„Panie Komendancie” (56)
Po wykonaniu obowiązkowego rozpoznania wszystkich oddziałów Muzeum Narodowego w Krakowie zostałem przydzielony do obsługi tzw. Monitorów. Pomiędzy pomieszczeniem Dowódcy Zmiany a ciągiem dyrekcyjnym znajdowało się pomieszczenie specjalne wyposażone w system kontroli dostępu monitoring i śluzy uniemożliwiające wejście do niego osobom niepożądanym. Wejść mogli tylko ci, którym pełniący w środku dyżur wartownicy udzielili dostępu. Pomieszczenie posiadało stanowiska do podglądu sal ekspozycyjnych wraz z systemem nagłośnienia, rejestratory zdarzeń wraz z drukarką, łączność telefoniczną i bezprzewodową z pozostałymi oddziałami muzeum w mieście. Małe centrum dowodzenia. Spokojne i bezpieczne. Trudno tam było podpaść, bo nikt nie mógł wejść niepostrzeżenie. Nawet Komendant Leszek.
Wszyscy wartownicy stawali przed nim na baczność i bali się go jak diabeł święconej wody. Ja na początku również. Z czasem mi przeszło. Nie trząsłem się już przed nim, jak osika, ale denerwowały mnie jego pytania. Nie zawsze wiedziałem, o co mu chodzi i jakiej oczekuje odpowiedzi. Kombinowałem, czasami trafiłem, a czasami nie. Wtedy wylewał na mnie czarę swojej goryczy. Pocieszał mnie fakt, że nie byłem tym jedynym, na którego się uparł. Każdemu coś przygadał. Każdego chciał ośmieszyć, zaskoczyć i pokazać swoją doskonałość. Można by było wielu takich sytuacji uniknąć, gdyby koledzy przekazywali następnym zmianom, co ważnego działo się na obiekcie od mojej ostatniej służby. Niestety tak nie było. My pracowaliśmy w systemie dwadzieścia cztery godziny na czterdzieści osiem. Jeden dzień w pracy i dwa dni wolnego. Komendant był codziennie. Zapytał mnie kiedyś:
— Obcięli te odnogi?
— Nie wiem, o co uchodzi — pomyślałem, ale stanowczo odpowiedziałem:
— Tak, obcięli.
Po jego wyjściu przeczytałem meldunki z poprzednich dni. Okazało się, że chodziło o gałęzie przesłaniające pole widzenia jednej z kamer zewnętrznych na parkingu. Spojrzałem w monitor. Oczywiście, że nie. Nikt ich nie obciął. Aby uniknąć ochrzanu, następnego dnia poszedłem na warsztat, pożyczyłem piłkę do gałęzi i sam je przyciąłem.
Najbardziej znanym epizodem dialogu służbowego pomiędzy Komendantem Leszkiem a panem Januszem była rozmowa dotycząca procedury ustawiania kamer zewnętrznych w przeciągu roboczych dni tygodnia i weekendów. Szczegółowy plan dotyczący kierunków ustawienia kamer, punktów obserwacji i godzin otrzymałem w poniedziałek z samego rana. Zapoznałem się z nim i dostrzegłem pewien szczegół, który moim zdaniem miał niebagatelne znaczenie dla sprawowania prawidłowej ochrony obiektu.
Mianowicie plan ten zakładał ustawienie kamer zewnętrznych w dniach od wtorku do piątku, jak również w soboty i niedziele.
A co z poniedziałkiem — pomyślałem. Nie ma o tym ani słowa. Podzieliłem się tą wątpliwością z dowódcą zmiany i dowódcą pod wartowni przebywających w danej chwili na terenie „monitorów”. Nie potrafili mi odpowiedzieć na to, zasadnicze pytanie. Nie mogłem żyć w nieświadomości. Chwyciłem za słuchawkę i wybrałem numer do Komendanta. Żeby nie powtarzać się i czegoś nie przekręcić włączyłem tryb głośnomówiący. Koledzy słuchali z zaciekawieniem. Zacząłem dialog:
— Dostałem od pana szczegółowy harmonogram ustawiania kamer w poszczególne dni, a nawet godziny. Widzę całą procedurę rozpisaną na robocze dni tygodnia ze zwiedzaniem oraz na weekendy. A co z poniedziałkiem? O tym nie ma ani słowa.
Chłopaki na monitorach pobledli. Komendant chyba też, bo przez chwilę nie było słychać niczego w słuchawce. Po chwili jednak odezwał się głos:
— Chcesz mnie wkurzyć z samego rana? — zapytał Komendant Leszek.
— Ależ skąd, mam na to cały dzień — odpowiedziałem.
Nagle dotarło do mnie, że stała się rzecz straszna. Powiedziałem coś, czego inni by nawet nie pomyśleli. Obejrzałem się za siebie. Na „monitorach” żadnego z kolegów już nie było. Wszyscy uciekli, nawet dowódcy. Zostałem sam na sam z moimi myślami. Nerwowo spoglądałem w kamerę ustawioną na śluzę od strony gabinetu Komendanta. Nie idzie… Co teraz? Po chwili w słuchawce usłyszałem głos:
— Bo wiesz, o co mi chodziło…
— Nie do końca panie Komendancie odpowiedziałem, obserwując zamknięte ciągle drzwi do jego gabinetu.
Nie przyszedł. Mało tego, nigdy mi nie wytłumaczył, jak mają być ustawione kamery zewnętrzne w poniedziałek. Po mniej więcej dwóch tygodniach unieważniono te procedury.
„Nie w tę stronę” (57)
Podczas pracy w Straży Muzeum Narodowego kilka razy w roku mieliśmy szkolenia teoretyczne z przepisów, znajomości broni oraz tzw. wypominki, na których Komendant omawiał poszczególne przypadki niewłaściwego zachowania, albo nieznajomości przepisów. Prawie wszyscy się śmiali z innych do czasu omawiania ich przypadku. Było wesoło, czasami nerwowo, zwłaszcza kiedy w grę wchodziły pieniądze. W naszym przypadku premia uznaniowa była motywatorem i batem jednocześnie. Poza tymi teoretycznymi zajęciami były też strzelania. Jeździliśmy na Pasternik, gdzie pod okiem instruktorów strzelaliśmy z krótkiej i długiej broni służbowej. Przeważnie transport na strzelnicę zapewniało muzeum, ale tym razem było inaczej. Nie mogąc liczyć na samochód muzeum, pojechaliśmy swoimi prywatnymi samochodami.
W tamtą stronę zabrałem dwóch kolegów, ale po strzelaniu wracałem sam do domu. Nikt nie jechał w tym kierunku. Wyjeżdżając z Pasternika, skręciłem w złą stronę i pojechałem w kierunku Zabierzowa. Jechałem przed siebie, bo miałem nadzieję za chwileczkę skręcić ponownie na Kraków. Niestety oddalałem się od miasta, a skrętu na Kraków nie było widać. Uparcie jednak jechałem przed siebie, jak ten dobry wojak Szwejk, który był przekonany, że jak pójdzie cały czas przed siebie, to do domu wróci, bo Ziemia jest okrągła. Zawiodłem się. Nigdzie nie było drogowskazu do Krakowa. Po minięciu tablicy z nazwą miejscowości Rudawa poddałem się i zawróciłem na najbliższym skrzyżowaniu. Do Krakowa jechało mi się doskonale, bo wszystkie drogowskazy wskazywały właściwą drogę.
Czasami trzeba dotrzeć do takiego miejsca, którego nie wolno przekroczyć, zastanowić się nad sobą, otrząsnąć i wrócić na właściwą, bezpieczną drogę.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt