Przemiany 17
Życie w cywilu okazało się nie być takie proste. Do tej pory Andrzej nie musiał zabiegać o mieszkanie, wyżywienie, ubranie, a nawet pieniądze.
Teraz trzeba było energicznie działać, żeby jakoś wrócić do szarej rzeczywistości i nie pozostawać na utrzymaniu rodziców. Wszystkie znane Andrzejowi zakłady pracy odmawiały mu zatrudnienia albo ze względu na brak właściwego wykształcenia, albo ze względu na brak wolnych etatów. Czas naglił. Już prawie miesiąc Andrzej poszukiwał pracy, jakiejkolwiek. Przypomniał sobie o koledze z wojska, którego ojciec był zastępcą Dyrektora w jednym z przedsiębiorstw budowlanych w Krakowie. Postanowił poprosić o pomoc Przemysława. Chłopak, a właściwie dorosły już mężczyzna posiadający żonę i dzieci bez wahania skontaktował Andrzeja ze swoim ojcem. Ten zaś za namową syna postanowił dać szansę Andrzejowi, nie zważając na brak wykształcenia w branży budowlanej.
Przydzielono go do ekipy stolarzy wykańczających dom, a właściwie willę jednego z dyrektorów tego przedsiębiorstwa. Pracował tam kilka miesięcy. Następnie skierowano Andrzeja na budowę dużego akademika/ bursy przy Placu gen. Władysława Sikorskiego, by na koniec oddelegować go do nowo budowanej części Muzeum Narodowego w Krakowie, przy Al. 3 Maja 1.
Praca była ciężka i słabo płatna, ale Andrzej czuł, że staje się samodzielny i samowystarczalny. Nie był już dla nikogo ciężarem i darmozjadem. Dokładał się do utrzymania domu, kupował wyżywienie. Miał też parę złotych na nowe ciuchy i własne potrzeby. Myślał jednak o przyszłości, o założeniu rodziny.
Nie wiadomo czemu, gdyż nawet nie mieli możliwości poznać Aliny, rodzice Andrzeja żywili do niej niechęć. Nie akceptowali tej znajomości i na różne sposoby starali się odwieść Andrzeja od ślubu. Dawali do zrozumienia Andrzejowi, że nie przyłożą ręki do ich wesela. Ani złotówki.
Andrzej jednak nie zważał na wygłaszane pod adresem Aliny opinie ani na groźby rodziców. Robił swoje. Poprzez znajomą z dawnej pracy Andrzej zakupił złoty pierścionek z brylancikiem i oświadczył się Alinie. Kupił też dwie cieniutkie złote obrączki. Były tak cienkie, jak jego wypłata. Były jednak jego, zakupione za skromne pieniążki przez niego zarobione.
Informacja o zaręczynach i planowanym weselu rozsierdziła rodziców Andrzeja. Byli przekonani, że groźba braku wsparcia w organizacji przyjęcia będzie na tyle skuteczna, iż porzuci on myśli o ożenku.
Mylili się. Im bardziej obrzydzali Andrzejowi osobę Aliny, tym bardziej popychali go w jej ramiona.
Odwrotnie było w przypadku rodziców i krewnych Aliny. Oni zachęcali ich do ślubu i obiecywali wsparcie na początku nowej drogi życiowej. Jakże różne postawy. Andrzejowi bardzo podobało się zachowanie rodziców Aliny, ich stosunek do córki i bądź co bądź obcego jeszcze człowieka wchodzącego do ich rodziny. Dokładnie — wchodzącego do ich rodziny, bo po samodzielnym podjęciu decyzji o ślubie Andrzej już nie miał co marzyć o sprowadzeniu Aliny do ich rodzinnego domu. Zresztą, ona tam iść nie chciała. W całym okresie narzeczeństwa była u Andrzeja może trzy razy i po każdej z tych wizyt wychodziła zapłakana. Spotykała się z jakąś przykrością, z jakimś przytykiem, z uszczypliwościami pod jej adresem, a nawet obelgami. Nie chciała ich znać.
Andrzejowi było bardzo przykro z tego powodu, bo kochał swoich rodziców. Spodziewał się jednak takiego zachowania, gdyż nie podporządkował się ich słowom i poszedł własną drogą. Musiał radzić sobie sam.
— Jak sobie pościeliłeś, tak się wyśpisz — wyrzekła na odchodne mama Andrzeja.
— Na nas nie licz!
Co było robić? Należało zakasać rękawy i brać się do roboty, żeby zarobić na to wesele i jaki taki start.
Czas szybko mijał. Dni przechodziły w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Wszystko już było ustalone. Data ślubu, kościół, dom weselny, orkiestra. Zostało zaprosić gości. Tu pojawił się problem.
Obie rodziny były liczne, a wynajęta sala miała ograniczone możliwości. Trzeba było wybierać, kogo zaprosimy na wesele, a kogo nie. Gdyby zaprosić wszystkich bliskich z rodzinami uzbierałoby się trzysta osób. Andrzej i Alina mogli zaprosić sto.
Rozmowa z rodzicami Andrzeja na ten temat zakończyła się wielką awanturą, oburzeniem i odmową uczestniczenia w weselu. Na nic się zdały zapewnienia, że po drugiej stronie uczynili podobnie.
Andrzej, wychodząc z rodzinnego domu, miał ogromny żal do rodziców i wstydził się swojej rodziny.
Cały ciężar przygotowań spoczął na rodzinie Aliny, gdyż rodzice Andrzeja jak powiedzieli, tak uczynili. Nie dołożyli ręki do tego wesela. Ograniczyli się do tzw. wyprowadzin. Ich zdaniem to rodzice panny młodej organizują i finansują przyjęcie weselne. Andrzej nie rozumiał toku ich rozumowania. Miał nadzieję, że mimo wszystko przyjadą na wesele syna. Zapożyczył się u kolegów z pracy, żeby kupić sobie garnitur do ślubu, wynająć samochody do przewiezienia gości i zapłacić księdzu za zapowiedzi i ślub. Wierzył, że po przyjęciu weselnym będzie mógł wszystko oddać z naddatkiem. Mylił się.
Zaproszeni goście co prawda przybyli na wesele, ale atmosfera była napięta, jakby zaraz z czarnej chmury miał uderzyć grom. Na szczęście w kościele obyło się bez ekscesów i obie grupy gości udały się do domu weselnego. Kiedy Andrzej z Aliną dołączyli do gości po sesji zdjęciowej, zauważyli wyraźny podział. W jednej części sali siedzieli uśmiechnięci, kulturalni goście ze strony Aliny, w drugiej zadąsani, wulgarni i krzykliwi z rodziny Andrzeja. Andrzej próbował rozładować atmosferę i zaprosić gości do wspólnej zabawy. Nie udało się. Jego słowa wywołały lawinę oskarżeń i roszczeń. Według rodziców Andrzeja wszystko było nie tak. Posadzono ich w gorszej części sali, podawano im obiad w drugiej kolejności, jakby byli gorsi od tamtych, a co najgorsze dla wielu z nich nawet rosołu zabrakło. Wstyd!
Andrzej wysłuchał tych uwag i już zamierzał przeprosić za niedogodności, kiedy zobaczył jednego z braci ojca gaszącego papierosa w misie z sałatką jarzynową.
— Wstyd?
— Mówicie, że to wstyd?
— A co powiecie na to zachowanie waszych bliskich?
— Moim zdaniem to jest wstyd!
— Wstyd mi przynosicie przy innych gościach!
Nie było jeszcze dwudziestej, kiedy rodzina Andrzeja zapakowała się do wynajętych przez niego samochodów i opuściła dom weselny. Andrzej wyszedł na zewnątrz, aby zaczerpnąć świeżego powietrza i się popłakał. Nie tak wyobrażał sobie dzień swojego wesela. Rozejrzał się dookoła. Nikogo z jego bliskich już nie było. Jakby w wyrazie protestu wszyscy jednocześnie opuścili salę. Tylko trzech kuzynów Andrzeja z Nowej Huty bawiło się dalej, nie zważając na wychodzących gości. Ci jednak byli z miasta i prezentowali zupełnie inny styl. Grzeczni, kulturalni, zabawni. Andrzej ucieszył się, że oni pozostali. Minęła długa noc. Andrzej po wyjściu rodziców i krewnych poczuł swego rodzaju ulgę. Gdyby nie fakt, że nowe buty obtarły mu stopy, uznałby tę noc za całkowicie udaną. Pora było opuścić lokal i położyć się spać. Przed zaśnięciem jednak postanowili z Aliną zajrzeć do prezentów i kopert, jakie otrzymali od gości. Prezenty od krewnych Aliny były starannie zapakowane a koperty podpisane. Ich zawartość też była znaczna. Koperty od rodziny Andrzeja nie dość, że były anonimowe, to w kilku przypadkach puste.
Andrzej poczerwieniał ze złości i opuścił głowę, bo było mu naprawdę wstyd przed Aliną.
Nie dość, że rodzice nie dołożyli się do wesela, nie pomogli choćby w przygotowaniach, to jeszcze goście z jego strony zadrwili z Andrzeja, przekazując puste, brudne koperty.
— Jak my sobie poradzimy? — zastanawiał się Andrzej, widząc te puste koperty i mając w świadomości potrzebę zwrotu pożyczonych pieniążków na garnitur, samochody, etc.
Alina nic nie mówiła, ale jej spojrzenie krzyczało — Wstyd!
Następnego dnia niespodziewanie do drzwi mieszkania Aliny zapukał Wiesiek. Kolega Andrzeja, który swoim samochodem Nysa przywiózł i odwiózł część gości z wesela Andrzeja. Andrzej otworzył drzwi.
— Cześć Andrzej — powiedział Wiesiek i wszedł do mieszkania.
— Przepraszam, że nie dałem wam wczoraj prezentu, ale to wszystko działo się tak szybko.
— To dla was ode mnie — mówiąc to, wręczył Alinie i Andrzejowi kopertę z zawartością.
— Wraz z Lucyną życzymy wam wszystkiego najlepszego. Dużo zdrowia.
Zaskoczony zachowaniem Wiesława Andrzej nawet nie zapytał o rozmowy rodziców i bliskich podczas drogi powrotnej do domu. Pobiegł do małego pokoju i wręczył Wieśkowi dwie butelki wódki Krakus. Alina przygotowała dla niego paczkę z wędliną i ciastem. Wychodząc Wiesiek, powiedział:
— Nie przejmuj się Andrzej.
— Z czasem was zaakceptują.
— Moi też nie uznawali Lucyny, a teraz ją kochają.
— Chciałbym w to wierzyć — powiedział Andrzej, odprowadzając Wiesława do drzwi.
— Byłbym zapomniał — zagadnął Wiesław, wyciągając kolejną kopertę z pieniążkami.
— To od Jasia Wąsika dla was i nie martw się o należność za Audi.
— Macie to w prezencie.
— Szczęść wam Boże na nowej drodze życiowej — mówiąc to, wyszedł z mieszkania i pojechał.
Andrzej stał jak wryty i próbował zrozumieć to, co się właśnie stało. Obcy ludzie wykazali się wrażliwością, zrozumieniem i serdecznością, jakiej zabrakło jego rodzinie. Kolejny raz poczuł się upokorzony i znieważony przez bliskich. Chciało mu się płakać, ale postanowił być twardym i na przekór całemu złu iść obraną przez siebie drogą.
— Czy jego silna wola wystarczy?
— Czy brak akceptacji Aliny przez rodzinę Andrzeja nie doprowadzi do osłabienia ich uczucia i do kolejnych problemów na dopiero co rozpoczętej drodze życiowej?
— Jak zachowają się rodzice Aliny i czy wystarczy im sił, aby jednostronnie wspierać małżonków?
— A może rodzice Andrzeja się przełamią i zaakceptują jego wybór?
Zobaczymy…
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt