spadające dłuto” (49)

 

Wróciłem do pracy. Korzystając z rusztowania na kołach, montowaliśmy zamki i okucia do drewnianych okien od strony Alei Adama Mickiewicza. Podcinałem dłutem zagłębienia w futrynach i kwaterach okiennych pod rygle i zamki. Zawiasy były już zamontowane i „nożyce” ogranicznika. Stojąc na rusztowaniu, trzeba się było mocno wychylić. Okna nie dało się otworzyć na całego, bo były bardzo ciężkie. Otwierały się z góry na dół, a wypięcie ograniczników mogło doprowadzić do uszkodzenia kwatery. Poza tym nie można by było dojechać do futryn rusztowaniem. Musieliśmy to robić przy uchylonych oknach. Nie było to wygodne. Po paru godzinach ręce cierpły i trudno było utrzymać narzędzia. Używałem starego dłuta i młotka. Dłuto pomimo swego wieku było ostre i ładnie wykrawało kawałeczki drewna. Miało jedną wadę, wypadało co chwila z drewnianego trzonka. Musiałem go dobijać.

Za którymś razem wypadło mi z trzonka i poleciało na dół, na chodnik.

Zszedłem z rusztowania i pobiegłem na dół. Wyszedłem z budynku muzeum i udałem się na chodnik, gdzie spodziewałem się znaleźć swoje narzędzie. Nie było go tam. Obok była studzienka kanalizacyjna. Może tam wpadło? Nie wiedziałem. Wracając do budynku, zauważyłem grupę ludzi zaraz przy drzwiach wejściowych do muzeum. Pośród nich stał starszy zdenerwowany pan. Trzymając moje dłuto w ręce, wymachiwał nim i pokrzykiwał:

— Ktoś z tego budynku rzucił we mnie tym nożem.

— Świst, pizd i byłby mnie zabił.

— Ja tego tak nie zostawię!

— Zgłoszę, komu trzeba!

Poszedłem do kierownika i przyznałem się, że to mnie wypadło z ręki to dłuto, które wbiło się ostrzem pomiędzy płytki chodnikowe, obok przechodzącego mężczyzny. Zdenerwował się. Nie chciał słuchać, że narzędzie było źle oprawione i dlatego wypadło. Postanowiłem iść do Dyrekcji Muzeum i przeprosić za ten incydent.

Po tym feralnym zdarzeniu zostałem po raz kolejny przeniesiony na inną budowę. Tym razem na duży akademik studencki przy placu Sikorskiego w Krakowie. Nie podobało mi się tam, same ochleje. Nie miałem zamiaru latać nikomu po flaszkę, a tym bardziej flaszek komuś fundować. Zwolniłem się z PBS Budostal 7 i poprosiłem o pracę Komendanta Straży Przemysłowej przy Muzeum Narodowym w Krakowie. Zostałem przyjęty.

 

„Pierwszy maluch” (50)

 

Komendantem Straży Przemysłowej w muzeum był były wojskowy, pan Leszek. Nie bardzo lubił byłych funkcjonariuszy milicji,        ale ze względu na fakt, iż rozpoczynałem swoją służbę w Wojskach Ochrony Pogranicza, przyjął mnie. Był niezłym despotą. Potrafił trzymać krótko stu dwudziestu chłopa i żaden mu nie podskoczył. Trochę dziwne. Miał na to swoje sposoby, o czym mogłem się przekonać, pracując w muzeum kilkanaście lat. Wartownicy wywodzili się w dużej mierze ze wsi i odpowiadał im ten system pracy. Dwadzieścia cztery godziny w pracy i dwa dni wolego. Jako młody wartownik musiałem poznać wszystkie jedenaście oddziałów Muzeum Narodowego w Krakowie. Co miesiąc byłem w innym i tak przez rok. Potem przydzielono mnie do Gmachu Głównego MNK przy Alei 3-go Maja 1. Przez ten rok wędrówki zorientowałem się, w którym muzeum co się znajduje. Teraz już wiedziałem, gdzie jest Galeria Barwy i Broni, gdzie mogę zobaczyć Hołd Pruski, a gdzie Damę z gronostajem. Wcześniej tego nie wiedziałem.

Jako dziecko bywałem z klasą w krakowskich muzeach, ale jak to zwykle bywa, jeżeli ktoś cię do czegoś przymusza, to idziesz, ale bez przyjemności. Jedno, co cię interesuje, to czas, kiedy wrócisz do domu.

W Gmachu Głównym pracowało jednocześnie pięciu, sześciu wartowników, dowódca warty, a w tygodniu również Komendant, jego zastępca i specjalista ds. tajnych. W soboty i niedziele było luźniej. Dosłownie. Byli tylko pracownicy dyżurni i obsługa galerii. Obok tego budynku był parking wewnętrzny, gdzie pracownicy mogli zaparkować swoje samochody. Prawie wszyscy je mieli. Ja nie. Chociaż miałem Prawo Jazdy, nie miałem auta. Postanowiłem to zmienić. Szukałem jakiegoś samochodu do jazdy. Wypatrzyłem ogłoszenie. Na ulicy Wąwozowej w Krakowie był do sprzedaży mały Fiat. Kupiłem go. Nie rozmawiałem o tym z nikim, nawet z żoną. Po prostu kupiłem. Za tyle, ile miałem. Mogłem się poradzić, ale kolejny raz postanowiłem sam podjąć ważną decyzję.

Według zasad panujących w moim rodzinnym domu to mężczyzna powinien podejmować ważne decyzje, kobieta jedynie przyjmować je do wiadomości. Takie wychowanie wyniosłem z domu i uważałem, że to jest właściwe.

Myliłem się.

Kupiłem malucha w sobotę po południu. W niedzielę się zepsuł.                                                                                          Jadąc do pracy, do muzeum zaczął mi przerywać i w końcu zgasł. Padał deszcz. Zatrzymałem się w połowie drogi do pracy. Zdjąłem kopułkę z aparatu zapłonowego. Zacząłem czyścić. Jakiś element wpadł mi do kałuży, szukałem go. Znalazłem. Poskładałem i odpaliłem. Samochód ruszył, ale był słaby. Chodził bardzo głośno. Jakoś dojechałem do muzeum. Kiedy podjeżdżałem pod gmach, koledzy wyszli zobaczyć, kto jedzie. Józef i Wiesław przyjrzeli się silnikowi. Okazało się, że nie założyłem kapturka na jedną ze świec. Poprawili to i auto jechało normalnie. Psuło się jednak na potęgę. Jak nie silnik, to skrzynia biegów, albo tłumik.

Tłumik przepalił się i tłukł się przeokropnie. Postanowiłem go wymienić. W Baumaxie, gdzie podjąłem dodatkową pracę, na hali były wysokie trawersy. Odpowiednie do tego przedsięwzięcia. Przypomnieć trzeba, że był to rok 1994. Od pięciu lat byłem żonaty, a w lipcu 1990 roku urodziła nam się córka. W listopadzie 1993 roku syn. Mieszkaliśmy teraz na osiedlu Na Wzgórzach w Krakowie. Potrzeby były większe, zacząłem więc szukać dodatkowej pracy. Podobnie jak większość pracujących w muzeum kolegów zgłosiłem się do jednej z krakowskich Agencji Ochrony. Był to Inter-Art. Zajmowali się ochroną placów budów, hurtowni, czy apartamentowców. Dostałem przydział do składu materiałów stalowych Huty im. Tadeusza Sędzimira w Krakowie. Były trzy takie składy: Sambud, Baustal i Baumax. Ja pracowałem w tym ostatnim.

Mając służbę w sobotę, kiedy nikogo nie było na placu, postanowiłem wykorzystać ten czas i wymienić sobie przerdzewiały tłumik. Znalazłem grube dechy i układając je na wysokich trawersach, najechałem tylnymi kołami mojego Fiata 126 na te deski.          Było dobrze. Miałem dostęp do wszystkich śrub. Na siedzeniu miałem nowiutki tłumik wraz z uszczelkami. Odkręciłem dwie śruby  i odkręcałem trzecią, kiedy jedna z desek zaczęła przeraźliwie trzeszczeć, by po chwili się złamać. Przygniotło mnie. Ledwo mogłem oddychać.

Nie było sensu wołać pomocy, bo przecież na składzie nikogo nie było, oprócz Sabriny. Ona jednak nie mogła mi pomóc, bo była owczarkiem kaukaskim i nie potrafiła używać windy. Próbowałem się wydostać spod auta, ale nie było ta wcale proste.

Modliłem się, tylko żeby nie złamała się druga deska, bo wtedy nie byłoby, co zbierać. Zginąłbym przygnieciony własnym samochodem. Zacząłem zrywać z siebie grubą kurtkę służbową, potem bluzę. Wszystko to robiłem, leżąc przyciśnięty miską olejową auta. W końcu się wyczołgałem. Podrapany i brudny, ale szczęśliwy, bo przeżyłem.

Mój maluch „skarbonka” kosztował mnie jeszcze sporo pieniędzy, zanim naprawdę nadawał się do jazdy. Wraz z Jerzykiem, bratem mojej małżonki wyremontowaliśmy silnik, skrzynię biegów, zawieszenie, oświetlenie. Wymieniliśmy tapicerkę i pokrowce na siedzeniach. Zaczął wyglądać i jeździć. Kupiłem mu nawet śliczne kołpaki na zardzewiałe felgi. Było nieźle. Finansowo mocno wspierał mnie ojciec Alinki. Nie wiem, czy dlatego, że mnie lubił, czy było mu po prostu wstyd, że jeździmy takim gruchotem. 

Fakt faktem sporo mi pomógł. Postanowiłem się odwdzięczyć i zawieźć go do Staszowa na grzyby. Zwykle jeździliśmy w trójkę, ale tym razem Jerzyk nie mógł pojechać. Postanowiliśmy udać się w podróż we dwóch. Lało przez całą noc. Teściowa i moja małżonka odradzały nam tę podróż, ale byliśmy zdecydowani. Uparliśmy się i pojechaliśmy.

 Pogoda była brzydka, cały czas padał deszcz, ale mieliśmy nadzieję, że w kieleckim będzie inaczej. Nie znałem trasy, bo nigdy wcześniej nie jechałem sam do Staszowa. Miałem jednak pilota, teścia. On znał. Chyba jednak też wcześniej nigdy nie był „pilotem rajdowym”, bo informacje o skręcie w prawo lub lewo przekazywał mi, kiedy właśnie mijaliśmy skrzyżowanie. Czasami musiałem zawracać. Dojechaliśmy jednak bezpiecznie aż do Solca. Potem zaczęły się schody. Wąska wijąca się droga pomiędzy budynkami wspinała się mocno pod górę. Nie było tam poboczy ani rowów. Obok jednego z zabudowań przy samej drodze znajdowała się obora. Spływała z niej gnojowica na prawy pas drogi. Na mój pas. Zaraz za nią droga mocno skręcała w lewo. Należało zwolnić. Nie wiedziałem jednak o tym ciasnym zakręcie. Jechałem szybko. Kiedy zobaczyłem zakręt, pociągnąłem kierownicę mocno            w lewo. Niestety. Było zbyt szybko. Nie zmieściłem się w tym zakręcie i ślizgiem po tej gnojowicy dobiłem do obory.

Mój teść na skutek uderzenia w oborę zmienił miejscówkę w maluchu. Z przedniego siedzenia przeleciał do tyłu, bo złamało się przerdzewiałe mocowanie siedzenia. Na szczęście nic mu się nie stało.

Wysiedliśmy z auta i zaczęliśmy oglądać uszkodzenia. Nie wyglądało źle.

Kołpak był złamany. Felga lekko zagięta. Wymieniłem koło na zapasowe i ruszyliśmy w drogę. Tym razem jednak nie do Staszowa,  ale w powrotną do Krakowa. Deszcz cały czas padał. Marne szanse na grzyby. Powoli stres nas opuszczał. Teść teraz siedział na tylnym siedzeniu, bo przednie się do tego nie nadawało. Leżało połamane. Jechałem wolniej. Minęliśmy Solec i kierowaliśmy się na Zielonki. Wszystko wydawało się w porządku. Przez Zielonki biegła główna droga Kraków – Sandomierz i do Połańca.

 

Dojeżdżałem  do skrzyżowania. Nacisnąłem na hamulec, a ten wpadł mi w podłogę bez żadnego oporu. Auto nie zwalniało. Sparaliżował mnie strach. Zapomniałem o ręcznym hamulcu. Mogłem go zaciągnąć. Zapewne nie zatrzymałbym auta w miejscu, ale być może mógłbym na tyle zwolnić, żeby wjechać w to skrzyżowanie, skręcając w prawo. Nie zaciągnąłem. Próbowałem skręcić bez hamowania. Nie udało się. Uderzyłem w nadjeżdżające od strony Sandomierza Reno25. Wybiłem go z toru jazdy. Auto przechyliło się na lewy bok i jadąc na dwóch kołach, zaparkowało w rowie pomiędzy ogrodzeniem posesji a potężnymi rurami bilborda.

— Zabiłeś ich— cicho powiedział mój teść, który z wyniku czołowego uderzenia w inne auto ponownie zameldował się na przednim siedzeniu.

Wystraszyłem się. Z niepokojem spoglądałem w kierunku Reno. Wyszliśmy z malucha i daliśmy się w kierunku poszkodowanych. Nam się nic nie stało. Już w połowie drogi do ogrodzenia zauważyłem, że z auta wysiadają ludzie. Nie wiedziałem jednak, czy to wszystkie osoby. Dzięki Bogu było ich dwóch. Obaj wyszli z tego bez szwanku. Lekkie zadrapania. Gorzej wyglądały nasze samochody. Pojawiła się Policja. Ze względu na znaczne szkody w samochodzie poszkodowanych zostałem zaproszony do stawienia się przed Kolegium ds. Wykroczeń w Busku-Zdroju i nagrodzony za swoje dokonania kwotą 600 złotych.

Dzięki finansowej pomocy teścia przywieźliśmy rozbitego malucha do Krakowa i naprawiłem go. Nawet jeździłem nim jeszcze prawie rok, ale bez teścia. On już nie chciał ze mną jeździć. Bał się. Nawet mu się nie dziwię.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Janusz Rosek · dnia 06.01.2025 22:07 · Czytań: 93 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
wolnyduch
17/01/2025 22:53
Dziękuję za komentarz, też byłam psiarą, miałam w swoim… »
wolnyduch
17/01/2025 22:49
Dziękuję alos za komentarz, no cóż, trudno mi… »
wolnyduch
17/01/2025 22:38
Nie jestem znawczynią haiku, ale to powyższe do mnie… »
wolnyduch
17/01/2025 22:34
Smutny wydźwięk, msz świniom żyje się dobrze, mam na myśli… »
wolnyduch
17/01/2025 22:26
Wiersz mi się podoba, sądzę, że jest bardzo osobisty. Ten… »
wolnyduch
17/01/2025 22:19
ciekawie, aczkolwiek inne poglądy nie muszą oznaczać tektur… »
wolnyduch
17/01/2025 22:12
Ciekawy, jak dla mnie zaskakujący kontrast dwóch postaci,… »
wolnyduch
17/01/2025 22:07
Jak zwykle nietuzinkowo i ciekawie, choć ostatnie zdanie… »
nicekk
16/01/2025 20:28
O to dużo się za tą "linią" kryło :) »
K.i.r.o
12/01/2025 20:45
Zgodzę się z komentarzem powyżej,aczkolwiek w drugiej… »
retro
12/01/2025 19:52
Spawngamer, coś proponujesz? Myślałam, że się mnie boisz, a… »
Jacek Londyn
12/01/2025 19:20
Czytam dalej, akcja nadal płynie wartko. To plus. Mam trochę… »
ajw
12/01/2025 16:30
Wzory henny robione są między innymi cienkimi liniami. W tym… »
Zdzislaw
11/01/2025 11:47
Janusz, dzięki za komentarz i odniesienie do swoich… »
Jacek Londyn
10/01/2025 20:41
Dziękuję, że w czasach, w których ciągle brak nam czasu,… »
ShoutBox
  • Wiktor Orzel
  • 02/01/2025 11:06
  • Wszystkiego dobrego wszystkim!
  • Janusz Rosek
  • 31/12/2024 19:52
  • Udanego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku 2025
  • Zbigniew Szczypek
  • 30/12/2024 22:28
  • Iwonko - dziękując za życzenia - kocham zdrowie i spokój oraz miłość, pełną świąt! A Tobie Iwonko i wszystkim na PP życzę Szczęśliwego Nowego Roku, by każdy dzień był święty/świętem
  • ajw
  • 22/12/2024 11:13
  • Kochani, zdrowych, spokojnych i pełnych miłości świąt!
  • Berele
  • 16/11/2024 11:56
  • Siema. Znalazłem strasznie fajną poetkę: [link] Co o niej sądzicie?
  • ajw
  • 01/11/2024 19:19
  • Miło Ciebie znów widzieć :)
  • Kushi
  • 31/10/2024 20:28
  • Lata mijają, a do tego miejsca ciągnie, aby wrócić chociaż na chwilę... może i wena wróci... dobrego wieczorku wszystkim zaczytanym :):)
  • Szymon K
  • 31/10/2024 06:56
  • Dziękuję, za zakwalifikowanie, moich szant ma komkurs. Może ktoś jeszcze się skusi, i coś napiszę.
  • Szymon K
  • 30/10/2024 12:35
  • Napisałem, szanty na konkurs, ale chciałem, jeszcze coś dodać. Można tak?
  • coca_monka
  • 18/10/2024 22:53
  • hej ;) już pędzę :) taka zabiegana jestem, że zapominam się promować ;)
Ostatnio widziani
Gości online:70
Najnowszy:Alex Grodhendieck