Światło przenika poprzez moje tęczówki, a szum radia dociera do mojego ucha, rozpraszając ciszę wypełniającą ulicę. Wszystko wydaje się być nad wyraz wyraziste – kolory są jaskrawsze, dźwięki bardziej donośne, a nawet powietrze zdaje się mieć swoją fakturę, lekko szorstką, jakby utkane było z niewidzialnych włókien.
Idę ulicą, wpatrując się w brukowane chodniki i monumentalne fasady kamienic, które wydają się przytłaczające w swoim ciężkim, wiekowym pięknie. Mijam przechodniów – są ich dziesiątki, może setki, a jednak w moich oczach zdają się być jednością. Jest w nich coś dziwnie wspólnego, jakaś nienamacalna cecha, która splata ich losy w jeden, pulsujący organizm. Ich sylwetki, choć smukłe i różnorodne w swoich ubraniach, kolorach i fasonach, tworzą spójną całość. Widzę kobiety i mężczyzn, widzę starców i młodych, ale na każdej twarzy dostrzegam to samo coś – nieokreślone, ulotne podobieństwo.
Ich oczy, choć różnią się barwą, niosą w sobie to samo światło, tę samą melancholię, może nadzieję, a może tęsknotę. Kolor skóry, włosów, wzrost – wszystko zdaje się jedynie nieistotnym detalem, maską przykrywającą głębszą prawdę. W ich spojrzeniach widzę siebie, odbicie własnych myśli i uczuć, jakby każda z tych postaci nosiła w sobie cząstkę mojego istnienia. Może to tylko złudzenie, może wyraz mojego zmęczenia lub osamotnienia, ale wydaje mi się, że ta odmienność, którą dostrzegam w każdym z nich, jest jedynie fasadą, czymś powierzchownym, podczas gdy w istocie wszyscy są jednością.
To dziwne uczucie – jednocześnie odnajdywać bliskość w tłumie i czuć się od niego odizolowanym. Idąc dalej, coraz silniej uświadamiam sobie, że mimo pozornej jedności ze światem, jestem w nim obcy. Każdy, kogo mijam, ma swoje życie, swoje myśli, które nigdy nie będą moimi, swoje wspomnienia, do których nie mam dostępu. Każdy z nich wróci do swojego domu, gdzie czekają na niego bliscy, codzienne rytuały, ciepło znajomych ścian. Ja natomiast czuję się jak wędrowiec, ktoś, kto nigdy nie zagrzał miejsca, ktoś, kto istnieje tylko na granicy rzeczywistości i własnych myśli.
Zatrzymuję się przy witrynie kawiarni. Za szybą widzę ludzi siedzących przy drewnianych stolikach, pochylonych nad filiżankami kawy, pogrążonych w rozmowach lub zapatrzonych w ekrany telefonów. Jest w ich ruchach coś uspokajającego, pewna rutyna, której nigdy nie potrafiłem się nauczyć. Obserwuję ich przez chwilę, zastanawiając się, jak to jest – żyć bez tego nieustannego poczucia separacji.
W końcu ruszam dalej, mijając kolejnych przechodniów, kolejnych ludzi, którzy są jednocześnie tacy sami i zupełnie inni. Moje kroki odbijają się echem wśród wysokich kamienic, jakby miasto chciało przypomnieć mi, że mimo wszystko jestem jego częścią. Może w rzeczywistości nie różnię się tak bardzo od reszty? Może ta dziwna jedność, którą dostrzegłem, jest prawdziwa, a separacja, którą czuję, to tylko iluzja? Może wszyscy jesteśmy fragmentami tej samej układanki, rozsypanymi kawałkami większej całości, które w odpowiednim świetle układają się w jeden obraz?
Podnoszę głowę i po raz pierwszy od dawna pozwalam sobie na uśmiech. Nawet jeśli nadal czuję się obcy, to przecież nadal jestem tu – wśród ludzi, wśród ich myśli i historii. I może to właśnie wystarczy.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt